Strona 5 z 6

: czwartek, 23 listopada 2006, 11:22
autor: Karczmarz
Hmmm

Ano krytyki rozne fajne wchodzily. Moj rekord to w odległych latach podstawowki, chwilowy sparing na przerwach szkolnych i cios za 68 (a na obrazenia k6 a nie k10) tak wiec fajne kwiatkowe krytyki czasem padaja, fakt.. Chociaz tego 183 to nie rozuzmiem :P chyba ktos musial miec miecz x8 obrazenia :P

: czwartek, 23 listopada 2006, 21:35
autor: Prentki
Na sesji kumpla Folmiego - płynęliśmy akurat na tratwie zrobionej z beczek, jako dezerterzy z armii - nie chciało nam się bić z goblinami -, w takiej lodowcowej krainie. Było nas dwóch - ja (krasnolud/wojownik/pijaczyna) i kumpel (człowiek/bard/przebrzydły grajek). Nagle coś zaczęło podszczypywać tratwę. To był jakiś potwór morski. Straciłem, chyba, dwa topory którymi rzuciłem, dodatkowo niecelnie, bardzina znał się na magii więc czymś tam w niego cisnął i jakoś go przepędziliśmy.
A może uciekliśmy? Już sam nie pamiętam :?

: piątek, 24 listopada 2006, 09:03
autor: BLACKs
Chociaz tego 183 to nie rozuzmiem Razz chyba ktos musial miec miecz x8 obrazenia
Nie, był zrobiony zwykłym mieczem, postacią po jednej albo dwóch profesjach :D. Po prostu, dużo razy pod rząd wypadło mu 10...

: wtorek, 28 listopada 2006, 15:08
autor: Goswin Kuhn
Moja drużyna(warhammer):
-skytobója[ja]
-wybraniec boży(Mananna)
-szampierz
(było jeszcze dwóch ale MG zabił)
-sirżant (zdrajca)

Po mocnej imprezie w Midennheim szliśmy ulicą, a tu 50 strażników ikażą nam się poddać za "sprzymierzenie się z mrocznymi bóstwami" (Mistrzu myślał że jak zobaczymy tylu to się poddamy) i "rzucenia im broni" no to ja rzuciłem... zatruty nóż i zabiłe ich kapitana. Potem oni się na nas rzucili, a my ich ubiliśmy bez draśnięcia. :)

: wtorek, 28 listopada 2006, 18:54
autor: Nekonushi
Moja sytuacja jest dość komiczna, ponieważ nasz oficjalny drużynowy potworek to czarny smok (mieliśmy tam ledwie po 4 poziomie, 3 osobowa drużyna) ale każdy ma własnego :twisted: Jakby co, to gramy w D&D.

- Ja (Zaklinacz/Wojownik, drow) jestem neutralny zły, tak więc mój najulubieńszy frag to zabicie jednego z towarzyszy :twisted:

- Kolega nr1 (Czarodziej, Półsmok/Półelf) użył alchemii, by przetworzyć całą wioskę na energię, łącznie z potężnym czarodziejem :twisted:

- Kolega nr2 (Tropiciel, elf) przez całą grę podniecał się tym, że na 1 poziomie pokonał zjawę.


Mieliśmy naturalnie jakichś tam bossów (wioska, potwory, więcej potworów, boss, nagroda to styl prowadzenie mojego MG) ale ich nikt nawet nie pamięta.[/url]

: czwartek, 30 listopada 2006, 16:01
autor: makk
Przypomina mi się sytuacja jak rozdzieliłem drużyne. Pierwszy gracz dość spaśny już sierżant najemników znalazł się w lochach jakiegoś zniszczonego zamczyska. Dotarł do ogromnej komnaty gdzie swe leże miała wiwerna no i pokonał bestie.
Był z siebie taki dumny bo myślał z opisu (nie znał bestiariusza), że to był smok. Gdy w końcu odnalazł drugiego gracza (krasnoluda-zabójce trolli), przeciągnął go przez pół zamku do lochu by pokazać swą zdobycz. Pysznił się był tak zadowolony!!!! A krasnolud bardziej obeznany z systemem:

* Eeee....to tylko wiwerynka żaden tam smok - i poszedł precz z komnaty.

Mina pierwszego gracza była tak śmieszna, że przez chwile nie mogłem prowadzić :D Ale gdy doszedł już do siebie to znowu chodził zadowolony ojjj chyba przez następne dwie sesje.

: poniedziałek, 4 grudnia 2006, 18:28
autor: Ravandil
Ja & moja drużyna (elf, człowiek, niziołek, krasnolud) łażąc po lesie zaatakowaliśmy mutanta Chaosu (WFRP), bo myśleliśmy, że ma iluzję płytówki i będzie łatwo... To była prawdziwa zbroja płytowa :D Rozbiegliśmy się, skradałem się z drugim elfem przez las by zajść go od tyłu, człowiek się schował, a krasnolud i niziołek walczyli. Walka była ciężka, tamci dwaj padli nieprzytomni, a walka skończyła się eksplozją amatorskiej bomby rzuconej przez człowieka... Mutant przeżył, a niziołek zarobił niewładność ręki :) W sumie jako przedostatni na nogach dobiłem do strzałem z łuku :D Fajnie było... XD

: czwartek, 7 grudnia 2006, 16:10
autor: Prentki
Na ostatniej sesji, u kumpla Folmiego spotkaliśmy, oprócz zwykłych pachołków, o których wspominać nie będę, dwie fajne postacie:
- Bard, przywódca grupy bandyckiej napadającej karawanu, grając na flecie wywoływał, różne czary. Uciekł nam po długiej walce z nim i jego pachołkami.
- Olbrzym, druid, z którym spieraliśmy się bardzo długo, razem z pogonią za nim. Po tej strasznie długiej walce, gdy nawalaliśmy w niego w trzech, olbrzym uciekł zamieniając się w muchę.
I jak tu wygrywać z fajnymi postaciami na sesji u niektórych MG?

: czwartek, 7 grudnia 2006, 18:42
autor: Karczmarz
Hmmm

A no tak, syndrom "ukochanego NPC'a Mistrza Gry" :] Takich prawie nigdy nieda sie zabić (dlatego nielubie niedoswiadczonych MG :P), a jak już sie takiego zabije to w ogole lepiej zeby dany gracz sie nie urodził. Na ostatniej sesji chcielismy okraść pewnego kapitana Barki (dosc skomplikowane czemu) i ten Kapitan byl wlasnie takim Pupilkiem MG, normalnie sam 1 gruby tłusty kupiec niemal rozłożył Zabójce Gigantów, Skrytobójce i Demagoga z magicznym demonicznym mieczem :P I ostateczne stwierdzenie jednego z Graczy po tym jak go utłukliśmy wreszcie ledwo zyjac "Stary nawet jakbyśmy podcieli trupowi gardło, przebili płuca, przywiazali go do tonowego kamienia i wrzucili na środek rzeki jego zwłoki to i tak on do nas wróci i nas pozabija... Chyba ma fory u BOGÓW <i wymowne spojrzenie na MG>" :]

: czwartek, 7 grudnia 2006, 19:06
autor: Tori
Taaa, mój MG też tak ma. Po ośmiu miesiącach grania beze mnie, wpada na sesję, gracze na szybko mi tłumaczą co się działo, że jest Ten Zły, ja sobie coś przypominając sie pytam czy to ten sam, który G1 pozbawił magicznych przedmiotów, a wszystkich innych mało co nie zabił, w odpowiedzi słyszę TAK, to ten. I moje wielkie zdziwienie: To wy go jeszcze nie zabiliście?! I tu też baaardzo wymowne spojrzenie na Mistrzunia ;)

: piątek, 8 grudnia 2006, 15:10
autor: kerlik
Hmmm... po głębszym zastanowieniu, jeszcze chyba nie dałem okazji do stanięcia twarzą w twarz z poważnym przeciwnikiem.
Na pewno moi gracze są dumni z rozgromienia gildii zabójców (nie tak dawna sesja), która umiejcowiła się w jaskini gdzieś na środku pustkowi. Skubańce (znaczy się - gracze) spędzili caluteńką sesję na planowaniu ataku, a na drugiej go dokonali. Muszę przyznać, że zrobili to brawurowo! Aha... czemu zniszczyli gildię (składającą się z dwunastu chłopa)? Ktoś dał zlecenie owej gildii na BG, ale o tym ciii... ;)

: piątek, 8 grudnia 2006, 17:33
autor: Alrikus
W Neuroshimie gołymi rękoma gracz zabił dużego kotka. Po prostu miał niesamowitego wręcz farta w kościach, no i pozwoliłem mu zwyciężyć. I po ok. dwóch tygodniach od tamtej sesji dalej się tym pyszni. A to już się robi wnerwiające że weź, muszę go jakoś sprowadzić do poziomu. Myślałem o kradzieży, tak na dobry początek.

: piątek, 8 grudnia 2006, 21:14
autor: makk
Moja drużyna po ostatniej sesji młotka była bardzo zadowolona gdy udało im sie zabić goblińskiego wodza który za nim padł zabił jednego bn - zwiadowcę, złamał rękę innemu bohaterowi. Ostateczny cios, "krytyk" zadał uczeń czarodzieja "magicznym żądełkiem" :!: To westchnienie ulgi gdy wódz padł było naprawdę fajne :twisted:

Re: Potwór z ubicia którego moja drużyna jest szczególnie du

: wtorek, 22 lutego 2011, 22:22
autor: Szary Kocur
Siły Zbrojne ChRL! Plus spora flota. I czołg wielkości położonego na boku gierkowskiego bloku. I to wszystko w jedną sesje. Jeden gracz (i wielu BN) przepłacił to życiem. Od tego czasu nie zaatakował wielkiej armii frontalnie.
Gra urwała się w kluczowym momencie i nigdy nie miałem już okazji jej kontynuować, więc nie policzę jej tej heretyckiej armii mutantów popromiennych, chłe, che, che.
Kampania, w której dokonali tego wszystkiego, stanowiła kawałek epickiej i przegiętej do tego stopnia post-apokalipsy, że zdarzało mi się stawiać przed graczami wyzwania, które nawet mi wydawały się pozbawione rozwiązania. Ale później szlag trafił mi drużynę i...
A i wiem, że miał być potwór. Ale ostrzeliwanie czołgu wielkości bloku z moździerza, frontalny atak na setki chińskich żołnierzy, zatapianie okrętów w II-wojennym U-boocie pod dowództwem brytyjskiego szpiega... Ech, to było coś. Totalna improwizacja sprawiała, że gra zaskakiwała równie mocno mnie, co graczy i uczyniła tą kampanię niezapomnianą.
Tak, moi gracze mogą uznać armię komunistycznych Chin za największe zwycięstwo na australijskim gruncie.

Re: Potwór z ubicia którego moja drużyna jest szczególnie du

: środa, 23 lutego 2011, 00:37
autor: No Name
Graczy było dwóch: Mag i skrytobójca. Mag był na wyższym poziomie, często przechwalał się jaka to jego magia jest zajebista, w porównaniu do broni białej, zazwyczaj mając zresztą rację.
Ostatnio moi gracze dorwali z dawna ściganego czarnoksiężnika w Kryształach Czasu. Wcześniej zabił wielu ich kompanów i całkowicie rozpieprzył małą wioskę. Ogólnie typek był jednym z tych wrogów, których uczciwie pokonać nie było szans. Sam zresztą nie miałem zamiaru dawać graczom sposobności do walki, ale ci dzielnie ruszyli do boju.
Wspięli się na wieżę czarnoksiężnika i zaczęli majstrować przy klapie wejściowej. Wróg usłyszał jak hałasują, poszedł więc sprawdzić co się dzieje. Skrytobójca szybko ukrył się za klapą, a mag przygotował się do rzucenia czaru. Klapa otwiera się. Wychodzi czarnoksiężnik. Mag rzuca czar. Nadaremno jednak. Czarnoksiężnik jednym zaklęciem powala maga.
W tym momencie zza klapy wyskakuje przyczajony skrytobójca, by wbić dagę w plecy wroga. Trup na miejscu. Chciałoby się rzec "I gdzie teraz wasza potężna magia?". 8)

Re: Potwór z ubicia którego moja drużyna jest szczególnie du

: sobota, 28 maja 2011, 14:09
autor: Canaris
Szczegółów nie pamiętam ale było mnie wiecej tak :
W dwie osoby ( elfi złodziej i ludzki mnich ) rozchlapaliśmy, po ścianach starego klasztoru, Glabrezu. Do dzis nie wiem jak nam sie to udało ( pamiętam tylko ilośc krytyków przekraczającą wszelką przyzwoitość ).

Było co wspominac przez długie miesiace :D

Re: Potwór z ubicia którego moja drużyna jest szczególnie du

: poniedziałek, 6 czerwca 2011, 12:16
autor: TomEdo
Może i nie zabili tego kolesia ale mimo wszystko...

W Crystalicum gracze gonili przedstawicieli wrogiej organizacji w ruinach pewnej starożytnej cywilizacji. Wrogowie uprzedzili graczy i zabrali stamtąd niezwykle cenną tablicę. Najsilniejszy z przeciwników został by zatrzymać graczy i dać reszcie dość czasu na ucieczkę. Był to mag będący w posiadaniu wyjątkowo potężnego artefaktu pozwalającego przywoływać i kształtować dziwną kryształopodobną substancję. Gracze wbijają do sali, a tu zonk, mag stworzył za pomocą swojego artefaktu całą kryształową fortecę i zaczął nasyłać na nich przywołane golemy. Przez cały czas stał na balkonie fortecy i kierował swoimi tworami. Jeden z graczy, gnom z dwoma spluwami, wpadł na dziwaczną myśl by strzelić prosto w maga, ignorując fakt, że z takiej odległości szansa na trafienie jest znikoma. Nie miałem wtedy jeszcze pojęcia, że umiejętności w które wyposażył swoją postać to materiał na boga XD. Strzelił wykorzystując akcję trikową i uwalił połowę punktów życia wrogiego maga wysyłając go jednocześnie do środka twierdzy gdzie malowniczo rozwalił się na ścianie. Musiałem szybko ewakuować kluczowego złego z ruin i opracować nową strategię walki dla wszystkich przeciwników graczy, by każda bitwa nie kończyła się widowiskowym strzałem a la shoop da whoop :].