JEDYNY...

 

Jest tydzień po wigilii, gdy to piszę. Tak, wiem, ogromna większość z Was, drodzy Czytelnicy, ma to przed oczyma parę miesięcy później. Zdążyliście już zjeść wszystkie słodkości, nacieszyliście się każdym prezentem. Ja jednak mam wrażenie, że z pewnego prezentu, który niedawno dostałem, będę cieszył się znacznie dłużej, niż zwykle...

 

Tydzień temu dostałem pierścień. Dziwne, prawda? Chłopak dostaje na gwiazdkę pierścionek. To w zasadzie zwykła obrączka, bo nie ma w niej oprawionego żadnego klejnotu. Wyryto na nim za to znaki, bardzo cienkim, szalenie urokliwym pismem. Elfowym, oczywiście.

 

Nie macie pojęcia, jak się ucieszyłem z tego prezentu. "Super, mówiłem sobie, jak Jedyny". Miałem oczywiście na myśli Pierścień Jedyny, z "Władcy Pierścieni". Rzecz jasna ten klejnot nie do końca jest taki, jak ów książkowy, bo przecież gdyby był identyczny, pozwalałby mi znikać, a ponadto - znaki nie byłyby widoczne bez podziałania na niego ogniem. Czy to ważne jednak? Jest prześliczny.

 

Z pierwszym założeniem go jednak uczułem coś dziwnego. Nie wiem, do końca, co to, ale to tkwi we mnie, głęboko, w nienazwanym miejscu, w najciemniejszym zakamarku mojego serca. To przedziwne uczucie. Nie wiem, możecie powiedzieć, że jestem jakiś psychiczny, ale miałem wrażenie, iż przepełnia mnie niesamowita moc, że mogę znacznie więcej, niż dotychczas. Było to i przyjemne, i nie. Przyjemne, ponieważ dodawało mi pewności siebie, jakiejś takiej swoistej odwagi. Nagle poczułem się jakby ponad wszystkim, zwiększył się mój dystans do problemów codzienności. Nieprzyjemności natomiast wiązały się z tym, że zdejmując pierścień, czułem się dokładnie odwrotnie - słaby, kruchy. Czasem, po ściągnięciu go, bardziej natarczywy ton ze strony kogoś z rodziny wprawia mnie w zakłopotanie, czego nigdy wcześniej nie było.

 

Dziwne? Na pewno. Mimo to prawdziwe. Uświadomiłem sobie po krótkim czasie, że pierścień mną manipuluje. Nie wiem, na dobrą sprawę, jak. No właśnie. Przecież to tylko odlany kawałek metalu. Podejrzewam, że jeśli rodzice nie dali go zrobić na zamówienie, to takich jak on może być na świecie setki tysięcy. Czy na każdego tak on działa?

 

Chyba nie. Podejrzewam, że to moje uwielbienie do "Władcy..." nadało mojemu najdroższemu prezentowi pewną moc. Nie do końca taką, jaką miał "oryginał", ale i tak znaczącą. Wciąż ją poznaję, ciągle uczę się z niej korzystać, choć przez tez ten tydzień zrobiłem już ogromne postępy. Zauważyłem, że łatwiej wychodzi mi przekonywanie ludzi do swojego zdania. O wiele lepiej pojmuję też języki. Niedawno zacząłem oglądać niemieckojęzyczne stacje i zorientowałem się, że rozumiem prawie każde słowo! Niewiarygodne...

 

Zastanawia mnie tylko, ile złego tkwi w tej niewielkiej obrączce. Przecież, na dobrą sprawę, książkowy Jedyny był tworem zła. I to ogromnego zła.
Ja uważam się za człowieka dobrego. Może nie do końca, bo każdemu zdarzają się potknięcia, ale staram się być dobry. Ciekawi mnie więc, czy w mój pierścień wlałem więcej dobra, czy zła? Tego nie wiem. Na razie nie czuję, by cokolwiek się we mnie zmieniało. Nie wydaje mi się, żebym stał się bardziej zawistny, przewrotny, mściwy. Kto wie, może minęło jeszcze za mało czasu? Fakt, że rodzą się we mnie obawy, wiele obaw. Nawet czasem nie wiem do końca, z jakiego powodu, ale po prostu odczuwam niepokój. Bywa, że śmieję się z tego, ale to wciąż mnie nachodzi...

 

Wiecie, kombinowałem nad tym, co by się stało, gdyby w moje ręce trafił prawdziwy Jedyny. Taa, ten z książki. Może zresztą nie tyle nad tym, co by się stało, ale raczej - jak on działał. Co takiego sprawiało, że Frodo mu ulegał, czym w istocie był spowity, że praktycznie każdą istotę przeciągał na stronę ciemności. Trudno się nad tym zbytnio rozwodzić, Jedyny to przecież przedmiot magiczny. Nie nad wszystkimi miał jednak władzę. Ot, choćby Tom Bombadil, nad nim nie miał. Dlaczego? Prawdopodobnie dlatego, iż poczciwy Tom był starszy, niż sam Pierścień. Czy jednak starszy, niż Sauron, który Jedynego stworzył? Chyba nie.

 

Może tajemnica oporu Toma leżała w jego sposobie bycia, absolutnym braku przywiązywania wagi do władzy i wartości materialnych? Hmm... może. Zresztą o Tomie się rozpisywać nie będę, bo swoje teksty o nim napisały Luinil i Nimloth, więc im oddaję głos.

 

Poza Tomem jednak prawdopodobnie nigdy nie istniał w Śródziemiu ktoś, na kogo Pierścień by nie zadziałał. Przecież szlachetne, doskonałe, przepełnione dobrocią istoty, jak Galadriel czy Gandalf - nawet oni nie ważyli się tykać Pierścienia. Czarodziej zresztą stwierdził, że "Pierścień zbyt łatwo odnajdzie drogę do jego serca z powodu chęci do czynienia dobra".

 

Na początku podejrzewałem, iż może Jedyny w sposób umiejętny wydobywał na wierzch zło, które tkwi w każdym z nas. Gandalfa jednak oraz Galadriel uznaję za nieskazitelnych. Ta dwójka wybaczyłaby każdemu nawet największą krzywdę, więc jakie zło, tak naprawdę, mogło w nich być? Skoro zaś oni bali się wziąć Pierścień, sposób Jego działania musiał być więc inny.

 

Tylko jaki? Jeśli Pierścień nie wywoływał zła u tego, kto go nosił, zatem sam musiał w sobie zawierać zło. Zło pochodzące od Saurona i do niego pragnące wrócić. "Sauron i Pierścień to jedność", istniała opinia. Czasem jednak nie potrafię zrozumieć tego, jak on działał. Teoretycznie każdy, kto Go nosił, ulegał Jego potędze i musiał stać się w końcu nowym Władcą Ciemności. W praktyce jednak Jedyny nie pozwoliłby na to - był zbyt związany z Sauronem. Jedyny nie karmił się złem, jako takim, ani też nie miał żądzy siania zła przy każdej sposobności. Dowód? Proste - gdyby Jedyny tylko czyhał, by uczynić z kogoś Czarnego Władcę, gdyby tylko tego pragnął, by czynić zło, wykorzystywałby pierwszą nadarzającą się okazję. Choćby przypadek Isildura - przecież gdyby Pierścień nie zdradził go, jak to jest w powszechnej opinii, nie wystawił na strzały orków, mógłby, po niedługim czasie, doprowadzić (pośrednio, przez Isildura) do powolnego upadku Gondoru. Jedynemu jednak na tym nie zależało.

 

Czy Pierścień Saurona posiadał własną inteligencję? Bardzo wątpliwe, bo, podejrzewam, inaczej by się wtedy zachowywał. Z drugiej jednak strony miał niechybnie pewną świadomość i wolę. Wolę tą jednak można było osłabić, choćby tak, jak zrobił to Bilbo, w pierwszych chwilach posiadania Pierścienia decydując, że nie zabije Gulluma, przez co, w następnych latach, Jedyny oddziaływał na hobbita mniej intensywnie i destruktywnie. Narodziło się więc w mojej głowie pytanie, czy przyjmując odpowiednią strategię zachowań, będąc świadomym istoty Pierścienia (bo przecież Bilbo nie był jej świadom), można by się mu opierać? Tego nie wiemy, ale chyba można uznać to za prawdopodobne. Wiadomo jednak, że procesowi stawania się widmem nie można już było się oprzeć, bo było to po prostu nierozerwalnie związane z istotą posiadania Pierścienia...

 

No cóż, mój pierścień nie wydaje się być źródłem zła. Pewnie to tylko moja wykręcona nieco psychika sprawia, iż nadaję mu pewne... właściwości, których w zasadzie nie posiada. Siła ludzkiego umysłu jest niezbadana. Jeśli ludzie są w stanie leczyć się sami, przyjmując nic nie warte pigułki, ale po prostu wierząc, że są one skuteczne, to czy mój pierścień i jego wyimaginowane przeze mnie moce nie mogą wychodzić tylko ze mnie?

 

Może zresztą mój najdroższy klejnot tylko czeka na okazję? Może kiedyś dostanie się w inne ręce i to właśnie w tym kimś rozwinie straszliwe żądze? Nie wiem. Zastanawiam się tylko, czy wielcy zbrodniarze w historii ludzkości także mieli swoje pierścienie...

 

 

 

Autor: Equinoxe

email: equinoxe@vgry.net