Władca Pierścieni: Powrót Króla
-=wydanie rozszerzone DVD=-

 

Na rozszerzona wersję Powrotu Króla przyszło mi (i wielu innym fanom) czekać niemalże rok. Pamiętam jak, dokładnie w czas sylwestrowy, siedziałem w sali kinowej i nerwowo wyczekiwałem pojawienia się na ekranie charakterystycznego logo wytwórni New Line Cinema, zwiastującego rozpoczęcie filmu.

Jak wiecie, rok temu byłem Powrotem Króla zachwycony. Przez minione miesiące miałem jeszcze wiele okazji, żeby zetknąć się z trylogią Jacksona, ale tuż przed premierą wydania rozszerzonego trzeciej części zrobiłem sobie przerwę. Film chciałem obejrzeć na spokojnie, starając się chłodno zanalizować każdą dodatkową scenę. Udało mi się to tylko po części.

Rozszerzony Powrót Króla to 48 minut dodatkowego materiału filmowego. Zawierają się w tym scenki mniejszej wagi (których głównym bohaterem jest Gimli) i te kultowe, na które z niecierpliwością oczekiwały rzesze fanów. Sceny z Gimlim tradycyjnie zirytowały tolkienowskich purystów. Wedle ich mniemania, Krasnolud powinien zapewne wzdychać do księżyca i prawić mowy o dalekich przodkach. Niestety, ku ich rozpaczy, Gimli w filmie uczestniczy w konkursie picia piwa i nieprzystojnie beka (swoją drogą, konia z rzędem temu, kto po wypiciu kufelka nie zdobędzie się na wypuszczenie z siebie nadmiaru powietrza), a później śmie wprowadzać komizm do śmiertelnie poważnych scen, jak choćby przejście przez Ścieżkę Umarłych. Ja osobiście uważam, że krasnolud całkiem słusznie pełni w filmie rolę komediową zamiast Pippina, który w Powrocie Króla zdecydowanie poważnieje, będąc uczestnikiem dramatu domu Denethora i okrucieństwa wojny. Rekomenduję więc sceny z krasnoludem jako śmieszne i w żaden sposób nie uwłaczające temu dumnemu brodaczowi.

O wiele zresztą ważniejszy od Gimlego jest w Faramir, który spotyka się w dodatkowych scenach z jeszcze większym niezrozumieniem ze strony ojca. Denethor odrzuca Faramira, nie dostrzegając jego usilnych starań o akceptację i szacunek. Wbrew pozorom, sceną najlepiej obrazującą ich związek jest rozmowa Faramira z Pippinem, w której niziołek dowiaduje się o cechach łączących zmarłego Boromira z Denethorem i o miłości, jaką Namiestnik darzył starszego syna. Denethor popada zresztą w coraz większe szaleństwo, a jego piesza droga ku grobowcom królów w Minas Tirith znakomicie to obrazuje.

W ciekawy sposób ukazano scenę ostatecznego upadku Sarumana. Wmieszanie się króla Theodena w relacje między Czarodziejem i Grimą było znakomitym pomysłem na zasianie wątpliwości w umyśle Żmijowego Języka. Chociaż przestraszyłem się, że ognista kula rzucona przez Sarumana w Gandalfa jest trochę zbyt efekciarska, moją satysfakcję wzbudził widok Mithrandira wyłaniającego się z dymu. Cała scena zawiera spory ładunek patosu, ale jest jednocześnie odpowiednim zwieńczeniem poczynań zdradliwego Istari.

Gandalf, który złamał różdżkę Sarumana, zostaje jednak w Powrocie Króla pokonany. Jego spotkanie z Witch-kingiem na murach Minas Tirith wypada bardzo widowiskowo. Efektowne są też sceny w Mieście Umarłych, kiedy oglądamy Aragorna, Gimlego i Legolasa uciekających z walącej się jaskini. Chwilę potem Aragorn pada na kolana, widząc, ku swej rozpaczy, płonące wioski - dzieło morderczych korsarzy. I tutaj brawa dla Viggo Mortensena za aktorski kunszt. Niestety, scena, w której Król Umarłych zgadza się walczyć u boku Aragorna, jest trochę za mało nastrojowa. Brakuje mi w tym wydarzeniu mrocznej atmosfery z książki. Zaraz potem jednak wszystko rekompensuje przewrotny żart Jacksona, kiedy to odgrywaną przez niego postać w bardzo zabawny sposób uśmiercają pospołu Legolas i Gimli.

Relacje pomiędzy poszczególnymi postaciami tradycyjnie pogłębiają się. Kilka scenek Gandalfa z Pippinem (między innymi rozmowa o przeszłości Minas Tirith) zdecydowanie zasługuje na uwagę. Poza tym bardzo pozytywnie wypada krótka rozmowa Aragorna z Eowiną w Edoras. Miłość Eowiny nabiera tu bowiem nowego wymiaru. Z kolei Merry przypadł mi do gustu, kiedy opowiedział Aragornowi, co czuje, gdy jego najbliższy przyjaciel nagle znika za horyzontem, oddalając się w nieznane.

Scena na Rozdrożach, w której Frodo i Sam przyglądają się sprofanowanemu posągowi gondorskiego króla, jest piękna wizualnie i bardzo wierna Tolkienowi. Ciekawie wypada też spotkanie Froda i Sama z orkami w Mordorze. Kolejnym smaczkiem są krótkie, ale bardzo nastrojowe scenki z Eowiną i Faramirem w Domu Uzdrowień. I tak, teraz, nareszcie możemy zobaczyć krzyczącego z rozpaczy Eomera, który odnajduje na polu bitwy ranną siostrę. Scena płynnie przechodzi wtedy do Domu Uzdrowień. Nastrojowe migawki okrasza przepiękna pieśń Liv Tyler (Arweny). Rozpacz Eomera i jego wierne wyczekiwanie przy łożu Eowiny autentycznie mnie wzruszyły.

Absolutnie rewelacyjna jest scena szturmu orków na bramę Minas Tirith. W ogólnym obrazie bitwy z wersji okrojonej brakowało mi właśnie takich, typowo wojennych motywów. Ciekawie rozszerzono też rolę paskudnego trędowatego dowódcy orków, choć Eowina wydała mi się zbyt sprawna w pojedynku z nim (zresztą zastanawia, jak udało mu się przeżyć szarżę Rohirrimów).

Zupełną nowością jest wątek Ust Saurona - wysłannika Władcy Ciemności, który pokazuje bohaterom mithrilową kolczugę Froda. Rozpacz Pippina i Merry'ego wkrótce udziela się także Gandalfowi, który bierze osobistą odpowiedzialność za misję hobbita (brawa dla Iana Mckellena za pokazanie nam płaczącego Czarodzieja!). Usta Saurona to jedna z najwredniejszych postaci całej trylogii. Same usta (znakomicie zanimowane) są odrażającą, ale zręczną parodią tego poczwarnego dyplomaty. Ostateczne zakończenie negocjacji przez Aragorna jest oczekiwane, ale zaskakuje widza.

Z dodatkowych scen warto wyróżnić jeszcze rozmowę Eomera z Eowiną o wojnie, oczekiwanie na atak Orków w Osgiliath, kłótnię Sama z Gollumem i konfrontację Faramira z Denethorem. Ten ostatni wątek w rozszerzonej wersji Powrotu Króla był dla mnie zdecydowanie najważniejszy, dlatego szczególnie podoba mi się, że David Wenham i John Noble zrozumieli, na czym polega okrucieństwo niekochającego i niesprawiedliwego ojca i rozpacz odrzuconego syna.

Rozszerzony Powrót Króla oddaje w pełni skomplikowane relacje pomiędzy postaciami oraz rozszerza kontekst istotnych wydarzeń (takich, jak zwerbowanie przez Aragorna Armii Umarłych i atak na korsarzy). Sceny z Domu Uzdrowień, choć krótkie, pretendują do miana jednych z najpiękniejszych w całej trylogii. Na plus należy też zaliczyć rozszerzenie motywów batalistycznych w filmie.


Zakończenie pozostaje niezmienione i w tej formie jest idealnym dopełnieniem wspaniałej przygody, jaką był dla mnie i dla wielu innych czytelników i widzów, jacksonowski Władca Pierścieni.

Za spełnione nadzieje i kolejne wzruszenia należy się ocena 6.

Tytuł: Władca Pierścieni: Powrót Króla (tyt. oryg. The Lord of the Rings: The Return of the King) Reżyseria: Peter Jackson
Obsada: Ian Mckellen, Elijah Wood, Viggo Mortensen, Liv Tyler, Sean Astin Rok: 2004
Czas: 240 min.
Ocena: 6

 

 

Autor: Jarlaxle

 

 

(c) Tawerna RPG 2000-2004, GFX by Kazzek, HTML by Darky