Tawerna RPG numer 96

Ojciec Teodor

Kiedy pragnienie staje się obsesją, a obsesja fanatyzmem?

Pamiętam go, jeszcze z czasów seminarium. Poważny, ułożony, grzeczny. Dosłownie grzeczny, ponieważ gdy inni klerycy od czasu do czasu pozwalali sobie na niezobowiązujące szaleństwa, on odmawiał dekadenckich przyjemności, gorliwie pochłaniając wiedzę z książek. Czy często się z nim widywałem? Kilka razy dziennie, w końcu nasze pokoje sąsiadowały ze sobą. Nieraz spędzaliśmy wieczory na rozmowach przy partii szachów. O czym? Ach, o wszystkim! I o niczym. Teodor miał szerokie zainteresowania, czym wyróżniał się na tle swoich rówieśników. Dyskusje z nim były wyzwaniem. Pozytywnym, oczywiście. Sam przecież wiesz, że rozmowa z kimś inteligentnym to ciekawy sposób na spędzanie czasu i poszerzanie horyzontów. Pasjonował się historią, głównie społeczną i naturalną, etnologią. Mitologie wielu ludów miał w małym paluszku. Z zapartym tchem wsłuchiwałem się w opowieści o dawnych, zaginionych cywilizacjach, heroicznych czynach epickich bohaterów. Pogaństwo? Owszem, nie da się ukryć. Ale wszak nie żyjemy w średniowieczu, dziś już nie pali się książek na stosach. Sam przyznaj, że jeśli lektura jest pasjonująca, to, przy zachowaniu zdrowego rozsądku, możemy wydobyć z niej pozytywne cechy.

Co mnie w nim niepokoiło? Gorliwość, bezgraniczne zacięcie, z jakim oddawał się pasji czytania. Bywało, że całe noce przesiadywał w bibliotece. Dowiedziałem się również, że dzięki dobrym relacjom z ojcem Johanem, archiwistą i starszym bibliotekarzem, miał dostęp do starych manuskryptów, starodruków i białych kruków, o których inni klerycy mogliby jedynie pomarzyć.

- o. Malcolm Stones, jezuita


Teodor? Żartujesz? Czemu pytasz o tego dziwaka? No dobra, ale mam dla ciebie tylko kilka chwil. Zatem słuchaj. Od początku wydawał się dziwny. Gardził rozrywkami, unikał spotkań z rówieśnikami. Wiecznie przesiadywał nad książkami. Czytał różne głupoty, o jakichś zapomnianych ludach czy coś. Potem opowiadał śmieszne historyjki przy śniadaniu. Jakie? No, o bohaterach, potworach i takie tam. Coś ci powiem. Z czasem to mu kompletnie odbiło, szczególnie odkąd skumplował się ze Starym Johnsem, tym szurniętym okularnikiem. Tak, bibliotekarzem. Staruszek prowadził go często do niedostępnych nam pomieszczeń biblioteki. Niektórzy mówili, że oboje schodzili do katakumb klasztoru, gdzie przechowywane były różne starocie. Pewnie stare, nikomu nieznane ksiązki i zapiski też. Teodor wymykał się tam również po śmierci Starego Johnsa, kiedy formalnie nikt nie miał pozwolenia na zapuszczanie się na zaplecze biblioteki. Jak to? Nie wiedziałeś, że Stary kopnął w kalendarz... Przepraszam, przeniósł się na łono Abrahama? Ponoć miał zawał serca, co w jego wieku nie powinno dziwić. Ale tak naprawdę nikt nie widział ciała. Nikt poza opatem Gerardem i gronem jego zaufanych. Tak czy inaczej po tamtym wydarzeniu Teodor zamknął się w sobie i zdziczał jeszcze bardziej. Dobra, czas na mnie. Mam nadzieję, że pomogłem ci chociaż trochę.

- ks. Jeremy Craighe, proboszcz parafii św. Michała Archanioła


Dziecko drogie, to dusza człowiek był. Codziennie bywałam na nabożeństwach, modliłam się w różnych intencjach. Głównie za duszę mego męża nieboszczyka, świeć Panie nad jego duszą, Martina. Męża samochód potrącił na skrzyżowaniu Szóstej i Alberta, jakiś pijak pruł przed siebie nie zważając na sygnalizację świetlną.

Ale co to ja?... Ach, właśnie. Ksiądz Teodor pomagał mi w ciężkich chwilach. Zawsze wysłuchał, pocieszył dobrym słowem, obiecał polecić męża Bogu w modlitwie. Powiadam panu, dusza człowiek, sam anioł zstąpił na ziemię. Tym bardziej nie rozumiem decyzji biskupa.

- Catherine Audrumy, parafianka przy kościele Najświętszej Rodziny


Nie powiem panu nic więcej na ten temat. Ekscelencja długo rozważał swoją decyzję i zapewniam, że nie była ona pochopna. Prawo kanoniczne wyraźnie takie sprawy reguluje, choć o. Teodor mógł odwoływać się od decyzji do Watykanu. Taka możliwość istniała, najwyraźniej nie chciał z niej skorzystać. Tymczasem, proszę mi wybaczyć, obowiązki wzywają.

- ks. Thomas Heredith, osobisty sekretarz biskupa Alberta Warrena


Mieszkał tu przez kilkanaście tygodni. Tak, pański opis pasuje do tamtego faceta. Że to ksiądz był? A skąd ja to mogłam wiedzieć, raczej nie wnikam w sprawy profesji moich sublokatorów. W każdym razie zaskoczył mnie pan, nigdy bym nie powiedziała. Owszem, spokojny, nawet trochę... dziki, taki, no wie pan, dziwny. Regularnie płacił, nie hałasował, o nie. Ale czasem zamykał się na całe dnie i nie wychodził. Albo wracał skądś nad ranem z pudłami czymś wypełnionymi. Nie, nie widziałam czym.

Kiedy opuszczał mieszkanie, było wysprzątane. Prawie w takim stanie, jak je mu wynajęłam. Prawie, bo w pokoju były zaciągnięte grube zasłony, na wykładzinie znalazłam dość dużo śladów wosku i kredy. No i ten zapach. Cały pokój intensywnie pachniał. Słucham? Tak, to była jakby mieszanka parafiny, kadzideł i... siarki.

Ann Brisbane, właścicielka kamienicy przy Hall’s Street


Nienotowany. Nie, proszę pana. Dziękuję, do widzenia.

Zaraz, chwilkę. Pan pozwoli na chwilkę. Może nie tutaj, chodźmy do mojego pokoju.

Proszę usiąść. Tak... Jak panu mówiłem, nie widnieje w policyjnej ewidencji. Nie złamał prawa, nie był notowany, nie zostawił odcisków. Ale jest coś, co przypomniało mi się, kiedy pan zapytał o tego człowieka. Były na niego donosy. Tak, anonimowe, choć i tak wiemy kto je do nas słał. Tylko że ten życzliwy przesyła dziennie po kilka, czasem kilkanaście donosów, więc trudno je traktować serio. Taki pieniacz, sam pan rozumie. Ale anonimy dotyczące człowieka, o którego pan pyta, sugerowały jego powiązania z jakąś sektą czy czymś takim. Miał ponoć spędzać godziny w jakimś magazynie nieopodal miejsca zamieszkania, przekradać się ulicami w środku nocy, unikać ludzi i w ogóle... Wysłałem dzielnicowego, by to sprawdził, ale pod adresem zamieszkania nikogo nie zastał. Kilka dni później otrzymał informację, że ten rzekomo dziwny człowiek wyprowadził się. To tyle, więcej nie mogę sobie przypomnieć. Tylko wie pan, dyskrecja. Nie wszyscy muszą wiedzieć, że rozmawialiśmy w tej sprawie.

- kpt. Arthur Price, VI Posterunek Policji przy Oak Street


To samo zło, człowieku. Zło kroczyło za nim. Jak cień. I zostawiało ohydny smród. Zapach śmierci, mój przyjacielu, i zapach cierpienia. Nie wiem skąd przybył. Ale przemierza ulice miasta w poszukiwaniu Odmiennych. To jego cel, o którym mi mówił. Zwierzoludzie, krwiopijcy, nawiedzeni, czarownicy... Wszelkiej maści odmieńcy muszą ponieść karę i zostać wytępieni. Tak mówił, a gromy powtarzały jego słowa.

- Jebediah, bezdomny szaleniec, uliczny kaznodzieja


Rozmowy przeprowadził i spisał Jamie Mknący-o-Zmierzchu, Ragabash Władców Cieni

Ojciec Teodor to postać docelowo przeznaczona dla Wilkołaka: Apokalipsy, lecz z powodzeniem można wprowadzić go do Sagi/Kroniki rozgrywającej się w dowolnym systemie uniwersum Świata Mroku. W powyższym opisie celowo nie zamieściłem współczynników Łowcy, by pozwolić Narratorom na swobodne ich określenie. Podane informacje to jedynie wyraźnie zarysowane tło, w jakim kształtowała się osoba Ojca Teodora, jak również garść przydatnych wiadomości, za pomocą których można Łowcę wprowadzić do swojej opowieści.

Autor: Cyastko

Spis Treści

Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.