Przemiana w wampira odcisnęła swoje znamię na Antoniju. Kiedyś obiekt westchnień kobiet oraz zazdrości mężczyzn, teraz zmieniony w odrażającego potwora. Jego skóra jest blada niczym kreda, co skutkuje dobrą widocznością fioletowych żył oraz miejscowych zaczerwienień, głównie w okolicach dłoni. Same jego dłonie nie przeszły równie potwornej metamorfozy co reszta ciała, choć można uznać jego palce za nienaturalnie chude i szponiaste. Jego głowa jest pokryta średniej długości, blond włosami, które rozchodzą się w każdym kierunku (na które często nakłada żel, by lepiej
wyglądać). Twarz jest równie blada co reszta ciała. Jego uszy zrobiły się dłuższe i bardziej spiczaste, zaś czoło pokryły starcze zmarszczki. Jego twarz jest kanciasta, zaś okolice brody pełne są przeróżnych krost. Ma przyduże kości policzkowe, co daje złudzenie jakoby miał małą szczękę. Powoduje to niemalże groteskowy wygląd, jakby wyjątkowo brzydkie dziecko założyło maskę z opery. Jego oczy nie są zapadnięte, choć mają wokół siebie ciemne obwódki (wielu lokalnych wampirów zastanawia się czy są naturalne) nadające jego ciemnych oczom dodatkowego wdzięku. Jego oczy są efektem deformacji, której przeprowadził na nim zaprzyjaźniony Tzimisce, jako zapłatę za usunięcie jego zdjęcia z archiwum lokalnej gazety (za co później został także nagrodzony przez Księcia). Oczy te są całkiem czarne, z czerwonymi źrenicami, co daje miażdżący efekt... i powoduje uśmiech na twarzy Antonija, gdy ten widzi szczery strach u młodszych wampirów. Zęby wampira są normalnej długości, choć są przeraźliwie żółte, jakby zżerała je jakaś choroba. Panin kiedyś starał się je myć, ale poddał się widząc, a raczej nie widząc żadnych efektów.
Wampir jest wyjątkowo chudy, nawet jak na kainickie standardy. Wielu jednak przekonało się, żeby go nie lekceważyć, bo potrafi w mgnieniu oka zmieniać swoje położenie. I kto wie, może wtedy ukaże się za twoimi plecami...
Kolor jego skóry sprawia że w nocy jest widoczny jak na dłoni, dlatego by nie potęgować tego efektu, ubiera się w ciemne ciuchy. Jedynie w swojej prywatnej norze, jest w stanie założyć elegancką białą koszulę oraz brązowe spodnie i tegoż samego koloru pantofle. Wygląda w tym bardzo groteskowo, popijając dla zabawy szampana. I podśmiewa się, błagając noc by zesłała do niego jakiegoś śmiertelnika, który mógłby podziwiać tę scenę.
Normalnie jednak ubiera się w luźne, czarne spodnie, do których dobiera jakieś tanie adidasy, z czego najważniejsze, by nie rozpadły się za szybko oraz by się w nich dobrze biegało. I tak, żeby nie robiły dużo hałasu przy chodzeniu. Nosi także czarną bluzę z kapturem, zakrywającą ramiona. Żadnych napisów, czy znaku - to konieczność. Zwykle ta bluza jest całkiem rozpięta, dzięki czemu widać koszulę Antonija, całą w poziome czarne i biały pasy.
I pali papierosy. Och tak, teatralność przede wszystkim.
Leże Antonija znajduje się pod jednym z wrocławskim teatrów. Tyle wiadomo samemu Księciu, lecz dokładna lokacja znana jest tylko samemu wampirowi. Gdyby jednak w końcu odkryć to miejsce, przechodząc poprzez starannie ukryte wejście w podłodze, trafiłoby się do zapomnianej piwniczki. Wewnątrz rozlega się mocny zapach wilgoci i mięty. Nosferatu bardzo lubi ten zapach, więc często kradnie zapachowe choinki do samochodów, i rozwiesza je w swoim leżu. Pomieszczenie to jest średniej wielkości, całkowicie pozbawione drzwi. Są za to małe tunele, które wykopał dawno temu, a które prowadzą do miejskich kanałów. Wejścia są ukryte oraz najczęściej zasypywane nieczystościami, by odstraszać ewentualnych śmiertelników.
Wewnątrz schronienia znajduje się kilka foteli, stara odrapana kanapa i prowizoryczny stół, wykonany ze starej, drewnianej skrzyni. W tejże skrzyni wampir chowa większość łupów, a także czasami do niej wchodzi, by śmiać się głośno, udając że leży w trumnie. Czasem jego rechot słyszalny jest w teatrze, co pewnie jest źródłem legendy o nawiedzonej garderobie.
Do innych części wyposażenia jego leża, należy stara szafa do której chowa swoje ubrania. Jest to właściwie jedyny mebel którego nie ukradł - zniósł go ze swojego domu, w którym mieszkał za życia.
Ściany, zarówno jak i podłoga, są zwykłą ziemią, więc częstym gościem w leżu Antonija są przeróżne robaki, takie jak stonogi czy dżdżownice. Sam natomiast zaprzecza, że są tam karaluchy.
I gazeta - zawsze znajdzie się tam miejsce dla dzisiejszej gazety. Sterty starych gazet, z których najstarsza ma już dziewiętnaście lat, zawalają podłogę
Panina.
Rodzina Paninów sprowadziła się do Wrocławia na początku dwudziestego wieku, uciekając z Rosji. Nikt nie jest do końca pewien, czy jest to prawdziwe nazwisko, czy też może głowa rodziny - Henryk - wymyślił je, bojąc się rozpoznania.
Paninowie wiedli życie pełne przepychu, trwoniąc pieniądze na kupna wielkich posesji, luksusów, czy wydawanie bogatych przyjęć. Wkrótce po przybyciu stali się członkami miejscowej śmietanki, a niezwykły talent muzyczny najmłodszej córki Henryka przysparzał im niemałej sławy. Przez ponad dwadzieścia lat obracali się wśród najznamienitszych obywateli Wrocławia, zyskując sobie mocną pozycję wśród tamtejszych możnych.
Dopóki nie skończyły się pieniądze. Rodzina zmuszona była sprzedać swoje dworki, byle tylko spłacać długi, a i to często nie starczało. Henryk popadł w alkoholizm, zaś jego córka uciekła z jakimś cyganem na zachód. Gdy głowa rodziny odebrała sobie życie rok później, całe brzemię spadło na dwójkę jego synów oraz podstarzałą wdowę.
Tyle mniej więcej wie Antonij o historii swego rodu. Nie znał powodu ucieczki z Rosji, ani dokładniejszych informacji dotyczących owych długów. I całkiem szczerze, gówno go to obchodziło. Został wychowany przez samą matkę, która z braków lepszego źródła dochodów, zajęła się prostytucją. Szwędając się samemu po Wrocławiu, odkrywał gorzki smak życia. Pierwsze pieniądze zarobił okradając miejscowego szewca, za co został później ukarany mocną chłostą. Kara byłaby cięższa, gdyby matka nie zapłaciła za jego wolność. Własnym ciałem.
Dorastał szybciej niż swoi rówieśnicy, głównie z jednego prostego powodu - za wszystko co zyskał, była jakaś cena. Po matce odziedziczył piękny głos, który nauczył się wykorzystywać do własnych celów. Kiedy tylko mógł, kradł książki czy zakradał się do teatru, oglądając przedstawienia. Pewnego dnia przyłapał go właściciel jednego z teatrów. Jednak widząc niezaprzeczalny talent chłopca oraz jego głód wiedzy, postanowił go wziąć pod swoje skrzydła. Oddał go do szkoły, która miała zapewnić młodemu Antonijowi los lepszy od tego, jaki spadł na jego matkę. Jednocześnie między dyrektorem teatru, a rodzicielką chłopca zaczęło rodzić się uczucie...
Panin był w szkole pośmiewiskiem. Matka kurwa, kochanka podstarzałego wariata, właściciela małego teatru. Antonij wielokrotnie mścił się na prześladowcach, nie używając do tego siły, lecz jedynie sprytnych rąk. Gdy tamci szukali swoich książek czy pieniędzy, młodociany złodziejaszek śmiał się głośno, z drugiego końca placu, zajadając lody. Oczywiście miętowe, jego ulubione... Może dlatego, że były najdroższe?
Gdy ukończył szkołę, nagle zdał sobie sprawę, że wyrósł na silnego, przystojnego mężczyznę, który wiedział o życiu więcej niż większość mieszkańców Wrocławia. Jego matka zmarła ze starości rok wcześniej, zdążając wyjść za mąż za starego dyrektora teatru. W świetle prawa, był on ojczymem Panina. Ponownie mu pomógł, oferując pracę aktora. Chłopak miał do tego perfekcyjne zdolności - piękny głos, silną postawę i miłe dla oka oblicze.
Przez następne lata kształtował swój kunszt, występując na scenie i obracając się wokół miejskiej elity. Wciąż miał przed sobą twarz matki, dumnej z niego.
Tak było, aż do pewnej pechowej nocy. Przyszedł pijany do teatru, kierując swoje chwiejne kroki od razu do garderoby. Był na kielichu ze swoim przyjacielem, który właśnie opijał objęcie stanowiska właściciela lokalnej gazety. Gdy w końcu doszedł do pomieszczenia, zobaczył starego dyrektora, swojego ojczyma posuwającego jakąś młodą aktorkę.
Był wściekły jak diabeł, lecz nie odezwał się słowem. Miast tego rozbił butelki z wódką które były na zapleczu, rozlewając zawartość w korytarzu przed garderobą. Następnie wyciągnął pośpiesznie z kieszeni zapałki...
Ogień objął cały teatr. Dopiero widząc ogrom zniszczeń, Antonij zdał sobie sprawę z tego co uczynił. Zaczął płakać i wyć na chodniku, mimo zbierających się wokół ludzi. Podniósł się i uciekł, czując jak sam szatan skrada się w ciemności, chcąc go udręczyć za jego grzech. I był to fakt, ponieważ z ciemnego zaułku łypała na niego para czerwonych oczu... Oczu wampira.
Życie pośmiertne było dla Antonija więcej niż bogate. Umiejętności aktorskie które wykształcił za życia, w połączeniu z rozwiniętymi post mortem zdolnościami krycia się, stworzyły z niego perfekcyjnego szpiega. Za wszelkie dane, czy manipulowanie informacjami z gazety, lokalny Książę go szczodrze wynagradzał... A także i lokalna Rodzina wielokrotnie korzystała z pomocy Panina. Niestety, Nosferatu stał się personalnym wrogiem wampira z otoczenia Księcia, członka jego śmiertelnej rodziny. Jak zwykle, powodem była ludzka
zazdrość...
Rysunek: Szelmon
Atrybuty:
Autor: Seth
Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.