Pan i władca: na krańcu świata

 

Pan i władca: na krańcu świata Petera Weira wpadł na ekrany kin, niczym szalejący na morzu sztorm - nagle i ze znakomitymi recenzjami. Film został wcześniej przeoczony w szumie związanym z premierą ostatniej części Władcy Pierścieni i Ostatniego Samuraja, choć jest obrazem tak samo godnym uwagi, co wspomniane. Potwierdzeniem tego spostrzeżenia jest 10 nominacji do Oscara.

 

Film nakręcono na podstawie powieści Patricka O'Briana o tym samy tytule. Kapitan Jack Aubrey wraz z załogą fregaty Surprise ściga wrogi francuski statek. W Europie Napoleon szerzy swoje podboje, a na morzach trwa walka o dominację pomiędzy Anglią i Francją. Surprise zostaje zaskoczona we mgle i zaatakowana przez ścigany okręt. Pomimo znacznych uszkodzeń, szalony na punkcie własnej dumy kapitan Aubrey decyduje się ruszyć w pogoń za samozwańczymi Francuzami.

 

Doskonałą kreacją aktorską popisał się odtwórca roli głównego bohatera, kapitana fregaty, Russel Crowe. Kiedy trzeba, jest stanowczy i nie dopuszczający sprzeciwu, innym razem zaś płacze razem z załogą, kiedy ginie jeden z jego ludzi. Aubrey dorasta też w trakcie opowieści, prowadząc stale dysputy ze swoim wiernym przyjacielem, pokładowym lekarzem, dr. Stephenem Maturinem. Stephen zarzuca Jackowi zbyt wysokie ambicje i despotyczne zachowanie - tematy te stanowią główne przemyślenia bohaterów w filmie. Nie ma w filmie ostatecznej i jednoznacznej odpowiedzi na pytanie: "Gdzie kończą się granice ludzkiej władzy?". Widz musi znaleźć ją sam.
Czy słusznym jest poświęcić jednego człowieka dla uratowania wielu? Czy ważniejsze są obowiązki i miłość do ojczyzny (króla), niż zdrowie i życie marynarzy? Główny bohater również ściera się z dręczącymi go wyrzutami sumienia.

 

Pan i władca... to wielkie, epickie i poruszające widowisko, w którym kwestie marynistyczne rozwiązano perfekcyjnie. Bitwy morskie są odwzorowane tak znakomicie, że widz ma nieustające wrażenie, jakby w uczestniczył w prawdziwych abordażach. Za małe, moim zdaniem, wrażenie wywołuje jednak ostatnia potyczka z Francuzami. Być może to kwestia montażu lub faktu, że statyści nie chcieli przecież zrobić sobie krzywdy podczas udawanej walki.

 

W Panu i władcy... znakomicie odwzorowano codzienne problemy marynarzy. Film nie szczędzi nam trudnych sytuacji, krwawych, pełnych cierpienia scen i momentów z życia wziętych. Nie uświadczymy jednak nadmiernej ckliwości i przesadnego dramatyzmu, typowego dla holywoodzkich produkcji. Mimo to scena, w której, przed wrzuceniem zmarłych do morza, załoga Surprise odmawia "Ojcze Nasz", autentycznie wywołuje łzy w oczach.

 

Pan i władca: na krańcu świata to wielka epicka opowieść i realistyczny dramat o walce z siłami natury i ludzkimi słabościami. Film zadaje też pytania o konsekwencje dowodzenia ludźmi i skazywania ich na śmierć. Aktorom nie można nic zarzucić - każdy został dobrany do roli idealnie. Na uwagę zasługują młodzi chłopcy, przed którymi reżyser postawił poważne zadanie, a z którego wywiązali się nie gorzej, niż reszta obsady.[niewiele osób wie, ale znaczna część statystów w tym filmie to Polacy :) - dop. Equinoxe]. Polecam serdecznie!

 

 

Autor: Jarlaxle

 

 

(c) Tawerna RPG 2000-2004, GFX by Kazzek, HTML by Darky