Sesja
Witam. Dzisiaj tylko jedna sesja, ale za to długa. Nie tracąc
czasu zaczynamy od bardzo ciekawej przygody, gdzie objawił się niezwykły sadyzm
mojego wspaniałego MG. Cięcie i akcja!
Bohaterowie:
- Garrett Al'Adahn - wspaniały bohater (tzn. ja ;D) człowiek, bard;
- Arashandes - podnóżek Garretta, człowiek, początkujący mag, kuglarz;
- Regan - człowiek, miotacz noży.
Przygoda:
Wszystko trwa już dość długi czas, bohaterowie są po dłuuuuuugiej drodze przez
las, która została przedstawiona mniej więcej tak:
MG: Idziecie przez las, idziecie, wokół pełno drzew, gdzieniegdzie biega
wiewiórka czy jeleń, jest bardzo spokojnie, droga jest długa i kręta, ale wy
podążacie nią już od godziny i nic dziwnego się nie dzieje, naprawdę bardzo
spokojny las, tak piękny, i tyle w nim drzew...
R: Dobra, idziemy już godzinę i nic się nie dzieje... Chcesz nas zanudzić na
śmierć?
MG: Kwestionujesz mą inwencję twórczą?!
R: No słuchaj, nic nie kwestionuję, twierdze tylko, że trochę nudno się
robi...
MG: Uważasz, że moje sesje są nudne?!
R: Nie, ale ten moment jest taki... [W tym momencie biedny Regan zwęglony
przez piorun pada w częściach na ziemię]
MG: Ktoś jeszcze twierdzi, że ta sesja jest nudna?
Dalsza część tej przygody.
MG: Trafiacie do małej mieściny Smoczy Wyziew. Jest już późno, bo cały dzień
straciliście na nudny jak nieszczęście spacer przez las.
G: Dobra, może warto by pomyśleć nad jakimś noclegiem. Jest tu jakaś
gospoda?
MG: O tak, jest gospoda, w której na pewno znajdziecie jakieś jedzenie i
miejsce spoczynku.
A: To co, idziemy tam chyba, nie?
G: Tak, idziemy do tej gospody.
MG: Wchodzicie do gospody. Widzicie paskudne pomieszczenie, gdzie biegają
szczury i karaluchy, i od czasu do czasu jakaś dziewka służebna wagi ciężkiej.
Co robicie?
G: Dobra, zrobimy tak: ja podejdę do karczmarza i zapytam, czy za występ
barda jest w stanie odstąpić nam pokój i nakarmić nas.
[Tak też się stało i kiedy cała gospoda była pełna gości, zaczął się występ
barda.]
G: Ok śpiewam im jakąś balladę albo coś, żagluję, gram na harfie i idziemy
spać.
MG: Wolnego, co im śpiewasz?
G: No cokolwiek, co tam mam w repertuarze.
MG: Wszyscy goście mierzą do ciebie z łuków, masz 5 sekund, aby coś
zaśpiewać.
G: CO??
MG: 4... 3...
[Tu po prostu zacząłem śpiewać to, co pierwsze mi przyszło do głowy, czyli
moją ulubioną piosenkę Żołnierz Fortuny zespołu Turbo]
MG: [Zataczając się ze śmiechu rzuca kośćmi] Hehe, mnie się podobało,
ale im nie, więc biedny Arashandes otrzymuje 24 strzały na korpus. Hehe.
A: CO? Za co? Ja nic...
MG: [Standardowy i oklepany do bólu tekst:)] MILCZ! Takie są zasady.
Garrett, zostałeś sam wśród publiki, która domaga się gry na mandolinie. Co
robisz?
G (z nieukrywanym przeczuciem, że coś się święci): Wyciągam mandolinę i
gram.
MG: No dobra, grasz, ale ludziom się nie podoba. Krzyczą, że chcą trashu.
G: Trashu?! Oci[BEEP!]łeś?!
MG: To oni się go domagają, a nie ja. No i te ich łuki...
G: Dobra już, dobra...
[Po siarczystej orgii klasycznych, trashowych kawałków nastała kompletna
cisza. (Nic dziwnego zostałem pierwszym w historii growlującym bardem w dodatku
śpiewającym Kreatora.;))]
MG: Dobra bardzie teraz jeszcze tylko...
G: Nie ma mowy, spadam stąd natychmiast. To jakieś szajbusy.
MG: Nic z tego, ludzie chcą abyś żonglował.
G: Powiedziałem przecież... [wymowne spojrzenie na łuki] Dobra,
wyciągam piłeczki, żongluję i spadam stąd.
MG: Ludzie zaczynają buczeć, co świadczy o tym, że im się raczej nie podoba.
[Garrett na skraju załamania, a jednocześnie z wyrazem twarzy przygotowanym
na wszystko, wyciąga bez gadania sztylety i zaczyna nimi podrzucać]
MG: No właśnie, to miałem na myśli.
G: Super. I co teraz? Mogę iść stąd?
MG (z udawanym smutkiem): [Rzut kośćmi] Niestety, upadł ci jeden
sztylet.
G: CO?! Przy takiej zręczności? I z odpowiednią umiejętnością? On NIE MÓGŁ
upaść!
MG: No ale upadł.
G: Grr... Więc go podnoszę.
MG: Czekaj... [rzut] Tak myślałem, zranił cię upadając.
G: [Nawet nie był zdziwiony] Super, co się stało?
MG: [rzut] To trafienie krytyczne, hehe.
G: ...
MG: Taak [rzut] no pięknie... Odrąbało ci obie nogi!!!
I tak nie uwierzycie, że ta sesja była prawdziwa, więc nawet nie będę
przekonywał. Ci jednak, co uwierzą, pewnie myślą, że MG był natrąbiony jak komar
za okupacji. No cóż, faktycznie mają rację, ale to już inna historia.
Autorzy: Garrett
|