RELACJA Z KRAKONU 2003 I PREMIERY FILMU "WP: DWIE WIEŻE" W KRAKOWIE

 

Na konwencie zjawiłem się w czwartek, około godziny 11:30. Okazałem potwierdzenie dokonania przedpłaty, odebrałem identyfikator oraz bilet na LOTR:TTT i postanowiłem przy okazji zadać ludziom przy akredytacji jedno pytanie: "Czy widzieliście już może Puszkina, albo Barda?". Ich odpowiedź, trzeba przyznać, zaskoczyła mnie: "A kto to taki?". No cóż, nie każdy musi wszystkich znać, mam rację?:-)

 
Wraz z Carasem, z którym przybyłem, postanowiliśmy znaleźć sale, na którą desant przypuścili ludzie z Valkirii :-) Na szczęście szybko spotkałem Michała Mochockiego, który wskazał nam właściwy kierunek. Przybyłem, rozłożyłem karimatę i śpiwór, a także zapoznałem się z Czeskim i Pacią, którzy aktywnie udzielają się na Valkirii.

 
Spojrzenie na zegarek: "Oho, już 12:00, znajomi czekają w samochodzie". Całą paczką pojechaliśmy do Plazy, gdyż właśnie tam chcieliśmy obejrzeć premierę Władcy, a nie w kinie Kijów(do którego dostaliśmy bilety na konwencie). Chcieliśmy, tzn. Caras, ja, Gokrian, Longinus i Arek - czyli gromadka ludzi z Tawerny RPG oraz kumpel Longinusa :)
 
A właśnie, już spieszę z wyjaśnieniami dlaczegóż to mieliśmy ochotę obejrzeć film w Cinema City(mieszczącego się w centrum handlowym Kraków Plaza), a nie tam, gdzie bilety już mieliśmy. W programie, "prócz pokazów pirotechnicznych i atrakcji przygotowanych przez kaskaderów odbędzie się ogromna inscenizacja bitwy w realiach "Władcy Pierścieni", w której zostanie wykorzystanych blisko tysiąc modeli wojowników. Jest to pierwsza na świecie próba odwzorowania starcia dwóch armii na tak wielką skalę." Kuszące, nieprawdaż? Bilety miały być zarezerwowane już dawno i powinny czekać już na swoich właścicieli w V-Sklepie.

 
Organizacja była naprawdę kiepska. Na bilety czekaliśmy około trzech i pół godziny! Co więcej, nasze miejsca może były w miarę dobre, ale rozstrzelone na dwa przeciwległe końce sali kinowej. A "próba odwzorowania starcia dwóch armii na tak wielką skalę" zakończyła się totalnym niepowodzeniem. Figurek było ponad 800, z czego udział w bitwie brała ledwie 1/3 tego, co zostało rozstawione na stole. "Kaskaderami" nazwano ludzi z bractwa rycerskiego (swoją drogą, bardzo fajnie wyglądały ich walki:-) )..

 
Oczywiście były także pozytywne strony tej imprezy :-) Udało mi się dostać jeden bilet więcej, niż miałem zarezerwowany. Poszczególne atrakcje były realizowane bez zbytnich poślizgów, a przed samym seansem każdy szukał przy swoim miejscu podrobionego pierścienia, za który można było dostać prawdziwy, szczerozłoty pierścień, imitujący ten, który ktoś nazywa swoim skarbem :-) Warto także wspomnieć o specjalnych certyfikatach, zawierających kawałki taśmy filmowej z "WP: Drużyny Pierścienia", które potwierdzały udział w premierze drugiej części filmu.

 
Samego dzieła tu opisywać nie będę, bo to nie jest recenzja Władcy, ino relacja z konwentu.

A teraz o samym Krakonie słów parę. Informator był solidnie zrobiony, poszczególne punkty programu raczej nie miały wielkich opóźnień, a na terenie konwentu działały dwa sklepiki z artykułami RPGowymi. W tym roku byłem ino na trzech prelekcjach, gdyż dane mi było sędziowanie w Pucharze Mistrza Mistrzów, z ramienia serwisu Valkiria Network.
Skoro już o samym PMM mowa, to niestety eliminację do półfinałowego etapu konkursu ogarnął straszliwy chaos - sędziowie do pewnego momentu nie mieli pojęcia, gdzie odbywają się jakiekolwiek sesje ludzi, którzy zadeklarowali chęć udziału w konkursie. Wina leżała po stronie MGmów oraz organizatorów. Dla Mistrzów Gry miały być przeznaczone 4 szatnie, w których można byłoby sobie w ciszy i spokoju prowadzić swoje sesje. Niestety, konwentowicze szybko zaadaptowali je jako sale noclegowe i.. sklepik.. Gdzie była obsługa, aby tego pilnować? Jakoś w salach prelekcyjnych nikt nie spał (w dzień oczywiście :-) ), a w owych "boxach" dla MGmów natknąłem się na skup akcesoriów do gier figurkowych...

 
Jednak półfinały i finały PMM przebiegły sprawnie i szybko. Naprawdę wspaniale się bawiłem, mogąc uczestniczyć w sesjach, prowadzonych przez ludzi, którzy dostali się do tego etapu :-) W sobotę miałem okazję wziąć udział w dwóch sesjach, które na bardzo długo zapadną mi w pamięci.
 
Sobotni wieczór to także LARP Dzikopolowy. Odbywał się on w Soplicowie - restauracji na krakowskim rynku. Impreza była fantastyczna. Fakt, że postać dla mnie była wymyślona na poczekaniu, ja jednak bawiłem się świetnie. Niestety były pewne malutkie "zgrzyty" podczas biesiady, ale organizatorzy szybko wybrnęli z nieciekawej sytuacji, a uczestnicy uczty (piszę tu w tej chwili głównie o sobie:-) ) mają nauczkę na przyszłość, żeby jeść i pić, gdy podają, bo potem może już dla nich nie starczyć.

 
W samym LARPie brało udział ponad 30 osób, w tym także Andrzej Pilipiuk(wraz ze swą oblubienicą), który genialnie odgrywał kozaka i cały czas prosił mnie, miejscowego proboszcza, o pobłogosławienie broni, jak to mawiał: "Na Żydów." :-)
 
Niestety, Krakon nie był idealnym konwentem. Co więcej, do ideału wiele mu brakowało. To była dopiero druga moja impreza tego typu, toteż porównywać mogę ją jedynie z ostatnim Imladrisem.

 
Piętą Achillesową była obsługa. Trafiali się ludzie uprzejmi i życzliwi, ale mi akurat udało się trafić na takich ludzi, za których organizatorzy się wstydzić powinni. Przykładem może być słynny "R2-D2", który w niedzielę, o godzinie dziewiątej rano, wparował do sali zajmowanej przez Valkirię, obudził wszystkich dzwonkiem swojej komórki, a potem nakazał w ciągu 10 minut pozbierać puszki po piwie, albo cała sala zostanie usunięta z terenu konwentu. Gdy ktoś zwrócił mu uwagę, że mógłby trochę grzeczniej się zwracać do ludzi, to ów człowiek powiedział głosem pełnym oburzenia, że w nocy ktoś wezwał policję i musiał się z nimi użerać (dla wyjaśnienia, policja nie została wezwana przez nas, gdyż tej nocy akurat prawie cała sala biesiadowała w Soplicowie).

 
Drugim, dość ciekawym przypadkiem, był pewien jegomość z mieczem, który w taki chamski sposób zwracał konwentowiczom uwagę, iż mają nosić przypięte identyfikatory, że chciało się konwent opuścić. Tak to jest, gdy ktoś nieodpowiedni dostanie plakietkę z napisem "Obsługa" - człowiek poczuł się ważny i zaczął chodzić z wysoko podniesioną głową, zniżając się jedynie po to, aby zbesztać nas, zwykłych śmiertelników i bez pytania wyrywać informator człowiekowi z ręki, gdy ten akurat pragnie spisać zapowiedziane sesje do PMM...
Do mych narzekań na obsługę mogę dorzucić fakt, iż do szkoły wpuszczano ludzi, którzy nieśli reklamówki wyładowane piwem i innymi trunkami. W teorii to nic złego, ale w takim wypadku po co punkt o zakazie spożywania alkoholu na terenie konwentu? Przecież nie ma niczego złego w jednym piwku, ale...

 
Gdy zobaczyłem pewną scenę w stołówce, to oniemiałem. Jeden z konwentowiczów, dość mocno nietrzeźwy, wyciągnął na stolik flaszkę wódki.... Ludzie! Przecież na tej imprezie były też dzieciaki trzynastoletnie!

 
I w ten sposób przeszedłem od "orgów", do uczestników. Pragnę się zapytać: "Dlaczego dla dzisiejszego społeczeństwa żadna impreza nie może obyć się bez alkoholu?". I to alkoholu w takich ilościach, że można było łatwo trafić na zarzygane umywalki, a nawet podobno była gdzieś taka scena, gdzie trzy kobietki (naprawdę pijane) leżały i wymiotowały :| Oczywiście, to co piszę, nie tyczy się wszystkich, bo ludzi było naprawdę dużo, a jeno ten mały odsetek pogarsza opinię ogółu. Było mnóstwo ludzi naprawdę bardzo fajnych i ciekawych, do których można było podejść i porozmawiać ze świadomością, iż ów człek będzie jutro pamiętał to, co mówił. I nie, nie jestem przeciwnikiem alkoholu. Jestem przeciwnikiem picia do momentu, aż się zaczyna zwracać.

 
Ubikacje także były dość ciekawe. Nie wiedzieć czemu, tylko jedna damska (która szybko stała się koedukacyjną) miała możliwość zamknięcia drzwi od toalety, reszta tego luksusu nie posiadała. Ale zaraz, zaraz... Za to w reszcie była obecna (werble) deska klozetowa, której to damska toaleta nie posiadała :-)

 
Jeden z organizatorów zapowiedział pewną rzecz: "Co do prysznicy to będziemy załatwiać(...)" Zgadnijcie, dlaczego zacytowałem tą wypowiedź? Kabin prysznicowych/czegokolwiek podobnego do tego - brak! Nie ma to jak miły akcencik do zapaskudzonych umywalek.

 
Kolejną sprawą są identyfikatory - ładne, ale strasznie niepraktyczne. Ani nie numerowane, ani imienne. Podpisać je można było dopiero markerem, który nie ścierał się z zafoliowanych kartek papieru. Jednak mnie osobiście oburzyła jedna rzecz... Cena wydania kolejnego identyfikatora, w przypadku zgubienia poprzedniego, wynosiła 50zł! Może mi ktoś wytłumaczy tą skandaliczną cenę?

 
To był mój pierwszy Krakon. Krążą słuchy, iż już więcej go nie będzie, bo podobno ekipa organizująca straciła zapał do tego. A szkoda, bo konwent posiadał pewną renomę - wielu osób zaczynała właśnie tutaj swoje wyjazdy na takie zloty fanów RPG...
A ja, pomimo mojego strasznego wręcz narzekania, będę bardzo dobrze pamiętał tą imprezę. Głównie jest to zasługa ludzi, z którymi miałem okazję przebywać, którzy parokrotnie mnie czymś pozytywnym zaskakiwali i sprawili, że dobrze się czułem na tym konwencie (chociaż ja jestem człowiekiem raczej skrytym i siedzącym w kącie, o czym chyba mogą zaświadczyć ludzie z V-Sali ). Jednak to nie było tylko to, także wiele innych czynników sprawiło, iż mam nadzieję za rok także zjawić się na Krakonie, jeśli tylko go ktoś zorganizuje.

 

 

 

Autor:Sir-Torpeda

email: sir-torpeda@valkiria.net