|
Z ARCHIWUM TRPG(*)
Część druga: Po drugiej stronie lustra.
Uejva otworzyła oczy. Rozejrzała się i zaklęła cicho. Nie dość, że nigdzie w pobliżu nie było Zwiewiórkiewicza, to ściemniało się, a ona znajdowała się sama na jakimś opuszczonym cmentarzu. W oddali zobaczyła światło i ruszyła w jego kierunku poprawiwszy wcześniej szalik. Nagle usłyszała głosy. Ktoś ją wołał.
- Uejva! Słyszysz mnie?!
- Ojej... Znowu się odzywają te głosy? Jeszcze białych myszek brakuje i tych tańczących chomików... - przeraziła się.
- Uejva! Odbiór!
- Heh... A już się bałam... - dziewczyna zorientowała się, że głosy pochodzą nie z jej głowy, a z którejś kieszeni.
Przeszukała wszystkie zakamarki płaszczyka. Znalazła gumową kaczkę o wdzięcznym imieniu Kaczka, używane husteczki, suszone kwiatki, nóż rzeźniczy, standardowe wyposażenie każdego agenta, lusterko i...
- O! A to skąd tu się wzięło? - zdziwiła się czerwieniąc się lekko, mimo że w pobliżu nie było nikogo. Schowała paczuszkę głęboko do kieszeni.
- Uejva!! Odezwij się!! Słyszysz mnie?!
W końcu znalazła krótkofalówkę.
- Andriej? Gdzie jesteś?
- W jakimś cholernym lesie pełnym stukniętych wiewiórek!
- A są tam słodziutkie zajączki? Znaczy się... W lesie?? Ojej... Widzę stąd coś, co mi wygląda na las, ale jest dosyć daleko, na wzgórzu. Ja jestem na cmentarzu i widzę jakąś chatkę. Idę tam, a ty postaraj się dotrzeć tutaj jak najszybciej.
- Dobra, do zobaczenia jutro rano. Uważaj na siebie. I lepiej zdejmij szalik.
- Oki, martw się o siebie, ja jestem ostożnaAAAA! Heh, niezauważyłam tego nagrobka. Dobra, ja się rozłączam, trzeba oszczędzać baterie. Do jutra.
Rozłączyła się. Zwiewiórkiewicz schował krótkofalówkę, strzepnął z ramion wiewiórki i rozejrzał się. Las jak las, pomyślał, z każdej strony to samo. Którędy ja mam iść? Postanowił skorzystać ze znanego wśród tajnych agentów sposobu znajdowania drogi. Zamknął oczy i zaczął obracać się wokół własnej osi jak fryga. Gdy już całkiem stracił orientację, zatrzymał się i ruszył przed siebie pełen obaw. Nie przejmował się, że może iść w złym kierunku, martwiła go chatka, o której wspomniała Uejva. Bał się tego, co może przydażyć się mieszkającym tam ludziom, którzy spotkają agentkę Flaak.
***
Grabarz skończył rysować dziwaczne symbole na posadzce. Wśród hieroglifów przedstawiających pentagramy i Pentagony ustawił świece i dopisał czarodziejskie formuły w niezrozumiałym języku. On oczywiście je rozmuiał. Tak mu się bynajmniej wydawało. Następnie wyciągnął z szafki prymitywną, własnoręcznie zrobioną gitarę, odegrał na niej bliżej nieokreśloną melodię trzepiąc długimi włosami na wszystkie strony i robiąc młynki głową oraz wydając dźwięki, które chyba tylko głuchy nazwałby śpiewem. Gdy skończył, stanął na środku kręgu, wzniósł ręce ku górze i zaczął recytować ostatnią część rytuału.
- O Wielki Kaczulu! Przybądź i zaszczyć swoją obecnością twojego wiernego sługę! Wzywam cię Kaczulu, przybądź i...
PUK! PUK!
Grabarz osłupiał. Czyżby w końcu, po latach prób, mu się udało? Czyżby demon, zamiast pojawić się wśród oparów dymu i światła błyskawic, postanowił wejść przez drzwi?
- Dobre i to - rzekł do siebie długowłosy kultysta. Poprawił fryzurę przed lustrem, otworzył drzwi i stanął zdumiony. Zamiast potężnego Kaczulu ujrzał jakąś rozczochraną blondynkę, która uśmiechała się pokazując wszystkie ząbki. Duże, zielone oczy świeciły w mroku jak latarenki.
- Kim... Kim jesteś? - spytał zdezorientowany grabarz.
- Nazywam się Uejva Flaak i chciałabym poczekać tutaj na mojego znajomego, który zgubił się w lesie. Mogę, mogę, moooogę??
- No wejdź, przecież nie spędzisz nocy na cmentarzu... Jestem SWP(**) i zajmuję się tym cmentarzem.
- Oooo... a co to? Jakie fajne rysunki! - ucieszyła się dziewczyna nie słuchając grabarza. - Jesteś rysownikiem czy jak? A moge dorysować coś? O, teraz ładniej.
SWP stał osłupiały patrząc, jak dziewczyna rysuje kwiatki wokół pentagramów i motylki latające wokół Pentagonu.
- Zostaw! Wszystko zniszczysz! - krzyknął kultysta odzyskawszy głos. - Będę musiał zacząć wzystko od nowa! Chciałem przywołać Wielkiego Kaczulu, a ty wszystko zepsułaś...
- Eee... Przepraszam... A może dorysuję jeszcze tęczę, masz klorową kredę? Wtedy przywołamy sobie Tęczową Wróżkę! Dobra, dobra, nie patrz tak na mnie, już nic nie będę rysować... Ojej! Przepraszam, tą świeczkę, to ja niechcący, niezauważyłam... O, a to skąd tu się wzięło? Nie stój tak! To się pali!
SWP stał i z rezygnacją patrzył jak Uejva próbuje zgasić jego gitarę i zamienia cały pokój w ruinę.
- Dobra, będę w kuchni. Jak skończysz to przyjdź - powiedział grabarz i zamknął za sobą drzwi. - Więcej nie będę odprawiać rytuałów bo ściągnę coś jeszcze gorszego od niej...
***
Zwiewiórkiewicz szedł raźno przez las. Nie miał pojęcia w jaklim kierunku idzie, ale to nie miało znaczenia. Było tak ciemno, że co chwila wpadał na drzewa strącając tym samym wiewiórki, które stadami podążały za nim. Porządnie poobijany doszedł na skraj lasu. Wśród nieprzeniknionych ciemności ujrzał żółtą plamkę, jakby łunę. Coś się paliło i Andriej domyślił się, że znajdzie tam Uejvę. Postanowił poczekać tutaj do świtu. Wyjął z kieszeni zapałki i rozpalił ognisko. Następnie kopnął kilka razy pobliskie drzewo. Spadła garść wiewiórek, które od razu wylądowały na ognisku. Może nie lubił zwierząt, ale nie miał nic przeciwko temu, żeby je jeść. Do pełni szczęścia brakowało tylko chilli...
***
- Więc jak masz na imię? - spytała Uejva wylizując z talerza resztki kaszy.
- Jak już mówiłem, jestem SWP. Taki skrót możesz znaleźć na nagrobkach.
- Aha... A gniewasz się za ten mały pożar?
- Nie - skłamał grabarz.
- To dobrze - ucieszyła się dziewczyna nakładając sobie kolejną, już trzecią, porcję kaszy. Kultysta zaczął obawiać się o swoje zapasy.
- Jesteś pewna, że ten twój znajomy przyjdzie rano?
- Tak, rozmawiałam z nim zanim przyszłam do ciebie. Wtedy był w tym lesie na wzgórzu. Możesz mi dołożyć jeszcze trochę kaszy?
- Rozmawiałaś? Jak? Za pomocą magii??
- Nieee, krótkofalki. Gdzie ta kasza??
- Krótkofalki? Co to takiego?
- No jak to co? Krótkofalówka! W jakich ty czasach żyjesz?
- Nooo... Teraz mamy piąty rok panowania księżnej Andżeliki Soll...
Uejva osłupiała.
- Co to za miejsce?
- Everania.
- ???
- Nazwa podchodzi od króla Everajna, który wyrżnął zamieszkające te tereny dawno, dawno temu plemiona białych murzynów i założył tu swoje królestwo. Plotki mówią, że był jednym z nich, ale chciał ukryć ten fakt i dlatego wybił ich wszystkich. Ta część Everanii, w której znajdujemy się obecnie, to księstwo Brunnonia.
- No ładnie. To się Andriej zdziwi. A teraz podaj mi tę kaszę, bo zgłodniałam od tych rewelacji.
***
Zaczęło świtać. Zwiewiórkiewicz strącił z siebie śpiące wiewiórki, kopnął te, które siedziały przy dogasającym ognisku i rozejrzał się. Wzgórze, na którym stał, nie było duże. U jego stóp rozciągała się równina. Po prawej stronie majaczyły sylwetki jakiś ciemnych punkcików - cmentarz. Tajniak postanowił dostać się tam jak najszybciej. Skorzystał z kolejnej tajniackiej szuczki agentów partyjnego wywiadu: sturlał się ze wzgórza. Wszystko szło, a raczej toczyło się, zgodnie z planem do momentu, aż na drodze pojawiła się nieduża przeszkoda. Andriej zahaczył o coś i turlanie skończyło się w dość brutalny sposób. Tym czymś była nieduża paczka oblepiona partyjnymi nalepkami przedstawiającymi jakąś postać z porożem - Don Torpedosa. W środku Zwiewiórkiewicz znalazł trochę konserw w puszkach, jednoręczny miecz, zapewne zwinięty z muzeum, łom i wytrychy. Domyślił się, że to o tym wspominała Ajsiru. Zabrał pakunek i ruszył dalej.
Pół godziny później doszedł na cmentarz. Jego oczom ukazał się dziwny widok: długowłosy mężczyzna siedział na nagrobku i pochlipywał cicho, obok, na kolejnym pomniku siedziała Uejva i jadła kaszę, a za nimi tliły się i dogasały zgliszcza czegoś, co musiało być jeszcze wczoraj chatką.
- Co tu się stało? - spytał agent, chociaż domyślał się prawdy.
- Przyszedłeś po nią? Przyszedłeś ją zabrać? - zapytał z nadzieją grabarz.
- Cześć Andriej!
- No tak, ale powiedz najpierw, co tu się stało. - Zwiewiórkiewicz zignorował Uejvę. Dziewczyna nie przejęła się tym wcale i poszła zrywać kwiatki.
- Wieczorem zdemolowała mi pokój. Później siedzieliśmy w kuchni i chyba musiałem przysnąć. Ostatnie co pamiętam to to, że ona wspominała coś, że jest jeszcze głodna i idzie coś upichcić. Obudziły mnie jej piski i swąd dymu. Zanim zorientowałem się, co się dzieje, cały dom stał w płomieniach! Zacząłem ratować sprzęty, ale ona, zamiast mi pomóc, wyniosła tylko michę z jedzeniem... I jak gdyby nic się nie działo, zaczęła sobie spokojnie jeść!
- Nie przejmuj się, Uejva tak zawsze. Hej! Flaak! Daj mi trochę tej swojej kaszy, wiewiórka z ogniska zbyt syta nie była!
***
Słońce stało wysoko na horyzoncie. Trójka wędrowców przemierzała równiny Brunnonii.
Grabarz-kultysta, namówiony przez Zwiewiórkiewicza, dołączył do pary agentów. Mimo że początkowo nie chciał przebywać w towarzystwie dziewczyny, postanowił wyruszyć z nimi i znaleźć sobie jakieś bezpieczne lokum. W końcu z jego chatki i dobytku nie pozostało nic z wyjątkiem miski, w której panna Flaak wyniosła z pożaru gotowaną kaszę.
Prowadził SWP powtarzający idącemu obok Zwiewiórkiewiczwi informacje na temat Everanii. Za Andriejem biegły dwa świstaki, jeden lis, kilka królików i dosyć sporo wiewiórek ziemnych. Na samym końcu wlokła się Uejva, nucąc coś cichutko, zrywając kwiatki i strzelając z mini-guna w idące za agentem zwierzątka. Każdy celny strzał kwitowała okrzykami radości.
(*) - Tajna Radziecka Partia Grzybiarzy ;D
(**) - Spoczywaj W Pokoju :)
Autor: Falka email:
falka91@wp.pl
|
|
|
|