S. LEM

"ASTRONAUCI"

 

Wstyd się przyznać, ale nigdy wcześniej nie zetknąłem się z twórczością Lema.
Postanowiłem nadrobić zaległości. I tak, przypadkiem będąc w bibliotece szkolnej
(przypadkiem, bo przecież żaden szanujący się Polak nie chodzi do biblioteki:)), natrafiłem na
książkę pt. "Astronauci". To, że to pierwsza książka tego autora, jaką czytam ma swoje dobre
strony, bo przecież dzięki temu jestem maksymalnie obiektywny.

Muszę przyznać, że pierwsze strony nie nastawiły mnie zbyt pozytywnie. To było do
przewidzenia, bo wbrew temu, co niektórzy mogliby pomyśleć po moim pseudonimie do
fanów Star Wars i science - fiction nie należę. Nigdy wcześniej nie czytałem też książek
fantastycznych. Wolałem Kinga, Archiwum X, przygodówki, książki wojenne oraz takie,
które są o wszystkim i o niczym. Nie ma więc w moim podejściu nic dziwnego. Ot, taka sobie
fabuła w stylu: Kosmici chcą nas zaatakować i dzielni astronauci ratują świat. No, może nie
do końca tak było, ale po kolei.


Książka podzielona jest na dwie części. Część pierwsza jest tylko niedługim
wprowadzeniem do części drugiej.
Na samym początku części pierwszej dowiadujemy się, że 30 czerwca 1908 roku na teren
Syberii spadło...coś, powodując wstrząs tak duży, że wywołało falę uderzeniową na tyle silną,
aby w ciągu 30 godzin i 28 minut mogła okrążyć całą kulę Ziemską i wrócić na miejsce
"startu". Nie brzmi zbyt wiarygodnie? Też tak pomyślałem, stąd moje negatywne
nastawienie, zwłaszcza, że czytamy to już na pierwszej stronie. Ale wróćmy do fabuły. Jak się
okazało to "coś" to pojazd międzyplanetarny (trudno było zgadnąć, nie ma co). W jego
wnętrzu znaleziono prawie pięciokilometrowej długości drut. Badania dowiodły, że taki metal
nigdy nie istniał na Ziemi. Ale to jeszcze nie wszystko. Drut był namagnesowany i
przypuszczano, iż nie przypadkiem, że to jakiś zapis. Najprościej można to wytłumaczyć na
przykładzie kasety magnetofonowej, czy choćby dyskietki. Zarówno dyskietka jak i kaseta
zapisana jest za pomocą drgań elektrycznych, podobnie jak owy drut. Nadano mu roboczą
nazwę - "Raport". Można byłoby długo się rozwodzić nad rozmaitymi sposobami, jakimi
próbowano odczytać zawarte w "Raporcie" informacje, jednak dość napisać, że w końcu
ukazały się nast. słowa:

Krzem, tlen, glin, tlen, azot, tlen, wodór, tlen.

 

Powtórzenia słowa tlen nie są błędem. To opis budowy skorupy Ziemskiej, wody oraz
atmosfery. W dalszej części "Raportu" odczytano...jak chcesz wiedzieć, to przeczytaj
książkę:P. Za dużo bym zdradził. Wystarczy powiedzieć, iż wystarczyło, aby wysłać na
Wenus Dream Team, czyli kilku astronautów. Bo to właśnie z Wenus pochodził ów
tajemniczy pojazd.

 

Tyle fabuły. Część druga napisana jest w formie pamiętnika. Tzn. nie ma tam dat itp., ale
akcja opisywana jest w pierwszej osobie, podczas gdy w części pierwszej była to trzecia
osoba. Zresztą druga część jest zatytułowana "Dziennik pilota".
O zaletach nie będę się rozpisywał, no bo co można o tym napisać w wypadku książki? Że
ma fajną czcionkę:)? Czytało się fajnie, choć na początku byłem negatywnie nastawiony.
Skoro nie mam nic do powiedzenia o zaletach, to powytykam trochę wady. Przede
wszystkim nie pasuje mi wybór Wenus. Nie wiem, co o tej planecie wiedziano w momencie
pisania książki (lata 1950 - 1951), ale patrząc z punktu widzenia współczesnego czytelnika,
wybór Wenus to absurd. Czemu tak sądzę? Bo panuje tam temperatura około 450?C, rok trwa
225 dni ziemskich, a doba 584 dni. Nie pomyliłem się, oznacza to, że Wenus okrąża słońce w
225 dni, a obrót wokół własnej osi zajmuje jej 584 dni. Są tam też inne "atrakcje", takie jak
obłoki kwasów siarkowego i solnego oraz ciągłe huragany. W książce natomiast nie ma o tym
ani słowa, a doba trwa mniej - więcej tydzień. Jednak jak mówiłem nie wiem, co w tamtych
latach wiedziano o Wenus. Jako wadę zaliczam również niektóre bzdury, jednak wypisanie
ich było niezbędne, aby książka przeszła przez wszechobecną cenzurę (należy pamiętać, iż
wtedy panował komunizm). Nie sposób nie odnieść wrażenia, że partia jest wspaniała i bez
niej świat by się zawalił. Mamy więc ZSRR, a wszyscy naukowcy pochodzą z Rosji, Chin i o
ile się nie mylę również z Korei Północnej. Denerwujące, jednak bez tego książka nie
zostałaby wydana.

 

Mimo tych wad książkę może nie za wybitną. Ale z pewnością godną uwagi. I z
pewnością przeczytam jeszcze niejedno dzieło tego autora. Ostrzegam jednak, że jeśli chodzi
ci przede wszystkim o wartką akcję, to lepiej poszukaj gdzie indziej. A jeśli nie lubisz
fantastyki - naukowej, to przeczytaj "Astronautów", być może nadal nie polubisz tego
gatunku, ale bynajmniej choć trochę zmienisz o nim zdanie. Ja jednak raczej książek science
- fiction czytać nie zacznę, nie licząc książek S. Lema.

A jeśli chcesz poczytać o Stanisławie Lemie, to zajrzyj na www.lem.pl.

 

 

Autor: Luke

email: luke50@go2.pl