Tawerna RPG numer 106

Sarantyńska mozaika

Sarantyńska mozaika

Powiadają, że nie należy osądzać książki po okładce. Stara, powszechnie znana maksyma, a jednak ludzie cały czas postępują wbrew niej. Re­cen­zo­wa­ne tutaj książki wpadły mi w ręce przypadkiem. W normalnych wa­run­kach pewnie nawet nie zdjąłbym ich z półki. I straciłbym kawał doskonałej literatury.

Największą uwagę zawsze zwracam na bohaterów. Jeśli są dobrze nakreśleni, to fabuła schodzi na dalszy plan. Nie raz przymykałem oko na niedociągnięcia, gdy postacie zdobyły moją sympatię. Wykreowanie ich w sposób wia­ry­god­ny, nadanie indywidualnych rysów, ożywienie przez dialogi i zachowanie… Niewielu pisarzy jest w stanie podołać temu zadaniu. Umieszczenie bohaterów w wiarygodnym, ciekawym świecie też jest trudne. Kayowi obie te sztuki się udały. Chylę czoła, bo jest przed czym.

Mimo to, prolog jakoś mnie nie porwał. Nakreślona jest w nim niewesoła sy­tu­ac­ja cesarstwa sarantyńskiego, którego władca właśnie zmarł. Następcy brak, sąsiedzi tylko czekają na rozpoczęcie walk o sukcesję, lud się burzy. Częściowo z woli tego ostatniego, częściowo dzięki sprytnej manipulacji, nowym panującym zostaje dowódca cesarskiej gwardii, Waleriusz.

Akcja właściwa toczy się kilkanaście lat później, gdy na tronie zasiada już jego siostrzeniec. Głównym bohaterem jest jednak Caius Crispus, mozaicysta spro­wa­dzo­ny do Sarancjum, aby dekorować nowo powstającą świątynię. Człek to nie­szczę­śli­wy, nękany demonami przeszłości, a zarazem porywczy, inteligentny, o ciętym języku. Ta postać jest wprost genialnie nakreślona, ale inni wcale nie wyglądają przy nim blado. Kay zastosował tu ciekawy zabieg. Większość nowo poznanych osób przedstawia część wydarzeń ze swojej perspektywy. I wcale nie muszą to być postacie pierwszoplanowe. Do głosu dopuszczony zostaje nawet biedny rzemieślnik czy pomocnik kucharza. W pierwszym tomie pomaga to poznać osobowość każdego bohatera. Przestają być zapełniaczami tła, o których szybko się zapomina, a stają się kimś ważnym. W ten sposób czytelnik łatwiej się z nimi wiąże i mocniej przeżywa ich perypetie w tomie drugim, gdzie każdy okazuje się być na pewien sposób ważny. Nie przypominam sobie, żebym w jakiejkolwiek książce tak się przejmował postaciami, jak tutaj.

Sarantyńska mozaika

Nieprzypadkowo wspominam o dwóch tomach. Sarantyńska mozaika to nazwa trylogii, na którą składają się także książki Pożeglować do Sa­ran­cjum i Władca cesarzy. Razem tworzą doskonałą opowieść osadzoną w realiach historycznych, a zarazem bę­dą­cą kompletną fikcją. Ludzie i wy­da­rze­nia są tu zmyśleni, ale całość, co su­ge­ru­je zresztą zbieżność nazw, mocno opiera się o starożytne Bi­zan­cjum. Same postacie Waleriusza II i jego małżonki przyrównywane są do Jus­ty­nia­na i Teodory. Wiele miejsca poś­wię­ca autor sprawom religii, a jednocześnie pozwala niektórym bohaterom obcować z pogańskimi wierzeniami i magią.

Wydarzenia toczą się w miarę spo­koj­nie. Czas znacznie przyspiesza podczas dialogów, które są esencją tych tytułów. Niewymuszone, błyskotliwe, często dowcipne, miejscami soczyste. Sama przyjemność czytania. Narracja też jest bez zarzutu. Różne punkty widzenia, przeskoki w czasie i miejscu trzymają czytelnika w napięciu i syndrom jeszcze ten jeden rozdział szybko daje o sobie znać. Nic tu nie jest przypadkowe. Każde stwierdzenie, choćby wyglądało dziwnie, zostało użyte z rozmysłem. Za pierwszym razem można tego nawet nie zauważyć. Dopiero drugie przeczytanie pokazuje, jak misternie została poprowadzona fabuła. Widać wyraźnie, że Kay już na starcie miał kompletny i szczegółowo rozrysowany pomysł.

Mimo wszystkich tych pochwał, zgrzyty w treści da się znaleźć. Nie podobała mi się scena popijawy w zajeździe Moraxa, gdzie nikt jakoś nie zauważył, że Crispin potrafi błyskawicznie wytrzeźwieć. Zakończenie również mi nie podpasowało. Siłą rzeczy nie mogę go zdradzać, ale to, które jest, wygląda lekko bezsensownie. Biorą w nim udział zdecydowanie nie te osoby, co trzeba. W tych dwóch miejscach Kay się potknął, ale nie zamazało to pozytywnego wrażenia całości. Znacznie większe zastrzeżenia mam do formy. Okładki są tak nijakie, że aż brzydkie. Zarysy miasta na tle jakiejś fraktalnej smugi wyglądają strasznie kiczowato. Skrótowy opis z tyłu też nieszczególnie zachęca do czytania. Kto wie, ile razy przeszedłem obok tych książek obojętnie.

Nadrobiłem jednak to niedopatrzenie i mogę bez wahania stwierdzić, że Sarantyńska mozaika warta jest każdych pieniędzy. W moim rankingu szturmem zajęła bardzo wysoką pozycję i podejrzewam, że szybko jej nie odda. Bardzo niewiele brakowało do szóstki, ale przez walory wizualne musiałem trochę obciąć ocenę. To nie zmienia faktu, że przeczytać te książki po prostu trzeba.

Znak Jakości
Tytuł: Pożeglować do Sarancjum [Sailing to Sarantium], Władca cesarzy [Lord of Emperors]
Seria: Sarantyńska mozaika
Autor: Guy Gavriel Kay
Wydawca: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2002, 2004
Stron: 384, 452
Ocena: 5+

Autor: Paweł 'Oso' Czykwin

Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.