Tawerna RPG numer 106

Złodziej Czasu

Złodziej Czasu

Czas to pieniądz – mówi stare porzekadło. I coś w tym jest. Czas jest zasobem i ma to do siebie, że zawsze jest go za mało. Nieważne, jak ludzie by się śpieszyli, zawsze go na coś zabraknie. I jest z nim zasadniczy problem – nie można go kupić, jak można to zrobić z większością rzeczy na świecie… Nie można go też z niczego pozyskać… Ale czy na pewno? Terry Pratchett w swojej niedawno wydanej w Polsce książce Złodziej Czasu stara się nam pokazać, że nasze pojęcie w tej materii jest jednak bardzo nikłe…

Do tej pory z bogatej twórczości Pratchetta miałem do czynienia z ledwie kilkoma tomami serii osadzonej w Świe­cie Dysku, jednak to wys­tarczyło, żeby wyrobić sobie o autorze pozytywną opinię i mieć nadzieję na mile spędzony przy tej książce czas. Pierwszy rzut oka na okładkę robi dość dobre wrażenie, choć rewelacji brak. Standardowe wydanie, utrzymane w stylistyce pozostałych tomów serii, z ilustracją Josha Kirby’ego nawiązującą do treści książki. Solidna robota, ale i tak najważniejsze oczywiście jest to, co znajdziemy w środku.

Akcja Złodzieja Czasu rozpoczyna się, gdy Audytorzy Rzeczywistości (postaci, których zbiurokratyzowania nie powstydziłaby się polska administracja) namawiają młodego zegarmistrza, Jeremy’ego Clocksona, by zbudował idealnie dokładny zegar. Bohater nie jest świadomy konsekwencji  tego, że zegar uwięzi w sobie Czas… Śmierć jednak przejrzał ten plan, ale nie mogąc mu prze­ciw­dzia­łać, prosi o pomoc swoją wnuczkę Susan, nauczycielkę znaną z dość nie­kon­wen­cjo­nal­nych metod działania. Tymczasem gdzieś daleko, w wiecznie kwitnącej dolinie Oi-Dong, Mnisi Historii wyczuwają, że ktoś chce zrobić to, co już ktoś uczynił dawno temu… Tuż przed tym, gdy Historia rozsypała się w drobny mak. Do Ankh-Morpork wyrusza więc sprzątacz (jednak to określenie ma tu nieco inny charakter niż możemy się spodziewać) Lu-Tze ze swoim uczniem Lobsangiem, rozpoczynając swoisty wyścig z czasem. A to dopiero początek dziwnych wydarzeń na Dysku. Czy Mnisi zapobiegną kolejnemu zniszczeniu Historii? Czy może niecny plan Audytorów się powiedzie? Czy nadejdzie Prawdziwy Koniec Prawdziwego Świata? Tego dowiecie się z lektury (albo nie dowiecie, bo przy omawianiu twórczości Pratchetta niedowiadywanie wydaje się równie istotne, co dowiadywanie. Czasem nawet osiąga przewagę).

Przyznam się, że początkowo dość opornie brnąłem przez kolejne strony. Jak na początek książki trochę zbyt dużo było różnych zawiłości, a za mało nastroju, jaki udzielał się przy lekturze choćby Koloru Magii czy Blasku Fantastycznego. Ale im dalej, tym lepiej. Gdy do akcji wkraczają Śmierć i Susan, akcja nabiera rozpędu i jesteśmy świadkami ironicznej przebieżki autora po znanych nam schematach i konwencjach, nie brakuje subtelnych kpin z popkultury (szczególnie znanych filmów i książek) i różnych filozofii. Na uwagę szczególnie zasługuje Droga, jaką kroczy Lu-Tze, bo niektóre Prawdy są naprawdę zabawne. Dialogi również nabierają kolorów, szczególnie gdy dochodzi do spotkania Jeźdźców Apokalipsy… Ostatecznie mimo słabego początku końcowe wrażenie jest jak najbardziej pozytywne, ale… No właśnie, ale. Tak naprawdę Złodziej Czasu nie oferuje niczego nowego. Zawiera w sobie praktycznie wszystko to, do czego Pratchett zdążył nas przyzwyczaić, brakuje tu jakiegoś błysku, czegoś, co sprawiłoby, że pamiętałoby się tę książkę przez długi czas. O ile przy Blasku Fantastycznym powodów do głośnego śmiechu było mnóstwo, tak tutaj zdarzyło mi się to może dwa, trzy razy. Jednak, ogólnie rzecz biorąc, jest dobrze, bo miłych dla czytelnika smaczków jest sporo.

Podsumowując, Złodziej Czasu to dobra książka. Choć może nie do końca zasługuje, by nazwać ją mianem z tytułu, to jest ona dobra do poczytania i uśmiechnięcia się co najmniej kilka razy. Co prawda Pratchett niczym nowym nie zaskakuje, ale warto poświęcić jego dziełu kilka wolnych wieczorów. Zwykli czytelnicy nie powinni się rozczarować, a fani serii Świata Dysku mają powody do zadowolenia, lecz trzeba też przyznać, że jeśli ktoś twórczości Pratchetta zwyczajnie nie lubi, to po lekturze Złodzieja Czasu raczej się to nie zmieni. Niemniej jednak spróbować warto.

Tytuł:Złodziej Czasu [Thief of Time]
Autor:Terry Pratchett
Wydawca:Prószyński i S-ka
Stron:320
Rok wydania:2007
Ocena:4

Autor: Kamil „Ravandil” Gala

Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.