Paranoiczne przygody Dzikiego Johna
Rozdział III
-7-
Następne dwa dni zajęło wesołej drużynie picie
wszelakich trunków dostępnych w karczmie i obmyślanie planu
zlikwidowania Zbyszka. Wspólna wersja ustalona została drugiego dnia
rano, kiedy wszyscy w miarę byli przytomni: należy znaleźć więcej
sojuszników. Dzielny rycerz Don’t Kichot, dzielna zabójczyni Łejwa,
dzielny biskup Pajda, dzielna kleryczka Carie, dzielny bard El Mariani,
dzielna pani do towarzystwa Princessa, dzielny barbarzyńca Raugar
Potężny oraz dzielny, co jest prawie niespotykaną cechą w przyrodzie,
smok Vessy... eee... (przyjęło się, że Draconite) mogą sobie nie
poradzić przeciwko przeważającym siłom wroga.
- Dobra, to lecim szukać kogoś do pomocy - skomentował barbarzyńca
drapiąc się po torsie.
- Znam dobrego specjalistę od takich jak Zbyszko. Mieszka tu niedaleko -
odparł w zadumie El Mariani. - Co sądzicie, żeby się do niego przejść?
- Spoko Maryś, kul ajdija! - w starszej mowie odpowiedziała
Princessa. Wszyscy przytaknęli i zebrali się na poszukiwanie nowego
kompana.
Wprawdzie bard powiedział, że specjalista mieszka niedaleko, ale
wypadało odwiedzić karczmę, która przypadkowo znalazła się im na drodze.
Dwie koejki później wyszli i zatrzymali się ponownie trzy domy dalej.
- To tutaj - oznajmił Marian.
- Co tu stoi namazane? - próbował rozszyfrować Pajda. - Doktur
Eugeniusz Kowadło, specjalysta larynkolok-gynekolok-proktolok... -
wydukał.
- Pajda, wykształcenie coś niepełne masz... - skomentowała Carie. - Tu
jest napisane, że mieszka i pracuje tutaj doktor Kowadło, specjalista
laryngolog-ginekolog-proktolog.
- Tak, tak, to właśnie chciałem przeczytać, ale mi zaschło w gardle i
niewyraźnie mogłem to wymówić - usprawiedliwiał się biskup. - A co to za
profesja ten la...
- To inaczej specjalista od otworów - przerwała mu zaznajomiona w
temacie Princessa.
- Jakich otworów? - chciał wiedzieć niezorientowany duchowny. Łejwa
szepnęła mu kilka słów na ucho, po czym biskup się zaczerwienił mrucząc
coś o współczesnych bezwstydnikach.
Chwilę jeszcze postali przed kliniką doktora Kowadło, po czym, zamiast
zapukać, wyważyli drzwi i wbiegli do środka.
- Czego patafiany? - zapytał człowiek ubrany w biały kitelek. W rękach
trzymał przedmioty mogące zarówno służyć do badania jak i do innych
rzeczy. Prawdopodobnie tylko Princessa domyśliła się do jakich, ale nie
zdradził tego najmniejszy rumieniec na jej twarzy.
-Jesteś Gieniek? - Opowiedział pytaniem na pytanie Don’t Kichot przy
okazji wypijając jakiś płyn stojący na biurku. Wziął go, bo był na nim
znak „%”.
- Tak. - Przytaknął mężczyzna. - Ale dlaczego wypiłeś ten roztwór?
- Noo... myślałem, że to jakieś wino, bo były procenty narysowane. Kurde,
co to było?
- Odczynnik do badań. A co, myślałeś, że tak zwane płyny ustrojowe?
- W sumie to niewiele myślałem.
- Widać.
- A w czapę chcesz?
- Nie, nie, żartowałem. To jak, z jaką sprawą przyszliście?
- Przyłączysz się do nas aby pokonać Zbyszka z Posrańca? - wtrącił się
do dyskusji rycerza z lekarzem biskup Pajda.
- Spoko, idziemy? - szybko zdecydował profesor medycyny stosowanej.
- Tak, komon! - w starszej mowie odparł El Mariani.
- Ok., czekajcie tylko wezmę jeszcze coś. Maniek! Heniek!
-8-
Drużyna wzbogacona o lekarza specjalistę, dr.
Eugeniusza Kowadło oraz jego dwóch sanitariuszy: Manfreda i Henryka
wyruszyła na dalsze poszukiwanie sojuszników. Według wskazówek doktora i
jego towarzyszy ubranych w fajne dwuczęściowe piżamy albo coś, co
wygląda jak piżamy, w wiosce nieopodal mieszkała zapaśniczka wagi
ciężkiej - Hildegarda von Kopfschmerzen. Była znana na cały świat z
powodu tego, że nie wygrała żadnej walki (w regulaminowym czasie).
Wszystkie jej pojedynki w lidze kobiecej kończyły się najczęściej
deklaracją walkowera ze strony przeciwniczki, podobnie jak w lidze
męskiej, do której się przepisała po pierwszym sezonie. Co twardsi
stawali z nią w szaranki - i dzięki temu dr Kowadło miał później co do
roboty.
- To gdzie mieszka ten babochłop? - zapytała Carie gdy dojechali do
wioski wskazanej przez lekarza-specjalistę.
- W tamtej chacie - Gienek wskazał duży budynek wyglądający jak stodoła,
do której wznoszenia nie użyto robotników, a co najmniej dźwigu lub
ogra.
Podjechali prawie pod samą chatę, lecz nie podeszli blisko. Delegacja w
składzie dr Eugeniusz Kowadło, Don’t Kichot i Łejwa udała się w pobliże
czegoś, co wyglądało jak drzwi.
- Pukamy? - cicho zapytała zabójczyni mierząc wzrokiem ogrom otworu
wejściowego.
- Jep - odparł rycerz i walnął żelazną rękawicą w deski.
Ze środka dobiegło ich jedynie dziwne warczenie. Po chwili usłyszeli
jeszcze jakieś uderzenia, a następnie drzwi uchyliły się. Stanęło w nich
coś, co tylko z grubsza przypominało człowieka - wysokie na 2,5 metra,
szerokie na drugie tyle.
- Eee... czy mamy przyjemność z panią Hildegardą von Kopfshmerzen? -
grzecznie i dyplomatycznie zapytał Don’t Kichot wiedząc, że mogłaby go
zgnieść jak puszkę.
- Hę? - Kobieta spojrzała na niego z głupim wyrazem twarzy.
- Don’t, daj mi gadać - odsunął rycerza Eugeniusz. - Mam wprawę. Khem,
khem... - odchrząknął. - Ty! - Wrzasnął. - Ty iść z my bić Zbyszko z
Posrańca. Panimajet?
- Da - warknęła Hildegarda. - My bić Zbyszko z Posrańca? - Chciała się
upewnić w swojej wielce skomplikowanej roli.
- Da, my bić - odparł lekarz.
Zapaśniczka uśmiechnęła się (o ile to można było nazwać uśmiechem) i
wskazała paluchem na postaci stojące wokoło. Wydała z siebie dźwięk
przypominający „kto?”.
- Już, ja mówić, kto my - delikatnie starał się wytłumaczyć Gieniek,
specjalista w dziedzinie medycyny otworów (ale, jak widać, psychologia
również nie była mu obca). - To ja, doktur - powiedział wskazując palcem
na siebie. Hildegarda przytaknęła. - To kaftaniak, to drugi sanitariusz
- mówił wskazując na swoją potężną (choć teraz chłopcy ci wydawali się
malutcy) świtę, zapaśniczka potakiwała. - Tutaj ubijajczyni, tutaj
barabara-rzyńca, tutaj kościelna, tutaj kościelny, tutaj wielmożny
rycierz, tutaj grajek, a tu dziwka. - Mówił dalej wskazując każdego po
kolei, a nowa towarzyszka przytakiwała. - Nie być tutaj nasz smok, ale
on być później - dokończył.
Hildegarda ucieszyła się, że już wszystkich zna i zaproponowała
wyruszenie. Wszyscy przytaknęli i wsiedli na konie. Zapaśniczka się na
nich dziwnie popatrzyła i, żeby się nie wyróżniać, pobiegła jeszcze do
swojego domu po konia, przerzuciła go sobie przez ramię i poszła za
resztą.
[cdn]
Autor: Zieziór
|