![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
|||
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
EKRANIZACJA CZY ADAPTACJA To zysk czy strata dla utworu literackiego?
Często w mediach słyszymy o tym, jaka powieść zostanie pokazana na dużym ekranie. Ostatnio stało się dość modne ekranizowanie znanych utworów literackich. W Polsce popularność zyskały filmy kostiumowe. W niedawnej przeszłości dane nam było obejrzeć "Ogniem i mieczem", "Pana Tadeusza", "Quo vadis", czy też "Zemstę". Ekranizowanie polskiej klasyki jest z pewnością dochodowe, gdyż do kina pójdą osoby starsze, ciekawe, jak przedstawia się dawno czytana książka jako film. Młodzież z chęcią skorzysta ze sposobności, by opuścić szkolne ławy pod pozorem dokształcania się w kinie. Ale czy tak naprawdę reżyser powinien mieć na uwadze tylko sukces cenowy? Oczywiście, że nie! Niejednokrotnie się o tym niestety zapomina, tworząc filmy, które wypaczają utwór literacki. Przykładów nie trzeba szukać długo, przychodzą one dość szybko do głowy.
Oczywiście, są też tytuły dobre, które pamiętamy przez długie lata. Często zdarza się, że to właśnie film zachęca człowieka do przeczytania książki, na podstawie której został stworzony. Pierwszym takim filmem dla mnie był emitowany w odcinkach w telewizji publicznej "Lew, Czarownica i stara szafa". Kiedy "pożerałem wzrokiem" piękno krainy Narnia nie miałem pojęcia, że obraz jest na podstawie książki C.S.Lewisa. Uczyłem się wtedy w początkowych klasach szkoły podstawowej, więc ledwie umiałem czytać. Jednakże, gdy dowiedziałem się, że "Opowieści z Narnii" to pierwowzór dla obrazu z telewizji, natychmiast rzuciłem się do czytania. Wchłonąłem siedmiotomowy cykl w dość szybkim tempie. Wydaje mi się to wystarczającym dowodem na to, że ekranizacja jest zyskiem dla utworu literackiego.
Książka "Lew, Czarownica i stara szafa" stała się początkiem mojego zainteresowania fantastyką, które trwa do dzisiaj, pośrednio więc film ten przyczynił się do przeczytania przeze mnie wielu powieści.
Zastanawiając się nad innymi ekranizacjami, które niegdyś widziałem, a które zachęciły mnie do czytania książki, natknąłem się na serię o Panu Kleksie. Obraz "Akademii Pana Kleksa" pamiętam do dziś jako miejsce tajemnicze, ale i przepełnione radością. Wprawdzie książkę czytałem znacznie później, już jako obowiązkową lekturę szkolną w którejś z klas szkoły podstawowej, ale byłem do niej bardzo przychylnie nastawiony. Miałem ochotę poznać losy filmowych postaci na papierze i przekonać się, czym się różnią. Nie jestem w stanie przytoczyć teraz konkretnych przykładów, ale "Akademię Pana Kleksa" określiłbym jako adaptację utworu literackiego. Scenariusz nie był dokładną kopią oryginału, niektóre postacie zostały zmodyfikowane, a niektóre wątki pominięte. Nie zmienia to faktu, iż ten film uważam także za zysk dla utworu literackiego.
Wyobraźmy sobie następującą sytuację: tłumy zachęcone dobrymi recenzjami filmu ciągną do kina, a po wyśmienitym pokazie sięgają po książki. Wręcz idealny przykład, ukazujący sposób, w jaki dzieło literackie zyskałoby na ekranizacji. Takim przykładem, według mnie, jest "Władca Pierścieni". Do grudnia poprzedniego roku mało kto w Polsce, wyłączając grupy osób zainteresowanych fantastyką, przeczytał trylogię Tolkiena. Po projekcjach kinowych stała się ona tematem bardzo powszechnym. Do dziś wszędzie dokoła widzimy gadżety związane z filmem. Doskonała jakość, zarówno obrazu, jak i muzyki sprawiły, że "Władca Pierścieni" jest idealnym przykładem zysku dla utworu literackiego.
Jednym z filmów, jakie widziałem ostatnio, był "Pianista". Obraz, który zobaczyłem, "rzucił mnie na kolana". Według mnie, jest dziełem wybitnym i Roman Polański powinien zostać za niego uhonorowany najlepszymi filmowymi nagrodami. Z pewnością, gdy znajdę tylko trochę czasu, przeczytam książkę, w oparciu o którą ten film powstał.
Przykładów takich mógłbym znaleźć więcej, jednakże uważam, że te pokazują, iż po ujrzeniu w kinie lub telewizji obrazu, droga do przeczytania powieści jest już prosta. Oczywiście można nad tym polemizować, gdyż znajdzie się pewnie grupka osób, która stwierdzi, że po co czytać, gdy wie się, co będzie dalej, bo widziało się to na filmie. Według nich wspomniana ekranizacja okazałaby się stratą dla utworu literackiego. Myślę, że ta grupa byłaby w mniejszości, gdyż dobrze zrealizowany obraz sam w sobie nakłania nas do zapoznania się z dokładniejszymi losami bohaterów.
Zajmę się teraz przykładem odwrotnym, który zniechęcił mnie do przeczytania książki. Jest on niewątpliwą stratą dla utworu literackiego, gdyż odstrasza swym wykonaniem publikę. Piszę, oczywiście, o "Wiedźminie". Film, który miał pokazać, że Polak potrafi, okazał się tego dokładnym przeciwieństwem. Opowiadań Andrzeja Sapkowskiego, na podstawie których został napisany scenariusz do filmu, nie czytałem przed pójściem do kina, choć miałem na to ochotę. Postanowiłem dowiedzieć się, ile zrozumiem z filmu. Nie zrozumiałem praktycznie nic! Według zapewnień Marka Brodzkiego - reżysera filmu, adaptacja miała być przeznaczona nie dla fanów prozy Sapkowskiego, co samo w sobie jest chore. Dzieło literackie, jakim są opowiadania o wiedźminie Geralcie, doprawdy wiele straciło na filmie. Część ludzi z pewnością nie sięgnie przez to w ogóle po książki fantastyczne. Autor pierwowzoru podczas premiery opowiadań w hiszpańskiej wersji językowej powiedział nawet, że przez ten film nie chce wracać do Polski!
Filmów - ekranizacji, które nie podobały mi się, jest dość dużo. Wyróżniłbym tu "SPONĘ". Niewiele mówiący tytuł ukrywa w sobie ekranizację powieści Edmunda Niziurksiego pod tytułem "Sposób na Alcybiadesa". Autor ten, jak i Adam Bahdaj, kiedyś należał do moich ulubionych. "SPONA" miała chyba pokazać, w jaki sposób utwór literacki, może stać się atrakcyjny dla nie czytającej książek młodzieży. Według mnie zestawienie czasów akcji powieści i rzeczywistości było pomysłem nietrafionym, choć oryginalnym. Dla mnie sama fabuła była doskonale zrozumiała, jednakże koledzy, którzy nie czytali wcześniej książki, mieli spore problemy, by zorientować się, o co chodzi... Muzyczne wstawki, które kończyły każdy epizod, niszczyły tylko klimat, który tworzyła książka. Uważam, że "SPONA" była stratą dla utworu literackiego, gdyż nie doprowadziła do tego, że moi, wspomniani wcześniej koledzy sięgnęli po książki.
Książki są złe i dobre, filmy też. Wiadomo, że nie każdy produkt
może być wybitny, gdyż wtedy ta "wybitność" spowszedniałaby nam, ale
od ekranizacji, bądź też adaptacji można wymagać, by nie "psuła" utworu
literackiego. Wszelkie tego typu przedsięwzięcia powinny być zyskiem
dla książki, jednakże nie zawsze tak jest. Nie da się jasno odpowiedzieć
na pytanie, postawione w temacie pracy. Z pewnością mogę jednak stwierdzić,
że dla tych, którzy lektur nie czytają, filmy typu "Pan Tadeusz",
"Lalka", czy "Nad Niemnem" są ratunkiem przed jedynką w dzienniku.
Dla takich osób na pewno te ekranizacje są intratne.
Autor: Darky email: darky@vgry.net
|
||||
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |