Życie Saurona
Rozdział 11

 

Władcę Mordoru zbudził ze słodkiego snu dźwięk dzwoniącego palantira. Sauron zerwał się gwałtownie z łóżka, jako że był ostatnio nieco zestresowany. Rozejrzał się po komnacie rozbieganym i jakby nieobecnym wzrokiem, po czym skoczył niczym gazela do połyskującej kuli.

 

- Władca Mordoru, słucham? - powiedział zaspanym głosem.

 

- Dzień dobry. Żądam podwójnej zapłaty - odezwał się biały czarodziej.

 

- A to niby czemu, mój drogi?

 

- Otóż, mam do wyżywienia dziewięć dodatkowych osób... - powiedział enigmatycznie.

 

- Rodzina przyjechała? A co mi do tego?

 

- Nie rodzina, ale banda różowych nieudaczników! - wrzasnął Saruman.

 

- Twoi przyjaciele? - spytał Sauron i ziewnął

 

- Nie! Dziewięciu nagich przygłupów! - wrzasnął biały czarodziej.

 

- Tylko nie przygłupów! - odezwał się głos z wnętrza Orthanku.

 

- Och, to na pewno jacyś twoi przyjaciele - powiedział Władca Mordoru znaczącym tonem i zamilkł na chwilę. - Zaraz... Czy ja słyszałem głos Khamula???

 

- W rzeczy samej. Podziwiam twą domyślność... - powiedział Saruman z pogardą

 

- A dzięki - rzucił Sauron. - Ale co u ciebie robi Khamul? Pewnie ściągnąłeś ich, ty nieprzyzwoity magiku, przeszkadzając im w wykonywaniu pracy!

 

- No tu już ci gorzej poszło - odparł Saruman, kiwając głową. - Twoje Nazgule same przybyły do Orthanku. Co więcej zastałem ich w skandalizującej postaci! Bez koni, bez czarnych szat, tylko w trawiastych spódniczkach! Taki wstyd... Mieszkańcy Isengardu już plotkują, że sprowadzam sobie jakieś panienki z Hawajów czy jak to oni tam nazywają! Jestem zgorszony, zbulwersowany, zaszoko...

 

- Cicho! - głos Khamula przerwał czarodziejowi, który teraz wydawał się płakać gdzieś w pobliżu palantira.

 

- Khamul! - krzyknął Sauron z radością. - Wreszcie ktoś kompetentny. Co się stało?

 

- To ten elfi transwestyta!! - zaczął wrzeszczeć Nazgul. - Ja nie mogę pracować w takich warunkach!

 

- Ave Sauron! - odezwał się następny głos - Mówi Czarnoksiężnik z Angmaru. Misja się nam nie powiodła, ponieważ niejaki transwestyta Arwenfindel użył czarów i wszystko rzeka wzięła...

 

- Moje kochane maleństwa - powiedział Sauron z troską w głosie. - Zostawcie tego nieczułego Sarumana i wracajcie czym prędzej do Barad-dur. Ja się wami zajmę...

 

- Czy to miała być groźba?! - spytał Khamul podejrzliwie.

 

- Nie, no skąd! Będzie fajnie - odparł Sauron, chichocząc.

 

* * *

 

W jednej z sali Orthanku....

 

- Sarumanie, ta szata jest na mnie za mała. Nie mogę zdzierżyć tej twojej niekompetencji - powiedział aroganckim tonem Czarnoksiężnik z Angmaru.

 

- ... - Czarodziej wydał z siebie jakiś niezidentyfikowany dźwięk, rzucając w Nazgula drugim kompletem szat.

 

- Jeszcze 9 koni! - krzyknął na niego Khamul. - Tylko szybko!

 

- Nie dostaniecie żadnych koni!!! Wy okropne Nazgule! Jak możecie być takie nieuprzejme i lekceważące?! Wchodzicie do mojej wieży, daję wam schronienie i jedzenie, staram się jak , mogę, a wy traktujecie mnie jak podrzędnego człowieka! Ja tak dłużej nie mogę! Konie są mi potrzebne na wojnę! Niczego więcej ode mnie nie dostaniecie, wy niewdzięcznicy i okrutnicy. Banda krnąbrnych dzieciaków! - krzyczał Saruman ze łzami w oczach.

 

- Khamul, on chyba mówi poważnie... - powiedział cicho Czarnoksiężnik, patrząc na skulonego pod ścianą czarodzieja.

 

- Hmm, masz rację. To co robimy?

 

- No nie wiem...- odparł Czarnoksiężnik. - Sarumanie, przepraszamy! Może buziaka na zgodę? - spytał słodkim tonem.

 

- Wiecie co, wy już sobie weźcie te konie, jedzenie, zbroje, kosztowności i co tam chcecie, byle byście mnie nie całowali. No, no! - Krzyknął wypychając grupę Nazguli poza Orthank. - Szybciej! Wskakujcie na konie, jedźcie na południowy zachód i miłej podróży!

 

I tak oto Saruman Biały Mądry i Wspaniały pozbył się dziewięciu Upiorów Pierścienia, które - oniemiałe - wsiadły na konie i ruszyły przed siebie na spotkanie z przeznaczeniem i Czarnym Władcą Śródziemia, który bynajmniej nie był Murzynem.

 

* * *

 

Jakiś czas później w salonie Saurona o ścianach wyłożonych eleganckim różowym futrem i skórą z olifantów.

 

- Ty mój Sarumanku, czego ty znowu ode mnie chcesz, sieroto? - rzucił Władca Mordoru, spoglądając na palantir.

 

- Dzwonię, żeby się pochwalić - zaczął czarodziej z wyższością. - Po pierwsze: Czy pamiętasz jeszcze ten kraik trzeciego świata Rohan?

 

- Ten z tymi końmi? - spytał Sauron z zaciekawieniem - I tym nieprzyzwoitym Eomerem?

 

- Tak, dokładnie - przyznał Saruman. - Otóż dzięki moim zdolnościom i błyskotliwości, przejąłem już jakiś czas temu kontrolę nad królem.

 

- Królem Tadzikiem?

 

- Theodenem. Tylko jego żona mówiła do niego "Tadzik". Poza tym zafundowałem mu choroby, zaniki pamięci i postarzenie. Pomyślałem, że tak będzie ciekawiej. Mój geniusz taktyczny kazał mi także zostawić przy królu mojego zaufanego człowieka - Grimę Gadziego Języka.

 

- Kto go tak nazwał?! - odparł Sauron z obrzydzeniem. - Zawsze wiedziałem, ze masz obciachowych znajomych.

 

- No nieważne - odchrząknął czarodziej. - Istotne jest to, że kontroluję Rohan!!

 

- No to elegancko! - powiedział Czarny Lord entuzjastycznie.

 

- A no właśnie! A po drugie: Mój geniusz objawiający się w każdej niemal dziedzinie życia umożliwił mi dokończenie badań genetycznych nad nowym gatunkiem wojownika...

 

- Naprawdę?? - spytał Sauron, spoglądając konspiracyjnie.

 

- Oczywiście. Połączyłem geny orków, goblinów, elfów, entów, krasnoludów, galaret musztardowych, rohańskich dzieweczek, olifantówi innego ustrojstwa. Dodałem też szczyptę mojej inteligencji i powstał wojownik nowej generacji...

 

- Mutant znaczy się?! - spytał zdziwiony Sauron.

 

- No w pewnym sensie - odparł wytrącony z koncentracji. - No ale ja chciałem o tym, że to nowy, wspaniały, waleczny wojownik, który przyczyni się do naszego zwycięstwa!

 

- Jeden wojownik? - spytał Sauron, nie przekonany.

 

- Nie! Można je powielać! - powiedział zirytowany Saruman. - I stworzymy w ten sposób ogromną i potężną armię, prawdziwy bicz boży Śródziemia!

 

- Ale jak to tak? - spytał Sauron bez entuzjazmu. - Kopiujesz mutanta? To etyczne?

 

- No ... tak! - krzyknął po chwili namysłu.

 

- No dobra, niech tak będzie... - rzucił łaskawie Sauron, doprowadzając czarodzieja do furii. - A jak nazwałeś tego mutanta?

 

- Uruk-hai - powiedział konspiracyjnie.

 

- Hmm. To uroczo! Tak egzotycznie i łatwo wpada w ucho! Jestem z Ciebie zadowolony!

 

- Wow.... Dzięki..... - odparł zaszokowany tym stwierdzeniem Saruman, krztusząc się z wrażenia. - Twoje Nazgule powinny być lada chwila w Barad-dur.

 

- Wiem! Nie jestem głupi! - powiedział Sauron z pogardą. - No to kończę, muszę się zając ważniejszymi sprawami. Zachowuj się porządnie, pa! - powiedział i pognał przygotować coś na przybycie Nazguli.

 

 

Autor: Nekko

 

 

(c) Tawerna RPG 2000-2004, GFX by Kazzek, HTML by Darky