[freestyle]Welcome to Roanapur!
: poniedziałek, 31 grudnia 2007, 18:45
Nad miastem wschodziło słońce. Na wąskie brudne uliczki powoli wylewali się ludzie. Na targach zaczynali zbierać się handlarze oferujący niemal wszystko, o czym można pomyśleć. Żywe kury, martwe kury, owoce, broń, stare gazety, nowe gazety. W jakieś klatce leżał nawet wąż. Jedną z nieco szerszych ulic jechał dosyć stary, ale zadbany Mercedes. Wysiadła z niego ubrana na czerwono kobieta. Blond włosy idealnie pasowały do niebieskich oczu. Twarz kobiety nosiła ślady dawnej urody, jednak teraz szpeciły ją trzy spore blizny, jakby po oparzeniach. Tuż za nią szedł ponury mężczyzna ze słuchawką w uchu. Jego twarz także szpeciła blizna, choć znacznie mniejsza niż u jego towarzyszki. Usiedli pod parasolem w jednej z niewielkich kawiarni i zdawali się na coś czekać. Powoli ruch na ulicy zdawał się rosnąć. W pewnym momencie mężczyzna wysłuchał mówiącego po rosyjsku głosu w słuchawce i rzucił kilka słów w odpowiedzi. Przesłuchująca się tej wymianie zdań kobieta zapaliła papierosa.
- Są już na miejscu. Za trzydzieści sekund wchodzą pani Kapitan. Kapitan kiwnęła głową. Sekundnik wiszącego na ścianie starego zegara pokonał połowę drogi dookoła tarczy. Nic się nie stało. To znaczy stało się, ale na drugim końcu miasta, w porcie. A pięć minut później należące do włoskiej firmy przewozowej Forrenti magazyny wyleciały w powietrze.
- Moskwa nie będzie zadowolona pani Kapitan. Kobieta wzruszyła ramionami.
- Nigdy nie jest, w końcu to Moskwa sierżancie.
Witamy w słonecznym Roanapurze! Jestem pewien, że nasze miasto wam się spodoba. Co prawda nie przypomina typowego kurortu i atrakcji turystycznych jest tu mniej niż choćby w Bangkoku, ale z pewnością poznacie ciekawych ludzi.
Skoro przywitanie mamy za sobą to kilka słów wyjaśnienia. Dwa razy sprawdzałem się w roli MG i zawodziłem, cóż zdarza się najlepszym. Teraz postanowiłem spróbować po raz trzeci, mam nadzieję z lepszym skutkiem. Sesja będzie raczej luźna, w klimatach tropikalnych bandycko-napadalskich.
Popołudnia w klasztorze były nudne. Siostra Eda siedziała w kościele. Wbrew temu, czego można by się spodziewać nie modliła się żarliwie jak przystoi zakonnicy. Zamiast tego bujała się na krześle opierając nogi o ołtarz, na którym stała butelka Chivas Regal i w połowie pełna szklanka. W międzyczasie pod budynek podjechała czarne limuzyna, z której wysiadło troje mężczyzn w garniturach. Gdy drzwi się otwarli zostali obrzuceni przez blond zakonnicę nieprzyjemnym spojrzeniem. Co prawda przez lata przyzwyczaiła się do azjatyckich rysów twarzy, ale Chińczycy wciąż byli dla niej jednakowi. Changa też rozpoznała tylko dzięki temu, że miał ciemne okulary. Podrapała się po głowie zastanawiając się, czego Triada może chcieć, aż nagle ją olśniło.
- RICOOO! Jej krzyk odbijał się echem od ścian starego kościoła wprawiając witraże w drganie. Zza drzwi zakrystii wychylił głowę młody chłopak z bujną czupryną i koloratką.
- Powiedz siostrze Jolancie, że mamy klientów.
Już kilka minut później w cichym pokoiku na tyłach goście mogli porozmawiać z siostrą przełożoną. Staruszka o wyglądzie siostry Teresy, które to wrażenie psuła jedynie czarna opaska na oku, powitała ich z uśmiechem.
- Wszystko tak ja panowie zamawiali. Rico, pokaż panom. Ksiądz otworzył jedną z trzech leżących na podłodze skrzyń. Oczom przybyłych ukazały się ułożone elegancko obok siebie karabiny, sławne i niezawodne AK-47. Z rąk do rąk przeszła gruba koperta, do której dołączona była niewielka karteczka. Siostra Jolanta rzuciła okiem na kilka linijek tekstu.
- Owszem to da się załatwić, ale to Triada opłaci przewóz, nie praktykujemy darmowych dostaw do klienta. Chang przez chwilę próbował się targować, ale ostatecznie się zgodził. Warto było dobrze żyć z Kościołem Przemocy.
Teraz po krótce wyjaśnie kilka spraw technicznych - sesja nie ruszy prędzej jak pod koniec stycznia, więc wszystkich chętnych proszę o naprawdę dobre i przemyślane karty. Co do samych kart - jest pełna dowolność co do formy, mogą wyglądać jak sobie zażyczycie i zawierać co zechcecie, grunt żeby merytorycznie były ciekawe. Nie wiem ile osób przyjmę, pewnie tyle ile kart mi się naprawdę spodoba. Aha, jeśli sesja ruszy to bez ambitnych częstych update'ów - będę odpisywał raz na tydzień, ale mam za to nadzieję, że porządnie, tego też będę oczekiwał od graczy.
Wieczorem w biurze kompanii przewozowej Lagoon drzwi otwarły się z trzaskiem.
- Zbierajcie się, mamy paczkę od siostrzyczek do dostarczenia. Wielki, łysy Murzyn zachowywał się jakby był tu szefem. Bo był. Zresztą firma nie była duża, raptem czwórka pracowników i jedna łódź. Nie zmieniało to faktu, że byli najbardziej niezawodną ekipą w mieście. Nie minęło pół godziny a już opuszczali port. Wyrzeźbiony w znajdującej się u wejście do zatoki, nadgryziony zębem czasu, posąg Buddy zdawał się żegnać wypływających kurierów. Światła Roanapuru nikły w oddali. Celem okazał się statek wycieczkowy Sea Venture. A konkretnie jeden z członków jego załogi, który wypłynął dostawcom na spotkanie w sporym pontonie. Słońce powoli wynurzało się za horyzontem, gdy do portu wpłynęła samotna łódź. Lżejsza o skrzynkę broni.
Zapraszam wszystkich, którym marzą się psychopaci, najemnicy, przemytnicy, mafiozi, płatni zabójcy i cokolwiek zdołacie wymyśleć. Jedno zastrzeżenie - bez elementów nadnaturalnych, tylko ludzie i to normalni*. Aha, jedno ostrzeżenie. Roanapur to złe miejsce, więc wszelcy ostatni sprawiedliwi, choć mają szansę się tam dostać to nie wróżę takim postaciom długiego życia.
Atak na transatlantyk!
Wczoraj grupa uzbrojonych terrorystów dokonała napadu na luksusowy statek wycieczkowy Sea Venture. Grupa dwudziestu osób przez kilka rejsów podszywała się pod członków załogi by uderzyć w chwili, gdy na pokładzie przebywała grupa bogatych biznesmenów z pięciu największych tajskich holdingów. Po obrabowaniu gości statku z całej przewożonej gotówki oraz dokumentów zawierających dane objęte tajemnicą handlową sprawcy zostali ewakuowani prze nie oznakowane helikoptery. Nie udało się ustalić w jako sposób na statek dostarczono broń.
*W sensie bez mutacji ani niczego w ten deseń, psychika to inna rozmowa.
- Są już na miejscu. Za trzydzieści sekund wchodzą pani Kapitan. Kapitan kiwnęła głową. Sekundnik wiszącego na ścianie starego zegara pokonał połowę drogi dookoła tarczy. Nic się nie stało. To znaczy stało się, ale na drugim końcu miasta, w porcie. A pięć minut później należące do włoskiej firmy przewozowej Forrenti magazyny wyleciały w powietrze.
- Moskwa nie będzie zadowolona pani Kapitan. Kobieta wzruszyła ramionami.
- Nigdy nie jest, w końcu to Moskwa sierżancie.
Witamy w słonecznym Roanapurze! Jestem pewien, że nasze miasto wam się spodoba. Co prawda nie przypomina typowego kurortu i atrakcji turystycznych jest tu mniej niż choćby w Bangkoku, ale z pewnością poznacie ciekawych ludzi.
Skoro przywitanie mamy za sobą to kilka słów wyjaśnienia. Dwa razy sprawdzałem się w roli MG i zawodziłem, cóż zdarza się najlepszym. Teraz postanowiłem spróbować po raz trzeci, mam nadzieję z lepszym skutkiem. Sesja będzie raczej luźna, w klimatach tropikalnych bandycko-napadalskich.
Popołudnia w klasztorze były nudne. Siostra Eda siedziała w kościele. Wbrew temu, czego można by się spodziewać nie modliła się żarliwie jak przystoi zakonnicy. Zamiast tego bujała się na krześle opierając nogi o ołtarz, na którym stała butelka Chivas Regal i w połowie pełna szklanka. W międzyczasie pod budynek podjechała czarne limuzyna, z której wysiadło troje mężczyzn w garniturach. Gdy drzwi się otwarli zostali obrzuceni przez blond zakonnicę nieprzyjemnym spojrzeniem. Co prawda przez lata przyzwyczaiła się do azjatyckich rysów twarzy, ale Chińczycy wciąż byli dla niej jednakowi. Changa też rozpoznała tylko dzięki temu, że miał ciemne okulary. Podrapała się po głowie zastanawiając się, czego Triada może chcieć, aż nagle ją olśniło.
- RICOOO! Jej krzyk odbijał się echem od ścian starego kościoła wprawiając witraże w drganie. Zza drzwi zakrystii wychylił głowę młody chłopak z bujną czupryną i koloratką.
- Powiedz siostrze Jolancie, że mamy klientów.
Już kilka minut później w cichym pokoiku na tyłach goście mogli porozmawiać z siostrą przełożoną. Staruszka o wyglądzie siostry Teresy, które to wrażenie psuła jedynie czarna opaska na oku, powitała ich z uśmiechem.
- Wszystko tak ja panowie zamawiali. Rico, pokaż panom. Ksiądz otworzył jedną z trzech leżących na podłodze skrzyń. Oczom przybyłych ukazały się ułożone elegancko obok siebie karabiny, sławne i niezawodne AK-47. Z rąk do rąk przeszła gruba koperta, do której dołączona była niewielka karteczka. Siostra Jolanta rzuciła okiem na kilka linijek tekstu.
- Owszem to da się załatwić, ale to Triada opłaci przewóz, nie praktykujemy darmowych dostaw do klienta. Chang przez chwilę próbował się targować, ale ostatecznie się zgodził. Warto było dobrze żyć z Kościołem Przemocy.
Teraz po krótce wyjaśnie kilka spraw technicznych - sesja nie ruszy prędzej jak pod koniec stycznia, więc wszystkich chętnych proszę o naprawdę dobre i przemyślane karty. Co do samych kart - jest pełna dowolność co do formy, mogą wyglądać jak sobie zażyczycie i zawierać co zechcecie, grunt żeby merytorycznie były ciekawe. Nie wiem ile osób przyjmę, pewnie tyle ile kart mi się naprawdę spodoba. Aha, jeśli sesja ruszy to bez ambitnych częstych update'ów - będę odpisywał raz na tydzień, ale mam za to nadzieję, że porządnie, tego też będę oczekiwał od graczy.
Wieczorem w biurze kompanii przewozowej Lagoon drzwi otwarły się z trzaskiem.
- Zbierajcie się, mamy paczkę od siostrzyczek do dostarczenia. Wielki, łysy Murzyn zachowywał się jakby był tu szefem. Bo był. Zresztą firma nie była duża, raptem czwórka pracowników i jedna łódź. Nie zmieniało to faktu, że byli najbardziej niezawodną ekipą w mieście. Nie minęło pół godziny a już opuszczali port. Wyrzeźbiony w znajdującej się u wejście do zatoki, nadgryziony zębem czasu, posąg Buddy zdawał się żegnać wypływających kurierów. Światła Roanapuru nikły w oddali. Celem okazał się statek wycieczkowy Sea Venture. A konkretnie jeden z członków jego załogi, który wypłynął dostawcom na spotkanie w sporym pontonie. Słońce powoli wynurzało się za horyzontem, gdy do portu wpłynęła samotna łódź. Lżejsza o skrzynkę broni.
Zapraszam wszystkich, którym marzą się psychopaci, najemnicy, przemytnicy, mafiozi, płatni zabójcy i cokolwiek zdołacie wymyśleć. Jedno zastrzeżenie - bez elementów nadnaturalnych, tylko ludzie i to normalni*. Aha, jedno ostrzeżenie. Roanapur to złe miejsce, więc wszelcy ostatni sprawiedliwi, choć mają szansę się tam dostać to nie wróżę takim postaciom długiego życia.
Atak na transatlantyk!
Wczoraj grupa uzbrojonych terrorystów dokonała napadu na luksusowy statek wycieczkowy Sea Venture. Grupa dwudziestu osób przez kilka rejsów podszywała się pod członków załogi by uderzyć w chwili, gdy na pokładzie przebywała grupa bogatych biznesmenów z pięciu największych tajskich holdingów. Po obrabowaniu gości statku z całej przewożonej gotówki oraz dokumentów zawierających dane objęte tajemnicą handlową sprawcy zostali ewakuowani prze nie oznakowane helikoptery. Nie udało się ustalić w jako sposób na statek dostarczono broń.
*W sensie bez mutacji ani niczego w ten deseń, psychika to inna rozmowa.