PARANOICZNE PRZYGODY DZIKIEGO JOHNA

 

 

-12-

 

 
- Ale masz fajny czerwony młot... - Powiedział kpiąco Don’t Kichot szykując się do ataku.
- On nie jest czerwony, on jest różowy! - Oburzony rzekł dowódca poległej przed chwilą armii. - Ja wam zaraz tak nakopię, że się nauczycie.
Sir Delek i sir Gouda przypuścili szarżę na Zbyszka, jednakże na nic to się zdało - ich konie odmówiły posłuszeństwa; nie chciały zbliżać się do najstraszniejszego człowieka na ziemi. Don’t Kichot wraz z Raugarem poczęli obchodzić wroga aby znaleźć się za jego plecami. W tym czasie rycerze zsiedli z koni i ruszyli pieszo w stronę Zbyszka. Fenyer i El Mariani nie mogli się zdecydować jakie czary rzucać i jakie ballady ku pokrzepieniu serc śpiewać.
- Myślisz, że się ciebie boimy, fagasie!? - Krzyknął ze wzgórza Pajda wiedząc, że zdąży dopaść osiołka i uciec zanim Zbyszko go dogoni...
- Pajda, nie prowokuj go! - Skarciła go Fenyer w końcu przypominając sobie odpowiednie do tej sytuacji czary. Rzuciła czar unieruchamiający w woja ubranego w różową zbroję. Pajda widząc to wziął lagę i pobiegł w stronę nieruchomego Zbyszka.
Don’t Kichot i Raugar byli już za jego plecami, sir Delek i sir Gouda stali z nim twarzą w twarz. El Mariani grał pieśń mającą dodać im otuchy, a Fenyer ciskała małe błyskawice. Niestety, odbijały się one od różowej zbroii.
- Aarrrrghhhhh! - Wrzasnął Zbyszko z Posrańca i z całej siły próbował przełamać zaklęcie. Udało mu się. Pajda był już dwa kroki od niego i przeraził się, że tamten zaczął się ruszać.
- O w mordę! - Krzyknęła Łejwa, która dopiero co wróciła z lasu, gdzie pobiegła za ostatnimi niedobitkami armii Stowarzyszenia Mniej Pięknych Blondynek.
- A żebyś wiedziała! - Panicznie rzekł biskup ledwo hamując przed wrogiem.
- I co teraz? - Zapytał Zbyszko.
- Kupą w niego! - Wrzasnął Raugar Potężny i rzucił się z mieczem do przodu.
Don’t Kichot i sir Delek zrobili to samo, reszta, nie zakapowawszy o co chodzi, zaczęła rozglądać się za jakąś latryną, skąd mieliby wziąć pociski zaproponowane przez barbarzyńcę. Po chwili zauważyli jednak, że trójka wojowników atakuje wielkiego generała i zrobili to samo. Łejwa, Pajda i El Mariani również dołączyli do walki wręcz, jedynie Fenyer została z tyłu usiłując naprawić muszkiet barda, który zepsuł się w najmniej odpowiednim momencie. W związku z tym Marian musiał bić się używając mandoliny jako maczugi.
- Nie dacie rady! - Mówił Zbyszko odbijając młotem ciosy drużyny. - Jestem bardzo potężny, bardzo wspaniały i...
- I bardzo głupi. - Dokończył barbarzyńca trafiając wroga w piszczel, którego akurat nie bronił, gdyż był zajęty przechwalaniem się.
- Aaaaaaaa! - Wrzasnął generał stowarzyszenia i zamachnął się na odlew młotem. Trafił Pajdę, który po tym uderzeniu poszybował kilka metrów do tyłu. Młot, odbijając się od biskupa, uderzył jeszcze Łejwę, która właśnie chciała wbić między wiązania różowej zbroii zatruty sztylet. Zabójczyni poleciała do tyłu, na swoje szczęście nie wpadając na Fenyer stojącą za nią. Na szczęście, gdyż czarodziejka właśnie trzymała wycior do muszkietu skierowany w stronę wroga. Nabicie się na taki wycior było by albo bardzo bolesne, albo bardzo przyjemne - zależnie od miejsca, w które ukłułby ten pręt. W tej sytuacji żadne odczucie nie pomogłoby w walce ze Zbyszkiem - a nawet mogłoby przeszkodzić. Tak więc Łejwa upadła na trawkę i zemdlała sobie.
Walka trwała jeszcze chwilę, generał bardzo sprawnie wywijał swoim różowym młotem. W międzyczasie Łejwa i Pajda ocknęli się; biskup jednak nie mógł się sam podnieść. W pewnym momencie, widząc że szanse na zwycięstwo są nikłe, Don’t Kichot krzyknął, żeby uciekać.
- Gdzie!? - Wrzasnął Zbyszko z Posrańca patrząc na wycofywującą się drużynę. - Wracajcie mendy! - Krzyczał za uciekającymi.
Zaczął ich gonić. Po chwili zdążył złapać sir Goudę i niecnie go wykorzystał. Gdy zobaczył to jego najbliższy druh, sir Delek, chciał zawrócić. Don’t Kichot biegnący obok niego powstrzymał go jednak.
- Nie, nie wracaj. Zrobi to samo z tobą! - Krzyczał ciągnąc go za sobą.
- Muszę! Mój przyjaciel! Mój najbliższy... - Szlochał rycerz po stracie kompana.
- Nic nie możemy już zrobić, biegnij. - Poradził mu Don’t ciągnąc go za sobą - Wrócimy tam i zemścimy się.
Gdy Zbyszko skończył już z sir Goudą, który w trakcie wykorzystywania popełnił samobójstwo - co zupełnie nie wstrząsnęło generałem, był on w końcu również nekrofilem - rozejrzał się wokoło. Wśród ciał różowych wojowników zauważył jedną ruszającą się postać. Był to biskup Pajda, który dopiero przed chwilą podniósł się. Na widok zbliżającego się strasznego wojownika usiadł na ziemi; widział co się przed chwilą stało z sir Goudą i nie chciał doświadczyć tego samego.
- Wstawaj, z tobą zrobię to samo... - Groził Zbyszko podchodząc - Wstawaj, albo sam cię podniosę.
Pajda z przerażenia nic nie mówił. Był jednak spokojny wiedząc, że Zbyszko nie jest aż tak silny, żeby go podnieść.
- Jest pat - Odezwał się w końcu biskup. - Nic mi nie zrobisz bo mnie nie podniesiesz, ale i ja nie ucieknę, bo jakbym wstał... - Zatrząsł się myśląc o tym, co by było gdyby wstał.
Zbyszko stał nad Pajdą i zastanawiał się. Rzeczywiście nie było szans na podniesienie czy choćby przekręcenie biskupa na drugą stronę. Zdecydował się zawołać swoich paziów i kazał im tu ustawić namiot - do czasu aż czegoś nie wymyśli, będzie tu siedział i pilnował biskupa.
- Moi przyjaciele wrócą i mnie odbiją! - Mówił Pajda widząc jak generał ustawia swoje biurko w namiocie, w którym właśnie się znajdowali.
- Cicho, nie przeszkadzaj. Należy udzielić lekcji moim paziom, muszą być dobrze wykształceni.

 

 

-13-

 

 
Zbyszko usadził swoich paziów w półkolu i kazał im wyjąć zeszyty. Sam ściągnął sutannę z Pajdy gdyż stwierdził, że posłuży mu jako dobra tablica.
- No więc kochani, teraz pouczymy się matematyki. - Rzekł spokojnym głosem generał Stowarzyszenia Mniej Pięknych Blondynek do swych paziów - w końcu, jeśli chcemy przejąć władzę w stowarzyszeniu i zmienić jego nazwę na Stowarzyszenie Mniej Pięknych Blondynów, musicie być wykształceni.
Wszyscy paziowie zgodnie przytaknęli i napisali w swych zeszytach „Kocham cię, o Zbyszku!”, a następnie temat lekcji: Pierwsza liczba kosmiczna Zbyszka i jej zastosowanie.
- Kochani - zaczął nauczyciel - zapiszcie takie twierdzenie: Liczba, która jest mniejsza od 1 i jednocześnie większa od 1, istnieje w przestrzeni międzywymiarowej i nazywana jest pierwszą liczbą kosmiczną Zbyszka.
Paziowie westchnęli słysząc tak mądrą i wspaniałą definicję. Mądrą - bo wymyśloną przez ich mistrza. Wspaniałą - bo zgodną jednocześnie z pierwszym aksjomatem Zbyszka głoszącym, że żadne twierdzenie wymyślone przez niego nie potrzebuje dowodu.
Pajda zaczął śmieć się z tego twierdzenia, ale w momencie, gdy generał spojrzał na niego, szybko zamilkł. Przysiągł sobie, że nie będzie już go drażnić, bo tamten jeszcze coś strasznego może mu uczynić.
- No dobrze, przejdźmy do zastosowania w praktyce pierwszej liczby kosmicznej. - Kontynuował różowy nauczyciel. - Zastosować ją możemy praktycznie zawsze. Jeśli na przykład chcemy...
- Panie mój, ale nie podałeś nam jeszcze własności - Rzekł Maciuś.
- Ach, racja. Ale ja jestem gapa. Otóż zapiszcie takie własności:
Dowolna liczba pomnożona lub podzielona przez pierwszą liczbę kosmiczną daje jeden. Symbolicznie zapisuje się to tak: a*1lk=1 i a/1lk=1
Uczniowie westchnęli na tak wspaniałą własność tej liczby. Zapisali wszystko skrupulatnie w swoich zeszytach i czekali na dalsze własności. Nauczyciel podawał je jeszcze przez pół godziny, niektóre były bardzo ciekawe - przy kilku Pajda nie mógł już wytrzymać i wybuchnął śmiechem. Został za to skarcony przez Zbyszka z Posrańca, ale nie przejął się tym. Pierwszy raz było mu tak wesoło w niewoli.
Jedynie myśl, że jest w niewoli u najstraszliwszego człowieka na Ziemi, niepokoiła go. Obawiał się o swój los, bał się zrobić jakiś niepotrzebny ruch gdyż widział, że Zbyszko tylko czeka, aż biskup ułoży się w jakiejś innej, lepszej dla niego, pozycji.
Około północy Pajda usłyszał chrzęst różowej zbroi, jego nadzorca wyszedł z namiotu. Chwilę leżał spokojnie sądząc, że jest to podstęp. Następnie zaczął się podnosić.
- Aaa! Mam cię! - Usłyszał głos Zbyszka za namiotem i kroki. Przeraził się bardzo sądząc, że wszystko już stracone i że wpadł w zasadzkę. Nie stało się jednak najgorsze, biskup zdążył usiąść ponownie. Pomyślał, że może ich wróg stracił trochę zwinności, że nie zdążył go w tym czasie dopaść. Niestety, Zbyszko był sprawny - Pajda stwierdził to słysząc krzyki i wołanie o pomoc za namiotem. Rozpoznał głos; był to sir Delek, który zapewne przyszedł tutaj mścić się za sir Goudę.
- Nie, nie, nie! - Wrzeszczał sir Delek.
- Hehehe... wiedziałem, że przyjdziesz mścić się za kompana. - Rzekł uradowany Zbyszko. Biskup usłyszał tylko odgłos noża wbijanego w ciało. Czyżby sir Delkowi udało się?
- Nie no, dlaczego oni zawsze popełniają samobójstwa? - Zapytał sam siebie różowy wojownik. Pajda widział jak zapina rozporek w zbroi, domyślił się, jaki los spotkał jego przyjaciela.
Stwierdził, że jedyne co mu pozostaje, to czekanie do rana na odsiecz, na pewno Don’t Kichot z drużyną o nim pamięta i wróci po niego.

 

 

-14-

 

 
Niemalże cała, wyłączając biskupa Pajdę, rycerzy sir Delka i sir Goudę oraz smoka, wesoła drużyna siedziała na polance znajdującej się ponad pięć kilometrów od pola bitwy - w końcu ostrożności nigdy za wiele.
- Biedny sir Gouda, biedny sir Delek - Rozpaczał El Mariani brzdąkając na mandolinie.
- Ech... nic nie dało się i tak zrobić, jak jeden to i drugi... - Pocieszał go Don’t Kichot. - Bardziej martwiłbym się o naszego biskupa, coś się z nim musiało stać. Obawiam się, że...
- Nie mów tego! - Ucięła Łejwa - Pajda na pewno żyje i ma się dobrze. Zbyszko nie mógł mu nic zrobić.
Wszyscy popatrzyli się na nią z niedowierzaniem, wiadomo co spotykało każdego jeńca Stowarzyszenia Mniej Pięknych Blondynek. Szczególnie, jeśli chodziło o ich generała, był on w wymierzaniu kar najlepszy.
Po chwili zawiał wiatr, zrobiło się chłodniej. Niebo poczęło się zaciemniać, jakby coś wielkiego zasłoniło słońce; Fenyer podniosła głowę.
- Draconite, gdzie żeś był kiedy cię potrzebowaliśmy!? - Wrzasnęła do sprawcy ochłodzenia.
Smok wylądował chwilę później na polance i rozejrzał się.
- Gdzie rycerzyki pedałki i grubasek? - Zapytał nie doliczając się ich.
- A jak myślisz? - Ironicznie dodał Raugar.
- Oł fak. - Przeklął w starszej mowie smok - Jak to się stało, że Zbyszko ich dorwał?
- Grrr... Zmusił nas do chwilowego odwrotu. - Odpowiedział przywódca drużyny, Don’t Kichot.
- Bo nam nie pomogłeś! - Krzyknęła zdenerwowana czarodziejka chwilę po rycerzu.
Smok zarumienił się, czego praktycznie nie było widać na jego pokrytej łuskami skórze. Rzeczywiście, bitwę z armią Stowarzyszenia przespał, a gdy dzielna drużyna walczyła z jej generałem - poleciał coś przekąsić. Zrobiło mu się wyjątkowo głupio.
- Eee... no dobrze, zemścimy się na nim za śmierć naszych kompanów. - Powiedział.
- Śmierć? Pajda na pewno jeszcze żyje! - Poprawiła go zabójczyni.
- Żyje? No to co się obijacie? Chodźmy go ratować! - Podsumował Vessymileuxonkofaronion.

 

-15-

 

 
Zbyszko siedział w swoim namiocie i obserwował twardo śpiącego na wznak biskupa, który nawet w czasie snu nie przekręcił się ani o milimetr, a poruszenie go było niemożliwe.
- Maciusiu! - Zawołał w końcu jednego ze swoich paziów.
- Tak, o mój panie? - Zapytał młody, ładny chłopak wchodząc do namiotu swego generała.
- Zawieziesz list do prezesowej Stowarzyszenia - Powiedział różowy wojownik siadając do biurka i wyjmując pergamin. Po chwili odszukał też pióro i zaczął pisać.
Maciuś czekał cierpliwie, aż jego pan skończy pisać list. Zajęło mu to jedynie niecałe dwie godziny, no ale w końcu była to prawie cała kartka tekstu. W międzyczasie biskup się obudził.
- So jeft? - Zapytał nie kontaktując jeszcze. Był niewyspany bo śniły mu się koszmary, a poza tym nie mógł wpaść w twardy sen, gdyż wtedy zawsze się wierci. Gdyby obkręcił się na bok albo... brr... wolał o tym nie myśleć.
- O, mój księżulek już się obudził - rzekł zadowolony Zbyszko.
- O nie... - Pajda załamał się przypominając sobie gdzie jest i co tu robi.
- O tak, odwracaj się. - Generał wydał rozkaz.
- Nie! - Przerażony duchowny wrzasnął odruchowo.
- Ech... będzie z tobą problem.
- Nie dam się.
- Dasz.
- Nie! - Stanowczo krzyknął biskup kończąc dyskusję.
Zbyszko wyglądał tak, jakby dał za wygraną, ale było to złudne wrażenie. On po prostu na chwilę zapomniał o przyjemnościach, a zajął się obowiązkami. Dwukrotnie przeczytał swój list na głos, a następnie wręczył swojemu paziowi.
- Jedź misiu i pamiętaj, że od tego zależy nasza przyszłość.
Pajda bardzo zdziwił się, że od tego zależy przyszłość jego największego wroga. List, który generał przed chwilą czytał na głos, był prośbą o przysłanie więcej konfitur i powideł. Biskup wiedział, że Zbyszko z Posrańca jest dziwny, ale nigdy nie spodziewał się, że będzie pisał do swojej babci Heli prośbę o dosłanie mu słoików z przetworami.
Pajda zastanowił się, kiedy jego drużyna przyjdzie mu z odsieczą. Zaczynał się martwić, wiedział, że długo nie wytrzyma. Nie jadł już od wczoraj - generał co prawda przygotował dla niego jedzenie, ale powiesił je na żyrandolu. Żeby je wziąć, Pajda musiał wstać, a to oznaczało by jego koniec. Czekał więc na Don’t Kichota, Raugara, El Marianiego, Fenyer, Łejwę no i Draconite. Jeśli dzisiaj nie przyjdą, poświęci się i wstanie po koszyczek z kiełbasą.
- Jak tam, głód nie doskwiera? - Zapytał Zbyszko patrząc na zamoczony śliną tors duchownego, który cały czas patrzył się w górę na swój posiłek.
- Aaagrraaaauuuaaaa! - Jeniec wydał z siebie jakiś dziwnie żałosny dźwięk.
- No wstań, przecież nic ci nie zrobię.
Pajda popatrzył się na niego z nadzieją. Generał uśmiechnął się, a jego mina mówiła „to mój Wacuś ci coś zrobi”. Zrezygnowany wlepił znowu wzrok w wystające pętko kiełbasy.
Nie wiedział, że jego drużyna zbliża się już do namiotu, w którym jest więziony i że ratunek jest blisko. Myślał tylko o kiełbasie i straszliwej cenie, jaką przyjdzie mu za nią zapłacić. Wiedział, że już dłużej nie wytrzyma.
Nagle ziemia zaczęła trząść się. Różowy wojownik podniósł połę namiotu i wyjrzał na zewnątrz. Biskup nie wiedział, co on tam zobaczył, ale zaczął się trząść i ślinić.
- Uehehehe - Zaśmiał się po chwili rycerz z Posrańca.
Duchowny patrzył się na niego z przerażeniem. Hałas narastał.
- Hihihihhi - Zbyszko nadal śmiał się patrząc na to, co wywoływało trzęsienie.
- Trzymaj się Pajda, idziemy po ciebie! - Usłyszał krzyk Fenyer z oddali.
- Hlehlehle - Generał nie przestawał - I oni myślą, że im się uda? Hehehe.
Biskup szczęśliwy odetchnął. Jego drużyna wróciła po niego. W samą porę, bo właśnie miał zamiar wstać po koszyczek z jedzeniem.
Trzęsąca się ziemia wskazywała na to, że i smok jest z nimi - tak więc na pewno im się uda.

 

 

 

 

 

Autor: Zieziór

email: ziezior99@poczta.onet.pl