|

|

|

|

|

|

|
|
Ocean Strachu
Zrobić dobry dreszczowiec wcale nie jest łatwo. Oczywiście trudno jest nakręcić dobry film w ogóle, tym nie mniej uważam, że z dreszczowcami jest szczególnie ciężko. W miarę dobrych komedii jest całkiem sporo, rozmaitych sensacyjnych i dramatów też... ale dreszczowców? Jak na lekarstwo.
Ocean strachu miał być jednym z tych nielicznych obrazów, po których jeszcze długi czas po obejrzeniu ręce z lekka drżą, a po karku przechodzi lodowate tchnienie. Zresztą dystrybutor sam podsycał apetyty określając film mianem "najlepszego dreszczowca roku", a chociaż w promocji zawsze używa się wielkich słów, to jednak są one w pewnym stopniu zobowiązujące. Ciekawość podsycały w dodatku wzmianki o "klimacie podobnym do Blair Witch Project", co sugerowało urok kina amatorskiego. Nadzieje i oczekiwania były więc co najmniej spore.
Tyle, że wszystkie spektakularnie poleciały na mordę.
Bardzo, bardzo chciałbym ująć rzecz delikatniej, ale... po prostu nie potrafię. Dawno, DAWNO nie oglądałem tak beznadziejnego, po prostu żałosnego filmu. To, co zaprezentował Chris Kentis, reżyser i jednocześnie twórca scenariusza, nie można określić słowem innym niż "żenada". Nie ma się co łudzić - nakręcenie filmu, który w ogromnej większości to po prostu "dwoje ludzi we wodzie", jest ogromnym wyzwaniem. Jeśli cały obraz zbudowany jest tylko w oparciu o emocje dwójki ludzi pozostawionych na pastwę losu to rzecz trzeba wyeksploatować maksymalnie. Nie ma miejsca na potknięcia, gdyż, skoro nie ma ich co maskować, są one natychmiast widoczne jak na dłoni.
Tymczasem wydaje się, że Kentis po prostu wyszedł z założenia, iż sama sytuacja bohaterów jest tak tragiczna, że nie ma już potrzeby robić cokolwiek. No owszem, tragiczna jest, bo czy może być inna, jeśli nurkującą parę porzucono na środku oceanu i skazano na śmierć w paszczach rekinów? Sęk w tym, że Ocean strachu udowodnił, iż nadaje się ona najwyżej na opowieść przy ognisku, ale zdecydowanie nie na blisko półtoragodzinny film. Bo czym go zapełnić? Nie ma czegoś takiego jak zwroty akcji. Tu po prostu z cierpliwością godną tybetańskiego mnicha trzeba wytrwać do końca obserwując, jak co kilka minut któreś z dwójki bohaterów wrzeszczy, że jest kąsane przez rekina. I choć powinno to budzić grozę, powinno budzić wielkie emocje, to jednak na dobrą sprawę od filmu zwyczajnie wieje nudą. Bać się nie ma czego, skoro wiadomo, że rekiny zaraz znów zaatakują (oczywiście zostanie to ukazane jako skrzywienie się bohatera/bohaterki i adekwatny jęk/krzyk), a identyfikacji z ofiarami dramatu nie ma, gdyż aktorstwo ludzi dających im życie jest sztuczne do bólu, nie wspominając już o dialogach, które w ogóle nie przekonują. Niezrozumiałe i głupie dla widza jest także, jak doszło do tego, że łódź, z której schodzili do nurkowania bohaterowie odpłynęła i nikt nie zauważył ich nieobecności. Film ogląda się, jakby nakręcono go na siłę, w myśl łopatologicznej zasady "po nitce do kłębka" - nieważne, że ten fragment jest bez sensu, trzeba kręcić dalej. O zdjęciach nie ma co wspominać - trzymają poziom całości, a więc dno totalne i parę metrów mułu.
Osobną zaś sprawą, tyleż bezsensowną, co zwyczajnie drażniącą jest to, że widownię miała zapewne do kin ściągać informacja, że Ocean strachu to film oparty na faktach. Wszystko fajnie, pięknie, tylko jakim cudem? Jedyny fakt przedstawiony w filmie, który się pokrywa z rzeczywistością to to, że oboje bohaterów zginęło. O jakich, do cholery, innych faktach może być mowa, skoro w ich ostatnich godzinach życia nie było przy nich nikogo, kto mógłby później opowiedzieć, jak to było naprawdę?
Nieco ponad 80 minut spędzone na oglądaniu Oceanu strachu to czysta męka Pańska; ten film powinno się emitować jako torturę w południowoamerykańskich więzieniach czy w ramach programów resocjalizacji zatwardziałych recydywistów, bo oglądanie go jest gorsze niż kilkanaście godzin ciężkich robót.
O tak, to prawdziwie wstrząsający film...
Tytuł: Ocean strachu (tyt. oryg. Open Water)
Reżyseria: Chris Kentis
Obsada: Blanchard Ryan, Daniel Travis
Czas trwania: 79 min.
Produkcja: USA, 2003
Autor: Equinoxe
|
|
 
|

|
(c)
Tawerna RPG 2000-2004, GFX by Kazzek, HTML by Darky |

|
|

|