Oto ja was posyłam między wilki. Bądźcież tedy mądrymi jako wężowie, a prostymi jako gołębie.
Czasami po wykładach, w ramach szeroko pojmowanego relaksu, udaję się do Empiku. Buszując pomiędzy półkami z komiksami i fantastyką szukam wtedy, niczym wytrawny łowca, kolejnej zwierzyny do wiecznie rosnącej kolekcji książek. Jakież było moje zdziwienie, gdy podczas jednej z ostatnich wizyt, na półce z nowościami niespodziewanie zauważyłem najnowszą książkę Jacka Piekary opatrzoną tytułem Łowcy dusz
. Warto zaznaczyć, że na kolejną część opowiadań przyszło nam czekać dwa lata, stąd i pamięć o poprzednich tomach powoli podupadła. Do tego doszło ostatnie opóźnienie; pierwotnie książka ta miała ukazać się na wiosnę 2006.
Łowcy dusz
stanowią czwarty tom opowiadań traktujących o przygodach inkwizytora Mordimera Madderina w alternatywnej wizji średniowiecznej Europy. Ponownie trafiamy w brudny, zgniły i z trudem funkcjonujący świat, w którym to Jezus, miast umrzeć na krzyżu, zstąpił ponownie na ziemię, by mieczem zanieść zemstę ku Jerozolimie. Właśnie wykreowana, a raczej przemodelowana, rzeczywistość jest tutaj jednym z głównych atutów opowiadań. Oto roztaczana jest przed nami wizja jakże znajomej Europy okolic XV wieku, a jednocześnie zupełnie innej. Każdy, kto przeczytał Sługę Bożego
, Młot na czarownice
czy Miecz Aniołów
wie, że litość i współczucie nie stanowią już w żadnym wypadku wzorców chrześcijańskich. Oto wiara zemsty, siły, braku wybaczania. Gdzie magia i moce nieczyste są równie realne jak stal. A gdzieś w tym świecie słyszy się głosy herezji, iż Pan umarł na krzyżu, a w jego ciało wstąpił Szatan.
Nie da się zaprzeczyć, że niesamowity niepokój bijący z takiej wizji stanowi o geniuszu Piekary. Do tej pory wiele już razy przecież przewijał się motyw, jak to moce jasności okazały się tymi ciemności, gdzie świat opatrznie odbierał sygnały sił wyższych, czy sama rzeczywistość nie potrafiła przyjąć podstawowych dogmatów wiary i skazywała się tym samym na samowolne potępienie. Tutaj cios nadchodzi ze strony wiary stanowiącej korzenie Europy, wiary, która dziś stanowi życie dużej części ludzi, wiary, którą my sami w Polsce znamy tak dobrze. Delikatnie nagięta linia historii w kluczowym momencie męki pańskiej przynosi zupełnie inną rzeczywistość, której poznawanie i obserwacja pociąga za sobą prawdziwą burzę uczuć opierających się właśnie na autentycznym niepokoju.
Książka już od pierwszych stron wita nas ponownie językiem żywym, soczystym i siarczystym. Świat Łowców dusz
jest miejscem brudnym, pełnym prostactwa i barbarzyństwa. Piekara nie idzie na kompromis, przedstawiając rzeczywistość bez upiększeń. Operuje przy tym słowem tak doskonale, że gdy pisze o fetorze gospody to wprost go czujemy, a gdy przedstawia opasłą postać gospodarza aż odwracamy się z odrazą. Błoto dróg, fatalny stan higieny, rozsypujące się budowle i równie pokraczne postaci ludzi nie uderzają przy tym w myślach, że tanim środkiem autor próbuje zbliżyć sobie czytelnika. Z łatwością widać, że stanowią one tylko drogę dla uzyskania celu, nie cel sam w sobie. Bluźnierstwa, poniżenia czy erotyka urealnia specyficzną, brutalną wizję brutalnego świata.
Na pierwszy ogień wychodzi tutaj postać Mordimera Madderina, z którego perspektywy poznajemy kolejne historie. Jest to osoba inteligentna, przebiegła, głęboko wierząca, wykonująca swe powołanie nie dla zysku (przynajmniej sam tak twierdzi), a dla walki z herezją by słowo Pana ostatecznie zatriumfowało. Niesamowicie przyjemnie czyta się kolejne przemyślenia, czy trafne uwagi i riposty układane w myślach przez inkwizytora. Mieniący się przyjacielem przyjaciół
często uzyskuje zaproszenia, oczywiście płatne, w celu zapoznania się z tym czy innym procederem noszącym miana herezji. Sam Mordimer przy tym jest naprawdę oddany swej sprawie, święcie wierząc że oddanie na stos ratuje duszę przed piekielnymi mękami. Nie wykazuje się przy tym zapalczywością i zaślepieniem zealotów, a opanowaniem i racjonalizmem (jeśli tak rzec można o inkwizytorze). Najważniejsze, że wszystkimi drobnostkami i wątpliwościami dzieli się z czytelnikiem, dzięki czemu nie widzimy w nim tylko wyrachowanego oprawcy. Nie da się tego zawrzeć prosto w kilku zdaniach, lecz po ukończeniu lektury człowiek zaczyna zupełnie inaczej patrzeć na inkwizycję i jej przekonania.
W trakcie czytania kolejnych stron pojawia się szereg, jakże pięknie niedoskonałych i ułomnych postaci. Na szczególne uznanie zasługuję tutaj Kostuch oraz bliźniacy, będący starymi kompanami inkwizytora. I tutaj wychodzi pewna niedogodność. W Łowcach dusz
następują liczne i dość dokładne nawiązywania do bohaterów i wydarzeń z poprzednich tomów. Może się zatem okazać, że w celu najlepszego delektowania się książką, należy najpierw odkurzyć pierwsze tomy z przygodami Madderina. Stanowi to pewną niewygodę, ale dzięki temu spoiwa łączące kreowany świat są tym lepsze i tym większą radość mamy z dowiadywania się o losach, także i naszych, starych znajomych.
Opasły, ponad czterystustronnicowy tom zawiera cztery opowiadania, powoli podkręcające tempo oraz atmosferę. Pierwsze, tytułowe - Łowcy dusz
, w ogólnym rozliczeniu stanowi typową przygodę, wrzucającą nas ponownie w okrutny świat średniowiecza. Fragment drugiego, Wąż i gołębica. Powrót
, ukazał się już w Mieczu Aniołów
. Tym razem otrzymujemy jednak opowiadanie nie dodające niczego do głównego wątku fabularnego. Kolejne dwa opowiadania posiadają już dużo większą objętość i rzucają nieświadomego czytelnika na głębokie wody. Piękna jest tylko prawda
zaczyna się dość prozaicznie, lecz akcja rozwija się prawdziwie diabelnie i satysfakcjonująco, by na zakończenie wrzucić w wir wydarzeń ogólnoświatowych. Ostanie, Wodzowie ślepych
, to już potężna machina działań obejmujących cały kraj. Wyraźnie czuć, że każde słowo może przeważyć nawet o losach Europy. Niepewne sojusze, wysokie stanowiska, Amszilas, potajemne zagrywki mocarzy świata, intrygi... po prostu nie można oderwać się od kolejnych słów. Gdy ukończyłem z głębokim oddechem i te opowiadanie i przeszedłem do Epilogu nie spodziewałem się nawet, że wszystko dotychczas było tylko nic nieznaczącym preludium przed symfonią. Zaprawdę, dawno już nie pamiętam by ostatnie strony powieści tak bardzo zagrały na mych emocjach. Nie chciałbym zdradzać ani słowa z fabuły, gdyż odkrywanie kolejnych jej poziomów sprawia niepisaną radość, lecz właśnie sam Epilog warty jest wydania każdych pieniędzy na ten tytuł.
Mówiąc o Łowcach dusz
nie mogę przemilczeć jego wad. Główną jest, charakterystyczne dla Piekary, nagłe skracanie wątków. Czasami zdarza się przeskok o pewien okres, wyraźnie odczuwalny z punktu widzenia fabuły. Nie wiem, czy wywołany jest on brakiem pomysłu, czasu czy najzwyczajniej stron, ale przeszkadza on w pełni zabawy. Przyspieszone tempo zostawia zawsze za plecami sporo wydarzeń i zmusza do opuszczenia książki by w spokoju przemyśleć, co takiego właściwie się w tym czasie wydarzyło. Nie jest to przy tym środek stosowany nagminnie, ba - da się go policzyć na palcach jednej ręki pijanego kuchmistrza (ja pamiętam takie trzy), ale swoje czyni. Kolejnymi wadami może być dość brutalny język i czasami nieobyczajne dla wrażliwych dusz jego użycie. Z tego powodu literatura ta powinna być przeznaczona dla osób pełnoletnich, dla których siarczyste zwroty będą stanowiły tylko środek, nie zaś cel.
Kilka słów pragnę poświęcić wydaniu. Otrzymujemy tutaj niejaki standard w wykonaniu Fabryki Słów, zarówno jeśli chodzi o druk jak i papier. Ciekawie przy tym prezentuje się okładka, podobna do ostatniej reedycji Sługi Bożego
. Ciemne kolory i brązowa obwoluta z twarzą wampira na przedzie i charakterystycznymi, odbijającymi światło elementami nie przyciągają krzykliwie wzroku, pozostając na półkach raczej stonowaną pozycją. Zaznaczę przy tym, że wcześniejsze, białe wydania były o wiele lepiej widoczne, pomimo stosunkowo gorszych grafik (prócz przepięknego Miecza Aniołów
). W dodatku, zamiast odblaskowych wariacji na temat krzyża na okładce z tyłu, zostajemy poczęstowani o wiele skromniejszym detalem. Przynajmniej w końcu dane jest nam podziwiać złamany krzyż - symbol chrześcijaństwa (w przeciwieństwie do heretyckiego zwykłego krzyża).
Podsumowując - Łowcy dusz
jest satysfakcjonującą kontynuacją opowiadań o losach Mordimera Madderina w świecie jakże odmiennej Europy. Nie jest to jednak lektura, którą polubią wszyscy. Odbiega daleko od obrazów podawanych przez Goodkinda czy Jordana i bliżej mu do Achaji
Ziemiańskiego. Brud, soczystość słownictwa, ogólny obraz upadku i upodlenia może zostać różnie odebrany, przez co prawdziwa radość z lektury ginie zablokowana innymi względami. Niemniej, gdy poprzednie tomy, jak i styl Piekary, uważałeś za dobrą lekturę sięgnij na półkę, na pewno nie będzie to czas zmarnowany.
Tylko czekać IV kwartału 2007 roku na kolejną część przygód...
I daj nam siłę, byśmy nie przebaczali naszym winowajcom.
Tytuł: | Łowcy dusz |
---|---|
Seria: | Bestsellery polskiej fantastyki |
Autor: | Jacek Piekara |
Wydawca: | Fabryka Słów |
Rok wydania: | 2006 |
Stron: | 416 |
Cena: | 29,99 (miękka okładka); 39,99 (twarda okładka) |
Ocena: | 5- |
Autor: Scorpinus
Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.