LICZE

 

Licz. Fascynująca i zdumiewająca istota. Potężny nieumarły spotykany jest praktycznie w każdym systemie fantasy, rozporządzając mocą iście przeraźliwą. Kilka numerów wcześniej (ściślej - w numerze 33) Valcaster opublikował w KGF-ie sporawego arta odnośnie przeistaczania się w licza. Dotyczył on jednakże tylko Warhammera, chociaż mimo wszystko polecam ten tekst ze względu na ogrom interesujących informacji. Postaram się jednak dopisać jeszcze trochę od siebie, korzystając ze znanych mi źródeł.

 

Obok wampira, licz jest najpotężniejszym istniejącym przykładem nieumarłego. Na ogół posiada niesamowitą moc, nie działa na niego większość broni, trudno też rzucić na niego jakiekolwiek zaklęcie ze względu na odporność magiczną. W RPG na ogół trochę upraszcza się sprawę zabicia licza, ograniczając tą czynność to zwykłego zatłuczenia bądź wykorzystania odpowiedniego zaklęcia. Tymczasem uśmiercenie potwora nie jest takie znowu proste, ale o tym później.

 

Skąd biorą się licze - powiada się, iż stanie się liczem jest naturalną koleją rzeczy dla każdego nekromanty, który para się swoją profesją już jakiś czas. Dzieje się tak dlatego, iż nekromanta w końcu umrze, mimo wszystko będąc żyjącym człowiekiem. To zaś nie stanowi najciekawszej perspektywy na przyszłość. Bo jak tu zdobyć jeszcze większą wiedzę, kiedy pisana jest nam śmierć? Co prawda Sokrates uważał, dość słusznie zresztą, moim zdaniem, że prawdziwą mądrość człowiek może posiąść dopiero po śmierci, ale, darując sobie wywody filozofa, nekromanta raczej nie myśli z radością o śmierci. Liczem zresztą stać się może także zwykły mag, owładnięty, jak nekromanta, obsesyjną żądzą mądrości.

 

Jaka jest jednak prawda na temat liczy? Cóż, podobnie, jak i większość niesamowitych istot, także postacie potężnych, nieumarłych magów trafiły do fantasy z wierzeń ludowych, w tym przypadku - z ruskich. W podaniach Rosjan spotykamy bowiem postać Kościeja (Koszczej, z przydomkiem Bezśmiertnyj). Skąd się wzięło to miano - prawdopodobnie od tego, iż był to stary, kościsty dziad, choć inni uważają, że etymologia imienia jest diametralnie inna - kościeja pokonał bóg Jaryła zakuwając go w łańcuchy, zaś "koszczej" znaczy, prawdopodobnie, "niewolnik".

 

Tak czy owak jednak Kościej nie był bynajmniej chudym, acz mało groźnym dziadygą, choć gry RPG przyzwyczaiły nas, iż kościejami nazywa się po prostu szkielety (ot, choćby w HoMM III PL - kościej to szkielet-wojownik). Był to, jak powiadają, rozporządzający wielką mocą czarownik, bez litości realizujący swoje niecne plany. Mieszkał w zamku, pod swoją pieczą mając skarby nieprzebrane, a wśród nich dwa najcenniejsze - wodę martwą i żywą. Żywa woda pozwalała przywracać do życia umierających i już nieżywych, martwa natomiast leczyła rany i mogła podtrzymywać życie aż przez całą wieczność.

 

Wieczne bytowanie na ziemskim padole nie było tymczasem dane Kościejowi. Jak pisałem, pokonał go Jaryła. Cóż jednak z tego, skoro, by ubarwić nieco baśnie ruskie, nie na długo pozostał on w kajdanach. Przypadkowo uwolnił go Iwan Carewicz, z czego jednak nic dobrego nie wyniknęło, Kościej porwał bowiem ukochaną bohatera (nie wnikam już, po co). Tu zaś zaczynała się kwestia zabicia go, o której wspominałem wyżej, iż taką prostą nie była. Zaiste, dzielny Carewicz musiał bowiem cały świat przewędrować, by narzeczoną swą wyswobodzić. Kiedy wreszcie dotarł już na kraniec świata, wykopać musiał spod kamienia skrzynię. W skrzyni z kolei znalazł zająca, w zającu zaś - małą kaczuszkę. Kaczuszka nosiła w sobie jajo, które wystarczyło już tylko zgnieść, by pozbawić Kościeja życia. Nie muszę chyba wyjaśniać, co zrobił Iwan? Nie, proszę bez głupich chichotów, nie jajecznicę (zresztą co to za jajecznica z jednego jaja)...

 

Analizując powyższą opowieść trudno nie odkryć w Kościeju współcześnie rozpowszechnionego nam, dzięki fantasy, licza. Mamy wszystkie cechy wspólne - nieśmiertelność, wielką moc magiczną, obrzydliwy wygląd truposza, wreszcie "drobne" utrudnienia przy zabiciu (w AD&D, cytuję, mało wiele, z pamięci - "licze przechowują swoje siły życiowe skryte w niewielkim pojemniku, gdzieś ukrytym").

 

Mam nadzieję, że trochę przybliżyłem Ci, Czytelniku, postać, którą, w teorii, doskonale znasz. Czasem bardzo jest interesujące, skąd inspiracje swoje czerpali twórcy fantasy i dlaczego pewne stwory znamy w takiej, a nie innej właśnie formie. Warto niekiedy pogrzebać we wierzeniach rozmaitych narodów, a wtedy z uśmiechem na twarzy wyczytamy czy usłyszymy, że pod mniej lub bardziej znajomą nam nazwą kryje się ten czy inny stwór. Pozdrawiam i życzę miłego dnia (popołudnia, wieczoru, nocy?)...

 

 

 

Autor: Equinoxe

email: equinoxe@vgry.net