czyli metaforyczna kropla deszczu stukająca nieśmiało w nasze okna.
Nim, czytelniku drogi, zagłębisz się w pełni w tej oto, niezbyt wymyślnie skonstruowanej grze słów, mam pytanie, na które szczera odpowiedź jest wysoce pożądana:
Czy masz względne pojęcie o poruszanym temacie?
Osoby, które odpowiedziały tak!
, zanim jeszcze zdążyły przeczytać do końca postawiony przed nimi problem z czystym sumieniem mogą przejść do dalszych sekcji tego artykułu. Tym, którzy byli bliżej nie...
radziłbym natomiast przejrzeć starsze numery Tawerny RPG
, poczytać prace innych redaktorów, po czym wrócić do lektury aktualnie czytanych wypocin.
Spieszę z wyjaśnieniami odnośnie istoty powyższego pytania - tekst ten nie ma aspiracji, by stać się próbą zdefiniowania zjawiska, jakim jest fantasy, ani też żadnej z jego licznych pochodnych. Jest to studnia wręcz bezdenna i zaglądanie do niej pozostawiam ludziom, których wiedza wielokrotnie przekracza moją własną, a takich nie brakuje - zarówno w Tawernie
, jak i oczywiście poza nią. Po konkretną porcję słów mądrych w formie smacznej i strawnej raz jeszcze odsyłam zatem do innych źródeł.
W zamyśle autora tekst ten pozostaje zbiorem wniosków wynikających z nader często przeprowadzanych sądów - popularnych zwłaszcza w sieci, ale także poza nią dyskusji, których głównym elementem jest ważenie na abstrakcyjnych szalach minusów i plusów, jakie niesie ze sobą fantasy. Dyskusja
, to słowo, które nie jest w stanie w pełni oddać istoty epickich w swych wymiarach bitew słownych rozgrywanych pomiędzy zapalonymi agresorami, a samozwańczymi, nieustępliwymi obrońcami. Batalie te, cykliczne z natury, odżywają co jakiś czas, a każda brutalniejsza jest od poprzedniej. Języki bez litości i pruderii rozcinają ciszę ostrymi jak brzytwa sugestiami, ale jeśli człowiek nie da się ponieść żądzy krwi - nietrudno zauważyć, że w większości przypadków krytyce daleko do miana konstruktywnej, a i argumenty obrony, często wyssane z palca, służą zwykle jako preludium do dalszego rzucania mięsem. Starania każdej ze stron, by za wszelką cenę dojść do prawdy absolutnej o fantasy
, niechybnie kończą się patetyczną klęską.
Zachowując pełną neutralność biernego widza, pozostającego poza tematem od dłuższego czasu, który w swej obojętności nie podziela euforii żadnej ze stron konfliktu, postaram się przybliżyć kilka typowych grzechów, często pojawiających się na sądach. Jak to się mówi, będziemy stwierdzać fakty
.
Osoby dramatu:
Grupa za
- czyli banda różniących się wiekiem i doświadczeniem osobników mniej, lub bardziej rozkochanych w fantasy. Z miejsca warto wspomnieć o tym, że udział starych wyjadaczy
w omawianym zjawisku jest zwykle marginalny (a szkoda...), jeśli jednak zdecydują się zabrać głos, to robią to w sposób niezwykle efektowny i efektywny.
Grupa przeciw
- bardzo różnorodna. Pod sztandarem napastników znajdziemy zarówno samozwańczych realistów, osoby i instytucje związane z religią oraz wielu zwolenników innych klimatów - przykładowo fanów sf; wszyscy zjednoczeni przez antypatię do wspólnego wroga. Jeśli chodzi o spór science-fiction/Fantasy, nie sposób nie wspomnieć o Pamiętniku znalezionym w smoczej jaskini
autorstwa pana Sapkowskiego, w którym znaleźć można wyczerpujący opis tegoż problemu. Lekturę polecam.
Rozeznanie, pierwszy z mitów rzeczywistości: Na to, co znamy najlepiej, poświęcamy najmniej uwagi
- flavor test karty Mistform Mutant
; blok Onslaught; Magic: the Gathering.
...wspaniały to talent, popularny zresztą ostatnimi czasy - wiedzieć i nie wiedzieć zarazem. Wychylić trochę z kielicha mądrości i upić się wizją własnej wspaniałości - to częste i z miejsca rzucające się w oczy przewinienie zarówno jednej, jak i drugiej strony, bardziej haniebne jednak dla obrońców, gdyż ich obowiązkiem jest wiedzieć , jeśli już decydują się coś powiedzieć. Niestety, najczęściej ośmieszają siebie i sprawę, której bronić zaprzysięgli. Nikt oczywiście nie wymaga, by ów symboliczny kielich wychylić za jednym zamachem, jednak pić z rozsądkiem, na miarę własnych sił, powoli zgłębiać temat w całej okazałości. Niby proste, a jednak... Dziwnym zrządzeniem losu bywa tak właśnie, że najwięcej do powiedzenia mają ludzie o najmniejszych kompetencjach. Słabe psy szczekają najgłośniej
, jak mówi przysłowie. Posłużymy się banalnym wręcz przykładem. Że większość dzieł z kanonu fantasy bazuje poniekąd na wierzeniach starożytnych, mitach i baśniach - wie każdy (?). Jednak jeśli poprosić o konkrety - pojawia się zakłopotanie i następuje szybka zmiana tematu. Nie mówimy tu o szczegółach typu jak długi był Jormungand?
, lecz o informacjach podstawowych, łatwych do znalezienia, jeśli tylko wykaże się odrobinę ciekawości. A szukać nie trzeba daleko - przykładowo zdaje się w Tawernie RPG
nr 34 w kąciku jRPG (w tamtych czasach jeszcze FFc, o ile mnie pamięć nie myli) znajdziecie artykuł panny Danai o związku między summonami z serii Final Fantasty a mitologią. Zbiór bestii, które przewinęły się przez wszystkie części FF jest strasznie bogaty, Square ma to do siebie, że czerpie bez pamięci i ograniczeń z mitów z całego świata, więc trudno nie dowiedzieć się czegoś nowego. Osobiście polecam także tawerniany Bestiariusz
autorstwa mistrza Equinoxe'a - księgę skrupulatnie zbieranych informacji o szkaradach wszelakich. Pomijając walory edukacyjne i kulturowe związane z całym procesem bliższego zapoznania się z panteonami czasów starożytnych (tego typu argumenty zdają się nie trafiać do społeczeństwa...) warto rozważyć tę kwestię przez pryzmat rzucania kostką. Mając na uwadze, że większość systemów fabularnych żywcem wciela w szeregi dostępnych do usieczenia bestii postacie z pradawnych legend lub też krzyżuje wybrane cechy, by stworzyć nową kreaturę, która jest hybrydą kilku już istniejących - wiedza, płynąca ze znajomości mitów, jest nie do przecenienia. Znajomość słabych punktów poszczególnych przyjemniaczków pozwala w alternatywny sposób zakończyć przygodę i często będzie stanowić wspaniałe urozmaicenie rozgrywki.
Innym przejawem tego samego problemu jest ilość przeczytanych książek, które przeciętny fan RPG ma w posagu. Władcę Pierścieni
zna, bo oglądał, o Hobbiście
słyszał od kolegi, a i ten, no... Wiedźmin
- też mu się coś o uszy obiło. Zapomniałbym o najnowszej książce z udziałem Drizzta... Nie żebym miał coś przeciwko naszemu mahoniowoskóremu tropicielowi, tym bardziej przeciw cyklom książek środowiskowych typu Forgotten Realms, czy Magic: the Gathering, wręcz przeciwnie, darzę twórczość pana R.A. Salvatore wielkim szacunkiem, w szczególności Trylogię Mrocznego Elfa.
Szacunek mój jest tak wielki, że niejako z bólem przychodzi mi przewrócenie kolejnej strony, na której widnieje takaż coraz częściej pojawiająca się formułka: ...banda składająca się z 13 orków, 7 gnoli, 36 goblinów, 3 ogrów i baatezu w miejscu, gdzie przed chwilą stał Drizzt, zobaczyła jedynie rozmytą plamę, po czym, jeden po drugim, zaczęli padać bezwładnie na ziemię, a jedynymi śladami na ich ciałach były zabójczo precyzyjne cięcia w okolicach szyi...
Z kolejnym tomikiem tego typu zabiegi stają się tendencyjne, żeby nie powiedzieć wręcz, że nudne - ile razy można czytać o tym samym (pytanie retoryczne, znam takich, którzy krzykną śmiało: Ile wlezie!
)?
Cóż czytać zatem? Dzieł ambitnych jest zbyt wiele, by wszystkie wyliczyć. Osobiście polecam pozycje, które próbują ugryźć temat od nieco innej strony - naprawdę warto znać głębokie, filozoficzne Ziemiomorze
pani Ursuli K. le Guin, a i opowiadania o wyspie Recluce autorstwa pana Modesitt'a Jr. z pewnością dostarczą rozrywki na wiele wieczorów. O książkach naprawdę wartych przeczytania dowiecie się więcej z wymienionego wcześniej Rękopisu...
pana Sapkowskiego. Reasumując: sprawą priorytetową, drogi czytelniku, jest to, by zainteresowanie twe pozostało nienasycone. Zatrzymać się w połowie drogi do wiedzy - to dla wielu ludzi grzech niewybaczalny, jaki popełnić jest w stanie jedynie pozbawiony mózgu troglodyta.
Niemała to sztuka spać: nie lada mozół oczekiwać na sen wśród całodziennej jawy
- Tako rzecze Zaratustra: O Kazalnicach cnoty
, F. Nietzsche.
Choć treść płynąca z nauk Zaratustry w tym wypadku odbiega raczej od tematu, sam cytat pasuje tu doskonale. Sen, marzenie, chwila zapomnienia... Na pytanie czym dla ciebie jest fantasy?
przeciętny fan bez wahania odpowiedziałaby, że ucieczką przed szarością dnia codziennego?
Ładnie, zgrabnie, poniekąd poetycko... jest jeden tylko problem - to słowo na "u". I nawet jeśli nasz biedny, szary fan zdążyłby ugryźć się w język i zręcznie przekształcić formę swej wypowiedzi, to nie obyłoby się bez drastycznego komentarza.
Chcąc, nie chcąc fantasy z natury kontrastuje, koliduje nawet z rzeczywistością i stanowi formę odseparowania się od zwykłej, codziennej egzystencji. Ucieczka od rzeczywistości
- brzmi groźnie, prawda? Niedaleko stąd do izolacji, dalej: zamknięcia się w sobie, a tutaj już cała masa ekspertów ma szansę wykazać się wyobraźnią... Nasz fan zostanie wychłostany werbalnie za wspieranie procesu, który prowadzić będzie do alienacji, co w konsekwencji przekształcić się może w groźną chorobę społeczną.
Oczywiście nie trzeba być specjalnie bystrym, by dostrzec w tym wszystkim sporą dawkę przesady. Zwrócić uwagę warto natomiast na puentę płynącą z powyższego przykładu - mianowicie zdolność ludzi do czepiania się... szczegółów, żeby nie użyć słowa głupot
i tworzenia ogólników na podstawie sytuacji wyjątkowo ekstremalnych. Tutaj niezaprzeczalnie królują napastnicy
, a ich możliwości w dziedzinie kreowania idiotycznych wręcz zarzutów są nieograniczone. Co do uciekania w świat przez nas wykreowany - każdy z nas nosi w sobie potrzebę oderwania się od mozołu dnia powszedniego. Jedni radzą sobie z tym lepiej, inni gorzej, ale potrzeba taka istnieje i, według zasad psychoanalizy, to właśnie wszelkie opory w jej zaspokojeniu mogą zaowocować anomaliami na poziomie podświadomości, co może przejawiać się w dość gwałtowny sposób dużo później. Nikogo nie powinien więc dziwić fakt, że każdy przy zdrowych zmysłach ma swój mniej, lub bardziej wyszukany sposób na odreagowanie. Fantasy to tylko jedna z wielu możliwych ścieżek.
Apogeum procesu potęgowania rzeczy banalnych i wykręcania oblicza prawdy do granic możliwości manifestuje się w postaci wszelkiego rodzaju apeli, których głównym przesłaniem jest: gry fabularne sprowadzają młodzież na ścieżkę zła
. Każdy zainteresowany tematem na pewno słyszał na ten temat niejedną anegdotkę. Argumenty bywają przeróżne, gorsze i lepsze jakościowo. Miałem wątpliwą przyjemność uczestniczyć w roli biernego widza w wielu takich słownych krucjatach, często skierowanych przeciw konkretnym systemom - przykładowo AD&D
i, jak mniemam, przyjdzie mi być świadkiem jeszcze wielu takowych. Spoglądając na chociażby Book of Vile Darkness
z trzeciej edycji D&D
można w jakimś stopniu wytłumaczyć poruszenie związane z mroczną stroną RPG
, ale by w pełni zażegnać konflikt wydawcy musieliby zapewne prócz wyraźnego, widocznego gołym okiem i zawsze obecnego ostrzeżenia na każdym produkcie umiejscowić także wielką naklejkę służy do grania, nie do zabijania!
?
Cóż, problem jest z natury banalny, jedynie ludzka natura - jak zwykle zresztą - nadaje mu rozmiary monstrualne. Porównajmy przykładowo AD&D
do noża. Czymże jest nóż? Narzędzie codziennego użytku - pomoc nieoceniona w kuchni. Można pokroić nim ser, można obrać warzywa ze skórki, można rozsmarować masło, można też wbić go w plecy sąsiada. Jaka jest zatem natura noża - dobry li on, czy zło w nim tkwi? ...Odynie uchroń, jeśli kiedyś szaleństwo do końca strawi mój umysł i zacznę dyskutować o moralności przedmiotów martwych, ześlij na mnie sen wieczysty... Zatem może lepiej by było pozbyć się go - nie ma noża, nie ma problemu...
Fakt, można posługiwać się tylko widelcem, łyżką, tudzież pałeczkami do ryżu, ale one mogą okazać się równie niebezpieczne, co nóż. Człowiek, krucha istota, krzywdę mu można wyrządzić nawet dobrym słowem. W taki oto prosty sposób sprowadzamy dyskusję do parteru, gdzie widać z miejsca, w czym tkwi istota problemu - krzyknij: tak!
, a odpowie ci zgodny chórek głosów słowem NIEEE!!!
Ludzka ręka kieruje nożem i to człowiek jest odpowiedzialny za to, co z nożem zrobi. Ukrywanie własnych słabości i sugerowanie, że to bierny przedmiot może być sprawcą czegokolwiek to szczyt wyrafinowanej hipokryzji i jedna z najgenialniejszych głupot, jakie wymyślił ród homo sapiens, samozwańczy szczyt piramidy intelektualnej na ziemi. Ponownie krótkie podsumowanie: tego typu kłótnie (nazywając rzeczy po imieniu) z reguły prowadzone są w sposób bardzo prowokacyjny, z biegiem czasu stają się coraz bardziej komiczne, na dłuższą metę niesmaczne. Uczestniczyć raczej na własne ryzyko, nieczęsto się bowiem udaje trafić na rozmówcę na poziomie, pozbawionego chęci zmieszania ludzi o innych poglądach z błotem i nie będącego jednocześnie przerdzewiałym gramofonem...
Świat stawał się snem, sen stawał się rzeczywistością
- Życie snem
, Novalis.
Zbliżając się do końca, poruszymy jeden z najciekawszych aspektów sądów, mianowicie niezwykle rzadkie, aczkolwiek nad wyraz cenne starcia ludzi nazbyt mocno stąpających po ziemi z uskrzydlonymi członkami legionów fantasy. Tutaj często używa się ciężkiej pod względem przemyśleń artylerii, na szczęście tego kalibru rozgrywki prowadzą tylko wytrawni strategowie. Uogólniając: większość wariantów tego typu dyskusji oscyluje wokół przekonania wyznawców klarownego spoglądania na świat, że, zgodnie z prawami empirii, pewną i rzetelną wiedzę zdobyć można tylko na drodze badań i eksperymentów. Ponadto wszelkie procesy myślowe pozbawione fundamentów w postaci dowodów stanowią przeszkodę na drodze do prawdy, przeszkodę, której należy się pozbyć. Grupa podchodząca do życia w sposób naukowy z wymuszoną poniekąd grzecznością stwierdza, że im to oczywiście nie przeszkadza, niech ludzie robią, co lubią
, widać jednak wyraźną sugestię, że fantasy jest zjawiskiem co najmniej zbędnym. Cóż, faktycznie - patrząc przez taki pryzmat i będąc wiernym naukom mistrza Hume'a musiałbym krzyknąć: Na stos ze wszystkim, co zaśmieca rozum. Rozebrać na części pierwsze, spalić i zapomnieć, że istniało
(w chwili, gdy czytacie te słowa ja wciąż zmuszony jestem do unikania ze stoickim spokojem coraz to większych przedmiotów ciskanych we mnie przez tą część redakcji, która do tej pory nie dopatrzyła się w poprzednim zdaniu trybu przypuszczającego...). Oczywiście prawdą jest, że zamiast udawać, że jest się halflingiem berserkerem można zająć się czymś pożytecznym - policzyć kilka całek potrójnych, wyznaczyć kąt padania promieni słonecznych przez okno w łazience, czy przyjrzeć się bliżej grupie glinokrzemianów, jednak nie samą matematyką/fizyką/chemią człowiek żyje. I tutaj zaczynają się postulaty obrońców i ich porównania fantasty do chociażby platońskich idei. Forma wyrażania tęsknoty za światem o perfekcyjnych formach przez istotę pozbawioną doskonałości... Nieco to może fragmentami naciągane i nazbyt wzniosłe, ale trudno powiedzieć, że całkowicie nietrafne. Tu i ówdzie odzywają się głosy, że przecież grając w RPG można dowiedzieć się czegoś o sobie. Operując szerokim wachlarzem pojęć symbolicznych, z których niektóre śmiało mogłyby uchodzić za archetypy, (elf - miłość do sztuki, wykwintność i finezja; krasnolud - przodownik pracy, lojalność i upór; itd.) gracz, który chce naprawdę wcielić się w postać, zmuszony jest poniekąd do intelektualnego wysiłku, z którego zrodzić się powinny całkiem niegłupie opinie.
Jednak najcelniejszym i siejącym postrach w szeregach wroga argumentem jest, moim skromnym zdaniem, wykorzystanie koncepcji De Profundis
mistrza Przybyszewskiego. Fantasy jako ścieżka przez którą muza wlewa natchnienie bezpośrednio w serce człowieka; motor napędowy artysty; pożywka dla zmysłów estetycznych. Z autopsji znam przykłady, kiedy to osoba wykazująca zerowe zainteresowanie tematem została momentalnie zauroczona przez fantasty-art. Wystarczy rzucić okiem na prace takich ludzi jak Luis Royo (którego parę prac przewinęło się przez wczesne numery Tawerny RPG
), czy Boris Vallejo, by zrozumieć. Bez zbędnych słow.
Parafrazując parabolę jaskini
- któż zatem siedzi wewnątrz jamy i trwając w ogłupieniu gapi się bezmyślnie na grę cieni, a kto wyszedł na zewnątrz, by podziwiać w pełni skąpany w świetle świat?... Jednoznacznej odpowiedzi nie ma i takiej nikt raczej znaleźć nie zdoła. Prawda, towarzyska to bardzo wstydliwa dama, z ludźmi z jednej, jak i z drugiej strony trzyma, nikomu jednak woali z oblicza swego zerwać nie pozwala. W tym konkretnym wypadku racji nie można odmówić ani napastnikom
, ani obrońcom
, zatem stojącemu z boku szaremu zjadaczowi chleba pozostaje jedynie dokonać syntezy padających podczas tego typu sądów wniosków w odpowiadających mu proporcjach, z małym odnośnikiem, w którym widnieć powinno, że problem póki co pozostaje nierozwiązany.
Bez obaw stwierdzić można natomiast, że mimo wszystko przyszłość fantasy zapowiada się całkiem dobrze. Skąd ta pewność? Odpowiedź prosta: ekonomia. To po prostu dobry biznes. Tysiące książek - opowiadań i podręczników, karty, figurki, niezliczone gadżety i, co najważniejsze, pełno ludzi, którzy chcą to kupować. Nie można zapomnieć o grach, które wysypują się na rynki komputerowe i konsolowe. Nie chodzi tylko czystej krwi erpegi - także strategie, FPP i TPP, w których coraz częściej można napotkać na elementy znane i cenione przez fanów cRPG. Jako ciekawostkę wymienię jeszcze gry Hack'n'slash nowej generacji, w których za rozgrywkę sieciową trzeba płacić stałą miesięczną stawkę... Tak jest, chcąc nie chcąc, przyznać trzeba, że mamy do czynienia z całkiem wydajną maszynką do robienia pieniędzy, która będzie się rozrastać i wydawać coraz to dojrzalsze owoce, jeśli tylko znajdą się konsumenci.
Wracając teraz do samego początku - do naszej kropli, zrodzonej przez chmurę zwaną fantasty. W moim przekonaniu decyzją niezbyt rozważną byłoby dopuścić, by chmura ta przesłoniła nam gwiazdy i rozdzierając swymi poszczególnymi błyskawicami niebiosa rozpętała wielką burzę, ani też pozwolić, by zakończyła całkowicie swą egzystencję na naszym firmamencie. Wstyd natomiast odczuć powinien każdy, kto nie spostrzegł, że coś o szybę okna jego stuka. Zauważyć to po prostu wypada.
Na sam koniec jeden jeszcze akapit z serii autor dla czytelników: by czasu nie tracili
. Informuję, że jeśli podczas czytania ktoś poczuł, że artykuł ten w jakikolwiek sposób: go uraził, obraził, zmaltretował; zburzył jego światopogląd, zniszczył marzenia, wywrócił świat do góry nogami; zgwałcił go moralnie/mentalnie/w jakikolwiek sposób naraził na utratę zdrowia; zdziwił, zadziwił, poruszył, (...) - cokolwiek by to nie było, to po pierwsze: zaznaczam, że nie było to celowe, po drugie: proszę kierować swe ewentualne opinie na forum TRPG
(wbrew pozorom to wcale nie jest tak, że naczelny przesyła okrągłą sumkę na moje konto za wtrącanie reklam w tekst, nie dajcie się zwieść...), gdzie z pewnością zostaną wysłuchane, z tej prostej przyczyny, że autor posiada niezwykle miłą wrodzoną umiejętność - mianowicie okazyjnie (zawsze i wszędzie) ma wszystko w głębokim poważaniu.
...kłaniając się nisko...
Autor: Mumei Kagami
Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.