WŁADCA NOTATNIKÓW

 

 

<kobiecy głos czytający prolog>


Ashaforanamurkoktajlmercedes. Świat się zmienił. Wiele z tego, co było przedwczoraj, nie będzie pojutrze.

 

 

Władcy Notatników: Drużyna Torpedy

 

 

Trzy notatniki były dane elfom, pięknym i inteligentnym. Siedem dostali krasnoludzcy królowie, silni i odważni. Dziewięć było danym recenzentom, słabym i chciwym. Ale był jeszcze jeden notatnik... Smuggler, Władca Ciemności, stworzył jeszcze jeden notatnik. Jeden, by kontrolować wszystkie. Wielka i krwawa bitwa miała nastąpić <tu maszerują pancerne dewizy policyjne> nazwana „Ostatnim przymierzem administratorów i użytkowników” <W tej scenie wielka bitwa. Policjanci gazem i pałkami gromią korki i skaytów. W pierwszym szeregu Falka i RIP miażdżą bez litości> Zwycięstwo było blisko! <RIP się cieszy> ...ale moc Notatnika była nieograniczona... <na scenę wchodzi Smuggler, ubrany jak Darth Vader. Pokazuje przeciwnikom swój Notatnik, pełen zmian terminów i deadline'ów. Rycerze padają, mdleją i umierają. Upada RIP, podbiega do niego Falka> I wtedy, kiedy cała nadzieja wypełniła się, Falka, córka Chaosu, podniosła bazukę swojego wujka i przy***** Smugglerowi z bliskiej odległości w korpus <Smuggler mruczy „Oh shit” i wybucha><W rozsypanych kawałkach ciała Falka znajduje notatnik, podbiega do niej krasnolud Baro>
 
- Falka! - krzyczy - Musisz wyrzucić Notatnik do otchłani chaosu! - pokazuje na gigantyczny kosz z makulaturą. - To jedyna metoda uwolnienia się od zła!
- Nieee... - mruczy złośliwie Falka przeglądając zapiski i notatki. - Należy do mnie i tylko do mnie!
 
Po czym odchodzi.
 
<znowu cholerna narratorka>
Jednak Notatnik zdradził Falkę, wpadła za oszustwa podatkowe, a on wylądował w kanałach. Znalazł go tam pewien szaleniec i zatrzymał. Jednak i jemu nie było dane długo go posiadać. I wtedy wydarzyło się coś, czego Notatnik nie przewidział. Został znaleziony przez najbardziej nietypowe stworzenie...
 
Txtwritera.

 

 

O znalezieniu Notatnika

 

 

Txtwriter nazywał się Equinoxe, mieszkał w małym kraiku nazywanym Tawerną lub po prostu Shityear. O znalezieniu Notatnika napisał w swym pamiętniku „Zwyczajni, niezwyczajni”, bezpiecznie zatytułowanym „Gdzieś i z powrotem”. Otóż pewnego dnia do motelu, który prowadził, przybył czarodziej GhanD Zielony i trzynastu krasnoludów. A nie był to nikt inny jak Baro Żelazna Czacha i parszywa dwunastka. Equinoxe, znudzony dotychczasową egzystencją, przyłączył się do wyprawy. Nie będziemy pisać co było dalej, kupcie „Gdzieś i z powrotem”. Zdradzę tylko, że wyprawa zakończyła się sukcesem. Bazyliszek został zabity (jak sądzono...), a skarb zdobyty (unikalna kolekcja bonów McDonalda i autografy polskiej reprezentacji szachistów). Podczas wyprawy dokonano wiele głupich i bezsensownych czynów, ale interesuje nas jak Equi zdobył Notatnik. Podczas powrotu drużyna została zaatakowana przez oddział korków. Equi wycofał się na z góry ustalone pozycje i wpadł do szybu na bieliznę. Obudził się w brudnym kanale, gdzie spotkał małego, pokracznego człowieka. Był on niegdyś prowadzącym teleturnieje i zadał Equinoxowi serię pytań. Co było dalej, nikt nie wie. Jedna wersja głosi, iż Equi wygrał turniej i zgarnął Notatnik jako nagrodę. Bardziej prawdopodobna wersja twierdzi, że uśpił potwora wykładem o „cennym czasie”, a Notatnik wziął przez przypadek. Txtwriterzy są istotami z natury dobrodusznymi i życzliwymi, dlatego wpływ Notatnika był słaby. Equinox wykorzystał zawarte w nim informacje i rozbudował sieć Hoteli Grand*****. Nigdy nie powiedział nikomu, co się wydarzyło w kanałach. Jednak po roku bogactw do Bug End przybył GhanD i powiedział Equinoxowi o jego strasznym przeznaczeniu.

 

 

A miało być tak pięknie...
 
- Witaj GhanD, przyjacielu. Dawno nie byłeś, co cię zatrzymało?
- Nie czas o tym, przybywam w ważnej misji.
- Co ty? Przecież bazyliszek zabity...
- Chodzi o notatnik.
- Jaki notatnik? - spytał Eqi chowając notatnik do kieszeni.
- Ten - powiedział GhanD - który chowasz do kieszeni.
- Achaaa... ten notatnik!
- To nie jest zwykły śmieć papierowy.
- Wiem, jest pełen przydatnych informacji i ...
Czarodziej spojrzał na przyjaciela, wziął głęboki oddech i wyrwał mu notatnik.
- Ej, no co ty? To moje! - Eqi próbował przechwycić notes od dwa razy większego starca.
GhanD wyrzucił notesik do płonącego kominka, po czym wyjął go bez użycia rękawic. Na pierwszej stronie zalśnił napis:
 
Jeden, by wszystko kontrolować
Jeden, by wszystkim władzę wyperswadować
 
- Co to jest? - spytał Eqi nie kryjąc zdumienia.
- To kawałek prastarego wiersza napisanego przez bliżej nieokreślonego grafomana. W pełni brzmi on:
 

Ten notes sam wyprodukowałem
I żadnego Vat-u nie opłacałem
Dla Tawerny wielka zmora
Daje super moc, lecz przmienia w potwora
Jeden, by wszystko kontrolować
Jeden, by wszystkim władzę wyperswadować

 
Tłumaczonego również:
 
Trzy notesy dla elfów za twarze
Siedem dla krasnali za zadymy w barze
Dziewięć dla recenzentów
Chciwych, naiwnych (wielkich galantów)
Jeden notes dla Smugglera na AR tronie
Jeden, by wszystko kontrolować
Jeden, by wszystkim władzę wyperswadować


 
- Smmuu...Smugggglerrr? - Eqi cały dostał drgawek. - Ale go już nie ma!
- Nie wierz we wszystko co przeczytasz - powiedział Ghand. - Jeśli Smuggler odzyska notatki, cały śwat będzie zgubiony! Już teraz moi szpiedzy zauważyli hordy skaytów i korek zmierzających do Shityaer. Musisz brać Notatnik i walić na Wielki Zjazd Wolnych Plemion w Valkirii, tam zdecydujemy co robić dalej. Mam jeszcze parę spraw na głowie, więc dołączę do ciebie w Barze „Pod garbatą małpą” za cztery dni. Weź zaufanych towarzyszy i nikomu nic nie mów!
- A nie może tego odwalić mój siostrzeniec? Ma zadatki na bohatera!
- NIE! Ty to zacząłeś i ty to skończysz! Jasne? Kuma gitara? Czujesz bluesa? To do zobaczenia za cztery dni w Blee. Nara.

 

 

GhanD wypadł równie nagle co wpadł. Equinoxe był zaskoczony, że jeden człowiek jest w stanie powiedzieć tyle słów w ciągu niespełna minuty. Spojrzał na Notatnik i zrozumiał, że coś się kończy i coś się zaczyna.

 

 

Czworo to już mafia.

 

 

Equino wyruszył nad ranem. Zabrał ze sobą trzech zaufanych towarzyszy (i towarzyszek!): Gwintora, Bazyla i Everanta. Txtwriterzy hołdowali bowiem starej zasadzie, że w grupie każdego można skopać. Bazyl nie był txtwriterem. Był on smokiem z jaskini, z którym Eqi dogadał się i zatrudnił go jako ochroniarza. Gwintor był z kolei wybitnym strategiem, który wygrał wiele bitew figurowych. Everant był nie-wiadomo-skąd najemnym awanturnikiem. Podróż szła gładko.
 
- Daleko jeszcze? - nudził Bazyl.
- Zobaczmy, to będzie... - zamyśliła się Gwintor trzymając mapę do góry nogami - chyba prosto....
- Nie ma żarcia - stwierdził Ever. - Gdyby ten jaszaczur tyle nie żarł....
- JA CHCĘ PERTYFIKOWAĆ! - nawrzeszczał zgadnij kto.
Equi westchnął. Zapowiadała się „wesoła” przygoda. Jednak wbrew wszystkim zapowiedziom, droga była krótka. Dotarli do Blee po czterech tygodniach. Przez ten czas nie działo się nic ciekawego, ot tylko zmagania ze zmutowanym drzewem, spotkanie najstarszej istoty świata i walka z upiorami mogił. Zwykła normalka.

 

 

Blee była małym, bagnistym miasteczkiem w którym administratorzy i txtwriterzy żyli zgodnie i w pokoju. Od razu zauważyli karczmę z szyldem małpy z skrzywieniem typu „S”. Weszli do środka. Karczma była ludna o tej porze, ale Equinoxe nie zauważył nikogo podejrzanego. Było tam trzech wiedźminów, dwóch Zabójców Trolli, siedmiu Hitmanów i paru wieśniaków. Equi zagadał do starego karczmarza.
- Przepraszam, czy jest tu GhanD Zielony, czarodziej i kabareciarz?
- GhanD? Zara, zara, zara... Tak, pamiętam go. Taki stary, garbaty dziadek noszący hawajską koszulę i trzy kilo amuletów?
- Tak, to on! Co z nim?
- Czekał na jakiś sojuszników z tajną misją, jakieś trzy tygodnie temu.
- Trudno, może wróci... cztery piwa proszę.
 
Drużyna rozsiadła się wygodnie przy brudnym stolik. Eqi poprosił pozostałych o nie mówienie o „nie wiecie czym”, a Bazyla o nie atakowanie gości. W trakcie spożywania alkoholu Eqi poczuł na sobie czyjś wzrok. Dyskretnie rozejrzał się i zobaczył wyglądającego groźnie, zamaskowanego szlachcica w ciemnym kącie. Jarał skręta i wpychał sobie coś do nosa.
- Przepraszam - zagadał przechodzącą kelnerkę - kto to jest, ten tam, o tam?
- To niebezpieczny człowiek - odpowiedziała szeptem kelnerka - jest czatownikiem z północy, a nazywają go Longinus. Na waszym miejscu uważałabym na portfele.

 

 

Nastała ciemna noc, wszyscy w Blee dawno spali. Strażnika zbudziło stukanie do bramy. „Jak to dzieciaki, to chyba zatłukę” pomyślał. Otworzył wizjer i zobaczył ładunek C4. BUM! Zanim zdążył krzyknąć, już leżał przygnieciony potężnymi wrotami. Po jego spłaszczonych zwłokach przejechało dziewięciu motocyklistów w czarnych kurtkach. Natychmiast podjechali pod karczmę i udali się na piętro nie budząc żadnych podejrzeń ze strony licznych gości „Garbatej Małpy”. Wkradli się do korytarza dla gości. Jeden z upiorów szykował się do klejenia plastiku na drzwiach, ale drugi go powstrzymał i nacisnął klamkę. W ciemnym pokoju dostrzegli śpiących txtwriterów, przykrytych kołdrami. Upiory przykręciły tłumiki do berret i na umówiony sygnał odpaliły.
BANG! BANG! BANG!
Wpakowały całe kilogramy śrutu, zanim zorientowali się, że coś jest nie tak. Pod kołdrami były ukryte manekiny! Jeden z nich trzymał kartkę:


Na górze róże,
Na dole fiołki,
Ja nie mogę,
Jakie z was ciołki!


Demony rozzłościła taka bezczelność. Zaczęły krzyczeć, kląć po góralsku, tłuc meble i z rozmachu zabiły karczmarza.
 
- Dobrze, że panu zaufaliśmy, panie Longinus - rzekł Everant obserwując przez lunetę zabawną scenkę w kamienicy naprzeciwko.
- Mówcie mi Longi - powiedział czatownik chowając noktowizor - skoro teraz mi wierzycie, że jestem kumplem GhanDa. Jutro wyruszamy do Valkirii, legendarnej stolicy fantazy.
- Po co?
- Po to - opowiedział czatownik.
Equinoxe nadal patrzył przez lornetkę na Upiory robiące rzeźnię w karczmie.
- Kim oni są? - spytał nie wiadomo kogo.
- Niegdyś byli wielkimi pisarzami recenzji gier komputerowych - powiedział Longinus. - Jednak Smuggler skusił ich notatnikami, proponując wieczne życie. Nosili je tak długo, aż ich ciała znikły. Pozbawieni naturalnej postaci i poczucia humoru podróżują po świecie, zabijają dla kasy i piszą kiepskie felietony. Są lojalni wobec Smugglera, a ponadto nie można zabić ich bronią zwykłą, niemagiczną. Nazywają ich Smaggulami.
- Zatem to straszni przeciwnicy.
- Tak, każdy wart 2.000 exp.

 

 

Zadyma na drodze i spotkanie Luinil

 

 

Drużyna nareszcie zdobyła towarzysza, który miał geografię na poziomie większym niż jeden. Drogi stały się krótsze i przyjemniejsze. Pokonywali 40 kilometrów dziennie, co było 10x tego, co dokonywali wcześniej. Kiedy nastała noc, zatrzymali się na doskonale widocznym pagórku. Po zjedzeniu wieczerzy z upolowanego łosia Longinus rzekł:
- Zaraz wracam, nie ruszajcie się stąd - ostrzegł.
- A dokąd idziesz? - zapytał ciekawski Everant.
- To moja sprawa.
- No powiedz.... - naciskał Ever.
- No... idę odcedzić kartofelki...
- Słucham?
- No... si-si, ka-ka, siu-siu...
- Przepraszam, nie rozumiem...
- ODLAĆ SIĘ!
- Achaaa...trzeba było tak od razu.
 
Minęła dobra godzina dobrej nudy, a Longi, czatownik z Północy, nie wracał. Equinoxe próbował zasnąć, ale warkot jakiś silników nie pozwalał mu na to już od godziny. Zdenerwowany wstał i zobaczył czterech Smagguli parkujących pod pagórkiem. Zbudził pozostałych.
- Co robimy? Ich jest tyle samo, ale mają przewagę taktyczną! - biadolił.
- Zostawcie ich mnie! - zawołał Bazyl, po raz pierwszy uśmiechnięty.
- Eee... Bazyl... Nie możesz ich pertyfikować, oni nie mają materialnej postaci...
Bazyliszek spojrzał zdziwiony na towarzysza. Nagle wpadł w histerię.
- WSZYSCY ZGINIEMY!!!!!!!!
- USPOKÓJ SIĘ - Everant przywalił mu siedem razy w twarz. - JESTEŚ Bazyliszek Królewski, masz żądło, masz skrzydła, budzisz strach! Walcz jak na bazyla przystało!
- Racja... - wydyszał gad - sorry, poniosło mnie.
- Przyjmijmy wojenne postawy, zaskoczymy ich - zaproponował Gwintor.
Jedak kiedy słudzy zła weszli na pagórek, odwaga prysła, a morale padły. Wszyscy pochowali się w krzakach, z wyjątkiem Equino, który miał kiepską inicjatywę. Czterech oprawców otoczyło go zabójczym pierścieniem. Jeden z nich wyjął kopertę i sypnął białym proszkiem prosto w twarz txtwritera. Już szykowali się, bo go ukatrupić, gdy nagle...
- ŁYCHAAAAA!!!!!!!
Z lasu wypadł Longinus, wymachując złamanym baseballem jak szaleniec. Padł pomiędzy wrogów jak skunks do tramwaju. Zasypał ich gradem ciosów, których nie byli w stanie odparować ani uniknąć, mogli tylko się cofać. Jeden oberwał po głowie, drugi w korpus, trzecie w miejsce, gdzie kiedyś miał narząd rozrodczy. Czatownik atakował z szybkością prokuratora, walczył z gracją baletnicy i zapałem kibica. Smaggule załamały się takim poziomem walki i uciekły do swoich cennych motorów. Wszystko wyglądało na zwycięstwo, dopóki Eqi nie upadł blady i różowy jednocześnie. Longi podszedł do niego, zjadł szczyptę proszku i wypluł z pogardą.
- To wąglik, straszliwa broń nieprzyjaciela - wyjaśnił. - Policzmy: jedynym miejscem, gdzie mogą cię leczyć, jest Valkiria. Mamy do niej jakieś siedem dni drogi na pieszo. Umrzesz za dwa. Módl się o cud, albo pisz testament.
- Naprawdę nic nie możemy zrobić? - spytał Bazyl szlochając.
- W sumie możemy - stwierdził czatownik. - Musimy tylko znaleźć „trawkę”, ona spowolni wirusa.
- Trawka? Ten chwast bez zastosowania?
- Tak, ten. Ja poszukam na prawo, wy na lewo.
 
Po 2 filmowych sekundach Longi znalazł trawkę. Schylił się i sposobił urwać, gdy nagle ktoś przyłożył mu gnata do skroni.
- Proszę, proszę - usłyszał znajomy, melodyjny kobiecy głos - czatownik przyłapany na nieuwadze...

 

 

Eqi czuł się źle. Miał kaca, jakiego jeszcze nie miał żaden żywy. Świat wirował, zmieniał barwy, po ziemi biegały małe krasnoludki i zielone ludziki. Nie wiedział czy to sen, ale nagle pojawił się czatownik z ubraną w wojskowy uniform elfką.
- Eqino, słuchaj mnie uważnie - usłyszał zniekształcony głos czatownika - to jest Luinil z Zielonych Beretów. Ma transport, zawiezie cię do stolicy.
Na polanie sto metrów dalej stał starannie wypucowany biały kabriolet z rejestracją „SMELL THIS”. Wspólnymi siłami czatownik i elfka wrzucili Eqa na przednie siedzenie.
- Jak mi zarzygasz tapicerkę, to normalnie nie zdążysz powiedzieć „przepraszam” - pocieszała go elfka.
- Burbubabul... - podziękował Eqi.
- A ty „wojowniku” - kontynuowała elfka - powstrzymuj jak tylko długo możesz tych popaprańców z tanich horrorów. A w Valkirii pogadamy o pieniądzach, które ty kiedyś ode mnie...
- Jedź już - ponaglił czatownik z kwaśną miną.

 

 

Gdy tylko przejechali pierwsze cztery kilometry, Eqi od razu poczuł się lepiej. Wiatr miło wiał we włosy, a w radiu grała spokojna muzyka. Już dawno przekroczyli Klimatyczną Granicę Hollywood, z równikowego lasu wyjechali na pustynne stepy. Luinil gwizdała do rytmu, gdy nagle spojrzała w tylne lusterko.
- Mamy towarzystwo - powiedziała przyciskając gaz do dechy.
Za białym kabrioletem goniło dziewięciu motocyklistów Smugglera. Trochę się zmienili od czasu, gdy Equinoxe ostatnio ich widział. Ubrani byli w brązowe kapelusze, niebieskie jeansy, skórzane, brązowe kurtki i buty z ostrogami. U pasów nosili pepesze i lassa. Do przednich świateł motorów przyczepili bycze rogi. Mieli ogromne przyspieszenie, powoli ich doganiali.
- Nie bój nic - powiedziała z uśmiechem elfka - to specjalny model samochodu z filmów o Bondzie. Jest specjalnie przystosowany do takich sytuacji.
Po czy wcisnęła jeden z licznych guzików. Z bagażnika wypadły ze świstem dwie rakiety ziemia-ziemia. Niestety, wyboista droga utrudniła naprowadzanie. Jedna uderzyła w pobliską rafinerię, a druga w przydrożnego kojota. Elfka zaklęła po krasnoludzku i powciskała wszystkie guziki na raz. Uruchomiła liczne miniguny pokładowe, rozlała olej, wysypała pinezki, zapuściła zasłonę dymną, ale wszystko na nic. Upiory nadal jechały. Jeden dogonił ich i wskoczył na bagażnik.
- Przejmij stery! - krzyknęła odrywając kierownicę od tablicy rozdzielczej i podając ją txtwriterowi.
Poczęła okładać z całej siły psełdo-kowboja, ale ten dzielnie to znosił. Eqi, chcąc być przydatny, rzucił tym, co akurat miał w ręce w obrzydliwą twarz. Świsnęło, huknęło i napastnik już turlał się po ziemi. Jego towarzysze nie zatrzymali się, nawet zbytnio nie przejęli się tym, że przejechali kumplowi po twarzy.
- Dziękuje za pomoc - rzekła eflka - ale czy musiałeś to zrobić kierownicą????
Pozbawiony kontroli samochód przekroczył kolejną Granicę Klimatyczną Hollywood do klimatu umiarkowanego, będącą wielką rzeką.
- Na trzy skaczemy! - krzknęła elfka wstając - Raz...
Samochód z wielką siłą uderzył w stojące drzewo. Elfkę odrzuciło w pobliskie krzaki agrestu. Straszliwi Smaggule dojechali do rzeki i zatrzymali się. Equinoxe resztkami sił walczył z poduszką powietrzną. Luinil wypełzła z krzaków, spojrzała na swój ex-samochód, jęknęła, wstała i zawołała do nieprzyjaciół.
- Ja, Luinil, Miss Nastolatek 2002, nie pozwalam wam przejechać!
Blef się udał. Upiory Notatnika ostrożnie wjechały do rzeki, starając się nie zmoczyć drogich butów.
- Niechhh was choleraaa psieeee synyyyy - Luinil wyszeptała zaklęcie.
Przycisnęła wszystkie trzy guziki zegarka, który dziwnym trafem też pochodził z filmów o agencie 007. Parę metrów dalej, w elfiej elektrowni wodnej, eksplodowały umieszczone ładunki. Tama pękła, wylewając dziki żywioł.
- Czy coś słyszycie? - spytał upiór Yassiu towarzyszy.
Nagle zobaczyli pędzącą na nich falę uderzeniową wody. Zdawało się, że piana układa się w kształt pięści z wyprostowanym środkowym palcem. Potężna fala zmyła dziko krzyczące demony. To było ostatnie, co Equino pamiętał, zanim urwał mu się film.

 

 

 

 

Autor: Mal'Ganish

email: malganish@orionpc.com.pl