Tawerna RPG numer 73

Organ grubszy ogra z puszczy

Mizernie wykonane, drewniane okienko otworzyło się z hukiem, w wyniku czego framugi niemalże wyleciały z zawiasów. Delikatne szkło pękło, a cała chatka zatrzęsła się w posadach. Grupka gapiów – zajęcy, bobrów i innego leśnego plugastwa – była już pewna tego, co zaraz nastąpi. Scenariusz powtarzał się regularnie, tydzień w tydzień. Smukła, wyjątkowo niska i zawsze starannie zakryta płaszczem postać co 7 dni podkradała się, a przynajmniej starała przemieścić jak najciszej swe nikłe ciałko pod otwór okienny chaty tego biednego krasnala, tylko po to, by w całej Puszczy Zielonego Ogóra rozległo się...

- Dublehaaaaaaaaaaaft! Ty patentowany, po stokroć przeklęty ośle!

Mały człowieczek wturlał się do wnętrza chatki, co zaowocowało w fatalne skutki. Dziurawe ścianki, podtrzymujące ciężki kawał pnia, który prowizorycznie służył za dach, w łoskocie opadły na grunt. Cała konstrukcja, co także powtarzało się nie pierwszy raz, rozpadła się w cztery strony świata. Jedynym stałym i nienaruszonym elementem była budka, zapewne służąca za wychodek mieszkańca teraz już zrujnowanej budowli, na co wskazywał półksiężyc wyryty przy spojeniu desek. Jej drzwiczki otworzyły się, cicho i spokojnie, jak gdyby nigdy nic. Niziołek był jednak pewien, że za nimi nie czeka go nic dobrego. Przeczucie nigdy go nie myliło. Czerwone, świecące punkty pojawiły się w wewnętrznej ciemności wychodka. Donośne sapanie przerwało chwilę niezręcznej ciszy. Dublehaft postanowił nie marnować czasu, jego nogi rzuciły się do szaleńczego wyścigu.

- No panowie, zaczyna się – z niewinnym uśmieszkiem oznajmił szarak siedzący na skarpie pozostałym zwierzętom.

Dziki ryk przeszył zwyczajową głuchotę Puszczy Ogórka. Zawiasy nie wytrzymały, gdy z pomieszczenia wypadł wściekły do czerwoności krasnolud z reprezentacyjnym sadełkiem i sporym toporem w dłoni.

- Dublehaft, ty diabelski pomiocie, wracaj tu albo posiekam i usmażę twoje nędzne szczątki!

Niski osobnik nie miał zamiaru wypełniać rozkazu tęższego karzełka. Gnał co sił w nogach.

- Tym razem przesadziłeś Dublehaft! Przysięgam na głowę mojej świętej pamięci mamuśki, zabiję!

Spojrzał za siebie. Biggby wygląda na opętanego, ze strachem w ślepiach pomyślał niziołek. Stanął znienacka jak wryty i gwałtownie obrócił się na pięcie. Wystawił swój tępy sztylecik, zwany Pogromcą Sera Radamera i rzekł z impetem:

- A kyś szatańskie ogniwo, a kyś! Opuść ducha mego kompana lub stań do walki!

Nie minęło uderzenie serca, gdy obaj turlali się po nierównym gruncie. Jako że oliwa zawsze sprawiedliwa, to krasnolud wylądował na górze, niziołek zaś był w kropce.

- Dublehaft co cię napadło?! Zresztą to nieistotne. Wybieraj: sposób pierwszy – obedrzeć ze skóry, powyrywać wszystkie mięśnie i niedelikatnie pozbawić cię gałek ocznych, sposób drugi - ...

- Sefuniu...

- .. wyrwać paznokcie zaczynając od małego paluszka, zjeść twoje odcięte członki i wypalić inicjały mojej świętej pamięci mamuśki na zadzie...

- Sefuniu...

- ..sposób trzeci – odciąć powieki, związać i puszczać teledyski Britney z Mandaryną bez playbacku śpiewającą w tle do nieprzytomności...

- Sefuniu...!

- ... sposób czwarty – czytanie Pani Domu na przemian z Bravo Girl przez... Czego?!

- Sefuniu... jesteś półnagi.

O ile przed chwilą twarz krasnoluda przeszła z dzikiej czerwoności we wściekłą bladość, teraz znowu powróciła do swojego pierwotnego stanu ze zdwojoną siłą i wygięła się w zawstydzonym grymasie. Biggby uznał, że nie wygląda najlepiej w bokserkach w czerwone serduszka na środku polany, dodatkowo leżąc w niejednoznacznej pozie na mizernym niziołku. Cielsko grubszego osobnika podniosło się w pośpiechu. Nie dając po sobie poznać ani krzty zażenowania, otrzepał swoje nadzwyczaj wielkie pośladki niedyskretnie ukryte pod biało-czerwoną tkaniną i udał się z powrotem z w stronę zrujnowanej chaty.

- Trzeba się zrywać chłopaki, przedstawienie skończone. Stara mnie zabije jak się dowie, że nie byłem w pośredniaku – króliczek westchnął, po czym mozolnie zsunął się ze skarpy i grupka zwierząt cichaczem zniknęła w chaszczach.


- Tym razem, Dublehaft oszczędzę twe nędzne życie do czasu, gdy odbudujesz moje lokum. A potem na bogów, jakom żywy, ukatrupię! Przejdź do rzeczy. Po kiego znowu musiałeś przybyć tu w swych zwyczajowych okolicznościach?

- Sefuniu, sefuniu robota jest. Na ulicach aż huczy. Sprawa nie do końca jasna. Ponoć z pobliskich wsi giną bez śladu młode panienki. Pomyślałem, że przyda się troszku grosza...

- Dublehaft, zacznijmy od tego, że ty wcale nie myślisz. Ale faktycznie... Od sprawy gdakających żuków nie było żadnej konkretnej fuchy. Jak ty na to wpadłeś?

Biggby niedbale kopnął leżącą w zasięgu deskę nieświadomie odsłaniając dosyć kiepsko wykonany szyld - "Biggby i s-ka, sprawy wszelakie i te inne też". Spod sterty połamanych drzewców wygrzebał widocznie starte, lekko nadżarte przez mole, skórzane spodnie i małą koszulę kolczą.

- Jakieś szczegóły?

- Ni mniej, ni więcej sefuniu, chodzi o ogra. Ogra z puszczy jak posłyszałem. I jego niezaspokojny organ. Ba, organ. Organy, powiadają, że jest ich kilka! Każdy bardziej nieupojony od poprzedniego! Ja ci mówię sefuniu, to się kroi grubsza afera.

Krasnolud szybkim ruchem porwał drugi topór z podłoża i założył na plecy, na krzyż z niedoszłym narzędziem zbrodni na Dublehafcie.

- Gadasz od rzeczy Dublehaft, jak zwykle. Załatwimy lamusa i mamy sakwę za frajer.

- Ale sefuniu...

- Zamknij swoją zakazaną jadaczkę i prowadź. Ku przygodzie!

Biggby stanął na wzniesieniu utworzonym z połamanych desek, po czym wyglebił twarzą prosto w pomarańczowy od światła zachodzącego słońca grunt.

- Zabiję, jak mamę kocham...


- Tee, Rychu, nie wiesz co się tam w dole dzieje? - cichy skrzek niósł się pośród czarnych zarośli, gdzieś w górnych partiach Bagien Zgrzytu.

- Zbychu, na czasie to ty żeś nie jest – toż to panowie wytępić szkodniki przyszli. Słyszałżem, że już robotę se zaczęli.

- Taa...? A powiedz ty mi Rychu, cóż to za szlachetne stworzenia?

- Sfiksowany krasnolud i chory na skoliozę niziołek. Mówię ja ci Zbychu, nasze bagniska czeka ciekawa przyszłość...

Krzyk ciarkami spełzł po maleńkim, zgarbionym karku niziołka [Który to już raz słyszymy krzyk? Trzeci? No cóż, takie przykre realia fantastyki. Nie ma lekko Dublehaft - autor]

- Dublehaaaaaaaaaaaft! Idioto, przysięgam na mamuśkę, już niedługo będziesz smażył się w Dziewiątym Piekle - krasnolud widocznie nie jest zadowolony, zdołał uświadomić sobie niziołek, mimo wrodzonych wad umysłowych. – Było siedem gór? Było. Było siedem lasów? Było. Było siedem rzek?! Było! Ja to wszystko do tej pory starałem się zrozumieć. Ale już 13 dni walamy się po trzecim bagnie. Dublehaft, o bagnach nie było mowy!

- S-s... Se-ef-f... S-s-sef-fun-niu p-p-puść m-mnie... w-w-wszystko d-da się w-w-wyjaśnić...

Bulgot wydobywający się spod czarnej niczym guma oponowa tafli wody nie był zbyt wyraźny, Biggby jednak zdołał domyślić się, o co może chodzić niziołkowi. Podniósł się na koślawe nogi wciskając drobniejszego towarzysza jeszcze głębiej w otchłań mieszaniny szamba i błocka. Szybkim susem znalazł się na przyuważonej kilka sekund temu, znajdującej się parę metrów dalej, kłodzie.

- Dublehaft, jedno trza ci przyznać, jako osłona przed wszelkiej maści płynami sprawdzasz się idealnie. Zresztą znasz mój wodowstręt...

Niziołek doskonale znał przypadłość swego kompana. Zresztą nie była ona jedyną. Podczas tego krótkiego strzępku czasu, podczas którego Dublehaft zdołał dowiedzieć się bardzo wiele o swoim "przyjacielu", poznał również jego niechlubne cechy. Często ukazywał się wstręt do płomieni, głównie w sytuacjach z udziałem smoków, kiedy to Dublehaft idealnie sprawdzał się jako "ognioodporna" tarcza. Tym razem jednak służył za bagienna tratwę, co wydawało mu się o niebo lepszą rolą niż bycie np. uziemieniem dla gromów walących z nieba.

- Sefuniu, to pewnie jakiś chochlik... No wies sefuniu, ten ostatni rozbój zmutowanych biedronek w miejskiej drukarni...

- Stul dziub, knypku i obserwuj... Jeśli moje piękne oczęta się nie mylą, to...

Ze zwiniętych ust krasnoluda wydobył się barwnie czysty i stonowany gwizd. Tak jest, oczy go nie zwodziły – kształtna panna pochylała się nad przejrzystą cieczą, odsłaniając swój pełny na zapleczu dekolt i obnażając długie, zgrabne nogi... Biggdy trzy razy podskoczył na beli i z powrotem rzucił się na plecy brodzącego niziołka.

- Dublehaft, kierunek: blondi.

Bąbelki znowu pojawiły się na połyskliwej powierzchni i Biggby wraz ze swoją wymyślną tratwą sprawnie zaczął posuwać się do przodu. Widocznie i niziołek przypomniał sobie, że już od tygodni nie był w żadnym domu rozkoszy. Krasnolud wydusił z siebie niepodobny do niczego dźwięk. Ku zmartwieniu krasnala, dziewka zdążyła zrobić to co zamierzała i odeszła posyłając kuszący uśmiech na pożegnanie. Jako iż hormony już w nim buzowały, Biggby bynajmniej nie zamierzał rezygnować z podrywu, przy okazji zapominając po co w ogóle przybył do tego miejsca. Porządnie klepnął Dublehafta w tyłek.

Zapowiada się długa podróż, pomyślał żywy kawał tratwy i ruszył co sił przed siebie...


Rudawa wiewiórka rozmiarów pięści Dublehafta, z powodwu sporego łoskotu, zniknęła w chaszczach. Nasi bohaterowie zacumowali. I chwała bogom za to, z wyrzutem pomyślał niziołek. Z wielkim trudem człapał po głębokich śladach buciorów krasnoluda. Biggby wyraźnie się zmotywował. No proszę, co kobiety mogą zrobić z człowiekiem. Płeć słabsza... Ale mniejsza o to, ważne, że krępy osobnik wyglądał co najmniej jakby się z Ciechocinka urwał. No i biegli, i biegli, i biegli, i biegli, i... I co? I dobiegli. Przed nimi miała miejsce sporej wysokości wieżyczka, zarośnięta od podłoża wzwyż. A tak w ogóle to...

- ... sefuniu, chyba otocenie się lekko zmieniło.

Biggby przystanął.

- Widzę, tępaku klamrowany...

Krasnolud zamilkł i poszedł za wzrokiem kompana, który, o ile przed chwilą błądził swymi małymi ślepiami gdzieś po ledwie widocznym niebie, to tyle teraz jeździł nimi od parteru do najwyższego piętra długaśnego budynku. Pomiędzy wilczo-szarymi liśćmi bluszczy i innych chwastów dało się dostrzec lekką, delikatną barwę, jakby pozytywną wyrwę w ciemnym odbiciu rzeczywistości, jakby kwiat mieniący się tysiącami barw pośród monotonnej zbieraniny pokrzyw i ostów, jakby... zaraz, zaraz. Dlaczego ten przebrzydły, ohydny, niemyty od lat goblin macza naszą wyrwę, nasz piękny kwiat w wiadrze z... Cilitem Bang?! No dobrze, wyrwa okazała się być liną ze szmatą sprytnie przyszpiloną na jej końcu, która to teraz znajdowała się w stalowym naczyniu i widocznie wyróżniała się spośród monotonnych barw roślinnej przykrywy. Niby normalna sytuacja, ktoś chce sobie okna wymyć po prostu. Mimo to wszystko wydawało się dwóm kompanom nie na miejscu. Aha! Jasne, przecież Cilit Bang nie służy do mycia okien! Nie było już żadnych wątpliwości, coś tu nie grało więc. Trzeba było ruszyć do akcji.

Krasnolud uwolnił obydwa topory z uścisku na plecach i targnął się na goblina, kiedy to Dublehaft stał wpatrując się w grunt i nadal próbując pojąć o co w tym wszystkim chodzi. Jako że goblin pomywacz stary już i niedołężny stwór był, nawet nie próbował ruszyć obwisłego ciała z drewnianego taborecika i kontynuował swą psią robotę, co zresztą wyszło mu na zdrowie, bo jak to zwykle bywa, nasz niezdardny krasnal wyrąbał na twarz wystarcząjąco blisko, by poczuć mdły odór zielonkawych dolnych członków stworzenia.

- WC niepłatne na lewo, informacja regionalna na prawo, biuro obsługi klienta firmy "Bang i po brudzie" cały czas prosto i w lewo, "Gruby Organ i s-ka" po schodach w dół, piwnica trzecia.

Krasnolud wstał, otrzepał brzuszysko i ospale, nie wykonując żadnego gestu przeprosin czy podziękowania w stronę goblina, ciężko ruszył w prawo. Puste oczy świadczyły o tym, iż był kapkę odurzony powiewem powietrza spod długiego zakończenia szaty pomywacza. Tymczasem niziołek powoli zaczął przyswajać rzeczywistość.

- Sefuniu, nie tu, nie tu, do schodów sefuniu, do schodów!

Tęga sylwetka opatrznie odbiła się od przydrożnego składzika i przypadkowo nastawiła na kierunek północno-wschodni, gdzie to stara, spruchniała bela podtrzymywała strop przy wejściu na klatkę schodową. Niziołek zniknął z horyzontu w niewyjaśnionych okolicznościach, tylko po to, by za kilka mrugnięć oka pojawić się z powrotem. Hmm, czyżby Dublehaft zdołał ruszyć głową...? No dobrze, o tym może później, bo Biggby, nadal będąc otumanionym, zdążył już stoczyć się z poszarpanych upływem czasu schodów. Upadek zdołał wyrwać krasnala z "fazy zapachowej". Wstał, rozejrzał się i zauważył naprawdę rzucający się w oczy neon - "Organy Ogra Puszczalskiego – zrobimy Ci dobrze i tanio...", przed nim zaś rozciągały się sporych rozmiarów wrota. Podejrzane, pomyślał już w pełni sił. Dobrze...? Tanio...? Czemu nie? Niestety nie wiedział jeszcze, że wsadza swoją bulistą główeczkę do paszczy lwa, zresztą naprawdę sporego lwa. Rozległ się drugi, głośniejszy huk i Dublehaft lekko musnął potylicą brązową, miedzianą klamkę. Samo spojrzenie na zamek poniżej niej mówiło, że drzwi nie otworzą się po dobroci...

- Dublehaft, chyba nie mamy wyjścia...

- ...nie...

- Przykro mi...

- ...nie, sefuniu!

- ...na chamskiego batoniarskiego wytrycha...?

- ...błagam sefuniu...!

- ...czy może brudną natrętną pikawę...?

Scena pominięta ze względu na swą wyjątkową brutalność.

Pozostawiając daleko za sobą obrócone w pył drewniane płaty wrót, zgrany do boleści duet parł przed siebie. Cóż, klienci Ogra Puszczalskiego, powiedzmy łagodnie, mieli prawo być zdezorientowani – przed Biggbym i jego tępym pomocnikiem, jak okiem sięgnąć, rozciągały się połacie korytarzy, zakrętów, skrzyżowań i tym podobnych historii. Gdzieniegdzie kręciły się, o dziwo, ubrane dziewki z mopami, ścierkami i butelkami środków czyszczących. Jednym słowem – gdzie byś się nie ruszył, zaraz zagubisz się w gąszczu niepotrzebnych tuneli i kobiet z syndromem „upośledzonej sprzątaczki”, a czas goni. Czy niecałe 5 minut wystarczy naszym bohaterom do odnalezienia sprawcy całego zamieszania? Czy Dublehaft ożeni się z rudą wiewiórą i będzie miał z nią tuzin dzieci? I W końcu, czy Andrzej Lepper zostanie prezydentem Polski? O tym wszystkim w następnym odcinku przygód Biggby'ego i głąba Dublehafta pod tytułem Dlaczego tak okropnie cuchniesz lub Wyjmij swój sztylet z mej krwawicy.

Autor: Hrolf

Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.