Tawerna RPG numer 106

Elantris

Elantris

Pewnego wieczoru siedziałem przy komputerze, z nudów przeglądając ofer­ty różnych polskich wydawnictw. Miałem wielką ochotę na uzupełnienie swojej kolekcji książek autorstwa pewnej pani, trochę wolnych funduszy i zapał do czytania. Brakujące powieści znalazłem, wrzuciłem do koszyka, po czym zacząłem rozglądać się za czymś jeszcze – bo ze mną już tak jest, (niestety albo na szczęście) że nigdy na zakupie jednej czy dwóch książek się nie kończy. Muszę zamawiać hurtem i kropka.

Wynalazłem sobie trochę innych rzeczy do czytania, po czym podliczyłem rachunek i wyszło mi, że nadal będę musiał zapłacić za przesyłkę. Prawie wszystkie sklepy wysyłkowe mają w zwyczaju, że od określonej kwoty koszty wysłania zamówionych towarów biorą na siebie (i to po części również jest powodem mojego zamiłowania do dużych zakupów). Cóż robić, trzeba było w takim razie jeszcze coś dokupić, żeby tylko moja żądza posiadania została zaspokojona, a i portfel zanadto nie ucierpiał. Ktoś mi kiedyś mówił, że mam niesamowite szczęście – postanowiłem je więc trochę wypróbować i nie zastanawiając się wiele, kliknąłem na pierwszą lepszą książkę. I w taki właśnie sposób wartość zamówienia przekroczyła magiczną kwotę, a ja stałem się posiadaczem Elantris Brandona Sandersona.

Powieść ta trochę poleżała na półce, zanim przyszła jej kolej do przeczytania, (wszak była tylko jedną z wielu w paczce) ale pewnego pięknego dnia nadszedł jej czas. Zanim jednak zabrałem się do lektury, dokładnie obejrzałem to, co trzymałem w rękach (kolejny z moich dziwnych zwyczajów, musicie mi wybaczyć). Wydawnictwo Mag, które zdecydowało się zaprezentować Elantris polskim czytelnikom, tym razem stanęło na wysokości zadania i posłało do księgarń produkt wysokiego gatunku (niestety, wcześniej nie było to regułą). Okładka jest ładna, dobrze opracowana i zawiera wszelkie potrzebne czytelnikowi informacje. Nie można też narzekać na kartki, które są białe i równo przycięte, ani na atrament – nie rozmazuje się po dotknięciu go palcem. Grzbiet solidnie posklejano, dzięki czemu stronice nie wypadają.

W środku rządzi już (prawie) niepodzielnie proza 33-letniego Amerykanina. Piszę prawie dlatego, że trochę krecią robotę odstawiła tłumaczka i korekta. Żeby nie być gołosłownym – w powieści znaleźć możemy na przykład biznesmena (choć, zarówno z fabuły jak i konwencji wynika, że lepszym określeniem byłby kupiec albo handlarz – a w zasadzie cokolwiek, byle nie biznesmen) i lunatyka (po angielsku lunatic to nic innego jak szaleniec – a jeśli ktoś łazi nocą z zamkniętymi oczami to mówimy na niego sleepwalker albo somnambulist. Co prawda, nie miałem dostępu do oryginału, ale z kontekstu wprost wynika, że chodzi o osobę niepoczytalną i że Sanderson napisał tam lunatic). Takich dziwnych tłumaczeń jest jeszcze kilka w powieści, ale generalnie rzecz biorąc, nie burzą nastroju całości.

Korektorzy też chyba trochę przysypiali w pracy, bo zdarza się na przykład, że na jednej stronie pewna (dość ważna dla fabuły i często wspominana) religia nazywa się raz Shu-Dereth a raz Shu-Sereth. Ja rozumiem, że D jest na klawiaturze tuż obok S, ale na pewno nie jest to usprawiedliwieniem dla kogoś, kto wydaje książkę. W mailu czy na forum można sobie pozwolić na literówki, ale jest to zdecydowanie niedopuszczalne przy składzie powieści. Na szczęście wszelkie błędy wydawcy, choć irytujące, są małe i nie niweczą przyjemności, którą odczuwa się podczas czytania.

Bo właśnie, o tym miałem teraz pisać. Książkę czyta się niezwykle przyjemnie, a sama akcja jest bardzo, ale to bardzo wciągająca. (Uwaga! Elantris należy zaliczyć do kategorii czarna dziura – jak się gdzieś śpieszycie albo musicie wcześnie rano wstać, to jej nie czytajcie). Mnie tak opowieść o upadłym mieście bogów zafascynowała, że pochłonąłem ją bardzo szybko – choć musiałem jednocześnie przeznaczać czas na posiłki, pracę zawodową, spotkania towarzyskie i sen. Choć, szczerze mówiąc, ta ostatnia czynność trochę ucierpiała przez pana Sandersona.

Fabuła skonstruowana jest po prostu po mistrzowsku. Powieść podzielona jest na trzy główne części, w ciągu każdej z nich prezentowane są losy trójki głównych bohaterów (naprzemiennie). Wszystko to autor splótł w rodzaj warkocza – ze strony na stronę wszystkie trzy historie coraz bardziej się ze sobą przeplatają, dążąc do wielkiego finału. Sprytny zabieg ciągłego skracania kolejnych rozdziałów sprawia też, że ma się wrażenie zauważalnie przyśpieszającej z każdą chwilą akcji.

Postaci nie są płaskie i bezduszne, wszystkie skonstruowano z ogromną dbałością o szczegóły. Każda ma unikatowy charakter, plany na życie, przyzwyczajenia, nawet styl wypowiedzi – jednym słowem prawdziwą osobowość. Podobnie wydarzenia, które rozgrywają się w Mieście Bogów (i okolicach) nie są naciągane, ale wszystkie logicznie wynikają z siebie. Momentami Sanderson ociera się nawet o geniusz przy knuciu rozmaitych intryg.

O samej treści utworu nie będę opowiadał – bo tę książkę trzeba po prostu przeczytać. Jeżeli słowa Orsona Scotta Carda, że to najlepsza powieść fantasy ostatnich lat, was nie przekonują, to nie wiem, co mogłoby zachęcić do jej przeczytania. Ale ja bym sobie nigdy nie odmówił szansy poznania dwukrotnej wdowy, która nigdy nie wzięła ślubu. Jeżeli kolejne książki Amerykanina będą tak udane, jak ta, (a wspomnieć warto, że jest to debiut) to nie ma chyba siły, która powstrzymałaby mnie przed ich zakupem. Z czystym sumieniem polecam Elantris.

Tytuł:Elantris
Autor:Brandon Sanderson
Wydawca:Mag
Stron:684
Rok wydania:2007
Ocena:6

Autor: Zieziór

Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.