Znasz Barnetta? Koleś mi życie uratował. Ale po kolei... Gdy byłem młody i głupi, zapuszczałem się do starych budynków i myślałem że znajdę tam zapasy przedwojennych broni, prochów, używek... I ktoś mnie przestrzegł, żeby się nie zapuszczał do jednej z dzielnic, gdyż panują tam mutanty. A ja, debil, wymyśliłem że pilnują tam czegoś ekstra, marzyłem o pancerzu wspomaganym. I kiedyś śniło mi się że biegałem w takim wdzianku i nawet ten kafar o ksywie Bolo trząsł zadem na mój widok. Nie wiem co mi do łba strzeliło, bo stwierdziłem że jest to sen proroczy i wybiegłem w środku nocy.
Władowałem się w sam środek osiedla, do którego nikt o zdrowych zmysłach nie wchodził z własnej woli. Coż, ja do takich nie należałem. Dostanie się do budynków nie było problemem, coś takiego jak drzwi już dawno nie istniało na tym blokowisku. Przebiegłem kilka budynków, ale jedyne co znalazłem, to siekiera wbita w ścianę. Stwierdziłem że głupio wracać z pustymi rękoma, to wrócę z tym. Chociaż byłem smarkacz, wyciągnąłem ją bez problemu. Była zakrwawiona. I naprawdę nie chciałem wiedzieć czyja to krew, tym bardziej że pod nogami zauważyłem czapkę z rozciętym daszkiem. Taka sama, jaką miał Vinnie. Wyszedł szukać czegoś na wymianę, ale już nie wrócił. Teraz po znalezieniu czegoś takiego spieprzałbym jak najdalej, ale ja widziałem siebie siedzącego w knajpie, i wszystkich znajomych słuchających mnie z otwartymi gębami.
Nie znalazłem nic więcej i zacząłem sam siebie wkręcać. Że niby coś widzę, przed kimś uciekam i po jakichś dziesięciu minutach nie byłem tak pewny, czy na serio coś mnie nie goni. Wpadłem do jakiegoś pokoju, przeturlałem się pod biurko, wyciągnąłem nóż, który ukradłem przed wyjściem ojcu. Był ostry jak brzytwa. Zacząłem nasłuchiwać, jednak nic nie usłyszałem. Byłem już nieźle wydygany, jednak spojrzałem przez okno i strach gdzieś odszedł. Za to przyplątała się chęć przeżycia przygody. Zobaczyłem najwyższy budynek w okolicy. Znów wyobraziłem siebie przed barem.
Wyszedłem na dach i przechodząc pomostami dostałem się do celu. Nie wiem czemu jakoś nie poruszyło mnie to, że ktoś, a może coś układa mosty między dachami. W końcu znalazłem się w swoim wymarzonym drapaczu chmur. Zobaczyłem dziurę w dachu, jednak nie mogłem się tam dostać. W końcu wskoczyłem przez okno, a raczej wielką dziurę w ścianie. Dostałem się do laboratorium. W równych rzędach stały ciężkie półki na kółkach W probówkach były grudki, osady, w niektórych, tych zakorkowanych, nawet resztki płynów.
Usłyszałem coś za plecami, i zobaczyłem mutanta. Bydle wysokie na dwa i pół metra, a nie byłem pewny, czy nie ma kogoś za nim. To co przykuło moją uwagę, to kij baseballowy w ręku tego potwora. Taki sam z jakim wyszedł Vinnie... Nie wiem kiedy do mnie podszedł, ale pierwsze co pamiętam, to mój lot między półkami. Nic mi się nie stało i zobaczyłem że za nim stoją dwa podobne do niego potwory. Mniejsze ode mnie, każdy po półtora metra wysokości. Tatuśko został z tyłu i puścił swoje pociechy. Pierwszy nic mi nie zrobił, szybko skończył grę z siekierą w głowie. Drugi wpadł w szał. Rzucał się na wszystko, tylko nie na mnie. Wykorzystałem to. Po chwili toporek zmienił właściciela. Byłem pewny siebie. Za bardzo. Big daddy już przy pierwszym ciosie złamał mi rękę. Wpadłem między regały i zacząłem bawić się w kotka i myszkę.
Gdy znalazłem się za ostatnim regałem, do ściany było z pięć metrów. Nagle między chemicznymi przyrządami zobaczyłem łeb mutasa. Wbiłem mu nóż w oko, mając nadzieję, że to go uśmierci. Jednak przeliczyłem się. Wpadł na regał, a ten przewrócił się na mnie. Po chwili poczułem jeszcze większy ciężar. Zrozumiałem. Trup przetoczył się na półki. Myślę, odpocznę trochę i jakoś stąd wyjdę. Już miałem zamiar się siłować z tym cholerstwem, gdy usłyszałem szmer. Po chwili nad moją twarzą pojawiła się obrzydliwa buźka Tatuśka. RRRRAAAAGGGGHHHH!
- Ryknął a ja poczułem krwawą ślinę na twarzy. Mało mi zwieracze nie puściły. Zamknąłem oczy. Usłyszałem krótki świst gdzieś z góry. Mutant też zadarł głowę. Usłyszałem suchy trzask i w tej chwili na twarzy poczułem coś ciepłego. Mutant smętnie zwiesił głowę. Z oczodołu płynęła krew.
Spojrzałem w górę i zobaczyłem sylwetkę człowieka. Zniknął mi z oczu, by po chwili zjechać na linie. Zrzucił ze mnie ścierwo i regał, po czym na szybko opatrzył złamanie i wtedy zobaczyłem jego broń. Śmiesznie wygięty pręt na kształt litery Y. Do dwóch końców były przywiązane jakieś sznurki. Rozpalił ognisko i przedstawił się. Potem mi wytłumaczył czym zabił tego potwora. Powiedział że to proca. Widziałem już procarzy, jednak oni mieli całkiem inną broń. Dowiedziałem się parę rzeczy. Wiesz, że z odpowiedniego kija i dętki możesz zrobić prawdziwą broń? A jeszcze lepiej jak masz fachową procę. Koleś zwie się Barnett. Tak samo jak firma, która kiedyś robiła te zabawki. Więc, jak kiedyś znajdziesz coś z logiem tej firmy, spotkaj procarza, na pewno to kupi. Albo sam zacznij się bawić w strzelanie. To naprawdę może zrobić krzywdę.
Ale wróćmy do mojej przygody. Po odpoczynku wstałem i wyciągnąłem z głowy mutanta nóż ojca. Bez niego nie miałem po co wracać do domu. Przetarłem go byle jak o jakąś szmatę i wsunąłem do pochwy. Chciałem podziękować, ale gdy się odwróciłem, już go nie było. Wróciłem do domu jakieś pół godziny przed świtem. Opowiadałem ludziom o mojej heroicznej walce z trzema mutantami i o dziwnym przybyszu, jednak każdy machał ręką i twierdził że zmyślam. Dopiero kilka lat później gdy ojciec miał gości, wyjął nóż i wszyscy zobaczyli krwawy ślad. Wtedy ojciec jakoś dziwnie na mnie spojrzał. I wtedy dotarło do niego, że nie kłamałem. No, a teraz postaw jeszcze ze dwie kolejki, przecież słuchałeś z otwartą gębą. A jak ładnie poprosisz, to może ci dam trochę postrzelać.
Tabela zasięgu jak dla Pistoletów maszynowych(profesjonalne proce), jak dla pistoletów (samoróbki)
Wymagana budowa: 8
PP 0-2 (zależy czy profesjonalna czy robiona własnoręcznie, także od rodzaju amunicji)
Obrażenia: L/L/C
Dostępność: 5% (W dużych miastach 15%)
Cena: 30-50 gambli, zapasowa guma 5-10 gambli
Amunicja: cokolwiek o średnicy mniejszej od 3cm
Reguła specjalna: Metalowe kulki o średnicy 5-10mm zapewniają 1PP w odległości mniejszej niż 25m. Jakikolwiek inny pocisk o średnicy większej niż 1cm anuluje wszystkie PP. PP nie mogą być wyższe niż 2. Nie obchodzi mnie, że masz idealnie zachowaną przedwojenną procę i strzelasz metalowym kulkami 6mm. Maksymalnie 2PP i koniec.
Jeśli chodzi o te obrażenia (L/L/C), to zwolennicy jedej k20 mogli by mieć pretensję, więc jeszcze dwie zasady:
1) Im dłużej naciągamy, tym obrażenia cięższe więc:
1 segment: draśnięcie + siniak
2 segmenty: obrażenia lekkie
3 segmenty: obrażenie ciężkie
Lub można też założyć, że im więcej segmentów, tym obrażenia cięższe i ułatwienie celowania:
1 segment: draśnięcie
2 segmenty: obrażenia lekkie -10% do trafienia
3 segmenty: obrażenia ciężkie, -25% do trafienia
Procarz od urodzenia: Na starcie dostajesz profesjonalną, przedwojenną procę w stanie idealnym, zapasowe dwa naciągi i jeszcze 200 metalowych kulek 6mm
Nieznane - budzące grozę: Jeśli wejdziesz do jakiejś mieściny, ludzie szanują cię bardziej niż byś miał obrzyna. Co nie wyklucza tego, że jak masz inną broń, ludzie będą czuli ten sam respekt. Dopisz sobie 1 Punkt reputacji
Autor: Tori
Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.