Oczekujesz na wyrok... wydaje ci się, że to sen... to nie jest prawdziwe!
Spętany kajdanami, otępiony przez morfinę oni myślą ze ty nie jesteś groźny... ty wiesz ze tak nie jest.
Gdybyś chciał to byś protestował, lecz, po co trącić czas - którego nie masz dużo - cennego życia na jakiś debilskich amerykańskich strażników. Ty wolisz się delektować cisza...
Dzwonek.
Idziemy na egzekucje. dwaj goryle wzięli cię za ramiona i prowadza. Do skrzydła szpitalnego czy raczej do celi śmierci. Juz wiele razy wyobrażałeś sobie jak umierasz, poprzez powieszenie, rozstrzelanie czy krzesło elektryczne. lecz tak na prawdę to nie wiedziałeś jakim sposobem zostaniesz zabity... wyobrażałeś sobie ze śmierć przyjmiesz z godnością i z parszywa minka, która nie będzie dawała spokoju widowni... potknąłeś się. Strażnicy zaczęli cię szarpać, podejrzewając, że cos knujesz. zdenerwowałeś się, bo przecież ci śmierdziele-strażnicy mogliby chociaż zachować trochę szacunku dla skazańca. W głowie zaczęły ci kołatać różne myśli i wspomnienia - poprzez pierwszy pocałunek, poprzez ślub, aż do rozprawy, na której zapadł wyrok. Cale życie stanęło ci przed oczami. Nie wyobrażałeś sobie tak tego, przecież miałeś podejść do tego z zimna krwią...
Bawiłeś się z nią... tańczyliście, śmialiście się... podczas wesołego tańca przeplecionego dziecięcą piosenka rozległ się strzał. Strzał przeznaczony dla ciebie...
Twoje dziecko nawoływało cię... wiedziałeś ze to omam, ze ono nie żyje... sam ja zabiłeś... nie! To nie prawda!!
Lecz co znaczy zdanie szaleńca, wobec wszechwładnych słów sędziego...
Wiele razy mówiłeś... apelowałeś..., że na prawdę to nie ty zabiłeś swoje dziecko! Swoje maleństwo... przypomniały ci się chwile szczęścia... twoje ciało przebiegł dreszcz i gardło zaczęło piec niczym ściśnięte jakąś obrożą...
Szedłeś dalej... cela śmierci była dalej niż Ci się zdawało...
Próbując nie myśleć o Natalie - swoim jedynym dziecku - zacząłeś śpiewać piosenkę... nie dbałeś jaką... żeby się czymś zając... nie myśleć...
""I heard there was a secret chord
that David played and it pleased the Lord
but don''t really care for music, do you?""
Nie wiadomo, dlaczego - może, dlatego, że była taka smutna - piosenka przyniosła nieoczekiwane skutki...
Upadłeś na kolana, próbując zakryć twarz w grymasie rozpaczy... zamilkłeś, czując, że tego bólu nie można wyrazić w płaczu, czy w jakiejkolwiek innej rzeczy...
strażnicy niemal wlekli cię do sali. Już ja widziałeś. Drzwi od niej były pomarańczowe z numerkiem “96″...
A wiec to tu zginiesz... jak szczur...
Strażnicy położyli cię na stole operacyjnym - tak przynajmniej ci się zdawało... przypięli pasami.
Kątem oka zobaczyłeś widownie, która przyszła zadowolona z siebie, żeby popatrzeć na przedstawienie. Głupi ludzie - myślałeś...
morfina przestawała działać, poczułeś rany które powstały podczas bitek więziennych...
Ktoś cię złapał za ramie... nie mocno, raczej delikatnie.. Popatrzyłeś w górę, dostrzegając strażnika... jego twarz wyrażała smutek.. współczucie...
Przynajmniej jeden człowiek - pomyślałeś...
Lecz.. co to ma być... myślałeś, że będziesz powieszony...a tutaj - humanitarni się znaleźli! Nagły przypływ nieuzasadnionej złości tkwił w twym ciele...
Poczułeś igły wbijające się w twe ramiona...
Niech się dzieje, co chce - pomyślałeś - juz i tak nikt i nic mnie nie uratuje...
Wstrzyknęli ci jakąś substancje - juz nie widziałeś wyraźnie...
Słyszałeś jak majaczysz, lecz nie mogłeś na to nic poradzić... to było silniejsze od ciebie...
przyszedł jakiś facet ubrany na czarno... "kostucha" - pomyślałeś...
Byłeś coraz bardziej nieprzytomny...
Lecz cały czas w głowie miałeś jedna myśl..,
Ostatni zastrzyk.. Zastrzyk śmierci...
Poczułeś pieczenie w ramieniu...
To juz koniec...
Tylko dlaczego....
BOZE, DLACZEGO?!
Autor: Neo15
Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.