PRZYGODY NIEUSTRASZONYCH POGROMCÓW PASKUD WSZELAKICH #6

Co się tak patrzycie? Aha, następna część miała być za miesiąc. No coż... kłamałem ;) Ale nie ma tego złego, co by na gorsze nie wyszło i o oto możecie nacieszyć swe patrzałki kolejną częścią przygód Iwana i Mańka, czyli spółki z ograniczoną poczytalnością. :)

Przypomnijmy osoby i okoliczności dramatu:
Czas - u mnie jest... 18:24, u nich trochę przed szóstą wieczorem.
Miejsce - raczej typowe, wyglądające na nawiedzone zamczysko, zamieszkane przez nawiedzonego (tu już z pewnością) lorda Konstantynopolitańczykowianeczyktrzy.
Osoby:
Iwan Krasnynos - niejako główny bohater, pogromca paskud wszelakich, narcyz, cynik, filatelista.
Manfred "Maniek" Sprzedżłoba - niejako giermek głównego bohatera, pochłaniacz jadła wszelakiego, grubas z wyboru jak i przekonań filozoficznych, w sytuacjach stresujących piszczy i mdleje niczym mała dziewczynka.
Lord Konstantynopolitańczykowianeczyktrzy - ekscentryczny lord, który ma zbyt wiele wolnego czasu, naturysta amator.
Reszta NPC - cała gromadka osób, które prawdopodobnie zostaną uśmiercone szybko, widowiskowo i całkowicie niepotrzebnie. ;)


*
 

Nic i tym bardziej nikt nie miał zamiaru przerwać krępującej ciszy. No, za oknami raz po raz odzywały się pomruki grzmotów, a z małej dziury w ścianie dochodziły odgłosy wskazujące na to, że populacja myszy w zamku niedługo się zwiększy. No i trzeba jeszcze uwzględnić kucharza, który będąc w kuchni, dwa piętra niżej, tak śpiewem zachwalał tyłek Maryny, że aż w jadalni go było słychać. Niemniej oprócz tego cisza była zupełna, a atmosfera tak gęsta, że można by siekierę powiesić. Maniek jak padł, tak leżał, Iwan nie miał zamiaru już się odzywać, bo pal wbity pomiędzy jego kształtne, rzeźbione w pocie czoła pośladki jakoś nie bardzo mu się tam komponował. Ciszę przerwał lord Konstantyn uderzając o stół swym pucharem. Impet uderzenia wyrzucił wino do góry, ciecz zamiast zgodnie z właściwościami wszystkich cieczy pociec w dół, nie pociekła w dół ani w górę, czyli zawisła w powietrzu. Lord mrucząc coś o gęstej atmosferze złowił pucharem unoszący się trunek i wypił go duszkiem. Kielich znów z hukiem wylądował na stole, a Konstantyn zaniósł się śmiechem.

- Bueheheheheh... szkoda, że nie heheh widzieliście swoich heh min! Heheheh... "Osobiście wbije skur[BEEP!]na na nienaostrzony pal!". No, chłopaki, rozchmurzcie się, tylko żartowałem.

Pogromcy od razu się rozchmurzyli, Iwan zaczął wreszcie oddychać, a Maniek, który zbudził się przed chwilą, zmienił odcień z "trupioblady" na "sztywny zaledwie od kilku godzin".

- Wybaczcie, lubię sobie podowcipkować, a nic nie bawi tak jak mina kogoś wysyłanego na pal. No może już kogoś na palu, ale to już inna historia - poczucie humoru lorda było baaardzo specyficzne.

- Ale co by nie gadać po próżnicy, bierzcie, jedzcie i pijcie z tego wszyscy, albowiem ja nie będę tego sprzątał. - Lord wykonał zamaszysty ruch rękoma i zrzucając ze stołu swój kielich wskazał na zgromadzone na stole jedzenie i napitek.

Iwan i Maniek spojrzeli na siebie nie bardzo wiedząc, czy to nie jest znowu jakiś przejaw poczucia humoru.

- Jeść. Pić. Teraz.

Jako że ton Konstantyna nie dawał zbyt dużego pola manewru, Iwan i Maniek rzucili się na jadło niczym grupa przysłowiowych krasnoludów na boberki. Lord wyjął spod stołu pergamin, chwilę wodził po nim palcem i zaczął odhaczać piórem. "Przywitać gości", jest. "Wystraszyć gości do granicy usr[BEEP!]nia się", jest - tu Konstantyn uśmiechnął się i dwa razy podkreślił słowo "jest". "Wyjawić wreszcie gościom czego do cholery od nich chcę" - Konstantyn mruknął "wiedziałem, że o czymś zapomniałem" i odłożył kartkę na bok.

- Pewnie zastanawiacie się, po co was tu wezwałem - zaczął z tajemniczym uśmiechem lord.

- Żeby nas nakarmić? - Maniek, ośmielony dwoma zjedzonymi pieczonymi dzikami, zadał zdroworozsądkowe pytanie.

- Tak, to znaczy nie, choć w sumie... Ach, nieważne - zapał Konstantyna trochę osłabł, pytanie baryłkowatego giermka rozwalił mu swym pytaniem całą atmosferę tajemniczości.

- Wracając do tematu... Kilka lat temu, jeszcze jako młody baron, byłem znany z tego, że lubiłem zapolować sobie na jakiegoś potwora. Swego czasu gościłem na dworze królowej Calanthe, zwanej Suką z Cintry. Rety, cóż to za wredny babsztyl był, żaden dziw, że ją tak przezwali poddani. Wykonałem wtedy królowej pewną przysługę i gdy ostatni kochanek młodej królewny padł mart... ekhm, został przekonany, aby ulokować swój interes gdzie indziej, otrzymałem zapłatę w złocie oraz magiczny artefakt. Co dziwne, wcześniej dała mi zaliczkę, mówiła, że po tym incydencie z jakimś białowłosym woli nie słuchać pseudointelektualnych banialuk, tylko płacić w gotowiźnie. I tu oto pies leży pogrzebion, moi drodzy pogromcy. Jako zapłatę dostałem... magicznego chomika! Chomika Niespodziankę! Tak, wiem, marny to artefakt magiczny, ale lepsze to niż nic. Może nie strzelał piorunami z oczu, ale za to potrafił tańczyć i śpiewać. Właśnie, "potrafił" - lord urwał swój monolog i widocznie posmutniał.

- Mój, chomiczek... *sniff* zaginął!! - Konstantyn był na krawędzi płaczu. - I dlatego was tu wezwałem, chcę abyście go dla mnie odnaleźli - lord poweselał niemal natychmiastowo. - Ponoć ludzie z Wiewiórczych Bobów widzieli go w okolicy. Pomyślnych łowów!

To była ostatnia rzecz jaką słyszeli Iwan i Maniek. Ostatnią rzeczą jaką zobaczyli był lord Konstantyn naciskający przycisk na oparciu swego fotelu. Pod krzesłami naszych pogromców otworzyły się otwory (zbieżność wyrazów przypadkowa) i obaj się w nie wsunęli. Rynnowate tunele prowadziły aż do podnóży zamku, lekko poobijani Iwan i Maniek wystrzelili z dwóch otworów oddalonych o kilka kroków od zamkowej bramy.

- Je[BEEP!]ani bogacze z ich je[BEEP!]nymi wynalazkami w ich je[BEEEP!]nych zamkach!! Gdybym był jakimś królem to bym pokazał tym przeklętym burżujom! - Iwan nie był zbyt zadowolony z osobliwej metody transportu.

Maniek nie protestował zbytnio, gdyż siedząc na trawce opychał się udkiem kurczaka, które udało mu się chwycić niemal w locie.

- No Maniek, zbieraj się idziemy do gospody po nasze graty. Najwyraźniej jest nam przeznaczone, żeby odnaleźć tego Chomika Niespodziankę. Oby był tego wart - powiedział Iwan i zaczął strzepywać kurz z włosów, który uczynił je niemal śnieżnobiałymi. Manfred wyjął dziwnie sterczące piórko z włosów, otrzepał się z kurzu niczym pies z wody i pogryzając raz po raz udko ruszył za Iwanem, który przez całą drogę do oberży zdążył ciężko zwymyślać i zelżyć lorda Konstantyna oraz jego całą jego rodzinę aż do piątego pokolenia wstecz...

 

autor: Idanow

email: dexthor@wp.pl