Owen Yates jest prywatnym detektywem. Wielu uważa go za najlepszego w tym fachu. I faktycznie jest taki. Nie jest jednak typowym detektywem, gdyż za odpowiednią opłatą jest w stanie zrobić z poszukiwanym trochę więcej niż tylko naprowadzić na niego policję. Poznajemy go w trakcie polowania na Chinaglię, seryjnego mordercę. Ze zlecenia wywiązuje się nader gładko i odbiera zapłatę od klienta. Następne zadanie otrzymuje od żony dziennikarza zmarłego w dość zagadkowych okolicznościach. Nie byłoby w tym nic specjalnie szczególnego, gdyby nie fakt, że sprawa ta w pewien sposób wiąże się ze śmiercią siostry bliźniaczki Owena, Yvonne. To wszystko naprowadzi go na trop spisku o międzyświatowym zasięgu.
Znacie to? Znamy, zakrzyknie pewnie wielu z was. Cóż, fabuła tej historii pełna jest stereotypów spotykanych w powieściach detektywistycznych i sensacyjnych. Różni się od nich tym, że nie traktuje tych stereotypów poważnie. Ja przynajmniej odnoszę wrażenie, że autor miał spory ubaw tworząc swoje dzieło. A właściwie dziełko, bo historia jest raczej krótka i stylistyką bardziej przypomina opowiadanie. Dzieje się tak dzięki prostemu zabiegowi uczynienia narratorem głównego bohatera. To z jego punktu widzenia obserwujemy wydarzenia. Wiemy tyle, ile on. Robi to ciekawe wrażenie, ale strasznie spłyca opowieść właśnie do postaci takiego jednowątkowego opowiadania, dłuższego niż norma przewiduje. Nie jest to jednak zarzut. Akcja jest na tyle intensywna, że nie zwraca się na to szczególnej uwagi. Sama konstrukcja tego opowiadanka wygląda tak, a nie inaczej, gdyż historia ta była kiedyś odczytywana na antenie III programu Polskiego Radia. Tam nosiła tytuł Ludzie z tamtej strony świata
.
Całość napisana jest bardzo dowcipnie i lekko. W kilku fragmentach przemyślenia Yatesa są w stanie zwalić z krzesła. Do tego zaskakuje końcówka z naprawdę niebanalnym pomysłem. No, może i troszkę banalnym, bo temat był już chyba kilkakrotnie wałkowany, ale nie na tyle często by się tym przejmować.
Aha, i żeby nie było, że nie wspomniałem. Po początkowym opisie można by się spodziewać, że historia osadzona jest w czasach współczesnych, podczas gdy dzieje się ona za jakieś pięćdziesiąt lat. Tak, tak - mamy do czynienia ze światem przyszłości. Niedalekiej, więc zbyt wielu zmian w sposobie życia i technice nie uświadczymy. Ot parę gadżetów praktycznie bez znaczenia. Dopiero na końcu będzie mała rewolucja. Ale o tym sza.
Wydanie, na które ja natrafiłem miało kilka błędów przeoczonych przez korektę. Głównie literówki bez znaczenia, więc nie ma się co nimi przejmować. Jedyny problem, to czasem zaplątane opisy, ale to już wina autora. Już pierwsze kilka stron musiałem przeczytać bodaj trzy razy, żeby zauważyć, w którym miejscu mi się wszystko rozlazło. Potem na szczęście nie występuje to już zbyt często i jest zdecydowanie prostsze do ogarnięcia. Ale ten początek mnie lekko zdenerwował.
Podsumowując, mogę tę książkę polecić. Pochłania się ją w jeden wieczór. Czy będziecie do niej wracać? Nie wiem, ale wątpię. Co najwyżej zerkniecie na jakiś ciekawszy czy śmieszniejszy dialog. Jako literatura rozrywkowa, dla zabicia czasu, sprawdza się jednak świetnie.
Tytuł: | Podwójna śmierć |
---|---|
Autor: | Eugeniusz Dębski |
Wydawca: | Krajowa Agencja Wydawnicza |
Rok wydania: | 1989 |
Stron: | 280 |
Ocena: | 4 |
Autor: Paweł 'Oso' Czykwin
Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.