Serce Kaeleer – recenzja książki

sercekler

Pewne rzeczy powinny pozostać niedopowiedziane. To pierwsza myśl, jaka mnie naszła, gdy kończyłem czytać Serce Kaeleer. Pomimo fascynacji, jaką darzę wykreowane przez Anne Bishop uniwersum, na tym tytule nieco się zawiodłem. Żeby jednak nie było nieporozumień, to wciąż jest dobra pozycja. Jej największą wadą jest tylko to, że stworzona została jako odrębny byt. W kolejnych akapitach wyjaśnię o co konkretnie chodzi.

Najpierw jednak przydałoby się uświadomić niezaznajomionych ze światami Krwawych, z czym mają do czynienia. Trylogia Czarnych Kamieni, zapoczątkowana przez Córkę Krwawych, opowiadała losy Jaenelle Angeline, dziewczynki obdarzonej niewyobrażalną mocą, której pisane było zostać Królową. Z powodu tego czym jest, od najmłodszych lat zwracała na siebie uwagę, najpierw opowieściami o istotach, które wszyscy uznawali za bajki, potem możliwościami, jakie dawałaby kontrola nad nią. Szczęśliwie dziewczyna zdobyła sobie serca trzech najpotężniejszych mężczyzn wszystkich królestw, którzy bez wahania oddaliby wszystko, żeby ją chronić, nie żądając w zamian nic. Czytelnicy przez trzy tomy mieli okazję obserwować, jak dziecko przeistacza się w kobietę, stara się ze wszystkich sił poradzić sobie z traumatycznymi wspomnieniami i nawiązuje coraz bardziej zażyłe relacje z Saetanem, Daemonem i Lucivarem. Dla mnie Czarne Kamienie były objawieniem, dzięki bardzo swobodnym, żywym dialogom, bohaterom, których nie dało się nie lubić i wartką akcją, która nawet w spokojniejszych momentach sprawiała, że oderwanie się od książki graniczyło z cudem. Bez wahania poleciłbym serię każdemu (szczególnie dziewczynom, gdyż stopniowo robi się z niej niezły romans), ale gigantyczna dawka brutalności zawarta w pierwszym tomie skutecznie potrafi popsuć wrażenia osobom bardziej uczulonym na cudzą krzywdę. Potem robi się nieco bardziej familiarnie, jednak znajomość Córki Krwawych jest kluczowa dla pełnego zrozumienia stosunków panujących między bohaterami.

Trylogia stanowi zamkniętą całość, ale miała kilka luk, które teraz stara się wypełnić Serce Kaeleer. Książka nie jest pełnoprawną kontynuacją cyklu, tylko zbiorem czterech opowiadań, które rzucają światło na wydarzenia, o których wcześniej tylko się wspomina. Trzy z nich poświęcone są, każde z osobna, jednemu z głównej trójcy męskich bohaterów, ostatnie zaś (a pierwsze w zbiorze) opowiada o pradawnych dziejach, kiedy Krwawi jeszcze nie istnieli.

Prządka marzeń, bo taki tytuł nosi pierwsze opowiadanie, to początek początku i opowieść o narodzinach marzycieli, tkaczy snów. Króciutkie, a mimo to ciężkie do przełknięcia. Książę Ebon Rih chronologicznie mieści się pomiędzy Dziedziczką cieni, a Królową ciemności. Lucivar, który w pierwszej z tych książek był rozbestwionym kawalerem, w drugiej miał już żonę i dziecko. Teraz mamy okazję dowiedzieć się, jak w ogóle poznał Marian i przez jakie problemy musieli przejść, żeby w ogóle coś z tej znajomości wyszło. Jak dla mnie, to najlepsza historia zbioru. Sprawnie napisana i efektowna (choć miejscami efekciarska), rozgrywająca taniec między głównymi bohaterami bez zbędnej egzaltacji, za to z dużą dozą humoru i ciętych dialogów. Dokładnie tak, jak powinno być. Trzecie w kolejności jest Zuulaman. Naczelną postacią jest tu Saetan z czasów, kiedy związany był jeszcze z Hekatah. Saetan, który w wyniku chciwości i braku skrupułów swojej żony zostaje doprowadzony do ostateczności. A jak łatwo się domyślić, igranie z Krwawym, którego nieumarłe demony wybrały na swego władcę, nie jest rzeczą najrozsądniejszą. Historia jest krótka, ale treściwa i świetnie grająca na emocjach.

No i wreszcie numer cztery, czyli tytułowe Serce Kaeleer. To właśnie tu najbardziej się rozczarowałem. Teoretycznie opowiastka jest ciekawa. Królowa ciemności zakończyła się pewnego rodzaju zawieszeniem, z którego właściwie nie dało się odczytać przyszłości. Można było co najwyżej domyślać się, że żyli długo i szczęśliwie. Jak się jednak okazuje, nie do końca tak było, a Daemon i Jaenelle musieli przejść jeszcze jedną ciężką próbę zanim do tego doszło. Ciekawe jest to, że fabuła, która początkowo zapowiadała się na dość typowe jemu i jej się nie układa, a ta trzecia chce ich skłócić i w ten sposób zdobyć go dla siebie, szybko przekształca się w coś zupełnie innego (chciałem zdradzić co, ale to już byłby za duży spojler). To muszę policzyć na plus, ale minusem jest forma. Przede wszystkim, wszystkie opowiadania w zbiorku są napisane tak, żeby dało się je rozumieć nawet bez znajomości trylogii. I to jest grzech śmiertelny, odczuwalny w zasadzie wszędzie, ale tu najbardziej. Daemon, którego w powieści scharakteryzowało kilka wydarzeń, tutaj charakteryzowany jest przez innych, którzy to powtarzają cały czas, jaki on jest zły i niedobry, i że lepiej z nim nie zadzierać. To strasznie męczące. Przeczytałem trylogię, widziałem, jaki z niego skurwysyn i naprawdę nie potrzebuję słuchać tego trzydziesty raz z ust Lucivara. Tak samo nie potrzebuję wyjaśniania motywów zachowania Jaenelle. Być może się mylę, ale tego typu opowiadania powinny być chyba pisane dla fanów, a oni nie potrzebują szczegółowego wyjaśniania, kto z kim, po co i dlaczego. Z drugiej strony, może to po prostu odzywa się moja wrodzona niechęć do wielokrotnego powtarzania różnych rzeczy.

Nie da się zaprzeczyć, że choć nie wszystko mi się podobało, choć momentami czułem się znużony napięciem budowanym przez gadanie, a nie działanie (kilka trupów w wykonaniu Daemona łatwiej przekonałoby ludzi jaki jest niebezpieczny, niż marudzenia jego brata), to i tak od książki oderwałem się o drugiej w nocy, po przewróceniu ostatniej strony. Nadal jest więc w niej specyficzny magnetyzm i te kilka drobiazgów wydaje się w tej chwili nie mieć większego znaczenia. Będę jednak obstawał przy zdaniu, że jest to książka dla fanów. Niby można czytać ją w kompletnym oderwaniu od całej reszty, można się przy tym nawet dobrze bawić, ale serię wypada jednak zacząć od Córki Krwawych. Jeśli ktoś ma się od niej odbić, to odbije się nawet zachęcony przez Serce Kaeleer. Bo choć serce odgrywa tu bardzo ważną rolę w swym znaczeniu symbolicznym, to Krwawi swoje określenie potrafią traktować bardzo, ale to bardzo, dosłownie.

Tytuł: Serce Kaeleer [Dreams Made Flesh]
Seria: Czarne Kamienie, tom 4
Autor: Anne Bishop
Wydawca: Initium
Rok: 2010
Stron: 400
Ocena: 4
Oso Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.