Samozwaniec – przedpremierowa recenzja

samozwaniec-tom-1.952241.2Jacka Komudę można chyba bez większej przesady nazwać współczesnym królem prozy sarmackiej. Wszystkie jego wydane do tej pory książki przypadły do gustu czytelnikom. Już niedługo zaś będzie nam dane zapoznać się z najnowszym dziełem tego pisarza. Ja, będąc świeżo po lekturze, jestem na tak.

Fabuła Samozwańca, gdyż taki tytuł nosi powieść, opiera się na nieznanym szerzej epizodzie w historii naszego kraju, kiedy to w roku tysiąc sześćset czwartym wojska polskie ruszyły na Moskwę, by obalić aktualnego cara, a do władzy wynieść Dymitra, mieniącego się prawowitym następcą tronu. W takich to realiach poznajemy Jacka Dydyńskiego, który, wracając do umierającego ojca, przypadkiem ratuje porwanego carzyka z tarapatów. Panowie nieszczególnie przypadają sobie do gustu, ale splot okoliczności sprawia, że zawierają ze sobą sojusz. Dydyński musi bowiem dostać się do Moskwy, jeśli chce otrzymać choć część rodzinnego majątku. Innej drogi niż z Dymitrem zaś nie ma.

Fabuła jest stosunkowo prosta, ale całkiem zgrabnie manipuluje emocjami czytelnika. Trudno zresztą mówić o małym rozbudowaniu, skoro mamy do czynienia zaledwie z początkiem opowieści, która planowana jest na trzy tomy. W dodatku Samozwaniec nie jest pełnoprawną beletrystyką, ale bardziej powieścią historyczną (na czym tytuł ten mocno ucierpiał, ale o tym później). Chwała Komudzie, że zechciał przedstawić nam wydarzenia, o których na lekcjach historii mówi się zdecydowanie za mało. Zamiast opowieści o tym, jak skopaliśmy tyłki Moskalom, musimy słuchać o kolonializmie w Afryce, czy innych tematach, które obchodzą ludzi tyle, co zeszłoroczny śnieg. A przecież historia naszego kraju pełna jest ciekawych wydarzeń, które warto poznać. W sukurs przychodzą nam w tym momencie pisarze, wypełniający luki w oficjalnych podręcznikach.

Tym, co mnie zawsze od historii odstręczało, było mrowie dat i postaci, które pojawiały się, coś tam zrobiły i znikały ze sceny. Komuda obszedł to, umieszczając akcję w dość wąskich ramach czasowych i tworząc bohaterów z krwi i kości. Dydyński i jego pocztowi, car Dymitr, Maryna Mniszchówna oraz bojar Borys — każdy z nich ma swój własny rys i z miejsca zdobywa sobie sympatię bądź antypatię czytelnika. Nie są to też postacie jednowymiarowe i nieraz pokazują oblicze, o które nikt by ich nie podejrzewał. Kłótnie, popijawy, pojedynki — szlacheckie życie w siedemnastym wieku do najlżejszych nie należało, a dzięki temu wszechobecnemu brudowi i nie do końca moralnym zachowaniom jeszcze łatwiej wczuć się w klimat opowieści. Poddaniu się urokowi sprzyja również język, w jakim jest napisana. Obrazowy i pobudzający wyobraźnię przy opisach przyrody, barwny, soczysty i bardzo naturalny w dialogach. Fani niekonwencjonalnego przeklinania zdecydowanie powinni się w Samozwańca wczytać.

Dla osób interesujących się historią najważniejszą zaletą będzie jednak mnogość informacji o siedemnastym wieku, jakie pisarz przemycił w swojej opowieści. Możemy poznać ekwipunek husarza, wygląd dworku szlacheckiego i wsi czy nawet znaczenie koni w tym okresie historycznym. Dodatkowo, część zagadnień, nie do końca związana z fabułą, rozszerzana jest w zawartych na końcu książki przypisach. Mimo niewątpliwej przydatności ten nawał informacji dla każdego normalnego czytelnika będzie poważną wadą, gdyż zwyczajnie zaburza rytm opowiadanej historii. W jednym momencie czytamy o bohaterskich pościgach i pojedynkach, w drugim raczeni jesteśmy spokojnym, lecz emocjonującym opisem wędrówki, a w tych najgorszych poziewujemy z nudów, zapoznając się z wyliczanką rzeczy, które towarzysz husarski musiał zabrać ze sobą na wyprawę, czy przeglądając listę zrabowanych przez grasantów dóbr (tu pisarz wręcz poszedł na łatwiznę, wymieniając poszczególne rzeczy od myślników). I żeby to choć miało jakieś znaczenie. W praktyce o większości wymienianych tak przedmiotów słuch ginie i nigdy więcej już ich nie widzimy.

Po namyśle zdecydowałem się więc postawić czwórkę z plusem. Niemniej ocena byłaby wyższa, gdyby nie mało eleganckie przestoje, serwowane czytelnikom przez Komudę. Dobrze zarysowani bohaterowie, emocjonująca fabuła i przypomnienie o czasach, kiedy byliśmy wielcy. Godne uwagi zalety, a więc tytuł wart przeczytania. Nie tylko dla pokrzepienia serc.

Tytuł: Samozwaniec
Cykl: Orły na Kremlu, tom 1
Autor: Jacek Komuda
Wydawca: Fabryka Słów
Rok: 2009
Stron: 488
Ocena: 4+
Oso Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.