|
Z ARCHIWUM TRPG(*)
Część trzecia: Pan Jeziora.
Jak na listopad było całkiem ciepło i słonecznie. SWP wyjaśnił, że było to spowodowane dosyć ciepłym klimatem. Andriej skorzystał z tego faktu i zabrał Uejvie szalik - za często musieli ją podnosić z ziemi i odczepiać od zarośli, w które notorycznie się wplątywała. Dziewczyna dąsała się o to cały dzień.
Krajobraz zmienił się po dwóch dniach, w czasie których ostro posuwali się na południe, nie bardzo wiedząc, gdzie może znajdować się Lew Attywa. W końcu doszli na skraj lasu. Zanim doń weszli, kazali opróżnić agentce kieszenie ze wszystkich przedmiotów, które mogłyby spowodować pożar.
Podróż przez las przebiegała spokojnie. Tylko Zwiewiórkiewicza irytowały stada zwierzyny leśnej podążające jego śladem. Miało to jednak pewną zaletę: nie brakowało im jedzenia. No i Uejva i jej mini-gun mieli trochę rozrywki...
***
W końcu doszli do dosyć dużej polany pełnej sztucznych stawów rozsianych wokół dużego jeziora. Ktoś najwidoczniej hodował rybki. Po krótkim rozpoznaniu okolicy dostrzegli wśród tataraku chatkę rybaka. SWP zobaczył coś w lesie i ucieszony pobiegł w tamtą stronę. W tym czasie Andriej postanowił porozmawiać z hodowcą "ładnych czerwonych rybek", jak to określiła karasie Uejva. Zwiewiórkiewicz kazał dziewczynie trzymać się z daleka od wody i poszedł w stronę chatki. Dosyć szybko stracił ją z oczy, pewnie poszła przyglądać się z bliska rybkom, pomyślał i zatrzymał się. Chwilę się wahał, czy przypadkiem nie wrócić po agentkę. Zbyt dobrze znał ją i jej zdolność do pakowania siebie i innych w kłopoty. Po chwili namysłu stwierdził, że te kilka minut niczego nie zmieni i ruszył dalej.
Domek był dosyć prymitywny. Gdy do niego zapukał, ze ściany odpadła jakaś deska. Nie zwrócił na to uwagi gdyż w tym samym momencie drzwi otworzył zdziwiony osobnik płci męskiej z dosyć dziwną fryzurą i błędnym wzrokiem. Na widok agenta upuścił pustą flaszkę. Chyba rzadko kiedy ktoś go odwiedzał.
- He? - zapytał wyraźnie przerażony rybak.
- Nazywam się Andriej Zwiewiórkiewicz i potrzebuje zdobyć kilka informacji. No i czegoś do jedze... Hej! - wrzasnął i kopnął wielkiego kocura, który zaczął łasić się do jego nóg. Kolejne dwa spoglądały na niego dziwnym, wręcz pożądliwym wzrokiem.
- Eee? - odezwał się rybak. Wyglądał jak ktoś, kto miał mózg wypalony przez picie nalewek przez co najmniej dwa lata.
- Wiesz gdzie jest tu jakieś większe miasto? Jacyś magowie albo coś? Albo chociaż wiesz co to jest Lew Attywa?
- Eeee...
- No mówże! Słyszałeś o czymś takim?
Wyraz twarzy rybaka wskazywał na to, iż nie słyszał.
***
SWP stał jak urzeczony. Jednak się nie pomylił, ruiny, które wypatrzył, okazały się całkiem przyjemną kryptą, obrośniętą zaroślami. Kilka głazów leżało obok, wprost doskonale nadawały się na ołtarz ofiarny. Co za doskonałe miejsce do odprawiania rytuałów! Wszedł do środka. Coś szeleściło. Zobaczył w mroku jakąś podejrzaną sylwetkę.
- Wynocha z mojej krypty! - wrzasnął grabarz, który uznał już ruiny za swoja własność.
Zdezorientowany osobnik chwycił coś, co wyglądało na bobra i szybko się ulotnił błyskając tylko naszyjnikiem z bobrzych zębów. SWP, zadowolony z siebie, rozpoczął penetrację swojego nowego domu.
***
Zwiewiórkiewicz próbował nawiązać rozmowę z rybakiem, który z zachowania przypominał kogoś, kto zażywał jakieś zakazane ziółka albo pił naprawdę dłuuugo i w dużych ilościach bimber. Bardzo prawdopodobne, że tak było naprawdę.
- To może chociaż powiesz jak się nazywasz, co? - nie poddawał się Andriej. Koty przestały za nim chodzić od kiedy potraktował je łomem.
- No?
- Eeee...
Nagle z zarośli wypadł SWP krzycząc rozpaczliwie.
- Ona mnie prześladuje!!
- Co się stało? - zapytał Andriej. Hodowca karasi jeszcze bardziej osłupiał, chociaż bardziej już chyba nie można, i pociągnął łyka z kolejnej flaszki, którą miał w kieszeni fartucha.
- Znalazłem w lesie przytulną kryptę. Myślałem, że sobie tam zamieszkam, nawet lepsza jest niż mój cmentarz. Aż tu nagle, gdy oglądałem jej zakamarki, do środka wdarła się woda! Dużo wody!! Ledwo uszedłem z życiem!
- Uejva! - krzyknął Zwiewiórkiewicz domyśliwszy się co się stało i pognał szukać agentki. Za nim pobiegł SWP żaląc się i powtarzając jaki to on jest nieszczęśliwy od kiedy poznał pannę Flaak. W tym czasie rybak opróżnił flaszkę dalej nie wiedząc co się dzieje. Postanowił wziąć jeszcze jedną i zobaczyć gdzie tak szybko oddalili się obcy.
***
Andriej nie szukał jej długo. Rozpaczliwe wrzaski i chlupanie wody było słychać wyraźnie. Agent podbiegł do brzegu, zdjął prochowiec i buty, ułożył wszystko starannie w kosteczkę na brzegu, strzepał odrobinki kurzu, po czym wskoczył do wody aby wyłowić dziewczynę, która posiadała pewną bardzo niebezpieczną cechę - nie umiała pływać.
***
Rybak opróżnił następną flaszkę. Siedział w kuchni przy stole i patrzył jak nieznajomi panoszą się po jego domu. Rozpalili ogień w kominku, aby ogrzać jakąś mokrą blondynkę, która nie wyglądała na zmartwioną, wręcz przeciwnie - cały czas chichotała. Z tego co rozumiał, a rozumiał niewiele, wyłowili ją z wody. Też sobie jedną znajdę, pomyślał i wyszedł rozejrzeć się. Lubił podziwiać swoje włości, swoje kochane rybki, swoje stawy... Jednak jego stawy z karasiami wyglądały inaczej niż wczoraj, były jakieś dziwne, jakby brakowało trochę wody. Chociaż "trochę" było złym słowem. Brakowało też chyba grobli i jakiejś zapory. Hodowca karasi machnął ręką, rybki jak rybki, trudno się mówi, ważne, że nikt nie ruszał jego bimbrownika. Gdy w końcu dowlókł się do chatki, w środku zastał tylko jakiegoś długowłosego jegomościa, który wyglądał jak ktoś, komu właśnie zniszczono życie. Poczęstował go bimbrem i postanowił o nic nie pytać. Może śmiejąca się blondynka i zadający dziwne pytania facet, za którym łaziły koty, byli tylko urojeniem?
***
- Szkoda, że SWP nie chciał iść dalej z nami. Był jakiś taki przybity i w ogóle... Wiesz może dlaczego?
- Nie - skłamał Andriej. - Jak to się stało, że wylądowałaś w wodzie?
- Chciałam złapać taką fajną rybkę i za bardzo się chyba wychyliłam. Kawałek tej drewnianej zapory wpadł razem ze mną. Udało mi się wyjść, więc poszłam spróbować z drugiej strony. W tym czasie woda sobie popłynęła gdzieś, wiec postanowiłam zobaczyć z bliska bobry, które miały tam swoją tamę. Jak do niej podeszłam, nagle z krzaków wyskoczył jakiś facet z bobrem w ręku. Wystraszyłam się go, miał błędny wzrok i taki paskudny uśmieszek... No i ten naszyjnik z bobrzych zębów.. Brrr.. Jakby nie to, że wpadłam do wody, to by mnie pewnie ciarki przeszły.
Zwiewiórkiewicz się zatrzymał i zaczął nasłuchiwać.
- He? - zapytała inteligentnie agentka.
- Ciiicho.. - wyszeptał Andriej. Ktoś, albo coś, stukało.
***
Zarośla zaszeleściły nagle i wypadła z nich dziewczyna. Zaraz za nią zza drzew wyłonił się wysoki mężczyzna w prochowcu i tajniackich okulrarkach, wyraźnie zły na swoją towarzyszkę. Drwal odłożył siekierę i spojrzał uważnie na przybyszów. Jego wzrok zdawał się pytać "Co żeście robili w tych krzakach, zboczeńcy?!".
- Dzień dobry, jestem Andriej Zwiewiórkiewicz, a to Uejva Flaak. Poszu... - agent przyjrzał się uważnie drwalowi i odczytał pytanie. - O nie! Nic z tych rzeczy! Proszę sobie nie myśleć nie wiadomo czego! Ja? Z nią?? Bez przesady! I to jeszcze w lesie? - oburzył się Andriej. Uejva nie załapała o co chodzi i poszła pooglądać narzędzia drwala.
- Dobra, dobra, nie tłumacz się. Jestem Długinus, dyplomowany drwal. Teraz gadaj co robiłeś z tą nieletnią w zaroślach. Tylko nie kłam, bo w zęby! Nie lubię zboczeńców, już taki jeden z bobrem się tu kręci!
Głośne ŁUP! ŁUP! ŁUP! rozległo się gdzieś w okolicy, nikt nie zwrócił na to uwagi.
- Jaka nieletnia?? Toć ona tylko tak wygląda i zachowuje się, jakby bardzo nieletnia była! No ale nie ważne. Oboje jesteśmy tajnymi agentami i poszukujemy Lwa Attywy, tylko dzięki niemu będziemy w stanie wrócić do domu.
ŁUP! ŁUP! ŁUP!
- Do domu?
- Może to brzmi niewiarygodnie, ale jesteśmy z innego wymiaru i tylko ten Lew może nam pomóc...
ŁUP! ŁUP! ŁUP!
- Macie szczęście, że trafiliście na mnie. Każdy inny wziąłby was za szaleńców, wariatów, niebezpiecznych dla otocze...
- LEEEECIIII!!!
Drwal zamilkł patrząc jak wielka sosna leci prosto na Zwieziórkiewicza. Agent stał sparaliżowany i patrzył na zbliżający się pień. "W końcu mnie zabiła..." pomyślał i zamknął oczy. Rozległ się łomot i pisk Uejvy, a Długinus stał nie wierząc własnym oczom - pień upadł 10cm obok Andrieja, którego podrapały tylko sypiące się igły. Agent strzepnął je spokojnie z ramion.
Nastała cisza, nawet ptaki zamilkły. Drwal ciągle nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Panna Flaak stała oszołomiona i blada trzymając w ręku siekierę.
- Ja... Ja... - z oczu popłynęły jej dwie wielkie jak groch łzy. - Przygniotło króliczka... Andriej! Jak mogłeś go nie uratować! - dziewczyna oburzyła się, wytarła policzki i poszła nazrywać kwiatki na wiązankę dla resztek zwierzątka.
- Ekhm... Nic ci nie jest? - odezwał się drwal.
- Nie - odparł agent spokojnie, chociaż było widać, że się wystraszył. - Zdążyłem się przyzwyczaić, ona tak często. Wcześniej wspomina#322;eś coś, że dobrze, że trafiliśmy właśnie na ciebie.
- E, no tak, tak. Przez ten incydent z drzewem zapomniałem, co mówiłem. Mam tutaj niedaleko w chacie pokaźną biblioteczkę, znajdziesz tam co trzeba. Każdy inny wziąłby was za wariatów, ale ja wiem, jak możecie wrócić do domu i dlatego ci wierzę. Ten Lew Attywa ma ogromną moc, ale o tym później.
W tym momencie wróciła Uejva i zaczęła wyskrobywać resztki króliczka.
- Flaak! Zostaw to!
Blondynka wzruszyła ramionami i jak gdyby nic się nie stało, posz#322;a jeszcze raz przyjrzeć się narzędziom drwala, jednak Długinus uprzedził ją i dobiegł do siekiery szybciej.
***
Ruszyli w stronę chaty dyplomowanego drwala, który po drodze próbował wytłumaczyć Uejvie, że nie może tak bezmyślnie ruszać wszystkiego, bo w końcu zrobi sobie i Andriejowi krzywdę. W połowie wykładu agentka przestała słuchać i zaczęła wypatrywać gdzieś na zmianę albo króliczków, albo kwiatków. Zirytowany drwal się zamknął. Obok szedł milczący Zwiewiórkiewicz. Wiedział, że Uejva jest niebezpieczna, w końcu dlatego była uważana za tajną broń wywiadu, nie spodziewał się jednak, że może zagrażać także jemu. Takie coś przydażyło mu się po raz pierwszy, chociaż pracował z nią już od kilku lat.
- Trzymaj - niespodziewanie agentka wręczyła mu kwiatki - i nie rób takiej paskudnej miny. Uśmiechnij się, przed nami jeszcze długa droga, zobaczysz, że będzie wesoło!
- Nie wątpię - mruknął Andriej i wziął bukiet krzywiąc się lekko. Nie lubił kwiatów tak samo jak zwierząt, więc pozbył się go dosyć szybko (mimo że Uejva to widziała, nie przejęła się wcale i zrobiła sobie z tych kwiatków wianek). Nie mógł jednak pozbyć się zapachu kwiatów z dłoni i drażniło go to bardziej niż biegnące za nimi stado saren i dwa jelenie.
(*) - Tajna Radziecka Partia Grzybiarzy ;D
Autor: Falka email:
falcia@poczta.fm
|
|
|
|