Księżyc silnie oświetlał łagodne pochyłości wypukłych części wydm, ich wklęsłe strony skryte były w ciemności czarnej jak szata Ruhy. Pomiędzy półokrągłymi wzgórzami przebiegał mroczny labirynt jałowych, skalistych rowów. Milę dalej, na sto stóp ponad piaski, sterczała El Ma'ra.
Ruha wiedziała, że Ajaman leży na samym szczycie filaru, a jego oczy przepatrują cienistą pustynię w poszukiwaniu jeźdźców z nieprzyjaznych plemion. Wysokie skały ciągnęły się na kilkaset jardów z każdej strony i wielu wartowników mogło zaczaić się po ciemnych stronach najwyższych krawędzi wydm.
Ruha przystanęła by rzucić na siebie zaklęcie piaszczystego cienia, czar ten czynił ją niewidzialną dopóty, dopóki znajdowała się w cieniu. Aby uniknąć towarzyszących Ajamanowi wartowników musiała iść nieoświetloną stroną wydm, miała jedynie nadzieję, że jej mąż pozostawił po nieoświetlonej stronie filaru opuszczoną linę.
W pewnym momencie, gdy obserwowała pustynny kraj obraz przeniknęło ją lodowate uczucie strachu. Może to chłodne nocne powietrze sprawiło, że w dół kręgosłupa przeszedł ją dreszcz, a może uczynił to monotonnie wiejący pustynny wiatr - nie znała przyczyny, wiedziała tylko, że chce być już ze swoim mężem.
Ześliznęła się do przesmyku u podstawy pierwszej z wydm. Nawet uważając by pozostawać w cieniu poruszała się szybko, szybko też pokonała pół mili w jałowym labiryncie pomiędzy wzgórzami piasku.
Odległy huk odezwał się na południu. Na pustyni takie odgłosy nie były niczym niezwykłym, czasami powodował je daleki grzmot, innym razem tysiące ton piasku zsuwającego się w dół wysokiej wydmy, przesądni Beduini nawet przypisywali je rzucającym na kolana ostrzeżeniom z dawno zapomnianych fortec. Wszystkie te dźwięki były jednak raczej hukiem, a Ruha usłuszała dźwięk bardziej przypominający ostre trzaśnięcie. To nie był naturalny odgłos i zaniepokojona młoda kobieta łatwo mogła wpaść w panikę.
Przenikliwy jęk rogu amarat ozwał się z placówki na południu od Ajamana, Ruha spojrzała na szczyt piaskowego filaru. Sylwetka męża podniosła się, po czym zwróciła się na południe.
Zrzucając z siebie sakwę Ruha wysunęła z pochwy jambiya i ruszyła w stronę El Mara krokiem szybkim na tyle, na ile pozwalała jej ciężka szata. Czuła, że alarm w jakiś sposób wiąże się z jej wizją, żaden oddział napastników nie wydałby tego przenikliwego odgłosu, który poprzedzał alarm. Nawet jeśli beduińscy jeźćcy byliby w stanie uczynić taki hałas, to nie powinni dawać wrogom czasu obwieszczając swoje przybycie.
Ruha była niespełna sto jardów od wysokiej skały gdy usłyszała dźwięczny głos amarat Ajamana. Popatrzyła w górę, by ujrzeć jak odrzuca róg, nakłada strzałę i wypuszcza ją w kierunku czegoś, co znajdowało się blisko podstawy filaru.
Patrząc na atak męża zawstydziła się swojej paniki. Ajaman był beduińskim wojownikiem, który dorastał na pustyni, dowiódł swojej męskości podczas wypraw na inne plemiona i w czasie obrony własnych wielbłądów przed tymi, którzy przybywali by kraść stada. Zwątpienie w jego umiejętność samoobrony wydawało się niemal naruszeniem małżeńskich obowiązków.
Ajaman założył kolejną strzałę i ponownie wystrzelił. Ruha przestała biec zdając sobie sprawę z tego, że jej obecność może tylko rozproszyć męża. Z piasków spod El Mara wystrzelił oślepiający błysk i przeleciał tuż obok filaru na chwilę oślepiając kobietę. Ponad wydmami przeleciało, niemal ścinając ją z nóg, ogłuszające klaśnięcie.
Ostrość widzenia Ruhy wróciła dokładnie wtedy, kiedy bezwładne ciało Ajamana runęło z El Mara, upadło na piaski u stóp filaru, po czym zamarło w bezruchu oświetlane blaskiem księżyca.

<<< poprzednia strona następna strona >>>
 

* Intro
* Newsy
* Galeria
* XYZ -?
* Fragmenty
* Wiersze
* Arty
* Listy
* Od autorów