|
KAPRYS LOSU - ROZDZIAŁ 2 (cz.1)
- Dwanaście lat temu w Ugrandon pojawił się pewien przybysz. Nikt nie wiedział skąd przybył, ani w jakim celu, aczkolwiek jego zachowanie było na tyle podejrzliwe, że został wzięty pod stałą obserwację. Wyznaczono do tego zadania dwóch młodszych adeptów, którzy dzięki temu mogliby zwiększyć swoje umiejętności.- Torden zawahał się na chwilę.
- Mimo, iż od twojego odejścia ze służby minęło prawie dwadzieścia lat - zaczął po chwili kontynuować - nie doczekaliśmy się tak zdolnych uczniów jak ty. Szkoda, że opuściłeś nas w tak młodym wieku, ale w gruncie rzeczy dobrze się stało. Pozwoliliśmy ci odejść w spokoju, chociaż reguły naszej gildii wyraźnie mówią co trzeba robić w takim wypadku. Żyłeś jednak w spokoju, myśląc, że nic o tobie nie wiemy i zapomnieliśmy, że istniejesz. Niestety, dla ciebie, tak nie jest. Podziwialiśmy twoje męstwo w kilku bitwach, widzieliśmy cię żegnającego się z naszym miastem i tropiliśmy cię w drodze do tego. Znaliśmy twoją wybrankę, pożegnaliśmy ją wybornym winem, patrzyliśmy jak dorasta twój chłopak. Jesteś z nami związany, czy chcesz tego, czy nie.
- Czego ode mnie chcecie? - kowal walnął pięścią w stół, aż kilka osób spojrzało w ich stronę. - Odszedłem, bo sami tego chcieliście, a wcześniej zrobiłem co miałem zrobić. Nic wam nie jestem winny.
- Spokojnie - przybysz uśmiechnął się ponuro. - Zaraz powiem o co chodzi i dlaczego nie masz wyboru.
Mefis zmełł w ustach jakieś przekleństwo.
- Z początku o przybyszu wiedzieliśmy praktycznie wszystko. Przedstawiał się jako Dh'erg Insterin, pochodzący z zachodu. Miał do nas przybyć w interesach. Chciał także przenieść wiedzę o naszej kulturze kulturze swoje rejony. Mówił o obyczajach, kulturze, nader bardzo interesował się jednak historią. W szczególności zajmowały go stare bajania o artefaktach, legendy o magach - słowem wszystko co miało kiedyś znaczną wartość i miałoby nadal, gdyby istniało bądź znalazło. Nasi agenci weszli w grupę osób, która z nim współpracowała, zbierała dla niego informacje, materiały, szukała różnych ludzi. Trwało to jakieś trzy miesiące. Zastanawialiśmy się, czy nie popełniliśmy błędu i przybysz ów rzeczywiście był tym za kogo się podawał, gdy nagle nasi adepci przekazali nam jasną wiadomość, że nasza czujność została uśpiona - Torden zamilkł na chwilę.
- Kiedy wydobyliśmy ich zmasakrowane ciała z rzeki, zrozumieliśmy, że sprawa jest poważna i że wysłanie tej dwójki było naszym błędem. Niestety, dalej nie zdawaliśmy sobie sprawy, o co w tym wszystkich naprawdę chodzi. Nasz kolejny agent został znaleziony po tygodniu na gałęzi w niedalekim lasku. Nie miał oczu, uszu, nosa, ani palców. Wiadomość była jasna i klarowna. Bawiono się z nami w kotka i myszkę. Zastanawialiśmy się, czy nie zakończyć tej sprawy w wiadomy sposób, gdy nagle ten Dh'erg zniknął. Po prostu rozpłynął się w powietrzu, zaś ludzie z nim związani popłynęli dalej rzeką. Nie zostawił po sobie prawie żadnych śladów. Nasi ludzie przekopali miasto i okolice, przeszukaliśmy każdy kąt i zakamarek i nic. Odstawiliśmy tą sprawę na bok, bo w trakcie tego przeczesywania natrafiliśmy na kilka nowych i przez jakiś czas mieliśmy spokój.
Torden zamilkł na chwilę i pociągnął z kufla.
- Rok temu nasze służby doniosły o dziwnych przypadkach ginięcia starszych osób. Znikali oni na kilka dni, po czym znajdywano ich zmasakrowane ciała. Byli torturowani, a później w bestialski sposób mordowani. Ktoś połączył te zabójstwa z tymi sprzed dwunastu lat. Przez ten czas nasza gildia bardzo się rozrosła. Szkolimy adeptów nie tylko w znanym ci zakresie, ale także, po tamtej wpadce, powstał oddział tzw. myślicieli. Góra uważa, że to konieczne, ale moim zdaniem to tylko obiboki niezdolne do szybkiego działania. Ciągle coś tylko planują, analizują, zadają pytania: a dlaczego, a po co, skąd, kto, jak i gdzie. Ale tak ma być. Niby ma coś to dawać, ale póki co rezultatów wielkich nie widać. Ale do czego zmierzam
Wiemy czego on szuka. Pomógł nam przypadek, ale właściwie wszystko w tej sprawie opiera się na przypadku. Jedna z ofiar Dh'erga żyła jeszcze kiedy ją odnaleźliśmy. Ledwo dychał, ale zdołaliśmy wydobyć z niego nieco informacji. Dh'erg wypytywał go o pewnego alchemika. Ale nie alchemika z Ugrandon, ale legendarnego alchemika stąd, z Alver.
- No dobrze, ale co to ma wspólnego... - warknął Mefis.
- Jeszcze nie skończyłem - przerwał mu Torden. - Dh'erg prawdopodobnie od dawna jest w Alver i bada tropy. Jeśli nie, to wkrótce tu będzie. Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, co się stanie jeśli legenda jest prawdziwa i alchemik rzeczywiście posiadał wiedzę o której się mówi. W niegodziwych rękach może oznaczać koniec porządku, który obecnie znamy, dlatego musimy go za wszelką cenę powstrzymać. W dobrych może zdziałać cuda. Być może znajdują się tam recepty na wiele chorób i nieszczęść. Chcemy go zabić, zanim on znajdzie to, czego szuka.
- Za kogo ty mnie uważasz, Torden - powiedział kowal, po chwili milczenia. - Nachodzisz mnie z przeszłością, której nie chcę już znać i która mnie nie dotyczy. Żyję tu prawie piętnaście lat. Tu jest mój dom i tu tworzę swoją historię. Mam tu dom, syna, przyjaciół i tu właśnie jest mi dobrze. A ty nawiedzasz mnie niczym upiór i straszysz opowiastkami o jakimś mordercy, którego nie udało wam się ująć i myślisz, że tak od razu wam pomogę go zabić. Prawdopodobnie on jest takiego samego pokroju jak wy i to was dręczy. Karmisz mnie bajkami o waszej litości i chęci pomocy światu? Zapominasz z kim rozmawiasz. Mam uwierzyć, że po moim odejściu staliście się gildią darczyńców i dobrych ludzi? Nie rozśmieszaj mnie, Torden, bo mi wcale nie jest do śmiechu. Jakim w ogóle prawem przychodzisz tu do mnie? Nie chcę znać waszych prawdziwych pobudek, bo prawdopodobnie są one nie mniej złe niż te, którymi kieruje się ten cały Dh'erg. I co, naprawdę chcecie żebym go zabił? Ale niby dlaczego? Wykończcie go sami, jeśli wam przeszkadza i dajcie mi spokój.
- Byłeś najlepszy i nie było po tobie lepszego - odparł Torden. - Poza tym rzeczywiście chcemy żebyś go odnalazł i zabił. Oczywiście nie sam. Możesz sobie dobrać ludzi jakich tylko chcesz i w grupie jaką sobie wybierzesz. Dajemy ci wolną rękę.
Mefis wybuchnął śmiechem.
- A jednak udało ci się mnie rozśmieszyć. Kręcisz coś, tylko nie bardzo wiem co i dlaczego. Nie wiem w ogóle dlaczego jeszcze z tobą rozmawiam. Może ze względu na stare czasy. Ale to już minęło i powtarzam, że nie chcę do tego wracać. Nie jestem mordercą. Poza tym mam tu dziecko, którym muszę się opiekować.
- A dobra ogółu, dobro ludzkości? To też cię nie interesuje?
- Teraz bierzesz mnie na litość? Jesteś żałosny. Gdzie się podziała wasza duma, honor, gniew i władczość. Przemierzasz tu taki szmat drogi żeby błagać mnie bym wam pomógł? To jest naprawdę żałosne.
- Tu nie chodzi o gildię. Tu chodzi o coś więcej. Nieoficjalnie mamy poparcie samej stolicy i wolną rękę jeśli chodzi o metody i środki.
Kowal zamyślił się, ale po chwili odparł.
- No, to macie problem. Jednak ja wam nie pomogę. Nie widzę tu miejsca dla siebie. Daruj, Torden, ale jestem już zmęczony i chcę wracać do domu.
- Będę w tej gospodzie przez dwa dni jakbyś zmienił zdanie.
- Zmienił? - Mefis uśmiechnął się drwiąco. - A niby z jakiej racji? Czy istnieje jakiś powód dla którego naprawdę miała by mnie ta sprawa interesować?
Torden popatrzył się na niego przez chwilę, po czym odparł.
- Dh'erg zabił Hakheda, twojego ojca.
(cdn...)
Autor: Ruichi email:
ruichi@vgry.net
|
|
|
|