KOBOLD, CZYLI SRAM Z POWROTEM

 

 

 
ROZDZ. VII: DZIWNA KAMERA

 

  Nazajutrz wylądowali pod Samotną Skałą.
- Czemu ta skała nazywa się Samotna, czy w tym zasranym świecie jest samotne? Samotna Kura, Samotna Skała... - spytał zaciekawiony kobold. - Bo on tak chce i ja tak chcę, ty mały wypłochu z kudłami na powiekach! - odpowiedział uprzejmie Gundaf.
- A kim jest ten On? - spytał Gnili.
- To Knoor. Pan Lasu, Hałasu i Wszelakiej Rozpusty - odparł czarodziej. - Niedługo dojdziemy do jego "Chatki w Niedużym Lasku". Zaklinam was, wchodźcie tylko jak was zawołam, Knoor nie lubi gości. Ach, i nie zadawajcie żadnych pytań!
Pożegnali się z albatrosami i dowędrowali po kilku godzinach do skraju lasu.
Stała tam mała chatka z pluszu, a na podwórku pasły się owieczki z różnego rodzaju przedmiotami w odbytach, od łyżworolek przez pas startowy nr7 do klopsików nadziewanych wizytówkami Microsoftu.
- Czego chcecie? - spytała owieczka z kilofem w tyłku.
- Spotkać się z czcigodnym Knoorem - powiedział Gundaf. - Ja wchodzę pierwszy, a wy później!
Nie czekając na odpowiedź, czarodziej pewnym krokiem wszedł do środka. Gdy się zatrzymał, nagle przewrócił się pod naporem jedenastu ktosiów. Już miał powiedzieć coś, co niewątpliwie przysporzy instytucji cenzury wiele pracy, ale uprzedził go gospodarz w różowym szlafroku i starannie przyciętej bródce:
- Ho, ho, ho. Witajcie w moich skromnych progach, co was tu K***A sprowadza?
- Prosimy o gościnę i jakiś prowiant na dalszą drogę - rzekł Gundaf.
- A dokąd zmierzacie?
- Nietwójzasranyinteres. Pod Samotną Kurę - powiedział pospiesznie jegomość w bojówkach i czapeczce Chicago Bulls.
- No to rozgośćcie się K***A, a ja tymczasem włożę coś odpowiedniego i upiekę ciasteczka.
Krasnoludy posiadały przy długim stole na krzesłach, Gundaf na pufie, a Killgo na małym taborecie. Po dłuższej chwili Knoor zjawił się z powrotem w szpilkach i przewiewnym futrze z różowych królikoglizd. Postawił miseczkę z chrupiącymi ciachami na stole i podszedł do kobolda szepcząc mu do ucha:
- Hej, przystojniaku. Chcesz zobaczyć moją klatę? Same włosy i mięśnie, zero celuloidu!
- Nie dzięki... już widziałem... jak spałeś... - odpowiedział Killgo.
- No to może przyniosę moją kamerkę i nakręcimy parę sesyjek?
- Eee... Już dzisiaj miałem... sesyjkę...
Gundaf zaczął opowiadać o wyprawie, a Knoor głaskał Killga po kolanie.
Po kolacji zaczęli śpiewać stare pieśni ludowe: "Hot Dog", "Pedał Roman" i "220 Volt". Knoor następnie opowiedział im jak to fajnie i z jakich powodów warto mieć owieczki w zagrodzie. Kobold był zmęczony i zasnął. Rano obudził się całkiem nagi i jakoś się nie zdziwił. Szturchnął łokciem Kudła, który zasnął w dość nietypowej pozycji, a mianowicie z głową między nogami Juriego.
- E, Kudeł, obudź się!
- Mhnmnihm, czego chcesz cholera? - spytał zaspany dziedzic korony.
- W nocy wydawało mi się, że Knoor zmienia się w Bacę i do tego zezowatego! - wykrzyknął przestraszony pan Schabins.
- Poj*b jesteś i tyle! - odparł grzeczny krasnolud, który stawał się coraz bardziej wulgarny, jak zresztą reszta kompani. Następnie wtulił się w pachwiny Juriego.
- Dobra ferajna, koniec imprezy! A teraz wynocha! - powiedział gospodarz wstając znad Gundafa. - Macie tu trochę żarła i won!
- Dziękujemy za gościnę - powiedziały jednocześnie krasnoludy, już zupełnie przebudzone jak rzesza piepszonych neonazistowskich projektantów mody.
Pod wieczór dotarli do skraju Mocznej Bluszczy, a tam dowiedzieli się, że Gundaf chce ich opuścić. Zrozpaczone i zawiedzone głosy brodaczy zagłuszyły radosne wrzaski pana Schabinsa, który przeżywał mentalny orgazm.
- Ale nie rozpaczajcie, zostawiam wam prezent - wyjął w tym momencie małe tykające zawiniątko. - To dla mojego przyjaciela Killga. Rozpakujesz jak dotrzecie {o ile dotrzecie} pod Samotną Kurę. Może do was wrócę, ale nie sądzę, żeby mi się chciało... No to nara!
- No to zostało nas dziesięciu i jeden poj*b - rzekł Dragin.
Z tego co pamiętał Killgo z opowieści Marnego Huka, właśnie zaczynała się najniebezpieczniejsza część drogi i dałby się wypatroszyć Omnibusowi, swemu sąsiadowi, że Gundaf dobrze o tym wie... Następnie jego samotna myśl, szukająca jakiejś towarzyszki, pożeglowała do następnego rozdziału.

 

 

 
ROZDZ. VIII: KLUCHY I MĄKI cz.1

 

  Szli gęsiego.

 

 
ROZDZ. IX: KLUCHY I MĄKI cz.2

 

  Ciągle szli gęsiego.

 

 
ROZDZ. X: KLUCHY I MĄKI cz.3

 

  Wiesz co i jak...
Gdy oswoili oczy z półmrokiem, widzieli przed sobą i za sobą mały odcinek drogi w przyćmionym zielonym świetle. W puszczy żyły czarne Simpsony. Spotkanie z nimi byłoby bardzo niebezpieczne dla odbiorcy, a to ze względu na ich bojowe spojrzenia i fajansiarskie fryzury. Najgorsze były noce. Czarne jak smoła, aż podróżnicy odlepiali od skóry całe jej płaty. Nie byłoby prawdą stwierdzenie, że nic wtedy nie widzieli. Widzieli oczy i straszne, gotowe czerwone pośladki Niemampomysłunanazwów. Koboldowi zdawało się, że wędrują tą drogą całe milenia. Dokuczało im najbardziej pragnienie bo wciąż nie napotkali żadnego bodaj strumyk czy stróżki siuśków.
Tak im się powodziło, gdy pewnego dnia ujrzeli potok przecinający drogę. Płynął wartko, a woda w nim była czarna i pełna nici, pierścieni władzy i zbereźnie chlupoczących czerepów.
- Napijmy się chłopaki - rzekł Bambur zanurzając głowę w wodzie.
Gdy już skończył pić, wygrzebał czyjeś jelita z pomiędzy zębów i poczuł się bardzo śpiący. Zasnął.
- Hmmm, może go tu zostawimy? - spytał Killgo z nadzieją w głosie.
- A może wsadzimy ci go w d**ę? - odpowiedział pytaniem na pytanie Łóin.
- Cisza! Będziemy go nieść po czterech na zmianę - powiedział Kudeł.
Co postanowili, to uczynili. Nikt już nie marudził, tylko Killgo zauważył, że podczas gdy brodacze się zmieniali, on ciągle niósł lewą nogę.
Przeprawili się przez mały mostek zrobiony z piszczeli koboldów i krasnoludów. Szli tak kilka dni, a Bambur ciągle spał. Już kilka razy były rzucane propozycje spałaszowania go ze smakiem, jednak każda, ku rozpaczy kobolda, była odrzucana.
Im dalej zapuszczali się w Moczną Bluszczę, tym więcej było latających kluch bzyczących natrętnie koło uszu. Co jakiś czas słyszeli czyjeś głosy śpiewające i chichoczące. Grało im to na nerwach, aż w końcu zeszli ze ścieżki by to sprawdzić. Ujrzeli dwunastu elfów wesoło śpiewających wokół jarającego się kubła na śmieci.
- Wypasiel! To naprawdę ty? Co wy tu robicie? - spytał Killgo.
- Świętujemy kurde. Wesołego kurde jaja wszystkim - odparł kurde elf.
- Możemy się dołączyć?
- Nie - rzekł Wypasiel wracając do towarzyszy.
Wędrowcom nie pozostało nic innego, jak wrócić na ścieżkę. Ale nie było to takie łatwe. Mało co się nie pogubili. Killgo pomyślał: "Po kiego w tym lesie tyle drzew, zasłaniają co jest dalej".
Gdy tak błądzili, niespodziewanie znaleźli się między gęsto stojącymi drzewami, pomiędzy którymi wszędzie były olbrzymie pajęczyny z ciasta do pieczenia.
- Zdecydowanie chyba nie jestem pewny, ale wydaje mi się, że widzę mąki - zaświergotał kobold.
Z gałęzi po pajęczynach z ciasta spuszczały się krwiożercze mąki. Jeden mąk złapał nawet Juriego za buta. Były to inteligentne mąki, więc umiały mówić:
- Ale fajowe trampole.
- Zostaw to ty niedopchany głowonogu! - wykrzyknął przestraszony krasnolud.
Mączy krąg zacieśniał się coraz bardziej. Killgo wyjął mieczyk Hlaina i zaszarżował na pierwszego mąka.
Zarąbał chama i już miał wziąć się za następnego, gdy kątem zlasowanego oka zobaczył dziesięć kokonów zwisających beztrosko z gałęzi. Jął się łapserdak wspinać po pniu. Już był na gałęzi, już miał porozrywać kokony, gdy nagle stwór wlazł mu na plecy. Chciał wypatroszyć go od środka, lecz gałęzie nie są najlepszym miejscem na tego typu figle. Kobold słyszał niespodzianie krzyk.
- Stać! Nie ruszać się! Tu agenci FBI! - wykrzyknął Mulder mierząc w około dwudziestu mąków ze swojej '65. - Zakosztujcie tego wy klony Elvisa z Alfa Centauri!
1 Bam, 2 Bam... 20 Bam. Wszystkie mąki padły.
- Ha! Nie mówiłem ci, Scully, że moja teoria jest prawdziwa? - spytał laluś w garniturku.
- Ależ Mulder, musi być na to jakieś racjonalne wyjaśnienie - rzekła spokojnie sceptyczna ruda babka.
- A jak wytłumaczysz to, że tu jesteśmy? - oponował facet. - Przecież to jasne, że to sprawka zmutowanych aparatów na zęby Ali z pierwszej "be"!
- Dzięki za ratunek, facet. Aparaty... na zęby... jestem za... - wtrącił się Killgo.
- Co za dziwny stwór! Stój, nic ci nie zrobimy! - powiedziała słodko agentka strzelając do kobolda. Jednak Killgo nie był w ciemię bity {no dobra, sprawdzałem tylko, czy uważacie} i szybko poprzecinał kokony. Już po chwili w jedenastu biegli między drzewami. W tym całym zamieszniu kobold zupełnie zapomniał o swoim pierścieniu. Po godzinie kręcenia się dotarli do miejsca, gdzie drużyna piłkarska elfów miała wcześniej obóz. Jednak teraz nikogo tu nie było.
- Co teraz robimy, Kudeł? - spytał lizus Ruri. - Kudeł? Hop, Hop!
- Gdzie się podział ten stary obdartus? - rzekł sam do siebie Killgo. - Nie ma go!
Zaczęli się zastanawiać, kto mógł go porwać i po co? Obeszli kilka razy obóz, myśląc {tia} nad tym. Znaleźli jedynie dwanaście śladów elfich butów i jeden ślad trampoli Kudła.
- Nie pozostaje nam nic innego, jak wrócić na ścieżkę - powiedział z nieskrywaną radością kobold.

 

W ogromnej grocie, o kilka mil od skraju Mocznej Bluszczy, mieszkał wówczas najpotężniejszy król leśnych elfów, Alemamorde, wraz z jego wiernym ludem. Grota kiedyś służyła za latryny dla gigantów, a obecnie za spiżarnię, pałac królewski i twierdzę. Służyła również jako więzienie. Tam elfy zawlokły Kudła.

 

 

 

 

 

Autor: Lethias Anariel & Almezze

email: neartin_ceka@go2.pl