O włos od piwa – recenzja

57876-o-wlos-od-piwa-eugeniusz-debski-1

Polskie fantasy. Można je kochać lub nienawidzić, jednak nie można odmówić mu jednego – oryginalności. Polska fantastyka jest naturalna, prawdziwa w swej nieprawdziwości, realna i brutalna tak bardzo, jak tylko może być brutalna książka osadzana w wymyślonych krainach. Podczas, gdy wielu zachodnich autorów zapomniało o brutalnym świecie jaki widziano w Conanie, Kane’ie czy mitologii Cthulhu, Polacy zachłysnęli się podobną kreacją. Dzięki bogom.

O włos od piwa to zbiór opowiadań Eugeniusza Dębskiego. Zbiór, jak nie trudno się domyślić, opowiadań mocnych, twardych i bezpośrednich. Bez wspaniałych paladynów i mrocznych czarnoksiężników, czekających na biedne dziewice. Za to ze świetną narracją, bohaterami i dialogami. W skład książki wchodzi sześć opowiadań, z których aż pięć zasługuje na jak największy plus. Niestety opowiadanie rozpoczynające książkę – Śmierdząca Robota – może odtrącić wielu czytelników. Na szczęście nie jest za długie i praktycznie w żaden sposób nie wiąże się z resztą książki.

Fabuła książki przedstawia nam losy nietypowej pary. Hondelyk to nie lada wojownik, zabójca stworów i przede wszystkim człowiek obdarzony niezwykłym darem zmieniania swojego wyglądu. Sceptyk, inteligent i realista. Jego towarzysz, Cadron, sam też nie jest byle kim – jak trzeba dać komuś po pysku to da, a gdy trzeba ruszyć głową – to nią ruszy. Do tego, na swój sposób, jest głęboko wierzący i skrywa ciekawy sekret. Obaj podróżnicy są postaciami z krwi i kości, ciekawymi i wielowymiarowymi, lubiącymi pogrzeszyć, lecz nigdy nie odmawiającymi pomocy w dobrej sprawie. Dodatkowo świetnie się uzupełniają i są gotowi do wzajemnych poświęceń. Hondelyk reprezentuje klasę wyższą, szlachcica, rycerza, który jednak nie jest nastawiony negatywnie do ludzi niższych klas. Cadron to zwolennik prostszego życia, ludzi, zabaw, lecz nie prostak i w żadnym razie nie głupiec.

Grzechem byłoby zdradzać cokolwiek więcej z fabuły książki. Wystarczy powiedzieć, że będą potwory, (nie)cne niewiasty, pojedynki, ale również… podróże w głąb świadomości, przepowiednie i odniesienia do naszego świata. Autor bawi się, raz opisując wszystko w formie pogadanki, innym razem prezentując najważniejsze wydarzenia jedynie w formie relacji, reakcji innych postaci. Jeżeli miałbym przyrównać tę książkę do czegoś byłby to… Conan. Przeniesiony w inne realia, z dwoma odmiennymi bohaterami, jednak równie wciągający i ciekawy co opowiadania Howarda. Jako fan powieści z barbarzyńcą (a także sagi o Kane’ie) znalazłem tutaj podobną narrację i budowę opowiadań – i wiedzcie że wszystko jest na najwyższym poziomie. Oczywiście książka jest oryginalna i opisuje ciekawy świat – powiedzmy tylko, że sprytnie wpleciono modyfikacje genetyczne, elementy science-fiction oraz sporo drobnych ciekawostek.

Książka napisana jest prostym, lecz ładnym językiem. Autor nie stara się popisać bogactwem słownictwa, nie zmusza czytającego do wertowania słowników, ani nie przynudza. Za to świetnie opowiada, nie rozwlekając akcji, mieszając fakty i bawiąc się narracją. W wielu opowiadaniach zgrabnie przeplata kilka wątków, łączy w sobie różne gatunki, czy nadaje jakąś symbolikę tytułowi danego opowiadania. Wypada to bardzo, bardzo dobrze. Początkowe wrażenie, że książka to kolejny niedoszły konkurent Wiedźmina szybko mija. Do tego dialogi… to poezja. Stylizacja językowa, maniery, odmienne sposoby mówienia – każdy bohater wysławia się inaczej i robi to ciekawie. Przepychanki słowne, poważne rozmowy i żarty bawią, wciągają i nie pozwalają oderwać się od lektury.

Nie licząc pierwszego opowiadania, które w moim przekonaniu lekko psuje obraz całości, książka jest fantastyczna. Co więcej, warto przeczytać ją co najmniej dwa razy – co czyni się z przyjemnością. Autorowi udało się stworzyć kawał dobrej i lekkiej lektury, przy której bardzo przyjemnie spędza się czas. Każde (z wyjątkiem pierwszego…) opowiadanie broni się jako oddzielna kompozycja, a jako całość smakuje jeszcze lepiej.

Wydanie, jak zawsze w przypadku Fabryki Słów, jest poprawne. Dobry papier, brak znaczących błędów edytorskich, ładne ilustracje i porządna okładka. Ogółem – nic specjalnego, lecz zarazem wszystko co powinna posiadać dobra książka. Niestety, wadą jest za to sama długość opowiadań – całość można przeczytać bez problemu w jeden dzień. Sumując, gdybym nie miał jeszcze wszystkich Conanów i Kane’a za sobą, nie kupowałbym tej książki. W innym wypadku, wydaje mi się ona wręcz pozycją obowiązkową. Patrząc na przygody Hondelyka i Cadrona nie sposób się oprzeć wrażeniu, że rosną nam kolejne legendy fantasy…

Tytuł: O włos od piwa
Autor: Eugeniusz Dębski
Wydawca: Fabryka Słów
Rok wydania: 2009
Stron: 404
Ocena: 5
Pita Opublikowane przez:

Kocha gry wideo, książki, komiksy i inne przejawy eskapizmu. Chciałby znać Hokuto Shinkena. Najmądrzejszy kolega BAZYLa.

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.