Tawerna RPG numer 96

Cytat Miesiąca

Anna Brzezińska "Żmijowa harfa"

- Jako rzekłem, sławna była babka okrutnie - podjął z namaszczeniem Suchywilk, sadowiąc się wygodnie na zwalonym drzewie - ale że poszła już wtedy za dziadka, więc z daleka sławiono i ostrożnie. Dotarła wreszcie gadka i do Mel Mianeta. A że on bardzo czuły na niewieście wdzięki, zwiedział się i ściągnął do dworzyszcza, babkę na własne oczy obejrzeć i oszacować. Przodem posłów słał, by swoje nadejście oznajmić, licząc pewnie, że się niewiasta słaba zawstydzi i przychylniejszą mu będzie. A babka nic. Za zaszczyt podziękowała pięknie i grzecznie go w gościnę zaprosiła, przechera.

- Babka chytra niewiasta - zgodził się Czarnywilk (...)

- Mąż jej wtedy na wiking popłynął, het, za Wyspy Zwajeckie. Ale wcale go na powrót nie wzywała, rozumiejąc, że zrazu się chłopy za łby wezmą, jak to chłopy, a przecie dziadek nie dotrzyma pola Morskiemu Koniowi. Sama postanowiła sobie poradzić, po niewieściemu. Przyszedł Mel Mianet, rozparł się w wielkiej izbie. Babka wyszła do niego w prostej domowej sukni. Miodu mu przyniosła, sama w kubek lała. A potem na ławie siadła, jak grzecznej gospodyni przystoi, spódnice przygładziła. I nic nie gada, siedzi. (...)

- Jeszcze przed wieczorem rozkochał się w niej Mel Mianet niezmiernie. Do nóg jej padł i na dno morskie chciał nieść, w swoją dziedzinę, żeby tam wraz z nim królowała. Ale babka, jako sie rzekło, niegłupia białogłowa. Wiedziała, że do niejednej Morski Koń w zaloty chadzał i niejedną mamił, póki nie uległa, później zasię w pohańbieniu porzucał. Więc mu rzekła, że woli boskiej się przeciwić nie potrafi, ale prędziej się nożem pchnie, niż męża prawowitego i dziatki maleńkie pozostawi. A była taka niewiasta, że zląkł się Morski Koń, by nie zrobiła, jak obiecała. Wyście bóg potężny, mówi babka, łatwo mnie, słabą, zmamić i zniewolić możecie. Ale wiedzcie, że w niesławie żyć nie chcę, ani żeby mnie ludzie palcem wytykali. Ja w wasze słowa nie wierzę, gada. Chyba, że mnie o szczerości swego miłowania przekonacie (...)

- Zawziął sie Mel Mianet. Dwa miesiące w dworcu babki przesiedział, cholewki do niej smaląc zawzięcie. Cuda jej obiecywał. Perły z morskiego dna znosił co okazalsze, naszyjniki frymuśne z rozbitych okrętów zbierał, tak chłopina ogłupiał. Kiedy miała na rybę smak, wszelkie morskie stworzenia prosto w sieci zaganiał. Kiedy jej się plaża uwidziała, łachę wielka nieopodal dworca z piachu usypał. Jak nie chciała gości w domu widzieć, to okrętom w żagle dmuchał i od wyspy je precz odpychał. A babka nic. Nosem tylko kręci, że w dworzyszczu rybą śmierdzi i muł trzeba z posadzek zbierać. Zacisnął zęby Mel Mianet i spokojnie to przyjął. Dalejże jej dobra wszelakiego przysparzać. Okręty jej po morzu własną myślą prowadził, jak po sznurku, fale przed nimi wygładzał. Wraki z kuframi pełnymi wszelakiego dobra na brzeg jej wyrzucał i darowywał. A babka nic. Gada, że wstyd przed ludźmi takiego zalotnika, co mu z rękawów sitowie i tatarak wyglądają. Zeźlił się na koniec Mel Mianet srodze. Jak od stoła wstał, jak kubek z miodem odsunął, a trójnogiem w posadzkę walnął, to się pod nim żywa skała na cztery sążnie rozstąpiła pośrodku wielkiej sali. A babka spokojnie znad kądzieli pyta, czy jej dach nad głową próbuje odebrać z tego miłowania. Szczęściem Mel Mianet prędki i do gniewu, i do śmiechu. Wielce go babczyna bezczelność ujęła, ale też i podziw dla niewieściej odwagi. Do nóg jej znów pada i rzecze: rozkazuj, a szczerze mów i nic sie nie lękaj, jakim sposobem mam cię upewnić o swej stałości. A babka, bałamutka, że wprost go przepędzić nie śmiała, oczyma strzyże i rzecze: ja jestem niewiasta słaba, śmiertelna, gdzie mnie do was? Toż nie może się takowe stadło utrzymać, gdzie po jednej stronie tylko moc i potęga. Morski Koń w desperacji brodę targa, obecuje, że każdy jej rozkaz co do joty wypełni. A babka nic, jako skała. Jedna rzecz mnie tylko przekonać może, rzecze, jak los swój z własnej woli w ręce moje złożycie. Tu zasromał się Mel Mianet trochę i zapał do miłowania w nim przygasł. Ale słowo się rzekło, a boskie słowo nie byle bździna. Babka tymczasem słój mu wielki naszykowany pokazuje i powiada, aby się w rybkę obrócił na jej uciechę. Wtedy, mówi, uwierzę, że nie są czcze wasze obietnice. Jak się stworzeniem mizernym staniecie, tak jak jam przed waszym obliczem stworzenie mizerne a kruche.

- I zmienił się? - klasnęła w ręce rozradowana opowieścią wiedźma.

- Ano - uśmiechnął się Suchywilk. - Przemienił się Morski Koń w złocistego karaska i do słoja chlupnął, aż miło. A wtenczas się okazało, że we słoju woda była z jasnego źródła Ilv, z dziada pradziada na dworcu przechowywana, woda, co wszelką moc boską wniwecz obraca. Żadną miarą nie mógł się odmienić w dawną postać, ani mocą swoją, ani sposobem. Dobry miesiąc go babka w słoju trzymała na pośmiewisko.

- Prawdziwie niewieścia zdradliwość - oznajmił na poły rozbawiony, na poły zgorszony Twardokęsek.

Spis Treści

Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.