Dla fanów gier cRPG ten rok zapowiada się naprawdę ciekawie. Wielu z nas zastanawia się, ile prawdy jest w obietnicach twórców i czy rzeczywiście jest na co czekać. Symbolem takiego oczekiwania i spełnionych nadziei można bez zbytniej przesady nazwać nowe osiągnięcie Bethesda Softworks - The Elder Scrolls IV: Oblivion
, przez niektórych już dziś nazywane cRPG nowej generacji.
Fani serii już od dawna z niecierpliwością wyglądali pojawienia się czwartej części doskonałego cyklu The Elder Scrolls
, który tak naprawdę dopiero po ukazaniu się, niecałe cztery lata temu, słynnego Morrowinda
, zyskał sobie rzeszę oddanych graczy. W końcu jaka inna gra oferowała nam tak wielowątkową i nieliniową fabułę? Jaka inna mogła pochwalić się takim rozmachem, tyloma różnorodnymi lokacjami, od wielkich miast począwszy, a skończywszy na małych podziemiach czy lochach? Gdzie zaoferowano nam tak niczym nie ograniczoną swobodę działania? Każdy, kto kiedykolwiek zetknął się z serią gier, których akcja toczy się w baśniowym świecie Tamriel, na pewno zna odpowiedź. Pewnie już dziś, cały skład Bethesda Softworks zaczyna świętowanie, gratulując sobie sukcesu. Całkiem słusznie - odwalili kawał solidnej roboty.
Jeżeli byli jacykolwiek sceptycy (w co akurat wątpię), to zapewne teraz biją się w pierś, klęcząc na grochu, odziani w gustowne worki pokutne.
Naszą przygodę zaczynamy jako skazaniec, bez zdefiniowanej przeszłości oraz perspektyw na przyszłość, odsiadujący wyrok w pewnej ponurej zamkowej celi. Brzmi znajomo? Oczywiście, bo motyw więźnia to przecież standardowy początek i zarazem jeden ze znaków rozpoznawczych serii The Elder Scrolls
. Jednak dalszy rozwój wypadków nie jest już tak oklepany jak zwykle. Okazuje się bowiem, że w naszej celi znajduje się ukryte przejście, wiodące poza tereny miasta, z którego to sam cesarz Uriel Semptim VII, znany nam ze wcześniejszych części cyklu, jest zmuszony skorzystać, ze względu na czyhających na jego życie zamachowców. Rzecz jasna, nie pozostaje nam nic innego, jak skorzystać z okazji i podążyć w ślad za władcą i jego świtą. W wyniku szybkiego rozwoju wypadków stajemy się biernym świadkiem smutnego końca monarchy, który jeszcze przed swoją śmiercią powierza nam wykonanie arcyważnego zadania, dotyczącego dostarczenia bezcennego artefaktu swojemu zaufanemu człowiekowi. Natomiast osią całej historii i zarazem naszym głównym celem jest odnalezienie potomka imperatora - prawowitego spadkobiercy tronu Tamriel, bez którego pomocy nie uda się ocalić świata przed zagładą.
W żadnym wypadku nie jesteśmy zmuszeni do twardego podążania głównym zadaniem, które choć może wydawać się niezwykle ważne i nie cierpiące zwłoki, w gruncie rzeczy może poczekać, aż uporamy się z dowolną liczbą misji pobocznych, bądź gdy po prostu przyjdzie nam na to ochota i przerwiemy na moment eksplorację, by później móc do niej powrócić ze świadomością uratowania świata. Tym zaś, którzy specjalizują się w przechodzeniu gier na czas, nie wróżę żadnych rewelacji, gdyż gry w sensie dosłownym ukończyć... nie można. Owszem, możemy wykonać głównego questa, lecz później... no cóż, życie toczy się dalej - przecież nie po to ratowaliśmy świat, by teraz z niego zniknąć, prawda?
Ale zanim dane nam będzie wkroczyć do baśniowego świata gry, musimy wykreować własną postać. Tworzenie bohatera jest kilkuetapowe i znacznie bardziej rozbudowane od tego, z którym mieliśmy do czynienia w Morrowindzie
. Zaczynamy od wyboru imienia i jednej z dziesięciu ras zamieszkujących Tamriel. Następnie przechodzimy do ustalenia naszej aparycji. Możemy tu zadecydować praktycznie o wszystkim - począwszy od naszego wieku, który pozostawia dość widoczne piętno na twarzy, poprzez rodzaj uczesania, a skończywszy nawet na zwężaniu, bądź poszerzaniu szczęki.
Gdy uporamy się z tworzeniem postaci, nareszcie rozpoczyna się historia naszego bohatera. Przez pierwsze minuty gry towarzyszy nam tutorial, objaśniający interfejs i pomagający w ukończeniu robienia postaci. Chodzi tu głównie o wybór cech i umiejętności, znaku zodiaku, oraz określeniu klasy, która najbardziej nam odpowiada. Tutaj możemy wybrać jedną z wielu dostępnych już klas lub stworzyć zupełnie nową, dostosowaną do naszych potrzeb. Ci, którzy grali w Morrowinda
mogą powiedzieć nic nowego
, ale wstrzymajcie się z jakimikolwiek osądami na później. Sami zobaczycie...
Skończyliście? A więc witajcie w Cyrodill - krainie tysiąca i jednej lokacji.
Jak w każdym roleplayu, nasza postać z czasem się rozwija. Jednak twórcy Obliviona
zadbali o realizm i swego rodzaju naturalność tego elementu gry. Nie ma tu bzdurnych punktów nauki i żmudnego liczenia expa, za każdego zabitego potwora. O nie! Jeżeli chcesz lepiej walczyć jakimś rodzajem broni, to po prostu korzystaj z niego jak najczęściej. Jeżeli chcesz być dobry w złodziejskim fachu, to skradaj się kiedy tylko masz okazję, otwieraj zamki za pomocą wytrycha i kradnij, kradnij, aż niemożliwym będzie przyłapanie cię na czymkolwiek. Boisz się wpadki? Mawiają przecież, że człowiek uczy się na błędach. Mówią też, że za błędy trzeba płacić... Tak czy inaczej - trening czyni mistrza.
A co się tyczy zdobywania kolejnych poziomów, to zależy już to jedynie od sumienności, z jaką przykładać się będziemy do treningu.
Co do interfejsu gry, to mam nieco mieszane uczucia. O ile w Morrowindzie
był to jeden z największych mankamentów gry (pamiętny miszmasz w 700 stronicowym dzienniku), o tyle w Oblivionie
można go uznać za plus... ale nie do końca. Jest oczywiście bardzo wygodny i łatwy w obsłudze, więc nikt nie powinien mieć z nim większych problemów. Nieskomplikowane sterowanie, posegregowany ekwipunek, parametry bohatera, jego czary i statystyki oraz odmieniony nie do poznania dziennik, w którym nareszcie wiadomo o co chodzi. Słowem - porządek musi być!
Niestety, pomimo wszystkich tych ułatwień i udoskonaleń, nie można przemilczeć faktu, że nie wszystkim graczom może spodobać się ciągłe podążanie za kolorowymi znacznikami, sugerującymi, gdzie właśnie powinniśmy się udać, by pomyślnie ukończyć zadanie. Równie dobrze można uznać, że czytanie dziennika i uczestniczenie w rozmowach jest zupełnie niepotrzebne, no bo w sumie po co? I tak będzie wiadomo gdzie pójść.
Świat Cyrodill jest mniej więcej o połowę większy niż ten w Morrowindzie
. Twórcy stworzyli w związku z tym nowy sposób szybkiego podróżowania, umożliwiający nam podróż do każdego miejsca, które już odwiedziliśmy, bez mozolnego przemieszczania się po raz dwudziesty po tych samych krainach. Pomysł jest niezwykle trafiony, bo ci którzy grali choćby w Morrowinda
, pamiętają jak łatwo było tam zgubić drogę i godzinami tułać się po nieprzyjaznych bagnach i trzęsawiskach.
No dobrze, ale co tak naprawdę możemy robić w Oblivionie
? Nie, nie - należałoby zapytać czego właściwie nie możemy?
Ogólnym założeniem twórców było stworzenie świata, który traktowalibyśmy jak swój własny, z którym zżylibyśmy się bardziej niż z jakimkolwiek innym. I rzeczywiście, teraz można powiedzieć, że plan został wykonany w stu procentach. Sam ogrom świata, jego wygląd, możliwości, tajemnice, mnóstwo różnorakich lokacji - to wszystko złożyło się na sukces nie tylko Obliviona
ale i całej serii TES
.
Nie wolno również zapominać o wszystkich wątkach pobocznych, a zwłaszcza o tych związanych z gildiami. Zasadniczo są cztery duże organizacje - Gildie wojowników, magów, złodziei oraz mroczne bractwo, znane jako Gildia Zabójców. Przynależność do którejś z nich otwiera przed nami nowe możliwości, związane z otrzymywaniem dodatkowych zadań, zdobywaniem umiejętności i doświadczenia, dzięki czemu staniemy się bardziej wartościowi dla naszej gildii, oraz powolnym pięciem się w górę w hierarchii swojej organizacji. Oczywiście nikt nas nie zmusza do koniecznej przynależności do którejś z nich. Do wykonania jest mnóstwo innych zadań, które możemy otrzymać od zupełnie kogoś innego niż zwierzchnicy w gildiach.
Łatwo się domyślić, że to wszystko wpływa na urozmaicenie gry i otwiera nam to możliwość dłuższej i ciekawszej rozgrywki.
Ktoś może zapytać, czy twórcy nie postawili jedynie na ilość? Absolutnie nie, czego doskonałym przykładem jest choćby rewelacyjne AI bohaterów niezależnych. Wszyscy mieszkańcy Cyrodill prowadzą swój, zupełnie niezależny od nas tryb życia, wypełniony normalnymi czynnościami codziennymi.
System rozmowy pomiędzy NPC może i nie jest idealny, ale sam fakt, że postacie te porozumiewają się (bardzo często z sensem) i umożliwiają nam na przykład podsłuchanie rozmowy i wykorzystanie usłyszanych plotek, zasługuje na słowa uznania pod adresem twórców. Pomimo, że niektóre zachowania NPC są nie do końca zrozumiałe, a rozmowy nie zawsze sensowne, to i tak sztuczna inteligencja stoi na naprawdę wysokim poziomie.
System walki zmienił się diametralnie od tego pamiętanego z Morrowinda
. Walka poszła w kierunku zwiększenia widowiskowości, dynamiki i przede wszystkim realizmu gry. Wiec jeśli jesteś przekonany, że twój cios dosięgnie przeciwnika, bo ten nie zdąży się uchylić, to możesz być pewien, że trafisz. Od twoich umiejętności zależy jedynie jakiego rozmiaru będą to szkody.
Walki stały się więc bardziej zręcznościowe (przyda się ogranie w tego typu grach), ale czy było to dobre rozwiązanie? Może to budzić wiele kontrowersji, ponieważ nowy system sprowadził na grę znaczną liczbę ograniczeń związanych z mniejszą ilością broni, czy umiejętności ściśle powiązanych z walką.
Pozostaje wam samym ocenić, czy wyszło to grze na dobre (wyszło, wystarczy się przyjrzeć).
Jednak to o czym najczęściej mówiło się oglądając promo-screeny, czy trailery z gry, to oczywiście grafika. No cóż, nie owijajmy w bawełnę... jest po prostu bajeczna. Wszystkie elementy zostały dopracowane z niezwykłą dbałością o każdy najmniejszy szczegół. Kolorowe polany, gęste lasy, szemrzące rzeki i strumienie, majaczący gdzieś w oddali majestatyczny horyzont wzgórz i wzniesień pokrytych białym puchem, a wszystko to w najlepszym wydaniu.
Nic, tylko oczy cieszyć!
Tym co w równie znacznym stopniu wpływa na przyjemność rozgrywki, jest fizyka gry, która podobnie jak grafika może wydać się znajoma fanom Half-Life 2
. I całkiem słusznie, bo obie gry robiono na tym samym silniku. Czyli co? Kopnięty przez nas przedmiot przeturla się przez całe pomieszczenie i wyląduje w kącie sali. Zwłoki pozostawione na stromym zboczy, po prostu stoczą się na sam dół, by tam zastygnąć w ekwilibrystycznej pozie. Wystrzelona przez przeciwnika strzała wbije się nam w tarczę i długo jeszcze się jej nie pozbędziemy. Co tu więcej dodawać? Zdarzyć może się wszystko.
Niestety fani akcentów muzycznych, mogą czuć niedosyt - oprawa muzyczna zjeżdża na dalszy plan, a szkoda, bo czasami przydałaby się jakaś mocniejsza wstawka po 18 godzinach gry... Tutaj mamy jedynie do czynienia z łagodnie słyszalnymi gdzieś w tle utworami, ustalającymi pewien nastrój, ale to zdecydowanie za mało. Na szczęście sama gra rekompensuje nam te braki zachwycając innymi elementami, więc nie możemy narzekać.
Powoli faktem staje się wkraczanie w zupełnie nową erę gier komputerowych, a Oblivion
może zostać uznany za jedno z pierwszych dzieł tej epoki - zapewne jednej z piękniejszych w dziejach cRPG, ale również ogólnie gier komputerowych. Oblivion
nie tylko dokonał tego co Morrowind
, ale w znacznym stopniu poszedł naprzód - zrewolucjonizował AI, podniósł jeszcze bardziej realizm gry i poprawił grafikę.
Już dziś śmiało można powiedzieć, że jest to pozycja obowiązkowa na liście każdego fana gatunku, oraz wszystkich którzy chcieliby zobaczyć jak w dzisiejszych czasach powinien wyglądać dobry produkt. Poprzeczka została podniesiona bardzo wysoko i pozostaje nam czekać co przyniesie przyszłość.
Cóż tu więcej dodawać? Grajcie, po prostu grajcie.
Plusy:
Minusy:
![]() |
|
Autor: Elf
Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.