![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
|||
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
"STARA BAŚŃ"
Dzień 29 listopada, godz. 8.30. Zasiadam w wielkim kinie
"Bałtyk" by obejrzeć film pt. "Stara Baśń". Myślicie
sobie: "Który idiota chodzi w sobotę do kina tak wcześnie rano?".
Ano taki idiota, który poszedł z ogólnoszkolną wycieczką, by odrabiać
2 stycznia. Pomijając fakt, że w wigilię tego seansu byłem na osiemnastce
i spałem ogólnie coś ponad cztery godziny, to byłem zadowolony z racji,
iż będę miał dłuższą przerwę noworoczną.
W życiu nie byłem uprzedzony do ekranizacji wielkich
polskich książek. Ba, często nawet próbowałem nie zauważać bubli,
których przecież nie jest tak mało. Od "Ogniem i Mieczem",
przez "Pana Tadeusza"(który jest chyba najlepszą) na Quo
Vadis skończywszy. Temat Wiedźmina pomijam szerokim łukiem. Do oglądania,
mimo ekstremalnie niesprzyjających warunków, podszedłem więc pozytywie.
Aha, "Starej Baśni" J. I. Kraszewkiego nie czytałem, więc
o fabule, która jest podobno w adaptacji bardzo okrojona, nic nie
wiedziałem.
Początek już mnie zraża. Pamiętacie początek "Ogniem
i Mieczem"? Tam zaraz po pierwszej walce, gdy przedstawia się
Chmielnicki, następuje: "Pszsz, wrr, gruh, boom!!!" i pojawia
się tytuł filmu w ognistym całunie. Mnie tam takie efekciarstwo ani
nie bawi, ani przeszkadza. Mieli chłopaki pieniądze to pokazali, co
zrobić potrafią. Ale tu?! Do środka sali, w wielki drewniany posag
uderza piorun, ale taki jakby go ktoś w paintcie namalował. Chwilę
potem napis "Stara Baśń" próbuje być mroczny i groźny, ale
jakoś mu nie wychodzi. Ale, na to, jak już mówiłem, przymknąć mogę
oko. Czym dalej jednak, tym gorzej. Po dwudziestu minutach Popiel
wymordował już starszą część swego rodu. Ale w jaki sposób? Udając
półmartwego, podał im zatruty miód do picia. Otrutych było kilku,
trucizna zaczęła działać dopiero gdy wypił ostatni... Reakcje otrutych:
pierwszy(wszyscy stoją przed łożem Popiela): "Coś mnie pali w
gardle...", drugi: "I mnie coś pali!", trzeci: "I
mnie jakoś dziwnie pali.", drugi: "Miód tak nie pali!",
pierwszy: "Ach! To jad! Zostaliśmy otruci!!!", drugi: "Ach
zginiesz za to Popielu!", wyciąga miecz i chce zabić truciciela,
ale zastyga w połowie, bo trucizna już go zabiła. Ale leżąc, zdążył
go jeszcze go przekląć i obiecał sprowadzić GNIEW BOGÓW. Cała scena,
począwszy od udawanego umierania Popiela, a skończywszy na zapierającej
dech śmierci jest zagrane z pasją i talentem godnym przedstawienia
przedszkolnego.
Po jakimś czasie, przestałem już cmokać i narzekać,
po prostu śmiałem się ile wlezie. Scena, w której grupa rycerzy przyjechała
by zabić wodza wioski też jest fajna. Wojownicy(ci źli)wjeżdżają wprost
w zasadzkę. Stoją pośrodku sioła, a naokoło, na dachach domów, wieśniacy
w przewadze liczebnej uzbrojeni w łuki. Na spotkanie rycerzom wychodzi
wódz wioski i oznajmia im, że ich nie zabije, że mogą odjechać. Konni
oczywiście odjeżdżają, ale na odchodne Główny Zły rzuca w wodza włócznią.
Był jeszcze w zasięgu łuków, ale nie poleciała ani jedna strzała.
Pomijam fakt, że w pierwszym ujęciu włócznia tylko lekko wbiła się
ciało, w następnym wystawała już na ponad metr z pleców. Wszystko
oczywiście z pełnym zachowaniem wcześniej opisanego dramatyzmu. Takich
bzdurnych scen jest dużo więcej.
Nie będę już mówił o efektach "specjalnych",
bo np. rozwalenie wieży na końcu filmu przez bogów, to był szczyt
kiczu i żenady. Do tego już się przyzwyczaiłem, że pieniędzy na tego
typu rzeczy nie ma. Dobry reżyser, jeśli wie o fakcie, powinien postawić
na coś innego. Zrezygnować z pożałowania godnych bitew a skupić się
na budowaniu napięcia i intrygi. Tego niestety też nie uświadczymy.
Właściwie to nie miałem pewności, o co w filmie chodzi. Myślałem,
że wszystko skupi się na Popielu i jego kobiecie, na knowaniu i zabijaniu.
Plany układają mając w głosie szaleńcze pożądanie władzy. Ale nie,
reżyser nie postawił na ten pseudo perwersyjny obrazu sztucznej pasji.
Gdzieś cały czas przewijał się wątek miłosny Ziemowita i jakiejś niebieskookiej
laski(imię jej mi z głowy wypadło). Tyle, że nie zauważyłem, kiedy
i dlaczego właściwie się w sobie zakochali.
Jeśli chodzi o grę aktorów to sprawa ma się fatalnie.
Wszystkie postaci drugoplanowe grały beznadziejnie. Uszły tylko te,
które się nie odzywały. Jeśli chodzi o głównych, to też nienajlepiej.
Główną postacią był chyba Ziemowit, grany przez Michała Żebrowskiego.
Nie grał źle, nawet nie miał jak się pokazać. Nie jego przecież wina,
że takie dialogi były. Chyba mam sentyment do niego(może dlatego,
że mi do roli wiedźmina pasował?), ale czy nie mamy innych aktorów?
Czy Żebrowskiego trzeba wszędzie wcisnąć? Traktują go chyba jako gwarant
sukcesu. Idźmy dalsze: Piastun. Przy całym szacunku, jaki mam do D.Olbrychskiego,
który się w tą rolę wcielił, nie pasował mi do niej zwyczajnie. Nie
czytałem książki, ale Piastun był wielkim i mężnym wojownikiem, z
tego co odczułem, a co powinienem właściwie odczuć. A p. Daniel swoje
lata niestety ma. Głupio to wyglądało jak machał mieczem i zabijał
wszystkich po kolei. Ale przynajmniej nie gadał ze sztuczną emfazą
i patosem w głosie(co talent to talent). Piastun(Bohdan Stupka) wypadł
nienajgorzej. Co jakiś czas tylko bawił mnie ten śmieszny gniew i
sztuczna perwersja. Podobnie jest z Małgorzatą Foremniak, która była
żoną Popiela. Też nic ciekawego. A syk i ryk pod koniec, gdy zginął
ich synek, to już żenada. A szkoda bo to właśnie w tych postaciach
kładłem największe nadzieję. W końcu byli władcami, którzy mordowali,
truli i... mordowali. Idealna rola by rozwinąć skrzydełka aktorskie.
A tu też dupa. A jeśli chodzi o kochanicę p. Żebrowskiego, to miałem
wrażenie, że nic innego nie robi tylko patrzy się w swymi wielkimi,
pięknymi oczętami w ekran. Nieprzeciętna aparycja aktorki ją grającą
jest niezaprzeczalna, ale jakoś głupio, że pokazywali tylko jej urodę.
Co jakiś czas pozwalali powiedzieć: "Nie możemy być razem bo
sprowadzimy na siebie GNIEW BOGÓW!" albo "Kocham Cię!"
i to wszystko. A szkoda, bo miałem wrażenie, że nie jest złą aktorką.
Hoffman chyba zapomniał jak się filmy robi. Nie uznaję
tłumaczenia, że budżet był mikry. Od tego jest talent reżyserski by
takie przeszkody ominąć. Kto mu kazał pokazywać ciągle jak się jucha
leje? Film mógłby być dobry. Ba, przeszedłby pewnie nawet do kanonu
polskiego kina. Wystarczy, że zostałby nakręcony trzydzieści lat temu.
W dobie Przygód Małego Rycerza i Czarnych Chmur. Ale teraz, kiedy
jest "Gladiator", "Władca Pierścieni" czy chociażby
to "Ogniem i Mieczem", takie gówno nie przejdzie. Film przecież
opowiada, a raczej stara się opowiadać, o wczesnośredniowiecznej Polsce.
O krainie gdzie rządzi miecz i siła. O ziemiach nieustannie barwioną
krwią. O miejscu gdzie dziarsko rządzą bogowie, przepełnionym magią
i nieskalaną jeszcze naturą. Przedstawia historię zwaśniony rodów,
chorobliwie pożądających władzy ludzi. Tymczasem wszędzie leje się
ketchup, ale napięcia i strachu rzezanych przez Wikingów wieśniaków,
nie uświadczysz. Wszyscy klną się na Słońce, starszą śmiesznym GNIEWEM
BOGÓW(zwrot ten został użyty chyba ze trzydzieści razy w filmie) a
jedyne czym zostaniemy uraczeni, to kolorowe pioruny i pochmurne niebo.
W tym filmie dobre jest wszystko. Wszystko poza scenariuszem, reżyserią, grą aktorów i efektami. Zarzutów nie mogę mieć do muzyki, która starała się zakryć trochę braki w bitwach czy dialogach. Zarzutów nie da się też postawić producentom i ich specjalistom od marketingu. Za śmieszne pieniądze zrobili "dzieło", na które wybiorą się wszystkie szkoły, od podstawowych po licea. A z tego będą przecież pieniążki. Tylko jak jeszcze raz usłyszę od filmowców choćby słowo, qrwa, o stanie polskiej kinematografii, to zacznę serca wyrywać. Zróbcie do cholery coś własnego, a nie kolejną gównianą ekranizację książki. Nie stać was? Nie chodzi mi tu bynajmniej o pieniądze.
|
||||
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |