Zapewne, kiedy czytacie te słowa, rok szkolny już zaczyna się rozkręcać, więc stresów nie brakuje... Ale jako gracze mamy na to lekarstwo - książkowe gry fabularne i oczywiście lekturę Tawerny RPG
!
Zapytacie, co z tego, skoro nie raz wracaliście zmęczeni tą szkołą, mieliście zły humor, a myśl o sesji, która była już z dawna umówiona, nie wyglądała tak różowo jak przedtem. Musieliście później iść, pomęczyć się kilka godzin, a sesja nic nie pomogła, lecz wzmogła tylko zły humor... Jakoś nie udało się wczuć w postać, kiedy myślało się o lufie z fizyki. Zenek i Zdzichu znowu się kłócili całą sesję, bo ostatnimi czasy nie są przyjaciółmi, a wręcz wrogami i tylko na sesjach są razem... A i Mistrz Gry był niemrawy... wczoraj rzuciła go dziewczyna. Wszyscy staraliście się robić dobrą minę do złej gry, ale skończyło się to tylko bólem głowy i śmiercią bohatera. Czy to nie straszne? Mówi się, że nie powinno przenosić się sytuacji, czy emocji z życia na grunt RPG... Ale co z tego, co się mówi, skoro jest jak jest...
Ale nie całkiem o tym chciałem pisać, lecz o sytuacji zupełnie odwrotnej - a mianowicie o przenoszeniu emocji i tym podobnych rzeczy z sesji, czy światów RPG, do świata realnego. Spojrzę na to okiem eRPeGowca ze stażem, a nie szalonej dewotki, czy dziennikarza brukowca.
Może zacznę od początku i odpowiem na pytanie, dlaczego właśnie teraz piszę o takich rzeczach? Odpowiem krótko: bo razi mnie to, jak widzę gimnazjalistę, który potrafi sobie wmówić, że jest wampirem, po przeczytaniu podręcznika do Wampira: Maskarady
...
Mogłem tym przerazić co poniektórych domorosłych czarodziejów, czy im podobnych, ale zachęcam do dalszego czytania...
Patrząc na to, o czym trąbi się w gazetach na temat RPG, wydaje się, że każdy z nas, powinien być już sierotą, bo rodzinę zabił siekierą na zlecenie potwornego Mistrza Gry (przypadek autentyczny; według pewnego szmatławca, gdzie napisali, że chłopak zabił swych rodziców, po grze w DnD
!). Może nie wygląda to tak źle, ale wiąże się ściśle z problemem: mieszania się światów. Może nie jest to częste, ale zdarza się, że gracze tak bardzo wczuwają się w postać, że zapominają o swojej własnej tożsamości. W życiu czegoś takiego nie widziałem, a jedynie czytałem o różnych śmiesznych przypadkach. Głupota ludzka nie zna granic, więc... wniosek pozostawiam Wam...
Sytuacją, z którą miałem już do czynienia było: nadmierne zainteresowanie okultyzmem. Tutaj od razu muszę zaznaczyć, że przypadki, które widziałem były po prostu śmieszne, a wręcz tragiczne. Trąbi się o tym, że DnD
sprowadza na satanizm (mój komentarz: buahahahaha!
). W życiu bym na to nie wpadł, a znajomy ksiądz po przeczytaniu podręcznika sam się zastanawiał, co może tam sprowadzać na taką ideologię. Już Mag: Wstąpienie
jest lepszym przykładem podręcznika z dużą zawartością prądów myślowych New Age, itp. Ale jeśli ktoś traktuje podręczniki do gier fabularnych, jako drogę, prawdę i życie, to już jego problem. Szczególnie wśród początkujących graczy niedojrzałych do tego typu rozrywek częste są przypadki zakładania śmiesznych religii (!) na wzór organizacji z gier fabularnych (np. pseudosekty druidzkie... sam nie wiem, czy się śmiać czy płakać...) Oczywiście to jeszcze nic, ale często też rodzi się chorobliwe zainteresowanie magią, itepe, co już prowadzi nas w łapska sekciarzy z prawdziwego zdarzenia (szczególnie tych wrażliwszych graczy łatwo tym skusić...)...
Teraz przejdę do sytuacji znacznie bardziej realnych i częściej spotykanych. Kłótnie. Kiedy dwójka graczy, którzy są przyjaciółmi pokłóci się w czasie sesji może dojść do sytuacji, że i po sesji zostaną skłóceni. Smutne, ale czasami zdarza się...
Dołek, po śmierci ulubionego bohatera - to już nie tak rzadka sprawa, bo po kilkunastu sesjach, postać gracza, w którą władował w nią tak wiele PD, staje się jego ukochanym zwierzątkiem... A jeśli zginie... Zły humor gwarantowany...
Nie mogłem tak tego zostawić, bo dosyć już Wam stresów, a Tawerna RPG
nie powinna dołować. Moim skromnym zdaniem, wszystko co napisałem wyżej, o źle wypływającym z grania, sprowadza się do jednego - do zatarcia się granicy, w umyśle gracza, pomiędzy rzeczywistością, a światem fantastycznym. Sam tak mam... A niczego co wyżej opisałem, nie zauważam u siebie!
Za to: rozwijam swoją wiedzę. Że tak posłużę się przykładem mojego gracza: chłopak prowadził postać druida, którego pasją były wilki. I co? I gracz dokształcał się w tym temacie tak i w realnym życiu jak i na sesji. Po niedługim czasie przeczytał trochę o tych ssakach i z ręką na sercu mogę stwierdzić, że stał się ekspertem... Że to nieprzydatne, powiecie? No to powiem o sobie... Dlaczego poszedłem do technikum w kierunku Mechatroniki? Ano dlatego, że grając w Neuroshimę
wiedziałem za mało o elektryce, informatyce, układach scalonych i mechanice. Teraz będę miał tego na pęczki i nie żałuję! Dzięki walce taktycznej, wiem już jak rysować plany (równie dobrze mogę bawić się w urbanistykę), znam poniekąd taktykę walki piechoty w miastach, czy oddziałów antyterrorystycznych. Światy fantasy także wiele od siebie dają - Dungeons and Dragons
rozbudziło we mnie duszę wojownika. I co? I nauczyłem się walczyć mieczem, przy małej pomocy kilku opracowań... Trenowałem i zrzuciłem zbędne kilogramy.
W grach fabularnych mogę znaleźć ważne przesłanie. Sami autorzy mogli je zawrzeć w grze jako całości, czy ja w scenariuszu - kończąc odpowiednim morałem (oczywiście ukrytym pod fasadą słów, czy wydarzeń). Czy gracze zdołają to odczytać? Nie wiem, ale ja to dostrzegam.
Mogę nauczyć się grać. Oczywiście mówię o grze aktorskiej, ale także odpowiedniej dykcji i wyraźnej mowie, umiejętności prowadzenia rozmów...
Radzenie sobie z problemami, których w czasach współczesnych mamy od groma. Szybkie decyzje, które muszą podejmować gracze czynią ich bardziej kreatywnymi. Dostrzegają problemy na inny sposób, szukają wyjścia z trudnych sytuacji. Mi samemu wiele razy się to przydało.
Nabranie dystansu do siebie i do świata - tego brakuje wielu ludziom. Ale już samo granie bohaterem wymusza na graczu rozpatrywanie jego cech, zachowań i naprawianiu ich. W końcu gracz, jako człowiek dostrzega swoje błędy... Nie przejmuje się też tak bardzo otoczeniem, bo wie, że nie ma sensu się zamartwiać! Rozumie też pojęcie tolerancji, mając za wzór krasnoludy i elfy...
Na koniec zostawiłem to co uważam za najważniejsze w tym wszystkim - przyjaźń. Ile drużyn w światach fantastycznych przedłużyło swoją przyjaźń na świat realny? Wiele, bardzo wiele. Właściwie moi najlepszy koledzy, to zarazem moi gracze... I za to dziękuję RPGom, za moją drużynę i... wspaniałe koleżeństwo!
I tym pozytywnym akcentem kończę... Zapraszam do dalszej lektury zinu i życzę Wam udanych sesji, z których będziecie wiele dobrego wynosić. Pamiętajcie tylko, żeby nie popaść w przesadę i wciąż dostrzegać świat realny!
PS. Jeśli ktoś ma ochotę na dyskusję w tej sprawie, lub chce opowiedzieć o swoich przypadkach wynoszenia czegoś z sesji, proszę o kontakt e-mailowy.
Autor: CoB
Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.