Moja podróż na dni fantastyki rozpoczęła się właściwie w pociągu Opole - Wrocław (nie licząc PKSa Krapkowice-Opole). Mimo moich usilnych starań i wielkiej chęci, nie zdołałem zasnąć i trwałem w stanie snu na jawie. Czasami nawet dukałem coś ku towarzyszom podróży, ale to raczej nie warte wzmianki półsłówka. Z wielką radością wysiadłem na wrocławskim głównym dworcu PKP, mogąc rozprostować kości.
Dzielnej naszej drużynie nie pozostało nic innego jak znaleźć tajemniczą linię autobusową, która doprowadziłaby nas na miejsce przeznaczenia - czyli leśnicki zamek. Po kilku minutach poszukiwań i kilkunastu minutach oczekiwania, na przystanek podjechał autobus... Według informacji na stronie konwentu, przejazd z dworca PKP na miejsce, miał trwać około 20 minut. To była baaardzo optymistyczna wersja, bo na miejscu byliśmy 1,5 godziny później... Ominęło nas otwarcie imprezy, ale nie czułem się tym tak mocno zmartwiony, jak bólem pośladków po tej ostrej jeździe bez trzymanki miejskim autobusem...
Okolica była piękna - sam zamek tworzył niezapomniany klimat i był naprawdę doskonałym miejscem na dni fantastyki. Od razu przepraszam, że nic więcej o zamku nie napiszę - historia nie jest moją dobrą stroną, a i nie chodzi o opakowanie, tylko zawartość. Wśród ludzi dominowała czerń i masa żelastwa, chociaż kilku ziomali też mignęło pośród tłumu.
Szybko załatwiliśmy formalności, tj. identyfikatory, noclegówki, plan atrakcji i informator. Należałoby wspomnieć o tym ostatnim, wydanym w formie książeczki, całym kolorowym, na porządnym papierze, zawierającym kilka opowiadań, informacje o gościach konwentowych oraz poszczególnych blokach programowych. Za informator należy się organizatorom duży plus. (W sumie sami orgowie nie wyglądali, ani nie zachowywali się jak "koledzy", byli raczej normalnymi pracownikami).
Blok podzielony był na kilka części:
Wydaje się, że to dużo. Nie od dziś wiadomo, że to co się wydaje, zwykle znacznie odbiega od prawdy.
Po załatwieniu wszelkich formalności udaliśmy się do noclegowni. Znajdowała się w przedszkolu, niedaleko zamku, tuż naprzeciwko kościoła. Przed drzwiami stał Ochroniarz i za każdym razem sumiennie sprawdzał karty noclegowe i dowody tożsamości. W środku do wyboru mieliśmy trzy pomieszczenia, a na parterze stał czajnik i kubki do powszechnego użytku - nie wolno było podłączać się do sieci w pokojach. Każde z pomieszczeń wyposażone było w kibelki i prysznic (rozmiar: dla przedszkolaków, więc przed umywalką trzeba było klęczeć, a do sedesu najpierw wycelować...).
Właściwie noclegowania była w porządku - gorzej z dzieciarnią, która hałasowała.
Po rozpakowaniu, tradycyjnie, wypróbowałem capo, bo podłoga była jakby do tego stworzona. I niedługo potem, udałem się na pierwszą prelekcję.
Tytuł brzmiał bardzo zachęcająco: Co Ty wiesz o RPG?
Z wielką nadzieją, że będzie to prelekcja o sposobach prowadzenia trafiłem na... konkurs. Pytania były naprawdę trudne, raczej nie skierowane do naszego pokolenia RPG, lecz do wcześniejszego, ponieważ dotyczyły starych systemów, czy początków czasów erpegowych. Pierwsze miejsce miało raczej niewiele punktów, mimo iż pytań było dużo. W sumie brawa należą się tutaj prowadzącemu - Adamowi Wieczorkowi, który postawił poprzeczkę tak wysoko. (Dowiedziałem się, że tak naprawdę nic nie wiem o RPG - nie licząc produktów Portala - sic!).
Z bólem serca, wyruszywszy do sali obok, stałem się świadkiem prelekcji Maji Lidii Kossakowskiej pt. Magia i wojna
Traktowała ona o powiązaniach pomiędzy walką, a magią w kulturach starożytnych oraz w czasach nam współczesnych. O ile do starożytności uczepić się nie mogę (a właściwie mogę - była tam mowa głównie o jednym ludzie oraz krótka wzmianka o Słowianach), o tyle jeśli chodzi o przesądy we współczesnej armii, to jestem załamany. Część z nich była zupełnie wyssana z palca, druga część zbyt ogólnikowo potraktowana. Według mnie, prelekcja słaba.
Tym sposobem zakończyły się już punkty programu (te, które mnie interesowały) i wraz z kolegą udałem się do games roomu, gdzie rozegraliśmy partyjkę w Neuroshimę Hex
. Powymienialiśmy się kilkoma uwagami z opiekunem pokoju i udaliśmy się na spoczynek.
Zasnąć było ciężko - konwentowicze hałasowali do czwartej nad ranem. W końcu ktoś zwrócił im uwagę i się uciszyli.
Sobota rozpoczęła się od Warsztatów tworzenia postaci dla graczy i MG
- spodziewałem się czegoś lepszego, ale jeśliby ująć to jako wstęp do ostatniej prelekcji w tym dniu, (zróbmy duży skok w czasoprzestrzeni), prowadzonej przez tę samą autorkę - Jednostrzałówki precz!
, można uznać, że prelekcja była dobra. W sumie chodziło o graczocentryczność (tak w dużym skrócie).
Cofając się w czasie widzimy mnie, siedzącego nadal w tej samej sali prelekcyjnej i oczekującego na Wariacje na temat Cthulhu
. Kumpel opuścił mnie na polu bitwy, a ja zostałem sam i... przede mną było dwugodzinne siedzenie. Czy było nudne? Oczywiście, że nie. Autor - Adam Wieczorek - opowiadając o wpływie mitów na współczesną kulturę, zakaził mnie bakcylem Lovecrafta. A od tamtej pory, ten mały zarazek wciąż się rozwija i rośnie... większy i większy...
Po wariacjach odpuściłem sobie erpegi i udałem się na poradnik, jak: Wykopać Sapkowskiego, czyli dylematy autora fantastyki
. Prowadził Jacek Inglot i nie szczędził krytycznych słów polskiej literaturze fantastycznej i jej autorom oraz... szkolnictwu. Według niego jest źle, a będzie jeszcze gorzej...
Dalej, w tym samym pomieszczeniu Tendencje w polskiej prozie fantastycznej i ich obraz w Nowej Fantastyce i Czasie Fantastyki
. Maciej Parowski, oprócz kryptoreklamy, przekazał nam całkiem optymistyczną wersję przyszłości fantastyki w Polsce. Wręcz odwrotną do tego, co mówił Inglot niespełna godzinę przedtem. Jak wiadomo prawda leży pośrodku, ale w takim razie co jest tym środkiem?
Zrobiłem sobie godzinkę odpoczynku, bo już ładnych kilka godzin się zasiedziałem. Za to po godzinie trafiłem na jeden z najciekawszych punktów programu, prowadzony w formie dyskusji pomiędzy Dominiką Repeczko, a Rafałem Dębskim. Z tych wszystkich słów, młodzi pisarze mogli wyłowić ważne nauki, ale co ważne - młodzi redaktorzy także. Duży plus.
I znowu na mej drodze stanęła prezentacja czysto RPG. Spellslinger
. Niektórzy zapewne wiedzą o co chodzi, ale przyznam szczerze, po tej prezentacji raczej zniechęciłem się do zakupienia tego tytułu. No cóż...
Moja pierwsza w tym dniu prelekcja z bloku popularno-naukowego Zagadki nauki, czyli czego jeszcze nie wyjaśniono
przebiegła w zatłoczonej i dusznej sali. Właściwie do teraz zastanawiam się, dlaczego przyszło tyle osób? To nie były tematy dla "wszystkich", bo były związane z fizyką, np. zimna fuzja, ciemna materia, wielowymiarowość, naturalne elektrownie jądrowe... Z tego co mi się wydaje, zleciało się tak wiele osób, bo spodziewali się czegoś o wampirach, wilkołakach i UFO.
Wielkie bitwy w RPG, czyli jak to zrobić
- porady dla MG, ale raczej skupione na systemach fantasy, więc się nie wypowiadam.
Szeptem wiatru wykrzyczeć burzę
- bardzo dobra prelekcja dla Mistrzów Gry. Sposoby prowadzenia, ale raczej czysto techniczne, jak modulacja głosu, opisy itp.
I tak zakończył się dzień drugi (oczywiście była jeszcze prelekcja, o której wspomniałem prawie na początku - czyli Jednostrzłówki precz!
).
W radosny, piękny i słoneczny, niedzielny poranek, wszyscy przeklinali. Bo oto dzielny ksiądz, wraz ze świtą doborowych parafian urządzili nam pobudkę w wielkim stylu - zorganizowali mszę na dworze. Dzięki temu, w nasze okiennice wdzierały się wysokie tony pieśni religijnych i trochę niższe tony kazania. Bóg zapłać!
Ostatnia prelekcja, na której miałem okazję być, nosiła tytuł: Czy można nauczyć (się) pisania?
. Feliks W. Kres zawarł w niej wiele cennych uwag dla młodych autorów prozy fantastycznej i co najważniejsze - jego słowa nadal gdzieś mi przebrzmiewają i staram się do nich stosować. Najlepsza z prelekcji.
Patrząc na cały program, muszę z przykrością stwierdzić, że blok RPG kuleje. Za to blok fantastyczny stał na bardzo wysokim poziomie i dzięki kilku godzinom tych prelekcji, niczego nie żałuję.
Moim okiem konwent, jako całość był dobry. Do "bardzo" zabrakło mu lepszego bloku gier fabularnych, gdzie tylko dwie, trzy prelekcje były jako-takie. Za to jeśli mamy zamiar jechać tam dla bloku fantastycznego to warto. Dlatego za rok wybieram się znowu, ale raczej jako pisarz i czytelnik, a nie gracz i MG.
Relacja została napisana dla opolskiego klubu Niwia.
Autor: CoB
Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.