KORK I MORK KONTRATAKUJĄ

 

 


- Widzisz ich? - Zapytał zupełnie zdezorientowany i przerażony Mork.
- Widzę. - Odparł zupełnie zorientowany i spokojny Kork.
- No więc?
- Co no więc?
- Widzisz go, a ja nie. Co z tym zrobimy?
- Otwórz oczy idioto!


*
 

Żołnierz gwardii imperialnej rozejrzał się. W krzakach spostrzegł dwie idiotycznie wyglądające postacie starające się ukryć i obserwować posterunek gwardii. Nie wychodziło to im.
- Kapitanie! - Zawołał. - Jakichś dwóch kretynów podkradło się pod obóz i starają się zaczaić w krzakach.
- Wyglądają jak idioci? - Zapytał z pełną powagą dowódca garnizonu.
- Tak.
- Mork i Kork, znowu...

Kapitan wydał rozkaz nie przejmowania się dwoma szpiegami zaczajonymi w pobliżu obozu. Ci dwaj nigdy jeszcze nie zagrozili Imperium mimo iż naprawdę się starali. Niestety, ich wrodzony brak inteligencji nie pozwalał im wykonać zaplanowanych misji.


*

 

Dwóch rebeliantów - a przynajmniej mieli mundury rebeliantów - leżało w płytkim rowie za krzaczkiem i usiłowało domyślić się, o której na tym małym posterunku jest zmiana wart. Mieli wspaniały plan - wystarczyło w momencie, w którym warta zmienia się, przebiec do muru i wspiąć się na niego; w końcu skoro się zmieniają to nie mogą patrolować, prawda?
- Kork, nie wydaje mi się, żeby szybko się zaczęli zmieniać... - Zrezygnowany mruknął Mork. Już, po zastosowaniu się do rady swojego towarzysza, dobrze widział cały posterunek i jego załogę.
- Trudno. - Podsumował jego kompan. - W takim razie musimy zmienić taktykę. Uderzymy na nich z zaskoczenia, pod osłoną nocy!
- Eee... Kork...
- Co?
- Jesteśmy w pobliżu czubka tej planety, tutaj noc zapadnie za cztery miesiące.
- Czubka? Sam jesteś czubek! Widziałeś kiedy, żeby nocy nie było przez cztery miesiące?
- Tak, na DiskoweryCzannel: mówią tam, że na czubkach planet nocy nie ma przez dłuuugi czas.
- Że co? Co za pornografię znowu oglądasz jak mnie nie ma?
- To nie pornografia, to Diskowery, program naukowy.
- I śmiesz mi wmówić, że zrozumiałeś, co mówią w programie naukowym?

Nie śmiał. Westchnął tylko i wygodniej położył się na swoim kawałku ziemi. Następnie szczelniej zasłonił się krzakiem co miało, w założeniu, poprawić jego kamuflaż.


*


 

Strażnik na posterunku stwierdził, że rzeczywiście tych dwóch musi być idiotami, skoro leżą niemalże na odkrytej przestrzeni, zakryci jedynie małym krzaczkiem. Na ich niekorzyść dodatkowo przemawiało to, że głośno - w dodatku bez głębszego sensu - konwersowali w swojej kryjówce.
- Mick, zobacz, co robi tych dwóch. - Powiedział do przechodzącego obok znajomego zajmującego się właśnie patrolem.
- Nie chce mi się, na pewno nic groźnego. - Rzekł nawet nie spoglądając w ich stronę i poszedł patrolować inny odcinek.

Pierwszy strażnik stwierdził, że tamci go irytują. Co prawda, w przeciwieństwie do reszty załogi, był tutaj dopiero od dwóch dni i nie znał Morka i Korka, ale denerwowali go. Denerwowało go też to, że stara załoga nie przejmowała się nimi zupełnie.

A przecież w Akademii uczono, żeby każdego szpiega czy w ogóle kogokolwiek kręcącego się przy zabudowaniach imperialnych dokładnie sprawdzić i, po sprawdzeniu (ewentualnie przed), eksterminować.
- Kapitanie! - Rekrut krzyknął do przechodzącego właśnie po dziedzińcu oficera. - Tamci dwaj naprawdę mnie niepokoją. Dlaczego wszyscy są tacy spokojni?
- Już mówiłem, nie przejmuj się nimi, to idioci. Skoro tak bardzo chcesz, to możesz zostać na warcie przez najbliższe dwie lub trzy godziny; do tego czasu zniecierpliwią się i zaatakują. Wtedy zobaczysz, czego są warci.

Młody strażnik nie mógł tego zrozumieć, jak można tak lekceważyć przeciwnika? Przecież mogło to oznaczać zniszczenie bazy, a nawet, odpukać, całego Imperium! W akademii uczono go, że...

"Nie ważne, czego mnie uczono." Stwierdził. "Ważne, że tamci dwaj stanowią zagrożenie i pewnie Mocą omamili cały posterunek. Muszę ich powstrzymać!"


*

 

Mork i Kork zaczęli się bardzo niecierpliwić. Stwierdzili, że zdecydowanie za długo siedzą i obserwują, że dłużej czekać już nie można.
- Ku chwale starego, dobrego, jedynego słusznego ustroju! - Wrzasnął Kork i wybiegł z ukrycia machając swoim młotem świetlnym.
- Ku chwale! - Zawtórował mu Mork i włączył swój sierp świetlny.

Biegli tak przez pierwsze piętnaście metrów, potem się zmęczyli. Zatrzymali się zasapani, odpoczęli i po chwili wznowili atak, tym razem jednak nie biegli, a szli.


*


- Widziałem, widziałem! - Zaniepokojony krzyknął młody żołnierz. - Aaaaalaaaaarm! - Wrzasnął ile sił w płucach i przeładował swoją strzelbę blasterową.
- Zamknij się, my tu usiłujemy spać! - Otrzymał odpowiedź z głębi baraku dla żołnierzy.

Sytuacja była ciężka; dwóch wojowników Dżedaj biegło w kierunku posterunku gwardii imperialnej, a on był sam, z jednym karabinem i... Noo... nie było tak źle, właśnie zauważył, że ma jeszcze rakiety samonaprowadzające, działa fotonowe, granaty plazmowe, dwa czołgi serii CZoUg1 i mecha bojowego serii A-FE A-FE.
- No, podejdźcie tutaj kaszankożercy! Wujek Johny czeka na was!

Ku jego zadowoleniu nadal pochodzili. I nadal groźnie wymachiwali swoimi mieczami... eee... (w zasadzie to nie były miecze, ale dzielny gwardzista się tym nie przejął) świetlnymi.
- Stać bo strzelam! - Nagle krzyknął uświadomiwszy sobie powagę sytuacji. Mieczy używali wyłącznie wojownicy i uczniowie, ze świetlnymi sierpem i młotem mogli zbliżać się jedynie potomkowie sławnych w całym wszechświecie Lenionna i Stalliona; wielkich Dżedaj, którzy zawojowali już wiele planet. Było to straszne, przez nich upadł handel bimbrem w całej galaktyce - ich motto brzmiało: "Tani bimber dla wszystkich, do wykonania w domowym zaciszu!".

Niestety, nie zatrzymali się. W związku z tym zrobił, co przyrzekł.


*


- Kork! Strzelają do nas! - Wrzasnął przerażony Mork.
- Serio? - Zupełnie zdezorientowany Kork nawet nie zauważył strzałów. Nie zauważył też, że jego towarzysz właśnie padł rażony kulką energii. Podobnie jak tego, że podobna kulka odbiła się od jego młota świetlnego i wróciła skąd przyleciała.

Pocisk blastera trafił w magazynek karabinu, który rozpryskując się wywołał nieprzyjemną reakcję łańcuchową uruchamiając zapalniki granatów plazmowych. Te z kolei wybuchły zbyt blisko baków paliwowych czołgów i mecha bojowego. Ogólnie mówiąc, spowodowały wielką rozpierduchę.
- Eee... Kork, czy ja żyję? - Zapytał wstając i otrzepując się z pyłu młody (i głupi) Dżedaj.
- Niestety tak. - Odpowiedział jego towarzysz.
- Wow! - Krzyknął niestety żyjący, gdy zobaczył fajerwerki w obozie. - Strzelają na naszą cześć!
- Ano. - Kork również nie krył zdumienia. - Podoba mi się ta zabawa. Lecimy dalej.


*
 

Trzy tygodnie później, w wielkim pałacu na którejś z planet spotkały się dwie bardzo dziwne postacie. Rozprawiali o ostatnich wydarzeniach.
- Lordzie Wiader, musimy się zjednoczyć - powiedział wysoki, ubrany w rebeliancki mundur człowiek wymachując mieczem świetlnym dla poparcia swych słów.
- Wiem, wiem, synku. - Wysapał ubrany na czarno. - Otrzymałem meldunek, że straciliśmy właśnie kolejną planetę. Tamci znowu zaatakowali.
- Kurde, skąd oni się biorą?
- Z kątowni.
- Co?
- Nic, nic, kontynuuj rozważania.
- Eee... To jak mówiłem? A, wiem. Skąd oni się biorą? Czyżby przez nich wszechświat miała spotkać zagłada? Chcą wszystkie planety przekształcić na swoją modę! Niech to, niechybnie ta zaraza z Marsa jest!
- Nie, oni są z Ziemi - poprawił starszy.
- Tak? Widocznie kolor mnie zmylił...

Starzec w czarnym wdzianku siedział posapując, a młodzieniec biegał po komnacie wymachując tu i tam mieczem. Wiadomo było, że ani Imperium, ani Rebelia same nie poradzą sobie w walce z nowym wrogiem.

Nastały czasy grozy dla wszechświata.
 

 

 

Autor: Zieziór

email: ziezior99@poczta.onet.pl