A imo jakakolwiek misja wojskowa to najlepszy możliwy poligon, pozwalający utrzymać wojsko doświadczone i sprawne w razie realnego zagrożenia kraju
Racja, z każdą misją w której przychodzi nam się borykać z wrogiem dowiadujemy się czegoś nowego, a to że nasze wojsko jest niedoinwestowane, a to że jest nas za mało albo że mamy za mało odpowiedniego sprzętu, a to, że zaopatrzenie dochodzi uszkodzone lub nie takie jak wymarzone przez żołnierzy, a to, że właściwie nie wiadomo kto ma nas wspomagać zwiadem na akcjach bojowych, bo sami środków odpowiednich nie mamy. Wychodzą na jaw jakieś dziwne stosunki panujące w kraju między tymi na górze w rządzie (tzw cywilbandą), a wojskowymi, szczególnie w sferze dozbrojenia kontyngentu. To ostatnie jest moim zdaniem najważniejsze bo sprzęt i tak idzie na zmarnowanie, ale kulawe struktury to już duży feler, którego się tak bardzo nie zauważa (z różnych powodów), ale wpływa on bardzo na zdolność bojową armii.
Pieniądze.
Tak, jak się idzie na wojnę to potrzebne są pieniądze,
bardzo dużo pieniędzy, a sprzęt w warunkach ciągłej eksploatacji w warunkach bojowych niszczeje w ekspresowym tempie (działania wroga i matki natury) i żeby utrzymać go w gotowości bojowej też są potrzebne
pieniądze. Czy rząd wysłał naszych żołnierzy po to, żeby sami,
na własną rękę zbroili się w to co amerykanie mogą zaoferować? Na to wygląda, widziałem zdjęcie na którym każdy żołnierz miał inną kamizelkę kuloodporną, naprawdę nie spodziewałem się, że tak mogą wyglądać ludzie z jednej armii, którzy jadą w jednym transporterze na akcję, zaprawdę pomyślałem -
wyglądają jak najemnicy. Może zrobią składkę na helikopter to wreszcie jakiś kupią...
Może problemy z armią zostaną w naszym kraju rozwiązane i będzie to rzutowało też na misje, ale szczerze w to wątpię, bo sposób w jaki się sprawie modernizacji przede wszystkim
struktur ukręca łeb jak w przypadku generała Skrzypczaka, zamiata pod dywan, jest groteskowy, najwyraźniej politycy zdają się zauważać, że wdepnęli w niezłe gówno, z którym nie wiedzą co zrobić, bo pomysłów oraz kasy nie ma i nigdzie nie słyszałem i nie czytałem, że albo jedno albo drugie będzie (no jedynie parę obietnic dozbrojenia w 2010 roku naszych oddziałów w Afganistanie, po niedawnej burzy w mediach)...
Z jakim wrogiem ma wojsko do czynienia tam w Afganistanie? Czy to jest on podobny do naszego potencjalnego wroga? Jeśli atak na nasz kraj nadejdzie z terenów południowych czyli od strony słowacji i czech, czyli z gór, a wróg nie będzie dysponował lotnictwem ani artylerią, to mamy szansę wykorzystać te doświadczenia i sprzęt który zostanie po misjach, pod warunkiem, że wojna rozpocznie się w okresie kiedy będzie on nadal w pełni sprawny. W kampanii irackiej podlegaliśmy dowództwu USA więc nasze kadry mogły co najwyżej przyglądać się jak się załatwia sprawę po amerykańsku, zapewne były to cenne spostrzeżenia, ale nie należy zapominać o sprzęcie który mieli amerykanie, i o tym, że walczyliśmy z wrogiem którego uzbrojenie nie przystawało wyposażeniu oddziałów koalicji do pięt. W porównaniu z amerykanami, nie moglibyśmy używać podobnej taktyki co oni z powodu braku odpowiedniego sprzętu. A sprzęt kosztuje, cała sprawa rozbija się właśnie o pieniądze, a Afganistan kosztuje sporo.
Czy kampanie w których braliśmy udział wzmocnią/wzmocniły naszą armię? Zmiana na
lepsze jest co prawda dostrzegalna, ale to nadal nie jest to co chcieli sami żołnierze, którzy patrząc na żołnierzy USA nadal mieć mogą duże kompleksy (jeśli chcemy równać to dlaczego nie do najlepszych?). Jeśli nadchodzący rok nie będzie finansowo łaskawy dla naszych żołnierzy, to zmiany będą spowolnione, i ucierpi na tym bezpieczeństwo wewnętrzne. Jeśli będzie łaskawy, to ucierpią finanse kraju, przecież pieniądze nie biorą się
znikąd i żeby komuś
dać to trzeba najpierw komuś
zabrać. W najbliższej przyszłości nie szykuje się nam jakaś poważna wojna z potencjalnymi (cokolwiek to znaczy) wrogami, biorąc pod uwagę sytuację międzynarodową, tak więc sprawa trzymania w gotowości armii "na wypadek gdyby" nie ma takiego wielkiego znaczenia. Niemieccy politycy zdają się to także zauważać, albo po prostu grają na nastrojach społecznych w Niemczech (niedługo wybory), jedno drugiego nie wyklucza, w każdym razie, często mówi się tam ostatnio o wycofaniu niemieckiego kontyngentu z Afganistanu. A u nas? Cisza. Zginął żołnierz, dwaj żołnierze? "To żołnierze przecież, a na wojnie żołnierze giną"...
Sytuacja w Afganistanie jest zła, poparcie dla władzy która pozwala na stacjonowanie obcych wojsk maleje... W takich warunkach, (słabnącego poparcia wśród samych Afgańczyków) walka z wrogiem staje się bardzo trudna, bo wszyscy mogą być nagle przeciwko naszym: cywile, policja, afgańska armia. Wszyscy mogą po cichu albo jawnie zacząć wspierać talibów (nie to żeby już niektórzy nie wspierali po cichu, np w strukturach afgańskiej policji z którą współpracują Polacy). I co wtedy? wyślemy jeszcze więcej rosomaków? Jeszcze więcej żołnierzy? Afganistan staje się powoli dla USA drugim Wietnamem, powtarza się sytuacja gdzie żołnierze walczą za samych siebie, nie za jakieś górnolotne ideały, które i tak nic nie znaczą dla tubylców... Czy my będziemy mieli wreszcie swój własny "Wietnam"? Czas pokaże...
Jeśli chodzi o misje w Libanie i na wzgórzach Golan, to ONZ refinansuje te misje, wypłacając Polsce stałą kwotę w dolarach. Za Afganistan jesteśmy zmuszeni płacić we własnym zakresie.