Lustro
Gdy rano wstałem, w lustro spojrzałem,
A w lustrze widać małe dzieciątko.
Śmiało się do mnie, też się zaśmiałem
Matka trzymała swe pacholątko.
Od siódmej rano do pierwszej w południe
Czas mi przeleciał jak z bicza trzasnął
Brzuszek mi rośnie, twarz ciągle chudnie
Gdym spojrzał w lustro, z wrażenia żem wrzasnął.
W lustrze stał szlachcic, wieku średniego
Z głową zgoloną, podkręconym wąsem
Chora matka na wózku koło niego
Mówi do syna wyciszonym głosem.
A ja, jak wryty, w lustro wpatrzony
Nie zwracam uwagi na matczyne słowa
Przy moim boku brakuje żony
Czy ja kawaler? Czy matka - wdowa?
Tego się chyba już nigdy nie dowiem
Czasu straconego, nie da się odrobić
Pędząc za sukcesem, przypłacałem zdrowiem
Swoim, matczynym - byle zarobić.
Godziny biegną, któż je zatrzyma
Jest ósma wieczorem, idę do lustra
A w lustrze staruszek, w ręku laskę trzyma
Zmarszczone czoło, popękane usta.
Obok staruszka pusty wózek stoi
Starzec w czerń ubran - chyba w żałobie,
Czy czas zranione serce zagoi?
Tego się chyba już nigdy nie dowie.
I tak minęła doba życia mego.
Jak stałem przed lustrem, tak do dziś stoję,
Od lat młodziutkich, do wieku starczego
W lustrze jak w życiu - odbicie moje.
Autor: Macias
|