W nocnej masce nie widać twarzy
Pod czarnym jedwabiem szczerość
Wyraz nieznany nikomu
Mina kaleki
Ból w groteskowych rysach
Wykrzywiony uśmiech
Do granicy miedzy radością a płaczem
Konam w bezbarwnym łóżku
Tym samym, które kiedyś jaśniało barwami tęczy
W którym pierwszy raz
Czułem że żyje
Puch, miękkość i ciepło
Odnajdywanie drogi
Wiodącej przez bramę ciała
Do najgłębszych wzruszeń
Nikną za marmurową płytą
Chłodnej obojętności
Imiona Dzieci
Przysypane ziemią
Ostatni pomruk włazu
Grzebie je na zawsze
Grabarz ma Twoją twarz
Jest taki dobry i spokojny
Mówi mi, że one nie byłyby szczęśliwe
"Odejdź, nie stój nad nimi
One nigdy nie istniały"
Krok w tył, choć
I tak nigdy nie uwierzę
Że ich nie było
Każdej nocy, gdy zaśniesz
Odsuwam płytę nagrobka
Z drącym sercem
Rozdrapuję ziemię
A kiedy podnoszę wieko
Widzę jak na jego dnie
Mienią się gwiazdy
A gdzieś miedzy nimi
Obraca się planeta na której jesteśmy razem
Krople spadają w świetlistą przestrzeń
Chciałbym zamknąć się
W tej małej drewnianej skrzyni
Ona kiedyś była Twoim sercem
Lecz... nie ma tam dla mnie miejsca
Wspominam dzień w pokoju świec
Kiedy płatki i liście
Nie spadały z drzew
Lecz prosto z nieba
Kiedy trwaliśmy zawieszeni
W ciepłej i ciemnej przestrzeni
Pod ręką Boga
Czy można skryć życie
W hebanowym sarkofagu
Tak jakby go nigdy nie było?
...Otwórz oczy, a zobaczysz prawdę
Zobaczysz uśmiechy, które miały istnieć
Zobaczysz szczęście w małych parach oczu
W opadaniu wirażami barw
W złotej przestrzeni tęcz
Kryły się ich twarze
Wspominam także moje imię
Które kiedyś było w Twoim sercu
Lecz teraz... nie ma tam dla niego miejsca
Autor: Narmo
Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.