Jorcajt

ODPOWIEDZ

?

1
0
Brak głosów
2
0
Brak głosów
3
0
Brak głosów
4
1
100%
5
0
Brak głosów
6
0
Brak głosów
 
Liczba głosów: 1
Alucard
Bosman
Bosman
Posty: 2349
Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
Numer GG: 9149904
Lokalizacja: Wrzosowiska...

Jorcajt

Post autor: Alucard »

Moje pierwsze pseudofilozoficzne zabawy prozą. Dajcie znać czy jest sens bawić sie w to dalej. Kilka nazw z hebrajskiego należy sobie przetłumaczyć we własnym zakresie. ;P
Ciąg dalszy może nastąpi...

”Jorcajt”

Dlatego to mówi Pan o Jojakimie, synu Jozjasza, królu judzkim:
«Nie będą go opłakiwać:
"Ach, mój bracie! Ach, siostro!"
Nie będą go opłakiwać:
"Ach, panie! Ach, majestacie!"
Będzie miał pogrzeb, jaki się sprawia osłowi:
będą go wlec i porzucą
poza bramami Jerozolimy.


Proroctwo o Jojakimie


Prolog
Wybiła właśnie dwudziesta piąta kiedy spadły pierwsze śniegi. Całe Haszamajim pokryte zostało gęstym puchem. Jakiś poeta mógłby napisać, że to zamarzłe łzy aniołów mieszkających w niebiosach otuliły pokrytą dzisiaj w żałobie krainę. Tyle, że nad Haszamajim nie było żadnego nieba i żadnego słońca. Żadna z gwiazd nie rozświetliła nigdy mroków nocy i żaden podmuch wiatru nie rozwiał włosów mieszkańców tego miejsca... i nie istniały żadne anioły opłakujące śmierć ich rzekomego stwórcy. Godzinę dwudziesta piątą Adonai spędził w samotności...

***
Haszamajim było zwykłym miasteczkiem, jakich pełno dookoła. Mieszkańcy na co dzień zajmowali się swoimi sprawami, chodzili do sklepu, gotowali obiady, spotykali się ze znajomymi przy piwie, czasami kłócili się z sąsiadami. Sielanka. Co niedziele i co piątek chodzili do Kościoła, raz do roku obchodzili święta narodzenia Jehoszui który ponoć zbawił świat umierając na krzyżu i zmartwychwstając po trzech dniach. Oczywiście mało kto w to wierzył. Wiadomo było nie od dziś, że Jehoszua lubił się przechwalać i dość często koloryzował. Zresztą co to za zbawiciel który dzień w dzień przesiaduje w knajpie pijąc tanie piwo. No ale zwyczaj to zwyczaj, a zwyczajów się nie łamie. Poza tym ojciec Jehoszui- Adonai był poważanym człowiekiem w miasteczku i nikt nie chciał mu robić przykrości. Tak więc co grudzień świętowano narodziny jego syna a co kwiecień obchodzono uroczystość na cześć jego zmartwychwstania. Każdy dzień był podobny do wcześniejszego i zwiastował nadejście kolejnego, niemalże identycznego. Dzisiaj było jednak inaczej. Haszamajim wstrząsnęła smutna wiadomość. Najstarszy człowiek w miasteczku, pocieszny lubiany przez wszystkich staruszek umarł. Stało się to w nocy z trzydziestego pierwszego na trzydziesty drugi grudnia równo o dwudziestej piątej. Klepsydra na miejscowej tablicy ogłoszeń ponuro uśmiechała się do przechodzących obok przypominając o nieustannym wyścigu wskazówek. Ostatniego dnia ostatniego miesiąca roku całe miasto ucichło. Ulicom zasznurowano usta, mieszkaniom zakryto oczy okiennic. Tego dnia nikt nie śpiewał, nie oglądał telewizji i nie słucha radia. Nawet Jehoszua zamiast piwa wziął na kredyt trzy kielony. Wieczorem miał się odbyć pogrzeb połączony z godnym pożegnaniem zmarłego. Na stypę zaproszono nawet Jude, za którym nikt nie przepadał. Jehoszuę czekał cały dzień załatwiania różnych spraw związanych z dzisiejszym wieczorem. Wypił duszkiem zamówioną czystą i udał się do domu. Po drodze rozmyślał nad tym co musi zrobić, jak najtaniej i jak najszybciej. Jego renta była bardzo niska więc dorabiał na czarno jako stolarz. No ale i to mogło nie wystarczyć. Stary nie zapisał mu nic w spadku bo i nie miał niczego. Ot kilka świec, garść złotych monet, jakieś zakurzone księgi i stary gołąb nazwany nie wiadomo czemu ”duchem”. Sytuacja nie przedstawiała się kolorowo. Ba, była fatalna. Jehoszua poważnie pomyślał nad zapożyczeniem się i Judy. Podobno ma gdzieś schowane trzydzieści srebrników. Niewiele, ale zawsze coś. A spraw było wiele. Chór aniołów (Adonai go uwielbiał) występujących w jakichś badziewnych plastikowych skrzydłach, opłacenie księdza, trumna, kwiatki i tego typu sprawy... no i stypa oczywiście. Sala, jedzenie, wódka... Jehoszuę rozbolała od tego wszystkiego głowa. Usiadł na ławce i wyciągnął zmięta paczkę fajek z kieszeni. Zapalił i pozwolił aby nikotyna spokojnie rozgościła się w jego wysuszonym ciele. Zadrżał. Może przez rozlewający się po organizmie alkohol, może przez ohydny smak starego taniego papierosa bez filtra. ”Co ja teraz zrobię?” -pomyślał. Pozwolił aby rozmaite myśli oplotły jego twarz. Zmęczoną twarz zagubionego człowieka...
”Ojcze, mój Ojcze, czemuś mnie opuścił”- pomyślał strapiony.

Jehoszua o przeszłości
Jehoszua stwierdził, że sam jest sobie winny. Zbawiania wszechświata mu się zachciało. Ojciec od zawsze wmawiał mu, że jest kimś wyjątkowym... że jest stworzony do wyższych celów. Śmiał się z matką, że Jehoszua jest darem, że jest niepokalanie poczęty (młody Jehoszua jeszcze wtedy nie wiedział co maja na myśli), że to jakieś niezrozumiałe dla nich siły obdarowały zwykłą rodzinę takim dzieckiem. Oczywistym było, że chłopakowi mogło się poprzewracać w głowie od tego wszystkiego. Te wszystkie mity, symbolika imienia, znaki... wszyscy którzy go otaczali sprawiali wrażenie nawiedzonych. Jedynie jego wuj- Józef był w pełni normalny. Mawiał zawsze ”Fach, chłopcze, fach...” po czym cmokał głośno i dalej piłował deski. Jehoszua zawsze chciał być taki jak on. Chłopak kochał ojca- Adonai i nie chciał go smucić. Dlatego właśnie chodził do tych idiotycznych kapłanów, przesiadywał długie godziny w świątyni, tracił czas na czcze dysputy. Nienawidził tego, ale bał się zasmuconego spojrzenia staruszka. Zabawne- pomyślał Jehoszua- jak wielka siłą jest miłość. Przecież zatroskany ojciec tak samo by mnie kochał, dawałby mi tę sama strawę, czytał te samie książki do snu. A mimo to nie chciałem by się martwił. Bez żadnego racjonalnego wyjaśnienia. Po prostu Jehoszua i Adonai byli jak dwa zwierciadła. Każda emocja, każde drgnięcie, skurcz mięśnia miałyby od razu odbicie na twarzy drugiego. Jehoszua wiedział o tym. Dlatego bał się bólu Ojca. Bo ból Adonai stałby się jego bólem. Zawsze podstawą altruizmu był egoizm- pomyślał. Dlatego właśnie Jehoszua spełniał wszystkie zachcianki staruszka. Wszystkie jednak wolne chwile spędzał w warsztacie Józefa. To właśnie to miejsce było jego świątynią. Każde narzędzie, pojedyncza deska czy nawet drzazga śpiewały tu inną modlitwę. Adonai oczywiście nie lubił, gdy młodzieniec przesiadywał z Józefem. Dla niego był on nieudacznikiem, który zmarnowawszy szanse na lepsze życie został marnym stolarzem. Jehoszua poniekąd rozumiał Ojca. Adonai nie mógł przecież wiedzieć, że każda drzazga śpiewa inna modlitwę. Tak jak Józef nie mógł zrozumieć, że w każdej z ksiąg zaklęta jest inna dusza. Chłopak musiał kiedyś wybrać pomiędzy duchem stronic a śpiewem drewna. Jehoszua dorastał, a wraz z nim rósł cień wyboru, a był om przekleństwem młodzieńca. Kiedy wiązał się z kobietą i był szczęśliwy pojawiał się cień, a Jehoszua mimowolnie wyznawał ukochanej: ”Kocham Cię całym sercem, ale nie potrafię być z tobą. Krąży nade mną kruk przeszłości, którego musze odpędzić. Kiedyś znajdę na to siły. Wtedy będę gotów”. A one wszystkie go rozumiały. Wiadomym było, ze nie można iść w jutrzejszy dzień nie opuściwszy wczorajszego. Rozumiały i odchodziły. I tak było, aż Jehoszua nie osiągnął w pełni męskiego wieku- wieku trzydziestu lat. Wtedy to pomyślał: ”Jestem już mężczyzną. Pora uporać się z własnym przeznaczeniem”. Wziął laskę pasterską i sandały i udał się przed siebie. Przeszłość została w małym spokojnym miasteczku Haszamajim. Przeszłość została w warsztacie Józefa i świątyniach kapłańskich. Przeszłość została w ramionach kobiet Jehoszuy i łzach jego Matki. Mężczyzna podziwiał teraz bezmiar przyszłości wylewający się z każdego kamienia, każdego szmeru trawy i każdej pieśni wiatru. Gdzieś za jego plecami padł na ziemię martwy czarny kruk.
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
Awatar użytkownika
BAZYL
Zły Tawerniak
Zły Tawerniak
Posty: 4853
Rejestracja: czwartek, 12 sierpnia 2004, 09:51
Numer GG: 3135921
Skype: bazyl23
Lokalizacja: Słupsk/Gorzów Wlkp.
Kontakt:

Re: Jorcajt

Post autor: BAZYL »

:arrow: "otuliły pokrytą dzisiaj w żałobie krainę" - że co proszę?
:arrow: Brakuje akapitów...
:arrow: Różne drobne błędy...
:arrow: Podoba mi się kreacja świata, sam pomysł, choć fabuła jest bez pomysłu. Jeśli to byłoby wprowadzenie do czegoś większego, to byłbym za czytaniem dalszego ciągu, a jako samodzielny twór nie zasługuje na więcej niż 4=.
:arrow: Poza tym przydałoby się oczyścić nieco tekst - podzielić go na akapity, zmienić głupi nagłówek (tytuł rozdziału) itp. Generalnie pozytywne odczucia.
Pierwszy Admirał Niezwyciężonej Floty Rybackiej Najjaśniejszego Pana, Postrach Mórz i Oceanów, Wody Stojącej i Płynącej...
Alucard
Bosman
Bosman
Posty: 2349
Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
Numer GG: 9149904
Lokalizacja: Wrzosowiska...

Re: Jorcajt

Post autor: Alucard »

Miło mi.
I tak. Jest to wstęp do dużo większej całości. Poprawię wskazane błędy i będe pisal dalej ;)
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
ODPOWIEDZ