Miecz i kwiaty, tom I – recenzja

74394-miecz-i-kwiaty-tom-1-marcin-mortka-1

Tu sam diabeł bywa bardziej ludzki od niejednego z tych, co mienią się rycerzami Chrystusa.

Tu, czyli w Outremer, Ziemi Świętej, targanej wojnami za wiarę. Inne, równie istotne pytanie, to kiedy?. Historia Gastona de Baideaux to powieść rycerska. Sam główny bohater przypomina na pierwszy rzut oka wielu innych, książkowych lub filmowych chudopachołków, którzy dzięki swoim przymiotom zdobywają sławę, szacunek, miłość i oczywiście pieniądze. Co najlepsze jednak, nie jest taki jak cała chmara podobnych mu, archetypowych, bohaterów. Jest on bowiem opętany przez diabła. Diabeł nie bardzo lubi, gdy nazywa się go diabłem, jednak fakt pozostaje faktem. Belzebub typowy nie jest, tak samo jak jego ofiara. Nie wiedzieć czemu, pomaga Gastonowi przetrwać, gdy wokół jedynie rozpusta, sodomia, intrygi, a ani śladu aniołów i niebiańskich trąb. Jest jak wzięty z Mistrza i Małgorzaty. Ironiczny, sarkastyczny i rzucający cięte, a co najważniejsze – trafne, uwagi. Jednym słowem – Bułhakow byłby z Mortkowego diabła dumny.

Sama opowieść jest wielowymiarowa, rzekłbym epicka, choć trochę się tego słowa boję. Poza przewodnim wątkiem rozwoju i przemiany głównego bohatera, jesteśmy świadkami politycznych intryg możnych, wielkiej bitwy z Saracenami. Do tego dochodzi tajemnicza historia brata Gastona, która w tomie pierwszym została jedynie nakreślona. Każdy z przyjaciół Gastona ma swoją historię. Dzieje postaci są ciekawe, jednak schemat jest taki sam w przypadku co najmniej trzech z nich: tarapaty, ratunek i konieczność wykonania w zamian pracy, nawet wbrew sobie. Nakreślone charaktery są wyraziste (jak choćby człowiek-wilk), a zwroty akcji są autentycznie zaskakujące. Dzięki temu całość czyta się niezwykle przyjemnie i szybko. Zakończenie wgniata w fotel, mimo że jeden z wątków kończy się bardzo sztampowo.

Ciekawe, choć niezbyt zaskakujące, jest to, że Gaston ma wrogów również w obozie Chrześcijan. Templariusze pokazani zostali jako sodomici, kłamcy i grzesznicy. Szlachta, jak to zwykle bywa, walczy jedynie o wpływy. Walczy jednak nie tylko z wrogiem. Intryga i zdrada są powszechne wśród możnych. Z wojny o wiarę zostało jedynie hasło, które jest pretekstem do brutalnego wyżynania Saracenów oraz środkiem do uzyskania sławy, pieniędzy i tytułów, często w wyniku wewnętrznych zatargów. W takim świecie nie ma miejsca dla przepełnionego ideałami Gastona, który chce odkupić swe winy, by pozbyć się Diabła.

Sam temat wojen na tle religijnym jest w mojej opinii bardzo uniwersalny. Wydaje mi się, że autor odnosi się i wypowiada na temat obecnej sytuacji. Nie chciałbym szukać drugiego dna tam, gdzie go nie ma, jednak wniosek po przeczytaniu książki jest następujący: skąd wiadomo, że to my jesteśmy tymi dobrymi?

Z kronikarskiego obowiązku wspomnieć muszę również o formie, nie tylko o treści. Okładka jest bardzo miła dla oka, choć osobiście nie przepadam za, tak ostatnio popularnymi, odblaskowymi elementami. Na ponad 450 stronach odnalazłem zaledwie jedną literówkę, a w tym względzie jestem niezwykle pedantyczny i lubię się czepiać. Wydanie ocenić muszę więc bardzo dobrze, mimo że papier nie jest najlepszy. Pozwoliło to jednak wycenić książkę na 29 złotych, co nie jest ceną przesadnie wygórowaną. Jednym słowem Fabryka Słów znów stanęła na wysokości zadania.

Choć dane mi było poznać jedynie pierwszą część historii, widać w całym dziele rozmach i spójny koncept. Kilka pytań pozostało bez odpowiedzi pozostawiając nadzieję na zgrabną kontynuację. Jeżeli spotkam Marcina Mortkę, z radością uścisnę mu dłoń, bo Miecz i kwiaty to kawał dobrej książki. Przy pierwszej nadarzającej się okazji sięgnę po inne dzieła tego autora.

Tytuł: Miecz i kwiaty, tom I
Autor: Marcin Mortka
Wydawca: Fabryka Słów
Rok wydania: 2008
Stron: 472
Ocena: 5-
GhanD Opublikowane przez:

3 komentarze

  1. m2m
    19 stycznia 2009
    Reply

    😛

    'Jednym słowem Fabryka Snów znów stanęła na wysokości zadania.’
    A ponoc autor jest pedantem i sie czepia literowek 🙂

  2. Ghand
    20 stycznia 2009
    Reply

    Odpowiedz autora 🙂

    Zawsze trzeba wywazyc ocene biorac pod uwage jakosc z jednej, a cene z drugiej strony. Uwazam, ze Fabryka robi super robote wydajac ksiazki sf i fantasy, ktore jakby nie patrzec sa ciagle niszowe. Cena przecietnej ksiazki to okolo 35 zl, natomiast Fabryka wycenia wiekszosc wydanych przez siebie pozycji na 29zl (pomijajac ksiazki duze objetosciowo). Nie myli sie ten, co nic nie robi, gotow wiec jestem wybaczyc nieliczne literowki (jedna w ksiazce, ktora ma 450 stron absolutnie nie psuje dobrego wrazenia). Tym bardziej, ze moja pedantycznosc wynika zazwyczaj z faktu, ze o ZLEJ ksiazce jest latwiej napisac dobry artykul. Nie zmienia to faktu, ze lubie i prefereuje jak najlepsze wydania, chociaz najwazniejsza jak zawsze jest tresc. Musze jednak przyznac, ze w tej chwili czytam nowe wydanie opowiadan Lovecrafta i jest troche masakra – czesciej pojawiajace sie literowki i przeklamania (czesto w komentarzach wydawcy, a nie autora) niweczy caly nastroj mitow cthulhu.

  3. Ghand
    28 października 2009
    Reply

    Czaje 🙂

    Ok długo mi to zajęło, ale już czaje :). Oczywiście Fabryka SŁów…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.