Doktor Śleziński na drugich zajęciach z historii filozofii zwrócił uwagę na racjonalne próby zdiagnozowania rzeczywistości, przy jednoczesnym odrzuceniu sygnałów naszych zmysłów. Mówiąc w skrócie - jeśli przyjmiemy, że ciało jest pięknem, to im więcej ciała, tym więcej piękna. Podobnie jedno ziarenko pszenicy spadając na ziemię nie wyda odgłosu, więc wysypując cały worek, także nic nie usłyszymy (1 ziarenko = zero hałasu, jakkolwiek wiele ziaren jest w worku zawsze ich ilość będzie mnożona przez zero - to jedynie zmysły nas mylą).
W kontekście takich rozmyślań zaciekawiło mnie stwierdzenie, że dziś możemy spotkać ludzi w podobny sposób odbiegających od normy - dokładnie tak jak Parmenides (autor powyższych teorii) wprawiał w zachwyt bądź oburzenie ludzi sobie współczesnych.
Tego samego dnia czytałem eseje Dubravki Ugresic (Czytanie wzbronione
) o koszmarach pisarzy, redaktorach nie-ludziach, zasadach rządzących rynkiem wydawniczym i spryciarzach-dyletantach, od których zależą wydawnicze losy książek...
W automatyczny sposób problemy świata filozofii i literatury nałożyły się na siebie i postanowiłem przemyśleć na czym owo wzajemne przenikanie się polega. Po pierwsze: wyższy, bądź inny poziom postrzegania w literaturze zwykle bywa ceniony (szkoda, że przez znawców, a nie szeroką publikę). W przypadku pisarzy lekki odchył od normy bywa zbawienny i z reguły przynosi efekty o pozytywnym wyrazie (w przeciwieństwie do błędów logicznych Parmenidesa). Niestety, taki osobnik jednocześnie sam skazuje się (o ile jego odchył nie jest odchyłem w stronie populizmu) na odosobnienie na rynku. Już oczami wyobraźni widzę jeden tom w ciemnym rogu półki, w najdalszym zakątku salonu Empik Megastore - zagubiony między tysiącem lśniących tytułów.
Drugi problem to czytelnicy. Przykro to mówić, ale nie ma dla kogo pisać. Chorobę pisarzy - nieznośny natłok myśli, sprężonych pod ciśnieniem, które zmusza do pisania - można rozładować na konferencjach, dyskusjach i innego rodzaju spotkaniach (bądź do uniwersyteckich, bądź prywatnych) z tymi samymi ludźmi, którzy jako jedyni przeczytają książkę danego osobnika.
Taką wizję pisarstwa podsunęły mi przykłady wykładowców, którzy właściwie sami sobie wydają swoje książki. Nie znaczy to, że są złe, często jest wręcz przeciwnie - jeżeli tekst oddany do znanego wydawnictwa zostanie odrzucony z powodu obawy o zwrot kosztów druku, to albo książka nie schlebia niskim gustom, albo robi to nadmiernie... trzeciego wyjścia w naszym przypadku, optymistycznie nie bierzemy pod uwagę.
Zapraszam do Polany Lorien - miejsca, w którym publikuje się pierwsze wypociny młodych ludzi.
Autor: Narmo
Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.