Przed świtem

 

Od autora: tekst zajął 2 miejsce w konkursie na scenariusz filmu lub scenki "Filmowy varsztat" w portalu Valkiria.net.


Akcja dzieje się po zmroku. Przy niewielkim, dogasającym ogniu siedzi na niewielkich pieńkach dwóch zbrojnych orków w hełmach z krótkimi rogami. Rozmawiają nieco na boku małego, kilkunastoosobowego obozu leżącego na skraju lasu. Poniżej, w dolinie, znajduje się obóz ludzi.


RAGHAT: Nie wygramy tej bitwy.

GRUND: Wojny też nie.

RAGHAT: Tak myślisz?

GRUND: Nigdy nie wygraliśmy żadnej wojny. Wierzysz, że teraz będzie inaczej?

RAGHAT: Chciałbym.


Do rozmawiających przychodzi rosły ork z szerokimi barami. Hełm z wielkimi rogami bawołu sugeruje, że to dowódca.


DOWÓDCA: Przygotuj się. To już niedługo.

GRUND: W porządku.


Wielki ork odchodzi. W obozie zapanowuje lekkie poruszenie.


RAGHAT: Dlaczego się zgodziłeś?

GRUND: Ktoś musiał.

RAGHAT: Ale dlaczego ty?

GRUND: Jakie to ma znaczenie?

RAGHAT: Skazujesz się na pewną śmierć. To nie ma dla ciebie znaczenia?

GRUND: Wy jutro wieczorem przyjmiecie bitwę. Będzie was trzystu pięćdziesięciu i może garstka jeźdźców. Ludzi jest ponad tysiąc, z czego setka ciężkiej kawalerii, do tego są z nimi brodacze i ich działa. Sądzisz, że macie szanse?

RAGHAT: Nie zwyciężymy, ale może przeżyję. Wtedy ucieknę na północ, do armii Thordora. Na razie wciąż się trzymają. Idą w góry i tam zamierzają się bronić.

GRUND: Aż do końca...

RAGHAT: ...

GRUND (kręcąc głową z ponurym uśmiechem): Nie, przyjacielu, to nie dla mnie. Nie zamierzam ginąć niczym szczur, ukryty w najciemniejszej dziurze i przyparty do muru. Chcę umrzeć wolny.

RAGHAT: Przecież wierzyłeś w zwycięstwo. Co się stało z tą wiarą?

GRUND: Nigdy nie wierzyłem w zwycięstwo. Już w dniu, gdy goniec przybył z wieścią o wojnie, wiedziałem, że poniesiemy klęskę. Cieszyłem się, to prawda. Ale w zwycięstwo nie wierzyłem.

RAGHAT: Więc dlaczego się cieszyłeś?

GRUND: Dlaczego... Bo od dzieciństwa chciałem, byśmy się poderwali i pokazali, na co nas stać. Nie po to, by zwyciężyć, ale po to, by udowodnić, że nie jesteśmy urodzonymi niewolnikami. Żeby wreszcie odrąbać tą pięść, która od dziesiątek lat na nas spadała. Marzyłem o tym dniu, aż w końcu nadszedł. Z przybyciem gońca nastał dla nas świt, i to świt, który przyniósł wolność.


Na jakiś czas zapada cisza. Do orków ponownie podchodzi Dowódca.


DOWÓDCA: Dogaście ognisko. Grund...

GRUND: Tak, wiem. Już idę.


Dowódca odchodzi w głąb obozu. Orkowie wstają. Raghat zalewa żarzące się drwa wodą, następnie zasypuje je piaskiem. Twarz ma ściągniętą.


RAGHAT: Jak mam cię przekonać...

GRUND (kładąc rękę na jego ramieniu): Nie możesz. Ale możesz coś dla mnie zrobić. Jeśli jutro przeżyjesz... nie idź na północ, postaraj się wrócić do domu. A jeśli kiedykolwiek ci się uda znajdź Shauri.

RAGHAT: Mam jej coś przekazać?

GRUND: Tak. Powiedz jej...


Od strony obozu dochodzi do ich uszu niski dźwięk piszczałki. Grund poprawia naramienniki i hełm.


RAGHAT: Co mam jej powiedzieć?

GRUND: Nie wiem. Wymyśl coś.

RAGHAT (z uśmiechem, lekko rozbawiony): To nie będzie proste.

GRUND (także z uśmiechem, choć bardziej odległym; wzrok ma skierowany gdzieś w dal): Nic nie jest proste.

RAGHAT: Trzymaj się, przyjacielu.

GRUND: Do zobaczenia.

Grund odchodzi. Raghat siada na pniaku. Słyszy, jak kilku orków, stojących w kole, zagrzewa się cichym, bojowym zawołaniem. Odwraca się plecami do obozu i spogląda w dolinę, ku zbiorowisku ludzi. Nie patrzy, jak Raghat maluje sobie twarz. Nie patrzy, jak zakłada na plecy beczkę z prochem.



***

 

 

Autor: Equinoxe

 

 

(c) Tawerna RPG 2000-2004, GFX by Kazzek, HTML by Darky