Muszę spróbować, choć odrobinę przesunąć
tą datę mojej śmierci, mego wypalenia w tym kominku
niekończących się szyderstw, palącego płonienia
co mrozi niźli złowiesze spojrzenie Matki w chłodne poranki
Patrzcie na mnie współtowarzysze,
mego upadu obserwatorzy, gdy wy zajadacie
czerwoną kukurydzę, ja brodzę w żółci
zalewny przez pokolenia w zbrodniach skąpane.
Śmiejcie się, żyć swawolnie to wasze credo,
Ego wierze w coś,żółwie o jadowitym sercu,
czego szkarłatnym dotykiem odczuć się nie zdoła
a jeno prawdziwym wzrokiem, skrywanym
za bielmem pozoru, niby kluczem do bram Edenu
otworzyć i wejść...czyż to nie proste...a zarazem takie krzywe..