"Pokoik
Kory"
Kiedy ostatnie promyki słońca zgasły w małym pokoju, Kora usiadła na swym białym, miejscami pokrytym czerwonymi plamami łóżku i przez chwilę zastygła w bezruchu.
„Może źle się poczuła?”- pomyślałem, „…nie, to nie możliwe, ona nie ma prawa źle się czuć”- sam sobie wyjaśniłem dziwną sytuację i nie myliłem się, bo Kora chwilę potem wstała i wyszła z ironicznym uśmieszkiem. Nie chciało mi się podążać za nią, bo wiedziałem, że i tak wróci. „Ona jest tchórzem”- utwierdzałem się w przekonaniach.
Kora mieszkała w małym pokoiku, całym pomalowanym na czarno, chociaż gdzieniegdzie widać było nie starte, czerwone plamy, z dnia na dzień rdzawiące. W rogu pokoju znajdowało się białe łóżko a dokoła niego białe świeczki nadające koloru ponurym ciemnościom. W pokoju było chłodno, gdyż ja spędzałem w nim wiele czasu …
Wróciwszy, Kora rozpaliła wszystkie świeczki, jakie miała w pokoju i usiadła bezszelestnie na podłodze. Ironiczny uśmiech nie znikał z jej twarzy. Patrząc na nią, targały mną mieszane odczucia. Ciemnego koloru włosy zakrywały jej twarz. Oczy, gdy były otwarte, paliły się czerwoną nienawiścią a do tego ten uśmiech wzbudzał we mnie niepokój i fascynował zarazem. Było w nim coś, co przykuwało moją uwagę na tyle, że nie raz ogarniał mnie strach i przerażenie. Zaraz, zaraz. Ja i strach …?
Teraz wiedziałem, co Kora zamierza robić. Byłem obok niej, a jednak ona udawała, że nie wie o mojej obecności. Zdawała sobie sprawę z tego, z jakiego powodu tam jestem i co się z nią dzieje za każdym razem, gdy rozpoczyna ten ohydny obrządek …
Jej mały ciemny pokoik, oświetlony jarzącymi się świeczkami, znajdował się gdzieś we wszechświecie, gdzie wokół jego czterech ścian znajdowała się pustka, nieożywiona materia. Kora nieraz próbowała z niego wyjść, by skoczyć w otchłań nicości i w ten sposób popełnić samobójstwo, jednak zawsze wracała i odprawiała swój rytuał, gdyż wszystko wskazuje na to, że wolała umrzeć w pokoju, gdzie dokonała wielu zbrodni na niewinnych ludziach …
Kora odbywała jakże tragiczną w skutkach karę za nikczemne i ludobójcze życie, jakie prowadziła dotychczas. Za każdym razem, gdy odmawiała cały stek tajemniczych zdań, nicość kurczyła się wokół jej pokoju, a co za tym idzie, śmierć zacieśniała się wokół szyi zbrodniarki. Każdego, kto postępuje podobnie jak ona, spotyka taka sama kara.
Ja, nie mogąc znaleźć spokoju, zostałem wysłany z polecenia szefa do jej pokoiku, by tam patrzeć jak umiera i znaleźć w tym ukojenie bólu. Tak, jestem błąkającą się, niewidzialną duszą, która niegdyś mieszkała w ciele młodego człowieka, który został zamordowany przez Korę. Z resztą nie tylko mnie spotkał taki los. Zbrodni było więcej, za co szef skazał Korę na powolną śmierć. Za każdym obrzędem, w którym przywoływała duszę swych ofiar, krąg śmierci zaciskał się na jej karku o kilka długości, a widok ten pozwalał duszom odnaleźć wieczny spokój. Kilka milionów lat świetlnych upłynęło, aż Korze pozostał ostatni do odprawienia obrządek …
Ja miałem być ostatnią duszą uwolnioną, a tym samym krąg zacieśniający się na karku Kory miał ostatecznie zmiażdżyć jej aortę i zablokować przepływ krwi. Miała się ona dusić w męczarniach i tylko ode mnie miało zależeć, kiedy ma skończyć się cierpienie zbrodniarki. Niestety …
Szef zmienił zdanie, co do planowanych losów Kory, gdy ta przed śmiercią zapłakała, a łzy zmiękczyły jego serce na tyle skutecznie, że postanowił dać jej jeszcze jedną szansę. Kora wróciła do swojego świata, a ja nadal się błąkam w nicości.
Potrzebuję pomocy. Coś we mnie pęka, coś się rozdziera. Nie to nie możliwe. A jednak. Ktoś się za mnie modli, tym samym sprawiając mi ból, który z czasem przeradza się w ukojenie. Cóż to za niezwykłe uczucie. Ale zaraz, zaraz. Kto się za mnie modli? Czyżby …
Autor: Macias
|