Ciężkie czasy
Urodziłem się w małej wiosce, którą zwą Hamm'u, co w plemiennym języku znaczy: "miasto żywych". Co prawda tego zadupia nie można było nazwać miastem. Moje młodzieńcze lata spędziłem na pilnowaniu krów i rzucaniu włócznią razem z wujkiem Fennem i kolegami. Właśnie wujek Fenn zaszczepił we mnie chęć walki. Wieczorami opowiadał mi o świecie, po którym podróżował sporo lat. Dowiedziałem się wtedy wielu przydatnych rzeczy. (m.in.do czego służy tzw. Stymulant) Kiedy ukończyłem 18 lat, do mojej wioski przyjechał nieznajomy i oznajmił, że potrzebuje kogoś, kto mógłby mu pomóc w wielkiej wędrówce. Już Starszy naszego plemienia, chciał go przepędzić, gdy zgłosiłem się na ochotnika. (nikt mi tego nie mógł zabronić, ponieważ nie miałem rodziców, a wujek zmarł na skutek ukąszenia skorpiona) Podróżny dał mi czas do północy, na spakowanie. Zabrałem ze sobą tylko niezbędne rzeczy. Trochę pieniędzy, włócznie, prowiant, proszek leczniczy i pamiątkę po wujku: okulary przeciwsłoneczne. Zgodnie z obietnicą wyruszyliśmy o północy. Podczas wyjścia z wioski milczał. Gdy wyszliśmy poza tereny łowieckie, zaczął ze mną prowadzić konwersację. Dowiedziałem się, że na imię ma Viza i podróżuje po świecie szkoląc młodych mężczyzn na poszukiwaczy przygód. Po wschodzie słońca rozbiliśmy obóz pod skałami. Tam opowiadał mi o swoich przygodach. Nauczył mnie także podstawowych umiejętności. Po odpoczynku, udaliśmy się w dalszą podróż. Ta sielanka nie trwała jednak długo. Około południa zaatakowały nas przerośnięte jaszczurki. Viza pokazał na co go stać. Podczas, gdy Geckos biegł na niego, zrobił szybki ruch zaostrzonym kijem i wbił go w głowę napastnika. Zielona posoka trysnęła z łba jaszczura. Gdy ranny Geckos zaczął konwulsyjnie tarzać się, mój nauczyciel ukatrupił następnego. Nie chciałem stać i się patrzeć bezmyślnie. Ruszyłem więc na pomoc Vizie. Chlasnąłem ostrzem włóczni po brzuchu poczwary. Ten jednak. jakby nic nie poczuł, rzucił się na mnie. W panice zacząłem wrzeszczeć i wyrywać się z łap potwora. Patrząc z przerażeniem na pysk, który gryzł mnie niemiłosiernie, zobaczyłem jak czyjaś ręka, rozrywa tą paszczękę. To był Viza. Poczułem się słabo. Zemdlałem. Obudziwszy się zauważyłem, że byłem na materacu, w jakimś namiocie. Spojrzałem na miejsce, gdzie gryzł mnie Geckos i zobaczyłem dziurę, wypełnioną uzdrawiającym proszkiem. Do namiotu wszedł Viza i oznajmił mi, że wyliżę się z tego. Powiedział, że dobrze postąpiłem, atakując jaszczura. To była pierwsza, prawdziwa lekcja. Przez cały czas kuracji, Viza uczył mnie skalpowania Geckosów, co może mi się przydać. W nocy nie mogłem zasnąć. Słyszałem jakieś nieludzkie wrzaski i krzyki. Zatkałem sobie uszy rękoma i zasnąłem po kilku minutach...
-Xeto!Xeto, obudź się!
Po usłyszeniu tych słów, zerwałem się na równe nogi. Rana już się
zagoiła.
-Xeto! Chodź, musimy już się zbierać, bo nie zdążymy dotrzeć na
czas.
-Gdzie chcesz dotrzeć na czas Viza?- spytałem.
-Chcę Cię zabrać do mojego, jakby to powiedzieć? Hmm..O! Już wiem.
Chcę cię zabrać do mojej szkoły?
-Czego?
-Miejsca, gdzie ciebie wyszkolę na porządnego poszukiwacza przygód!
-Ale..
-Ciii. Niemów nic. Idziemy.
Ruszyliśmy. Przeprawialiśmy się przez kaniony, które na dnie
zionęły pustką, przez stepy, wyschnięte przez słońce. Pod wieczór
trafiliśmy pod drzwi drewnianego domku, ogrodzonego palisadą. Było
tak ciemno, że nie było widać, czy zabudowa ta stoi w lesie, czy
pod górą.
-Witaj w mojej szkole Xeto!
Po tych słowach otworzył drzwi, a moim oczom ukazał się wielki
pokój ze stołem pośrodku, szafami przy jednej ze ścian i kanapą
przy stole. w tej izbie były jeszcze dwie pary drzwi.
-Rozgość się, proszę!- powiedział.
Przestąpiwszy próg drzwi, ruszyłem do oglądania wnętrza pierwszej
izby. Po oględzinach pokoju pierwszego zabrałem się za drzwi po
lewej stronie. Po otwarciu drzwi, zobaczyłem, że znajduję się w
sporej sali z łóżkiem, skrzynią i kamienną szafą.
-Ta kamienna szafa to jest rodzaj spichlerza.- pouczył mnie Viza -
Tutaj dziś się prześpisz. Nie zaglądaj jednak za drugie drzwi. To
będzie niespodzianka.
O nic nie pytając poszedłem spać. Usnąłem jak suseł po
wykańczającej podróży. Rano obudził mnie ryk. Wstałem i wyszedłem
do głównej izby i ujrzałem Vizę, czytającego książkę.
-Mogę zobaczyć, co jest za drugimi drzwiami?- spytałem
niecierpliwie.
-Spójrz!
Pociągnąłem za klamkę. Pchnąłem drzwi i blask słońca mnie oślepił.
Okazało się, że było to wyjście na ogrodzony plac. Na placu tym
była mała zagroda z Brahminą. Oprócz tego stał tam namiot z
siennikiem w środku. Na placu były porozrzucane najrozmaitsze
sprzęty. Tu i ówdzie stały tarcze, kukły, a jeszcze gdzie indziej
belki, doły itp.
-Od dziś to jest twój dom- rzekł Viza -będziesz spał w namiocie.
Będziesz ćwiczył na tym placu, aż do zaliczenia testu.
-Jakiego testu?
-Później ci o tym powiem. Chodź jeszcze za mną.
Poszedłem. Viza zaprowadził mnie do miejsca, gdzie miał studnię i
piec i balię pod dachem.
-Tu będziemy się posilać i myć się.
Do południa oglądałem "salę do ćwiczeń". Postanowiłem wyjść poza
wysokie ogrodzenie, który uniemożliwiał mi obserwowanie terenu
wokół. Po wyjściu przekonałem się, że dom jest poło żony niedaleko
lasu, a raczej tego co po nim zostało. Do wieczora Viza opowiadał
mi o swoich byłych uczniach. Oznajmił mi regulamin, jaki obowiązuje
na terenie jego posiadłości. Po sytej wieczerzy (po kubku mleka i
cholera wie czego) udałem się na spoczynek. Do namiotu rzecz jasna,
bo ten zgred wyrzucił mnie z domu, mówiąc, że tak się szybciej
przystosuję do środowiska. Wiedziałem wtedy, że nie będzie tak
łatwo.
Po Kilku dniach pobytu w "szkole" nauczyłem się sporo nowych
umiejętności. Między innymi sztuki walki wręcz, posługiwania się
zręcznie nożem i łomem. Gdy nadeszła odpowiednia chwila, Viza wyjął
z zamkniętej na cztery spusty skrzyni prawdziwy pistolet i trochę
amunicji. Nigdy w życiu nie widziałem broni palnej.
-Widzisz to Xeto! Teraz nauczę Cię tym strzelać.-rzekł spokojnie
Od tego momentu w każdy wieczór mój nauczyciel uczył mnie
rozróżniania broni z różnych książek. Wszystkie ćwiczenia trwały
beztrosko dość długo. Może z jakieś dwa miesiące, aż nadszedł czas
próby.
-Czy gotów jesteś młodzieńcze na wielki test? - spytał.
-Tak.
Zaprowadził mnie głęboko w las, gdzie była jaskinia. Wchodząc do
niej Viza zapalił flarę. Ze środka wiał nieprzyjemny chłód.
-Tam w środku czeka na ciebie przeciwnik -rzekł spokojnym głosem -
jeśli go pokonasz, znajdziesz tam skrzynię drewnianą, w której
będzie twój pierwszy ekwipunek.
-Sam go tam umieściłeś?
-Tak.
-W jaki sposób?- spytałem zniecierpliwiony
-Nieważne...Nadszedł czas wielkiej próby Xeto, czas w drogę.
Podarował mi dwie flary, trzy włócznie i nóż. Poklepał mnie po
ramieniu mówiąc:
-Życzę Ci powodzenia synu.
Ogarnęła mnie panika.
-A jeśli nie wyjdę stamtąd żywy.
-Wyjdziesz...Po prostu musisz w to włożyć całą swoją wiedzę i siłę.
Po tych słowach oddalił się o parę kroków i zniknął we mgle.
Słychać był tylko jego głos:
-Powodzenia!
Postanowiłem ruszyć do środka. Z płonącą flarą w jednym ręku, a
włócznią w drugim postąpiłem kilka kroków naprzód i po chwili
poczułem czyjś oddech na plecach. Wtedy wiedziałem, że nie będzie
łatwo...