Jak zapewne starsi czytelnicy pamiętają, nie znam Gwiezdnych Wojen
. Wiem, że zaraz polecą w moja stronę butelki i pomidory, ale doczytajcie zanim dojdzie do rękoczynów...
Nie znam, to jednak za mocne słowo - po prostu nie oglądałem, nie czytałem i nie robiłem nic innego, co się może wiązać z sagą Lucasa. Mimo to orientuję się kim jest Hełmofon i inny Ciasteczkowy Potwór. Na konwentach i nie tylko zdążyłem się nasłuchać opowieści i przeżyć prawdziwych fanów. Nie dało się żyć obok GW
i nie liznąć ich trochę.
Kilka dni temu zdecydowałem się jednak obejrzeć na DVD Mroczne Widmo
. Dlaczego akurat tę część? Hmm... Przede wszystkim dlatego, że lubię poznawać takie sagi chronologicznie. Choćby nawet kręcone były od środka. Drugim powodem była postać Qui-Gona (jak to się pisze, a jeszcze lepiej - jak się czyta?), postaci, która szybko zwróciła moją uwagę z reklamówek pojawiających się gęsto w swoim czasie - może dlatego, że ten archetyp jest mi dość bliski?
Niemniej obejrzałem - i ten wstępniak został stworzony tylko po to, żeby oświadczyć, że już nie jestem zupełnym, starwarsowym ignorantem! Mógłbym tutaj jeszcze dodać, że to bajka - dobra, jak każda inna i że fabułę przewidywałem o kwadrans do przodu (moje bierne obycie z sagą akurat bardziej dotyczy epizodów 4-6, wiec nie można powiedzieć, że znałem tę część). Ale w sumie miło się oglądało.
Teraz przynajmniej wiem o czym śpiewał Weird Al Yankovic...
Autor: BAZYL
Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.