Tawerna RPG numer 124

Podatek

Podatek

Nie sądź książki po okładce – ile razy już to słyszałem? Nie wiem, ale ciągle tak robię. Tym razem okazało się, że stare ludowe prawidła działają jak należy. Podatek może nie jest literaturą najwyższych lotów i nie ma szans zostać naszą nową epopeją narodową, jednakże jest to całkiem miły zapychacz czasu. Zacznijmy jednak od początku – czyli tego co nas najbardziej interesuje: fabuły...

Historia przedstawiona w tej książce jest dość niecodzienna – otóż para głównych bohaterów pracuje jako... poborcy podatków. Zapewne teraz większość z czytających te słowa jęknęło z niechęcią – co ciekawego może przydarzyć się szaremu urzędnikowi? Tutaj należy wyjaśnić, że urzędnik może i jest szary, ale urząd już nie jest taki normalny. Monika i Jens pracują bowiem w tym drugim urzędzie skarbowym. Od pierwszego odróżnia go zasadniczo tylko jedna rzecz – w drugim ściąga się podatek od mocy magicznej. Takie pomysły nie trafiają się często, więc już na wstępie książka dostała z mojej strony małego plusa za oryginalność. Co prawda motyw równoległego istnienia światów – normalnego i magicznego widywałem dość często (choćby w Kłamcy Ćwieka), to chyba nikt do tej pory nie kazał istotom korzystającym z magii płacić od niej podatku.

Jeśli chodzi o bohaterów to są trochę nijacy. Niby mają jakąś historię (zdegradowany mag i jego partnerka dokooptowana z ogłoszenia w gazecie), niby dowiadujemy się co nieco o ich pochodzeniu, ale wydają się nienaturalnie spokojni w obliczu faktów, przed którymi stoją.

Na samym początku książki Monika dostaje pierwsze samodzielne zlecenie – odebrać zaległy podatek od istoty ukrywającej się w lesie. Niby proste zadanie kończy się zamieszaniem na sporą skalę – główna bohaterka zdaje się dysponować mocą o wiele większą niż można się spodziewać po byle poborcy. Jej szef, łamiąc kilka przepisów, w błyskawicznym tempie organizuje jej licencję maga – wszak mag pracujący w urzędzie podnosi jego prestiż! Niestety nic za darmo – w zamian za tę przysługę magowie zażądali, by poborcy zabawili się w komornika i wydobyli pewną księgę czarów o niebanalnej mocy z czeluści domostwa jej obecnych właścicieli. Problem w tym, że woluminem interesują się nie tylko magowie... na dodatek okazuje się, że Monika według prawa magiem być nie powinna.

Prawda, że zrobiło się interesująco? Problem w tym, że czasem autorka wydaje się specjalnie spowalniać akcję, żeby książka nie skończyła się zbyt szybko. Co prawda nie ma przestojów, w trakcie których absolutnie nic by się nie działo, ale czasem brak umiejętności rozwiązywania własnych problemów przez głównych bohaterów potrafi irytować. Rozumiem, że konwencja lekkiej powieści okraszonej szczyptą humoru sytuacyjnego wymaga czasem absurdalnych rozwiązań, ale dlaczego zdarza się, że bohaterowie potrafią przez dobre kilka stron medytować nad swoją sytuacją tylko po to, by w końcu wykorzystać rozwiązanie zgoła najgłupsze? Przy tym sama akcja zamyka się często w mniej niż jednym akapicie. Innym dziwnym zabiegiem jest ignorowanie, nazwijmy to swojsko, zasady maskarady. Mimo, że drugi Urząd Skarbowy jest tajny tak samo jak istnienie magii, to bohaterowie się tym zupełnie nie przejmują. Złamanie tej niepisanej zasady na oczach jednego człowieka mogłoby jeszcze przejść bez echa (nikt pewnie by mu nie uwierzył), ale już zdarzenia przypominające raczej zamieszki niż cokolwiek innego raczej ciężko przeoczyć czy wytłumaczyć. Co prawda w miarę rozwoju wydarzeń dowiadujemy się o istnieniu zaklęcia zdolnego zmodyfikować pamięć wybranej osoby, ale Monika i Jens nie przejmują się takimi pierdółkami i radośnie gnają dalej...

Trudno ustalić grupę docelową tej pozycji. Okładka i dość wyraźnie zarysowane uczucie, które w pewnym momencie samo z siebie rozkwita między parą głównych bohaterów sugeruje, że odbiorcą tej książki powinny być nastolatki zakochane w powiastkach typu Zmierzch. Jednak ja nastolatką nie jestem i na pewno nie mam pokoju wytapetowanego podobiznami Belli i Edwarda, a jednak książka Mileny Wójtowicz przypadła mi do gustu. Czyta się ją lekko i szybko niczym Pilipiuka, ale brakuje w niej tego charakterystycznego pilipiukowego polotu. Ot, książka dobra, żeby zabijać czas w pociągu czy autobusie.

Tytuł:Podatek
Autor:Milena Wójtowicz
Wydawca:Fabryka Słów
Rok wydania:2009
Stron:320
Ocena:3+

Autor: Piotr "evilmg" Piasek

Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.