![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
|
![]() |
![]() |
||||
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
|
ŻYCIE SAURONA
Dzień, jak co dzień, rozpoczął się zwykłym wschodem słońca, a Sauron oglądał go z tarasu widokowego Barad-dur. Jak każdego ranka... Jednak Pan Mordoru coś przeczuwał, od rana chodził po swej warowni poddenerwowany, nie wiedząc czemu. Jego nagi instynkt, szósty zmysł i wielkie zdolności prorocze oraz psychokinetyczne wykryły, że dzisiaj stanie się coś ważnego... - Nazgulątka wyruszyły już jakiś czas temu... Myślę, że dzisiaj już dotrą do tego hobbickiego zadupia... - rozmyślał Sauron, a jego przerzedzone kłaczki tradycyjnie już powiewały na wietrze w celu zwiększenia wartości estetycznej krajobrazu... - Ave Sauron! - krzyknął nagle jeden z podwładnych orków, uderzając się boleśnie w czoło i kłaniając w pół przed swym panem. - Czego tu?! - wydarł się na podwładnego Czarny Władca. - Czy wy zawsze musicie zjawiać się w romantycznych, podniosłych i lirycznych momentach?! - ... - ork spojrzał z niewyraźną miną. - Ech... No dobra, czego chcesz? - wydarł się trochę uprzejmiej, a to z powodu poczucia odosobnienia wywołanego własną wyższością intelektualną. - No więc, bo.. ja tego... no... Palantir dzwoni! - odparł radośnie brunatnozielony stwór. - To trzeba było tak od razu, łazęgo! Masz szczęście, że muszę się spieszyć, żeby go odebrać! Inaczej wylądowałbyś już u podstawy Barad-dur po spadku z dużej wysokości! - krzyki Saurona, biegnącego na palcach niczym baletnica, były jeszcze słyszalne w głowie orka, mimo że Władca schodził już po schodach do swej komnaty. Gdy wreszcie do biegł do dzwoniącego palantira, usłyszał... - Mój drogi, byłbym rad, gdybyś traktował mą zacną osobę z należytym jej szacunkiem i łaskawie szybciej odbierał, kiedy dzwonię!! - wykrzyczał zraniony do głębi swego majarowego ciała Saruman. - Taaak, jasne... Spieszyłem się, tak szczerze mówiąc - odparł na swoje wytłumaczenie i położył się na swym łożu, trzymając w rękach palantir. - A po co dzwonisz? - O już nie mogę zadzwonić bez powodu? Eee, no dobra.. Dzwonię, bo zmierza do mnie Gandalf Szary... Zapewne chce mi powiedzieć, że jego skarlały przyjaciel Baggins ma Jedynego - Saruman stopniowo zwiększał napięcie w głosie. - No i chciałem się poradzić, co zrobić w tej sytuacji... - Na Morgotha! Jak słodziutko!! - krzyknął z wrażenia Sauron. - ... - Ech, chodziło mi o to, że to bardzo dobrze i dzień naszego zwycięstwa jest już bliski! Gdy ten szary patałach przybędzie do twojej wieży, zaproponujesz mu przyłączenie się do nas! W końcu to byłby całkiem niezły sojusznik... Taaaak... - Sauron rozmarzył się z bliżej nieokreślonego powodu. - No niezły pomysł, powiem ci... - Saruman odparł, a w jego głosie słychać było radość. - Tylko się nim nie ciesz tak bardzo, ty biały, zdradliwy magiku! - No dobrze, nie bądź taki zaborczy - Saruan zaczął pochrząkiwać. - A jak nie uda mi się go namówić na przejście na naszą stronę? - To go zabij. - No dobra... A tak w ogóle to niedawno odwiedziły mnie Upiory Pierścienia - powiedział biały czarodziej z radością. - Naprawdę? I jak się czują? - spytał Sauron, w którym obudziły się instynkty macierzyńskie. - A w porządku... Opowiadali mi, jak spotkali 154-konny oddział Rohirrimów... - I co?! - przerażony Władca Mordoru przerwał Sarumanowi. - No nic... Przywódca Rohańczyków po prostu bezczelnie przystawiał się do Czarnoksiężnika z Angmaru... - odparł spokojnie czarodziej. - A to zboczeniec przebrzydły!! - Sauron zaczął wyrywać w napadzie szału swoje i tak przerzedzone już włosy. - No spokojnie, do niczego wszakże nie doszło... - Ale jak ten niewyżyty drań śmiał nastawać na cześć mojego Nazgulątka?! Toż to dziecko jeszcze, a ten mężczyzna je tak nonszalancko napastował!! - Sauron zaczął popłakiwać. - Ale wszystko się dobrze skończyło, mój Ty Władco Mordoru - Saruman znowu uspokajał rozgoryczonego Saurona. - Czarnoksiężnik ma się dobrze, a jego cnota pozostała nienaruszona... - No jeszcze tego by brakowało! Gdyby doszło do takiego wszeteczeństwa, to bym chyba starł na wiór ten nędzny Rohan, a tego lubieżnego drania to... oj, ja już lepiej nie będę mówił, co bym z nim zrobił!! - Sauron zaczął groźnie wymachiwać swym wychudłym, żylastym palcem. - Na Morgotha, nie bądź niesmaczny! - odparł Saruman zdegustowany. - Już się nieco uspokoiłem... Parę zabitych orków bardzo poprawia nastrój - powiedział, a w całej jego komnacie leżały trupy zabitych przed chwilą podwładnych. - Sauronie, a co myślisz o nazwaniu naszego przymierza "Sojuszem Dwóch Wież"? Nie uważasz, że brzmi to dumnie? - Nie obchodzi mnie to, nazywaj to sobie jak chcesz... - Dobrze! - odkrzyknął lekko urażony. - A tak poza tym, to co mam dla ciebie zrobić? - ...ZBUDUJ MI ARMIĘ!!! - wrzasnął Sauron, a niebo pochmurniało przecinane złowieszczymi błyskawicami, zwiększającymi napięcie. - Ok! To na razie! Gandalf się zbliża! Niech Jedyny będzie z tobą! - odparł radośnie czarodziej. - No to nie nawal! Pa!
Tymczasem na odległym północnym zachodzie, w krainie zamieszkałej przez małych, spokojnych hobbitów, pojawiła się dziewiątka wspaniałych czyli Nazgule w swych czarnych szatach. Jeździli oni nocami po gościńcach, piszcząc posępnie i wprowadzając biednych niziołków w paniczny strach i desperację. A jeśli ktoś im podskoczył, to subtelnie ucinały takiemu osobnikowi łeb. W końcu Upiory Pierścienia musiały być tu szanowane... Od przerażonych hobbitów dostali dokładne namiary na norkę Bagginsów, do której pospiesznie zdążali. Nazgule nie wiedziały jednak, że uprzedził ich niejaki Gandalf Szary, postrzegany tu jako włóczęga, bezmyślne cielę, rozbójnik i mąciwoda. Czarodziej zdążył ostrzec niejakiego Bagginsa, który wraz ze swym pulchnym pobratymcem ruszył gościńcem w stronę Bree. Czarnoksiężnik z Angmaru zarządził rozdzielenie się by ułatwić sobie znalezienie hobbita. Nazgule rozpierzchły się po okolicy, a ich przywódca wraz z Khamulem podążyli gościńcem... - Khamul, ja go chyba czuję... - powiedział podniecony Czarnoksiężnik. - Kogo czujesz? Aaa, no tak... Chociaż wiesz, ja go chyba nie czuję... - odparł zdezorientowany. - Przestań się wygłupiać wreszcie! Przecież już można poczuć jego siłę, te krągłe złote kształty, te śliczne literki w Czarnej Mowie, ten zapach Orodruiny... - zaczął wymieniać z rozmarzeniem. - No tak, zapach Góry Przeznaczenia to czuć, trzeba przyznać. No to ruszamy na te pachołki Szarego Patałacha! - Do broni!! - Eeee... Ale w którą stronę jedziemy??
Po wytłumaczeniu w niezwykle delikatny sposób Khamulowi, w którą stronę należy się udać, podążyli wzdłuż gościńca... Byli już coraz bliżej Farinelliego, obraz zaczynał się poetycko zamazywać... - Czterech hobbitów chowa się pod tym drzewem... - odparł beznamiętnie Khamul, zatrzymując się przy dużym konarze. - No widzę... Boją się jak cholera... He he he... No I jeden z nich ma Farinelliego... - Hmm... to co robimy? Może wypuścimy im trochę robali? - spytał dziecięcym tonem Khamul. - No dobra, będzie posępnie! Robale się nadają! - Czarnoksiężnik stracił swą powagę i cieszył się, gdy wszelkie obrzydliwe robactwo rozpanoszyło się po okolicy, szczególnie przy siedzących pod drzewem hobbitach. - Twarde gnojki, nie sądzisz? Nie drgnęli nawet po zetknięciu z robalami... - Może już zdechły? - Nie, jeszcze czuję ich siły życiowe, marne co prawda, ale są... - No to co? Chyba czas zabrać im Pierścień naszego pana... - oznajmił wreszcie Czarnoksiężnik. - A może się zabawimy? - spytał Khamul. - Co masz na myśli? - Pobawimy się w chowanego z hobbitami. Teraz zostawimy ich tutaj, żeby pomyślały, że są bezpieczne, a sami zwołamy resztę chłopaków i pogonimy kurduple po lesie... - No sam nie wiem... - głos rozsądku odezwał się w Czarnoksiężniku. - No proszę!! - No dobra... Spadamy. Hehehe. I tak dwa Nazgule wycofały się. Tymczasem Hobbici wyszli z ukrycia... - Ale durnie z tych Czarnych Jeźdźców, no nie Merry? - zapytał Pippin, wcinając marchewkę. - No i to mają być ci wielcy wojownicy Saurona? Śmiechu warte! - odparł Merry, wcinając kapustę. - Ale trzeba głupkom przyznać, że ta sztuczka z robalami była niezła - powiedział Sam, wcinając faszerowanego prosiaka z rusztu. - Aaa... aaa... ja nie chcę... - zaczął mamrotać Frodo, obgryzając paznokcie. - Chłopie, przestań się zachowywać jak panienka. Te debile nie mają tyle inteligencji, żeby złapać czterech zacnych, błyskotliwych hobbitów - powiedział radośnie Merry, wcinając kalafiora. - Nie... nie... to on! Ja go czułem! Chciałem założyć pierścień, ja chcę do mamy! - biedny Frodo rozpłakał się. - Zabierzcie tę sierotę spod drzewa i idziemy... - nakazał Pippin, a reszta niziołków zajęła się transportem Bagginsa i tak ruszyli dalej, krocząc lasem.
Tymczasem podstępne i diabelnie sprytne Nazgule pochowały się za wierzbami, dębami i osikami, aby być niewidocznym w gąszczu leśnym. Już czuły zapach stąpających po runie niziołków i przede wszystkim czuły moc Farinelliego... Zuchwałe hobbity nie zdawały sobie sprawy z grożącego im niebezpieczeństwa, które potęgowała jeszcze ciemność nocy. Upiory Pierścienia natomiast z ekscytacją wyczekiwały sygnału do ataku. W pewnej chwili Sam i Frodo odeszli na bok pod drzewo z bliżej nieokreślonych powodów i zajęli się bliżej nieokreślonymi czynnościami. Wtedy Czarnoksiężnik skinął dłonią i Nazgule ruszyły do szarży, piszcząc niemiłosiernie, jak to przystało na sługi Pana Mordoru. Po paru niecenzuralnych słowach, które padły z ust zaskoczonych hobbitów, rozpoczął się wielki pościg. Przerażone niziołki biegły na oślep, krzycząc głośno. Natomiast Nazgule ze spokojem i gracją goniły małe istotki po okolicy, ciesząc się z zabawy w kotka i myszkę. Jednak sprytne hobbity dobiegły z trudem do mostku i wskoczyły na tratwę, płynącą w stronę Bree. - O żesz ty! Przecież my nie pływamy! - zawołał jeden z Upiorów. - A mówiłem, żeby ich złapać wcześniej! Mówiłem! - wrzeszczał zrozpaczony Czarnoksiężnik. - Jeszcze złapiemy te nędzne pomioty! Ruszamy towarzysze! Dalej przez las! I podążajmy za Farinellim!! - krzyknął dziarsko Khamul. - No dobra, jeszcze dopadniemy tych złodziejaszków cudzej biżuterii! Nie ujdzie im to na sucho! - odparł Czarnoksiężnik z wściekłością w oczach i Nazgule ruszyły w drogę z żądzą zemsty...
Tymczasem w Barad-dur Sauron rozmyślał... - Na Morgotha! Wiedziałem, że to będzie niezwykły dzień! - zaczął krzyczeć, biegając po pokoju. - Nawet byłem w miarę miły i uprzejmy dla Sarumana! A teraz jeszcze czułem go! Czułem moc mojego kochanego Farinelliego! Czułem, jak ta mała sierota miała ochotę założyć na swój pulchny palec mój pierścień! Ach, Farinelli tak pięknie emanował mocą... Niech tylko hobbit spróbuje go użyć, to ja mu pokażę moje ogniste oko!! Hahaha! Przyszłość zapowiada się wspaniale!
autor: Nekko email: nekko@interia.pl
|
|||||
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |