Tawerna RPG numer 98

Apokalipsa

Apokalipsa

Według opisu z okładki, Koontz to naj­po­waż­niejszy literacki konkurent Kin­ga. Czy tak jest w istocie? Nie mnie oceniać. Do tej pory jakoś nie ciągnęło mnie do horrorów. W końcu się jednak skusiłem – a skoro tak, to i o Kinga w przyszłości zahaczę. Jednak Koontz dzięki temu będzie miał teraz taryfę ulgową i oceniony zostanie bez odniesień.

Apokalipsa. Zwięzłe, krótkie i dosadne słowo. Armagedon, koniec świata... Biblijny tekst Św. Jana zapowiada nam przybycie czterech jeźdźców. W powieś­ci Koontza jest tylko jeden, ale znacznie potężniejszy od tamtej czwórki. Koniec świata rozpoczyna się zaś w deszczu.

W deszczu nie byle jakim. Szum wody nie daje spać Molly Sloan, kilku­dzie­sięcio­letniej pisarce. Włócząc się po do­mu, zaczyna ona odkrywać niena­tural­ność panującej aury. Krople spadającej cieczy świecą i mają dziwny zapach, wokół domu gromadzą się przerażone zwierzęta, a w powietrzu czuć coś dziwnego i przytłaczającego. W telewizji mówią, że ulewy rozpętały się na całym świecie, zawitały nawet w obszary pustynne. W niektórych rejonach pada śnieg, na morzach i oceanach tworzą się gigantyczne trąby wodne. Spekulacje na temat natury tych zjawisk są różne, ale Molly i jej mąż, Neil, nie mają wątpliwości, że to robota kosmitów. Postanawiają więc udać się gdzieś, gdzie można lepiej bronić się przed ewentualnym najazdem.

Ludzie, jak zwykle w takich sytuacjach, nie podzielają jednego zdania na temat tych wydarzeń. Część uważa, że to atak i trzeba go odeprzeć siłą, inni, że to nieporozumienie i można się jeszcze dogadać. Sporo osób postanawia się upić i stoicko uznaje, że co ma być, to będzie. Molly i Neil początkowo nie wahają się przy wyborze grupy, ale ostatecznie zmieniają zdanie. Po jednym z wydarzeń jasne się staje, że najbardziej zagrożone są dzieci, więc ta dwójka decyduje się utworzyć grupę poszukiwawczą i odnaleźć rozrzuconych po mieście naj­młod­szych. Prowadzeni przez niezwykle inteligentnego psa, muszą przedzierać się przez całkowicie odmieniony świat. Do tego najeźdźca zaczyna prowadzić z ludźmi wojnę psychologiczną. Atmosfera staje się coraz bardziej napięta – i o to chodzi.

Najważniejsza sprawa: to nie jest horror. Nie ma tu opisów mrożących krew w żyłach, czy też wywołujących nerwową chęć obejrzenia się przez ramię (gdy już wejście kogoś do pokoju może przyprawić o zawał serca). Owszem, są w książce dziwaczne monstra zabijające ludzi, są momenty nerwowej nie­pew­ności, dwójka bohaterów cały czas boi się o siebie, ale... To bardziej trzymający w napięciu thriller z elementami grozy. W tej roli spisuje się wprost znakomicie.

Koontz posłużył się raczej klasycznym arsenałem zagrań: ograniczenie widoczności, hałasy za ścianami, przeciwnicy, których nigdy nie widać w całości, znikający ludzie... Wszystko, co już nieraz widzieliśmy w innym wykonaniu. Mimo to udało mu się skonstruować wciągającą i sugestywną historię. Chwała mu za to, że nie wykorzystał tandetnych szarych, człekopodobnych obcych z wo­dogłowiem i mangowymi oczami. Najazdu zaś nie przedstawia seria świateł albo gigantycznych statków na niebie, które nagle biorą się za wybijanie Ziemian pojedynczo. Kosmici są tutaj, jak przystało na rasę, która potrafi pokonywać niewyobrażalne odległości między gwiazdami, znacznie potężniejsi od ludzi. Są w stanie w ciągu kilku godzin diametralnie zmodyfikować nasz ekosystem, więc wybicie całej ziemskiej populacji to dla nich bardziej rozrywka niż wysiłek. I tak też to wygląda. Jak zabawa w kotka i myszkę. Przybysze zdają się bawić ludzkim strachem i zwątpieniem.

Pisarz ten posiada bardzo ciekawy styl. Krótkie, zwarte akapity są jak strzał z bicza. Dodają powieści dynamizmu, robiąc podobne wrażenie, jak szybkie cięcia w filmach. Szczególnie dobrze wygląda to w opisach przemyśleń boha­terów, które dzięki temu są bardziej chaotyczne, potęgują wrażenie zagubienia. Trochę szkoda, że same przemyślenia są już co najwyżej średniej jakości. To dla mnie najsłabsza część książki. Schemat wydarzeń też nie jest zbyt oryginalny. W drugiej połowie Molly i Neil chodzą z miejsca na miejsce, zbierając dzieci. Akcja przez cały czas skupia się tylko na tej dwójce i ich podopiecznych. Monotonne, ale dzięki umiejętnie dawkowanym informacjom na temat obcych i powodów ich najazdu nie robi się zupełnie nudno.

Wydanie, jak na Albatros przystało, jest porządne. Na przedzie okładki widnieje ładna grafika rąk na zamokniętej szybie. Z tyłu krótka notka o autorze (szersze informacje znajdują się wewnątrz) i streszczenie treści, może nawet nieco zbyt szczegółowe. Ten kto je pisał, popuścił lekko wodze fantazji, bo o części za­war­tych tam rzeczy w samej książce nie ma nawet wzmianki. Tekst nie ma większych błędów.

Polecam. Naprawdę dobra powieść. Trzyma w napięciu i sprawia, że nie można się od niej oderwać. Sam pomysł z najazdem obcych został wykorzystany w orygi­nalny sposób i znakomicie przedstawiony technicznie. Świetna wariacja na temat biblijnego końca świata.

Tytuł:Apokalipsa [The Taking]
Autor: Dean Koontz
Wydawca: Albatros
Rok wydania: 2006
Stron: 352
Ocena: 5

Autor: Paweł 'Oso' Czykwin

Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.