GERALT - 8 PASAŻER PŁOTKI

 



Rozdział I

„Kiedy Geralt przybywa do bobra i zjada śniadanie”

 

 
- Ahoj, panie bobrze! – krzyknął wiedźmin. – Jak pan to robi, że ma pan takie białe, lśniące zęby?! – uśmiechnął się paskudnie.
- A hoj cię to obchodzi, panie wiedźmaku? – odezwał się bezczelnie bóbr.
- Nie zemną te numer "bober".
- Nie wiesz z kim się mierzysz wiedźminie – powiedział bardzo powoli i cicho bóbr, tak że wiedźminowi włosy na tyłku dęba stanęły. – Jestem bóbr... bóbr – zamarł ze strachu.

 Wiedźmin rzucił na niego paskudne spojrzenie, pochodzące z paskudnych oczu, umiejscowionych w paskudnych oczodołach, które znajdują się na paskudnej mordzie, która ma paskudne usta, paskudnie się uśmiechające.
- O jeju! – krzyknął bóbr i powtórzył – jestem bóbr... O jeju! Geralt, ja nie mam imienia!
- Nie panikuj bobrze, zaraz coś wykombinujemy – powiedział paskudny wiedźmin.
- Może James? – krzyknął ktoś zza krzaków.
- Jestem bóbr, James bóbr. Dobre! – zachwycił się zwierzak. – Dzięki... ale kto to powiedział?
- Mówiłem ci Ciri żebyś siedziała cicho. Bobry są nieprzewidywalne – powiedział srogo Geralt.
- No to co zaczynamy wiedźminie? – zapytał po dłuższej przerwie bóbr widocznie zachwycony swoim imieniem. – Zanim mnie pochlastasz, ja trzepnę cię ogonem.
- Nie mam zamiaru z tobą walczyć.
- Przecież jestem strasznym potworem.
- Nie jesteś. Ty... masz imię.
- To fakt. Zostaniesz na obiad? Ciebie też zapraszam Ciri. Możesz już wyjść.

Bóbr chwilę krzątał się po prowizorycznie zrobionej kuchni, aż w końcu oderwał kawałek kredensu i wylazł.
- Świeże drewno – rzekł bóbr.
- Świeże drewno... – wycedził Geralt. – Ciri, skocz po sarnę do lasu – dodał po chwili.

 Nie musieli długo czekać. Ciri po pięciu minutach wyskoczyła z lasu niosąc na plecach sarenkę. Za nią wyskoczył Jaskier.
- Jaskier, skąd ty się tu u licha wziąłeś? – ucieszył się wiedźmin.
- Jechałem gościńcem, aż tu nagle mnie przycisło. Poszedłem się złamać, a tu nagle Ciri. Powiedz mi raczej – Jaskier zaczął tak paplać, że ciężko było odróżnić poszczególne słowa - skąd ona się wzięła. Za mało je biedaczka. Niech se zje banana, którego znalazłem w lesie.

 Przyjaciele uścisnęli sobie dłonie i przytulili. Jaskrowi wydało się dziwne, że Geralt położył rękę na jego pośladku. Domyślił się, że wiedźmin bardzo przeżywa rozstanie z Yennefer. Współczuł mu i postąpił tak samo.

Gdy przebudzili się rano, wzięli się wraz z Ciri, która nie miała tyle szczęścia co Jaskier i przypadło jej łóżko z bobrem, za gotowanie sarenki. Została po wczorajszym obiedzie, na który jednak postanowili zjeść drewno, a właściwie kawałek kuchennego kredensu pana bobra. Sarenka była już gotowa, pachniała wprost cudnie.
- No, nareszcie coś dla ludzi – powiedział Geralt.
- Jak dla ludzi to nie jedz – zaśmiał się bóbr.
- Geralt, nie daj sobie wmówić, że jesteś bezdusznym mutantem. Jesteś najlepszym człowiekiem jakiego...
- Jesteśmy sobie przeznaczeni, Geralt – przerwała mu Ciri.
- Bóbr przeznaczenia ma dwa końce, jednym z nich jest ogon – powiedział Jaskier.
- Ogon bobra też ma dwa końce – dodał bóbr. – Jednym jest tyłek.
- Ktoś tu mówił o chędożeniu? – spytał Yarpen, który przejeżdżając na koźle zasikał ognisko.
- Ale ile końców ma tyłek bobra? – spytała Ciri, którą zdecydowanie uradował przyjazd jej druha – Yarpena.
- Jeden – odparł Yarpen. – Ale nie chciałabyś się znaleźć przy tym końcu, po tym, jak bóbr nażarł się sarenki w zasmażce – zachichotał.
- Trochę powściągliwości Yarpen – powiedział poważnie Geralt – to jeszcze dziecko.
- Jestem już duża! - zaprzeczyła Ciri wkładając swojego nowego, imitującego smoczek, gumowego kurczaka do buzi.
- Tak? – spytał wiedźmin. – W takim razie możemy ruszać dalej. Zabierzecie się z nami?

 Tegoż ranka Geralt i Ciri, a wraz z nimi Yarpen, Jaskier i bóbr, James bóbr, wyruszyli w górę rzeki. Niedługo znaleźli się na gościńcu. Stamtąd droga wiodła prosto do gospody...

 

 
[CDN – w którym Geralt spotyka małą czarną wraz z dwiema Zafajdankami z długimi szablami, poluje na osła oraz wraz z Jaskrem spotyka Yennefer]

 

 

 

Autor: EmpE

e-mail: empe1@op.pl