|
© 2000-2002 Tawerna RPG
|
|
|
Jarlaxle:
Zaczęliśmy pisać dla Was z Darkym "Dyskusję o książkach..." już jakiś czas temu. Po miesięcznej przerwie... oto wracamy! Zabraliśmy się ostatnim razem za twórczość R.A. Salvatore'a, to jest, dokładniej, za dwie trylogie będące jego autorstwa. Były to Trylogia Doliny Lodowego Wichru (pierwsze jego dzieło w Forgotten Realms w ogóle), oraz Trylogia Mrocznego Elfa, chronologicznie rozgrywająca się przed wydarzeniami przedstawionymi w pierwszej sadze. Teraz zajmiemy się Dziedzictwem Mrocznego Elfa, nowym, czteroczęściowym zbiorem opowieści o Drizzcie, będącym literackim rozwinięciem sagi Doliny i całej historii słynnego Drowa w ogóle...
Darky:
Co do tego, że jest to rozwinięcie sagi i historii zgodzę się, jednakże nie nazwał bym tego tytułu nowym. Zważywszy na to, że na świecie są już w sprzedaży kolejne książki Salvatore'a o najbardziej znanym drowie, a i w Polsce od wydania Dziedzictwa Mrocznego Elfa minęło już trochę czasu.
Jarlaxle:
No dobrze, zaczynając może od wydarzeń, zanim wyrazimy jakiekolwiek opinie... Wiemy już więc, jaka jest historia postaci Salvatore'a, którą grał on między innymi w RPG, w świecie Zapomnianych Krain (przy okazji, Trylogia Mrocznego Elfa jest niczym innym, jak tylko "nieco" przedłużonym zarysem dziejów tejże postaci do sesji! Chodzi oczywiście o Drizzta... :). Lecz to, co wydarzyło się potem, kiedy Halfling Regis powrócił do Mithrilowej Hali, po pewnym czasie jego pobytu w pełnym intryg i zabójstw mieście południa, Calimporcie, opisane zostało w całkowicie nowej, czteroczęściowej sadze o naszym wspaniałym Drowie i jego przyjaciołach. Sagę nazwano "Dziedzictwo Mrocznego Elfa", a jej pierwsza księga nosi po prostu tytuł "Dziedzictwo". Zdarzenia opisane w nowej tetralogii o Drizzcie rozpoczynają się w Mithrilowej Hali, w której Mroczny Elf odnalazł swój nowy dom, będący dla niego ostoją wypoczynku i ucieczką od czarnej przeszłości, jaką pozostawił za sobą. Jednak, jak się okazuje, pewne Drowy wciąż mają chrapkę na Drizzta i tym bardziej nie zamierzają zostawić go w spokoju, kiedy wreszcie nasz bohater znalazł dla siebie odrobinę swobody i spróbował dostatniego życia. Rzucony po raz kolejny w pasjonujący wir przygody, nasz dzielny szermierz musi stawić czoła zbliżającemu się napadowi Mrocznych Elfów na królestwo Krasnoludów, należące do jego przyjaciela, słynnego brodacza, Bruenora Battlehammera. Zanim jednak zasadnicza część konfliktu się rozpocznie, czeka nas dużo heroicznych wyczynów Drowa i jego przyjaciół, oraz wiele konfliktów pomiędzy zaręczonymi ze sobą Wulfgarem i Catti-Brie, nie pałającymi nawzajem ku sobie tak wielką sympatią, jakby to się mogło z początku wszystkim wydawać. W tym szeregu niespodziewanych wypadków, Drizzt będzie wkrótce musiał przeżyć kolejny szok, kiedy okaże się, że zginął ktoś z jego najbliższych, a za całą tą sprawą kryje się między innymi jeszcze jeden wielki wróg z całkiem niedalekiej przeszłości Drowa. Jest to Artemis Entreri, którego powrotu z pewnością domagali się fani powieści o Drizzcie, i, mówiąc szczerze, całkiem słusznie się stało, że prezent ów otrzymali...
Darky:
Pamiętam, gdy wszedłem do płockiego Empiku z zamiarem kupienia jakiejś książki z Zapomnianych Krain. Kolega podszedł już do regału z fantastyką, mnie natomiast coś tknęło - spojrzałem na TOPlistę. Czytam sobie autorów... nagle szok - na ósmym miejscu jest R.A. Salvatore. Nie miałem pojęcia co niesie ze sobą tytuł "Dziedzictwo". Odszukałem książkę na półce i rozentuzjazmowany (żeby nie napisać podniecony) podszedłem do kasy. Tamtego dnia już nikt mnie nie widział.
Kiedy przeczytałem wzmiankę na tyle książki o "dawnych wrogach" przez myśl przeszło mi tylko jedno słowo: "Errtu". Od czasów "Kryształowego Reliktu" nie mogłem się doczekać kolejnego spotkania Drizzta i balora. Niestety - nie doczekałem się - w tej części tetralogii. Nie przeszkadza mi to jednak oceniać tą książkę wysoko - tak ja cały cykl.
Jarlaxle:
Bezgwiezdna Noc, czyli druga część tetralogii, jest już inna. Drizzt postanawia wyruszyć do Podmroku, aby zająć się sprawami własnej przeszłości, za które cierpią jego wierni i drodzy mu przyjaciele. W podróży towarzyszy mu głupio nieposłuszna i szukająca przygody Catti-Brie. W wędrówkę po krainie podziemia udaje się z nią również nasza ukochana pantera, Guenhwyvar, dzięki której dziewczyna Wulfgara wychodzi cało z większości opresji w jakie wpada... Chociaż nie ze wszystkich...
Plusem powieści jest magia i to, w jaki sposób Salvatore nią operuje. Po pierwsze, pisarz nie zapomina o magicznych przedmiotach, czyli o wszystkich tych bzdetkach, w jakie bohaterowie zaopatrzyli się w trakcie Trylogii Doliny..., i które teraz noszą ze sobą. Otóż, jak się okazuje, są im one pomocne nie tylko do wykonania pojedynczego questu, ale przydają się później na stałe, ponieważ, jak to zostało wcześniej zaznaczone, mają wielką potęgę i wartość. Nawet maska Drizzta, dzięki której zamieniał się on swego czasu w zwykłego Elfa faerie, aby ukryć swą czarną naturę, okaże się w powieści poprzedniej (Dziedzictwie) bardzo wiele znacząca dla fabuły.
Inną sprawą jest sama fabuła Bezgwiezdnej Nocy. Cóż, podobnie, jak cała ta wielka sprawa związana z konfliktem Drowów między Krasnoludami i Svirfnebli, który rozegra się w pełni dopiero w kolejnej części sagi, opowieść o Drizzcie udającym się do Menzoberranzan w pojedynkę, i walczącym ze swoimi braćmi, a potem uciekającym... nie wskórawszy zupełnie nic, poza, najwyżej, rozsierdzeniem Matki Przełożonej Baenre i otrzymaniem kilku całkiem poważnych ran, wydaje się za bardzo na siłę zmyślona... Jakby, dla zapchania miejsca i dla narobienia sobie przez autora... pieniędzy. Taka prawda. Choć Salvatore napisał dzieło na poziomie, jest ono niczym innym jak tylko pójściem w stronę komercji. I tutaj nic już tego wszystkiego niestety nie zmieni... Można to przetrwać z pokorą i przeczytać jego dzieło, albo nie przyjąć tego obrotu sprawy do wiadomości i, najzwyczajniej w świecie je zostawić...
A wiecie, jak to wszystko się zaczęło? (Tutaj przejmuje mnie całego chorobliwie spazmatyczny śmiech). Matka Baenre zamknęła Gandaluga Battlehammera, przodka Brunerora, w jego własnym, wybitym zębie, kiedy była jeszcze baaardzo młoda (jakieś parę tysięcy lat temu...). Buahahaha! A potem zachciało jej się podboju jego Mithrilowej Hali. Czyż to nie jest trochę... hmm... głupie?
Darky:
Szczerze mówiąc nie zwróciłem na to zbytnio uwagi - nie przejąłem się tą hmm "nieścisłością". Bardziej ciekawiło mnie, kiedy Gandalug i Bruenor się spotkają oraz jak podzielą władzę. Jednakże w Bezgwiezdnej Nocy zauważyłem, że Drizzt stał się jeszcze bardziej trójwymiarową postacią. Znów duży nacisk położony jest na życie wewnętrzne bohatera i jego rozterki. Do ciekawszych fragmentów książki należą niewątpliwie sceny walki Drizzta Do'Urdena z Dantragiem Baenre.
Jarlaxle:
Mroczne Oblężenie jest już znacznie lepsze. Jeśli nie zastanawiamy się nad źródłami konfliktu (no bo, na przykład, po co te Mroczne Elfy goniły za Drizztem z Podmroku aż do domu Bruenora, usiłując go za wszelką cenę dorwać?!? Żeby go złożyć w ofierze i zyskać łaski Lloth? A co, na przykład, z tyloma setkami Drowów renegatów żyjących w Skullporcie lub na powierzchni, i nie poddających się mocy Pajęczej Królowej? [pisała o nich między innymi Elaine Cunningham, czy Ed Greenwood w swoich opowiadaniach]. Czy dla łaski Lloth nie lepiej by było zająć się nimi, zamiast zawracać sobie głowę jakimś tam nic nie znaczącym wojownikiem z upadłego domu? Dla mnie Drowy są zbyt inteligentne na takie pomyłki...), który rozpętał się o Mithrilową Halę i o samego Do'Urdena, wydaje nam się on naprawdę bardzo fajny i dobrze przemyślany.
Darky:
Muszę w tym miejscu Ci przerwać... W "Krainach Podmroku" Drizzt ujrzał Lolth, a potem się jej wyrzekł - jak dla mnie jest to wystarczający powód, by na niego polować. Bogowie Krain należą raczej do pamiętliwych...
Jarlaxle:
Dołączają się bowiem do całej tej małej wojny słynni Harpellowie, a także Svirfnebli, z tym wspaniałym Belwarem na czele (zawsze chciałem, żeby Belwar Dissengulp zobaczył się kiedyś z Bruenorem, i to, faktycznie, stało się właśnie w "Oblężeniu" :), pojawia się bardzo ciekawa i znana później postać, jaką jest słynny Thibbledorf Pwent, zabijaka jakich mało, dowódca Brygady Pogromców Flaków, a na dodatek, to wszystko opatrzone jest znakomitymi opisami bitew i intrygami, jakie knują tacy mistrzowie jak choćby sam Jarlaxle (który to, swoją drogą, jest przez te wszystkie trzy części największym plusem całej sagi :). Ta doskonała całość zamknięta została w bardzo profesjonalnej prozie Boba Salvatore'a, i w jego plastycznym sposobie pisania, a to z kolei dało nam ostatecznie całkiem niezłą pozycję na nudne wieczory, czy deszczowe dni. Mroczne Oblężenie było dla mnie najlepszą częścią całej sagi, kiedy je czytałem, ale potem przekonałem się, że to ostatnia, czwarta część... jest, krótko mówiąc, jeszcze lepsza...
Darky:
Co do Twoich przemyśleń o Belwarze to liczyłem na to samo i się doczekaliśmy. Harpellowie nieco w "Mrocznym Oblężeniu" mnie denerwowali, ale sztuczki z transformowaniem mózgu do odbytu nie zapomnę... Muszę ten sposób kiedyś wykorzystać na sesji RPG...
Thibbledorf Pwent - w końcu, w tej części sagi pokazuje całą swoją okazałość (nie, nie rozbiera się!!!). W sumie to warto kupić tę książkę chociażby ze względu na sytuacje z tym krasnoludem. Krasnoludzka katapulta, lasso szałojownika... to są kolejne "kwiatki", o których będę jeszcze długo pamiętał!
Same "Mroczne Oblężenie" jest moją ulubioną książką ze świata Forgotten Realms. Uwielbiam wielkie bitwy, a ta przedstawiona na kartach powieści na pewno do takich należy. Książkę, z tego co pamiętam, "wchłonąłem" w niecałe cztery godziny i byłem trochę rozczarowany, że na kolejną cześć musiałem czekać tak długo- niech to stwierdzenie zastąpi recenzję.
Jarlaxle:
Droga do Świtu, bo tak nazywa się czwarta, ostatnia część sagi Dziedzictwa Mrocznego Elfa, przywodzi na myśl coś odbiegającego klimatem od pozostałych partii tetralogii. Salvatore wysyła Drizzta i Catti-Brie na Morze Mieczy, na Duszka Morskiego, którego kapitanem jest przyjaciel Drowa, swego czasu udzielający mu pomocy w dotarciu do Calimportu i odzyskaniu więzionego Halflinga Regisa z niewoli Entreriego. Znowu pojawia się w powieści wspaniały Harkle Harpell, a także czarodziej Robbilard, naczelny mag na pokładzie statku kapitana Deudermonta. Poza tym, występują w książce takie sławy jak Cadderly (znany z innej serii książek Salvatore'a w Forgotten Realms), czy... uwaga, uwaga... ta daaam! Demon ERRTU! Co prawda, Errtu pojawia się już we wcześniejszej części tetralogii, w Mrocznym Oblężeniu, w trakcie wydarzeń której to książki, swoją drogą, według historii FR panuje tak zwany Czas Niepokoju - załamanie wszelkiej magii, bez której Zapomniane Krainy nie mogłyby przecież istnieć... (Apokalipsa w pełnym tego słowa znaczeniu...), ale dopiero tutaj jego udział jest naprawdę satysfakcjonujący dla czytelnika. Na szczęście, na czas Drogi do Świtu cała ta afera z magią się uspokaja, a Errtu ma wreszcie swobodny dostęp do Drizzta i może urzeczywistnić własne zbrodnicze plany względem niego...
Drugim głównym pozytywnym bohaterem powieści, poza Drizztem, jest młody barbarzyńca z klanu Doliny Lodowego Wichru o imieniu Rjekan, pożądający Aegis-Fanga, broni-młota należącej ongi do potężnego Wulfgara, przyjaciela Drowa...
Darky:
Gdy napisałeś o wszystkim, co wydarzyło się w tej książce zacząłem zastanawiać się, w jaki sposób R.A.Salvatore zmieścił się w standardowych dla powieści z Zapomnianych Krain 375 stronach.
Wniosek nasuwa się sam - pisarz musiał wrócić to stylu w jakim pisał Trylogię Doliny Lodowego Wichru, co najlepiej określić można przez brak przemyśleń i życia wewnętrznego, za to z nadwyżką akcji!
W pierwszej "Dyskusji" pisałem o klimacie, który sam tworzy się, jeśli w danym tekście występuje śnieg, zima itp. Ta sytuacja ma miejsce i tu. Czujemy z powrotem okrucieństwo północy oraz własne zasady rządzące tą krainą. Myślę, że końcowy powrót do Doliny Lodowego Wichru okazał się bardzo trafnym chwytem.
Warto jeszcze wspomnieć o jednym z niewielu pojedynków magów u Salvatore. Mowa tu oczywiście o Harpellu oraz Robillardzie. Opis tego starcia według mnie jest na wysokim poziomie (tak jak i u Greenwooda), a to, że magowie licytują zaklęcia jakie wykonują tworzy doprawdy niezłą otoczkę. Po tej próbie wrósł mój szacunek do klanu Harpellów. Ulepszenie "Bigby'iego" to niełatwa rzecz...
Jarlaxle:
Wszystko to doprowadzi do ekscytującego zakończenia, które, na dobre lub na złe, daje nadzieję na kolejne części historii o Drizzcie i spółce (a te pojawiły się już za granicą, i to nawet w nadmiarze... :). Poza tym, ogromnym plusem Drogi do Świtu jest opisywany w powieści klimat morza i walki ludzi z falami na statku, a także późniejszy powrót bohaterów do Dekapolis, gdzie czytelnik przypomina sobie nie tylko Trylogię Doliny Lodowego Wichru, a dokładniej jej pierwszą część, ale także grę komputerową Icewind Dale, i całe mnóstwo klimatu, jakie te tytuły niosły ze sobą. Droga do Świtu jest dla mnie najlepszą częścią całej sagi o Drowie renegacie, choć Mroczne Oblężenie również miło mnie zaskoczyło... w przeciwieństwie, niestety, do pierwszych dwóch książek, które, choć były bardzo ciekawe i składnie napisane... mogłyby być lepsze.
A Ty, Darky, co o tym wszystkim sądzisz? Tutaj, w podsumowaniu, bardzo liczy się Twój głos...
Darky:
U mnie numerem jeden jest "Mroczne Oblężenie", dopiero później umieścił bym Drogę do Świtu, a może nawet jeszcze za całą Trylogią Doliny Lodowego Wichru (ze wskazaniem na pierwszą i drugą część). "Tymczasowe" zakończenie całej sagi o Drizzcie, napisane jest dobrze, przepełnione akcją, wprowadza ciekawy motyw z więźniem Errtu - prawie do końca zastanawiałem się, kto nim jest - Zaknafein czy Wulfgar. Jednakże w trzeciej części tetralogii mamy niesamowitego szałojownika, Belwara, Alustriel, drowy i oczywiście samą śmietankę - drużynę Drizzta!
Na koniec tego artykułu pragnę Wam polecić cały czteroksiąg ;-), ze szególnym wskazaniem na dwie ostatnie części. Mam nadzieję, że przeczytacie kolejną "Dyskusję" za... miejmy nadzieję miesiąc.
|
|