Modliłem się, a ty rysowałaś ryby na piasku.
Miało być inaczej - wyżej i jaśniej, drzewka bonzai w parku,
specjalnie dla nas kawiarnia, w tle jazz zamiast dymu,
do każdej kawy ciastko. Uśmiechałabyś się jak wtedy,
kiedy pytałem, dlaczego nie patrzysz za okno, a w szybę.
Wszystkie rekwizyty miały być na stole,
pod stołem tylko kolana.
Tymczasem mnie prowokujesz, z ulicy schodzisz w tunel,
od społecznego szumu do końca języka. Odwrócona
piętami łączysz miasto z ciałem i czekasz, aż pójdę
za tobą i razem skrzykniemy całe siedem lat,
gorzkie wnioski: jestem głodny i niski, a jedyne,
co nas dzieli, to zbrodnie, słowa.
Autor: Neprijatel