Szepnij mi przejrzysty mirażu bezrozumnego umysłu,
słowo, które wskrzesi duszę...
Posłuchaj Ty, któryś zawiódł mnie na skraj szaleństwa,
dźwięku zwątpienia i smutku…
Czymże jestem przechodząc przez pokoje..?
jeno wędrowcem bez imienia i przyszłości.
Stoję w kolejkach po własną świadomość,
której nigdy oczami mego umysłu nie doświadczyłem
Żyję w odizolowanym wymiarze drugiej płaszczyzny,
stwórcą będąc na własnym cmentarzu
Ujrzyj bezkresie błękitny pulsujący w swej głębi,
ciemność zaklętą w podwojonym kolorze
Usiądź wędrowcze, marny posągu cierpienia,
na pniu ściętego drzewa… i zbudź się z letargu
Spoglądając przed siebie, zrzuć czarne bielmo
A gdy ziemia pod twymi stopami swój taniec zacznie
To w co wierzysz runie wraz z Tobą…
…w otchłań areny beznamiętnego świata