Czas to pieniądz
– mówi stare porzekadło. I
coś w tym jest. Czas jest zasobem i ma to do siebie, że
zawsze jest go za mało. Nieważne, jak ludzie by się
śpieszyli, zawsze go na coś zabraknie. I jest z nim
zasadniczy problem – nie można go kupić, jak można to
zrobić z większością rzeczy na świecie… Nie można
go też z niczego pozyskać… Ale czy na pewno? Terry
Pratchett w swojej niedawno wydanej w Polsce książce
Złodziej Czasu stara się nam pokazać, że
nasze pojęcie w tej materii jest jednak bardzo
nikłe…
Do tej pory z bogatej twórczości Pratchetta miałem do czynienia z ledwie kilkoma tomami serii osadzonej w Świecie Dysku, jednak to wystarczyło, żeby wyrobić sobie o autorze pozytywną opinię i mieć nadzieję na mile spędzony przy tej książce czas. Pierwszy rzut oka na okładkę robi dość dobre wrażenie, choć rewelacji brak. Standardowe wydanie, utrzymane w stylistyce pozostałych tomów serii, z ilustracją Josha Kirby’ego nawiązującą do treści książki. Solidna robota, ale i tak najważniejsze oczywiście jest to, co znajdziemy w środku.
Akcja Złodzieja Czasu rozpoczyna się, gdy
Audytorzy Rzeczywistości (postaci, których
zbiurokratyzowania nie powstydziłaby się polska
administracja) namawiają młodego zegarmistrza,
Jeremy’ego Clocksona, by zbudował idealnie dokładny
zegar. Bohater nie jest świadomy konsekwencji tego, że
zegar uwięzi w sobie Czas… Śmierć jednak przejrzał
ten plan, ale nie mogąc mu przeciwdziałać, prosi o pomoc
swoją wnuczkę Susan, nauczycielkę znaną z dość
niekonwencjonalnych metod działania. Tymczasem gdzieś
daleko, w wiecznie kwitnącej dolinie Oi-Dong, Mnisi
Historii wyczuwają, że ktoś chce zrobić to, co już
ktoś uczynił dawno temu… Tuż przed tym, gdy Historia
rozsypała się w drobny mak. Do Ankh-Morpork wyrusza więc
sprzątacz (jednak to określenie ma tu nieco
inny
charakter niż możemy się spodziewać) Lu-Tze ze swoim
uczniem Lobsangiem, rozpoczynając swoisty wyścig z
czasem. A to dopiero początek dziwnych wydarzeń na Dysku.
Czy Mnisi zapobiegną kolejnemu zniszczeniu Historii? Czy
może niecny plan Audytorów się powiedzie? Czy nadejdzie
Prawdziwy Koniec Prawdziwego Świata? Tego dowiecie się z
lektury (albo nie dowiecie, bo przy omawianiu twórczości
Pratchetta niedowiadywanie wydaje się równie istotne, co
dowiadywanie. Czasem nawet osiąga przewagę).
Przyznam się, że początkowo dość opornie brnąłem
przez kolejne strony. Jak na początek książki trochę
zbyt dużo było różnych zawiłości, a za mało
nastroju, jaki udzielał się przy lekturze choćby
Koloru Magii czy Blasku
Fantastycznego. Ale im dalej, tym lepiej. Gdy do
akcji wkraczają Śmierć i Susan, akcja nabiera rozpędu i
jesteśmy świadkami ironicznej przebieżki autora po
znanych nam schematach i konwencjach, nie brakuje
subtelnych kpin z popkultury (szczególnie znanych filmów
i książek) i różnych filozofii. Na uwagę szczególnie
zasługuje Droga, jaką kroczy Lu-Tze, bo niektóre Prawdy
są naprawdę zabawne. Dialogi również nabierają
kolorów, szczególnie gdy dochodzi do spotkania
Jeźdźców Apokalipsy… Ostatecznie mimo słabego
początku końcowe wrażenie jest jak najbardziej
pozytywne, ale… No właśnie, ale
. Tak naprawdę
Złodziej Czasu nie oferuje niczego nowego.
Zawiera w sobie praktycznie wszystko to, do czego Pratchett
zdążył nas przyzwyczaić, brakuje tu jakiegoś błysku,
czegoś, co sprawiłoby, że pamiętałoby się tę
książkę przez długi czas. O ile przy Blasku
Fantastycznym powodów do głośnego śmiechu było
mnóstwo, tak tutaj zdarzyło mi się to może dwa, trzy
razy. Jednak, ogólnie rzecz biorąc, jest dobrze, bo
miłych dla czytelnika smaczków jest sporo.
Podsumowując, Złodziej Czasu to dobra
książka. Choć może nie do końca zasługuje, by nazwać
ją mianem z tytułu, to jest ona dobra do
poczytania
i uśmiechnięcia się co najmniej kilka
razy. Co prawda Pratchett niczym nowym nie zaskakuje, ale
warto poświęcić jego dziełu kilka wolnych wieczorów.
Zwykli czytelnicy nie powinni się rozczarować, a fani
serii Świata Dysku mają powody do zadowolenia, lecz
trzeba też przyznać, że jeśli ktoś twórczości
Pratchetta zwyczajnie nie lubi, to po lekturze
Złodzieja Czasu raczej się to nie zmieni.
Niemniej jednak spróbować warto.
Tytuł: | Złodziej Czasu [Thief of Time] |
---|---|
Autor: | Terry Pratchett |
Wydawca: | Prószyński i S-ka |
Stron: | 320 |
Rok wydania: | 2007 |
Ocena: | 4 |
Autor: Kamil „Ravandil” Gala