Długa droga
Sucha gałązka trzasnęła pod jej małą nóżką. Dziewczynka błądziła po lesie już ponad dobę, była na skraju wyczerpania, bez jedzenia, wody, a nawet snu. Dotarła do polany z jednym tylko ogromnych rozmiarów drzewem pośrodku. Pomyślała, że ojciec już jej na pewno szuka... tylko, z której strony przyjdzie? Zdjęła z włosów czerwoną wstążeczkę, zawiązała na potężnym drzewie. Poszła dalej. Zdecydowała, że najlepiej będzie, jeżeli pójdzie po prostej. Jeżeli ojciec zauważy wstążeczkę, znajdzie również ślady jej stóp i podąży wzdłuż nich. Idąc dalej, celowo mocno uderzała stopami w ziemię, aby ślady były jak najmocniejsze.
Zaczęła rozmyślać, wspominać... w końcu, co innego ma do roboty człowiek, który po prostu idzie? Przypomniał jej się ojciec.
Oczyma wyobraźni zobaczyła siwiejącego na skroniach człowieka, który wychodzi z domu z szerokim uśmiechem na twarzy i sierpem w ręku. Może, będąc zwykłym chłopem nie zarabiał zbyt wiele, tylko to, co wyhodował ponad normę, ale starczało im na życie, w którym nie było miejsca na głód.
Przez jej głowę przeleciał obraz dnia, gdy ojciec przyuczał ją do wykonywania przyszłego zawodu. Zawsze chciał, aby hodowała konie. Pewnego razu kupił jej nawet kucyka, który w przyszłości miał być jednym z ogierów w jej stajni. Była taka szczęśliwa.
Kochała ojca, nikogo nie kochała tak bardzo. Matka zmarła, gdy dziewczynka była jeszcze za mała, aby to pamiętać, przynajmniej tak mówił jej ojciec. Ponoć zabiła ją Czarna śmierć, czy jakoś tak. Dziewczynka domyślała się tylko, że była to jakaś straszna choroba. Przez głowę przepływało jej wiele myśli. Niemal całe jej - jakże krótkie - życie.
Już ciemniało. Dziewczynka bała się iść nocą. Słyszała zbyt wiele opowieści o duchach, wampirach, ghulach i wilkołakach. Znowu doszła do jakiejś polany, z jednym drzewem. Przysiadła pod nim, oparła się o nie plecami. Bała się upiorów, ale pamiętał, że ojciec zawsze mówił, że nie atakują małych dzieci. Dlaczego właściwie wyruszyła do lasu? Doskonale pamiętała.
Był wtedy piękny, słoneczny dzień, jak z bajki. Ojciec karmił kucyka, a ona spacerowała w pobliżu lasu, ale wiedziała, że nie wolno jej iść dalej. Pomiędzy drzewami zobaczyła jakieś dwa czerwone punkty. Podeszła bliżej. To, co się dalej wydarzyło, było tak szybkie i zaskakujące, że zapamiętała tylko pojedyncze klatki.
Najpierw, jakaś bestia skacząca na nią z otwartą szczęką, w której złowrogo połyskiwały ostre jak ojcowski sierp zęby. Potem potwór w nią uderzył. Upadła. Poczuła ból w klatce. Wtedy poczuła nagły przypływ sił, odturlała się w bok. Niemal natychmiast stanęła na nogi i zaczęła biec... do lasu. Słyszała za sobą głuche krzyki sąsiadów... i jej ojca. Coś jej podpowiadało, że biegną, każdy z jakąś bronią w ręku. Atakują potwora. Jedni siekierami, inni kijami, jeszcze inni za pomocą kos, a jej ojciec z nieodłącznym sierpem.
I tak wbiegła w las. Za sobą słyszała ojca wykrzykującego jej imię. Czyli ojciec widział, gdzie pobiegła, a zatem niezwłocznie wyruszył na poszukiwania. Tylko jedna rzecz była nie jasna, dlaczego gdy biegła w las i niemal od razu próbowała zawrócić, nie widziała już wioski?
Nagle wyczuła jakąś nierówność pod głową opartą na drzewie. Złapała ową nierówność i zaczęła płakać. Trzymała w ręku wstążkę, którą jakieś pół doby temu zawiązała na drzewie. Ale jak to możliwe?! Szła w linii prostej, więc jak to się stało, że wróciła na tę polanę? To nie możliwe! - Myślała. A jednak. Nie wiedziała, kiedy przestała szlochać i usnęła.
Gdy się obudziła, słońce było w zenicie. Spojrzała w lewo, tuż obok zobaczyła własne ślady. Spojrzała w prawo. Tam również były, nawet skierowane w tę samą stronę. Podniosła wzrok. Spojrzała na miejsce, gdzie polana przechodziła w las. Na samym skraju ujrzała jakiś czarny kształt. Wstała. Kształt nie był czarny, tylko słońce raziło ją w oczy. Podeszła bliżej. Wtedy rozpoznała własnego ojca.
Mężczyzna zaczął biec w jej kierunku. A ona w jego. Spotkali się w połowie drogi. Skoczyła ojcu w ramiona. Przytuliła swoją małą główkę do jego ucha i szepnęła.
- Wiedziałam, że mnie odnajdziesz.
- Tak. Znalazłem Cię. - Odpowiedział. - Nawet nie masz pojęcia, jak długą przebyłem drogę. Ale było warto.
Postawił ją na ziemi, złapał za rączkę i zaczęli się oddalać. Ruszyli w kierunku lasu.
***
- Biedny stary Guntram. - Stwierdził mężczyzna, między jednym a drugim uderzenie siekiery. - Dlaczego on to w ogóle zrobił?
- Dziwisz mu się? - Odpowiedział drugi mężczyzna, przenosząc już porąbane drewno na drugą kupkę. - Pięć lat temu jego żona zachorowała.
- Tak, ale to było dawno. Nie sądziłem, że jeszcze go to gnębi!
- Spróbuj zrozumieć. Wczoraj ten wilkołak, zanim go ubiliśmy. Skoczył na jego małą córeczkę, złamał jej żebra. Odłamki kości prawdopodobnie przebiły płuca. Gdyby nie to, pewnie udałoby się nam ją uratować. Bestia nawet nie zdążyła raz zatopić kłów, zanim żem nią zdzielił siekierą przez łeb. Tak czy inaczej Stary Guntram został zupełnie sam. Nic dziwnego, że nie minęły nawet dwie doby, jak usiadł na łóżku, ze swym sierpem. Z tym, z którym zawsze chodził w pole. Zabawne, nigdy się z nim nie rozstawał. Mniejsza oto. No, więc usiadł na tym łóżku, przystawił sobie sierp do szyi i...
- Oszczędź mi szczegółów. Sam go dzisiaj znalazłem.
- Tak, znalazłeś go. A jak sądzisz, czy on po śmierci odnalazł swoją córeczkę?
- Wierzę, że mu się udało. Mam nadzieję, że niedługo znajdzie również swoją żonę.
- Tak, jestem tego pewien. Ale niewątpliwie, ma przed sobą jeszcze długą drogę.
Autor: Oskar Kalarus
|