Witam. Zgadnijcie komu niespodziewanie przypadł zaszczyt umieszczenia
w tym dziale jakiegoś fragmentu? Ok, powiem wam [bo i tak się nie
domyślicie ;)].
Mnie ;). Nie miałem czasu na przygotowanie czegoś extra, więc macie
fragment książki z cyklu "Harfiarze" zatytułowanej "Morze Piasków",
której autorem jest Troy Denning. Heh, ci którzy kupują oryginały
pewnie wiedzą skąd to mam ... Hehehe ... :)
"Gdy pogrążony w ciemnościach obóz przycichł, dziewczyna
owinęła talię pasem i do pustej pochwy wsunęła jambiya. Zakrzywiony
sztylet o dwóch ostrzach był prezentem, który dostała od Qoha'dar
na dwunaste urodziny. Następnie zawinęła się w fałdzistą czarną
szatę, która mogła ukryć ją w ciemnościach, zatrzymywała także ciepło,
jako że pustynia była nocą tak zimna, jak gorąca za dnia.
Już miała opuścić khreima gdy uświadomiła sobie, że nie zabrała
posiłku dla Ajamana. Zawróciła i schowała do kuerabiche bukłak wielbłądziego
mleka, po czym napełniła sakwę dzikimi morelami. Gdyby zapomniała
o żywności wyjaśnienie, że niesie mężowi kolację nie byłoby najlepsze.
Wróciła do wyjścia i zatrzymała się by obejrzeć obóz. Sto stóp dalej
w stawie oazy odbijał się pełen księżyc. Gdy lekki wiaterek marszczył
wodę niewielkie fale lśniły niczym diamenty. Staw otaczały splątane
gałęzie dzikich drzew morelowych a ponad nimi wznosiło się trzydzieści
majestatycznych palm. Ich liście podobne do paproci rozczapierzały
się w stronę rozgwieżdżonego nieba niczym palce.
Pomiędzy drzewami rozrzucone były sylwetki blisko stu khreima, zwiewne
ludzkie postacie poruszały się pomiędzy namiotami niczym duchy.
Przy wyjściach w małych grupach siedzieli mężczyźni, śpiewając i
popijając soloną kawę uważnie nasłuchiwali czy nie dobiega ich alarmowy
dźwięk rogu.
Choć księżyc świecił jasno istniało oczywiście kilka zaciemnionych
miejsc, w których dałoby się ukryć. Na szczęście dla niej było wystarczająco
wietrznie by rzucić w razie potrzeby iluzję, więc Ruha uznała, że
nie będzie miała problemów z niezauważonym przez nikogo dotarciem
do Ajamana. Prześliznęła się przez wejście, po czym splotła zaklęcie
pustynnego szeptu, które pozwalało jej poruszać się w kompletnej
ciszy. Obeszła swoją khreima starając się iść pod wiatr, aby nie
wyczuły jej wielbłądy czy psy, kilka chwil później opuściła oazę.
Drzewa doprowadziły ją do wrzecionowatych chenopodów rozmieszczonych
w tak równych odstępach, że niemal wyglądały na uprawiane przez
ludzi, za niskimi krzakami teren stał się zupełnie pozbawiony roślinności.
Bez utrzymujących glebę w miejscu korzeni drzew i chenopodów wiatr
zmieniał piasek w bezkresne morze ogromnych, sierpowatych wydm,
ciągnących się po horyzont i dalej.
Ruha wiedziała, że piaszczyste morze zajmowało ponad dwadzieścia
pięć tysięcy mil kwadratowych. Kiedy wydmy ostatecznie znikały ich
miejsce zajmowała spieczona ziemia i zwietrzałe skały, bardziej
nieprzyjazne i pozbawione życia niż same piaski. Z tego, co wiedziała
Ruha, ten niegościnny teren ciągnął się aż po krańce świata. Słyszała
oczywiście opowieści o królestwie poza pustynią, ale słyszała też
o krainach istniejącym w podziemiach albo ponad chmurami. Dla Ruhy,
która w trakcie rocznej wędrówki przez najgęściej zaludnioną część
Anauroch spotkała tylko trzy plemiona, opowieści o dziesięciu tysiącach
ludzi mieszkających w obozie, którego nigdy nie zwijano, wydawały
się nie do pomyślenia. Nie mogła sobie wyobrazić pastwiska, które
byłoby w starce miesiąc po miesiącu wyżywić ich wielbłądy.
Gdy przekradała się w stronę wydm uderzył ją w nozdrza silny zapach
chenopodów, zmuszając myśli do powrotu na pustynię, zwróciła więc
swoją uwagę w kierunku morza piasków.