Świat Pasem: Czas Orłów i Kruków

To jest miejsce, w którym przeprowadza się wcześniej umówione sesje.
ODPOWIEDZ
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: Świat Pasem: Czas Orłów i Kruków

Post autor: WinterWolf »

Amber

- Gotowa. Zróbmy to - skinęła głową. Zmieniła postać na potwora by zyskać na fizycznych właściwościach. Zresztą w razie czego zawsze mogła ponownie zmienić formę.
Kopacz nie kazał nikomu długo czekać. Wystrzelił spod ziemi i wzniósł siew górę. Wyglądał tak jak ostatnio - czerwiowate paskudztwo. Dziwne było jak bardzo Skaza potrafiła zmienić istoty które skazi.
Wszyscy momentalnie wystrzelili ładunki energii w stronę Kopacza, chwytając go i sprowadzając na ziemię. Amber miała do dyspozycji energie swoja i ich. Trzeba było przystąpić do dzieła.
Amber przeniosła się do niego po czym skoncentrowała się na przywróceniu go do stanu sprzed skażenia. Żal jej było tej biednej istoty... Miała dobrze w pamięci wspomnienia Pretora, więc szczerze chciała pomóc. Działała ostrożnie i metodycznie - wpierw przekształcić go w energię by potem odtworzyć przechodząc przez poszczególne fazy rozwojowe. Amber miała nadzieję, że wszystkim starczy do tego sił.
Gdy zaczęła przerabiać ciało istoty na energię Wszyscy uczestnicy rytuału, bo tak można by to nazwać, pomimo pozornej prostoty, pomagali AMber w przekształceniu ciała. Wkrótce przed nimi unosiła się bezładna kula energii, z którego trzeba było "ułożyć" kopacza na nowo. Wszyscy starali się utrzymać moc w jednym kawałku, zapobiegając jej rozproszeniu.
Amber skoncentrowała się więc teraz na odtworzeniu procesów, które obserwowała we wspomnieniach Pretora. Po kolei chciała skłonić tę energię do formowania się wpierw w małego Kopacza by potem rozwijała się i kształtowała w dorosłą formę. Chciała dotrzeć w rozwoju istoty do ostatnich chwil, gdy jeszcze Kopacz był wolny od skażenia.
Do uformowania małego Kopacza wystarczyła część energii i Amber powoli dobierała stopniowo coraz więcej w miarę potrzeb. nie szło specjalnie opornie. Większy problem był już z Neferionem, widać Kopacz był bardzo podatny na tego typu zmiany. Trzeba było temu zaradzić... pytanie czy gdy już Amber zakończy tworzenie go, czy wprowadzić zmiany teraz, gdy może zrobić to szybko i łatwo.
Wilkołaczyca już teraz zaczęła wprowadzać zmiany mające na celu uodpornić Kopacza na takie rzeczy. Skaza w końcu mógł zaatakować ponownie w każdej chwili i to biedne stworzenie znów by mogło ulec.
Nie był to trudne, dodała po prostu kilka zmian w umyśle i ciele, które pojawiały się u Revenantów i czyniły ich niewrażliwymi na tego typu ataki. Wizualnej i psychicznej różnicy nie powinno być, a jeśli miałaby się pojawić, to w stopniu śladowym.
Ciąg dalszy jakoś szedł.. ale w pewnym momencie Rika musiała się odłączyć. Nadciągały jakieś istoty Skazy, chcące przerwać proces. Dziewczyna zadecydowała, że się nimi zajmie.
Amber kontynuowała skoncentrowana. Miała nadzieję, że Rika sobie poradzi.
Po chwili odłączył się jeszcze Heserroth. Amber już prawie kończyła proces, gdy dodatkowo odłączyła się jeszcze Wiktoria. Carmen dalej utrzymywała moc w jednym kawałku z pomocą Rufusa. Półdemon okazał się dobrze przystosowany do tego typu zadań. Wreszcie na ziemię opadła wielka istota przypominająca połączenie behemota i kreta. Miała może z 40 metrów wysokości i szerokości w barkach. Obejrzał się na demona rozdzierającego sieciami ciemności istoty Skazy, Rikę, powalającą kolejne Mięśniowce celnymi ciosami naładowanych włosów i Wiktorię, strącającą z nieba Horusy wiązkami wymierzonej energii, a potem na Carmen, Rufusa i Amber. Jej oszołomienie trwało zaledwie parę sekund. Gdy tylko odzyskała trzeźwość myślenia wykonała solidny zamach łapą i rozmiażdżyła grupkę Mięśniowców, po czym zawyła trochę jak wilk, ale wyżej i diabelnie głośno. Istoty Skazy jakby spłoszyły się i zaprzestały ataków.
Heserroth nie planował im odpuszczać. Przeniósł się w cień przed nimi i zmasakrował nielicznych uciekinierów szponami.
Kopacz westchnął ciężko siadając na ziemi, ta zatrzęsła się w odpowiedzi.
Amber odetchnęła.
- Wygląda na to, że już po wszystkim... - odezwała się rozglądając wokół. Spojrzała na Kopacza. - Jak się czujesz? - spytała.
- Bywało lepiej - odparła istota. Jej głos był głęboki i spokojny. - Ale i bywało znacznie gorzej - zaśmiała się cicho.
- Odpoczniesz i będzie jeszcze lepiej - wilkołaczyca wróciła do ludzkiej formy. - Ważne, że Skaza nie ma już nad tobą władzy - dodała.
- Taa - istota położyła się i westchnęła ponownie. - Muszę pozbierać myśli... nie pójdzie mi szybko...
- Mam nadzieję, że odtworzyłam wszystko jak trzeba. Uodporniłam cię przy okazji na przemiany, by Skaza nie miał tak łatwo, gdyby starał się zaszkodzić ci ponownie - powiedziała. Patrzyła na stwora z podziwem. Był olbrzymi i wreszcie był tym czym powinien być.
- Muszę dojść do siebie... - bąknęła istota. - Odwiedźcie mnie proszę... za parę dni - bąknęła i wkopała się z powrotem w ziemię. Poszło jej diabelnie szybko jak na taki rozmiar.
- Hmm... nie zostanie na obiad? - mruknął Rufus, patrząc za Kopaczem.
- On je podziemne rośliny. Sądzę, że w razie głodu znajdzie je właśnie tam na dole. Zresztą... Skąd byś ty wziął tyle jedzenia? - spytała.
- W sumie - mruknął Rufus. - Dobra... to tyle tutaj? Zgłodniałem - wyszczerzył się.
- Taaa... Musimy uzupełnić siły i coś zjeść... Zgłodniałam... jak wilk - bąknęła. Uśmiechnęła się głupio.
Półdemon pokiwał łepetyną. Carmen podniosłą się z ziemi i otworzyła portal bez słowa. Miała najwyraźniej dość i była zmęczona...
Amber zmieniła postać na bestię i wzięła Carmen w łapy. Przepuściła wszystkich w portalu przodem.
Carmen westchnęła i zamknęła portal, gdy już przeszły na jego drugą stron, po czym ułożyła się wygodniej i zasnęła.
Amber zaniosła ją do pokoju w gospodzie, który razem zajmowały. Niosła kobietę ostrożnie i starała się nie trząść za bardzo. Chciała ją po prostu położyć spać do łóżka.
Carmen została w łóżku i spała dalej. Skrzywiła się lekko, gdy Amber ją zostawiła na łóżku.
Wilkołaczyca nie była pewna czemu więc ostrożnie poprawiła pościel i przykryła Carmen kołdrą. Miała nadzieję, że kobieta nie przemęczyła się zanadto. Ostrożnie poniuchała ją sprawdzając na ile mogła czy wszystko w porządku.
Wymagała długiego odpoczynku i to wszystko. Przemęczyła się.
Gdy Amber wyszła z budynku stwierdziła, że Rufus zasnął przed tawerną i żadna siła nie jest w stanie ruszyć go z okolic wejścia...
Amber przez chwilę zastanawiała się nad umieszczeniem tam napisu: "Uwaga! Śpiący bóbr!" żeby nikt w niego nie wdepnął. Potem poszła coś zjeść...
Otrzymała sporą pieczeń ze świni na warzywach i winie.
- Co tacy wszyscy wymęczeni? - zapytał barman. Rika i Wiktoria zalegały przy stoliku...
- Leczyliśmy Kopacza... A potem jeszcze zjawiły się istoty Skazy - powiedziała. Popatrzyła na pieczeń a potem na Wiktorię i Rikę.
- Czekacie tu na coś czy zanieść was do waszych łóżek? - spytała Amber. Może chciały jeszcze coś zjeść?
- Czekamy aż odpoczniemy an tyle, by zjeść - odparła Wiktoria, a Rika podsumowała to cichym "mhmmm"
- Hmm... Nie zdawałam sobie sprawy z tego jak duże obciążenie na was spadło - bąknęła zakłopotana. Wyglądało na to, że miała najlżejszą robotę ze wszystkich...
- Mogłaś popełnić błąd, gdybyś byłą zmęczona - zauważyła Wiktoria.
- Owszem... Ale to w jakim stanie jestem ja i w jakim jesteście wy wszyscy... - bąknęła. - No widać różnicę... - dodała. Westchnęła. - Martwię się o was, gdy jesteście w takim stanie - mruknęła.
- Jeeeść... - bąknęła Wiktoria.
- Spaać - dodała Rika. Obie Demmianki zaśmiały się. Na ich stół trafiła zupa, którą obie się powoli zajęły.
Amber zjadła swoją porcję i poczekała aż Demmianki uporają się ze swoją. Ona była w wystarczająco dobrej formie by je zanieść do ich łóżek... Za ich wysiłek była im to winna.
Obie zasnęły po drodze. Wyglądało na to, ze tylko Amber i Heserroth nie musieli spać po tej całej imprezie.
Amber ułożyła je do łóżek tak jak wcześniej zrobiła to z Carmen. Z nieszczęsnym Rufusem nie była pewna co począć... Z westchnieniem czuwała czy wszystko jest pod kontrolą zaglądając od czasu do czasu do śpiących.
Wszyscy spali do następnego poranka. Wyglądało na to, ze wszystko z nimi w porządku.
Amber spać poszła dopiero w nocy. Zmieniła się w wilka i ułożyła w nogach łóżka, by nie przeszkadzać Carmen. Spała czujnie, więc budziła się, gdy kobieta się poruszyła.
Carmen drgnęła i podniosła się. - O.. Amber - bąknęła, patrząc w wilczy pysk.
- No zmęczyłam się trochę - mruknęła.
Amber liznęła ją parę razy po twarzy. Przemieniła się w człowieka.
- Lepiej się czujesz? - spytała.
Carmen skinęła głową.
- Już jest w porządku - stwierdziła.
- To dobrze - Amber wyraźnie ulżyło. Przez chwilę dało się zauważyć, że noc nie przebiegała Amber tak pomyślnie jakby dziewczyna chciała. Po chwili jednak wrażenie to zniknęło. Amber zeskoczyła z łóżka. - Więc musimy się zorientować jakie tereny do odbicia otwarło nam uzdrowienie Kopacza - powiedziała.
- Sporo... - mruknęła Carmen.
- Będziemy mieć kupę roboty - przeciągnęła się i westchnęła.
- Co jest? Jak chcesz, możesz spać dalej. Chciałam się upewnić, że nic ci się nie stało. Odpadłaś jako pierwsza - powiedziała Amber.
- Taa... zarządzanie siłami innych też jest dość meczące, sama wyprałam się prawie zupełnie, utrzymywałam zewnętrzną barierę... - Carmen westchnęła.
- Dobra. To trzeba się przyjrzeć mapom...
- Ale wpierw śniadanie. Chyba, że mapy możemy oglądać podczas jedzenia - mruknęła. Po czuwaniu przez większą część nocy i doglądaniu wszystkich była nieco zmęczona.
- Możemy, ale śniadanie dopiero jak ty się położysz i wyśpisz jak trzeba - mruknęła Carmen. - Do łóżka - powiedziała, sama wstając.
- Jak ustalimy nasze następne poczynania. Chcę wpierw zobaczyć mapy i ustalić co i jak. I zjeść coś. I tak dziś nigdzie nie ruszymy - Amber spojrzała kobiecie prosto w oczy z pewnością i stanowczością. Tego jeszcze Carmen u Amber nie widziała.
Kobieta uniosła brew.
- Chcesz planować kampanię mając zmęczony umysł? - zapytała.
- Spałam, więc to nie jest zarwana noc. I tak nie zasnę nie wiedząc na czym obecnie stoimy - powiedziała.
Carmen skinęła głową. - Zjemy wobec tego w górnej sali - powiedziała. - Co chcesz na śniadanie? -
Zamyślenie zagościło na twarzy Amber.
- Kanapki z dżemem - zupełnie niewilczy posiłek.
- Zaraz podadzą nam na górze. Chodźmy - powiedziała Carmen, ruszając do drzwi pokoju.
Amber otworzyła drzwi przed Carmen i gdy kobieta wyszła ruszyła za nią zamykając drzwi za sobą.
Wkrótce obie dotarły an najwyższe piętro, gdzie na środku sporego pokoju stał stół z mapami i jakimiś papierami. - Tu z reguły zajmuję się kombinowaniem... - powiedziała Carmen.
Amber natychmiast podeszła do map. Wzrokiem poszukała mapy kontynentu, na której mogły być już oznaczone odbite tereny. Amber miała podstawy by przypuszczać, że Carmen takie oznaczenia już wprowadzała. Jak nie, to należało to zrobić.
było nieco różnych flag, tworzyły one granice. Carmen podeszła bliżej.
- Tak to wyglądało nim załatwiłaś sprawę kopacza - wyjaśniła. - Zielona granica to teren, który Skaza sobie na razie zatrzymał. Czerwona to to co udało się nam odbić już teraz. Usunięcie problemu Kopacza wieże się z dostępnością tych terenów - wskazała ruchem ręki kilka dolin, równinę i pogórze.
- Z pomocą Kopacza ich odbicie nie powinno być szczególnie trudne... Oczywiście jeśli ten zgodzi się nam pomóc. Dziwię się jednak, że Skaza mając go na swoje usługi nie ruszył w naszą stronę - mruknęła. - Musimy przeliczyć dokładnie nasze siły i zorientować się na co sobie możemy pozwolić. Użyłabym podobnej taktyki co ostatnio, jeśli Kopacz się przyłączy to musimy uwzględnić go w naszych planach. Wiktoria jak się tutaj pojawiła mówiła, że siła Skazy na tym kontynencie osłabła o 50%, mimo że odbiliśmy tylko 35% kontynentu - mruknęła.
- Skaza ma problemy nie tylko tutaj... możliwe, ze odpuszcza sobie Milgasię, by móc utrzymać inny kontynent - odparła Carmen.
- Co do Kopacza - trudno orzec. To pacyfistyczna istota, może pewnych części psychiki Skaza nie zdołał zmienić?
- To możliwe. Mam nadzieję, że Skaza już mu nie zaszkodzi - powiedziała. Wpatrując się w mapę szukała najlepszego miejsca do tego by ruszyć na dalszy podbój. Amber planowała jak wilk - jej celem była zasadzka na rezydujące tam istoty Skazy....
Zobaczyła na mapie układ rzek i wzgórz... zrozumiała wtedy, że kolejnym polem walki stanie się miejsce, gdzie niegdyś był jej las...
Amber przesunęła palcem po znanych jej z innej perspektywy miejscach. Wspomnienie zabolało. Obawiała się jak miejsce, które zwała kiedyś domem wyglądało teraz... Nie ma pewnie zwierzyny, rośliny mogły być spalone... A po leżu pewnie nie został nawet ślad. Z gardła dziewczyny wydobył się niekontrolowany warkot.
- Mhm... jesteś na to gotowa? - zapytała Carmen.
- Nigdy nie będę bardziej - warknęła. - Tam się urodziła Amber, tam żyła Amber... Tam Amber umarła... - jej głos był niższy niż normalnie. Nie do końca była w stanie opanować emocje i jej ciało chciało się przemienić.
- Przystąpię do przygotowań - powiedziała Carmen. Gdy otworzyła drzwi przejęła tackę z kanapkami i odstawiła ją na półkę koło drzwi, po czym opuściła pomieszczenie.
Amber uspokoiła się po dłuższej chwili. Odetchnęła i zajęła się kanapkami. Myślała intensywnie. Nie mogła pozwolić by jej sentymenty wygrały w tej batalii... Jeśli Skaza kontynuował dzieło zniszczenia, które pamiętała, to tamte tereny były teraz martwe i bezwartościowe pod każdym względem... Jedyny powód dla którego musieli go odbić to fakt, że był na drodze do kolejnych zajętych terenów.
Po zjedzeniu kanapek Amber bawiła się dłuższy czas tacką. Cała jej wataha była martwa. Widziała ich śmierć, czuła ją i słyszała.
Mogła się jednak spodziewać, że Skaza przygotował tam specjalnie dla niej cios, który miał ją uderzyć tam gdzie boli najbardziej... już zapewne nauczył się, że psychika jest bardzo podatna na bodźce i bitwy można wygrywać bez udziału armii...
Amber się skoncentrowała. Chciała zapanować nad emocjami. Gdy uspokoiła się na tyle by móc jasno myśleć, pogłębiła koncentrację. Sięgnęła aż do najgłębszych pokładów nienawiści i żądzy zemsty, która powoli i nieubłaganie wypełniały wypalone bólem obszary jej jestestwa. Gdyby udało jej się żal zastąpić nienawiścią nie można by jej uderzyć w czułe miejsce... Nie zawiodła by tych, których prowadziła do boju...
Proces był powolny. Amber starannie zastępowała emocje. Szukała wszelkich słabych punktów w jej własnej psychice, które Skaza mógł chcieć wykorzystać do swoich celów. Nie chciała dopuścić do tego, że wszelkie działania mające na celu odbicie tego świata Skazie spełzną na niczym z powodu jej sentymentów. W jej umyśle, w jej psychice, czarna mgła nienawiści wypełniała wszelkie zakamarki, ukrywając pozostałe emocje, tłumiąc je i nie dając do nich dostępu. Ból, żal, smutek, radość, miłość... To nie miało teraz najmniejszego znaczenia. Liczyła się wola walki i zniszczenie Skazy – metodycznie, starannie i skutecznie... Raz na zawsze!
Nie zwróciła uwagi na szurania jakie towarzyszyły jej poczynaniom. Włosy wilkołaczycy zaczęły intensywniej falować, w ruch otaczającej jej energii i wyraźnie dymić. Zjawisko ustało, gdy Amber przestała się koncentrować. Była zadowolona chwilowo ze swoich poczynań...
Gdy otworzyła oczy zobaczyła wszystko nieco ostrzej niż zwykle... a było na co patrzeć. Obiekty w pokoju unosiły siew powietrzu, jakby przestały ważyć cokolwiek. Zjawisko zmieniło pokój rozmyślań w Salę Chaosu...
Amber zaczęła się śmiać. Sucho, triumfująco. Przemieniła się w bestię sprawdzając czy jest w stanie utrzymać efekty nawet w trakcie przemiany. Jeśli nie, należało to dopracować.
W momencie przemiany obiekty opadły na ziemię... i zaczęły się ruszać. Stół zatrzeszczał, powoli zmieniając kształt, zaś Krzesła przykurczyły i wygięły się. AMber chyba w postaci bestii ożywiała wszystko wokół... jakby poszerzyła zasięg aury zapewne "ożywiłaby" cały budynek...
Wilkołaczyca już znalazła kilka zastosowań bojowych dla nowej zdolności. Ryknęła donośnie po czym "wyłączyła" aurę. Skaza nie zdoła złamać jej psychiki! Tego Amber była pewna.
Do pokoju wszedł Aleks.
- Wszystko w porządku? - zapytał z miejsca.
Bestia... się śmiała...
- Znalazłam sposób na to by Skaza nie mógł nas pokonać przez moje sentymenty - warknęła. - Jeśli spróbuje... To pożałuje tego ruchu - dodała. Już wiedziała co w najbliższym czasie będzie starała się udoskonalić.
Aleks westchnął.
- No zawsze coś... sądzisz, że przyszykował taki atak? - zapytał.
Wilkołaczyca skinęła na Aleksa by podszedł bliżej. Wskazała mu mapę.
- To następne miejsce, które będziemy odbijać. Daje nam dostęp do pozostałych obszarów. To terytorium mojej watahy. Założę się, że Skaza to doskonale wie - powiedziała.
- Nno tak... - mruknął Aleks. - I uważasz, ze przygotował ci na miejscu "niespodziankę" - uniósł brew.
- Nawet jeśli nie przygotował, to ja będę mieć niespodziankę dla niego - wyszczerzyła się paskudnie. W postaci bestii uśmiech ukazujący niemal wszystkie zębiska musiał robić wrażenie.
Chłopak odchrząknął.
- Niewątpliwe - mruknął.
- Będę potrzebowała do tego pomocy Carmen... Albo Wiktorii... Nie wiem jeszcze jakie mogą być skutki użycia tego w pobliżu istot żywych - dodała.
- Dobra... - Aleks zastanawiał się chwilę. – Mogłabyś tego mnie nauczyć? - zapytał.
- Wpierw zajmiemy się twoim panowaniem nad emocjami. Potem będziesz gotowy się tego nauczyć - skinęła łbem. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Przypomniała sobie, że aura mogła zaprowadzić tu niemały bałagan...
na szczęście wszystko opadło mniej-więcej tam gdzie stało, tylko linie granic terenów Skazy i Amber uległy totalnej rozsypce...
- Hmm... Aleks masz jakieś inne mapy, na których są aktualne granice odbitych terenów oznaczone. Wprowadziłam mały chaos w tym miejscu - mruknęła. - Wypadałoby zostawić to jednak w stanie, w którym zastałam tę mapę... - dodała.
Aleks podszedł do mapy i zebrał flagi. - Którym kolorem oznaczyć które granice? - zapytał, obracając małymi przedmiotami w dłoni.
- Do tej pory czerwonymi były oznaczone nasze, a zielonymi Skazy - powiedziała.
Aleks przyjrzał się mapie i naniósł nań flagi, po czym pstryknął palcami.
- Już - mrugnął do Amber.
- Dzięki. Chodźmy znaleźć Carmen lub Weronikę. A najlepiej obie. Będę potrzebować ich opinii i wiedzy - powiedziała.
- Proszę - chłopak uśmiechnął się lekko. - Weronika jest leżu, a Carmen na placu treningowym - powiedział Aleks. - Byłem tam po drodze tutaj -
- Dobrze, chodźmy - powiedziała zmieniając postać na ludzką i kierując się do drzwi.
- Po którą najpierw? - zapytał Aleks. - Wiktoria chyba jest zajęta małymi, wiec proponuję Carmen...
- Dobry pomysł - powiedziała dziewczyna i skierowała się w stronę placu treningowego.
Carmen była na miejscu i douczała Rufusa jakichś zdolności. Wielka kula futra lewitowała nad placem treningowym, szorując płaskim ogonem po jego powierzchni.
Amber przez chwilę patrzyła na Rufusa, ciekawiąc się jak on sobie radzi. Potem wbiła spojrzenie w Carmen. W końcu sprawa była jednak dość ważna.
Kobieta spojrzała na Amber i skinęła głową. - Widzę, że masz do mnie sprawę...
Amber skinęła głową.
- Znalazłam sposób na to, by Skaza nie mógł sterować mną przez moje emocje - powiedziała. - Muszę jednak wiedzieć na ile jest to bezpieczne dla istot żywych w moim otoczeniu i potrzebuję pomocy w opanowaniu tego - dodała poważnie.
- Dobra, stań tam, nieco dalej ode mnie, Aleksa i Rufusa i zademonstruj co wymyśliłaś - powiedziała Carmen.
Dziewczyna się przesunęła. Skoncentrowała się i starannie odtworzyła wszystko to co udało jej się osiągnąć w pokoju gospody.
- Hmm.. bardzo interesujące... - powiedziała Carmen. - Sio mi z placu - poleciła Rufusowi i Aleksowi.
- SIo? - mruknął Aleks.
- Tak, sio. Istoty nieodporne na negatywną moc mogą zostać skrzywdzone - odparła kobieta.
- Ah.. dobra - chłopak skinął głową i przyglądał się Amber. Carmen natomiast wyzwoliła podobną aurę, ale czerwonej barwy. Oczy kobiety całe przeszły czerwienią, pozostawiając tylko czarne obwódki koło źrenicy, a włosy zaczęły unosić się jakby w stanie nieważkości. Carmen uniosła się w powietrze i zawisła metr nad ziemią.
- O... - Aleks uniósł brew. - Chyba wolę to widzieć z perspektywy - uśmiechnął się pod nosem i odsunął parę kroków, by móc jednocześnie patrzeć an Amber i Carmen.
- Skoro mamy pusty plac zademonstruje ci co ja potrafię zrobić ze swoją Aurą - zaproponowała Carmen. Jej głos był niższy i jakby rozdzielał się na dwa, z których drugi był jeszcze odrobinę niższy i opóźniony o pół sekundy.
- Pasuje?
Amber skinęła głową.
- Wiem jeszcze tylko, że moja Aura zmienia się wraz z postacią, którą przyjmuję. Nie miałam miejsca by sprawdzić efekty działania Aury podczas zmiany w potwora - dodała.
- To dobrze, sadzę, że zaczęłabyś przywoływać Mroczniaki - odparła Carmen, po czym utworzyła ze swej aury ostrze, którym wykonała zamach i rozproszyła je.
- Mogę tak machać podczas walki pod wieloma kątami jednocześnie - powiedziała, tworząc kilkanaście ostrzy na raz i przeprowadzając każdym parę ataków. - To najprostsze co można zrobić z aurą tego typu.
- Jeszcze nie próbowałam panować nad tym. Co muszę zrobić by utworzyć takie ostrza? - Amber była znacznie bardziej zdecydowana i konkretna. Nie było teraz żadnych psychicznych czynników, które ograniczałyby ją w jej dążeniu do samodoskonalenia... A cel miała jasny.
- Panujesz nad swoja aurą, gdyż wypływa ona od ciebie. Musisz na początek nauczyć się wstrzymywać lub rozpraszać aurę na wieskzy teren. Wtedy porozmawiamy o bardziej skomplikowanych manipulacjach.
Amber skinęła głową i skoncentrowała się na skupieniu aury bliżej siebie. Tak by ograniczyć zasięg jej działania.
Było dość ciężko. Tak jakby energia chciała znajdować się na mniejszej powierzchni. Wymykała się próbom ściągnięcia jej.
- Spróbuj zrobić to inaczej - jak robisz wdech i wciągasz powietrze tak musisz zrobić wewnątrz miejsce dla tej energii i sama w ciebie wpłynie - powiedziała Carmen.
Dziewczyna podjęła więc taką próbę. Oddychać umiał każdy, przeniesienie zasady na energię powinno ułatwić zadanie.
Aura powolutku wsiąkła z powrotem w jej ciało, ale był to powolny proces i wymagał sporo wysiłku
Amber cofnęła aurę na ile tylko umiała. Widziała, że idzie w dobrym kierunku, ale będzie musiała to poćwiczyć.
- Teraz rozprosz ją maksymalnie. Naciśnij moc wewnątrz ciała, by więcej energii rozlazło się po okolicy - poleciła Carmen.
Wilkołaczyca się skoncentrowała i podjęła próbę wykonania. Nie chciała by rozproszenie energii po okolicy było zbyt gwałtowne. To żaden problem spuścić psa ze smyczy. Większym problemem jest zmusić go do powolnego ruchu naprzód.
Po chwili aura zajęła większą ilość miejsca, rozpełzając się po okolicy.
- I teraz znów chowaj i tak w kółko, aż dasz radę robić to naturalnie i gładko - poleciła Carmen.
Ćwiczenia tego typu trwały dopóki Amber nie stwierdziła, że wychodzi jej to równie naturalnie co oddychanie i mruganie powiekami.
Jednak podczas drugiej próby cofnięci Aury Amber odpadła...
Amber czując, że słabnie opadła na kolano, podparła się ręką i odwołała zupełnie aurę. Za dużo na raz, a zmęczenie towarzyszące jej bo niezbyt udanej nocy wcale sytuacji nie poprawiło. Usilnie podejmowała próbę utrzymania się przy świadomości, walcząc z własnym ciałem.
Aleks podszedł do niej i wziął na ręce i bez słowa zaczął ją nieść w stronę tawerny. Carmen odprowadziła ich wzrokiem.
- Kolejna płaszczyzna do rozwinięcia? - zapytał Aleks po drodze.
- Konieczność... spania... to poważne utrudnienie - mruknęła. Już po chwili jednak nie była pewna na co odpowiedziała, a kolejną chwilę później nie była pewna czy cokolwiek mówiła. Nim dotarli do gospody Amber zasnęła.
Aleks ułożył ją na łóżku i usiadł koło niej. Zdecydował poczekać aż Amber się zbudzi.
W końcu po wielu godzinach dziewczyna zaczęła się budzić. Pierwszą jej myślą było, że chętnie napiłaby się wody. Z tym celem wyznaczonym na początek rozejrzała się wciąż mętnie po pokoju szukając szklanki, która zwykle gdzieś tu była.
Zaraz znalazła się w jej dłoni.
- Masz - powiedział Aleks. - A teraz ja pójdę spać - stwierdził.
- Dz-Aleks? - Amber, wciąż zaspana, była bardzo zdumiona jego obecnością tutaj. Bo wychodziło na to, że siedział tutaj pół dnia i całą noc...
- Nom? - mruknął chłopak.
- Siedziałeś tu całą noc? - bąknęła po pospiesznym upiciu kilku łyków wody.
- Ta... jakbyś miała rano problemy to kto by ci pomógł? - Aleks wzruszył ramionami.
- Hmm... Nie miewam rano problemów - bąknęła nie będąc pewną o co mu chodzi. Jej mina dość dobitnie o tym świadczyła. - Poza tym zwykle Carmen tu była... - Amber była rozkojarzona. Nie lubiła zmian, a tymczasem w ciągu ostatnich dni zachodziła cała masa drobnych i coraz bardziej wyprowadzających ją z równowagi zmian...
- Carmen została na placu uczyć Rufusa - Aleks wstał i przeciągnął się. - Każdego dnia zużywasz całą energię aż do punktu w którym tracisz przytomność? - zapytał. Amber zaś faktycznie czułą się słabo. Nawet szklanka była jakaś taka.. ciężka.
- Nie straciłam przytomności. Zasnęłam. Tyle pamiętam - powiedziała poważnie. - I nie, nie każdego... Ale wczoraj była sposobność, której nie zamierzałam przegapić... Zregeneruję się - mruknęła.
- Dobra, to mogę iść spać? - zapytał chłopak, idąc ku wyjściu.
- Tak. Dzięki i miłych snów - rzuciła Amber. Postanowiła spróbować wykorzystać cień do zregenerowania utraconych sił.
Szło jakoś wyjątkowo opornie. Jakby wczorajszy trening był jednak grubą przesadą...
Amber poczuła irytację. Zaledwie dwukrotnie wycofała i rozlała aurę po okolicy i odpadła. To było zdecydowanie niewystarczające... Celem Amber było uzyskanie wystarczającej ilości mocy by móc swobodnie manipulować własną aurą godzinami bez zmęczenia. Inaczej nie miała co myśleć o jej używaniu na polu bitwy... Starannie szukała w swoim pobliżu wszelkich najdrobniejszych choćby możliwości zregenerowania energii negatywnej. A potem będzie musiała znaaacznie zwiększyć swoją pojemność energetyczną. Wilkołaczyca nie zamierzała tego odpuścić.
Do końca dnia zbierała siły. Dalą radę normalnie funkcjonować dopiero wieczorem. Wtedy też wstał Aleks.
- Dobra... mam pewien pomysł co do twojej kontroli aury - powiedział.
- No dobrze. Możesz go przedstawić w trakcie jak wreszcie zjem śniadanie - mruknęła. Była rozdrażniona.
- Jasne - Aleks skinął głową. - Ja też chętnie coś zjem w sumie...
Zeszli na dół i siedli do śniadania.
- Kontrola aury to coś innego niż kontrola energii. Działasz w zupełnie innej płaszczyźnie, musisz więc zastosować jakieś lżejsze ćwiczenia, by nie wydać całej mocy wewnętrznej od razu. Istoty takie jak Carmen oraz nieumarli, demony i paru innych nie rozróżnia tych dwóch rzeczy. I my teoretycznie też nie powinniśmy, aczkolwiek ponieważ nasza moc pochodzi od bóstw to wkradły się pewne różnice. Próbuję to aktualnie rozpracować. Sądzę, zę Carmen dojdzie do podobnych wniosków jak jej powiesz jaka padnięta byłaś...
- Wystarczy, że Carmen widziała w jakim byłam stanie i zobaczy mnie teraz. Sądzę, że zauważy jak niewiele energii mi zostało. Wciąż nie zregenerowałam się w pełni. Jestem zmęczona i osłabiona, ale wreszcie mogę wstać, bez przewracania się - mruknęła.
Carmen zjawiła się w tawernie wkrótce i przyjrzała się Amber, dosiadając się.
- Coś mi się widzi, ze twoja energia ma pewna rozbieżność... będę chciała coś sprawdzić, gdy będziesz gotowa na jakikolwiek wysiłek. Sadzę, ze jutro najprędzej - mruknęła.
- Gdyby nie to, że przy pomocy cienia regenerowałam energię, to pewnie do tej pory nie byłabym w stanie ruszyć się z pokoju - mruknęła. Skinęła głową na słowa Carmen.
- Uważam, że opanowanie tej aury jest dla mnie teraz rzeczą niezbędną i priorytetem - mruknęła. - W przeciwnym razie, jeśli Skaza szykuje mi jakąś niespodziankę, to mogę się poddać - dodała. Gdy była zdenerwowana było to widać po zachowaniu jej włosów, nieco sztywnych ruchach i niższym głosie.
- No to jutro coś jeszcze sprawdzimy, mam teorię, ze twoja moc została rozdzielona na pewne dziedziny i zaawansowanie w jednej z nich nie daje ci możliwości w innej... - mruknęła Carmen.
Irytacja w Amber narosła.
- Pięknie. Mam nadzieję, że jest możliwość coś z tym zrobić... Bo w przeciwnym wypadku to nie ma w ogóle sensu - mruknęła. To było tak jakby zębów mogła używać tylko do przeżuwania i mogła zapomnieć o zabijaniu ofiar. Bezsensowne i głupie... Jeśli tak było w istocie Amber koniecznie chciała coś z tym zrobić.
- To daje ciekawe możliwości. Mozę damy radę oddzielić twoje zdolności energetyczne od fizycznych. W ten sposób możesz użyć całej mocy na zdolności i dalej móc walczyć - zauważyła Carmen.
- Chcę móc używać mojej mocy wszędzie tam gdzie jest potrzebna i zawsze wtedy gdy jest potrzebna. Jeśli mam odpadać za każdym razem po użyciu tej aury czy innej zdolności, która nie należy do konkretnej dziedziny, to jest to całkowicie bezużyteczne... - mruknęła. Amber nie spodziewała się takich ograniczeń w otrzymanej mocy... Myślała, że ma być skuteczna... A nie być łatwym celem...
- Na razie starasz się używać jednego zapasu energii do wszystkiego - powiedziała Carmen. - Stąd przemęczenie. Trochę jakbyś chciała używać płuc do poruszania się.
- A ile można mieć zapasów energii jak nie jeden? - zdziwiła się Amber.
- Osobno do każdej gałęzi po jednym. Przy odrobinie szczęścia rozdzielimy to w ten sposób, byś miała jeszcze dodatkowy zapas awaryjny. Musimy to potestować... - mruknęła Carmen.
- Czy każdy z tych zapasów będzie tak samo duży jak mój obecny całkowity? - spytała Amber. Nie uśmiechało jej się mieć mniej na używanie zdolności niż miała do tej pory...
- Tak, musimy tylko je jakoś aktywować - odparła Carmen.
- Tylko w takim wypadku ma to sens - mruknęła Amber. Mimo wszystko irytacja jej nie przechodziła... Gdy tylko uporała się ze swoją śniadanio-obiado-kolacją wstała ze swojego miejsca by dotrzeć do pokoju. - Może we śnie się nieco szybciej będę regenerować - mruknęła. Mimo najszczerszych chęci ruszała się sztywno.
Aleks westchnął.
- Dobra, ja mam to samo, możemy potestować to na mnie - stwierdził.
- Znaczy? - zapytała Carmen.
- No przywoływanie, zdolności bojowe, magia.. - wyliczył Aleks.
- No to weźmy się za to jak dojesz do końca. Przedstawię Amber wyniki jak wstanie.
Amber dotarłszy do pokoju westchnęła ciężko. Przeprowadziła się z pościelą pod łóżko. Miała dość spania w pustym pokoju na widoku. Była wilkiem sercem i duszą. A teraz także ciałem, bo zmieniła formę. Dzięki temu była w stanie spać względnie spokojnie, nawet gdy zaczęła się burza. Obudziła się dopiero, gdy jej organizm uznał to za stosowne, a nie przy pierwszym poszumie deszczu...
Amber zbudziła się około dziewiątej, burza dalej szalała...
Wyczołgała się spod łóżka i przeciągnęła się. Ziewnęła i zorientowała się co się dzieje. Siedząc na podłodze zmieniła postać i przetarła oczy. Użyła energii by oczyścić ciało. Westchnęła. Teraz należało zejść na śniadanie...
Na dole był spokój. Zobaczyła tylko jednego mężczyznę o długich czarnych włosach, który nie wiedzieć czemu zdał jej się znajomy...
Uniosła brew. Poszła do baru zamówić sobie śniadanie. Przy okazji sprawdziła bilans energii w tym pomieszczeniu. Czy rozpoznaje energię osoby co do której była podejrzliwa...
Wtedy mężczyzna drgnął i obejrzał się na Amber.
- A, jesteś wreszcie. Darkning stwierdził, ze nie przydam się już na innej miejscówce i przysłał mnie tutaj - powiedział, wstając. - Jestem Nehro'Krih. Gość od demolki. Samonaprowadzana bomba - dodał, podchodząc. Skłonił się lekko.
Amber zmieniła postać. Imię Darkning było jej znane i kojarzyła je pozytywnie. Ale jednocześnie wydawało jej się, że gościa nigdy w życiu nie spotkała, a z drugiej strony wydawał się znajomy... I to ją nieco niepokoiło. Wolała delikwenta zbadać po swojemu...
Z tego co czuła Amber był to albo półdemon, albo demon, albo człowiek skażony mocą demona. Poza tym kawał faceta i okaz zdrowia.
Bestia wciąż patrzyła na niego nieco nieufnie.
- Dlaczego mam wrażenie, że skądś cię znam? - mruknęła.
- Carmen mnie zna, jeśli komunikujecie się telepatycznie to mogłaś dostać naleciałości od niej - odparł mężczyzna po chwili namysłu.
- Carmen ze mną się komunikuje mentalnie. Dla mnie jest to umiejętność poza zasięgiem możliwości - mruknęła. Informacja nieco ją uspokoiła. Tym bardziej, że nie znalazła żadnych śladów skażenia u niego. Wróciła do ludzkiej formy czekając na śniadanie.
- Taaa... - skwitował Nehro. - Zawsze niuchasz nowopoznanych? - mruknął.
- Hm, dobra... - mruknął mężczyzna i pstryknął palcami. - A, świątynia jest gotowa... i Carmen chciała wiedzieć co z twoimi planami zagospodarowania jej.
- Jestem wilkołakiem. Ludzki wzrok to jedyny zmysł wart uwagi, a i tak nie jest godzien zaufania. Wilczymi zmysłami jestem w stanie dowiedzieć się o tobie całkiem sporo... Znacznie więcej niż po prostu na ciebie patrząc.
- Myślałam, że była gotowa już parę dni temu... - zdziwiła się Amber. Westchnęła. - Nie znam się na świątyniach. Nie wiem jak się nimi posługiwać, lub jak je wykorzystywać. To zdaje się ludzka rzecz, nie? Więc istoty o ludzkich umysłach będą lepiej wiedzieć co z nią zrobić. Ona ma z tego co zrozumiałam za zadanie wzmacniać ludzką wiarę w Azariel, prawda? - spytała. Większość jej procesów myślowych w tej chwili skupiona była na myśleniu o śniadaniu...
- Wzrok wzmocniony energowizją daje radę zobaczyć więcej niż węch - mruknął Nehro i wzruszył ramionami. - A jak dodasz jeszcze kilka innych "widzeń" to na cholerę inne zmysły? - zaśmiał się.
- Wilcze zmysły już dawno zaczęłam łączyć z postrzeganiem energii. A innych rodzajów postrzegania się nie uczyłam. Nie wiem czy są inne - mruknęła. Głodną wilkołaczycę jegomość zaczynał irytować. Chciała wpierw zjeść śniadanie... które wreszcie dotarło na jej stolik.
- Dobra, jakby co to będę pewnie gdzieś w tawernie albo na palcu treningowym - Nehro skinął głową Amber i odmaszerował.
Z ulgą wypisaną na twarzy Amber zajęła się jedzeniem. Pusty żołądek domagał się swoich praw. Pożarła całą porcję. Dopiero wtedy była skłonna wysłuchiwać potoków słów... Ale trzeba było zająć się tą nieszczęsną energią. Poszła szukać Carmen.
Carmen była na placu treningowym i myślała intensywnie. Rufus spał kawałek dalej. Aleksa widać nie było.
Amber podeszła do Carmen. Nie chciała jej przerywać zamyślenia, ale też chciała dać do zrozumienia, że jest i jest gotowa. Zmieniła przy okazji postać na bestię by powęszyć zainteresowana gdzie mógł się udać Aleks... W końcu był tu wcześniej z Carmen... Chyba, że poszedł już spać.
Jego trop prowadził do tawerny, więc zapewne poszedł spać.
Carmen tymczasem drgnęła.
- Doszliśmy z Aleksem do części tego. czego potrzebujemy - powiedziała.
- Już wiem jak aktywować w tobie dodatkowe pokłady energii, sprawa jest bardziej złożona i wygląda na to, ze o wiele ciekawsza... -
- Przy okazji, Darkning ponoć przysłał tu osobę o imieniu Nehro'Krih - mruknęła.
- Jak można te pokłady energii aktywować? Jestem gotowa - powiedziała.
- Prosta sprawa - odparła Carmen. - Sięgnę w głąb ciebie i się za to wezmę, tak będzie szybciej – stwierdziła - Chyba, że koniecznie wolisz aktywować to taką samą metodą jak Aleks.
- A co do Nehro, to po prostu Darkning stwierdził, ze nam się przyda - Carmen wzruszyła ramionami. - Mam co do tego mieszane uczucia, ale nie pogardzę wsparciem.
Skinęła głową na słowa Carmen odnośnie nowego towarzysza. Później spyta o co jej chodziło z mieszanymi uczuciami. Teraz mieli ważniejsze sprawy na głowie.
- Nie wiem jaką metodę zastosowaliście z Aleksem. Zależy mi na efekcie, nie na metodzie wprowadzenia w życie. Jeśli to co proponujesz da takie same lub lepsze efekty niż metoda użyta w przypadku Aleksa, to zgadzam się na jej użycie. Ufam ci całkowicie, więc wierzę, że nawet jeśli sprawisz mi czymś ból to się to opłaci – powiedziała poważnie.
- Efekt będzie ten sam. Usiądź na tym kamiennym bloku i zamknij oczy. Wezmę się do pracy.
Wilkołaczyca usiadła. Zamknęła oczy i odetchnęła przygotowując się psychicznie... Nie wiedziała jeszcze na co, ale niech tam...
Poczuła mrowienie w głowie i lekki nacisk.
- Już - powiedziała Carmen. Amber nie czuła się jakoś szczególnie inaczej
- To wszystko? - zdziwiła się Amber.
- Tak. Teraz zajrzyj w głąb siebie - poleciła Carmen.
Dziewczyna skoncentrowała się szukając jakichś zmian w swoim wnętrzu.
Poczuła, że wewnątrz niej są różne podtypy energii. Dokładniej cztery. Każdy przystosowany i łączący się z innymi zdolnościami. Dodatkowo był jeszcze piaty zapas energii, który mógł być stosowany jako zwykła wytrzymałość fizyczna. Było to jakby rozszerzenie naturalnej wydolności organizmu wilkołaczycy.
- Skoro nie męczę się fizycznie... To do czego mogę wykorzystywać ten ostatni zapas energii? - bąknęła.
- Możesz zwiększyć swoja siłę, naładowując konkretna kończynę tą energią - odparła Carmen.
- Aha, no dobrze - Amber odetchnęła. - Będę musiała to przetestować. Ale... Dlaczego masz mieszane uczucia co do pojawienia się tu Nehro? - spytała.
- To prymityw i nie lubię go - odparła kobieta.
- Hmm, wydawał się całkiem spokojny w gospodzie - mruknęła Amber. - Nieważne. Jest jakaś różnica w używaniu tych różnych źródeł energii? Albo czy jeśli powiększam swoją pojemność energetyczną to każde z nich rośnie, czy osobno muszę je rozwijać? - spytała. Rozwijanie tego osobno będzie się wiązało z jeszcze większym wysiłkiem niż ten obecny... A Amber już odczuwała zmęczenie tym wszystkim.
- Jak zwiększasz pojemność to rośnie każdy z twoich zasobów - odparła Carmen.
- Co prawda dwóch zasobów raczej na razie nie wykorzystujesz, ale może też wymyślimy sposób na transfer energii miedzy zasobami...
- Których nie wykorzystuję? - spytała.
- Moc zarezerwowana dla przyzwań i dla klątw - odparła Carmen.
- Hmm... Czy jeśli użyję tej całej aury w postaci potwora to przyzwane istoty, o których mówiłaś będą się brały z energii do przyzwań? - spytała.
Carmen w odpowiedzi skinęła twierdząco głową.
- Czy teraz mogę ćwiczyć tę aurę? - spytała. - Nie odpadnę tak jak ostatnio? - Amber naprawdę nie chciała powtórki.
Carmen ponownie skinęła twierdząco głową.
- Hmm... No dobrze. To chciałabym spróbować. Pozwala mi to zastąpić wszelkie emocje, na których może mi zagrać Skaza takimi, które pozwalają mi się łatwo kontrolować... - mruknęła. - Jak myślisz... Jak duża jest szansa, że Skaza na terenach mojej watahy podejmie próbę uderzenia we mnie? - spytała.
- Między 90 a 100% - odparła Carmen, krzywiąc się. - Na Astarii, innym kontynencie, poznał już korzyści niesione przez atak psychologiczny - westchnęła.
- Hmm... No to muszę poćwiczyć. Jestem gotowa. Muszę tam zachować chłodny osąd. Nie mogę sobie pozwolić na ckliwość i sentymenty, gdy w grę wchodzi zniszczenie Skazy - powiedziała stanowczo. Ściągnięte nad oczami brwi, poważne spojrzenie... Amber nawet pomimo przemian jakie wywołało w jej fizjonomii gwałtowne zwiększenie mocy wyglądała raczej słodko niż stanowczo. - Jestem gotowa - powtórzyła i skoncentrowała się na przywołaniu z powrotem aury...
Carmen zachęciła ją gestem by zaczęła, usuwając się z placu.
Amber tym razem mogła swobodnie chować i rozpraszać aurę na większym terenie ze sporą łatwością, aczkolwiek miała trudności z płynnym wykonywaniem tych czynności. Carmen stwierdziła, że musi to robić spokojnie i precyzyjnie, a nie skokowo. To były podstawy manipulacji aurą i Amber musiała je doprowadzić do perfekcji...
Amber na chwilę przerwała więc ćwiczenia. Uspokoiła oddech, oczyściła umysł ze zbędnych myśli i ponownie wzięła się za ćwiczenie. Jej celem było uzyskanie płynności. Na razie kosztem prędkości, ale tę chciała osiągnąć zaraz w następnej kolejności...
Cały dzień zabrało jej doskonalenie tej umiejętności. Amber potrafiła dowolnie zaprzestać rozpraszania lub wchłaniania aury. Carmen była zadowolona z efektów.
Gdy wilkołaczyca pozbyła się aury odetchnęła głęboko.
- Kolejny krok do przodu. Muszę to opanować przed atakiem na kolejne skażone tereny - powiedziała. Amber była zmęczona i spięta. Bez aury denerwowała się tym co może ją czekać na miejscu. Aura pozwalała jej zachować trzeźwy osąd.
Carmen skinęła głową.
- Dam znać Aleksowi jak powinien pracować nad kontrolą Aury. Jego aura ma nieco inne własności niż twoja.
- O, ćwiczyłaś z nim to? Zapanował nad emocjami najwyraźniej - mruknęła.
- Wziął się za to sam, poprosił Rikę o pomoc - odparła Carmen. - No miałaś na głowie ważne sprawy i nie byłaś konieczna do tego...
- Spałam... - Amber westchnęła. - Muszę coś zjeść... Zjadłabym teraz całego konia - powiedziała. Skierowała się w stronę gospody.
Na miejscu barman od razu dał jej pieczeń wieprzową z ziołami. Stwierdził, ze Amber wygląda na głodną...
Amber uśmiechnęła się do niego zmęczonym uśmiechem. Gdy to wszystko się skończy pewnie w dziczy będzie jej go brakowało... Zajęła się jedzeniem. Jadła niespiesznie. Choć była zmęczona, miała całkiem nieźle w pamięci dyskomfort związany ze spaniem pod łóżkiem, więc cieszyła się póki co swobodą ruchów. Po jedzeniu poszła spać... W to samo miejsce co dnia poprzedniego...
Wkrótce dołączyła do niej Carmen.
- Na placu już nic ciekawego się nie dzieje - mruknęła i westchnęła.
Spod łóżka wychynęła wilcza morda. Amber była zdziwiona pojawieniem się Carmen w tym miejscu. Ostatnio ją tu widziała, gdy Carmen spała wyczerpana po leczeniu Kopacza...
- Znów śpisz pod łóżkiem? - bąknęła Carmen.
Wilczyca się stamtąd wyczołgała, rozciągnęła stawy, które jej zesztywniały w ciasnej przestrzeni i siedząc na podłodze wróciła do ludzkiej formy.
- Mogę się nauczyć myśleć jak człowiek, ale jestem wilkołakiem. Nie jestem w stanie wypocząć śpiąc w tak dużym, pustym pomieszczeniu - burknęła. - Jestem zmęczona, więc chciałabym w końcu chociaż jednej nocy się wyspać... - dodała z westchnieniem. Poruszyła barkami, które jeszcze jej dokuczały po poprzedniej nocy...
- Aleks może cię przypilnować... albo mogę zrobić to ja - zaoferowała się kobieta. - Jak dawniej - mrugnęła do Amber.
- To by mogła być pierwsza noc od ponad tygodnia... że może się wyśpię... - bąknęła. Dopiero teraz Amber pokazała jak bardzo była zmęczona... Carmen od dawna nie nocowała z nią w pokoju, Amber się nie wysypiała budząc się co chwila... Potem wyczerpanie energii - co z tego, że Aleks był wtedy z nią przez całą noc, jeśli jej organizm był tak osłabiony, że jedna noc nie wystarczyła? A potem znów pusty pokój...
- Ja mam zostać, czy wołać Aleksa? - zapytała kobieta.
- Zostań... - mruknęła. Amber z westchnieniem patrzyła pod łóżko. To naprawdę wyglądało jak wilcze gniazdo...
- Dobra, to wyciągaj pościel spod łóżka - Carmen uśmiechnęła się, krzyżując ramiona na piersiach.
Amber otrząsnęła się z zamyślenia. Wydobyła całą pościel, którą poprzedniej nocy udało jej się tam wcisnąć i uformować w przyzwoicie sprawujące się leże.
- Jaka szkoda, że kołdra i poduszka nie sprawdzą się w dziczy - bąknęła.
- Do wygód łatwo się przyzwyczaić - zauważyła Carmen.
- Mhm... Fakt - dodała. Kołdra i poduszka znalazły się z powrotem na łóżku. - Ale są rzeczy, do których nie da się przyzwyczaić bez względu na to jak długo i często się zdarzają - westchnęła.
- Jeśli nie są wygodne to do niektórych wręcz się nie da - zauważyła Carmen. - Masz na myśli coś konkretnego?
- Niee... Nic konkretnego - mruknęła wymijająco. Położyła się do łóżka, przykrywając się kołdrą.
- A serio? - zapytała Carmen, siadając koło niej.
Amber westchnęła.
- Wilkołaki to bardzo emocjonalne istoty... Posłuchaj kiedyś naszego wycia, w spokojniejszych czasach, gdy możemy sobie na nie pozwolić. Usłyszysz jak jeden wilk inicjuje pieśń, którą podejmują kolejne... Każdy na inną nutę, każdy nieco inaczej, każdy wkładając w wycie emocje, które mu w danej chwili towarzyszą. Jeśli umiesz słuchać, poznasz te emocje... Rozróżnisz pojedyncze wilkołaki, dowiesz się o czym śpiewają... Ja... Odkryłam niedawno, że nie umiem już tak wyć - bąknęła.
- No tak... coś zyskujesz, coś tracisz. Gdy wrócisz do lasu z nowa wataha, to przypomnisz sobie. Na razie musisz się z tym pogodzić - powiedziała Carmen, gładząc wilkołaczycę po włosach.
Amber westchnęła.
- Chcę zniszczyć Skazę. Unicestwić go raz na zawsze. Usuńmy go z Milgasii, a potem z pozostałych kontynentów... - głos Amber się obniżył. Przemawiała teraz głosem nienawiści...
- Jeśli będzie to konieczne zaniesiemy zemstę za morze.. ale na razie musisz zasnąć - powiedziała Carmen, po czym nachyliła się i pocałowała Amber.
Dziewczyna się przytuliła do Carmen by postarać się zasnąć. Poszło dość szybko zważywszy na jej zmęczenie. Śniło jej się, że jest wilkiem... Postaci nie zmieniła.
Carmen musiała tłumić śmiech, widząc co robi Amber przez Sen. W końcu jednak dziewczyna wreszcie przestała śnić.


Następny poranek był dość chłodny. Słonce zakrywały chmury, a Azyl spowiła mgła.
Na powitanie poranka Amber kichnęła donośnie, siadając na łóżku. Kichnęła jeszcze dwa razy i przetarła oczy. Była zaspana i nie była pewna co się wokół niej dzieje. Zupełnie jakby mgła przykryła też jej myśli.
- Jak się spało? - zapytała Carmen, nachylając się nad nią.
Amber spojrzała na Carmen maślanym wzrokiem.
- Śniły mi się jagody... - bąknęła. Wilk obżerający się jagodami musiał być zaiste interesującym widokiem.
Carmen pogładziła ją po włosach, patrząc jej w oczy i uśmiechając się.
Chwilę zajęło Amber dojście do siebie. Spała mocniej niż się spodziewała... Wciąż była nieco spięta.
Carmen delikatnie pchnęła Amber z powrotem na łóżko.
- Przyda ci się chwila relaksu, hm? - nachyliła się nad nią i pocałowała ją w usta.
Wilkołaczyca była zaskoczona. Wyzezowała na Carmen odwzajemniając półprzytomnie pocałunek. Ostatnio kobieta wystarczająco często przypominała dziewczynie, że: "teraz Amber masz faceta", że wilkołaczyca miała tego stwierdzenia serdecznie dość i powyżej uszu...
- Twoje ciało i umysł maja powoli dość napięcia które na tobie ciąży. Skoro sama nie podjęłaś prób pozbycia się go, to widzę, że jednak bez mojej pomocy się nie obędzie... - przesunęła dłonią po policzku Amber.
Amber westchnęła.
- Ty jesteś silna i niezależna. Skutecznie panujesz nad swoim życiem. Aleks niczym sobie nie zasłużył na to bym w tak trudnych dla nas wszystkich chwilach obarczała go dodatkowymi obowiązkami i dodatkową odpowiedzialnością. Staram się udźwignąć nienawiść, którą noszą teraz w sercach wszyscy, którzy ucierpieli w wyniku działań Skazy. Ty poradzisz sobie z moimi emocjami, wybuchami złości... Instynkt zwierzęcia nakazuje mi czuć respekt przed tym CZYM jesteś. Aleks dopiero się uczy bycia wilkołakiem. Powoli poznaje wszelkie tego wady i zalety. Nasza emocjonalność sprawia, że jesteśmy podatni na gniew. Przed Aleksem nie czuję takiego instynktownego respektu... - Amber nie dokończyła.
- Gdybyś czuła, to nie powinnaś wtedy dać jemu być alfą? - zapytała Carmen, uśmiechając się lekko.
- Wiesz, co wydaje się mi ciekawe? Wśród ludzi Aleks już ma spore poparcie. Będę chciała uczynić go generałem twoich sił. Żołnierze pójdą za nim chętnie...
Amber się uśmiechnęła. Carmen myślała w dobrą stronę, ale nie wyłapała pewnej drobnej subtelności. Wykorzystała fakt, że Carmen była tak blisko, pocałowała ją i obaliła ją obok siebie, tak, że mogła spojrzeć na kobietę z góry.
- Powiedziałam przed tym CZYM jesteś. Nie przed tym KIM jesteś - uśmiechnęła się z żartobliwą kpiną w oczach. - Jest w tobie coś przerażającego, bardziej drapieżnego niż u najdzikszych wilkołaków i nie jest to naturalne. Na swój sposób jest to piękne, dzikie i nieokiełznane. Z drugiej strony przerażające... Ale... Nie byłabym sobą, gdyby mnie to nie fascynowało - mruknęła.
Carmen zaśmiała się.
- Mam przerobić Aleksa na... COŚ takiego jak ja? - mrugnęła do Amber, obejmując ją. - Wiesz, Darkning już to rozważał...
- Wtedy Aleks nie mógłby mieć szczeniąt. Żaden wilkołak nie zgodziłby się na to, by takie szczenięta się urodziły - powiedziała poważnie.
Carmen westchnęła.
- No to przestań tyle gadać... bo to do niczego już nie będzie prowadzić.
- Każda rozmowa jest ważna. Z każdej czegoś się dowiaduję... Teraz wiem, że będę musiała porozmawiać z Aleksem - powiedziała Amber. Ale nie dała kobiecie odpowiedzieć. Zamknęła jej usta całusem.


Amber zbudziła się wreszcie i jej wzrok padł na uśmiech Carmen.
- Najwyższy czas wstawać, jest południe - powiedziała kobieta.
- Południe? - mętne, maślane spojrzenie Amber dobitnie wskazywało na to, że wciąż nie rozumie o czym się do niej mówi. Jeszcze była jedną nogą we śnie. - Południe... - powtórzyła. Coś zaczęła jej świtać. - Południe?! - poderwała się, gdy dotarło do niej ile to wszystko zajęła i ile spała...
Carmen zaśmiała się dźwięcznie.
- Południe - powtórzyła po Amber.
Amber wyglądała teraz jak naburmuszone szczenię.
- Mogłam się domyślać, że tak to się skończy - bąknęła. Przetarła twarz dłońmi. Wciąż czuła zapach snu, ale przyjemne ciepło powoli się ulatniało. Przeciągnęła się. Sztywność towarzysząca jej od paru dni gdzieś zniknęła. - Damy radę dziś przećwiczyć zmienianie aury w te ostrza, które mi pokazywałaś? - spytała. Zrobiła to zanim żołądek przypomniał o swoich prawach i rykiem rozpaczy zagłuszył jej myśli...
- Oczywiście, jak uporasz się ze śniadaniem - odparła Carmen.
- To jak wstanę - bąknęła. Słusznie domyślała się, że z tym może być problem. Zwyczajnie w świecie była aż nadto rozluźniona... Rozruszała więc wpierw kończyny i dopiero wtedy się zebrała. Poszła wpierw do łazienki... Musiała się dobudzić... Dopiero, gdy ją opuściła i przywołała kombinezon była gotowa iść na śniadanie... Duuuże śniadanie...
Barman poznał po długości nieobecności, że przyda się tu większy posiłek.
Amber dostała siekana dziczyznę z warzywami i serem. Porcja dla pięciu plus pieczywo.
Śniadanie zostało pożarte. Amber zastanawiała się z kolei czy to właśnie mieli na myśli ludzie, gdy mówili o niebie... Odczekała aż jedzenie jej się uleży.
Carmen dołączyła do niej po jakimś czasie.
"Lepiej nie mówić Aleksowi, co porabiałaś ostatnie dwa dni, przynajmniej do czasu jak nabierze do tego właściwego dystansu. Dostał zadanie, które odwiodło go daleko, a wątpię, by ktoś tu śledził dokładnie twoje codzienne poczynania i mógł mu powiedzieć..." zaleciła mentalnie. "Jednak wybór jest twój..."
- Mówiłam mu już jak funkcjonują wilkołaki. Ludzie mają takie jedno słowo, które tu pasuje... A! Tabu dotyczy tylko posiadania szczeniąt - powiedziała cicho do Carmen. Westchnęła.
- Jak tego się nauczy to będzie w porządku - powiedziała Carmen. - Chyba, że już to sobie przyswoił...
- Mam nadzieję. To działa w obie strony. Nie mam prawa mu niczego zabraniać jeśli nie krzywdzi to nikogo - powiedziała wprost. - Chyba już mogę się ruszyć na plac treningowy - mruknęła.
Carmen skinęła głową.
- W twoim wypadku chyba będzie łatwiej stworzyć kolce. Spróbujesz po prostu zaatakować cel całą aurą jednocześnie - powiedziała kobieta.
- Niezły pomysł. Zobaczymy jak będzie z realizacją - mruknęła. Podniosła się ze swojego miejsca i ruszyła niespiesznie w stronę placu.
Dotarli wkrótce do placu treningowego. Carmen postawiła spory skalny blok i wskazała go jako cel.
- Skieruj Aurę w stronę bloku w podobny sposób, jak ją chowałaś i rozpraszałaś. Spróbuj -
Wilkołaczyca wpierw aurę przywołała. Po chwili, gdy uznała, że jest gotowa wykonała polecenie Carmen. Była skupiona nad panowaniem nad aurą i wykonaniem przydzielonego zadania.
Ciemna maź będąca zobrazowaniem aury Amber trysnęła naprzód, wbijając się w blok i rozkruszając go.
- Nieźle... trzeba będzie popracować nad szybkością i siłą ataku - zauważyła Carmen.
- Hmm... Czy od wyglądu tego co robię zależy tego siła? - spytała.
- Poniekąd. To co widzisz, to moc w fizycznej postaci - odparła Carmen
- Czyli jeśli to ma być silniejsze, to musi wyglądać inaczej niż wygląda? Nie może to być taka... - Amber przez chwilę myślała jak nazwać to co widziała podczas wykonania ataku. - Taka lepka, gęsta maź nie może być? - spytała. Nie oddawało to końca tego co chciała przekazać, ale musiało wystarczyć.
- Owszem, jeśli dasz radę uczynić ją twardszą to efekt będzie znacznie mocniejszy.
- O, aha... No to postaram się to tym razem utwardzić - mruknęła. Materializować energię już umiała... Potrzebowała tylko nowego celu ataku.
Carmen rzuciła zaklęcie poskładała kamienny blok do kupy.
- Utwardziłam go nieco - dodała, poklepując skałę, po czym odsunęła się. - No dawaj
Amber skoncentrowała się na utwardzeniu energii, którą manipulowała. Chciała zadać jeden porządny cios, punktowo, tak by zmaksymalizować siłę uderzenia.
Trwał oto chwilę, ale koniec końców powstał jeden twardy szpikulec, który rozniósł kamienny blok na kawałki.
- O takie coś chodziło? - spytała Amber, wskazując resztki kamienia.
Carmen skinęła twierdząco głową.
- Dokładnie. Możesz spróbować wyprowadzić taki atak ponownie, ale szybciej.
- No dobrze - Amber podjęła ponowną próbę, ale tym razem postarała się zrobić to szybciej.
Kierowanie Aurą musiało być wykonywane z pewnym wyprzedzeniem. Atak wychodził zawsze lekko opóźniony, ale dawało siego przyspieszyć, zużywając większą ilość energii. Poza tym można było wykonywać takie ataki "za darmo" ale wtedy ładowanie trwało za długo, by można było tego użyć jako ataku w normalnej walce... ale jako obron7y - czemu nie.
Po wielu próbach Amber się ponownie odezwała.
- Da się to przyspieszyć bez zużywania większej ilości energii? - spytała.
- Tak. Musisz użyć mniejszej ilości aury. Możesz stworzyć z niej nawet pocisk - odparła Carmen, nadzorująca poczynania dziewczyny.
- Siła będzie taka sama? - spytała.
- Możliwe, że większa - odparła Carmen.
- Dlaczego może być większa? - spytała.
- Bo używasz tej samej siły na mniejszej części aury - odparła Carmen.
- O, aha... - Amber postarała się więc wykonać poznane już manewry z użyciem mniejszej porcji aury. Była ciekawa efektu.
Pocisk przeszedł przez skałę i rozbił się o barierę wokół placu.
- Hmm... O to chodziło, prawda? - spytała. W sumie była zadowolona z tego co udało jej się zrobić. Gdyby jeszcze tylko teraz była w stanie panować nad ruchem takich pocisków, to miałaby bardzo potężne narzędzie w rękach.
- Kłopot z aurą polega na tym, że po odłączeniu jej od swojej części aury pozbywasz się tego fragmentu i jest niekontrolowany... ale może być o wiele szybszy, niż to - powiedziała Carmen.
- Ty kontrolowałaś ostrza stworzone z aury - zauważyła.
- Ale nie oddzieliłam ich od aury - zauważyła Carmen.
- Można nadać temu dowolny kształt i dowolnie kontrolować ruch, prawda? Ile takich obiektów mogę stworzyć i kontrolować? - spytała
- Obiektów tyle ile chcesz, ale każdemu trzeba nadać pęd za pomocą reszty aury. Załóżmy, że nadasz dwóm prędkość, każdemu za pomocą połowy pozostałej aury, to oba razem będą tak silne jak jeden wysłany zamiast niego przy wykorzystaniu całej aury - odparła Carmen.
- Ile ty tworzysz takich ostrz? - spytała Amber.
Carmen stworzyła cały wachlarz składający się z jakichś 40 ostrzy. Wyglądał troszkę jak paw.
- I z jaką prędkością kontrolujesz każde z nich? Wystarczającą by było to w boju przydatne, czy ma tylko... Walor wizualny? - spytała Amber.
- Ja już jestem na nieco innym poziomie używania tego - odparła kobieta, obracając ostrzami niczym piłą tarczową.
- Moja aura jest już jak część mojego własnego ciała, te ostrza dla mnie nic nie ważą.
- Po to ćwiczę, by się nauczyć. To jest skuteczna broń, a nie rezygnuje się ze skutecznej broni tylko dlatego, że trochę kopie. Znajdę sposób na to by to opanować... I przemieszczanie energii pomiędzy wszystkimi moimi zapasami - dodała. Amber miała dość jasne cele... Choć prowadziła do nich wyboista ścieżka...
- Dobra, czyli na razie sobie poćwiczysz to? - zapytała. - A co ze świątynią Azariel? - zapytała.
Amber odwołała aurę.
- Stanęła parę dni temu... Chyba należałoby ją oficjalnie otworzyć, co? - bąknęła.
- Wypadałoby - odparła Carmen, uśmiechając się.
- Możemy iść chociażby i teraz...
- To trzeba będzie zwołać tam mieszkańców Azylu jak sądzę... - powiedziała Amber. Chyba się trochę obawiała takiego wystąpienia na forum publicznym.
- Nie bój się, twoja główna kapłanka jest tuz za tobą - Carmen mrugnęła do Amber.
Świątynia byłą dość wysoka. Strzelista można by rzec. Okna były wąskie i podłużne i wpuszczały wąskie pasma światła, które rozpraszały się na czymś w rodzaju szklanych kolumn, dzięki czemu wewnątrz panował jednolity półmrok. Gdy słonce zachodziło odpalane zostały znicze wewnątrz kolumn, które dawały takie same skutki. Pośrodku głównej sali był piedestał i kamienna mównica o kształcie koła z niewielką furtka od tyłu. Stąd kapłan bądź kapłanka mógł mówić do zgromadzonych w głównej sali. DO tego dochodziły boczne nawy z paroma posagami Azariel. Carmen wiedziała jak bogini ma wyglądać... Koło posągów były ławki, a wokół posągu - niewielkie fontanny. Można tam było wrzucać prośby o wsparcie w dążeniach, lub o wsparcie bogini. Głębsza część świątyni była przystosowana do obrzędów prywatnych, na przykład małżeństwa. Z tej sali dwa wyjścia prowadziły do kwater kapłańskich i wewnętrznego dziedzińca.
- Ile osób może się tu pomieścić? - spytała. - Na oficjalne otwarcie świątyni chyba należałoby ściągnąć jak najwięcej, nie? - rzuciła. Nie znała się na ludzkich wierzeniach.
- Do pół tysiąca miejsc siedzących no i jeszcze stojące, a na zewnątrz też słychać - odparła Carmen.
Dziewczyna odetchnęła.
- No to zwołajmy ile tylko istot się da - powiedziała.
- Na jutro, czy na teraz? Proponuję na jutro południe. Więcej osób się zbierze - zaproponowała kobieta, przechadzając się miedzy ławkami.
- Na jutro... Może do tego czasu wpadnie mi coś do głowy - mruknęła.
Carmen skinęła głową i przekazała coś mentalnie.
- Dobra, to wracamy do tawerny? - zapytała.
- Taa... - odparła dziewczyna słuchając jednym uchem. Konieczność przemówienia do tłumu, który nie szedł na bitwę i nie potrzebował zagrzewki bojowej sprawiła, że Amber była nieco blada... I było to widać nawet mimo tego, że od czasu zmian w jej fizjonomii generalnie miała jasną karnację...
- Amber.. spokojnie - powiedziała Carmen. - Nie musisz mówić długo, Powitaj ich w świątyni Azariel i zaproś na pierwszą opowieść i resztę pozostaw mi - mrugnęła do dziewczyny.
- Czuję się jak szczenię przed pierwszym polowaniem - burknęła Amber po energicznym potrząśnięciu głową.
- Spokojnie, twoje zadanie to zdobywać kolejne tereny, świątynne sprawy pozostaw mi - kobieta stuknęła Amber palcem w nos.
Amber uśmiechnęła się krzywo.
- I to mówi istota, która jest straszniejsza od najdzikszego wilkołaka w szale... Tym straszniejsza, że nie potrzebuje wpadać w szał by wzbudzić strach. Sprawiasz, że drapieżnik czuje się przy tobie ofiarą, ale to ja jestem tutaj od spuszczania łomotu. Ludzie chyba nazywają to ironią? - spytała rozbawiona.
- Nie jestem zesłana tu przez Azariel, a to, że jestem od ciebie potężniejsza, to sprawa tymczasowa - zaznaczyła Carmen.
- Ja nie o potędze mówię. To samo czułam gdy Darkning był w pobliżu... Chociaż u niego mniej - powiedziała poważniejąc lekko.
- On to kontroluje w bardziej ostrożny sposób - odparła Carmen. - A ja po prostu lubię być drapieżcą - mrugnęła do Amber, uśmiechając się słodko.
Amber zmieniła postać i... zaczęła lizać Carmen po uszach i twarzy, łaskocząc ją przy tym.
- Hej - Carmen odsunęła delikatnie, acz stanowczo Amber.
- I to ma być Alfa watahy z Azylu? - zaśmiała się.
- Będzie mnie lizać w miejscu publicznym.. - śmiała się dalej. - Pierwszy obrządek przeprowadzony w świątyni Azariel - mycie twarzy głównej kapłanki.
Bestia wzruszyła ramionami.
- Kto powiedział, że dorosłe wilkołaki się nie bawią? - wyszczerzyła zębiska w uśmiechu. - Alfa mówił, że nie bawią się tylko istoty na to zbyt głupie, lub bardzo nieszczęśliwe - dodała. - I mówił to dając się ścigać bandzie szczeniąt...
- Jego wybór - Carmen się uśmiechnęła.
- Rozumiem, że ty chcesz przekazać dziś Azariel, ze mam niedomytą twarz? - zapytała.
- Nie... Chcę pokazać, że najważniejsza jest szczerość. Szczerze pokazuję swoje emocje - odparła bestia. Objęła łapami Carmen, przytulając ją do miękkiego futra. - Przygarnęłaś mnie i zajęłaś się mną, gdy tego potrzebowałam... Kocham cię tak jak każdy wilkołak kocha swoją matkę i swojego opiekuna - powiedziała szczerze.
Carmen podrapała Amber za uchem.
- Podziękuj Azariel, bo bez niej znalazłabym najwyżej zwęglone zwłoki - odparła.
- Najlepiej podziękuję jej moimi czynami i zaangażowaniem. Oczyszczę jej drogę do tego świata idąc po trupach istot Skazy. Każda zabita bestia Skazy będzie ofiarą ku czci Azariel - powiedziała wilkołaczyca.
- Sądzę, że taka możliwość jej odpowiada... wracajmy do tawerny - Carmen zachichotała cicho.
- Hm? - zdziwienie na twarzy bestii zawsze wyglądało dość zabawnie. Amber wzięła Carmen w łapy. Nic jej nie szkodzi zanieść kobietę.
Carmen usadowiła się an ramieniu Amber i oparła o jej łeb.
- Tak mi wygodnie - stwierdziła.
- W porządku - wilkołaczyca niespiesznie ruszyła w stronę tawerny. Postawiła kobietę dopiero przed drzwiami do przybytku i wróciła do ludzkiej postaci. Niestety budynki w Azylu nie były dostosowane dla bestii... Może kiedyś coś się w tej materii zmieni, gdy wilkołaki się na stałe zadomowią...
- Prawdopodobnie część miejsc nastawionych na konsumentów zrobi sobie większe wejście... - stwierdziła kobieta.
- To byłoby piękne, bo znaczyłoby, że mój rodzaj się tu przyjął i zaaklimatyzował - powiedziała nieco rozmarzona Amber.
- Pogadaj z barmanem, by załatwił większe stoły, krzesła i powiększył wejście, by umożliwić swobodne poruszanie się zmiennokształtnym. Gdy tu zastosują to rozwiązanie, to pewnie w wielu miejscach się przyjmie... dawaj ludziom pomysły w jakie mogą ściągnąć do siebie zmiennokształtnych to postąpią wedle nich. Ludzie czy nie, to w końcu klienci, nie?
- Większe wejście na pewno... I wytrzymalsze stoły i krzesła, większe być nie muszą, mogą być za to szersze bo gdy siedzę na krześle jako bestia to nie dość, że strasznie skrzypi to jeszcze nie wiem co z ogonem zrobić - powiedziała.
- Czyli dziura w oparciu, czy coś w tym guście - zaproponowała Carmen. - Idź, pogadaj z barmanem...
- To może być ciekawe - uśmiechnęła się. Podeszła do baru, oparła się o blat i poczekała spokojnie, aż barman będzie miał chwilę by zamienić z nią słowo.
Wkrótce doczekała się. Barman spojrzał na nią pytająco, gdy tylko skończył obsługiwać innego klienta.
- Zastanawiało mnie jak dużym problemem byłoby przystosowanie lokalu do przyjmowania wilkołaków? - rzuciła z zaciekawieniem wymalowanym na twarzy.
- Na razie nie wiemy jak można by przystosować lokal, poza tym wilkołaki maja ludzką postać, nie? - zapytał barman, patrząc na Amber.
- Mają, ale wiele z nich woli przebywać w naturalnej postaci, zapewnia im to taki sam komfort jak wam ludziom chodzenie w wygodnych ubraniach. Mieszkają w leżu, ale wiele z nich znalazło sobie zajęcia w mieście i zarabiają pieniądze, które teraz wydają głównie w sklepach, bo żaden lokal nie zapewnia im komfortu. Założę się, że znalazłoby się sporo wilkołaków, które chętnie spróbowałyby waszej kuchni, posłuchałyby ludzi. Wielu pewnie zostanie tu po wojnie ze Skazą, bo choć wszyscy urodziliśmy się w lasach, to niektórych zafascynowało miasto. Pierwszy lokal zapewniający wilkołakom idealne warunki do integracji ze społecznością miejską zapewne cieszyłby się wielkim powodzeniem - powiedziała.
- Hmm... - barman podrapał się po brodzie. - Pogadam z właścicielem, ale masz jakieś konkretne propozycje przystosowania lokalu do użytku dla wilkołaków? - zapytał.
- Tak, mam kilka pomysłów w tej materii. Wiem w końcu co byłoby wygodne dla mojego rodzaju - uśmiechnęła się.
- No to słucham - mężczyzna wyciągnął notesik i ołówek.
Amber zaczęła wymieniać. Powiedziała o szerszych i wyższych drzwiach, szerszych krzesłach, miejscach gdzie wilkołak mógłby umieścić ogon by mu nie przeszkadzał, odrobinę głębszych talerzach i sztućcach, które wygodniej by się trzymało w wielkiej łapie. Opisała dokładnie wygląd tych obiektów. Wspomniała też o większych klamkach, nieco bardziej odstających od drzwi. Pamiętała jednak, że to wciąż musi być wygodne dla ludzi, dlatego wypośrodkowała zmiany. Ludzie nie powinni odczuć zmian, a wilkołaki powinny czuć się wygodnie. Amber chciała ich zintegrować, a nie dodatkowo podzielić.
- Pogadam z właścicielem jak będzie okazja, może dziś w nocy po zamknięciu części jadalnej - barman skinął głową Amber. - Sądzę, ze bezie zainteresowany...
- Dziękuję i powodzenia. Mam nadzieję, że się uda. Szukam każdego nieszkodliwego dla zdrowia sposobu na to by pogłębić integrację - westchnęła. - Gdy część wilkołaków wróci do lasu, będzie można zawiązać współpracę. Umiemy tak eksploatować las by nie uległ zniszczeniu, a wy macie potraficie wytwarzać tyle wspaniałych i przydatnych obiektów - powiedziała z uśmiechem.
- Coś się na pewno wymyśli - mężczyzna uśmiechnął się. - Dobra, wracam do obsługi... chcesz piwa? - zapytał.
- Dawno go nie piłam... Prawie nie pamiętam jak smakuje... Wiem tylko, że było pyyyszne - Amber się rozmarzyła.
Wkrótce miała litrowy kufel piwa w dłoni.
- Kolejny powód by kochać ludzi - zaśmiała się niuchając piwo.
-Jedzenie i picie - barman parsknął śmiechem i poszedł obsłużyć drugiego klienta... Nehro. Mężczyzna zamówił jakiś mocny alkohol w dużej ilości, po czym poszedł do stolika, gdzie siedział mężczyzna z krótkimi czarnymi włosami i czarnymi oczyma. Amber poznała, że jest to Heserroth w ludzkiej postaci. Wokół zebrało się trochę ludzi.
Amber zajęła się swoim piwem z rozmarzonym spojrzeniem. Odpowiadał jej i smak i zapach. Jednym okiem i jednym uchem zaledwie śledziła zmagania...
Gdy opróżniła piwo oba demony były już po litrze napoju... i dalej się trzymały twardo.
Amber śledziła ich poczynania zachodząc w głowę, po co im ten konkurs picia... Ona sobie wypiła piwo dla smaku. Poza tym zapach bardzo jej odpowiadał, więc tylko westchnęła zaglądając do pustego już kufla. Po co to pić na wyścigi? Nie lepiej się delektować?
Demony chały dalej, a ludzie wokół obstawiali który dłużej wytrzyma. Było to coś na zasadzie testu wytrzymałości, niektórzy się ścigali... oni pili. Z tego co było widać po prostu nie maja lepszych rzeczy do roboty i marnują czas na głupoty...
Amber podziękowała za piwo, oddała pusty kufel i poszła spać do swojego pokoju... Widok pijących demonów ją znudził już jakiś czas temu, ale póki miała swoje piwo, póty nie miała powodu opuszczać sali.
Dostała przekaz od Carmen.
"Aleks wrócił. Mam go do ciebie wysłać, czy towarzyszyć ci w nocy osobiście?" zapytała.
W głowie Amber pojawiły się dwa obrazki: wilkołaczycy rozmawiającej z Aleksem i Carmen w charakterze strażnika snu dziewczyny.
"Dobra, Aleks będzie zaraz w twoim pokoju. Jak pójdzie to pomyśl o mnie intensywnie, to przyjdę" przekazała.
Amber rozruszała nieco stawy. Przypomniała sobie przy okazji jak to będąc szczenięciem próbowała swoich sił ze staniem na rękach w ludzkiej formie. Aleks zastał ją ćwiczącą stawanie na rękach i przemieszczanie się w ten sposób.
Aleks spojrzał na nią.
- Em.. chciałaś ze mną pogadać... - bąknął, nie do końca pewien swoich snów. - Przygotowanie psychiczne do tego? - uśmiechnął się.
Amber pacnęła na podłogę.
- Nieee... Po prostu stwierdziłam, że fajnie byłoby spróbować czy wciąż to umiem... - mruknęła masując głowę. Siadła jakoś normalnie. - Jestem wilkołakiem od urodzenia, więc usadów się jakoś by ci było wygodnie - bąknęła. - Nie wiem jak wam może być wygodnie, więc nie będę robić sugestii - machnęła rękami. Poczekała aż Aleks znajdzie sobie jakieś miejsce.
Aleks usiadł w fotelu w pokoju i uśmiechnął się.
- No, słucham
- Powiedz mi jak widzisz przyszłość. To co będzie się działo po pokonaniu Skazy - powiedziała spokojnie. Czekała na jego odpowiedź.
- Z tego co mi wiadomo to staniesz na czele watahy w lasach koło Azylu. A ja udam się tam z tobą - odparł chłopak nieco zaskoczony pytaniem. - Sądzę, że będę pełnił role ewentualnego posła między twoja wataha, a ludzkim światem.
Amber skinęła głową.
- Chciałam poznać twoje wyobrażenie na ten temat. Chcę cię prosić o jedną bardzo ważną rzecz... Gdy to wszystko się skończy, może się okazać, że będę cię potrzebowała bardziej niż kiedykolwiek wcześniej i później - powiedziała poważnie. - Ciebie, takim jakim cię znam i jakim jesteś od dnia gdy cię spotkałam: cierpliwy, wyrozumiały i opiekuńczy... Pamiętasz to łącze, które między nami powstało? - spytała.
Aleks powoli skinął głową. Spoważniał w trakcie rozmowy. Był skupiony na tym co mówi Amber i nie chciał jej przerywać.
- Sięgnij przez nie. Poczujesz o czym mówię, a co zauważyłam już dawno. W miarę możliwości słuchaj też mojego głosu - poprosiła.
Aleks odetchnął i przymknął oczy, łącząc się z Amber.
Aleks wpierw ujrzał normalne emocje towarzyszące istotom żywym... Ale te skończyły się bardzo szybko. Były płytkie, zepchnięte na sam wierzch, niczym skorupa pokrywająca pustą, wypaloną przestrzeń, w której kłębiła się czarna mgła nienawiści.
- To czeka na ujście. Gdy wszystko się skończy, zostanie pustka... Jeśli nie zdołam jej zapełnić... Kto wie co się stanie. Nienawiść pali i niszczy, ale teraz daje mi siłę, której potrzebuję. Niosę ze sobą zemstę wielu, którzy nie dotrwali do momentu, w którym sami mogli by ją wymierzyć - powiedziała.
Aleks na początku milczał i siedział tak przez chwilę, po czym otworzył oczy, wstał i po prostu objął Amber.
- Uradzę - zapewnił, tuląc ją.
- Teraz mamy swoje role do spełnienia - Amber mówiła ciszej. - Nawet Azariel nie może czuć tylko nienawiści... Nie mogłaby mieć wyznawców, prawda? Gdy to wszystko się skończy będziemy budować nową rzeczywistość - przymknęła oczy. Przez dłuższą chwilę pozwoliła Aleksowi tak zostać, tym bardziej, że i jej było z tym dobrze. Wreszcie stwierdziła jednak, że wystarczy. Pocałowała krótko Aleksa w usta i obaliła go na miękki dywanik. Sekundę później Aleks został zalizany na śmiech przez czarną wilczycę.
- Dobra, dobra - wykrztusił Aleks między salwami śmiechu. - Bo się uduszę ze śmiechu...
Wilczyca w końcu go zostawiła. Siadła sobie obok. Wyglądała na zadowoloną z siebie. Gdy wróciła do ludzkiej postaci uśmiechała się.
- No co? Lubię gdy się śmiejesz - powiedziała podpierając głowę dłonią i łokieć na kolanie.
Aleks westchnął, podnosząc się.
- Taa... - mruknął, oczyszczając się energią. - Dobra, to lecę spać.. jutro jest kolejny dzień pracy... śpij dobrze, Amber - powiedział, uśmiechając się dalej.
- Miłych snów... I obiecaj mi, że zrobisz wszystko by zostać betą, gdy wszystko się skończy, a wataha się unormuje - powiedziała gdy przechodził przez drzwi.
- Wśród ludzi nie mam problemu z byciem nawet alfą, ale wśród wilków... jeszcze trochę praktyki.. - skinął głową.
- Mamy czas - dodała. Gdy Aleks wyszedł Amber westchnęła. Poszła do łazienki, najwyższy czas pozbyć się jednak uroczego aromatu piwa. Zrobiła sobie kąpiel. Przysypiając w wannie odruchowo pomyślała o Carmen. Woda była mocno ciepła, a jeśli było jeszcze coś co mogło się Amber kojarzyć z gorącem to właśnie Carmen.
Carmen pojawiła się wkrótce. - I jak poszedł dialog? - zapytała,, do wydobywającej się powoli z łazienki Amber.
- Dobrze. Szczerze mam nadzieję, że wywalczy sobie pozycję bety - ziewnęła. Po wyjściu z gorącej wody, Amber dosłownie parowała.
Carmen skinęła głową.
- Poradzi sobie - stwierdziła.
- No to musisz się wyspać przed jutrem... - dodała.
- Noo... Hmm... Chyba będę w przyszłości zaglądać do miast po to tylko, by wziąć gorącą kąpiel i od czasu do czasu zjeść coś z tutejszej kuchni - zamruczała kładąc się do łóżka.
- Zawsze tak można - stwierdziła Carmen, siadając koło niej i wzdychając.


Rano Amber nie zjadła zbyt wiele. Denerwowała się i Carmen nie za bardzo była jej to w stanie wyperswadować. Pomagało tylko na krótką chwilę, a czas otwarcia świątyni zbliżał się nieubłaganie. Wilkołaczyca już pewniej czuła się na polu bitwy, walcząc z nieznanym przeciwnikiem niż przed tłumem ludzi, którym musiała coś przekazać...
Wreszcie nadszedł właściwy czas. Tłum ludzi, nieludzi i zmiennokształtnych zebrał się wewnątrz i na zewnątrz świątyni Azariel. Amber obserwowała powiększający się tłum z wnętrza świątyni. Gdy w końcu przyszedł czas by coś powiedzieć, dziewczyna milczała dłuższą chwilę, wsłuchując się w ciszę jaka zapadła w oczekiwaniu na jej słowa. Rozejrzała się po zebranych i nagle przyszło olśnienie. Słowa, które padły z jej ust były zdumiewająco proste, a cała jej obawa przed przemawianiem zniknęła jak ręką odjął.
- Jestem Amber. Jestem ostatnim wilkołakiem z watahy Grisa. Bogini Azariel dała mi moc bym mogła dokonać zemsty w jej i swoim imieniu! – odezwała się głośno. Ruszyła się ze swojego miejsca, poderwała z pierwszej ławki jakiegoś chłopaczka, może 17-letniego, którego kojarzyła jako uchodźcę z terenów bardziej odległych od Azylu. Zdarzyło mu się już walczyć u jej boku.
- To jest Artur. Jest ostatni ze swojej wsi. Bogini Azariel dała mu moc, by mógł dokonać zemsty w jej i swoim imieniu! – rzuciła. Nie kłamała. W końcu sama wzmocniła go energią, gdy szli stoczyć bitwę z armiami Skazy.
Amber ruszyła dalej. Wyciągnęła z szeregu wilkołaka, którego imię i historię znała.
- To jest Graul. Ostatni z watahy Ostrego Kła. Bogini Azariel dała mu moc, by mógł dokonać zemsty w jej i swoim imieniu! – rzuciła ponownie. Graul był kolejnym walczącym u jej boku, którego siły wzmocniła energią negatywną.
Wilkołaczyca przeciskała się pomiędzy ludźmi i nieludźmi, wybierała z tłumu losowe osoby i przedstawiała je tak samo jak ich poprzedników. W końcu wystarczyło by wskazała osobę i ta wstawała przedstawiając się w tym samym stylu. Zamieszanie, jakie wilkołaczyca wprowadziła w zgromadzonych sprawiło, że przemieszali się. Nie było już grup zmiennokształtnych, grup rodzinnych, nie było ludzi i krasnoludów... Byli oni... Wszyscy razem... Po dłuższym czasie wilkołaczyca wróciła na swoje miejsce.
- Jesteśmy ostatnią watahą, ostatecznym ciosem dla Skazy! Jesteśmy głosem zemsty, siłą, która uwolni ten świat. Jesteśmy PIERWSZĄ WATAHĄ, która zmiażdży Skazę i przepędzi jej istoty tam skąd przybyły! Jesteśmy tutaj by podziękować bogini Azariel za to co dla nas zrobiła, za to, że dała nam siłę i wolę walki. Jesteśmy tu po to by ją poznać. To tu opowiemy jej o naszych sukcesach i złożymy jej w ofierze łby bestii Skazy!
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: Świat Pasem: Czas Orłów i Kruków

Post autor: Mr.Zeth »

Raneta:

Było dokładnie południe, gdy cała Raneta usłyszała przeciągły świst, a ze środku kontynentu ku niebiosom uderzył strumień białej energii wiatru. Ludzie przystanęli pośrodku swych codziennych czynności i spojrzeli na widoczny na tle błękitnego nieba słup, który utrzymywał się jeszcze parędziesiąt sekund. W tym samym czasie do Kaisstroma dotarł przekaz mentalny: „Kocioł jest gotów do użytku. Wystarczy ze udasz się na miejsce i zaczniesz ładować kryształ pośrodku kotła energią. Powstaną w ten sposób żywiołaki ci posłuszne”.
Smok wiec mógł spokojnie udać się już do Wichrowego Jaru i sprawdzić cóż ciekawego postawili ożywieni budowniczowie. Sądząc po efekcie „otwarcia” mógł spodziewać się czegoś imponującego, ale któż wie.


Astaria:
Ruiny Lichtrang


Całą trójka schowała się we wnęce, a Sotor wskazał niewielkie drzwiczki w jej dnie. Nie trzeba było słów, wszyscy w chwilę później znajdywali się w niewielkim schowku i w milczeniu nasłuchiwali. Coś przesuwało się po korytarzu, szurając strasznie… jakby było ciągnięte po posadzce, a nie poruszało się samo. Szuranie nagle ucichło i rozległ się przeciągły jęk. Sotor uniósł brew i poprawił chwyt na rączce miecza, ale wtedy znów rozpoczęło się szuranie i istota przeszła dalej, skręcając w korytarz w prawo.
- Dobra, poszło dalej, cholerstwo – mruknął rycerz, powoli otwierając drzwiczki. Po środku korytarza był wilgotny, szeroki na 3 metry ślad, jakby przelazł tędy wielki ślimak.


Miglasia:
Azyl


Słowa brzmiały wewnątrz świątyni i poza nią, a ludzie słuchali i krzyknęli wszyscy razem, gdy Amber zakończyła mowę. Nie tylko otwarcie świątyni poszło jak trzeba, ale i udało się postawić kolejny krok na drodze integracji ludzi i zmiennokształtnych. Po Amber głos zabrała Carmen. Zaczęła po prostu opowiadać o Azariel. Przedstawiła zasadę sprawiedliwej zemsty i opowiedziała historię bogini. Ludzie słuchali jej z zaciekawieniem, nie musiała używać swego czaru osobistego, pozostała w masce… chociaż może jej głos był również czynnikiem skupiającym uwagę? Amber znała kobietę tak długo, że przestała już słyszeć tę hipnotyzującą nutkę, występującą w głosie Carmen na co dzień.Po niecałych dwóch godzinach Carmen zakończyła pierwsze spotkanie wiernych, zapowiadając ponowne spotkania o zmierzchu.
Gdy Amber wracała do tawerny, to czuła już powoli nadchodzącą zimę. Rozpoczynała się jesień, liście powoli żółkły, ale jeszcze nie leciały z drzew. W nocy zapewne będzie już dość zimno… na szczęście ludzie zadbali o ocieplenie leża dla wilkołaków, a wielu zmiennokształtnych miało już znajomych w mieście, więc w razie chłodów mogli zapewne u nich spędzić parę nocy.
Wieczorem powróciła Carmen, informując Amber o ciekawym zdarzeniu. Przed zachodem dotarła do świątyni para. Wlkołaczyca i elficki mężczyzna. Chcieli się pobrać, wiec zostali zaznajomieni z zasadami małżeńskimi i najważniejszymi dyrektywami. Przyjęli je do wiadomości i zaakceptowali jako własne, więc w ciągu następnych pięciu dni zapewne odbędzie się ceremonia zamążpójścia.
W dni takie jak ten dawało się na chwilę zapomnieć o Skazie i zagrożeniu i skupić na tym co znajome i powtarzające się co rok, takie jak ostatnie ciepłe promienie zachodzącego słońca wieczorem, na które Carmen i Amber wystawiły twarze, idąc na balkon. Wtedy też od strony leża Amber usłyszała pieśń swego rodzaju. Usłyszała wycie… a potem ludzki śmiech, a potem ciszę… i znów wycie.
- Impreza koło leża? – Carmen uniosła brew.
Amber zaś stwierdziła, że do wycia chyba dołączyło się paru ludzi. Nawet ciekawie to brzmiało.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Re: Świat Pasem: Czas Orłów i Kruków

Post autor: Plomiennoluski »

Kaisstrom


Wyczekiwał jakiegoś znaku jak na szpilkach, więc tego nie dało się pomylić z niczym, w jednej chwili przeniósł się do kanionu. Wicher w Jarze i jego pobliżu był mocniejszy. Na środku kanionu stała konstrukcja przypominająca nieco podwójny most z wielkim dzwonem pośrodku. Wicher wlatywał do wnętrza i skupiał się w jego centrum. Na szczycie, dokąd prowadziły dwie drogi, jedna od prawej, a druga do lewej krawędzi kanionu, znajdował się spory kryształ. Tam najwyraźniej Kaisstrom musiał użyć swej mocy, by tworzyć żywiołaki. Tam też się usadowił Kaisstrom, zaraz obok kryształu. Przyjrzał się uważnie konstrukcji a następnie skoncentrował na niej i zaczął przelewać swoją moc do kryształu. Wiatr skupił się w dzwonie i rozległ się basowy pomruk. Z bocznego chodnika wyszedł żywiołak wiatru. Wyglądał ciekawie. Od pasa w górę był to mężczyzna o bardzo bladej skórze i białych włosach. Poniżej było coś w rodzaju chmury.. Zdecydowanie wyniki były zadowalające, zwrócił sie do zywiolaka.
- Witaj na Ranecie, powiedz mi co potrafisz. - właściwie to na chwile obecna nie był nawet pewien czy będzie mówił, ale miał podejrzenia ze tak.
Żwyiołak zamienił się w wiatr, a potem w człowieka w prostej, białej szacie.
- No poza tym manipuluję elementarną mocą wiatru - odezwał się. Jego głos był wysoki, nieludzki, ale przyjemny dla ucha.
- Dobrze, całkiem nieźle muszę przyznać. Sprowadziłem Ciebie żebyś pomógł mi w walce ze Skazą, sprowadzę zresztą wielu więcej. Spotykałeś się już z ludźmi? Jeśli tak to jak na nich reagujesz, do jakich warunków egzystencji jesteś przyzwyczajony?
- Jestem ludzka duszą w innym ciele - odparł żywiołak. - Nie muszę jeść i spać.
- Dobrze, w takim razie wolisz przebywać w miastach, czy raczej w międzyczasie zostać tutaj w Jarze? - wolał się dowiedzieć jak najwięcej na początku, żeby później nie musieć nagle zmieniać planów bo czegoś zapomniał.
- Obojętnie, muszę poćwiczyć skupienie. Potrwa mi z dzień, nim będę gotów do akcji - odparł żywiołak.
- W takim razie proponuje żebyś póki co został tutaj, wolałbym zresztą żeby Jar nie pozostawał bez ochrony nigdy, zbyt łakomy kasek dla przeciwnika. Zajmij się treningiem skupienia, a ja sprowadzę jakieś towarzystwo. - wyszczerzył zęby w uśmiechu i skoncentrował się ponownie na krysztale. Zaczął przelewać w niego moc, teraz wiedział już ile mniej więcej zabiera stworzenie jednego, więc zaczął przekazywać ją partiami, po pewnym czasie doszedł nawet do niejakiej wprawy. Słońce już sporo przesunęło się po niebie a smok był dość mocno zmęczony, ale za to w Jarze było teraz sto żywiołaków powietrza ćwiczących skupienie.

Gdy uporał się z setką przeciągnął się mocno. Sięgnął myślami do Drakninga.
- "Drakning, jak wielkie skupiska sił Skazy znajdują się jeszcze na Ranecie?"
- "Skaza pozostała już tylko na wyspach wokół Ranety. Trzeba będzie przeprowadzić atak na któreś z siedlisk" odparł Darkning.
- "Doskonale, przedyskutuje z reszta strategie i przejrzę mapy, póki co pierwsza setka żywiolaków zajmuje się treningiem skupienia" - odpowiedział dość ospałym głosem. Możliwe że przesadził z liczbą tworzonych za jednym razem pomocników.
- "Więc będziesz miał siłę inwazyjną bez udziału ludzi. Dobrze, możesz ich trochę stracić podczas ataku, to po prostu ich odtworzysz" stwierdził Darkning.
- "Głównie o tym myślałem, ludzie będą potrzebnie raczej do przywrócenia Uranosa ponownie na Ranete. Wiesz może jakiej wielkości są te siedliska Skazy? Będę potrzebował setek czy raczej tysięcy żywiołaków?"
- "Wyślę ci wkrótce mapę archipelagu wraz z zaznaczonymi siedliskami. Tymczasem wyczyść do końca pojedyncze drobne skupiska na Ranecie, sądzę, ze pozostały jeszcze jakieś niewielkie skażone tereny, pojedynczy maruderzy... trzeba posprzątać.."
- " Wyślę do tego ludzi i pomogę im w tym z żywiolakami, niech mają jakieś zajęcie to jedno, drugie przynajmniej będą na własne oczy widzieli co się tak właściwie dookoła nich dzieje." - odparł smok.
- "Nie martw się, widzą..." mruknął Darkning.
- "W takim razie idę odespać tworzenie pierwszej partii i zająć się czyszczeniem tych drobnych siedlisk." - odparł Kaisstrom ziewając przeciągle na głos.

Kilka godzin później smok przebudził się z drzemki a właściwie kamiennego snu w który zapadł wyczerpany tworzeniem żywiołaków. Kiedy już poczuł się na siłach, przeniósł się do Cytadeli. Pora była dość wczesna, ale ruszył w kierunku komnat Edwarda. Buty zbroi w jego ludzkiej postaci dzwoniły na kamiennych płytach podłogi. Mimo godziny rycerz był już na nogach.
- Witaj, co Cię do nas sprowadza i jak poszła sprawa z kanionem? - zagadnął rycerz niespeszony.
- Poszło lepiej niż się spodziewałem, za kilka dni powinniśmy mieć dość sporą siłę i przystąpić do ataków większych skupisk skazy w okół Ranety. Na dodatek bez konieczności narażania ludzi. Co nie zmienia faktu że na głównym lądzie znajduje się jeszcze kilka mniejszych wylęgarni. Tu wchodzicie wy. Smoki zajmą się potężniejszymi stworami, a właściwie ich niedobitkami. - wyłuszczył sprawę Kaisstrom.
- Dobrze, co dokładnie mamy zrobić?
- Trzy oddziały ochotników niech ruszą w różne strony, niech wezmą ze sobą na wszelki wypadek magów i zwiadowców, nie spodziewam się większych niespodzianek, ale nie ma co niepotrzebnie ryzykować. - kontynuował smok. - Wolałbym żeby było to w miarę zgrane w czasie, kiedy jedni będą niszczyć wylęgarnie, my będziemy zajmować się niedobitkami większych istot, to zresztą powinno odciągnąć większe istoty od wylęgarni.
- Ze znalezieniem ochotników nie będzie problemu ale zajmie to przynajmniej kilka godzin. - odparł zakonnik.
- W takim razie wrócę za kilka godzin, tchnę w nich nieco mocy Uranosa zanim wyruszą a ja trochę odpocznę. - skinęli sobie głowami i każdy ruszył w swoją stronę.

Kaisstrom przeniósł się na Wyspę Świątynną. W czasie kiedy spał i się regenerował, w Cytadeli za to panowało małe zamieszanie. Do wyprawy zgłaszały się rzesze ochotników, magowie do tej pory nieco w odwodzie zostali wymieszani żywiołami i przydzieleni do grup. Smoki za to krążyły niecierpliwie nad miastem i ostrzyły pazury. W okolicach południa wybraniec Uranosa pojawił się ponownie na dziedzińcu Cytadeli po użyciu rewitalizatora był znów pełen sił. Rozejrzał się po zgromadzonych ochotnikach i zwrócił do wszystkich.
- Przez długi czas wszyscy cierpieliśmy pod atakami Skazy, udało nam się jednak zorganizować i stawić jej opór, przyszedł w końcu czas żeby się odgryźć, wypędzimy ją stąd, odzyskamy to co nam zabrała a teraz idźcie i pokażcie co znaczy próbować stłamsić w nas iskrę życia, niech Uranos będzie z wami. - wraz z ostatnimi słowami zaczął napełniać ochotników mocą wiatru, nie w przesadnej ilości, ale tak żeby sami poczuli się nieco żwawsi i byli mniej podatni na ataki i sztuczki skazy. Kiedy tylko to zrobił, wzbił się wraz ze smokami w powietrze. Lecąc wysoko, skoncentrował się na próbie wyczucia skazy, w kierunku większych uśpionych skupisk wysłał ludzi, sam wraz z rodzeństwem ruszył za czymś, co mogło przypominać większe stwory. Nie minęło dużo czasu nim natrafili na parę Horusów. Przygniecione przewagą dość szybko zostały pokonane i zostały z nich tylko strzępy i sople. Kaisstrom widząc jak dobrze sobie radzi Jarperx z resztą miotu, odbił i udał się do Wichrowego Jaru. Dotarł tam po niezbyt długim locie i zajął się ponownie tworzeniem żywiołaków. Docierały do niego co trochę przekazy. Na przemian od Dossmina, Viktora Kote prowadzącego jedną z grup, Alvira Rentu będącego zwiadowcą drugiej i w końcu Strzechy, będącego łącznikiem ostatniej. Kaisstrom zapadł niemalże w swego rodzaju trans. Ciężko mu było dokładnie określić czas, był nieco oderwany, koncentrację na przelewaniu mocy w kryształ przerywały jedynie obrazy. Potyczek z Horusami i Mięsakami, wskazówek prowadzących do siedlisk skazy. Biały smok przystopował z żywiołakami dopiero gdy był już całkiem zmęczony, zwyczajnie położył się spać tam gdzie leżał. Przebudził go przekaz Strzechy, w pierwszej chwili był zdezorientowany, ale skoncentrował się na obrazie. Cały oddział wszedł do jaskini w której znaleźli błony z niewyklutymi jeszcze stworzeniami, zajęli się regularnym oczyszczaniem miejsca, kiedy zaatakowały ich przypominające łosie stwory. Stały na dwóch nogach, zęby za to przypominały mięsożerców, rogi zamiast łopatkowatych były na końcach ostre jak szpile. Na szczęście dzięki szybkiej reakcji magów, którzy spowolnili wynaturzenia, obyło się bez większych strat, zaledwie kilku poturbowanych rycerzy zamiast poszatkowanej kupy mięsa w opiłkach żelaza i stali. Kabotan, niegdyś złodziejaszek obecnie nawrócony grzesznik i przykładny rycerz zakonu oberwał najbardziej, gdyby Kaiss nie naciskał żeby w każdym oddziale była odpowiednia mieszanka różnych specjalności, prawdopodobnie straciłby nogę. Smok wrócił do krótkiej drzemki.

Gdy się ponownie obudził, koło niego leżała upolowana sarna, któryś z żywiołaków musiał stwierdzić że jednak nie samą mocą żyje smok. Po szybkim posiłku wrócił do sprowadzania pomocników. Seremion przejął przekazywanie obrazów z krwawych jatek przez jakie przechodziły smoki. Nie wszystkie potyczki były takie łatwe, zakuty w pancerz brat nieco oberwał, ale jego zdolności regeneracyjne były faktycznie zdumiewające, na dodatek czuł się jak w swoim żywiole, jak szpon, podczas gdy reszta smoków były lodowo płomiennym oddechem regularnie zmniejszającym populację wynaturzeń. Alvir i Viktor znaleźli wylęgarnie prawie jednocześnie, wyczuleni wydarzeniami u Strzechy byli gotowi na strażników, tym razem w formie dzikiej krzyżówki pantery z jeżozwierzem i niedźwiedzia z wężem. Któryś nieostrożny dostał się pod jadowite zęby, kilku innych opryskała kwasowa krew, ale była szansa że wszyscy przeżyją. Potwory padły pod siłą połączenia magii, techniki i brutalnej siły rycerzy.
- "Wyrwijcie zęby jadowe, może uda się zrobić surowicę." - mruknął Alvirowi Kaisstrom, wolał nie stracić nikogo a w ferworze niszczenia potworów i cyst z niewyklutymi bestiami ktoś mógł się za bardzo zapędzić.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: Świat Pasem: Czas Orłów i Kruków

Post autor: WinterWolf »

Amber

Amber uśmiechnęła się wsłuchując się w tę pieśń i przymykając oczy. Oparła się o barierkę, wystawiając twarz naprzeciw ostatnim promieniom słońca tego dnia.
- Jeszcze wiele pracy nas czeka... Ale to co słyszę to najpiękniejszy dźwięk, jaki rozległ się w Azylu odkąd tu jestem – powiedziała. Zawiązały się przyjaźnie, powstały trwałe związki. Nie było chyba sposobu na mocniejsze zespolenie jej rodzaju z rodzajem ludzkim. I Amber była z tego powodu szczęśliwa.
Carmen objęła i przytuliła dziewczynę.
- No patrz, są postępy - zaśmiała się cicho.
Amber westchnęła przytulona.
- Chciałabym by mieszkańcy Milgasii szli już tylko w tę stronę. By już nigdy nie było strachu, niewiedzy i wrogości między ludźmi i zmiennokształtnymi - powiedziała. Te nieporadne skowyty dobywające się z ludzkich gardeł wywołały u niej uśmiech. Wilkołaczyca zamknęła oczy. Mimo że nie musiała tego dnia z nikim ani z niczym walczyć była zmęczona. Nigdy wcześniej nie przemawiała do takiego tłumu, sama nie wiedziała jak to się stało, że nagle ją olśniło. Tak się po prostu stało.
Carmen pogładziła Amber po włosach.
- Dobra, jakie masz plany na juto? - zapytała, czując że Amber ma dość dnia dzisiejszego.
- Muszę zobaczyć co z Kopaczem... Jeśli wszystko w porządku to powinnam z nim porozmawiać w sprawie jego stosunku do walki ze Skazą. Przecież nie zmuszę go do stawania u mojego boku. Ale może uda mi się nakłonić go do jakiejś formy współpracy. A potem trzeba wreszcie ruszyć tyłki i odbić resztę obszarów. Jesień daje o sobie już znać. Nie możemy sobie pozwolić na to by prowadzić kampanie w zimie - bąknęła.
- Możesz sobie na to pozwolić. Znaczy.. do czasu zimy będziesz mogła - stwierdziła Carmen.
- Wkrótce nauczę cię jak lepiej wzmacniać swoją armię - mrugnęła do Amber.
- Przyda się. Im dalej brniemy tym mniej będzie wystarczało to co robię - powiedziała Amber. Lepiej wzmocniona armia łatwiej się upora z silniejszymi przeciwnikami... - Hmm... Swoją drogą, to teraz będziemy chyba mogli podzielić armię na 3 części, nie? Bo chyba mamy trzy osoby, które mogłyby się zająć stawianiem portali i przerzutem sił. Mamy w ten sposób jeszcze bardziej mobilną armię i możemy wykonywać bardziej skomplikowane manewry... - mruknęła już myśląc o nadchodzących bitwach.
- Szybki transport sił to dobra rzecz - stwierdziła Carmen.
- Może nawet cztery - mruknęła po chwili, myśląc.
- Poleganie na mobilności to wilcza taktyka - uśmiechnęła się pod nosem Amber. - Dodajmy do tego ludzką magię i pomyślunek i sądzę, że nie będzie mocnych w szeregach Skazy - powiedziała. Gdy powiał chłodny wiatr Amber się wzdrygnęła. Miała podejrzenie, że będzie to jej pierwsza zima przeżyta w formie człowieka... A to znaczyło, że tym razem całkiem prawdopodobne, że odczuje mrozy dość dotkliwie.
- Wszystko się okaże... Skaza też nie próżnuje - powiedziała Carmen, krzywiąc się lekko. - Wymyśli coś, by nas skontrować...
- Dlatego musimy nieco zmienić metodę działania. Za każdym razem nieco inaczej, żeby nie miał czasu się nauczyć naszych manewrów... Poza tym cała nadzieja w tym, że na pozostałych kontynentach ktoś zrobi coś co nieco odwróci uwagę Skazy... Hmm... Gdyby udało się oczyścić Milgasię można by ruszyć na inny kontynent i wesprzeć tych, którzy tam walczą - mruknęła.
- Owszem. Ewentualnie jeśli ktoś zawiedzie, to trzeba ruszyć odbić inny kontynent - stwierdziła kobieta.
- Hmm... Carmen... Czy dasz radę skontaktować się z innymi Opiekunami Wybrańców i nakłonić ich do wspólnego, jednoczesnego działania? Jeśli uderzymy wszyscy jednocześnie to wątpię by Skaza dał radę obronić się na wszystkich frontach - powiedziała.
- Mogę teoretycznie zsynchronizować nasz atak z atakami u czwórki innych wybrańców, ale sadzę, że Skaza uformował już ośrodki decyzyjne dla każdego kontynentu oddzielnie
- Czyli ma na tyle dużą podzielność uwagi by poradzić sobie z koordynacją? - spytała krzywiąc się.
- Koordynacja jednego lub dwóch obron pewnie tak, ale z trzema lub czterema może mieć już problem, przynajmniej tak sądzę - doparła Carmen,
- To spróbujmy 4 zorganizować. Utrudnijmy Skazie życie jak najmocniej się da... W ogóle o ile procent trzeba osłabić moc Skazy na kontynencie by bogowie byli się w stanie przebić? Wiktoria jak tu przybyła stwierdziła, że Skaza na Milgasii jest już słabsza o połowę - mruknęła.
- Trzeba wyeliminować fizyczną obecność Skazy, to wiara wtedy już wystarczy - powiedziała Carmen. Amber miała jednak wrażenie, ze kobietę coś wyraźnie martwi i maskowanie tego nie zawsze jej wychodziło.
- Ale jest coś jeszcze, prawda? - Amber spojrzała na kobietę poważnie.
Obawiam się, że pokonanie Skazy będzie dopiero początkiem prawdziwych problemów - mruknęła kobieta po chwili milczenia.
- Skąd ten pomysł? - spytała wilkołaczyca. Miała nadzieję, że Carmen się myli, ale musiała brać pod uwagę najgorszy scenariusz. Lepiej być gotowym na najgorsze...
- Przeczucie - mruknęła Carmen. - Intuicja może...
- Da się to jakoś sprawdzić? - spytała.
- Usuwając Skazę - Carmen uśmiechnęła się do Amber i cmoknęła ją w czoło.
- Mało pocieszające jeśli wkopiemy się w coś gorszego - bąknęła Amber z głupim uśmiechem. - Muszę jeszcze zwiększyć moją moc - mruknęła. - Jeśli będzie trzeba to dam się obedrzeć ze skóry, byle być w stanie stawić czoła temu co ma nadejść - bąknęła.
Carmen uśmiechnęła się i skinęła głową.
- Sądzę, że obejdzie się bez tak ekstremalnych poświęceń - mrugnęła do Amber.
- Poza tym, że prowadzę tych wszystkich ludzi to też jest moja zemsta. A to znaczy, że nie ma drogi zbyt ekstremalnej - mruknęła. - Zemsta jest moja i póki będzie to dotyczyło tylko mnie, zrobię wszystko - dodała.
- Po prostu wątpię, by obdarcie cię ze skóry miało pomóc - stwierdziła Carmen.
- Dobra, nieważne. To kolacja, sen i jutro lecimy do Kopacza?
- Tak - odparła krótko Amber choć w objęciach Carmen było jej ciepło i przyjemnie, a wrażenia tego dnia sprawiły, że chciało jej się spać.


Obudziła się dnia następnego. Zapowiadało się ładnie, słonecznie...
- Wraca lato? - bąknęła zaspana Amber, która czuła, że jest cieplej niż przez ostatnich parę dni. Była zbyt jednak zaspana by zrozumieć co powiedziała.
- Nie, dopiero po zimie i wiośnie - Carmen zaśmiała się cicho.
Amber poskrobała się za uchem i usiadła zdezorientowana.
- O... - ziewnęła. - Dziś mamy Kopacza odwiedzić... - bąknęła, gdy coś jej się przypomniało. Westchnęła.
- Ano mamy - odparła Carmen.
- Daj znać jak będziesz gotowa do wyjścia, lecę na plac treningowy - powiedziała kobieta.
- Ja muszę zjeść śniadanie i będę gotowa - ziewnęła raz jeszcze i wstała by pójść na śniadanie.
Carmen w tym czasie i tak ruszyła na plac treningowy i tam też znalazła ją Amber.
- No to lecimy na miejsce? - zapytała kobieta, przerywając szkolenie Rufusa. Zareagowała, gdy tylko Amber znalazła się na placu.
- Tak, jestem gotowa - mruknęła dziewczyna. Już nie była taka zaspana.
Carmen otworzyła portal i wskazała go ruchem dłoni.
Amber przeszła przez portal, ale zachowała ostrożność. Jakby nie było przechodziła prawdopodobnie na tereny, które sąsiadowały ze skażonymi obszarami.
Stanęła w jaskini głęboko pod powierzchnia ziemi. W środku niej spał spokojnie Kopacz...
Dziewczyna zdziwiła się odrobinę lokalizacją. Podeszła bliżej do Kopacza oglądając go sobie w czasie snu. Miała nadzieję, że czuł się dobrze po uzdrowieniu go ze skażenia.
Kopacz musiał już spać od dawna. Zapewne nie miał okazji na to będąc pod kontrolą Skazy. Amber oceniła go na okaz zdrowia...
Amber odwróciła się w stronę portalu czekając na Carmen... Kopacz nie spał od dawna, więc Amber nie bardzo miała sumienie go budzić. Zastanawiała się nad zostawieniem go jeszcze na jakiś czas by odpoczywał..
Carmen weszła do pomieszczenia i przyjrzała się istocie.
- Aż się chce go przytulić, nie? - zaśmiała się cicho.
Amber skinęła głową z uśmiechem.
- Wydaje mi się, że śpi od paru dni, od chwili, gdy go uzdrowiliśmy - powiedziała cicho Amber.
- Też tak sądzę... ma kamienny sen, nie musisz szeptać - powiedziała Carmen.
- Przywykłam do tego by nie przeszkadzać innym we śnie. Masz może pojęcie ile jeszcze pośpi? - spytała.
- Nie mam pojęcia, zajrzę do jego umysłu i sprawdzę - stwierdziła Carmen, po czym skrzywiła się. - Bariera mentalna... obudzę go jeśli spróbuję ponownie... - stwierdziła.
- No to wracajmy do Azylu i przygotujmy się do dalszego odbijania - mruknęła Amber.
Wtedy Kopacz drgnął i ziewnął potężnie, po czym podniósł się i zaczął przeciągać. Jaskinia drżała, gdy przestępował z łapy na łapę podczas przeciągania się...
Amber starała się utrzymać równowagę.
- Dzień dobry - rzuciła, gdy Kopacz skończył się przeciągać.
- Mmm... witaj - bąknął Kopacz nieco zaskoczony obecnością Amber. - Byłyście tu cały czas?
- Jesteśmy tu od kilku minut - powiedziała Amber z uśmiechem. - Właśnie doszłyśmy do wniosku, że nie będziemy ci przeszkadzać w spaniu, ale sam się obudziłeś - powiedziała.
- Mmmhm... - bąknęła istota, po czym znów ziewnęła. Amber stwierdziła tym samym, że nie chciałaby trafić do tej paszczy. Wewnątrz zwykłej gryzonipopodobnej, acz masywnej mordy były trzy kręgi kościanych tarczek, które były przystosowane do mielenia pokarmu na bardzo drobną papkę...
Amber skrzywiła się do swojej myśli.
- Chcemy jak najszybciej rozpocząć odbijanie kolejnych terenów zajętych przez Skazę - Amber przeszła do sedna. - Chciałam cię spytać czy chcesz brać w tym udział. Niekoniecznie muszą to być działania militarne. Zdaje się, że nie przepadasz za bezpośrednią agresją - powiedziała wprost. Tyle wynikało z jej dotychczas zdobytej wiedzy o Kopaczu. Nawet pod wpływem Skazy ich nie zaatakował, gdy szli z armią w tę stronę.
- Nie przepadałem za bezpośrednią agresją, gdy nikt nie próbował mnie zaatakować. Pozostawałem neutralny. Skaza naruszył tę neutralność i nie mam zamiaru pozostać bezczynny - warknęła istota, uderzając potężną łapą w dno jaskini. Ziemia zatrzęsła się.
- Jestem na twoje rozkazy - mruknął.
- To będzie zaszczyt stać z tobą w szeregu - Amber skłoniła się z uśmiechem. Wilkołaki były niezwykle honorowe i szanowały sojuszników ponad wszystko. Poza tym były bardzo szczere i słowne.
Istota pokiwała łbem.
- Honor czy nie, to zjawisko musi zniknąć z naszego świata. Nie wiem jakie moce stworzyły coś tak irytującego jak inteligentne zjawisko, ale liczę, że nie rozpoczęły masowej produkcji swoich chorych wymysłów...
Amber spojrzała na Carmen. Kobieta mówiła już o złych przeczuciach odnośnie pokonania Skazy... Czy Skaza mógł zostać stworzony przez coś o wiele gorszego?
- Możliwe że spotkamy się z twórcami twarzą w spektrum - mruknęła kobieta. - Zobaczymy.
- O rany... Czy to coś może być gorsze od Skazy? Nie wiem... Zagrozić bogom? - bąknęła.
- Nie wiem na jakiej zasadzie powrócą bogowie, wiec to też się okaże - odparła Carmen.
- Możliwe, że niebawem będziemy mieli okazję się przekonać, choć mam nadzieję, że nie w tym negatywnym znaczeniu - bąknęła.
- A ja sądzę, że właśnie w tym negatywnym - mruknęła kobieta. - Przynajmniej mam takie wrażenie. Darkning mi mówił już parę razy, że mam tendencje do czarnowidztwa, ale nie widziałem, by on nie przygotowywał się na każdą najgorszą ewentualność... po prostu o niej nie mówi na głos. Muszę z nim o tym porozmawiać.
- Carmen... To co mówiłam na temat obdzierania ze skóry by zyskać moc... Na wypadek tej niemiłej ewentualności po pokonaniu Skazy muszę zebrać więcej mocy. Jeśli znasz jeszcze jakiekolwiek sposoby... Jestem twoja - powiedziała.
Carmen potarła bródkę.
- Mam pomysł. Wracam jutro - powiedziała, otwierając portal i znikając w jego falującej powierzchni.
- To było szybkie - bąknął Kopacz, widząc jak portal się zamyka.
- Obawiam się, że zostałam twoim przymusowym gościem - powiedziała Amber.
- Hm, jeśli nie chcesz tu być, co jest całkiem zrozumiałem, wnioskując z tego, że mieszkasz nad powierzchnią ziemi, to mogę cię odstawić w dowolne miejsce na Milgasii... - stwierdził Kopacz.
- Póki mam szansę wyjść z podziemia, póty przebywanie w nim mi nie przeszkadza - powiedziała. - Wilkołacze jamy też są pod ziemią... Tylko nie tak głęboko - powiedziała. - Chciałabym się dowiedzieć trochę o tobie. Na przykład jak to jest z kopaniem tuneli... Możesz kopać pod morzem? - spytała ciekawie.
- Tak, ale nie powinienem. Mogę wejść na teren innych istot podobnych do mnie i spowodować konflikt - powiedział Kopacz.
- To jest zrozumiałe. Tak samo w końcu jest z wilkołakami - powiedziała. - Ale zastanawia mnie ile może być istot twojego rodzaju i czy dałyby się namówić na przemierzanie ich terytorium - zastanawiała się na głos.
- Przekonamy się? - zapytał Kopacz.
- Można spróbować. Nie zdobywa się wiedzy nic nie robiąc - powiedziała.
- No to zjem coś i możemy lecieć poczekaj chwilę proszę - powiedział Kopacz i ruszył w jeden z korytarzy.
- Nie spieszy się. Carmen nie będzie długo - powiedziała. Sama była po jedzeniu więc Kopaczowi nie przeszkadzała w jego posiłku.
Wkrótce istota wróciła i była gotowa do drogi.
- Będziesz musiała podążać za mną, będę kopał nowy tunel - powiedział Kopacz.
- Dobrze. Będę za tobą. Nigdy nie widziałam jak to wygląda "od środka" - mruknęła.
- Łatwiej, po utwardzeniu korytarza usuwam resztę materiału skalnego spalając go. Krety nie mają tak łatwo - zauważył Kopacz, po czym zaczął drążyć tunel. Szło mu bardzo szybko...
Amber szła za nim przyglądając się jego pracy. Zastanawiało ją co by było gdyby takich istot jak on było więcej... Pewnie ziemia i skały na całym świecie by znikały w zastraszającym tempie... Chyba że jakoś to się odnawia...
Wilkołaczyca zaobserwowała parokrotnie, że Kopacz zatrzymywał się, badał ścianę, a potem plombował z powrotem przejście i wybierał inną trasę. Najwyraźniej potrafił jakoś cofnąć spalanie materii.
Droga potrwała nieco ponad sześć godzin.
- Jesteśmy pod Weroną... - mruknął.
- Możemy wyjrzeć na powierzchnię? - spytała Amber. Nigdy wcześniej nie widziała innego kontynentu.
- Niech znajdę właściwe miejsce by wyjść na powierzchnię - powiedział Kopacz i zaczął grzebać dalej. Minęło około pięć minut i Kopacz zaczął drążyć pionowo w górę, a potem przez chwilę pod małym katem. - Już - mruknął.
Amber wyjrzała na zewnątrz. Miała oczy wielkie jak monety i obserwowała wszystko jak małe dziecko, które pierwszy raz wyszło na dwór.
Zobaczyła głownie śnieg oraz dwie ściany sporego kanionu, w którym byli. w jedną stronę widać było las, w drugą zaś jedynie drogę dalej przez kanion. Padający śnieg zakrywał wszystko dalej...
- Tu już mają zimę... - bąknęła. - Orientujesz się może, czy tu są istoty podobne tobie? - spytała Kopacza.
- Nie mam pojęcia... nie czułem by były tu inne tunele - bąknął Kopacz.
- No w każdym razie po drodze nikt chyba nie rościł sobie pretensji do naszego przemarszu, więc możliwe, że ominęliśmy cudze tereny - powiedziała.
- Możliwe - stwierdził Kopacz. - Chcemy się tu rozglądnąć? - zapytał.
- Ja zawsze bardzo chętnie bym oglądała wszystko nowe... Nigdy nie byłam na innym kontynencie niż Milgasia - westchnęła Amber. - Ale chcieliśmy nawiązać kontakt z kimś kto żyje podobnie jak ty, zorientować się czy jest możliwa współpraca... Więc na zwiedzanie nie ma czasu - bąknęła z nutą żalu. Uwielbiała zwiedzać i poznawać.
- Droga z powrotem będzie krótka - zauważył Kopacz. - Chwilę mamy.
- Ty byłeś już w takim miejscu? - spytała go wygrzebując się cała z dziury.
- Niby tak, ale nie widziałem go na własne oczy... - mruknął Kopacz.
- Na własne oczy? Wybacz, ale nie do końca rozumiem - powiedziała rozglądając się już z perspektywy własnych nóg.
Istota milczała chwilę przed odpowiedzią.
- Moja matka nosiła mnie w łonie ponad pięć lat. W tym czasie już zaczęliśmy rozmawiać, odczuwałem niektóre rzeczy, które ona czułą, mogłem słuchać jej głosu, ale nie mogłem odpowiedzieć... - Kopacz westchnął ciężko.
Amber obróciła się do niego i wyciągnęła dłoń by dotknąć futra Kopacza.
- Gdy cię odtwarzałam by wyleczyć cię ze skażenia widziałam twoje wspomnienia. Sądzę, że twoja matka byłaby dumna z takiego syna - powiedziała.
- Mmm... miejmy nadzieję. No to chcesz pozwiedzać? - zapytał Kopacz.
- Ciekawość by mnie zjadła gdybym nie rozejrzała się tu trochę - bąknęła. - Przy okazji może znajdziemy jakieś ślady które powiedzą nam coś więcej o tym co tu się dzieje. - Amber zadbała o to by byli niewykrywalni.
Kopacz skinął łbem.
- Ja tu zostanę jednak... poczekam aż wrócisz - zaproponował. - Robię za dużo hałasu...
Amber westchnęła
- Znów żałuję, że nie umiem przekazywać myśli - bąknęła. - Niestety ta cała tele-patia zupełnie nie jest dla mnie... Nie umiem się tym posługiwać. Carmen to umie - bąknęła.
- Ja z matką rozmawiałem na zasadzie przekazu myśli. Możemy popróbować jak wrócisz... - zaproponował Kopacz.
- Może spróbujmy teraz? Wtedy byłabym chyba w stanie przekazać ci obraz widoków, skoro ty nie idziesz zwiedzać - powiedziała dziewczyna.
- Nie takie proste. Ja i matka byliśmy połączeni, my nie jesteśmy, może nam to potrwać długo... a ja i tak preferuję podziemie. Powierzchnia jest taka.. jasna - istota skrzywiła się. Amber już wcześniej widziała, ze zamknął oczy jak zrobił wyjście na powierzchnię...
- O, hmm... W sumie jesteś podziemnym stworzeniem - powiedziała. - Hmm... Oblecę tu sobie kawałek i obejrzę i niebawem wrócę, chyba że będzie tu coś co może nam się przydać do walki ze Skazą... - rzuciła zmieniając się w potwora.
Kopacz skinął głową i ułożył się wygodniej w tunelu.
Wilkołaczyca rozłożyła skrzydła i rozpoczęła podziwianie krajobrazów z góry.
Dość szybko usłyszała jazgot. Coś leciało w jej stronę. Wnioskując z paru błękitnych pocisków energii, które minęły jaw locie nie było przyjaźnie nastawione.
Wilkołaczyca nastawiła się na walkę i skoncentrowała się na odnalezieniu napastnika. Nie mogła się wycofać nie wiedząc skąd nadchodzi zagrożenie bo mogłaby sobie tylko bardziej zaszkodzić...
Ujrzała spory kształt lecący w jej stronę. Śnieg utrudniał postrzeganie. Istota jednak musiała być co najmniej rozmiaru Kopacza.. ale latała i zbliżała się szybko. Paręnaście błękitnych plamek gdzieś w górnej części korpusu istoty musiało stanowić oczy... i Amber nie miała wątpliwości, ze ma do czynienia z istotą Skazy.
Amber chciała sprowadzić to coś na ziemię. Zanurkowała więc w las. Tam na bardziej przyjaznym dla siebie gruncie spróbuje istotę pokonać.
Istota zaryła o ścianę kanionu i wystrzeliła jeszcze parokrotnie za Amber, chybiając. Po czym pozostała na krawędzi lasu, wgapiając się w gęstwinę.
Amber skradała się cicho po to by z jednej strony lasu wystrzelić w istotę pocisk mrocznej energii i natychmiast przeniosła się w inne miejsce tak by pozostawać w ukryciu gęstwiny. Chciała wciągnąć stwora do środka lasu.
Po otrzymaniu ciosu pociskiem negatywnej energii istota podniosła się i odleciała... Amber została w lesie sama.
- Pff... - Amber uruchomiła swoje zmysły i poszukiwała jakichś więcej śladów istot Skazy.
W lesie ich nie znalazła, aczkolwiek znalazła w owym lesie spore, silne źródło energii.
Wilkołaczyca skierowała się tam ostrożnie. Chciała się zorientować jakie to źródło energii.
W lesie siedziała rogata kobieta, która najwyraźniej regenerowała się po jakimś solidnym starciu.
- Tyle wystarczy - mruknęła, gdy Amber ją tylko zobaczyła. - Kim jesteś i co tu robisz? - zapytała kobieta, nie otwierając oczu.
- Jestem Amber. Przed chwilą przepędziłam stąd jakąś poczwarę Skazy, a potem wyczułam tu źródło energii - Amber odpowiedziała na oba pytania. Zachowywała ostrożność wciąż mając uruchomione wszelkie zmysły. Raz, że nie znała tej istoty, a dwa, że istoty Skazy mogły wrócić...
- Amber? Wybrańczyni Azariel? Jestem sługą Wybrańca Vistenesa. Co robisz na ziemiach demonów? - zapytała kobieta, otwierając oczy. Spojrzała na Amber rubinowymi oczyma. Po dłuższej znajomości z Carmen jednak nie robiła na wilkołaczycy większego wrażenia.
- Szukaliśmy pewnych wielkich podziemnych istot. Na razie bezskutecznie. Pierwszy raz jestem na innym kontynencie więc przy okazji się rozejrzałam - mruknęła. - Sądząc po tym, że istoty Skazy latają tu dość swobodnie i nie boją się pokazywać za dnia, to nie jest tu zbyt bezpiecznie - dodała.
- Nie pozostało ich wiele, ale są potężne. Trzymają się z dala od nas - mruknęła kobieta. Koło niej otworzył się pomarańczowy portal.
- Nie tak oschle, Shiera - powiedział potężnej budowy czarnoskóry mężczyzna, pokazując uspokajający gest ręka rogatej kobiecie.
- Jedziemy na jednym wózku... jestem Aaron, Wybraniec Vistenesa. Miło mi cię widzieć na Weronie... - zwrócił się do Amber.
Amber skinęła mu wielkim łbem. Wciąż zachowywała ostrożność. W końcu była na cudzym terenie. Nie zamierzała porzucić swojej wrodzonej czujności.
- Czy na tym kontynencie żyją wielkie podziemne istoty przypominające rozrośnięte krety? - spytała wprost.
Aaron uniósł brew.
- Obawiam się, że nie. Mamy tylko behemoty - zaśmiał się cicho.
- Hmm... No trudno. To inna, ważniejsza sprawa w takim razie: ile kontynentu odbiliście już z łap Skazy? - spytała.
- Cały - mężczyzna wzruszył ramionami. - Polujemy na większe istoty, które tu pozostawały jako niedobitki, dalej sprawiają problemy...
- Aha, czyli to was nie dotyczy - mruknęła. Podejrzewała, że gość częściowo buja, albo nie zdaje sobie z pewnych rzeczy sprawy. W pierwszym przypadku był nieszczery, w drugim głupi, w obu nieprzydatny do tego o co jej chodziło.
- Świat nie kończy się na Weronie - zauważył Aaron. - Tak długo, jak jakieś istoty Skazy poruszają się swobodnie po naszym terenie nie udamy się gdziekolwiek indziej, by walczyć ze Skazą tam. Rozumiem, ze ty już uporałaś się ze Skazą u siebie?
- Bariery nad kontynentami nie padły więc nikt się jeszcze nie uporał ze Skazą. Moc Skazy nie została wciąż usunięta z kontynentów - mruknęła Amber. Gość nie wzbudzał zaufania wilkołaczycy. - W każdym razie nie ma tu istoty, którą szukam, więc pozwól, że wrócę do swoich poszukiwań - mruknęła.
- Mówiłem, że dalej mamy kilka potężnych istot, ale teren jest czysty. Prowadzimy polowanie już od dawna... gdybyśmy MIELI istotę zdolną do kopania zapewne sprawdzilibyśmy podziemie w poszukiwaniu siedlisk. Skaza tu posługuje się już portalami, wiec jest to uporczywe. Jeśli sobie poradzimy wreszcie z tym cholerstwem, to dam znać - powiedział Aaron.
- Bywajcie - mruknęła. Wzbiła się w powietrze. Amber zapamiętała sobie ich zapachy i ich energię. Wróciła do Kopacza ostrożnie, tak by nie zwracać więcej na siebie uwagi istot Skazy.
udało jej się to bez większych problemów. Kopacz dalej siedział tam, gdzie go Amber widziała ostatnio.
- Możemy się stąd zwijać... I jeśli jest to w twojej mocy to prosiłabym byś zasklepił korytarze za nami... Nie mam ochoty witać na Milgasii tutejszych istot Skazy - mruknęła.
- Mmmmhm - mruknął Kopacz, podnosząc się. Na dnie korytarza byłą masa śluzu i pękniętych tkanek. Kopacz miał lekko nadpalone futro. Przeciągnął się i wziął się za plombowanie tunelu za Amber.
- Widzę, że spotkałeś już tych zdecydowanie mniej przyjaznych mieszkańców tego kontynentu... Mi też się zdarzyło - powiedziała.
- Latało wokół i kłuło... straciłem cierpliwość - stwierdził Kopacz.
- No nie dziwię się. Ja też straciłam cierpliwość - bąknęła. Nie wiedziała czemu, ale gość od Vistenesa ją irytował.
- Mhm... - mruknął Kopacz, chyba myśląc, że Amber tłukła się z istotą Skazy.
Gdy wrócili na Milgasię było już koło północy...
- Odstawisz mnie w okolice Azylu? Kawałek mogę sobie spokojnie podlecieć - powiedziała. - Swoją drogą muszę przyznać, że podróżowanie pod ziemią musi być ciekawe... Ale orientacji tu mam taką jak wiewiórka pod wodą - bąknęła.
- Tunel nade mną - odparł Kopacz. - Jakieś dwadzieścia-parę minut z twoją prędkością.
- Dziękuję. Trzeba będzie opracować jakiś sposób komunikacji na odległość... - mruknęła. Zastanawiała się czy Kopacz nie nudzi się tak sam w podziemiu...
- Jak będziesz miała czas... ja idę się przespać - bąknął Kopacz.
- Miłych snów - Amber znów dotknęła futra Kopacza. - Wypacz, ale masz naprawdę przyjemne w dotyku futro - bąknęła, gdy zdała sobie z tego sprawę.
- Dzięki - odparł Kopacz.
Amber udała się na powierzchnię. Chciała iść spać... Następnego dnia będzie miała sporo do opowiadania Carmen... Chyba, że co innego do tego czasu zaabsorbuje jej myśli.


Carmen powróciła dnia następnego nieco po tym, jak Amber zjadła śniadanie. Wnioskując z jej uśmiechu miała jakiś diabelski plan...
- Co znalazłaś? - przywitała ją Amber.
- Wpadłam na dość dziwny pomysł, ale wyszło na to, że może się udać. Zgarniemy moc innemu Wybrańcowi - powiedziała Carmen.
Amber zamrugała zdziwiona.
- Co? Jak? - bąknęła.
- No słyszałaś mnie. Możemy "zmęczyć" innego Wybrańca, znaczy odessać jego moc i zwiększyć tym twoją. On się zregeneruje w dzień-dwa...
- Jakiś się na to zgodzi? - bąknęła.
- A musi? - zapytała Carmen unosząc brew. - Uczniowie maja nieźle rozwiniętą zdolność postrzegania energii Skazy, ale zła - niezbyt. Możesz się łatwo ukryć, tylko trzeba upewnić się że nauczycieli nie będzie w pobliżu...
- Mhmm... Rozumiem - powiedziała Amber. Przez chwilę myślała nad tym a potem przeszła nad tym do porządku dziennego. - Wczoraj z Kopaczem byliśmy na innym kontynencie... Spotkałam wybrańca Vistenesa - powiedziała.
- Ta. Chyba najdalej posunął się eksterminacji Skazy, ale nie potrafi dobić maruderów... - mruknęła Carmen. - I co?
- W sumie nic poza tym, że jest bardzo nieprecyzyjny. Gdy spytałam ile kontynentu odbił odparł, że cały... Ale te istoty Skazy, które mnie wcześniej zaatakowały miały chyba na ten temat inne zdanie - mruknęła. - Chyba że specjalnie pominął przestrzeń powietrzną kontynentu - mruknęła. - Szczerze mówiąc nie wzbudził mojego zaufania - dodała.
- Miasta są bezpieczne, tereny uprawne są bezpieczne... a o dziczy nie pomyślał. Ale tak na prawdę żadne z nas nie potrafi mu pomóc, bo bydlęta się teleportują - mruknęła Carmen.
- Ten który mnie zaatakował zasuwał na skrzydłach - mruknęła. - Nieistotne... Chyba musimy wziąć się do dzieła - dodała.
- Mhm. Nauczyć cię więc jak można podkradać energie innym? - zapytała kobieta.
- Jeśli nie ma innego sposobu na to by szybko zwiększyć moc to tak - powiedziała. Nie miała jakichś szczególnych wątpliwości.
- Najszybsza opcja - odparła Carmen. - Najlepszym celem byłaby wybranka Thirel lub wybraniec Ezehiala - dodała. - Idziemy na plac ćwiczeń?
- Tak - powiedziała Amber. Zapowiadało się polowanie... Należało się porządnie do niego przygotować.
Poszły wiec na plac i Carmen poleciła wszystkim, by go opuścili.
- Aleks znów siedzi w Leżu - zauważyła Carmen, strzepując dłonie i powoli nastawiając spore kule energii na szczycie filarów.
Amber skinęła głową przyjmując informację do wiadomości. Czekała na to co będzie dalej. Nie była pewna co właściwie Carmen robi.
- Dobra, teraz zagramy w grę... Rufus! - krzyknęła. Spora kula futra wydreptała zza.. malutkiego filara.
- Mmm? - bąknął półdemon.
- Twoim zadaniem jest uniemożliwić Amber przyswojenia tej mocy, zadaniem Amber jest przyswoić całą moc nim ta świeca się wypali - Carmen ustawiła świecę na środku placu i usiadła przed nią.
- Zakaz fizycznego kontaktu, zakaz ataku drugiego uczestnika w jakikolwiek sposób. Gotowi? - zapytała kobieta, trzymając płomyk nad knotem świecy.
- Och... Gotowa - powiedziała Amber, gdy dotarły do niej słowa Carmen. To mogło być ciekawe, choć dla niej nieco dziwne.
Wielka kula futra uniosła się i uśmiechnęła.
- Dobra - Rufus zawirował w powietrzu. Istota miała najwyraźniej mentalność wydry...
- Bóbr, wydra, demon... - Amber westchnęła. Starając się unikać tego co Rufus mógł jej szykować postarała zająć się przyswojeniem energii. Choć nie była pewna jak to zamierzał jej przeszkadzać...
Rufus podleciał przed nią. Stanął miedzy nią a energia, obracając się. Łaskotanie jego kudłów uniemożliwiało koncentrację...
Amber zmieniła postać na bestię. Nie mógł jej łaskotać włosiem przez jej futro... Zmiana postaci nie była zabroniona...
Rufus nastroszył się. Futro Amber natychmiast naelektryzowało się energią chaosu. Amber musiała próbować zebrać energię z dystansu.
Amber skoncentrowała się starając się odciąć od wrażeń jej ciała. Skoncentrować się tylko i wyłącznie na energii...
Rufus szybko osiadł i zablokował dostęp do kuli energii za sobą. Amber szybko oceniła, że wyczuł zmian energii kuli.
Wilkołaczyca długo kombinowała jak wykraść energię przy tak niekonwencjonalnym sposobie rozpraszania jej uwagi. W końcu wpadła na pomysł jak to zrobić. Zaczęła symulować próby ataku na źródła energii w tym czasie pobierając energię z innego miejsca i natychmiast podmieniając ją na swoją. Przez to Rufus nie był w stanie zauważyć jej działań. Na koniec po prostu przywołała swoją energię do siebie, opróżniając nagle wszystkie źródła... Wygrała grę. Była północ. Wypaliło się naprawdę wiele świeczek...
Rufus był zadowolony z zabawy. Zrobił parę pętli w powietrzu i schował się gdzieś.
- Utalentowana bestia, nie? - zapytała Carmen.
- Nie wiem jeszcze jak ten talent nazwać... Ale tak... Bardzo utalentowany - Amber była zmordowana.
- Kolacja, kąpiel i sen, co? - zapytała Carmen, patrząc na zamęczoną wilkołaczycę.
- Tak, to zdecydowanie najlepszy pomysł jaki został wypowiedziany na głos w dniu dzisiejszym - bąknęła.
- Pomóc ci z przejściem do tawerny? - zapytała Carmen.
- Opcjonalne. Raczej dam sobie radę - mruknęła.
Carmen skinęła głową, uśmiechając się.
Amber marzyła o lekkiej i pożywnej kolacji, z tą myślą udała się w stronę tawerny. Myśl o jedzeniu przepędziła dość skutecznie większość pozostałych.
W tawernie było już pustawo. Amber zauważyła jednak, że drzwi były powiększone... mogłaby spokojnie wejść do środka w formie bestii...
Tak też zrobiła. Móc bez zahaczania o framugi i przeciskania się wejść przez drzwi gospody w naturalnej postaci... To było odświeżające doświadczenie.
Było tez parę wzmocnionych krzeseł z dziurami na ogon. Nawet siedziało tu parę wilkołaków i piło piwo...
Amber wyszczerzyła się do barmana swoimi wilkołaczymi zębiskami. Przy czym z jej obecną miną i przy całym jej zmęczeniu dało to bardziej komiczny niż przerażający efekt.
- Czyli pieczeń? - zapytał barman, uśmiechając się.
- Tak, proszę - odparła. Zajęła miejsce. Zdecydowanie wygodniej siedziało się w postaci bestii, gdy miała co zrobić z ogonem. Kolejny krok... I tych kroków miała nadzieję będzie więcej.
Wkrótce dostała jedzenie z większymi sztućcami. Miały nawet coś w rodzaju wyprofilowanej rączki, by dało się je łatwiej utrzymać w wielkiej łapie.
Amber ponownie się uśmiechnęła. Spojrzała na barmana.
- Na pewno będę przy każdej okazji wpadać w odwiedziny, gdy już wrócę do lasu - powiedziała wesoło.
- Będzie miło - odparł Barman, wzruszając ramionami i uśmiechając się.
- Sądzę, że wielu wilkołaczych łowców będzie tu zaglądać ze swoimi zdobyczami. Wasze potrawy warte są oddania większości zdobyczy - zaśmiała się.
- No i zawsze świeża dziczyzna.. - mruknął Barman, kiwając głową.
Amber była pewna, że wiele wilkołaków by ją poparło w tym momencie, bo jedzenie było tu wyjątkowo smaczne. Zajęła się swoją porcją. Zmęczenie jednak dawało jej się już we znaki i chciała się położyć.
Carmen była już w pokoju na górze.
– Dziś nauczyłaś się jak zbierać energie niepostrzeżenie, teraz jeszcze popracujemy nad twoimi zdolnościami ukrywania się.
- Umiem już ukryć energię i umiem się schować w krzakach - bąknęła zmęczona Amber. Jej wypowiedź przez to była nieco... Głupia.
- Pogadamy jutro, jak się wyśpisz - zaproponowała Carmen.
- Z radością... - bąknęła Amber. Porwała kobietę w łapy i wykorzystała ją jako przytulankę...
- Taa - mruknęła Carmen, opierając się o Amber łokciem, leżąc z nią w łóżku.
Amber już spała. Czarne, gęste futro na szczęście było i miękkie i miło grzało...


Dopiero po 8 godzinach wilkołaczyca się obudziła. Ziewając otworzyła paszczę na całą szerokość.
- Wyspana? - mruknęła Carmen, dalej opierając się o nią.
- Mhm... Mam nadzieję, że nie było ci niewygodnie... - bąknęła. Dopiero zauważyła, że całą noc trzymała Carmen...
- Nie mam z tym problemów - mruknęła kobieta, wzruszywszy ramionami. Uśmiechnęła się.
- Dobra, to leć na śniadanie, robimy trening z ukrywania się metodami magicznymi...
- Swoją drogą... Widziałaś kiedykolwiek wilkołaczą jamę? - spytała nagle.
Carmen uniosła brew i skinęła twierdząco głową.
- Czemu pytasz? - zapytała.
- Bo śniła mi się moja rodzinna jama - mruknęła. - Ta w której przyszłam na świat. Zastanawiałam się czy jeszcze tam jest czy została doszczętnie zniszczona... - powiedziała.
- Możemy się przekonać tylko w jeden sposób, ale pytanie, czy chcesz iść dalej z podbojem, czy zwiększyć własną moc...
- Wpierw muszę zwiększyć moc. Potem trzeba będzie skoordynować działania z trzema innymi Wybrańcami i uderzyć na Skazę jednocześnie w 4 miejscach. Sądzę, że w każdym z tych miejsc pozwoli to zmaksymalizować zyski i zminimalizować straty - mruknęła. W formie bestii jej słowa brzmiały bardzo poważnie. Znacznie poważniej niż gdy była w postaci ludzkiej. Może dlatego, że nie wyglądała jak nieletnia... A i zębiska robiły swoje.
- Dobra, wiec ruszajmy na plac ćwiczeń, przed nami sporo roboty...
Amber skinęła głową.
- Mogę iść - wilkołaczyca się zgodziła.
- Musisz nauczyć się zupełnie jednoczyć z cieniem - powiedziała Carmen, gdy dotarli na miejsce. - Zespolić się z nim w jednorodne istnienie...
- To jest możliwe? - zdziwiła się. - Możesz pokazać jak to się robi? - spytała.
- Tak - Carmen wzmocniła barierę wokół placu, by parowała wszelki dźwięk. - Wsłuchaj się ciemność - poleciła.
Amber się skoncentrowała. Starała się tak jak mówiła Carmen - wsłuchać się w ciemność. Miała do kobiety już zaufanie i wiedziała, że Carmen jej nie buja. Ale realizacja należała już do samej Amber..
Po dłuższej chwili dopiero Amber dosłyszała szmer, którego źródła nie dala rady zidentyfikować
Dziewczyna wsłuchała się uważniej w ten szmer. Zaintrygowało ją to. Aż uszy jej drgnęły.
Szmer rozszerzał się powoli, rósł do słów. Pojedynczych, czytelnych, ale nie niosących znaczenia.
"Już" stwierdziła Carmen.
Amber miała zdziwioną minę. Nigdy wcześniej nie przypuszczała, ze można słyszeć ciemność. Spojrzała na Carmen, gdy kobieta zwróciła na siebie jej uwagę. Fascynacja w oczach wilkołaczycy była aż nadto widoczna.
Widziała Carmen jako niezbyt wyraźny, jasny kształt. Postrzegała światło o wiele intensywniej. Tylko w cieniu wszystko wyglądało normalnie... z tą różnicą, ze Amber nie widziała siebie.
Dziewczyna spojrzała na swoje ręce. A raczej odruchowo starała się to zrobić... Dotknęła samej siebie sprawdzając trochę głupio czy jest tam gdzie była przed chwilą... Była lekko zdezorientowana. Rozejrzała się wokół zainteresowana tym zjawiskiem.
czuła dalej swoje ciało, ale przechodził przez siebie na wylot...
- Spróbuj usunąć te dźwięki ze swojej głowy - poleciła kobieta.
Amber postarała się usunąć je zgodnie z poleceniem Carmen. Wciąż nie wiedziała co się może stać, ale robiła to z ciekawością.
Powróciła do fizycznej postaci. Siedziała w cieniu tak jak wcześniej. - No to teraz tylko przyspiesz ten proces i będzie w porządku.
- Czyyli... Słyszenie cienia to zlanie się z cieniem? - spytała.
Słyszenie każdego słowa z osobna.
- Słyszenie każdego słowa z osobna - odparła Carmen.
- Czy te słowa cokolwiek znaczą? - spytała jeszcze.
- Tak, ale trzeba być istotą zwana Cieniem, by je rozumieć. A bycie cieniem nie jest niczym miłym, zapewniam cię - odparła Carmen.
- Nie da się inaczej nauczyć tego języka? - spytała Amber. - I dlaczego bycie cieniem to nie jest nic miłego? - dodała.
- Znasz określenie, że ktoś stał się cieniem siebie samego? No to gdy ta zmiana posunie się za bardzo, to istota staje się Cieniem. Brak nadziei, brak celu, brak woli życia, brak sił i możliwości by samemu się zabić - Carmen wzruszyła ramionami. - Nic przyjemnego - powtórzyła.
Amber się zjeżyła.
- Czyli nie ma innego sposobu na nauczenie się tego języka? Jeśli nie ma to nie chcę być cieniem - prychnęła wzdrygając się na samą myśl.
- To jedna z rzezy na których opiera się egzystencja cieni - odparła Carmen. - Dlatego jeśli zaczniesz te słowa rozumieć to znaczy, ze czas przestać na jakiś czas i skupić się na swoim życiu na parę dni - ostrzegła kobieta.
Amber się wyprostowała i spojrzała Carmen prosto w oczy.
- Jestem wilkołakiem, jestem alfą mojej watahy, odpowiadam za ludzi, nieludzi i zmiennokształtnych. Byłabym skończonym samolubem, gdybym pozwoliła sobie na rozczulanie się nad sobą. Zrobię wszystko by panować nad emocjami i sprostać moim zadaniom - powiedziała bardzo poważnie.
- Niczego innego się nie spodziewałam - Carmen mrugnęła do Amber.
Amber się uśmiechnęła.
- No to teraz postaram się żeby to było szybsze - mruknęła i skoncentrowała się ponownie.
Carmen skinęła głową i obserwowała postępy Amber.
Dziewczyna ćwiczyła do oporu. Starała się osiągnąć stopień zaawansowania, który jej pozwoli robić to natychmiast, na życzenie. Wymagało to intensywnych ćwiczeń. Amber nie zrażała się niepowodzeniami tylko podejmowała coraz to nowsze próby.
Wieczorem Amber wyczuła zmianę, która zachodzi w jej umyśle, gdy zmienia postać na cieniową. Wystarczyło wprowadzać się w ten stan i przemieniała się w niecałą sekundę.
Amber się zdziwiła.
- Carmen... Coś się zmienia, gdy przechodzę w cień - powiedziała wprost. - To ma tak być? - spytała.
- Twój sposób postrzegania świata. W twojej głowie przestawia się taka jedna rzecz... jeśli dzieje się coś jeszcze to nie jest dobrze... - odparła kobieta i uniosła brew, patrząc na Amber.
- Nie jestem pewna. Masz możliwość to sprawdzić co się dzieje i czy tak ma być? - spytała.
- Chwila - Carmen przymknęła oczy i oplotła Amber czerwoną mgłą.
- Dawaj - mruknęła.
Amber ponownie przeszła w cień. Ciekawiła się tego co będzie miała na ten temat do powiedzenia Carmen. W końcu kobieta znacznie lepiej wiedziała jak to ma wyglądać.
Carmen zaśmiała się.
- Dobra, chyba możesz być jedyną osobą, która rozumie szept ciemności... Pełna przemiana umysłu bez efektów ubocznych.... - stwierdziła kobieta.
- O? - zdziwiła się Amber. - Naprawdę mogę? - Amber miała oczy jak monety.
- Mmhm, po prostu skup się na tych słowach. Będę nadzorować stan twojego umysłu - odparła Carmen.
Dziewczyna się skoncentrowała. Starała się zrozumieć o czym może szeptać ciemność.
Musiała momentalnie się wycofać. To był najbardziej intensywny lament, jaki kiedykolwiek słyszała. Co ciekawe nie pozostawił żadnego śladu w jej sercu. Po prostu nie dała rady go słuchać.
- Łeee - burknęła. - Ciemność nie ma nic ciekawego do powiedzenia - burknęła.
- Jeśli jest to przeznaczone dla cieni, to się nie dziwię... - mruknęła Carmen.
- Takich jęków i lamentów w życiu nie słyszałam. I nie mam ochoty na powtórkę - bąknęła.
Carmen skinęła głową.
- No to skoro już wiesz, to możemy w sumie wracać do tawerny.. przydałoby się coś zjeść, nie?
- Tak, zgłodniałam - mruknęła Amber przestawiając się zupełnie na myślenie o podstawowych potrzebach.
Dotarli wiec do tawerny i Amber dostała pieczeń.
Wilkołaczyca pożarła swoją porcję bardzo szybko. Aż czkawki dostała.
- Przesadziłaś... pij powoli - Carmen wskazała jej piwo.
Amber ponownie nie mogła się oprzeć smakowi piwa. Zapomniała się na chwilę...
Ludzie wchodzili do tawerny, inni wychodzili po udanym posiłku, a wieczór powoli zmieniał się w noc.
Czkawka nie chciała minąć. A kufel był już pusty.
- Wstrzymaj oddech - poleciła Carmen, gdy Amber nie wiedziała co zrobić z czkawką.
Amber wstrzymała, ale mimo to podrygiwała na krześle z powodu czkawki. Zaczęło ją to bawić. Nie mogąc utrzymać dłużej powietrza zaczęła się śmiać. Śmiech przerywany był przez czkawkę.
- No to ci przejdzie prędzej czy później - mruknęła Carmen. Straszyć jej nie miała zamiaru.
W końcu czkawka minęła a dziewczyna przestała się śmiać.
- O rety... - bąknęła ocierając łzy z twarzy.
- Aż tak cię to rozbawiło? - zapytała kobieta, unosząc brew.
- No tak - powiedziała. - Czemu nie? - spytała. - Skoro jestem najedzona, napracowałam się dziś... No i na koniec takie coś - dodała.
Carmen się uśmiechnęła.
- No to już tylko pozostało iść spać. Ja jutro będę w świątyni, wiec będziesz musiała pokombinować coś sama...
- Chcę jutro zorganizować już siły do dalszego podboju - powiedziała Amber. - Co będziesz jutro robić w świątyni? - spytała.
- Zaślubiny - odparła kobieta i wzruszyła ramionami z uśmiechem. - Mówiłem co o tym jakieś dwa dni wstecz...
- A racja... Pamiętam już. To była jedyna para jaka się do ciebie zgłosiła czy było ich więcej? - spytała jeszcze.
- na razie jedna, ale sadzę, ze po ceremonii będzie więcej chętnych - odparła kobieta.
- Trochę dziwnie będzie w tym samym momencie zbierać armię i przeliczać ją - bąknęła Amber. Ale wiedziała, że musieli wreszcie ruszyć dalej ze swoim podbojem...
- No tak bywa - powiedziała kobieta. - Weź Aleksa do pomocy - uśmiechnęła się.
- Obowiązkowo. Chyba nie zdołałabym poradzić sobie z organizacją ludzi bez jego pomocy - powiedziała. - Aleks znacznie łatwiej radzi sobie z ich strukturami społecznymi - mruknęła. W sumie nie było to dziwne. Wstała z miejsca by skierować się do pokoju.
Carmen ruszyła za nią nieśpiesznie, uśmiechając się.
- Powoli już zaczyna zaprowadzać swoje porządki w Leżu - powiedziała, uśmiechając się. - Na ile sobie może pozwolić - dodała.
- Młode i silne wilkołaki pewnie będą chciały przez jakiś czas podkopywać jego pozycję. Ciekawe czy już zauważył, że pójdą za nim tylko w przypadku jeśli pokaże, że jest zdrów, silny i mądry, a nie zademonstruje pokaz mocy - mruknęła. Wiedziała, że moc którą od niej dostał nie będzie miała dla wilkołaków znaczenia przy ustalaniu pozycji w wataże...
- Nie widziałam, by choć raz użył magii w Leżu.. no chyba, że bawił się z małymi - odparła Carmen, uśmiechając się.
- No to okaże się jak sobie poradzi - powiedziała uśmiechnięta Amber.
Carmen skinęła głową.
- Powinnaś czasem sama rzucić okiem - kobieta mrugnęła do niej.
- Doba musiałaby być dłuższa, a ja musiałabym porzucić nawyk spania - mruknęła ziewając.
- To drugie dałoby się załatwić sądzę. Wkrótce powinnam być w stanie umożliwić ci niespanie... - stwierdziła kobieta.
- O, nie będę musiała spać by odpocząć? - zdziwiła się. Zdolność takowa byłaby przydatna. Zawsze to kilka godzin zysku na inne zajęcia.
- Owszem, tylko będę musiała nad tym trochę pomyśleć w nocy - mruknęła Carmen w odpowiedzi.
- No to sporo czasu na myślenie - Amber się przeciągnęła. Otworzyła drzwi do swojego pokoju i przepuściła Carmen. Zamknęła je za sobą. - Ale bez kąpieli to nie wytrzymam - dodała kończąc się przeciągać.
- No to leć, czekam - odparła kobieta siadając na łóżku.
- Mhm - Amber rozczochrała sobie palcami włosy i skierowała się do łazienki. Spędziła tam 20 minut. Gdy wyszła, łatwo było poznać, że kąpiel była gorąca - para jeszcze się unosiła w łazience.
Na ten widok Carmen uśmiechnęła się.
Lepiej? - zapytała.
- O wiele - westchnęła Amber. Skierowała się do łóżka. - Gorąca woda w dziczy to rzadkość... Korzystam póki mogę - powiedziała ze śmiechem
- Sądzę, że będziesz odwiedzać miasta nawet po upadku Skazy... - mruknęła Carmen, kiwając głową. - Więc nie odzwyczajaj się.
- Od wygody ciężko odwyknąć - powiedziała. Przytuliła się do Carmen.
-Niezaprzeczalnie - odparła kobieta, gładząc Amber po włosach.
- Sądząc po tym jak mieszkasz u siebie, to coś o tym wiesz - powiedziała rozbawiona Amber. Ziewnęła powoli przysypiając.
- A żebyś wiedziała - odparła kobieta i połaskotała Amber po policzku.
Wilkołaczyca zmrużyła oczy. Nie starczyło już jednak siły i przytomności sennego umysłu by je otworzyć.


Amber westchnęła i zasnęła, by obudzić się dopiero 8 godzin później.
Carmen chyba już skończyła kombinować, bo siedziała, opierając się o zagłówek łóżka i gładziła Amber po włosach, patrząc w okno.
- Jaka pogoda? - bąknęła sennie Amber. Miała nadzieję, że jeszcze w miarę ciepło.
- Lekko pochmurno - odparła Carmen. - Jak się spało?
- Dobrze. Wyspałam się - powiedziała przeciągając się.
- Dorze, a ja sądzę, że wiem jak usunąć u ciebie konieczność spania - powiedziała kobieta.
- O. Zamieniam się w słuch - rzuciła Amber używając typowo ludzkiego zwrotu, który nie raz już słyszała z ust bywalców gospody.
- Dobra, wpierw musisz się obudzić do końca - powiedziała kobieta, uśmiechając się.
- To taki przyjemny stan pomiędzy jawą a snem - westchnęła i usiadła w końcu na łóżku ziewając i przeciągając się.
- Dobra, teraz będziesz musiała zmienić postać na bestię - powiedziała Carmen.
Amber zmieniła się jak na zawołanie. I wpatrywała się w Carmen uważnie. Tym swoim szczenięcym wzrokiem...
- Dobra, teraz pogrzebiemy ci trochę w umyśle. Odwołaj się do nienawiści raz jeszcze, wyciągnij ją na wierzch i resztę pozostaw mi - poleciła kobieta.
Amber skinęła łbem i tak też uczyniła. Nauczyła się już to robić na zawołanie, więc nie stanowiło to dla niej problemu.
Carmen wzięła się za robotę. Zapętliła parę rzeczy.
- Już. Teraz możesz regenerować się na bieżąco w trakcie wyzwalania aury. Dwie godziny z aktywną aurą zastąpią ci osiem godzin snu - powiedziała.
- Przydatne. Wygodne - mruknęła. - Dziękuję. Mogę wrócić do ludzkiej formy i odwołać aurę? - spytała.
- Tak - odparła kobieta. - No to jakie plany na dziś? - zapytała.
- Ty masz udzielić ślubu... Ja zaangażowałabym Aleksa do przygotowania sił do walki i sama zajęła się pozyskaniem mocy. Chyba, że jeszcze czegoś muszę się nauczyć w tej kwestii? - spytała już w ludzkiej postaci.
- Raczej już tylko praktyka... - odparła kobieta i westchnęła. - Idę zacząć przygotowania - skinęła głową Amber i ruszyła do drzwi.
- To będę musiała dostać się do jakiegoś Wybrańca... Mówiłaś o Wybrańcu Thirel i jeszcze jednym... - Amber nie mogła sobie przypomnieć.
- Ezehiala - odparła Carmen. - Ewentualnie możesz spróbować z wybrańcem Tyris.
- Muszę się do nich dostać... I muszę unikać ich opiekunów... - mruknęła. - Masz jakieś rady odnośnie unikania tych opiekunów? Chyba ich znasz, co nie? - spytała. Amber chciała być gotowa na wszystko.
- Tak. Opiekunem wybranki Thirel jest Dren Desann. Pancerz ze światłem w środku. Upewnij się, że ta elfka trenuje i rusz się zrobić raban w innej części miasta. Dren pójdzie to sprawdzić, a ty zajmiesz się energobiórstwem...
- Postaram się więc zrobić jakieś zamieszanie... Na co potencjalnie on może zareagować? - spytała.
- Dren to typowy paladyn. Wystarczy, że niewinni maja problem, a on idzie wystąpić w ich obronie. Tylko nie zrezygnuje dlatego, że ktoś oberwał... ktoś musi zginać i to nie jeden ktoś... - Carmen zamyśliła się. - Albo po prostu rozprosz swoja aurę w jednym z miast zamknąwszy się w jakiejś piwnicy i ożyw cały dom, po czym ulotnij się. To też może zadziałać... ale będzie łatwiej cię namierzyć.
- Chyba łatwiej będzie wywołać burdę w jakiejś gospodzie, która doprowadzi do pożaru albo coś w ten deseń... - mruknęła zamyślając się. Nie chciała zostawić śladów prowadzących do niej.
- To ludzkie sprawy i ludzie mogą się tym zająć. Musi być to jakaś sytuacja, w której oni sami sobie nie poradzą... - zauważyła Carmen.
- Mam pod miasto podprowadzić istoty Skazy? - bąknęła.
- Też można - odparła kobieta.
- No dobrze... To wpierw będę musiała taką istotę wyśledzić, upewnić się, że jego podopieczna trenuje, jego odciągnąć przy pomocy istoty Skazy... - Amber chwilę myślała. - Będę potrzebowała pomocy drugiej osoby, która będzie umiała przyciągnąć istotę Skazy i uciec przed tym Drenem... Nie rozdwoję się, a cała sytuacja będzie ode mnie wymagała obecności w praktycznie dwóch miejscach na raz - mruknęła.
- Popytaj swoich podwładnych - zasugerowała Carmen. - Nie wiem które z nich by do czegoś takiego się zgłosiło..
- Obawiam się, że żadne... - mruknęła Amber po chwili namysłu. - Sprowadzenie istoty Skazy wiąże się przecież z potencjalnymi ofiarami w ludziach... - mruknęła.
- Owszem - odparła kobieta.
- Długo potrwa ta ceremonia zaślubin? - spytała Amber.
Do popołudnia, będę też na weselu... - odparła Carmen.
- No dobra... To postaram się jakoś to zrobić sama i nie dać się zabić - mruknęła. - Tylko pomóż mi się dostać na miejsce... - bąknęła.
- Nie masz za dużo wiary w możliwości podwładnych, co? - mruknęła Carmen.
- To nie o możliwości a o ich chęć wykonania takiego zadania. Nawet ja wiem, że jest to brudna zagrywka - powiedziała Amber. - Nie umiem czytać w myślach, więc nie wiem co im siedzi w głowach, ale dali mi się poznać jako istoty wrażliwe na cudzą krzywdę, a ja właśnie zamierzam skrzywdzić kogoś - mruknęła.
- Sądzisz, że Hesseroth będzie miał coś przeciwko? Albo nasza upiorzyca? - zapytała kobieta.
- To oni są moimi podwładnymi? - zdziwiła się Amber.
- Z ich perspektywy - owszem - odparła kobieta. - Są twoimi sługami, tak samo jak są sługami Azariel.
- Sądzę, że oboje w takim razie mi się przydadzą. Są w stanie komunikować się ze mną mentalnie tak jak ty? - spytała.
- bez problemu - doparła Carmen.
- No to idę po nich. Orientujesz się gdzie zwykle przebywają? - spytała.
- Podziemny skład za placem treningowym - odparła Carmen.
- Hmm... Wygląda na to, że od jakiegoś czasu nie wiem co się wokół mnie dzieje... No dobrze. Idę zjeść śniadanie i biorę się do dzieła - mruknęła.
Carmen skinęła głową i wyszła z pokoju.
Wilkołaczyca poszła na śniadanie. Po szybkim uporaniu się z nim ruszyła szukać upiorzycy i demona. Podejrzewała, że może też znaleźć gdzieś po drodze tego delikwenta... Nehro... Mówił, że jest specem od rozpierdolu... Mógł się również przydać.
Znalazła go w tawernie przy jakimś starym, wyciągniętym skądś stole. Miał w dłoni nóż i robił coś dziwnego...
- Masz za dużo palców? - spytała go Amber.
Nehro obrócił nożem w ręce.
- Nie, za mało rzeczy do zrobienia - odparł.
- No to teraz będzie sporo do zrobienia. Potrzebuję ciebie, Hesserotha i upiorzycę... - powiedziała.
- Miód na me uszy... co mamy zrobić? - zapytał.
- Dywersję. Ale wpierw chodźmy po wszystkich - powiedziała.
- Mhm... - mruknął demon, ruszając za Amber.
Wkrótce dotarli do podziemnego magazynu.
- Mamy gościa - zauważył Hesseroth, budząc się.
- Potrzebuję dywersji. Chcę wykraść moc jednemu z Wybrańców, by zwiększyć własną. Do tego celu potrzebuję odwrócić uwagę jej opiekuna, Drena - powiedziała wprost. - Trzeba to zrobić tak by wyglądało to na działania Skazy i tak by nie pozostawić śladów prowadzących do nas - dodała.
- Naśladować istotę Skazy? Nic prostszego - powiedział Nehro. - Którą? - zapytał niski bulgoczący głos od strony Nehro. Na pancerz wypełzła czerwona masa i otworzyło się w niej demoniczne oko, które spojrzało na Amber. Dziewczyna szybko poznała, że jest to organizm zespolony z ciałem Nehro.
- To to demoniczne skażenie, które u ciebie wyczułam? - spytała Amber patrząc w oko. Po tym co już jej zademonstrowała Carmen ludzie przysłani przez Darkninga nie byli w stanie jej zadziwić... Amber była gotowa niemal na wszystko...
Rozległo się głośne odchrząknięcie.
- Ta, to mój pasożyt – zarechotał Nehro.
- Symbiont.. ciekawe, nie widziałem ich od bardzo dawna - mruknął Hesseroth.
- To chyba mało istotne... - mruknęła celując palcem w oko pasożyta/symbionta. Porzuciła jednak zamiar tknięcia oka. - Chodzi o to by Drena odciągnąć od jego podopiecznej na wystarczająco długo bym była w stanie okraść ją z zapasu mocy. Carmen mówiła, ze gość może być chętny do zabijania, a ja bym wolała nie ponieść w tej akcji ofiar - powiedziała. - Jeśli umiecie tak udawać istotę Skazy by jego zmylić i przy tym nie zginąć to proszę bardzo. Im wredniejsza tym lepsza. Jeśli to może być kłopotliwe, to nie mam nic przeciwko ściągnięciu tam jakiejś istoty Skazy - dodała.
- Ściąganie byłoby większym wyzwaniem ,ale byłoby nudniejsze... Ankh. Stwórzmy łącze telepatyczne z Amber i możemy się brać a robotę - stwierdził Nehro.
- Mhm... za pozwoleniem? - Ankh zwrócił się do Amber.
- Proszę bardzo. Musimy zsynchronizować działania, a im większe zamieszanie zrobicie tym lepiej. Musimy tylko wyczekać na moment, gdy podopieczna Drena będzie ćwiczyć - mruknęła jeszcze.
"Dobra... no to dawaj znać co i jak, a weźmiemy się za robotę.
W myśli Amber pojawiło się pojęcie podróży na właściwy kontynent. Sama nie była pewna na którym znajdowała się osoba będąca Wybrańcem Thirel.
- Mapa... - mruknął Nehro. - Potrzebujemy...
- Portalu na miejsce - mruknęła upiorzyca tworząc takowy.
- No proszę. Wygląda na to, że wszystko mamy - mruknęła Amber uśmiechając się. Była gotowa ruszać.
- Dowódca przodem... - rzucił Nehro.
Amber przeszła przez portal maskując wcześniej swoją obecność. Nie chciała by została wykryta w jakikolwiek sposób.
Byli w jakimś nadmorskim lesie. Wszyscy przeszli za Amber, maskując się.
- Dobra... - mruknął Nehro.
- Stamtąd wyczuwam obecność Wybrańca Thirel... Chcę ukraść moc więc Dren musi być wtedy daleko i bardzo zajęty... - mruknęła. - Chcę użyć elementu zaskoczenia, trening sądzę jest wystarczająco absorbujący by się to udało... - powiedziała.
- Z tego co czuję Wybraniec jest skupiony na treningu - powiedziała upiorzyca. - Kumuluje energię...
- No to idziemy narobić rabanu w tym mieście na zachód? - zapytał Nehro.
- Hm... jeśli będzie konieczne, to się podłączę pod imprezę, ale na razie będę tylko mieszał ludziom w głowach - mruknął Hesseroth.
- Mhm, dobrze. To ja się tam zakradnę, wy róbcie co wam w duszy gra, byle byście cali i zdrowi wrócili - powiedziała. Sumienie Amber miało swój własny system wartości. Swojej watahy broniłaby do upadłego... Pozostali mogli być przydatnymi narzędziami do osiągnięcia celu.
Demony ruszyły naprzód.
Upiorzyca stałą się zupełnie przezroczysta, ale Amber dalej czułą jej obecność.
- Dam znać, gdy dotrą - powiedziała.
Amber skinęła głową.
- Wtedy się zakradnę - mruknęła i przeszła w cień.
- Dotarli na miejsce - powiedziała po chwili upiorzyca. - Zaczął się cyrk...
Po chwili nad Amber przeleciał Dren.
- Dają pokaz... - mruknęła upiorzyca
Amber podziękowała upiorzycy i zakradła się po cichu do wspomnianego wcześniej wybrańca Thirel. Chciała tak jak w trakcie treningów okraść rzeczoną istotę z zapasu mocy... Po cichu i niezauważenie.
Była tam niewielka chata, w której przebywała kobieta będąca Wybrańcem. Skupiała energię...
Wilkołaczyca zakradła się ostrożnie i postarała się rozpocząć niecny proceder. Skoncentrowała się na tym zadaniu. Starała się dokładnie odtworzyć to co trenowała z Carmen i Rufusem. Chciała by kobieta do ostatniej chwili nie zdała sobie sprawy z tego co się dzieje.
Udało jej się zebrać 55% energii kobiety, pozostawiając jej dość, by mogła dokończyć kondensację energii. Zajęło jej to zaledwie pięć minut.
Amber się wycofała. Priorytetem było pozostanie niezauważoną, więc tyle musiało wystarczyć na ten raz. Wilkołaczyca wróciła do miejsca gdzie zaczęła się cała impreza i gdzie powinna być upiorzyca.
Upiorzyca tam ła. - Zakończyłaś? - zapytała.
- Ukradłam nieco ponad połowę energii. Nie chciałam ryzykować wykrycia. Tyle musi wystarczyć na ten raz - powiedziała.
- Odwołałam już tamtą dwójkę - stwierdziła upiorzyca. Nehro i Hesseroth pojawili się w pobliżu wkrótce.
- Ych.. to było wyzwanie - stwierdził Nehro.
- Możemy wracać do domu. Świetna robota - powiedziała dziewczyna.
- Było ciekawie - powiedział Nehro, szczerząc się.
Wszyscy przeszli przez stworzony portal i powrócili na Milgasię.
Amber przeszła przez portal w ludzkiej formie, normalnie. Po przejściu przeciągnęła się.
- To wciąż mało, ale to dopiero początek - mruknęła.
- To trzeba będzie tak jeszcze raz zrobić? - zapytał Nehro.
- Zobaczymy. Może uda się to powtórzyć z innym Wybrańcem. Jeśli nie to wymyślimy jakiś inny sposób. Chcę być gotowa.. Czy to na starcie ze Skazą lub jej bestiami czy też na starcie z czymś co może się pojawić po ubiciu Skazy - mruknęła.
- Coś może się pojawić po ubiciu Skazy? - mruknął Nehro.
- Carmen ma złe przeczucia. Co jak co ale ja wiem jak ważne jest słuchanie instynktu, więc chcę być gotowa choćby na koniec świata. Zebrało się w końcu trochę istot, którym należy się ochrona z mojej strony - mruknęła.
- Hyh "trochę" - skomentował Nehro.
- Jakby co to wiesz gdzie mnie szukać - powiedział, kierując się w stronę wyjścia z podziemnego magazynu.
- Jasne. Dzięki. I wam też dziękuję - odezwała się do pozostałych.
Pozostała dwójka skinęła głową.
- Jakby co to dawaj znać.. tu jest diabelnie nudno - mruknął Hesseroth.
- Bez obaw, zbieramy się do kolejnego ataku na tereny Skazy. Postaramy się ruszyć z tym jak najszybciej. Może pojutrze się uda zorganizować siły - powiedziała.
- O, od razu lepiej - powiedział Delon, po czym rozłożył się na pustych paczkach i przeciągnął.
- Do zobaczenia podczas ataku na tereny Skazy - pożegnała się i ruszyła w stronę leża wilkołaków zorientować się jak tam ma się sytuacja.
W leżu panował względny spokój. Przed nim na placu bawiły się młode.
Wilkołaczyca poszła więc w ich stronę. Lubiła igraszki ze szczeniętami. Zmieniła postać na wilczą.
Amber spędziła ze szczeniętami trochę czasu, a potem ponownie oddała je Wiktorii. Sama wróciła do gospody. Musiała coś zjeść i znaleźć Aleksa by przy jego pomocy zebrać siły do walki ze Skazą.
Aleks był w leżu. Amber nie zauważyła jak wyszedł na zewnątrz i zaczął się na nią gapić, szczerząc się.
Wilkołaczyca skinęła na niego głową będąc już w ludzkiej postaci. Co jak co ale przecież mogli zjeść razem.
Aleks uśmiechnął się i podążył za nią.
W tawernie było parę wilkołaków i sporo starych bywalców. Była też Rika, właśnie jadła.
- Cześć Rika, możemy dotrzymać ci towarzystwa? Też przyszliśmy coś zjeść - rzuciła Amber na przywitanie.
- Jasne... gdzie cię w ogóle wcięło? - zapytała dziewczyna,. Nie widziały się już jakiś czas.
- Ćwiczyłam. Pochłonęło mi to większość czasu - powiedziała Amber. W sumie nie kłamała. Zamówiła u barmana obfitą kolację. - Teraz trzeba będzie przygotować nasze dalsze działania i wreszcie zabrać się za odbicie pozostałych terenów - mruknęła.
Rika uśmiechnęła się.
- No jakbyś mnie potrzebowała to dawaj znać... szkoda, ze nie było cię na dzisiejszym ślubie...
- Nie mogła... Ech... Jak poszło? - spytała szczerze zaciekawiona. Niecodziennie w końcu trafia się taki ślub i taka młoda para.
- Ciekawie. Najpierw była przysięga, potem zaklęcie naszyjników i wesele. Sporo żarcia, taniec i alkohol - odparła. - Carmen zadbała o wystrój i można by rzec, że nie było na co narzekać.
- Wilkołaki generalnie ślubów nie biorą... Więc pewnie pozostaną w mieście razem - mruknęła Amber.
Rika skinęła głową i westchnęła.
- Ta parka wyglądała piorunująco w tych szatach, które dostali od Carmen... - powiedziała i rozmarzyła się.
- A co u ciebie? - spytała Amber opierając głowę o rękę i patrząc na Rikę.
- Nic nowego, dalej szukam kogoś, z kim byłoby warto zostać jedną z kolejnych par do tej ceremonii - odparła dziewczyna i mrugnęła do Amber.
Amber się uśmiechnęła.
- Chociaż nie wiem jakie to szaty dała dzisiejszej parze Carmen, ale obawiam się, że przyćmisz wszystkich - zaśmiała się Amber.
- Zrobię co w moje mocy - odparła dziewczyna.
- Wierzę w ciebie - powiedziała Amber. Potem odezwał się jej żołądek. Głośno...
Zaraz po nim przemówiły stawiane na stół talerze z jadłem.
- Uwielbiam jedzenie w tym miejscu - bąknęła Amber i zajęła się pochłanianiem swojej porcji. - Aleks, jak sądzisz... Kiedy nasze siły będą gotowe do kolejnej wyprawy?
- Możemy podjąć dalsze wyprawy na skażony teren, skoro Kopacz jest po naszej stronie - odparł chłopak.
- Brałem udział w inspekcji dwa dni temu. Żołnierze Czekają na akcję. Mamy ponad dwadzieścia tysięcy armii różnego rodzaju, w tym dwa i pół tysiąca jazdy - powiedział.
- Dobrze. Jak szybko uda nam się wszystkich zorganizować i przygotować do ataku? - spytała.
- Dwa dni najdalej - odparł Aleks.
- W porządku. Zajmiesz się tym by wszyscy byli gotowi? - spytała.
- Powiedz słowo, a zajmę się tym od razu z samego rana - odparł Aleks.
- Z samego rana nie musisz - uśmiechnęła się Amber. - Ale dobrze by było byśmy czym prędzej z tym ruszyli. Ludzie bardzo chętnie cię słuchają - dodała.
- Jeden z drobnych tego powodów jest to, że zajmuje się tym, gdy tylko zaczną dzień - odparł Aleks. - Jeśli ogłoszę im plany natychmiast, to będą mogli się na to nastawić.
- Dobra... Zjedzmy na spokojnie i przygotujmy się wszyscy. Czeka nas bardzo dużo pracy - westchnęła Amber.
- Mmmhm – mruknął Aleks, biorąc się za jedzenie.
Amber pochłonęła swoją porcję w mgnieniu oka.
Aleks jadł spokojnie, delektował się.
- Byłaś mocno głodna? – zapytał i podsunął jej piwo.
- Trochę... Choć w sumie chyba zawsze tak jem - bąknęła. Piwem zajęła się już na spokojnie.
- Ja wolę jak smak trwa.. chyba, że jestem głodny jak dzikie zwierzę - stwierdził Aleks, uśmiechając się.
- Jestem dzikim zwierzęciem - mruknęła Amber trącając palcem pianę na piwie.
- Raur - Aleks poruszył brwiami, uśmiechając się szeroko. Rika parsknęła śmiechem.
Amber odchrząknęła po czym w ludzkiej postaci warknęła niczym wilk i poruszyła brwiami drocząc się z Aleksem. Ciekawiła się czy chłopak nauczył się już tak szczegółowych i niepełnych przemian organizmu.
Aleks w odpowiedzi liznął ja wilczym jęzorem po policzku.
- Brawo. To trudniejsza sztuka niż zwykła przemiana, ale bardzo przydatna - zaśmiała się.
- Taa... często robię to z węchem... - powiedział Aleks. I słuchem. Tylko brak możliwości zmiany małżowiny bez informowania o tym wszystkich widzących jest niemożliwy, wiec nie mogę mieć pełnego zysku... w przypadku węchu w sumie wystarcza tylko przemiana środka.
- I tak w ludzkiej formie będziesz miał niestety słabszy węch. Wilczy pysk jest dłuższy - powiedziała Amber. - Krótszy nos niestety utrudnia pewne rzeczy, no i ludzki nos nie zbiera tak dobrze zapachów - westchnęła.
- Też fakt... - mruknął Aleks.
- Hm.. - dojadł swoją porcję i wziął się za piwo i westchnął.
- To teraz sobie wyobraź w jakim szoku byłam, gdy w ludzkiej postaci po śmierci watahy znalazłam się na wozie wśród ludzi - bąknęła Amber. - Nos mi niewiele mówi... Czuję żarcie w postaci konia, zapach krwi, trzęsie jak diabli i nic nie widzę świeżo po obudzeniu - mruknęła upijając nieco piwa.
- Wrzucenie w morze chaosu... - westchnął Aleks.
- Te trzy istoty Skazy które mi wtedy wskazała Carmen to był jak dar... Mogłam się wyżyć. Ale gdy teraz sobie pomyślę o tym co musieli czuć ludzie, którzy to widzieli... To musiało być dla nich bardzo dziwne - uśmiechnęła się.
- Taa... domyślam się, ze nie miałaś wtedy żadnych ubrań? - zapytał Aleks, uśmiechając się półgębkiem.
- No nie. I do tego w jednej ręce ten wielki miecz co widziałam, jak ci wielcy faceci noszą w dwóch rękach - powiedziała rozbawiona.
- Osobiście uznałbym, że w naszej obronie wystąpiła... walkiria czy coś - mruknął Aleks przypominając sobie chwilę.
- Która zaraz potem opadła z sił i wróciła chrapać na wozie - Amber śmiała się już na całego.
- Chrapiąca walkiria - Aleks przytulił dziewczynę i ucałował ją w policzek.
- Gdyby nie Carmen to by to była prawdziwa komedia - dodała Amber.
- Pewnie i tak była... - zauważył Aleks.
- O, wtedy to na pewno. Mi chodzi później... Sporo później - dodała. - Zresztą pamiętasz chyba nasze pierwsze spotkanie? Wtedy jeszcze nie do końca dobrze czułam się w mieście - powiedziała.
- Taaa - Aleks westchnął.
- Mówiłem ci, ze moja babcia chyba nawróciła się na Azariel? - zaśmiał się.
- Nie mówiłeś... - bąknęła. - Powiedziała ci? - spytała zaciekawiona.
Aleks skinął głową, uśmiechając się.
- Dodała też, że dziwne jest to, ze jesteś jej awatarem, a ja chcę z tobą być - uśmiechnął się.
- Aż chętnie bym ją spytała co jest w tym dziwnego.... - bąknęła.
Aleks zrobił bezradny gest rękoma.
- Nawet nie wiem jak twoja babcia wygląda - mruknęła nagle do siebie.
- Sympatyczna starsza pani. Chyba jedyna stara kobieta w azylu, która nie osiwiała... - odparł Aleks.
- Carmen, Riki i Wiktorii wiekiem nie przebije... Zapewniam - bąknęła Amber.
- Najstarsza urodzona w Azylu – poprawił się Aleks.
- Nie znam wszystkich mieszkańców Azylu - powiedziała Amber rozbawiona. - Nie wiem kto tu może być najstarszy - dodała.
- Osoby po sześćdziesiątce z reguły siwieją. Ona już ma zdrowo ponad osiemdziesiąt, a dalej ma czarne włosy - powiedział chłopak.
- Wilkołaki też w sumie siwieją. Nasz alfa miał mocno przysrebrzone futro - mruknęła.
- No a moja babcia właśnie nie - Aleks wzruszył ramionami, uśmiechając się.
- Przedstawisz mi ją kiedyś? - spytała Amber.
- Można - odparł Aleks. - Chociażby teraz - zaśmiał się.
- W sumie... Mamy trochę czasu - mruknęła Amber. - A przecież jutro bierzemy się za zbieranie armii - dodała.
- No to jazda? - zapytał Aleks i skinął głową w stronę miasta... zapewne w stronę domu jego babci.
- Jasne - mruknęła. Wstała ze swojego miejsca. Dopiła swoje piwo duszkiem. Szkoda było jej zostawić tak dobry napój...
Aleks spojrzał na swoje piwo. Podniósł kufel i przechylił go parę razy, patrząc na Barmana. Ten skinął przyzwalająco głową.
Aleks opuścił tawernę z kuflem...
- Będziesz pamiętał go odnieść? - spytała wilkołaczyca z uśmiechem na twarzy. Ona wiedziała dobrze, że sama by o tym nie pamiętała.
- Ta. Nie martw się o to – powiedział Aleks, po czym poprowadził w stronę niewielkiej kamieniczki gdzieś dwie przecznice od murów obronnych. Budynek był mały, ale zadbany. Były tam Bardzo ładny ogródek różany...
Wilkołaczyca pociągnęła nosem niuchając intensywnie gdy mijała ogródek. Intensywny zapach kwiatów ją zawsze interesował. Kichnęła gdy zapachu zrobiło się za dużo dla jej nosa.
Aleks zapukał do drzwi. Otworzyła kobieta, która byłą stara. Na prawdę stara. Miała trochę zmarszczek, ale wyglądała najdalej na 50 lat. - O... - bąknęła.
- Cześć babciu - powiedział chłopak, szczerząc się.
- Tak bez zapowiedzi - zaśmiała się kobieta. - Wskakujcie, zrobię herbaty - powiedziała. Aleks minął ją, skinąwszy głową na Amber. - Ja zrobię - powiedział. Amber miała wrażenie, ze to jest standardowa formuła podczas spotkania
Amber kichnęła raz jeszcze. Intensywny zapach kwiatów i jej ciekawość nie za bardzo się lubiły.
- Dzień dobry - bąknęła, gdy nos jej odpuścił.
- Witaj. Jestem Eryka. Babcia Aleksa - skinęła kciukiem na chłopaka, buszującego po kuchni.
- Amber - dziewczyna wyciągnęła dłoń, tak jak zwykle robiła, gdy komuś się przedstawiała. Podawanie dłoni weszło jej w nawyk odkąd ją tego nauczono. Na szczęście dotyczyło to tylko kontaktów z ludźmi.
Kobieta ja uściskała.
- Zbędny dystans. Wskakuj - powiedziała, puściwszy ją.
Dziewczyna była nieco zdezorientowana. Ludzie zwykle nie ściskali jej na pierwszym spotkaniu. Ruszyła do środka. Jej nos znów poszedł w ruch.
Pachniało tu ziołami, warzywami, suszonymi kwiatami, książkami, płynem płynem do tkanin, starym drewnem i... czymś jeszcze, czego Amber nie dala rady uchwycić.
Ciekawość nie dawała jej spokoju. Nos zaczął pracować na zdwojonych obrotach. Trudno uchwytne zapachy zawsze ją ciekawiły i fascynowały.
- Możesz zmienić postać - starsza kobieta klepnęła ją po głowie.
Amber zareagowała jak na rzucone hasło. Wielka czarna bestia dalej pracowała nosem. Ale zabrała łeb poza zasięg starszej pani. Klepanie po głowie to było coś co Amber wolała uniknąć.
Zapach dochodził od kobiety. Zdecydowanie. Zamknęła drzwi za Amber i poszła usiąść w fotelu bujanym.
Bestia zbliżyła do niej nochala.
Zapach był nie do rozpoznania. Aczkolwiek był nieco inny niż zapach innych ludzi.
Węszenie się zakończyło. Amber przyjęła na powrót ludzką formę. Nie umiała na tę chwilę wyjaśnić różnicy w zapachu.
Kobieta spojrzała na Amber i uniosła brew.
- Herbata - Aleks podszedł do okrągłego stolika, stawiając na czajniczek z porcelany, po czym poszedł po filiżanki.
Amber odpowiedziała krótko i zgodnie z prawdą na uniesioną brew kobiety.
- Pachniesz inaczej niż inni ludzie.
- Możliwe - odparła kobieta i wzruszyła ramionami.
- Ludzki nos nie jest w stanie wychwycić takich różnic, a i wilczy miewa problemy, gdy nie wie czego szukać - Amber była zaciekawiona przyczyną tej subtelnej różnicy. I coraz bliższa była przekonaniu, że kobieta zdaje sobie z tego sprawę.
- Jasne, a ty czego szukałaś? - zapytała kobieta.
- Wilkołaki które nie żyją wśród ludzi nie wiedzą jakie są różnice pomiędzy zapachami konkretnych osób. Ale ja już się tego nauczyłam, więc szukałam tego co jest inne i nie wynika z różnic pomiędzy poszczególnymi ludźmi - mruknęła.
Kobieta pokiwała głową.
- Innymi słowy nie masz pojęcia co wyczułaś - powiedziała kobieta, biorąc w dłoń filiżankę. Aleks spojrzał na nią pytająco, usadowiwszy się na jednym z trzech foteli koło stoliczka.
- Nie, tego nie wiem - mruknęła dziewczyna. - Wiem tylko, że coś znalazłam - dodała dość beztrosko.
Kobieta się uśmiechnęła.
- To weź herbatę, bo stygnie - poleciła.
Dziewczyna zajęła się więc herbatą. A co tam... Może dojdzie w końcu do tego co właściwie znalazła, ale w tej chwili się na to nie zanosiło.
- Nie jestem na czasie, ale co się dzieje w tym momencie na Milgasii? Słyszałam o Skazie i tak dalej, ale co tam się konkretnie dzieje? - zapytała.
- Skaza niszczy i przekształca po swojemu wszelkie życie... Udało nam się odbić i oczyścić łącznie 35% całego kontynentu i całkiem niedawno otwarliśmy drogę do dalszego odbijania - powiedziała.
- Mm... a co z terenami górskimi? - zapytała kobieta. - Są w tych 35%?
- Nie. Tereny górskie jeszcze nie zostały oczyszczone - powiedziała.
- Szkoda, chciałabym jeszcze raz odwiedzić te górskie ruiny nim umrę - powiedziała kobieta i zaśmiała się cicho.
- Zamek na Garni? - zapytał Aleks.
- Nieee, te podziemne... aj, ciebie jeszcze na świecie nie było, mały - kobieta zachichotała.
- Górskie ruiny? - spytała Amber.
- Mhm. Takie piękne delikatne portyki, strome dachy i smukłe rzeźby. Pamiętam je dobrze. W załomie skalnym koło wielkiego uskoku była jaskinia, w którą zakradłam się razem z dziadkiem. Znaleźliśmy tam cały kompleks ruin. Pamiętam to jak dziś -
- Nie wiem co to portyki... - bąknęła Amber.
Kobieta przekrzywiła głowę. - Jak wchodzisz do świątyni Azariel to zadrzyj głowę podczas przechodzenia nad progiem. Zobaczysz portyk - powiedziała.
- Hmm... Nie zwróciłam na to wcześniej uwagi co tam jest - mruknęła. Amber była daleka od analizowania architektury. Zdecydowanie była dzieckiem lasu.
- No jak ktoś lubi podziwiać budynki to zwróci. Jak nie, to nie - powiedziała kobieta, upijając trochę herbaty.
- Wiem za to gdzie widać jak na dłoni wszystkie gwiazdy i gdzie księżyc wisi prosto nad głową gdy jest w pełni - powiedziała Amber z przekonaniem.
- Jedno nie przeszkadza drugiemu - powiedziała kobieta. - Rzeczy nie są swymi przeciwieństwami, póki ich tak nie ustawisz w swoim umyśle.
- W budynku nie widać całego nieba - zauważyła Amber.
- Zawsze można wyjść na dach, a jak zacznie padać , to wrócić, co by na łepetynę nie nakapało - stwierdziła kobieta.
- W dziczy bywało, że mokliśmy całą noc - mruknęła. - Gdy z polowaniem zapędziliśmy się za daleko od jamy - dodała.
- Nie wątpię - kobieta westchnęła.
- Ja tam wolę moją kamieniczkę i ogródek... - westchnęła.
- Ja doceniam wygody jakie daje miasto, ale tęsknię za tym co miałam w dziczy - mruknęła. - Mury choć dają schronienie są zimne, a w mieście jest ich pełno. W Leżu jest znacznie mniej barier pomiędzy jego mieszkańcami - westchnęła.
- W leżu sobie ufacie. Wśród ludzi sporo jest rzeczy, które chcą ukryć przed całym światem - powiedziała stara kobieta i westchnęła.
- Bo w leżu jesteśmy watahą. A wataha jest dla wilkołaka wszystkim - powiedziała. - Wilkołak bez watahy jest tylko pustą skorupą, ciałem - powiedziała. - Obawiam się, że tym sposobem zginęło prawie tyle samo wilkołaków co zabił Skaza... Na Milgasii zostały same niedobitki - westchnęła.
- Coś jak człowiek bez rodziny? - zapytała kobieta.
- Zależy jaką rodzinę mamy na myśli. Z tego co widzę u wilkołaków wataha to zawsze taka rodzina, jak u nas i tej więzi nie wolno zmienić w żadne sposób. My mamy różne rodzaje rodzin w sumie... - zauważył Aleks.
Stara kobieta pokiwała głową.
- Czyli taka wzorowa rodzina?
- Żyję wśród ludzi już jakiś czas i do tej pory wciąż nie udało mi się do końca odnaleźć u was właściwej więzi, która odpowiadałaby temu czym jest wataha. Wataha to tak jakby rodzina, przyjaciele i dusza wilkołaka. Samotny wilkołak jest martwy. To co zrobiliśmy w Azylu przywróciło do życia wszystkie te wilkołaki, które pozostały same na świecie. Wilkołak, który jako jedyny przeżył z watahy... Jest jak człowiek bez rąk i nóg i bez nikogo, kto by o niego dbał - powiedziała poważnie.
Kobieta zastanowiła się chwilę. - Wilkołak bez watahy... podniosła się i podeszłą do półki na książki, po czym zaczęła wertować jeden z cieńszych woluminów, dobywszy go z półki. Pilnowała by liczne luźne kartki włożone do środka nie wypadły, po czym wydobyła jedną mała karteczkę, która wydawała się stosunkowo nowa, a na pewno młodsza od reszty książki, po czym podała go Amber.
- Tam znajdziesz takiego "kadłubka" - skomentowała. - Jeśli jeszcze żyje...
Amber zerknęła na karteczkę.
- Wilkołaka bez watahy? - bąknęła.
- Mhm. Taki rudy - odparła kobieta. na karteczce byłą mapa i opis istoty. Nawet mały rysunek... Wyglądało to jak wilkołak, ale bardzo smukły. Dane odnośnie wzrostu uniemożliwiały możliwość pomylenia go z lisołakiem, poza tym ogon był wilczy.
Amber spojrzała na Aleksa.
- Jeśli żyje to musimy go odnaleźć - powiedziała dziewczyna znów patrząc na kartkę.
- No to dobra... babciu. Wpadniemy wieczorem? - zapytał Aleks.
- Zrobię ciasto - zaproponowała kobieta.
Amber potarła mostek nosa wpatrując się w zamyśleniu w kartkę. Miała nadzieję, że kimkolwiek jest ten jegomość wciąż żyje.
- Chodźmy - mruknęła.
Aleks rzucił okiem na kartkę.
- Kawałek drogi, chodźmy na plac to otworzę portal w pobliżu...
- Dobra - Amber ruszyła z chłopakiem w stronę placu.
Aleks kombinował chwilę, rzucając co jakiś czas parę czarnych iskier, aż wreszcie postawił portal.
- Włazimy na teren Skazy - zastrzegł.
- Ukryjmy swoją obecność w takim razie - powiedziała Amber i tak też zrobiła.
Aleks skinął głową i też się zamaskował.
Oboje przeszli przez portal. Znaleźli się w pobliżu lasu, który wyglądał na częściowo spalony... aczkolwiek dalej żył. Kora niektórych drzew jarzyła się...
Amber zerknęła na mapkę i pod postacią bestii zaczęła szukać śladów wilkołaka lub innej tego typu istoty. Zachowała jednak najdalej posuniętą ostrożność.
wewnątrz lasu były jakieś roślinożerne zwierzęta. Poza tym wewnątrz panowała dość silna aura chaosu. Drzewa najwyraźniej były lekko skażone, aczkolwiek zwierzęta zdawały się funkcjonować normalnie. W lesie były ślady wilkołaka. Teren wokół lasu był pokryty nierówną warstwa bladofioletowego śluzu.
Amber najchętniej oczyściłaby ten teren, jednakże to mogłoby zwrócić niezdrową uwagę Skazy na jej działania w tym rejonie.
- Jeśli uda nam się pozostać niezauważonymi, to przed odejściem stąd możemy spróbować oczyścić fragment terenu... O ile będzie to możliwe... Ale teraz Aleks skup swoje zmysły. Czujesz jego obecność? - spytała. Sama szukała wszystkimi zmysłami. Włącznie z postrzeganiem energii. Ślady już znalazła, teraz należało je zinterpretować należycie. Przy okazji Aleks mógł się czegoś nauczyć.
- Wewnątrz lasu, ale coś chyba jest z nim nie tak... jest zarazem źródłem aury chaosu - mruknął Aleks.
Amber wtedy poczuła, co jej nie odpowiadało. Miała do czynienia ze zmiennokształtnym, który był w całości lub po części demonem...
- Hmm... Ciekawe... Nasz wilkołak nie jest do końca wilkołakiem - mruknęła do Aleksa. - Ma w sobie coś z demona - dodała.
- Demon może b6yć wilkołakiem? - bąknął Aleks.
- Widziałeś watahę wiwernobójców. Niedawno zmieniłam Rikę w wilkołaka - odpowiedziała Aleksowi.
- Nom niby taa... - mruknął Aleks i westchnął. - Dobra, no to chodźmy? -
- Nom - odparła krótko.
Zagłębili siew las. Aura stałą się silniejsza bliżej serca lasu. Amber czułą obecność co najmniej dwóch duchów-opiekunów lasu, ale nie dała rady ich zidentyfikować. Aleks co jakiś czas pociągał nosem i mruczał coś niezrozumiale.
Wreszcie wskazał kierunek. - Źródło jest tam - szepnął.
- Jak na wilkołaka który urodził się człowiekiem szybko nauczyłeś się używać nosa - pochwaliła go Amber.
- M? A, no tak. Wygodne - bąknął Aleks i się uśmiechnął.
Korony drzew zaszumiały.
- Dwójka zmiennokształtnych... w moim lesie - mruknął niski, tęgi, rozdwojony głos z góry.
- Samotny zmiennokształtny na terenach skażonych - odpowiedziała Amber.
- Nie samotny. Ostatni - mruknął demoniczny wilkołak, powoli opadając w dół. Istota miała błoniaste skrzydła, wściekle rude futro, masę rogów i co najmniej 4 metry wzrostu Usiadł na trawie i ziewnął..
- Ostatnie wydarzenia pokazały, że to akurat zależy od punktu widzenia - powiedziała Amber. - Można być ostatnim i umrzeć... A można być pierwszym i przekazać coś swoim następcom - dodała.
- Nieistotne. Skoro wilkołaki gdzieś jeszcze istnieją, to wypadałoby mi się do nich dołączyć - mruknął demoniczny wilkołak i złożył pieści ze sobą. Aura chaosu została wycofana z lasu.
- Tylko musimy zabrać te zwierzaki z nami, bo tu długo bez aury nie uciągną...
- Aleks, dasz radę je wszystkie przetransportować? Lasy wokół Azylu i dalej na oczyszczonych terenach bez problemu je pomieszczą. Nawet tam zwierzyna została przetrzebiona - mruknęła.
- Dam radę - mruknął chłopak. Demon tymczasem zamachnął rękoma. Zwierzęta i duchy powoli zebrały się wokół wilkołaków.
- Więc przenosimy wszystkich. Wrócą tu, gdy odbijemy i oczyścimy te tereny ze skażenia - powiedziała.
Aleks otworzył portal. Tym razem poszło szybciej. Połowa zwierząt już przeszła, gdy demoniczny wilkołak obejrzał się.
- Idą tu istoty powstałe ze skażenia... - mruknął.
- Będę was osłaniać a wy pospieszcie się z transportem - powiedziała Amber wciąż kryjąc swoją obecność ale zmieniając formę na potwora.
Demoniczny wilkołak zarechotał i ruszył w stronę obrzeży lasu. Aleks zmienił postać an wilkołaka.
- Portal stoi, zwierzęta bą... - zaczął.
- Polecenia wydane... chodźmy... - rzucił demoniczny wilkołak. - Ciekawie się czym mnie zaskoczycie na polu bitwy...
- Nie mam zamiaru się wstrzymywać w zabijaniu stworów Skazy - warknęła istota, którą była teraz Amber. Ostatnio nauczyła się sporo... Ruszyła z demonem i Aleksem.
Dotarli na obrzeża lasu... i zatrzymali się.
W ich stronę szła cała cholerna armia. Amber nie liczyła w setkach, a w dziesiątkach tysięcy... dodatkowo wśród hordy było parędziesiąt większych istot i jedna olbrzymia. Amber czuła wstrząsy ziemi...
Amber szybko postarała się ocenić siły istot. Armia słabych stworów da się łatwo pokonać, więc wilkołaczyca nie patrzyła na liczbę, a na ich faktyczną siłę. W końcu znała technikę, która pozwoliłaby jej zniszczyć setki tysięcy słabych stworów Skazy... Gorzej jeśli istoty były nie tylko cholernie liczebne ale też silne...
Horda nie była wyjątkowo silna. Amber powinna dać radę unicestwić drobnię, pytanie, czy chce pokazywać Skazie czego się nauczyła już teraz...
- Większość zwierzaków już przelazła, jeszcze parę sekund – powiedział Aleks.
- Jeśli faktycznie parę sekund może nie będziemy musieli stawać do walki w tej chwili... Znamy teraz siłę przynajmniej jednej armii Skazy, będziemy mogli przygotować natarcie. Wolałabym nie odkrywać naszych asów zbyt wcześnie - Amber posłużyła się karcianym zwrotem zasłyszanym podczas gier rozgrywanych z Riką i Carmen.
- M... - mruknął demon. - Asów? - spojrzał an Amber.
- Atutów - Aleks się uśmiechnął i musnął Amber, przechodząc obok. Przyglądał się największej istocie, stojąc tuż przy wilkołaczycy.
- Dane zebrane. Zwierzęta się zwinęły. Możemy ruszać - powiedział. Z nieba uderzył tymczasem strumień rozpędzonej materii. Horusy atakowały z nieba...
Amber utworzyła tarczę z negatywnej energii, którą osłaniała siebie i towarzyszy.
- Wycofajmy się więc. Jutro się zabawimy - powiedziała.
- Huhu... nie mogę się doczekać - mruknął demon.
- Jak ci na imię? - rzucił Aleks.
- Theram - mruknął wilkołak.
- Jestem Aleks, a to Amber. Twoja percepcja energetyczna jest na dostatecznym poziomie, wiec na tym poprzestanę w kwestii przedstawiania się.
- Dobra, dobra, uprzejmości zostawmy sobie na później. Niewygodnie mi z tą tarczą nad naszymi głowami - mruknęła Amber popędzając towarzyszy do portalu.
Aleks stworzył nowy w zasięgu tarczy.
- Skinął na Therama i gdy demon przezeń przeszedł Aleks ruszył za nim i spojrzał na Amber.
Amber również przeszła przez portal.
Aleks zamknął portal za nią.
Theram stanął w ludzkiej postaci.. lub raczej półdemonicznej postaci.
- U... miasto? - bąknął.
- Nie miasto... Dom mojej watahy. Tu mieszkają ludzie, nieludzie, zmiennokształtni i smok. Wszystkie istoty, nad którymi roztoczyłam opiekę i których bronię przed Skazą. Wszystkie istoty, które prowadzę do walki ze Skazą. Jesteśmy Watahą z Azylu - powiedziała poważnie.
Theram pokręcił głową.
- Rekrutujecie? - wyszczerzył się.
- Każdy kogo ratujemy lub sprowadzamy jest mile widziany - powiedziała. - Jedyne co to trzeba się dostosować. Żadnych awantur. Tu każda istota traktowana jest tak samo - dodała spokojnie. - Aleks, przygotuj wszystkich na starcie. Wskaż od razu Theramowi Leże i wyjaśnij co trzeba. Ja znajdę Carmen - powiedziała jeszcze.
Aleks skinął głową.
- Chodź - skinął głową na Therama.
Carmen była w pokoju Amber. Po pomieszczeniu unosiły się czerwone smugi energii.
- Dobrze, że jesteś. Mamy problem...
- Armia Skazy się zbliża - powiedziała Amber.
- Dokładnie... skoro wiesz, o co planujesz w związku z tym robić? - zapytała Carmen.
- Wyruszyć z kontrnatarciem. Aleks ma wszystkie dane i zajął się przygotowaniami, widzieliśmy tę armię, bo właśnie sprowadziliśmy zmiennokształtnego-demona i armia przechodzi właśnie przez jego tereny. Ewakuowaliśmy stamtąd wszelkie życie, ale armia Skazy będzie tu niebawem... - powiedziała.
- Dobra, czego oczekujesz ode mnie? - zapytała Carmen.
- Potrzebuję pomocy z tą ukradzioną energią. Nie bardzo wiem gdzie ją umieścić by osiągnąć najwięcej - bąknęła.
- Naturalna regeneracja. Odporność. Regeneracja mocy - odparła Carmen. - Moc wody jest do tego najlepsza.
- W te trzy rzeczy czy mam wybrać jedną? - spytała.
- Wedle uznania, możesz część w to, część w coś innego... - odparła Carmen. - Wedle uznania.
- Wszystkie te trzy aspekty wydają mi się bardzo ważne... Mimo wszystko ostatnio dość wolno mi szła i regeneracja ciała i mocy... Ale nad odpornością pracowałam razem z Aleksem więc ten aspekt mam lepiej rozwinięty... Sądzę więc, że regeneracja mocy i naturalna na dziś - mruknęła.
Carmen skinęła głową.
- Więc zajmij się tym. Idę pomóc Aleksowi - powiedziała kobieta i uśmiechnęła się do Amber.
- Mhm... dobrze. Zmobilizuj wszystkich naszych. Mury w Azylu obronią w razie czego tych którzy nie będą walczyć... Jeśli możesz... Powiadom proszę zmiennokształtnych by zmobilizowali duchy lasów. Może uda się skłonić zwierzęta do przeniesienia się poza zasięg armii Skazy - powiedziała.
Carmen skinęła głową i ruszyła w stronę Leża.
Wilkołaczyca w tym czasie przystąpiła do dzieła. Starannie i ostrożnie rozdysponowała skradzioną energię poprawiając swoją zdolność regeneracji odniesionych obrażeń oraz przyspieszając regenerację mocy. Energię rozdysponowała po równo, bo oba czynniki były dla niej równie ważne na polu bitwy. Dopiero gdy skończyła była gotowa podjąć się wszelkich pozostałych obowiązków.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: Świat Pasem: Czas Orłów i Kruków

Post autor: Mekow »

Amanda Jones
Astaria, Isillah, Dolina Zieleni


Gdy stwór ich ominął i poszedł dalej, cała trójka szczwanie przemknęła w drugą stronę. Mieli zamiar sprawdzać dalej wszystkie pomieszczenia.
- Poszedł czegoś bronić? - zastanawiała się Lena.
- Może niech tam sobie siedzi, a w międzyczasie załatwimy całą resztę? - spytała Amanda patrząc na Sotora.
- Możemy... mam nadzieję, ze nie wyzbiera kryształów... - mruknął rycerz.
Amanda zastanowiła się przez chwilę.
- Warto się upewnić. Możemy jakoś go podpatrzeć? - powiedziała Lena.
- To samo chciałam powiedzieć - dodała Amanda.
- Pierwszy raz widzę dwie kobiety, które chciałyby spojrzeć na Odrazę... - mruknął rycerz. - To jest zlepek wściekłych dusz, powiedzmy, że ma oczy dookoła głowy, ale nie potrafi myśleć logicznie w większości spraw...
Amanda skrzywiła się zniesmaczona. Cokolwiek ich minęło, po słowach Sotora nie chciała się z tym spotykać... Choć zdawała sobie sprawę, że będą musieli.
- Myśli wystarczająco, aby iść tam gdzie trzeba - zauważyła Lena.
- Zlepek wściekłych dusz... czy moc Aramona będzie skuteczna? - spytała Amanda.
Rycerz skinął głową twierdząco na słowa Leny, po czym zwrócił sie do Amandy.
- Jak każda inna - odparł. - Istota nie ma specjalnych słabości czy odporności...
- Prędzej czy później trzeba z nią będzie walczyć. Jeśli jest tu tylko, aby się nas pozbyć to nie ma pośpiechu... Czy może urosnąć w siłę? Zebrać moc z kryształów? - powiedziała Amanda, spoglądając na Sotora.
- Nie, raczej szuka nas... lub mnie - rycerz wzruszył ramionami. - Zawsze mogę pobiegać po terenie i niech mnie goni...
- Zajmijmy się kryształami. Z paskudą policzymy się gdy nadejdzie odpowiednia chwila - powiedziała Amanda.
- Racja. Chyba nie ma większego sensu zastawiać zasadzki? Niech nas szuka - dodała Lena spoglądając na Sotora.
- Wedle uznania... no to chodźmy. Lena, prowadź i rozglądaj się - odparł Sotor.

Ruszyli dalej, sprawdzając drzwi w korytarzu, czy raczej pokoje, które się za nimi kryły. Lena z mieczem, Amanda z rewolwerem, a Sotor... on sam w sobie był wystarczającą bronią.
Amanda rozglądała się dookoła. Mimo iż oczywiście to Lena była ich oczami.
Pokoje już nie zawierały kryształów, co najwyżej Lena krzywiła się parę razy, widząc niezbyt ciekawe rzeczy. Gdy wyszli z ostatniego z pokojów dało się słyszeć odległe stukanie...
- Lena? - szepnęła Amanda, ciekawa, czy ta coś widzi.
Stukanie stawało się powoli głośniejsze i dochodziło z korytarza z lewej.
- Nic nie widzę - odpowiedziała Paladyn, szykując miecz do walki.
Amanda naszykowała rewolwer, który już dawno był naładowany mocą Aramona. Amanda spojrzała na Sotora.
"Co to?" - spytała go mentalnie. Wyglądał jej na bardzo spokojnego, jak na sytuację w której byli.
- Kapłanka... kto zostaje i się z nią będzie tłukł? - zapytał. - Lepiej walczyć z tymi istotami w pojedynkę...
- Ja się tym zajmę - powiedziała spokojnie Lena.
- Nie. Pozwól że ja... muszę trenować. Jesteś potrzebna Sotorowi, przy szukaniu kryształów - powiedziała szybko Amanda.
Lena nie nalegała, dając Amandzie pole do popisu.
- Pamiętaj, ze twoim celem jest zabicie jej i nic innego - przestrzegł Sotor. - Lecimy - skinął w drugą stronę i ruszył tam wraz z Leną.

Wtedy stukanie stało się już wyraźnie słyszalne. Z za rogu wyszła kobieta... lub raczej pseudokobieta. Były to po części zasuszone zwłoki odziane w białą togę ze złotymi bransoletami, naszyjnikiem i pierścieniami. Miała w dłoni bat, którym momentalnie sięgnęła w stronę Amandy. Pole widzenia kobiety nagle zamazało się gwałtownie.
Amanda nie była zadowolona. To ona miała zaskoczyć kapłankę, a nie odwrotnie... widocznie ta musiała ją jakimś cudem wyczuć.
Amanda straciła częściowo widoczność, ale wiedziała, że nadal stoi na własnych nogach tak jak stała i oprócz "zaćmienia" niewiele się zmieniło. Wycelowała rewolwer w jasną zamazaną plamę i nacisnęła na spust.
Strzał zapewne chybił, bo kobieta odskoczyła na bok, a Amanda poczuła palący ból na przegubie prawej ręki. Wtedy obraz wyostrzył się.
Kapłanka byłą bardziej z lewej. Strzał Amandy urwał jej lewą rękę, ale zaatakowała batem trzymanym w prawej, rozcinając skórę i mięśnie na dłoni Amandy.
Nie było już czasu na szukanie rewolweru, zresztą mogła by go nie utrzymać. Amanda musiała uderzyć natychmiast. Ważniejsza od broni była sama moc Aramona, więc nie tracąc ani chwili Amanda cisnęła ładunkiem energii w kapłankę.
Efektem było rozsmarowanie jej po ścianie. Pocisk miał za dużą siłę i przeciął ciało. Energia zadziałała na obiekt, a nie na punkt... Dopiero teraz Amanda zauważyła olbrzymią dziurę w ścianie na zakręcie, powstałą w wyniku jej strzału.
- Ups - wymsknęło jej się i uśmiechnęła się do siebie. Potrząsnęła głową aby oprzytomnieć, a następnie spojrzała na swoją rękę.
Nie wyglądała dobrze. Cieknąca z rozleglej rany krew stworzyła już sieć ciemnych plam na podłodze...
Amanda wiedziała, że mocą Aramona może się uleczyć... nie wiedziała jednak ja się tym zająć.
Syknęła z bólu niezadowolona. Skupiła się na wyleczeniu rany i... ból lekko stracił na sile, a krwawienie troszkę ustało, ale to było wszystko co udało jej się osiągnąć. Musiała odnaleźć Sotora i Lenę. Nie miała żadnego bandaża ani nic podobnego... Szkoda, że o tym nie pomyśleli.
Amanda nie chciała jednak aby jej męki poszły całkiem na marne, więc postanowiła pozbierać trofea pozostawione przez upiorną kapłankę. Schyliła się i przyjrzała się im dokładniej.
Obrazek Łup w postaci złotej biżuterii wyglądał niczego sobie. Naszyjnik z wisiorkiem w kształcie słońca, dwie wspaniale prezentujące się bransolety, oraz trzy pierścienie - dwa z czarnym i jeden z czerwonym oczkiem.
Następnie Amanda rozejrzała się dookoła. Nie znalazła żadnej szmatki, ale wpadł jej w oko trochę podrdzewiały pręt. Zbierając biżuterię była bardzo ostrożna, nadziewając każdy element na pręt i nie dotykając jej bezpośrednio. Kolekcja jej się co najmniej spodobała.
Teraz musiała tylko odnaleźć pozostałych i był ku temu bardzo prosty sposób.
"Sotor, gdzie jesteście?" - przekazała telepatycznie, ruszając powoli w kierunku w którym poszli. Uniosła zranioną rękę do góry, aby zmniejszyć ciśnienie krwi.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: Świat Pasem: Czas Orłów i Kruków

Post autor: Mr.Zeth »

Raneta:

Usuwanie pozostałych pojedynczych istot nie stanowił już problemu. Kaisstrom musiał jednak jeszcze zająć regeneracją skażonego terenu. Wszystkie dawne tereny uprawne zostały wreszcie odzyskane. Kopalnie ponownie ruszyły pełną parą, a Zakon Białego Smoka stał się oficjalna jednostka porządkową Ranety. Problem polegał na tym, że Raneta była zaledwie jedna z wysp pokaźnego archipelagu, na którym Skaza dalej miał swoje placówki. Wyspy prawdopodobnie były całkowicie zmienione i Sir Edward zgłosił obawę, że Skaza mógł zebrać siły i przygotować do ataku w trakcie, gdy zajmowano się Ranetą. Przystąpiono więc do tworzenia linii obrony na wybrzeżach.
Kaisstrom mógł tymczasem zebrać smoki i ruszyć na zwiad... lub pomóc w fortyfikacji.


Milgasia:

Jak się okazało przeniesienie zwierząt z trasy Skazy okazało się możliwe, jednakże wypłynęła inna istotna sprawa. Aleks znalazł Amber niewiele po tym, jak opuściła tawernę.
- Carmen mówiła mi, ze chcesz wydać bitwę poza Azylem - powiedział.
- Nie możemy sobie pozwolić na narażanie tych, którzy są niezdolni do walki - odparła Amber z przekonaniem.
- Nie wiem czy słusznie posądzam o to Skazę, ale może wysłać drugą ukrytą siłę uderzeniową, która zaatakuje Azyl podczas naszej nieobecności... - powiedział chłopak.
- Hmm... O tym nie pomyślałam... Ale słusznie Skazę o to posądzasz. On dostosowuje taktyki do tych stosowanych przez nas wcześniej, a wcześniej ruszaliśmy z Azylu wszystkie nasze siły - mruknęła. Zastanawiała się chwilę. - Czy pod Azylem jest może jakiś schron, albo coś w ten deseń? Miejsce by schować tam tych, którzy nie mogą lub nie powinni walczyć? - spytała.
- Nie, nie pomyśleliśmy o stworzeniu czegoś takiego - bąknął Aleks. - Przynajmniej nie zdolnego przetrwać atak istot Skazy.
- Może Kopacz zdołałby coś takiego na szybko stworzyć? - spytała.
- Pogadaj z nim, ale to by wymagało organizacji ludzi i ewakuacji miasta do schronu. Za długo to zajmie... Możemy wydać bitwę na przedpolu Azylu, w zasięgu murów lub po prostu bronic miasta.
- Nie możemy Skazy dopuścić do murów... Mury mają być ostatnią linią obrony, jeśli my zawiedziemy - westchnęła. - Ludzie, którzy nie walczą będą się musieli schronić, zabarykadować w swoich domach. Każdego zdolnego do walki bierzemy do tej bitwy, kto ze strachu nie zwieje na widok stworów Skazy. Wzmocnimy ich negatywną energią. Carmen mam nadzieję dała znać duchom lasu by wycofały zwierzęta dalej stąd. To będzie bitwa na przedpolu - westchnęła niezadowolona z takiego obrotu spraw. Ale nie mogli sobie pozwolić na to by Azyl był opuszczony... Zbyt często powtarzaliby ten sam schemat i Skaza by to mógł wykorzystać...
Aleks skinął głową i ruszył z powrotem do ratusza, kontynuować przygotowania. Musiał obgadać strategie z dowódcami i rozstawienie wojska... zapowiadało się dość ciężko.
Po niecałych dwóch godzinach armia Skazy dotarła w zasięg wzroku, a armia Amber wyruszyła na ustalone lokacje tuż przed lasem.
Aleks był na jej czele z Amber i niósł niewielką mapę.
- Zaraz ci wyjaśnię co, gdzie, jak i czemu. Opracowałaś tę zdolność masowej eksterminacji przeciwników? - zapytał.



Astaria:
Isillah


- Niedaleko - odparł Sotor, wychylając się zza następnego zakrętu. Biegł, niosąc nieprzytomną Lenę. Po drodze zgarnął również Amandę, widząc, że jest ranna i nie poradzi sobie z biegiem.
- Biegiem! - krzyknął, a niewiele za nim wylała się lawina czerwonej mazi, zalewająca większość korytarza.
- Widzę, że stracie wygrane - zauważył, zakręcając i chowając się w jednym z pokojów. Fala mazi przetoczyła się korytarzem i poleciała dalej.
- To Odraza. Przemieniła się w falę śluzu - powiedział Sotor i ułożył dłonie na ramieniu Amandy. Od dłoni rycerza biło przyjemne ciepło i pomarańczowoczerwona łuna. W tym świetle rana Amandy zabliźniła się szybko, a blizna po chwili zniknęła.
- Cholerstwo nas wyniuchało i znalazło. Jednak musisz iść sama z Leną, jestem zbyt dobrze widoczny... - mruknął Sotor.
- Z kapłanami i kapłankami musicie walczyć pojedynczo. z hordą upiorów - razem. Lena wyczuje ich na dystans, wiec nie musicie się obawiać ataku z zaskoczenia... ja będę ganiał z Odrazą, jak wróci do szukania po śladzie energii to znów mnie wykryje. Powodzenia - rzucił rycerz i wybiegł przez drzwi skinąwszy kobietom dłonią. Dał się słyszeć głośny gwizd, a potem tupanie pancernych butów Sotora. Zaraz potem ruszyła za nim fala śluzu... tymczasem Lena odzyskała przytomność. Widać nie zdzierżyła widoku Odrazy w zwykłej postaci.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Re: Świat Pasem: Czas Orłów i Kruków

Post autor: Plomiennoluski »

Kaisstrom po odpoczynku przeniósł się do Cytadeli, pogratulować Edwardowi i ludziom, którzy zajęli się niszczeniem gniazd w sprawnym oczyszczaniu. Teraz kiedy pozostało już tylko uzdrowić ziemie. Chciał przedyskutować z rycerzem jego wizje planu obrony Ranety przed ewentualnymi atakami, sam myślał raczej wybadam najbliższą wyspę w szponach Skazy i sprawdzić jak to dokładnie wygląda. Siła bojowa złożona z żywiołaków mogła się tutaj całkiem dobrze spisać. Po krótkim spacerze znalazł Edwarda.
- Witaj, powiedz mi nieco wiecej o tej lini fortyfikacji i czy ten nieszczęsny Elmita już się dobudził. - zagadnął człowieka.
- Taaa, już nawet powiedział co trzeba. Wygląda na to, że Elmici stali się zakonem Skazy. Na nich w głównej mierze pewnie natkniemy się podczas ataku na resztę wysp.. - rycerz westchnął ciężko.
- No cóż, na szczęście nie było ich aż tak wielu, co nie zmienia faktu, ze przyda się jako naoczny dowód dla sceptyków na to, jaka jest alternatywa w razie przyłączenia się do Skazy. Co do wysp, na chwile obecna proponuje zostawić wszystkie zakony tutaj do pomocy w tworzeniu fortyfikacji, ja z żywiołakami i smokami wybadamy najbliższą wyspę, nawet jeśli jest całkowicie zmieniona to mamy spore szanse wybadać co dokładnie się tam znajduje, w czasie gdy Raneta będzie powoli wracała do pełni swojego potencjału.
- Właśnie, możesz jakoś wspomóc linie obrony? Mozę obsadziłbyś je żywiołakami? - zaproponował Edward.
- Mógłbym do pewnego stopnia, chociaż na ich tworzenie zużywam dość dużo energii, w momencie kiedy ja je tworzę, Skaza prawdopodobnie również nie próżnuje, dlatego myślałem najpierw o wypadzie na sąsiednią wyspę. Co nie zmienia faktu, że można nimi obsadzić fortyfikacje, myślę ze nawet współpraca z ludźmi będzie im w miarę szla, jako ze wyglądają jak pół człowiek, pól chmura. - odparł smok.
- Czy ludzie, których obdarzyłeś mocą mogliby też tworzyć żywiołaki? - zapytał rycerz.
- Hmm, właściwie to tak, tyle że oczywiście szlo by to wolniej. To może być dość dobre rozwiązanie. - przytaknął Kaisstrom, nie zamierzał go oświecać że i tak dalej podlegałyby rozkazom smoka, jako tworzone pośrednio przez jego moc.
- No to pokaż im jak to działa i będą się wymieniać. Ile możemy tego stworzyć? - zapytał mężczyzna.
- Zabiorę ich ze sobą i pokaże jak obsługiwać Kocioł, co do ilości, jak mówiłem zajmie im to trochę więcej czasu niż mnie, porozmawiam z nimi i ocenie ich możliwości, ciężko mi powiedzieć w tym momencie ile da się ich stworzyć. - uśmiechnął się do rycerza, wiadomość że ich liczba teoretycznie była nieskończona była całkowicie zbędna dla spokojnych snów człowieka. - Kanonikom udało się już dojść do porozumienia jak powinny wyglądać obrządki Uranosa? - zagadnął zmieniając temat.
- Tak. Dość prosta sprawa. Nie ma wielu formuł, jak na bóstwo wolności przystało - odparł Edward. - W sumie zbiór luźnych wskazań tak na prawdę.
- Cieszy mnie to, ostatnio kiedy bylem w świątyni wyglądali na nieco bardziej skupionych na formulach niż to konieczne. Musze tez chyba odwiedzić tego Elmite, a potem mogę zabrać ludzi, którzy później będą się zajmować żywiołakami do Jaru. - przez głowę Kaisstroma przebiegało na raz dość sporo myśli w tym momencie. - Kiedy ostatnio ludzie brali udział w jakimś festynie? Zdaje się ze mają co świętować po trochu.
- Świętują ciągle od czasu usunięcia ostatniego siedliska.. - Edward się zaśmiał.
- No tak, nie dziwie im się za bardzo, Raneta to wszystko co znają, wiec dla większości z nich to koniec Skazy i związanych z nią kłopotów. Mógłbyś dla mnie znaleźć tych, których obdarzyłem mocą? Ja w tym czasie zejdę do budynku więziennego, o ile nie przenieśliście Elmity w inne miejsce. - uśmiechnął się do samego siebie, Nie był pewny czy wszystkim sie spodoba to co chciał zrobić z rycerzem nieistniejącego zakonu, ale miał co do tego swoja własną opinie.
- Er... przenieśliśmy go. Wyzionął ducha przedwczoraj. Nie zdzierżył - bąknął mężczyzna.
Kaisstrom zastukał kilkukrotnie palcami od blat biurka.
- Prosiłem żeby mnie poinformować kiedy się obudzi. Nic się w tym momencie nie da z tym zrobić, ale jestem mocno rozczarowany. Czy mógłbyś w takim razie po prostu zebrać ludzi, a ja pokażę im co maja robić, potem ruszam z żywiołakami i smokami wybadać druga wyspę. - powiedział prawie spokojnie. Jego plan zrobienia z uwolnionego od Skazy człowieka chodzącego przykładu, jaką głupotą jest przyłączanie się do wroga, spalił na panewce.
- Hm.. po przebudzeniu się zdał "raport" i zmarł, wiec nie było cię za bardzo do czego wołać - mruknął Edward.
- Rozumiem, jak szybko będziesz w stanie zebrać ludzi w takim razie? Bo wykopaliska raczej nie przyniosły póki co żadnych rezultatów.
- Dwa dni najdalej. Są w rożnych częściach Ranety - powiedział Edward. - A skoro wspominasz.. nie miałem w ostatnich papierach raportów z placówki przy ruinach... - mężczyzna zmarszczył brwi. - Nie sadzę, by było to warte wysyłania tam sił porządkowych, ale mógłbyś tam rzucić okiem w wolnej chwili?
- Właściwie to nawet teraz mam wolna chwile jeśli zajmie to dwa dni, nie byłoby dobrze, gdyby tamto miejsce ponownie wpadło w łapy Skazy. - smok wstał i ruszył do wyjścia.
- Bywaj - rzucił Edward i zaczął sporządzać rozkaz na papierze.


Na zewnątrz była cisza i spokój, ale smok słyszał festyn trwający poza cytadelą na ulicach miasta... Zmienił swoja decyzje odnośnie natychmiastowego sprawdzenia wykopalisk i poszedł wmieszać się nieco w tłum, popatrzeć na ludzi w trakcie zabawy, zawsze to lubił. W tłumie było paru obdarzonych mocą, ale bawili się jak inni. Lało się dużo alkoholu, ludzie tańczyli... ale w ubiorach zaczął dominować kolor jasnobłękitny i biały. Kolory Uranosa... To był całkiem pozytywny zwrot akcji musiał przyznać, Przeszedł się nieco miedzy bawiącymi się tam ludźmi, rozlewając w nich odrobinę mocy wiatru, by jeszcze bardziej rozniecić nastrój radości, zanim skręcił w boczna alejkę i ruszył ku wykopaliskom. Nie był świadom jeszcze że zasiał wiatr, który miał obrócić się w huragan.

Wykopaliska wyglądały na opustoszałe, ale gdy Kaisstrom wylądował stwierdził, że ze strony namiotów idą w jego stronę jakieś ludzkie postaci. Ruszył w ich stronę, przyglądając im się uważnie i rozglądając się dookoła za śladami energii skazy. Poczuł momentalnie, że z ludźmi jest coś nie tak. Emanowali innym typem energii... Przygotował się na ewentualne starcie, ale nie atakował, podszedł po prostu do nich. To było co najmniej dziwne. Ciała ludzi były przegniłe i poruszali się powoli ,pomrukując cicho. Nie wyglądało na to, by potrafili się komunikować. Spróbował sięgnąć do nich myślami i odszukać jakiejkolwiek iskierki rozumu. Zatrzymał się jednocześnie. Ci ludzie byli martwi... ale dalej się ruszali. I byli głodni... Kaisstrom pokręcił głową i zaczął zamrażać wszystkich. Chciał ich później zbadać, dowiedzieć się co tu się dokładnie stało i mieć do tego niezbyt uszkodzone okazy. Z podziemia emanowała potężna energia. Dokładnie taka sama jak od tych dziwnych ludzi.
- "Jarperx, weź pozostałe smoki i spotkaj się ze mną przy wykopaliskach, coś dziwnego się tu stało, jakieś chodzące trupy, będę schodził do wewnątrz, bo czuć tam więcej tej dziwnej energii. Wiec gdyby coś się działo wolę mieć zabezpieczenie." - przesłał do siostry i ruszył w kierunku jaskini.
- "Za jakąś godzinę powinniśmy dotrzeć." - odmruknęła smoczyca, najwyraźniej przysypiała gdzieś na festynie z pełnym żołądkiem.
Na dole stwierdził, że wykopaliska poszły dalej. Ruiny najwyraźniej skrywały coś w rodzaju włazu, który został otwarty. Było tam jeszcze więcej tej energii. Pokręcił głową i ruszył głębiej.
- "Darkning, jestem przy wykopaliskach imperium aniołów, mam tu żywe trupy i jakiś właz, który otworzyli, emanujący dziwna energia, dość potężną. Póki co zamroziłem truposze żeby można je ewentualnie zbadać później. Wiesz może cokolwiek na ten temat?" - Przesłał do Darkninga, miał nadzieję że mu nie przeszkadza.
- "To energia śmierci. Do świątyni wkrótce trafi właściwa książka z danymi na ten temat. Interesuje cie rozdział siedemnasty." - odparł Darkning.
- "Uroczo, zakładam że wystawianie jakichkolwiek ludzi na jej działanie, doprowadzi do podobnych efektów jak u tych tutaj? I jak się nimi najlepiej zająć, spalić, czy da się jakoś odratować?" - smok był nieco zaniepokojony, jakby nie było, przenieśli tu trochę fachowców, których wiedza by się przydała.
- "Jak koniecznie chcesz ich odratować to mi ich wyślij zamrożonych" powiedział Darkning.
- "Zależy ile byłoby z tym problemu, nie umiem tworzyć takich bram jak Ty albo zbrojmistrz, ale przyznam że przydaliby się tutaj, Raneta zdaje się być oczyszczona, poza kilkoma miejscami gdzie trzeba uzdrowić ziemię, za dwa dni ludzie zaczną sprowadzać żywiołaki w celu obsadzenia lini obronnych.Więc kiedy tylko to załatwię ruszę z żywiołakami i smokami na najbliższą wyspę. Jak idzie pozostałym kontynentom?" - przekazał w odpowiedzi Kaisstrom.
- "Alternatywnie możesz spróbować podmienić moc śmierci obecną w nich na swoja moc. Powinieneś dać radę..." mruknął Darkning po chwili namysłu.
- "W takim razie spróbuję tego drugiego, wiesz może skąd tutaj taka ilość mocy śmierci? Miały to być ruiny związane z imperium aniołów lub czymś takim." - Kaisstrom był ciekaw, choć zawsze istniała możliwość że to imperium parało się tą mocą.
- "Sądzę, ze raczej znalazłeś ruiny Twierdzy Toth, ale to tylko moja spekulacja" odparł Darkning. - "Musiałbym tam wysłać parę koszmarów na zwiad..."
- "Twierdza Toth? Niewiele mi to mówi, ale jeśli wnioskować po działaniu, nie jest to zbyt bezpieczne, chyba że mógłbym to jakoś zrozumieć i ujarzmić, żeby było nam pomocne, lub przynajmniej nie przeszkadzało." - odparł smok, taka twierdza musiałaby tam być pogrzebana wieki wcześniej.
- "Powinno dać radę to ujarzmić, ale sugerowałbym raczej obdarować tym wybrańca boga śmierci w zamian za jakaś przysługę..." odparł Darkning. "Użyje tego znacznie efektywniej"
- "Jeśli jakiś jest, to nawet bardzo sensowne posunięcie, w ostateczności można pewien obszar po prostu wydzielić, skoro na tutejszych mieszkańców ma praktycznie zabójczy wpływ. Jeśli chcesz się upewnić i przysłać koszmary na zwiad, to śmiało, co do przekazania tego w ręce wybrańca bogini śmierci, jestem otwarty na pertraktacje, to wspólna wojna ze Skazą, im więcej mamy mocy, tym łatwiej będzie ją wytępić." -mruknął.
- "Zorganizuje spotkanie" odparł Darkning.
- "Dobrze, w takim razie ja spróbuję przywrócić tych ludzi i poczytać z tej książki. Za jakieś dwa - trzy dni ruszam z żywiołakami na najbliższą wyspę."
- "A kiedy chcesz się spotkać z wybrańcem Ezehiala?" zapytał Darkning.
- "Jeśli nie jest pod oblężeniem kilka najbliższych dni byłoby najlepszych, jeśli nie będzie to możliwe, to mogę się wstrzymać z rozpoznaniem nowych terenów i chwilowo bardziej skoncentrować na obronie. Ustabilizowanie tego miejsca będzie dla mnie raczej priorytetem. Więc mogę się częściowo dostosować." odparł.
- "Jutro z rana"- zaproponował Darkning.
- "Pasuje, ja zajmę się zaraz tymi zombie i poczytam więcej na temat mocy śmierci w międzyczasie." - przytaknął smok. -"Jarperx, możecie wracać do cytadeli, obędzie się bez wsparcia, wiem już co zrobić z tymi ludźmi i mgliste pojęcie co z miejscem i tą mocą. Zresztą przyda wam się trochę odpoczynku i świętowania." - rzucił do siostry, w odpowiedzi uzyskał kilka niecenzuralnych myśli, których z pewnością nauczyła się od ludzi, kiedy sądzili że nie słyszy.

Kaisstrom skoncentrował się teraz na ludziach. Przyjrzał się dokładnie siedzącej w nich mocy i tego jak jest połączona z ich ciałem, zanim zaczął cokolwiek zamieniać. Rokowania były dobre, zabrał wszystkich z dala od wykopalisk i zaczął powoli zamieniać energię wewnątrz nich. Dzięki wcześniejszym naukom manipulacji energią, był w stanie jednocześnie wyciskać z ciał moc śmierci i zastępować ją wiatrem. Efekt nieco przypominał żywiołaki tworzone w Jarze, skóra po takim zabiegu nabierała błękitnego odcienia, to samo z oczami, ale dolne kończyny nie zmieniały się w chmurę. Ciała jednak były całe i ludzie zdawali się żywi, nawet sporo pamiętali, wysłał ich więc w kierunku cytadeli razem z całym tymczasowym obozem, nie było sensu żeby ktokolwiek tu zostawał, sam zaś przeniósł się na Wyspę Świątynną , najpierw zregenerował siły w Rewitalizatorze a następnie sięgnął do czarnego kufra po książkę. Okazała się traktować o istocie różnych typów energii. Rozdział siedemnasty był o mocy śmierci i był dość obszerny... Kaisstrom mógł zapoznać się najwyżej z połową do czasu spotkania... Mimo to spróbował, przejrzał nagłówki i zaczął się przebijać przez tomiszcze. Moc śmierci różniła się znacznie od mocy wiatru. Podlegała innym prawom.. o których większości Kaisstrom nie miał pojęcia. Musiałby wpierw przebić się przez przedmowę... i opis mocy wiatru. Stało się to jasne po przeczytaniu pierwszej strony. Przez chwilę zastanawiał się czemu nikt wcześniej mu tego nie pokazał, ale doszedł do wniosku że dlatego, że nie pytał. Zacisnął zęby i zaczął od przedmowy odnośnie mocy wiatru. To mogło mu wyjść tylko na dobre, taką miał nadzieję. Dowiedział się sporo. Zrozumiał na jakiej zasadzie powstaje powinowactwo miedzy żywiołem a mocą, czemu powstaje i jak można je zastosować podczas regeneracji sił. Zrozumiał tez jak w praktyce działają jego zdolności. Wtedy jednak czas się skończył i Darknign dał znać, że wybraniec Ezehiala jest gotów. Kaisstrom zebrał się, ale wziął książkę ze sobą, zapowiadała się bardzo interesująca lektura.


Gdy Darkning otworzył portal prowadzący na miejsce spotkania, Kaisstrom ruszył przed siebie prosto na drugą stronę, nie był pewien czego się spodziewać, więc pierwsze co zrobił po przejściu, to rozejrzał się dookoła. Był w sporej sali, miał przygotowany fotel, lub raczej legowisko właściwego rozmiaru. Poza tym był tam fotel na wysięgniku dla Wybrańca Ezehiala. W pomieszczeniu było sporo zieleni, a podłogę zakrywał dywan. Ściany były szarawe i wyginały się w wyższej części, tworząc sklepienie. Wyglądało to w miarę pozytywnie. Barwy nie przytłaczały aż tak, chociaż szarości były trochę pozbawione życia. To akurat nie powinno jednak dziwić w tym miejscu i na tym spotkaniu. Podszedł do przygotowanego fotela czekając na swojego rozmówcę. Wkrótce otworzył się kolejny portal. Wszedł przezeń chłopak, może piętnastoletni. Miał gęste blond włosy i bardzo żywe zielone oczy. Za nim wkroczył starszy mężczyzna o mlecznobiałych włosach i krótkiej, zadbanej brodzie i wąsach.
- Jesteś Kaisstrom, jak mniemam? - zapytał chłopiec. - Mam na imię Abel. Jestem Wybrańcem Ezehiala.
- Witaj, dobrze zakładasz, jestem Wybrańcem Uranosa. Miło poznać, jesteś drugim którego spotykam, chociaż co do Amandy niekoniecznie można nazwać to spotkaniem jako takim. Zdaje się że możemy osiągnąć obopólne korzyści z dzisiejszych rozmów. - postanowił przejść niemalże bezpośrednio do rzeczy.
- Tak. Darking wspominał, że dokopałeś się do ciekawej ruiny. My z drugiej strony posiadamy obiekty, które zostały podarowane pierwszemu wybrańcowi Uranosa. Dwa sejmitary. Możesz je zastosować jako wzmocnienie szponów przy zdolnościach kuśnierza Darkninga... - Chłopak podniósł walizkę, którą miał ze sobą. , po czym podsunął ją smokowi pod łapę i usiadł na fotelu wygodnie. Kaisstrom również zajął miejsce. Przyjrzał się sejmitarom i lekko musnął je próbując je wyczuć. Niewątpliwie byłyby przydatne, nie wiedział tylko do jakiego stopnia.
- Niewątpliwie przydatne, jak dokładnie chcecie użytkować twierdzę i co z nią zrobić? Jedynym minusem całej sprawy że zdaje się że jest dość stacjonarna. Chyba że możliwe byłoby przeniesienie ogniska mocy i twierdzy w dogodniejsze dla Ciebie miejsce. - odparł smok. Sejmitary wydały się Kaisstromowi bardzo ciekawe... i zaczęło korcić go, by zmienić postać na ludzką i wypróbować je... Lubił słuchać instynktu, przybrał postać na ludzką i wziął do ręki artefakty, wyglądały dobrze i tak też leżały.Gdy wziął je w dłonie poczuł, że są idealnie dopasowane i wyważone. Momentalnie stały się niemal przedłużeniem jego ramienia. Połączyły się z nim... gdy Kaisstrom wyszedł z tego dziwnego poczucia podziwu pomieszanego z fascynacją zauważył, ze Abel chyba odpowiedział na jego pytanie, ale jego mózg był zbyt skupiony na broni, by odebrać informacje.
- Wybacz, nie dosłyszałem, muszę przyznać że te miecze są faktycznie doskonałym narzędziem dopasowanym do mocy Uranosa. - Był lekko speszony swoją nieuwagą, ale ten moment był tego wart.
- Mogę przyswoić tę moc na miejscu i usunąć tym samym z ruin - powiedział chłopak. - Ta broń wykazała znaczne powinowactwo z tobą momentalnie... mówiłem, byś spróbował zmienić postać z nimi w dłoniach. Mam teorię i jestem jej ciekaw...
- Chyba nawet wiem jaką, sensowne założenie. - Kaisstrom wrócił do smoczej formy, licząc na to że ostrza przekształcą się w przedłużenia szponów same z siebie po kontakcie z mocą Uranosa. Nie zmieniły się w szpony. Powiększyły się razem z Kaisstromem dopasowując do smoczej łapy. Smok poczuł się, jakby się z nimi urodził... Wyglądały jak przerośnięte, zakrzywione miecze półtora ręczne. - Doskonale, wchłonięcie to zdaje się najlepsze rozwiązanie z możliwych. Powiedz mi jak idzie Ci walka ze Skazą na twoich terenach, jakieś większe ruchy albo ataki? - Kaisstrom był zadowolony z efektów jakie miała przemiana.
- Tak, próbował zaciekle odbić pewne ruiny, by ich tajemnice nie wpadły w moje ręce... ale nie poradził sobie z moją armią - chłopak wzruszył ramionami.
- W takim razie zapraszam do siebie w celu przejęcia mocy kiedy będzie ci wygodnie. - smok skinął łbem.
- Można teraz - powiedział Abel.
- W takim razie chodźmy. - Kaisstrom przeniósł całą trójkę na miejsce wykopalisk w celu neutralizacji mocy ruin. Przenoszenie Abla było co najmniej interesującym doświadczeniem.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: Świat Pasem: Czas Orłów i Kruków

Post autor: WinterWolf »

Amber

- Tak. Carmen mnie uczyła jak to robić na stworach Skazy - mruknęła Amber. - Powinnam być w stanie bardzo szybko pozbyć się drobnicy - dodała. Miała nadzieję, że jej wysiłki w tej materii nie pójdą na marne.
- Dobra, zrobię nam portal, pojawimy się tuz przed nimi i rzucisz to w tłum, po czym się cofniemy. Na tym wzniesieniu z prawej ustawi się balisty i strzelców. Z prawej piechota, a konni natrą wzdłuż tego łagodniejszego zbocza, gdyby dotarły tam istoty skazy. My i Revenanci zaczniemy walkę i teleportujemy się wstecz jakby zrobiło się gorąco. Wiwernobójcy się tu stawili i są na wzgórzu razem ze strzelcami. W razie czego będą mieć przewagę wysokości. Włączą się do walki gdy uznają to za stosowne, zaufałem osądowi ich alfy. To on zna ich taktykę, nie my, zaznajomiłem go więc tylko z naszym planem. Rika będzie dawać znać strzelcom, by atakować bądź się wstrzymać. Wiktoria, Rufus i Sektath zostali w Azylu i będą mieć piecze nad murami razem ze strażą miejską - Aleks odetchnął.
- Dobrze. W razie czego, gdyby tu zrobiło się zbyt gorąco wycofamy się za mury i będziemy bronić miasta, ale mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Wiem, że zrobię wszystko by zniszczyć Skazę... - mruknęła. Ostatnie zdanie wypowiedziała już do siebie. Nie wiedziała czy jest to desperacki zryw ze strony Skazy czy raczej bardzo dobrze zaplanowany i skoordynowany atak przygotowywany od dawna... Nastawiła się na gorszy scenariusz by w razie czego nie było nieprzyjemnego zaskoczenia...
- Potrzebujesz jakoś przygotować te zdolność masowej eliminacji? - zapytał Aleks.
- Na szczęście nie. I będzie tym skuteczniejsza im więcej skażonej drobnicy będzie w okolicy - mruknęła.
- Dobra, no to otwieram zaraz portal, wychyl się, rzuć i chowaj się z powrotem... gotowa? - zapytał chłopak, przystając.
- Gotowa - mruknęła Amber nastawiona już do akcji. Miała nadzieję, że pójdzie wszystko zgodnie z planem. Chciała akcję przeprowadzić szybko i sprawnie.
Aleks strzepnął dłonie i otworzył portal. - Jazda - rzucił.
Wilkołaczyca zrobiła szybki wypad przez portal i przesłała "głodną" energię w stronę jednego ze słabszych stworów Skazy, który nie dałby rady się przed nią w żaden sposób osłonić. Po czym wycofała się czym prędzej. Efekty wolała obserwować z dystansu, poza zasięgiem większych i silniejszych istot Skazy, które mogły ją przytłoczyć masą i mimo wszystko liczebnością.
Aleks zamknął portal i wziął w dłonie lunetę, po czym zaczął patrzeć na efekty. Zaśmiał się cicho.
- Hm? - spytała Amber przygotowując się psychicznie do dalszej walki.
Na polu walki widać było olbrzymiego stwora. Istota zamiast nóg miała pięć długich macek, na których oparty był korpus, przypominający rozwinięty ukwiał. Z jego szczytu wyrastały trzy głowy w tym jedna na długiej szyi. Dwie pozostałe były przytwierdzone na krótkich ramionach i z tego co było widać służyły do ostrzału pociskami energii. Ostatnia paszcza była wyposażona w zęby i chyba pełniła rolę ośrodka decyzyjnego, ale tego Amber nie mogła być pewna. Na pewno była na niej ulokowana jedna z par oczu i jedyna paszcza.
Duża istota... potknęła się i wyrżnęła o ziemię, miażdżąc dwie średnie. Aleks zaczął regularnie rechotać.
- Jak domino...
- Mam nadzieję, że uda się w ten sposób wyrżnąć wszelkie istoty, które nie będą umiały się oprzeć negatywnej energii. Moja energia teraz wyszykuje cele i niszczy istoty Skazy od środka. Po zniszczeniu jednej przenosi się na następną... Rozsiewa się jak zaraza - mruknęła.
Wtedy wystrzeliły pierwsze balisty. Pociski trafiły istoty które dotarły już w zasięg. Wszystko wyglądało porządnie do momentu, gdy wielka istota podniosłą się i wystrzeliła serie pocisków w stronę Armii Amber. Rika i Hesseroth stworzyli wraz z upiorzycą pole ochronne, ale uniemożliwiło to strzelanie machinom wojennym i kusznikom.
- Idziemy na nich osobiście? - Aleks wskazał cztery średnie istoty Skazy. Wyglądały jak bezskrzydłe smoki...
- Musimy umożliwić naszej armii dalsze działanie - skinęła głową i przyjęła formę potwora. - Każda zabita istota Skazy w tej bitwie to ofiara dla bogini Azariel - warknęła gotowa do boju.
- No to zróbmy z tej niziny ołtarz... - mruknął Aleks zmieniając postać na bestię i tworząc dwa miecze z energii.
- Prowadź!
Wilkołaczyca dała znak do ataku. Chciała zabijać. Jej pragnienie zemsty dodawało jej siły i woli walki.
Revenanci ruszyli za nią... śmiejąc się upiornie. Aleks pokręcił głową.
- Szkoda, ze nie mamy przeciwko sobie ludzkiej armii... zdechliby ze strachu... - mruknął, ruszając za Amber.
Revenanci podzielili się na dwie drużyny i ruszyli na tych z prawej i lewej. Aleks ruszył na najbardziej oddaloną maszkarę, pozostawiając Amber najbliższego przeciwnika centralnie na jej drodze.
Skoczyła na stwora, który szedł w jej stronę. Uderzyła potężnym ciosem wkładając weń negatywną energię. Chciała zabić stwora szybko.
Przygniotła istotę do ziemi, po czym musiała uniknąć ciosu ostrzami na końcu ogona istoty. Smokowiec splunął w jej stronę kwasem.
Amber uskoczyła przed kwasem osłaniając się przy okazji tarczą z negatywnej energii. Potem posłała w stronę stwora eksplodujący pocisk.
Istota cofnęła się o dwa kroki, rycząc. Z paszczy ciekł jej kwas.
Wilkołaczyca miotnęła eksplodujący pocisk celując prosto w paszczę stwora. Gotowa była w razie czego osłonić się tarczą z energii w razie, gdyby stwór miał bluznąć kwasem.
Kwas faktycznie chlupnął, gdy pocisk sięgnął celu, ale rozprysk miał trochę mniejszy zasięg niż spodziewała się Amber. Zwłoki padły na ziemię.
Amber rozejrzała się szukając kolejnego stwora do ubicia. Pierwsza jej ofiara została złożona ku czci Azariel... Ale Amber wcale nie było dość zabijania. Rozejrzała się pospiesznie choć uważnie. Nie chciała dać się wciągnąć w żadną pułapkę. Nie będzie mogła dokonać zemsty jeśli padnie trupem...
Aleks jeszcze walczył ze swoim Smokowcem. Istota miała liczne rany i powoli zaczęło brakować jej kończyn do poruszania się...
Revenanci też powoli kończyli swoje starcia, Amber mogła się zająć głównym daniem... największą istotą w tej armii Skazy.
Amber zarzuciła istocie coś w rodzaju energetycznej smyczy po której posłała eksplodujący pocisk. Tak jak kiedyś uczyła ją Carmen.
Istota zatrzymała się i potrząsnęła ciałem. Skierowała się w stronę Amber, przerywając ostrzał.
Amber przeniosła się za istotę w zasięg swojego wzroku i posłała istocie ładunek energii tak by obciąć jej jedną z kończyn.
Ucięcie na jeden raz okazało się niemożliwe, ale istota zachwiała się. Momentalnie jednak ruszyła macki w stronę Amber, chcąc ją zmiażdżyć.
Wilkołaczyca oddaliła się więc stamtąd odrobinę utrudniając tej istocie złapanie jej na ile tylko mogła. Oddaliwszy się ponownie podjęła próbę obcięcia kończyny stworowi.
Nie zdążyła. Natychmiast wysłane w je stronę zostały pociski. W plecy istoty tymczasem powbijały się wzmocnione energią pociski balist...
Wilkołaczyca przeniosła się więc na lewo od stwora. Tak by pociski nie mogły w nią trafić i tak by stwór idąc dalej za nią nie strzelał w stronę murów miejskich. Miała nadzieję zgubić w ten sposób pociski.
W istotę uderzył ładunek negatywnej energii z innej strony. Aleks unosił się miedzy wielką istotą, a kolejnym smokowcem. Gigant wystrzelił serię w jego stronę. Wilkołak niknął.. a pociski zmiotły Smokowca.
"Niezły pomysł?" zapytał Amber.
- Genialny - zarechotała. - Możemy ściągnąć w ten sposób jego uwagę w stronę pozostałej armii Skazy - dodała.
- Jakiej armii? - bąknął Aleks. - Zostały tylko te smokowce - wskazał ręką nadciągające istoty. Każda była zarysowana ostrzami wilkołaka...
- Uznałem, że ściągnę ich z powrotem na resztę imprezy. Tańczymy? - zarechotał, unikając kolejnych pocisków.
- No to jest właśnie pozostała część armii. Jestem za tańcem - wyszczerzyła się ukazując wszystkie zębiska w postaci potwora.
- Idę o zakład, ze skasuję co najmniej tyle smokowców co ty - Aleks wskazał ją ruchem łapy i wpadł w tłum.
- No to nie wiem z kim chcesz się zakładać, gra w karty z Riką i Carmen oduczyła mnie hazardu - parsknęła Amber. Co znalazła sobie smokowca to zwracała na siebie uwagę wielkiej istoty Skazy by ta owego smokowca sprzątnęła z tego świata. Pozwoliła stworowi odwalić za nią całą robotę starannie unikając wszelkich ataków wymierzonych w jej stronę.
Większość wojowników zaczęła żałować, ze zamiast broni nie maja czegoś do zjedzenia, Amber i Aleks dali niezły pokaz.. aż skończyły się cele.
- To jak zabijamy to duże bydle? - zapytał Aleks.
- Chciałam mu obciąć kończyny, ale to jego strzelanie pociskami mi nieco przeszkadzało. Może pozbawmy go wpierw możliwości strzelania, a potem obetniemy mu co się da... - mruknęła.
- Dobra - Aleks zamachnął się mieczami i poleciał w stronę strzelających paszczy. Musiał sporo unikać...
Amber chwyciła taką paszczę energetyczną smyczą i pociągnęła z całej siły chcąc uniemożliwić przynajmniej jednej z nich strzelanie w Aleksa.
Coś chrupnęło. Istota obróciła się w stronę Amber, dając Aleksowi czas na atak. Wilkołak poraził ją czarnymi piorunami, po czym przyspieszył jedno z ostrzy i cisnął po torze pioruna, rozcinając łeb na pół.
Amber po swojej smyczy posłała ładunek energii, którą poraziła stwora.
Druga paszcza straciła górną część. Strzelanie zostało uniemożliwione. Istota zamachnęła się mackami. Aleks uniknął, ale istota ruszyła za nim.
Amber przeniosła się na ostatni łeb istoty i walnęła z całej siły wyładowując w ów łeb energię z lewego ramienia po czym przeniosła się na lewo by nie dać się trafić stworowi.
Istota rzuciła się wstecz... i schowała w całości do korpusu, zmieniając siew nieforemna kulę.
- A to co? - zdziwiła się Amber. Zachowała ostrożność, bo stwór mógł coś kombinować... Póki co nie wykazywał oznak inteligencji, ale mógł być w jakiś wredny sposób zaprogramowany przez Skazę.
Cielsko powoli zaczęło toczyć się stronę armii...
Amber przeniosła się na tę nieforemną kulę by podjąć próbę albo jej wysadzenia zanim ta dojedzie do armii albo przeniesienia jej w bezpieczną gdzie będzie miała więcej czasu na jej zniszczenie...
Amber zatrzymała kulę dwoma eksplozjami, ale ta po prostu znów zaczęła się toczyć. Aleks przeniósł się niewiele przed linie armii i zaczął coś tworzyć.
Amber wbiła szpony w to coś drąc z całej siły powierzchnię ciała toczącej się kuli. Jej celem było zniszczenie wnętrzności tego czegoś. Co jakiś czas ponawiała eksplozje tylko, że za każdym razem chciała by były one głębiej w ciele stwora.
Istota regenerowała się dość szybko, ale Amber dala radę powoli oddzierać skórę... z tym, że istota znów zaczynała się toczyć...
Amber wywoływała eksplozję z minimalną ilością mocy potrzebną do zatrzymania stwora. Cokolwiek robił Aleks miała nadzieję, że unieszkodliwi stwora skutecznie. Do niej należało więc utrzymanie istoty w bezruchu...
Aleks zakończył wreszcie i wyszczerzył się.
Amber pozwoliła istocie toczyć się dalej.... prosto na długie, ostre kolce. Rozległo się głośne chrupnięcie i kula mięsa się zatrzymała. Kończyny i łeb bezładnie wylały się z wnętrza...
Wilkołaczyca odetchnęła. Rozejrzała się wokół szukając jeszcze śladów armii Skazy lub choćby najmniejszych śladów skażenia...
Na szczęście był to jednak koniec... pozostało tylko usuwanie zwłok...
Amber rozeznała się więc jakie były straty własne w jej armii. Chciała wiedzieć, czy było to spektakularne zwycięstwo jakiego pragnęła czy raczej zwycięstwo okupione ciężkimi stratami...
Było spektakularne. Aleks odciągnął resztę smokowców nim dotarły do klifu i konnica ruszyła.
Amber rozłożyła skrzydła by wznieść się w powietrze nad polem walki. Ryknęła ogłuszająco obwieszczając zwycięstwo w tej bitwie.
Odpowiedział jej ryk Revenantów i krzyk żołnierzy z dołu.
Sfrunęła na dół do Aleksa. Chciała zobaczyć jak on się miewa po bitwie. Poza tym należało tu posprzątać i przygotować się do wymarszu by oczyścić ziemie ze skażenia. Należało podzielić siły tak by został w Azylu ktoś do obrony miasta...
Aleks był cholernie zmęczony. Włożył w pułapkę prawie całą moc jaką miał.
- Bleee - powiedział, szczerząc się i machając niemrawo łapą.
Amber przyjęła postać bestii i podtrzymała Aleksa.
- Ty musisz odpocząć. Zarządzę sprzątanie, musimy spalić truchła. Musisz odzyskać siły nim ruszymy oczyścić resztę kontynentu - powiedziała.
- Mmmmhm - mruknął Aleks i westchnął. - Moja dziewczyna znów mnie wynosi z imprezy ze Skaziakami.. - zaśmiał się i stracił przytomność.
Wzięła go na ręce i zaniosła do miasta. Po drodze wydała polecenia. Należało zebrać truchła i spalić je tak by ogień pozostał pod kontrolą. Poza tym dała do zrozumienia, że to nie koniec. Obrona Azylu na przedpolu miała być początkiem końca Skazy...
Jak się okazało na Azyl napadła grupka szybkich małych istot przystosowanych do zabijania ludzi i jedno duże coś z potężnym ładunkiem wybuchowym. Tym ostatnim zajęła się Carmen. Reszcie dali radę obrońcy miasta.
Amber wpierw odstawiła Aleksa by odespał swoje potem poszła dopytać Carmen o przebieg walk w mieście. Co prawda wszyscy strażnicy miejscy zostali przez nią już dawno wzmocnieni, ale wilkołaczyca chciała wiedzieć jakie ewentualne straty miasto poniosło...
- Poza miastem. Nie daliśmy im dotrzeć do murów - powiedziała kobieta.
- Mhm, któryś ze strażników stracił życie? - spytała mając nadzieję, że straty były minimalne.
- No... mamy nowego Revenanta - mruknął Rufus i wyszczerzył się. - Gość przesadził z bieganiem z kuszą i... - zachichotał.
- Z bieganiem z kuszą? Chcesz powiedzieć, że się potknął? - bąknęła.
- I spadł z muru obronnego z bełtem w ramieniu.
Wilkołaczyca westchnęła.
- Mam nadzieję, że Revenantem będzie lepszym niż kusznikiem - bąknęła. Machnęła łapą. - Dobra, musimy przygotować wszystko do wyruszenia poza miasto i oczyszczenia terenów skażonych. Zarządziłam już sprzątanie przedpola. Wszyscy zbiorą siły i podzielimy naszą armię. Część będzie musiała zostać bronić miasta. Resztę podzielimy na dwie części. Wykorzystajmy to, że Skaza ma teraz nieco mniej istot do swojej dyspozycji - mruknęła.
- Meh, poślizgnął się na krwi istoty którą zestrzelił, więc ja tam mu wybaczyłem – stwierdził Rufus, unosząc się nad Amber do góry nogami. - Aczkolwiek gdyby biegał z opuszczona kuszą to nic by się mu nie stało... może poza siniakiem na tyłku...
- Niezły pomysł, ale to był skumulowany atak ze wszystkich siedlisk. Możemy zagarnąć trochę terenu, jeśli zadziałamy szybko - powiedziała Carmen.
- Właśnie o to mi chodzi. Musimy zadziałać bardzo szybko... W sumie, możemy siły podzielić już teraz i ta część, która zostanie bronić miasta posprząta na przedpolu a reszta ruszy odbić tereny. Nie mogę się doczekać wyparcia Skazy z Milgasii - bąknęła.
- Proponuje przeznaczyć wszystkich zdolnych do władania mocą do czyszczenia ziemi... ja będę zarządzała czyszczeniem - powiedziała Carmen. - Potem jednak będę musiała zniknąć na dwa dni. Moje zdolności są niewystarczające do walki z istotami Skazy. Odporność na energię niepochodzącą od bóstw przekroczyła 99,9% - skrzywiła się.
- Mogę wzmocnić również ciebie energią negatywną. Wtedy będziesz dysponować też energią pochodzącą od bóstw - powiedziała.
- Oj nie bój się, Darkning od dawna coś opracowuje - mrugnęła do Amber.
- On od dawna, ale ja mogę wzmocnić cię teraz - powiedziała.
- Musiałabym opracowywać tę moc na nowo, sądzisz, ze mam pod ręką paręset tysięcy lat na zbyciu, skarbie? - zapytała Carmen.
- Paręset tysięcy lat? Aleksowi starczyło kilka dni, a większość istot, które wzmocniłam nawet tym się nie przejmowała tylko używała... - bąknęła.
- Aleks nie potrafi rozciąć rzeczywistości - zauważyła Carmen. - Idę zająć się sprzątaniem po imprezie - poszła w stronę bram.
- Ja też nie potrafię... - bąknęła Amber skrobiąc się szponem za prawym uchem.
- A ja tak, pa - rzuciła kobieta, wychodząc.
- Ale co to za korzyść, jeśli istoty Skazy są na to odporne? - bąknęła do siebie Amber. Nie była pewna o co chodzi... Skoro Carmen twierdziła, że istoty Skazy wyrobiły sobie odporność na jej ataki to chyba bardziej opłacało się przyjąć moc... Bez Aleksa wilkołaczyca musiała teraz jakoś sama znaleźć sposób na to by podzielić armię, przydzielić ludzi do odpowiednich funkcji i zorganizować tych, którzy będą oczyszczali tereny ze skażenia.
Wilkołaczyca zwróciła się do Rufusa.
- Możesz spytać jeszcze Carmen czy pomoże nam z oczyszczeniem terenów skażonych? - poprosiła.
- Mmmmhm - bąknął Rufus.
- Pomoże, powiedziała, ze zajmie się kalibracja swojej mocy w innym czasie skoro jest ci potrzebna - dodał, lewitując wokół Amber.
- Lewitując tak jesteś w stanie się rozpędzić do znacznej prędkości? - spytała.
- Mmmhm - odparł demon.
- Swoim gabarytem jesteś w stanie zastraszyć przeciwnika, gdy się rozpędzisz - stwierdziła po chwili namysłu.
- Mmm... niestety nie posiadam specjalnie twardego ciała.. wiesz, futro mocno osłabia siłę uderzenia... jestem za to świetną poduszką- Rufus się wyszczerzył szeroko.
- Do zastraszenia wystarczy. Nie musisz w nikogo uderzać. Jak na poduszkę masz za dużo kłaków - dodała.
- Nie sypię się - odparł Rufus obracając się jak dość leniwy świder.
- Ale łaskoczesz i się elektryzujesz, a to skutecznie utrudnia spanie - powiedziała. - Dobra, biorę się do pracy. Muszę zorganizować wyprawę - westchnęła. Musiała podzielić armię na 3 grupy. Jedna zostanie bronić miasta, dwie zajmą się odbijaniem terenów i oczyszczaniem ich.
- Powodzenia, jakby co wiesz gdzie mnie znaleźć – powiedział. Wisiał nad Wiktorią, która uczyła właśnie czegoś "szczeniaków". Wyglądał jak pluszowy balon...
Amber poszła odszukać dowódców. Musiała sobie radzić tym razem bez Aleksa, który zwykle zajmował się tymi sprawami...
Grupka dowódców obu płci siedziała w kantynie. Wyglądali an wyluzowanych, w końcu obyło się bez strat...
Amber przywitała się dołączając do nich.
- Aleks wypoczywa i zbiera siły, a my musimy przygotować dalszą część akcji. Mamy szansę oczyścić znaczne połacie terenów zajętych obecnie przez Skazę - powiedziała od razu.
- Więc zaraz znów maszerujemy? - zapytał jeden z mężczyzn.
- Musimy się podzielić na trzy grupy. Jedna będzie bronić miasta. Skaza już pokazał, że ma chrapkę na Azyl. Nie możemy mu pozwolić na jego podbicie. Dwie pozostałe zajmą się odbijaniem i oczyszczaniem terenów - powiedziała.
- Dobra, kusznicy i ciężka jazda zostają? - zaproponował drugi z mężczyzn.
- O ile tylko wytłumaczycie jak jazda może być skuteczna podczas obrony... - bąknęła.
- Bramy miasta są ustawione tak, by wchodziło się do nich pod górę. Ostatnio Aleks manipulował przy pancerzach. Ciężka jazda może teraz teleportować się z powrotem na punkt wyjścia, więc wykonują szarżę w dół po podjeździe i cofają się teleportem na komendę. Zaproponowałem to, bo Eryka ma pod komendą tych teleportujących się rycerzy i większość kuszników - odparł mężczyzna i skinął głową na elfkę.
- Hmm.. W ten sposób można długo odpierać ataki istot Skazy - mruknęła Amber. - Jak mówią: najlepszą obroną jest atak - dodała. - W takim wypadku mogą zostać kusznicy i ciężka jazda. Mury były już przeze mnie wzmacniane, więc w razie czego tak łatwo się do nich nie dobiorą istoty Skazy.
Eryka skinęła głową. - Dobra, no to ja i Vermon możemy Stanowic jedną armię, a Luciella i Sven - drugą - ciągnął mężczyzna. – Będziemy gotowi do wymarszu jutro o świcie - dodał.
- Do tego czasu powinniśmy się uporać z porządkami na przedpolu miasta. Im szybciej ruszymy tym więcej uda nam się ugrać. Jesteśmy gotowi do podjęcia boju. Mam nadzieję, że popis który dał nam Skaza to były jego maksymalne możliwości na Milgasii w tak krótkim czasie - mruknęła.
- Z tego co zrozumiałem to było wszystko co dał radę do tej pory uzbierać - powiedział Vermon.
- Wywalił w nas wszystkie istoty starej generacji i teraz wyśle na nas nowe, więc musimy zrobić ile wlezie do tego czasu - powiedział Aleks, podchodząc do stolika. Usiadł i przeciągnął się.
- Jakoś specjalnie wiele ich nie miał na podorędziu... W każdym razie im więcej odbijemy tym bardziej go osłabimy. Wiktoria jak tu przybyła stwierdziła, że Skaza na Milgasii został osłabiony już o 50% pomimo tego, że odbiliśmy tylko 35% kontynentu - powiedziała. - Daje to nadzieję, że osłabiony Skaza nie będzie w stanie nowych istot, nawet jeśli będą potężniejsze od starych, wytworzyć w takiej liczbie - mruknęła.
- Sądzę, że przerzucił większość gdzieś indziej przy okazji, nie chce mi się wierzyć, ze tak łatwo nam idzie - powiedział Aleks.
- Pamiętaj, że idzie nam całkiem nieźle, więc może Skaza chce tu chwilowo odpuścić by zająć się wpierw innym kontynentem i po zniszczeniu tamtego przerzucić tu wszystkie swoje siły... To co prawda najczarniejszy dla nas scenariusz, ale też mam go na uwadze - powiedziała. - Chwilowo zróbmy ile możemy. Nie popełnijmy błędów wybrańca Vistenesa. Musimy oczyszczać starannie każdy najdrobniejszy kawałek gruntu, bez względu na to czy to miasto czy pustynia - dodała.
- Żeby nie móc popełnić tego błędu musielibyśmy odizolować ośrodek decyzyjny Skazy od reszty. Swoją drogą dziwię się czemu istoty Skazy u nas jeszcze nie potrafią się teleportować... - mruknął Aleks.
- Może już potrafią, tylko jeszcze nam tego nie zademonstrowały... Mamy możliwość namierzenia i odizolowania ośrodka decyzyjnego? - spytała.
- Nic mi o tym nie wiadomo - mruknął Aleks i westchnął.
- Spytaj Carmen czy wie jak namierzyć ten ośrodek - poprosiła.
Aleks zamknął na chwilę oczy.
- Wie, ale dostanie się do niego może być skomplikowane. Będziemy potrzebować pomocy Kopacza. Dodała też, byś nie myślała nawet o atakowaniu ośrodka.
- Domyślam się, że Skaza mógł się bardzo dobrze przygotować na taką ewentualność. Ale odizolowanie go tak by zachwiać komunikację istot Skazy... To chyba mogłoby się udać, nie? - spytała.
- Sądzę, ze sprowokowałoby go zdecydowanego i szybkiego działania - mruknął Aleks.
- Gdybyśmy odcięli ośrodek decyzyjny to mógłby sobie działać... Zamknięty, bez możliwości komunikacji - Amber uniosła brew. Jak coś co jest odcięte może działać, nie wiedziała. To było dla niej nielogiczne...
- To nie jest "ciach" i po sprawie. Trzeba stworzyć kilkupoziomową barierę, by zupełnie to odciąć, to znaczy, że musimy określić trajektorię, ośrodki energii, zebrać energie, rozstawić magów i stworzyć parę barier na raz. Dwa tygodnie roboty najbiedniej... - powiedział Aleks.
Amber westchnęła ciężko.
- Mam naprawdę dość Skazy... Mam nadzieję, że odbicie kontynentu w połowie zapewni nam osłabienie Skazy o 75% i że wreszcie zacznie się coś dziać na naszą korzyść - westchnęła.
- Nic na naszą korzyść nie będzie się dziać bez naszej pomocy do momentu aż osłabimy Skazę o 100% - Aleks westchnął.
Amber przetarła dłonią twarz.
- Milgasia jest zmęczona ciągłą walką. Musimy ją czym prędzej zakończyć - powiedziała. Przyroda się odnowi jeśli dać jej taką szansę, ale będzie na to potrzebowała mnóstwa czasu. Tym więcej im dłużej potrwa walka...
- Taa... - Aleks westchnął ciężko. - Może zdołamy wykopać stad Skazę przed pierwszymi śniegami...
- Przyroda wróciłaby częściowo do siebie już na wiosnę - westchnęła. - Jutro musimy być gotowi przed świtem. Armia została już podzielona. Jeśli masz jeszcze jakieś pomysły jak usprawnić organizację tego wszystkiego to proszę, masz wolną rękę. Ja muszę odpocząć po dzisiejszej bitwie i zebrać siły na jutro. Ruszamy najpóźniej o świcie - powiedziała poważnie.
- Nie. Muszę siąść do map i opracować jakaś sensowną trasę - mruknął Aleks i przeciągnął się. - I się przespać... - dodał.
- Miłej nocy - powiedziała Amber, żegnając się na ten dzień ze zgromadzonymi. Sama chciała odpocząć. Musiała zregenerować zapasy energii i odpocząć psychicznie. Skierowała się do swojego pokoju. Wiedziała, że raczej nie zaśnie, ale mogła zbierać siły przy wykorzystaniu swojej aury.
Aleks skontaktował się z Carmen, po czym udał siew raz z Amber, ale koło jej pokoju poszedł dalej w stronę schodów. - Idziesz już spać? - zapytał.
- Chcę zebrać siły na jutro. Nie sądzę bym zasnęła. Ty idziesz teraz zająć się mapami, prawda? - spytała.
- Ta, może mi potowarzyszysz? Tam też jest jakaś sofa, to będziesz mogła się wygodnie ułożyć.
- Jeśli chcesz... Chociaż wątpię bym się do czegoś tam przydała - mruknęła.
Zawsze mi będzie przyjemniej w twoim towarzystwie - Aleks do niej mrugnął.
Amber ruszyła za nim, ale wydawała się odrobinę nieobecna.
Dotarli na miejsce i Aleks odpalił jakiś magiczny obiekt leżący na stole. Zaczął on pokazywać rozłożenie energii Skazy. Chłopak zaczął wnioskować z tego gdzie jest jakie skupienie. Gdy Amber ulokowała się na sofie Aleks kalibrował ponownie urządzenie. Złapał też coś do notowania...
Wilkołaczyca zmieniła formę na wilczą. Zwinęła się w kłębek na sofie układając pysk na poduszce z własnego puszystego ogona. Obserwowała poczynania Aleksa. Nie miała w sumie w tej chwili nic więcej do roboty.
Chłopak notował, kalibrował urządzenie, sprawdzał mapę, dopisywał coś do notatek.. i tak w kółko. Skończył po ponad godzinie roboty i zaczął przepisywać notatkę na czysto.
Wilczyca w tym czasie pozycji nie zmieniła ani o milimetr. Jedynie zamknęła jedno oko i zerkała na Aleksa spod przymkniętej powieki drugiego oka. Ani nie wiedziała co to za urządzenie, ani nie wiedziała co Aleks notował. Nie znała się na takich rzeczach więc trochę ją to znudziło.
- Już - powiedział Aleks. - Mamy pięć potężnych ognisk Skazy, a większość terenu jest skażona w niewielkim stopniu. Chcemy zmieść któreś z większych ognisk, czy zagarnąć dużą ilość terenu? - zapytał.
- Najbardziej chciałabym oczyścić sporo terenu i usunąć jedno lub dwa ogniska - mruknęła Amber tuż po zmianie formy.
- Mmm... Aleks przyjrzał się notatkom. - Da radę, ale nie wiem czy zdążymy dołączyć podbity teren do naszego... nie wiem czy damy radę nawet porządnie oczyścić trasę miedzy nimi. Zajmie nam to co najmniej trzy tygodnie... znaczy usunięcie dwóch dużych ognisk i stworzenie trasy od nich do podbitych ziem...
- A jedno ognisko? - spytała Amber. Powolne postępy bardzo ją męczyły.
- Tydzień, celując w to najbliższe - odparł Aleks.
- Razem z czyszczeniem terenu? - dopytała. Zawsze to lepiej niż oczyszczenie samego terenu. Wilkołaczyca podejrzewała, że to będzie najbardziej mordercza pod względem zadań do wykonania jesień w jej życiu...
- Ta. Zwiększymy powierzchnie zajętego terenu do około 50% - odparł Aleks, patrząc na mapę.
- Dobrze. Więc tak postaramy się zrobić - powiedziała dziewczyna. Zakryła twarz dłońmi. Potrzebowała więcej mocy, jeśli cała ta akcja miała skończyć się oczyszczeniem Milgasii w 100%.
- Nikt nie powiedział, ze będzie łatwo.. i szybko - westchnął Aleks. - I tak idziemy naprzód jak burza w porównaniu z ludzkimi wojnami...
- Wybraniec Vistenesa chociaż nie uporał się jeszcze z maruderami to ponoć oczyścił kontynent. W każdym razie on tak twierdził - mruknęła.
- On przywołał sobie armię demonów - mruknął Aleks. Z piętnastu miliardów demonów zgadnij ile zostało...
- Miliardów? - bąknęła Amber zdezorientowana. - Nie wiem ile zostało - bąknęła.
- Sześć i pół miliona - odparł Aleks. - Przywoływał ich ciągle, uzupełniając straty w armii, więc szedł naprzód demolując wszystko... -
- Gdy tam byłam kontynent nie wyglądał na zdemolowany - stwierdziła. Widziała las. Była przekonana, że to całkowicie normalna kraina, tak jak Milgasia.
- Taa, moc chaosu potrafi cofnąć zmiany jeśli właściwie stosowana - powiedział Aleks i westchnął. - My tej przewagi nie mamy
- No nie możemy sobie w żadnym razie pozwolić na straty w naszej armii sięgającej miliardów - mruknęła. - Najchętniej nasze straty ograniczyłabym do jedzenia zjadanego przez żołnierzy - westchnęła.
- Taa... więc proces jest długi, musimy zbierać większą armię w każdym miejscu, by nie dopuścić do strat - powiedział Aleks.
- Będę też potrzebowała większej mocy. W ostatniej bitwie nie pokazałam wszystkiego co mam do pokazania. Mam nadzieję, że chwilowo to wystarczy - westchnęła. - W tym tygodniu oczyśćmy te dodatkowe 15% kontynentu i zlikwidujmy jeden z ośrodków Skazy... Zostaną 4 i druga połowa kontynentu - dodała.
Aleks skinął głową i zatarł ręce.
- Idę przedyskutować z dowódcami co i jak... - powiedział i cmoknął Amber w usta. - Kolejny krok w drodze do skopania Skazie tyłka...
Wilkołaczyca była zmęczona, więc nie była w stanie podzielać entuzjazmu Aleksa w tej chwili. Została na sofie przez jakiś czas, ale w końcu cisza tego miejsca zaczęła ją drażnić i Amber skierowała się do swojego pokoju. Siadła na łóżku by zregenerować moc i wzmocnić odrobinę swój organizm. Spanie w pustym pokoju nigdy nie należało do rzeczy, które uważałaby za przyjemne.
Miasto działało dalej w swoim rytmie, powoli zbliżał się zmierzch. Wedy do pokoju weszła Carmen.
- Sprzątanie zakończone, poszło szybciej niż myślałam...
Wilkołaczyca przerwała zbieranie mocy. Spojrzała na Carmen.
- Jak ludzie radzą sobie z bólem głowy? - spytała.
- Biorą ziołowe tabletki... - odparła Carmen. - Boli cie głowa?
- Thaa... Boli mnie trochę. Martwię się jak nam pójdzie to odbijanie jutro... I przez kolejny tydzień. Zbliża się zima, z każdym dniem będzie coraz trudniej - westchnęła.
- Revenanci to istoty ciemności... nie mają problemu z zimą... ludzie też sobie radzą, więc się o to nie bój...
- Radzą sobie w mieście. Ale co jeśli będziemy musieli być daleko od miasta w środku zimy... Walka w śniegu i lodzie nie będzie taka łatwa. Istoty Skazy może nauczą się wykorzystywać to przeciwko nam... Chciałabym skończyć oczyszczanie kontynentu przed zimą, ale to tak powoli posuwa się naprzód... - westchnęła. Potarła łuki brwiowe i skronie.
- Tak to jest jak się za bardzo przejmuje stratami... tym bardziej, ze polegli i tak wrócą do życia... rozdrabniasz się, Amber - powiedziała Carmen.
- Powrócą jako Revenanci. Dobre dla armii, ale czy dobre dla ich bliskich? Nie każdy z tych, który idzie walczyć został sam na świecie - westchnęła. - Revenanci pragną zemsty, nie pragną ciepła, nie dają go nikomu - mruknęła. Westchnęła ponownie. - Jestem zmęczona. Chcę ograniczyć straty jak się tylko da. Musimy zdążyć przed zimą - dodała.
- Zobaczę co da się zrobić w kwestii zwiększenia ilości Revenantów - powiedziała Carmen. - Możliwe, że ludzie którzy nie maja już bliskich chcą być Revenantami - stwierdziła.
- To uczciwe - mruknęła dziewczyna. Położyła się na łóżku, rozkładając ramiona. - Powiedz mi, o czym marzysz? - spytała nagle.
- Ja? Ja nie mam marzeń. Mam dążenia - powiedziała Carmen, mrugnęła do Amber. - Wrócę do ciebie za godzinę -
- Dążenia chyba zaczynają się od marzeń, nie? - bąknęła.
- Marzenia, które się osiąga nazywa się dążeniami - Carmen zachichotała i zniknęła za drzwiami.
Wilkołaczyca westchnęła, znów została sama ze swoimi myślami. Bez zmieniania pozycji wróciła do swojego zbierania mocy.
Po godzinie Carmen wróciła. - No.. jestem -
Wilkołaczyca od chwili, gdy Carmen wyszła nie zmieniła pozycji.
- Mhm... - bąknęła ponownie przerywając medytacje. Otworzyła oczy zerkając na Carmen.
- Marzenia to rzeczy nieuchwytne. Jeśli czegoś chcę, to muszę znaleźć sposób zdobycia tego...
- Pewne rzeczy są niemożliwe, więc z marzeń nigdy nie przerodzą się w dążenia - mruknęła dziewczyna.
- Po co pożądać rzeczy, które są nieosiągalne? - zapytała Carmen.
- Chwytam się wszystkiego co sprawia, że czuję, że żyję... Że nie pogrążam się całkowicie w pragnieniu zemsty. Nawet jeśli jest to tak nieuchwytne jak marzenie. Marzenia wiążą się z emocjami - powiedziała. - Po co pożądać rzeczy, które są nieosiągalne? Po to by czuć... - powiedziała po krótkiej chwili milczenia. - Po dzisiejszej bitwie zauważyłam, że gdyby był cień szansy by zniszczyć Skazę teraz, zaraz... Natychmiast... Nie wahałabym się nawet gdyby wszystko przy okazji miało obrócić się w pył - mruknęła siadając na łóżku.
- Jeśli czegoś pożądam to szukam drogi znalezienia tego i to zdobywam. A Skaza padnie prędzej czy później. Systematycznie go unicestwiamy - stwierdziła kobieta.
- Zdobywasz za wszelką cenę? - spytała Amber. W jej oczach pojawił się błysk.
Carmen zaśmiała się i stuknęła nos Amber. Nie odpowiedziała.
Amber przeszła w cień by zmaterializować się za Carmen. Chwyciła ją.
- To twoja odpowiedź? - rzuciła szeptem wprost do ucha kobiety.
- Chcesz usłyszeć moją odpowiedź? - Carmen obejrzała się na Amber. Jej oczy nabrały jeszcze bardziej czerwonej barwy. Wyglądały hipnotyzująco...
- Zawsze - odparła.
Kobieta na chwilę zamieniła się w czerwoną mgłę. Zmaterializowała się z powrotem przodem do Amber i oparła ją ruchem dłoni i ścianę.
- Znajduję drogę. Znajduję środki. Zdobywam cel. Zawsze ten sam schemat. Porażka nie istnieje, jest tylko możliwość tymczasowego zastoju lub znalezienia innej, lepszej drogi.
- A co jeśli napotykasz na opór? - spytała. Amber naparła na dłoń Carmen.
Jej dłoń przeszła na wylot jak przez ciepłą mgłę. Carmen objęła Amber, otulając ją ciepłem.
- Opór z reguły znika sam...
- Opór znika sam... - powtórzyła cicho Amber, zastanawiając się nad tymi słowami. Przymknęła oczy, bo w cieple było jej dobrze.
Nie zauważyła kiedy znów znalazła się pod kołdrą. Carmen siedziała koło niej.
- Zależy od tego co próbujesz zdobyć... i kto stawia opór -
Wilkołaczyca wetknęła nos w ubrania Carmen. Lubiła ciepło i zapach Carmen - różnił się od ludzkiego, który odkąd mieszkała z ludźmi w mieście zawsze wywoływał jej dezorientację. Przez prawie 20 lat jej życia wciskano jej do głowy, że ten zapach to zagrożenie, a teraz ona sama zmieniała ten stan rzeczy.
- Ludzie nie stawiali dużego oporu, gdy zmusiłam ich do przyjęcia wilkołaków pod swoje strzechy. Z kolei Skaza stawia opór zażarty... - zamyśliła się na chwilę. Nagle rozbawienie błysnęło w bursztynowych oczach - Ty oporu nie stawiasz - zaśmiała się.
- A powinnam? - mruknęła Carmen. - Dałaś ludziom inny wymiar bezpieczeństwa... a Skazę chcesz zabić. Dziwnym by było gdyby nie stawiał oporu...
Amber przewróciła teatralnie oczami i obaliła Carmen na łóżko.
- Pytanie powinno chyba brzmieć czy chcesz, a nie czy powinnaś. Większość decyzji podejmujesz raczej ze względu na to czy chcesz czegoś, a nie czy powinnaś, hm? - spytała patrząc na Carmen z góry.
- Nie chce mi się stawiać oporu - kobieta wzruszyła ramionami.
Amber uśmiechnęła się szeroko. Uśmiech był nieco głupkowaty.
- Domyślałam się, że to powiesz - stwierdziła. Przytuliła się do kobiety. - Głowa przestała mnie boleć - mruknęła.
- Mhm... - Carmen westchnęła. Endorfiny widocznie zrobiły swoje.
Wilkołaczyca dłuższą chwilę milczała i nagle odezwała się z pewną dziecięcą naiwnością w głosie.
- Jak pozbędziemy się Skazy możemy ruszyć na wielką wyprawę by zobaczyć cały świat? Chciałabym zobaczyć jak on wygląda, wtedy gdy nie ma na nim skażenia. Zobaczyć zwierzęta, które żyją w innych miejscach...
- A nie chciałaś wrócić do lasu? - zapytała Carmen, unosząc brew.
- Przecież nie będę podróżować po świecie przez całe życie, nie? - bąknęła Amber. Zrobiła wielkie oczy - Na mapach świat nie wyglądał na aż tak wielki - bąknęła.
- A ile świata chcesz zwiedzić? Cały? Życia ci nie starczy - Carmen zaśmiała się.
Amber posmutniała.
- No to nie... - bąknęła. Z tych dwóch rzeczy jednak wolała las, który był jej domem...
- Możesz odwiedzić wszystkie kontynenty, ale nie zwiedzać ich dokładnie... - powiedziała Carmen.
- Ile takie odwiedzanie mogłoby potrwać? - spytała Amber. Niewielka to pociecha, ale zawsze coś... Wilkołaczyca była ciekawa tego świata, który objawił się jej niedawno przed oczami. Wcześniej jej świat ograniczał się do watahy i terytorium łowieckiego.
- Parę, może paręnaście lat... ty masz pewnie koło paruset, więc nie za długo..
- Paruset? - dziewczyna uniosła brew. - Hmm... W lesie niespecjalnie liczyliśmy lata naszego życia - mruknęła.
- Ty masz dwadzieścia, może dwadzieścia jeden - powiedziała kobieta.
- Nie zastanawiałam się nigdy nad tym. Nigdy mi to do niczego nie było potrzebne - uśmiechnęła się beztrosko.
- Bo nie jest... ludziom jest czasem potrzebne... w różnym stopniu - mruknęła kobieta.
- Do czego może to być ludziom potrzebne? - spytała zainteresowana.
- Do pewnego punktu jak rosną nie powinni na przykład pic alkoholu. Od innego wieku z kolei mogą iść do pracy, a w innym okresie muszą się uczyć - Carmen rzuciła garścią przykładów.
- No mówiłaś, że alkohol może sprawić, że człowiek się robi pijany. Ale szczerze mówiąc nigdy tego nie czułam, więc nie wiem o co chodzi - mruknęła. - Mogę się tylko domyślać, że to coś złego - dodała.
- Ta, czasem się zdarza, ze ludzie nie potrafią bez tego żyć, jak wejdzie im w nawyk. Mówi się wtedy o uzależnieniu.
- Eee, nawet piwo, chociaż jest pyszne, może się znudzić - mruknęła Amber. - Nie nudzi się tylko to - Amber liznęła Carmen w ucho łaskocząc ją z premedytacją.
Carmen parsknęła śmiechem i obróciła Amber na plecy., przetaczając się z nią na bok.
Amber póki tylko była w stanie łaskotała kobietę. Dopiero kiedy ta znalazła się poza jej zasięgiem i zasięgiem jej języka po prostu się śmiała.
- No... spokój mnie tu - powiedziała Carmen, uśmiechając się półgębkiem. Jej oczy wróciły do swej normalnej barwy i położyła się obok.
- Rzadko się tak śmiejesz, no to musiałam coś z tym zrobić - powiedziała Amber z pełnym przekonaniem.
- Meh, bez przesady - powiedziała Carmen. - Wystarczy powód - wzruszyła ramionami.
- Ten który ci dałam był wystarczający - uśmiechnęła się Amber i cmoknęła Carmen.
- Trudno zaprzeczyć - potwierdziła Carmen.
- Dobra.. to co robimy jutro?
- Wstajemy przed świtem i o świcie ruszamy z armią odbijać tereny - powiedziała Amber. - Chcemy zniszczyć jeden z pięciu ośrodków Skazy i oczyścić kolejne 15% lądu - dziewczyna bardzo precyzyjnie określiła plany na cały przyszły tydzień.
- Kawał roboty... w wolnym czasie poszukam czegoś co mogłoby nam pomóc... ten świat jest bardzo stary. Sadzę, że gdzieś tam są relikty przeszłości.... - mruknęła Carmen.
- Jak można szukać czegoś co nie wiadomo czym jest i gdzie może się znajdować? - spytała. - Chyba, że wiesz czego chciałabyś szukać... - dodała.
- Musze stwierdzić gdzie znajdowały się pewne miejsca na mapach starych światów - odparła Carmen.
- mammy już dwa punkty odniesienia, więc mogę spróbować stwierdzić co może znajdować się pod Milgasią.
- No na pewno mieszka tam Kopacz - mruknęła. - I na pewno jest tam, a raczej było miasto nieumarłych - dodała
- To mało... szukamy czegoś więcej - mruknęła Carmen. - I głębiej...
- Co to może być? - spytała zaciekawiona. Odpędziła swoje wyobrażenie na temat wspaniałych rzeczy, bo pierwsze co jej do głowy przyszło to wielka wołowa kość...
- Sprzęt. Moc... nie wiem, zobaczy się - powiedziała kobieta, zamyślając się.
- Przypomniało mi się coś - Amber miała lekko zakłopotaną minę. - Jak byliśmy szczeniętami... Ja i moje rodzeństwo... To bawiliśmy się w poszukiwanie skarbów. Alfa wyjaśnił nam później, że tak też się bawią ludzkie dzieci i to nas różni od wilków. W każdym razie najcenniejszym skarbem była zawsze największa kość jaką udało nam się zwędzić dorosłym po polowaniu - bąknęła.
Carmen zaśmiała się cicho.
- No żeby zdobyć kości nie trzeba kopać głęboko - powiedziała kobieta. - Ja chcę sięgnąć głębiej niż sięga Kopacz...
- Odkopać kość pół biedy, ale potem dostań się do szpiku - mruknęła Amber. - Gdy pierwszy raz udało mi się zębami taką kość skruszyć i dostać się do tego co najsmaczniejsze to mało sobie oka nie wybiłam - bąknęła.
- Nie wpadłaś na pomysł by zmienić postać na bestię i połamać kość na kolanie? - zapytała kobieta.
- Teraz dałabym radę, ale wtedy byłam szczeniak... I moje próby dokonania tego nawet w formie bestii kończyły się zwykle obolałym kolanem i łapami - bąknęła. - Prędzej się nauczyłam kruszyć je zębami - Amber wyglądała na mocno zakłopotaną. Czerwony kolor na policzkach dość dobitnie to potwierdzał.
- Ale dało radę - Carmen wzruszyła ramionami. - Hm... może przejdę się od razu do biblioteki i obejrzę co jest tam do wyszukania...
- No to ja sobie będę dalej medytować i zbierać siły - bąknęła Amber.
Carmen skinęła głowa i podniosła się z łóżka. by otworzyć portal i zniknąć w nim.
Wilkołaczyca wygrzebała się spod ciepłej kołdry. I tak nie mogłaby zasnąć w pustym pokoju, więc nie było sensu próbować. Usiadła na łóżku i skoncentrowała się zbierając siły w inny sposób.
Po niecałych dwóch godzinach powróciła Carmen.
- Znalazłam co nieco - powiedziała.
Wilkołaczyca wycofała aurę i otworzyła oczy, które wróciły do normalnego jej koloru. - Co takiego? - spytała ciekawie.
- Mamy pod Milgasią siedem użytecznych lokacji. Chcemy stworzyć armię mroczniaków, stworzyć nowe wierzchowce dla rycerzy, znaleźć złoża bardzo ciekawego metalu do robienia zbrój i broni, pozyskać artefakt, czy więcej mocy dla ciebie? - zapytała kobieta, zacierając ręce.
- Jak sądzę pytasz o kolejność? - spytała.
- Owszem - odparła Carmen.
- Armia mroczniaków ile istot będzie liczyła? Zdaje się mówiłaś, że jeśli zamienię się w potwora i użyję mojej aury to też przyzwę mroczniaki - powiedziała.
- Tak, aczkolwiek jest ich pewna ilość i będą odżywać po śmierci. Możemy stworzyć duże, stabilne mroczniaki, które też będą odnawiać się w twojej aurze. Zwiększymy ich maksymalny limit... sadzę że o jakieś pół tysiąca - powiedziała Carmen.
- To to bym chyba chciała na pierwszy ogień. Jeśli będą odżywać po śmierci i odnawiać się w mojej aurze to niemal idealne jednostki do walki w trudnych sytuacjach - powiedziała.
- Dobra, no to jutro idę poszukać drogi do celu - powiedziała Carmen. - Tymczasem proponuje pospać... - przeciągnęła się.
Wilkołaczyca zrobiła Carmen miejsce.
- Ludzie nie mają sierści więc marzną, ale spanie pod kołderką jest przyjemne... Więc póki ma się kołderkę można nie mieć sierści - powiedziała filozoficznie. Wciągnęła Carmen pod kołdrę i wykorzystała jako poduszkę...
- Taa.. - kobieta nie opierała się, myślała już nad dniem następnym i "operacje" Amber nie przeszkadzały jej.
Za to wilkołaczyca dość szybko zasnęła. Było jej zbyt wygodnie by pozostać na jawie. Przed świtem i tak będzie musiała wstać i natychmiast brać się do roboty...


Kolejny dzień przyniósł sporo słońca i ciepła nietypowego nieco dla tej pory roku.
- Słońce... - bąknęła schrypniętym głosem Amber, gdy się obudziła. - Słońce?! - przestraszyła się nie na żarty... Miała wstać przecież przed świtem...
- Ano, słońce - odparła Carmen, unosząc brew.
- Przed świtem nie ma słońca... O świcie ledwo błyska, a my o świcie mieliśmy ruszyć! - Amber poderwała się jak oparzona.
- Armia pewnie już ruszyła. Leć na śniadanie i dołącz co nich portalem - zaproponowała Carmen.
- Porażka... - bąknęła Amber. Pobiegła na dół porwać coś do jedzenia...
Barman dał jej jaja sadzone na boczku, gdy tylko siadła przy stole do którego ją skierował gestem.
Wilkołaczyca pochłonęła całą zawartość talerza niemal natychmiast. Zaspać na własną kampanię wojenną... Amber była teraz tak zakręcona, że nie była pewna gdzie znajdzie kogoś kto umie stawiać portale
Wiktoria spojrzała na nią pytająco zza stołu, przy którym siedziała ze szczeniakami.
- Coś nie tak? - zapytała, patrząc na Wybrańca Azariel.
- Zaspałam... I muszę się dostać tam gdzie właśnie przebywa armia... Z którą miałam wyruszyć o świcie - bąknęła Amber z miną szczenięcia, które coś przeskrobało.
- jak Carmen zna lokację armii to cię wyśle, ale wiem, ze jakieś portale stawiano na placu treningowym - powiedziała Wiktoria.
Amber pstryknęła palcami, gdy ją Wiktoria ocknęła z otępienia umysłowego wywołanego pośpiechem i paniką.
- Carmen! Dzięki - rzuciła biegiem wracając do pokoju, mając nadzieję, że Carmen jeszcze tam gdzieś jest...
Carmen tam była.. wylegiwała się i rozmyślała.
- Możesz mnie przenieść? - bąknęła.
Carmen dotknęła jej ramienia. Amber pojawiła się koło Aleksa, stojącego w namiocie.
- Jak się spało? - zapytał Aleks, szczerząc się i nie podnosząc wzroku znad mapy.
- Wygodnie... - bąknęła Amber. Z taką poduszką nie było szans by było inaczej... - Nie wiem nawet jaka pora dnia jest, ani gdzie się właśnie znalazłam - bąknęła.
- Koło południa... przejęliśmy już część terenów, czekamy z atakiem na pierwsze siedlisko do czasu twego pojawienia się... czyli możemy zaczynać gdy dasz znać - powiedział Aleks.
Amber uderzyła czołem w maszt namiotu.
- Południe... - jęknęła. Za dobrze jej się spało... - Jeśli wszyscy są gotowi to bierzmy się za atak... Mam ochotę wywlec flaki jakimś istotom Skazy - rzuciła.
- No to jazda - powiedział Aleks, podnosząc się. Wyszli z namiotu i oczom Amber ukazała się rozległa równina z olbrzymim mięsnym filarem pośrodku. Filar miał około pół kilometra szerokości i sięgał w górę do chmur. Wokół niego latały jakieś skrzydlate maszkary...
Wilkołaczyca przyjęła postać potwora.
- Muszę sobie poprawić humor, a te skrzydlate pokraki i wszystkie inne istoty Skazy, które się napatoczą idealnie nadają się do udekorowania pola bitwy - warknęła.
- Ruszasz przodem z Revenantami, a ja prowadzę resztę z tyłu? - zapytał Aleks.
- O taaak - warknęła. - Daj znać kiedy będziecie gotowi, to my wejdziemy tam przodem - dodała.
- Jasne – odparł Aleks i cisnął w powietrze ładunek energii. Z tyłu zapanowało poruszenie. Armia zaczęła ustawiać się uzgodnionej formacji...
"Prowadź" rzucił Aleks przez łącze telepatyczne.
Wilkołaczyca dała znak Revenantom i ruszyła przodem. Otoczyła się swoją aurą gdy wyszła poza zasięg swojej armii. Jej celem było zniszczenie wszystkich istot Skazy w zasięgu... Wszelkimi dostępnymi metodami.
Bitwa była naprawdę zażarta i ciężka. Padło pięćdziesięciu walczących po stronie Amber – jeszcze nigdy do tej pory jej armia nie poniosła takich strat. Wszyscy oni wstali w postaci Revenantów. Poza tym wszyscy dotychczasowi Revenanci w ogniu bitwy stracili swoje istnienia... Negatywna moc ponownie ich podniosła do boju przeciwko Skazie. Skażone istoty miały znaczną przewagę szybkości, na szczęście nie były wystarczająco silne i odporne by jeszcze pogorszyć wynik walki – kusznicy sprawili się wzorowo uważnie celując i sprawnie strącając wrogów.
Po dwóch godzinach bitwa się skończyła, ale ziemia na polu walki była bardziej skażona niż jakakolwiek widziana przez Amber w przeszłości.
Aleks westchnął, czyszcząc pancerz energią i patrzył na mięso rozlane po równinie, powoli wsiąkające w ziemię.
- No to będzie sporo sprzątania... - stwierdził.
- Jeden ośrodek Skazy mniej. Zajmę się wypalaniem resztek. Nie chcę tu ani odrobiny śladów skażenia - mruknęła i zabrała się do pracy...
- Mmmhm - Aleks strzepnął dłonie. - Odpocznę chwile i też się za to wezmę - zapewnił. Zapowiadało się na pracowite popołudnie... i wieczór.
Wilkołaczycy praca nie przeszkadzała póki przynosiła widoczne efekty. Bitwa poszła zdumiewająco szybko choć martwiło ją to jak wielu Revenantów tego dnia powstało... 2 tysiące mroczniaków, o których dzień wcześniej rozmawiała z Carmen będzie zdecydowanie nie do przecenienia. Amber ciężko pracowała by usunąć wszelkie skażenie i skażone resztki istot z terenów właśnie odbitych. Potem czeka ich dalsze oczyszczanie terenów skażonych. Amber miała nadzieję, że mimo iż plany pierwotne tego nie zakładały uda się zniszczyć drugi ośrodek Skazy... Ale liczyła się z tym, że niestety może to się okazać niemożliwe.
W pewnym momencie widoczność poprawiła się znacznie i Aleks gwizdnął przez zęby.
- Oj... - wskazał palcem kierunek. - Wiesz, ze tam nigdy nie było gór? - zapytał. Kawał w oddali widoczne były góry...
- Chcesz powiedzieć, że góry wyrosły tam w ciągu kilku chwil? - bąknęła wilkołaczyca. Spojrzała we wskazaną stronę starając się dostrzec w nich coś niezwykłego...
- Nie, po prostu było niewielkie zachmurzenie i nie widać było tak daleko... - mruknął Aleks
Kształty majaczące w oddali były olbrzymie... Amber miała wrażenie, że góry lekko poruszają się...
Amber zmrużyła oczy.
- Nie wiem czy dobrze widzę, ale to coś się chyba rusza - mruknęła. - Masz coś przez co można patrzeć na odległość? - wilkołaczyca wiedziała, że ludzie miewają takie urządzenia. Nie pamiętała nigdy jednak jak się zwą.
Aleks zakręcił lunetą w dłoni, rozwinął ją i spojrzał.
- Uoż kur... - uniósł brwi i podał Amber przedmiot.
Amber przejęła urządzenie i spojrzała przez nie. Miała nadzieję, że nie jest tak źle jak jej się wydawało, że może być...
Zobaczyła dwie wielkie góry pulsującego i powoli poruszającego się mięsa, wypluwającego co jakiś czas kolejne harpie.
Amber westchnęła ciężko.
- To druga część tego ośrodka czy inne ośrodki? - spytała. Nie podobało jej się to wcale...
- Główny ośrodek, ten największy, który chcemy usunąć - mruknął Aleks i westchnął.
- One są tak blisko siebie czy też to co tu zniszczyliśmy to nie był jeden z pięciu ośrodków? - spytała.
- To był mały ośrodek - odparł Aleks. - Tamto jest tym dużym głównym ośrodkiem... -
- Czyli jednym z pięciu... - mruknęła. Westchnęła ciężko. - No dobra. Oczyśćmy tu wszystko do końca i zorientujmy się co możemy zrobić, żeby się tego pozbyć i nie stracić znów 50 osób. Zasiedlenie całej Milgasii Revenantami nie jest moim celem - mruknęła. - No byłby problem - mruknął Aleks.
- Skończymy tutaj i następnego dnia ruszamy dalej? - zapytał.
- Tak. Nie mamy wyjścia jeśli chcemy oczyścić Milgasię. Czeka nas mnóstwo główkowania przed kolejną bitwą - westchnęła. Zastanawiała się jak można by ograniczyć straty w istotach żywych z armii. Podejrzewała, że będzie musiała ponownie wezwać smoki do pomocy i jednocześnie poprosić Kopacza o wsparcie.
- Wezwać ambasadora? - zapytał Aleks. - Wieczorem, znaczny...
- Dobrze by było - powiedziała Amber. - Czeka nas wiele pracy. Mam nadzieję, że Skaza nie uderzył gdzieś gdzie wolelibyśmy go nie mieć - bąknęła.
- Przekonamy się - Aleks westchnął ponownie.
- Skończmy może porządki, a potem skontaktuje się z Carmen i z ambasadorem...
- Dobrze - mruknęła wilkołaczyca. Oddała lunetę Aleksowi i wróciła do sprzątania niedawnego pola bitwy.
Aleks schował przedmiot do pokrowca i też wrócił do pracy.
Późnym wieczorem teren został oczyszczony i Aleks zaległ na chwile w swoim namiocie. Amber też miała dość. Miała podejść do swojego generała, gdy względnie wypocznie.
Amber przystąpiła do regenerowania swoich sił. Na tyle na ile mogła w warunkach polowych. A to był dopiero pomniejszy ośrodek. Wilkołaczyca była w podłym nastroju. Straty jakie ponieśli były znaczniejsze niż kiedykolwiek wcześniej mimo że akcję starali się zaplanować lepiej niż kiedykolwiek wcześniej... Co gorsza wyglądało na to, że jest to zaledwie przedsmak czegoś o wiele gorszego... A ona już była zmęczona po oczyszczaniu tego terenu. Potrzebowała więcej mocy... Znaacznie więcej mocy...
Aleks siedział nad kolacją i notatkami. Tarł co jakiś czas brwi i wzdychał.
Amber weszła do namiotu. Podeszła bez słowa do Aleksa i przekazała mu odrobinę energii przy przegnać jego zmęczenie. Zaledwie tyle by nie czuł się taki padnięty.
Aleks drgnął i uśmiechnął się.
- Amber... zamyśliłem się. No to co? Gotowa? - zapytał, wstając.
- Zregenerowałam się na tyle, że nie będę padać na pysk - mruknęła. - Bardziej gotowa dziś nie będę - dodała.
Aleks skinął głową.
- Z kim najpierw się kontaktujemy? - zapytał.
- Carmen. Chciałabym wiedzieć na czym stanęły jej poszukiwania - mruknęła.
Aleks skontaktował się.
-Hm... jeszcze czegoś szuka. W Azylu i okolicach spokój. Da znać jutro ponoć - powiedział.
- Szkoda, że jeszcze nie znalazła. To by mogło dać nam przewagę w jutrzejszym boju - westchnęła. - No dobra, to ambasador smoków... - dodała.
Ambasador wkrótce wyszedł przez portal, który otworzył Aleks.
- Witam - powiedział, skłaniając się lekko.
- Witaj. Mamy poważny problem do rozgryzienia - powiedziała od razu przechodząc do sprawy.
Smok skinął głową.
- Słucham – założył ręce za plecami i dalej patrzył na Amber.
- Chcemy zaatakować jeden ze pięciu głównych ośrodków Skazy... Niestety jeden pomniejszy skończył się dość poważnymi stratami i nadwątleniem sił. A jeden z głównych jest w porównaniu do tego olbrzymi - westchnęła.
- Dobrze, zbiorę smoki patrolujące oczyszczone tereny i będziemy gotowi do południa dnia następnego - zapewnił ambasador.
- Sądzę, że wcześniej i tak nam się nie uda zebrać sił. Musimy być w pełni sprawni przed ruszeniem dalej. Inaczej byśmy mogli ponieść większe straty niż byśmy chcieli - westchnęła. Do tego czasu Carmen powinna znaleźć to czego szukała...
Ambasador skinął głową i powrócił przez portal.
- Dobra... o, Carmen jednak już jest gotowa. Mam cie do niej przenieść? - zapytał Aleks.
- Dobrze by było. Jeśli wszystko się powiodło to to może pięknie odwrócić losy bitwy na naszą korzyść - powiedziała.
Aleks zamknął jeden portal i otworzył drugi.
- Iść z tobą? - zapytał.
Amber się zamyśliła na krótką chwilę.
- Choć wierzę w zdolności przywódcze naszych dowódców to obawiam się, że żadne z nich nie dysponuje taką mocą i charyzmą jak ty. W razie gdyby Skaza coś kombinował na tę noc wolałabym, by ktoś o twojej sile i zdolnościach miał pieczę nad armią - powiedziała. Mówiła to tak jakby o swoją armię troszczyła się jak o własne szczenięta. Takie w każdym razie wrażenie można było odnieść słuchając jej słów.
- Wedle twego uznania - odparł Aleks.
- Dobra, to powodzenia - uśmiechnął się do niej.
Amber pocałowała go w usta. Potem z uśmiechem weszła w portal.
Aleks odwzajemnił pocałunek, uśmiechając się dalej. Westchnął cicho i wyszedł z namiotu, zamykając portal.
Po drugiej stronie portalu była jaskinia. Wyglądała dziwnie, była bardzo nieregularna.
- Dobra... - powiedziała Carmen, widząc Amber. - Ogólnie jesteśmy w miejscu zwanym Czarnym Sanktuarium. Było to miejsce kultu dawno martwego boga, które zostało przerobione na miejsce kultu Azariel. Musisz się tam przejść i zapewnić sobie przywództwo nad mroczniakami. Są tam i leżą wokół Kryształu Ciemności. Pogadaj z największym. Jeśli uzna cie za godną to da ci przyswoić moc kryształu i zapanujesz nad mroczniakami.
- Jakieś wskazówki co do prowadzenia rozmów z mroczniakami? - spytała. Nie bała się ich. Była spokojna. Ale nie chciała palnąć gafy jakie jej się zdarzało podczas rozmów z ludźmi...
- To istoty odpowiadające bezpośrednio przed Azariel. Od czasu jak ukryły się tu minęło na prawdę dużo czasu, stały się inteligentniejsze i wyglądają... przystępniej. Sadzę, ze bardziej scaliły się z pojmowaniem świata według Azariel... tyle - Carmen rozłożyła ręce.
- Hmm... No dobrze. To zobaczymy jak będzie. Jestem gotowa - powiedziała.
Carmen wskazała ścieżkę wiodącą do dużej jaskini.
- No to powodzenia...
- Dzięki - rzuciła Amber i ruszyła w tamtą stronę.
Wkroczyła do jaskini na chodnik unoszący się nad niewidocznym z tej odległości dnem. Na kamieniach wystających z morza mroku wylegiwały się jaszczuropodobne istoty o gigantycznych szponach i paszczach najeżonych zębami ostrymi jak brzytwa. Przed Amber na końcu kamiennego chodnika widać było kryształ wielkości trzypiętrowej kamienicy. Na chodniku jednak wylądował olbrzymi mroczniak. Dawniej, przed opuszczeniem lasu AMber mogłaby uznać go za łowcę doskonałego. Nie wydał żadnego dźwięku lądując, jego ruchy były idealnie płynne... teraz jednak wilkołaczyca przewyższała go mocą, siłą i prędkością...
- Ta, która zwie się Wybrańcem Azariel wreszcie nas odnalazła... - mruknął.
- Nie śmiałabym tak się zwać, gdyby nie było to prawdą - odparła ze spokojem. Mimo tego, że była od niego silniejsza potrafiła docenić jego walory jako drapieżnika. Bardzo jej się podobało to co w nim widziała.
Istota podniosła się i powoli podeszła do Amber.
- Rozumiem, ze chcesz objąć przywództwo nad nami, mroczniakami? - zapytał, zatrzymując się. Przyjrzał się Amber i zmrużył brwi na chwilę.
- Czuję w tobie moc naszej Pani, chcesz bym poddał próbie twoja wiedzę, siłę, czy moc? - zapytał.
- Test wiedzy - powiedziała patrząc na wielkiego mroczniaka.
- Czemu test wiedzy? - zapytał mroczniak, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.
- Bo siła i moc niczego nie dowiodą. Wiedza jest najlepszym sposobem na dowiedzenie wartości - powiedziała spokojnie.
Mroczniak wyszczerzył się szeroko.
- Tak na prawdę mogłem cię przepuścić gdy tylko wybadałem twą moc... ale chciałem mieć pewność... - powiedział, odsuwając się z drogi.
- Będę zadowolony mogąc podążać za twa wolą - zachęcającym gestem wskazał drogę ku kryształowi.
Wilkołaczyca skinęła mroczniakowi głową po czym ruszyła w stronę kryształu. Szła pewnie i spokojnie. Jej celem było przejęcie energii drzemiącej w krysztale.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: Świat Pasem: Czas Orłów i Kruków

Post autor: Mekow »

Amanda Jones
Astaria, Isillah, Dolina Zieleni


- Lena, dobrze się czujesz? - powiedziała Amanda. Jeśli ona zemdlała, to widok musiał być naprawdę...
- Tak. Chyba tak - odpowiedziała Paladyn. - Co się dzieje? - spytała.
- Sotor ściągnie na siebie największą ohydę, a my zajmiemy się pozostałymi - odpowiedziała Amanda.
Chciała dać jej trochę więcej czasu na ochłonięcie, więc spokojnie mówiła dalej.
- Z kapłanami mamy walczyć osobno, a ze zwykłymi upiorami razem. To rada Sotora, więc myślę, że warto się zastosować - rzekła Amanda.
- Zgadzam się z tobą - odpowiedziała Lena. - Gdzie jest mój miecz? - spytała.
Amanda rozejrzała się dookoła, jednak miecza Paladyn nie było nigdzie w zasięgu jej wzroku.
- Nie wiem - odpowiedziała Amanda niezbyt zadowolona z tego faktu. Wyciągnęła z kabury rewolwer jej ojca, sprawdziła zasób amunicji i wręczyła go Lenie.
- Przywykłam do miecza, ale dziękuję - powiedziała Lena odbierając broń.
Kobiety wstały, szykując się na to co nadchodziło. Amanda schowała znalezioną biżuterię do schowka w kostiumie i dobyła rewolweru otrzymanego od Sotora.
Gdy wyszły z pokoju Amanda zobaczyła długi miecz wbity w posadzkę. Wyglądał trochę jak miecz Sotora.
- Od razu lepiej - powiedziała Lena na widok miecza i oddając rewolwer Amandzie, natychmiast go dobyła.
Amanda uśmiechnęła się tylko w odpowiedzi i naładowała trzymane w rękach rewolwery. Obie były teraz gotowa na to co ich czekało... przynajmniej tak sądziły. Nie tracąc czasu ruszyły dalej.
Po przejściu paroma korytarzami i sprawdzeniu paru pokoi kobiety stwierdziły, że docierają do większej sali. Lena wyjrzała zza węgła i ujrzała olbrzymie pomieszczenie, pośrodku którego zobaczyła fontannę. Wokół niej rozciągał się kwadratowy plac o krawędzi około 60 metrów. Był okrążony okrągłymi, ośmiometrowymi, filarami grubymi na metr. Między filarami unosiły się upiory... a w fontannie tkwił kolejny kryształ.
- Co widzisz? - szepnęła cicho Amanda. Ona sama widziała olbrzymie pomieszczenie i starą fontannę pośrodku, a oprócz tego dużo gruzu. Wycofały się z powrotem do korytarza.
- Upiory unoszą się między filarami na wysokości czterech metrów. Kryształ jest w fontannie, na jej szczycie - odpowiedziała Lena, równie cichym szeptem. - Wejdę tam jak gdyby nigdy nic i zaraz potem wrócę. Będą mnie goniły, gdy padnę na ziemię załatwisz je za jednym razem. Korytarze tu są wąskie, posłany środkiem pocisk powinien oczyścić go z upiorów.
- Dobra - odpowiedziała Amanda. Drugi strzał zachowam w rezerwie - cichym szeptem odparła Amanda.
Lena kiwnęła hełmem i zgodnie z planem, weszła do sali. Upiory momentalnie ją spostrzegły i ruszyły w jej stronę, tworząc szpony na końcach palców. Lena wbiegła do korytarza. Nie musiała nic mówić Amandzie, wiadomo było, że upiory chwyciły przynętę.
Upiory wleciały za kobietą, wyjąc. Wycie słyszała nawet Amanda, nie widziała tylko jak banda bladoczerwonych upiorów wpada za Lena do korytarza, machając szponami... ale dźwięk wydawał ich lokację.
Zaraz potem Lena w całkowicie kontrolowany przez siebie sposób padła na ziemię. Amanda zgodnie z planem strzeliła z obu rewolwerów, posyłając moc Aramona przez środek korytarza.
Wycie ucichło wraz z hukiem wystrzałów. Lena obejrzała się, by stwierdzić, ze upiory zniknęły. Odwróciła się do Amandy.
- Trafione - powiedziała podnosząc się jednocześnie.
Amanda podeszła do niej, wyraźnie zadowolona że ich plan się powiódł.
- Jesteś cała? - spytała.
- Tak, chodźmy - odpowiedziała Lena i obie szybko ruszyły do sali.
Fontanna wyglądała dość upiornie. Główne naczynie podtrzymywało pięć kamiennych szkieletów, stojących w jeszcze większym naczyniu, wyglądającym jak połączona sieć żeber.
Amanda skrzywiła się zniesmaczona. Budowanie takich rzeczy było domeną nekromantów i tym podobnych. Samo wykonanie tego świadczyło o gospodarzu.
- Widzisz coś jeszcze? - spytała Leny, która spokojnym krokiem podeszła do fontanny.
- Kryształ jest na szczycie fontanny - odpowiedziała Lena. - Wejdź, podsadzę cię - zaproponowała zaraz potem.
Amanda kiwnęła głową. Nie wyobrażała sobie odwrotnej sytuacji, gdyby to ona miała podsadzać odzianą w zbroję Paladyn.
Zaraz potem Amanda znalazła się na szczycie fontanny.
- Tutaj, dokładnie - powiedziała Lena, gdy Amanda wskazała domniemane miejsce położenia kryształu.
Ona sama widziała tam zwykłą czaszkę. Nie tracąc czasu z całej siły uderzyła ją obcasem.

Nagle rozległ się głośny świst. Amanda w porę zablokowała cios batem, ale siłą uderzenia spowodowała, ze kobieta spadła do niższego basenu...
Upadła z dość głośnym hukiem, choć mógł on zostać spotęgowany przez echo pustej sali. Starała się nie zważać na ból lewej nogi, tyłka i pleców. Szybko dobyła rewolweru i usiadła w basenie fontanny, celując do kapłanki.
Tymczasem Lena z mieczem w dłoni ruszyła na nią, dając Amandzie więcej czasu na pozbieranie się.
Gdy ta się pozbierała stwierdziła, że kapłanka walczy z Leną, atakując ją ostrzami na końcu kostura. Paladyn blokowała ciosy bez trudu.
Mimo wszystko należało wziąć w tym udział. Naładowała rewolwer niezbyt dużą siłą i wycelowała starannie, aby nie ryzykować trafienia koleżanki.
W odpowiednim momencie nacisnęła spust.
Trafiła idealnie w kapłankę. Siłą uderzenia rzuciła kobieta o ścianę... Lena pstryknęła palcami... i usunęła iluzję. Pod ścianą leżała nieprzytomna Paladyn, tymczasem kapłanka zamachnęła się batem na Amandę.
- O żesz ty cholero! - wyrwało się z gardła Amandy, gdy zobaczyła co się stało. Fakt, że lekko naładowała broń niewiele ją pocieszał.
Tym razem naładowała broń z typową mocą. Pozostała na miejscu używając ściany basenu jako tarczy, wymierzyła gotowa oddać strzał.
Bat owinął się wokół jej nadgarstka. Kapłanka szarpnęła wstecz... i z nietypową dla tak drobnej postaci siłą wyszarpnęła kobietę z basenu i uderzyła nią o kolumnę.
Widać było, że sprawa nie jest prosta... a jest wręcz ciężka. Poprzednia kapłanka, jakoś nie sprawiała takich problemów, a ta tutaj lada moment ją zabije.
Amanda nie mogła się poddawać, musiała tupnąć nogą i postawić się. Tupnęła więc nogą używając mocy tak jak ćwiczyła z Sotorem. Podłoga pod kapłanką rozstąpiła się i kobieta runęła w dół, próbując zamachnąć się batem. Ziemia zeszła się i rozległo się głośne chrupnięcie. Z kapłanki raczej nic nie zostało...

Nie tracąc czasu Amanda podbiegła do Leny. Miała nadzieję, że moc dobrego boga nie wpłynęła aż tak na Paladyn. Była jednak bardzo zaniepokojona o jej zdrowie. Moc jak moc, dalej destruktywny wpływ działał niezależnie od celu. Kobieta była nieprzytomna, miała kilka strzaskanych kości i krwawiła z rozbitego łuku brwiowego.
- Lena - jęknęła z troską i przerażeniem Amanda.
Nie ćwiczyła uzdrawiania, tylko raz coś próbowała. Ale nie miała wyboru, musiała jej pomóc. Użyła mocy. Skupiła całą swoją wolę i serce, aby tylko wyleczyć Lenę.
Udało się jej zatamować krwawienie i chyba zregenerowała uszkodzenia wewnętrzne, bo oddech kobiety pogłębił się i uspokoił.
- Wszystko będzie dobrze - powiedziała Amanda i odetchnęła z wyraźną ulgą.
Teraz pozostała jeszcze jedna pilna sprawa - kryształ. Kobieta wstała i wdrapała się na fontannę, aby zniszczyć znajdującą się na jej czubku czaszkę.
Teraz nie wiedziała co dalej zrobić. Iść sama nie mogła, bo osobiście nie była dziewicą i potrzebowała oczu Leny. Wzywać Sotora nie miała specjalnie po co... mogła jedynie liczyć na to, że udało jej się w pełni wyleczyć Paladyn... a przynajmniej na tyle, żeby mogła ona funkcjonować normalnie.
- Lena, słyszysz mnie? - spytała. - Przepraszam cię najmocniej... iluzja - dodała od razu.
Paladyn powoli zaczęła się wybudzać. Cholernie bolała ją głowa i biodra i nie pamiętała co się działo po tym jak zaatakowała kapłankę...
Amanda podtrzymywała głowę Leny, starając się zapewnić jak największą wygodę.
- Napij się troszkę - powiedziała Amanda i troskliwie podała kobiecie wodę, jedną z nielicznych rzeczy jakie przy sobie miała. Lena z chęcią upiła nieco wody.
- Mogę już chodzić. Co się stało? Kapłanka zabita? - powiedziała, podnosząc się do siadu płaskiego z zamiarem wstania.
- Poczekaj, odpocznij chwilę - zastrzegła Amanda. - Tak zabiłam ją, potem ci wszystko opowiem.
Miejsce wydawało się być większe, niż widoczne to było z zewnątrz. Korytarze były szerokie i koszmarnie długie, znikały wręcz zjedzone przez perspektywę. Dopiero po przejściu parudziesięciu kroków okazywało się, że ściana jednak była niecałe 4 metry od wejścia. Ścieżki często skręcały się pod dziwnym kątem, mimo, że były proste. Po godzinie chodzenia i kolejnych dwóch zniszczonych kryształach obie kobiety zaczęły czuć mdłości.
- Źle się czuję. To chyba to o czym Sotor uprzedzał - powiedziała Amanda.
- Raczej tak, też czuję mdłości - odparła Lena. - Wezwiesz go, aby nas stąd zabrał? Możemy dokończyć potem, jak odpoczniemy.
Amanda pokiwała tylko potwierdzająco głową.
"Sotor, źle się z Leną czujemy. Możesz nas stąd zabrać?" - przekazała Amanda.
"Mmm... ile kryształów zniszczyłyście? Łącznie z tym jednym, który ja rozdeptałem" zapytał Sotor.
"Łącznie z tamtym to będą cztery. Zostało jeszcze parę pomieszczeń... ale my dwie musimy się teraz wycofać" - przekazała w odpowiedzi Amanda.
W głowie Amandy rozległ się upiorny świergot o wysokim natężeniu. Dźwięk sprowadził kobietę do parteru, a przez myśli przeszła jej seria obrazów, pozostawiając po sobie ciemność i obraz wyszczerzonej paszczy jakiegoś gada z żółtymi ślepiami.
Lena w porę złapała mdlejącą Amandę i posadziła pod ścianą. Przebudziła się po parunastu sekundach...
"Sotor! Ratuj!" wydusiła Amanda starając się zachować przytomność i trzeźwość umysłu. W porę przerwała więź telepatyczną, czując kolejną nadchodzącą falę jazgotu.
Gdzieś na górze rozległy się trzaski.
Lena pozostawała w gotowości bojowej, Amanda zaś zajęła się ewakuacją. Sotor nie mógł jej pomóc, więc natychmiast podjęła decyzję, aby skorzystać z drugiej możliwości.
Wyciągnęła lusterko od Aine, aby ta mogła je stąd zabrać. Niestety w nim ukazała się jedynie tajemnicza i złowroga ciemność. Amanda nie wiedziała dlaczego to nie działa. Miało działać! Powinno!... Taką miała nadzieję, że się uda i się stamtąd wydostaną.
Tymczasem nad nią coś zaczęło coś bardzo głośno trzaskać.
Rysowanie pentagramu i przyzywanie Argeny nie miało sensu. Jasne było, że nie miały tyle czasu... zresztą pewnie też by się nie udało, bo żadna z nich nigdy tego nie próbowała... trzeba było nad tym popracować.
- Uciekamy tradycyjnie - powiedziała Amanda z nieukrywanym niezadowoleniem, że wszystko zawiodło, a do tego sufit walił im się na głowy - dosłownie.
Lena kiwnęła tylko hełmem. W obecnej sytuacji nie było do końca wiadomo, czy to Lena ma pomagać biec Amandzie, czy odwrotnie. Obie zebrały się jednak szybko do ucieczki, zanim wszystko się zawali.

Trzask ucichł i rozległ się rechot. Z góry strzelił jęzor, który oplatał kostkę Amandy i szarpnął wstecz, po czym podniósł ją do góry za nogę.
Okrzyk przerażenia wyrwał się z gardła Amandy, gdy niespodziewanie zawisła do góry nogami. Dobycie rewolweru było teraz zbyt trudne, naładować i wycelować też łatwo by nie przyszło. Amanda skupiła się i cisnęła w górę samą mocą. Cokolwiek ją trzymało było naprawdę duże i w ten sposób mogła to trafić. Zdążyć zanim będzie za późno i trafić. Obecnie nie martwiła się o lądowanie, tym zajmie się jak uwolni się z więzów.
Lena tymczasem zawróciła i odpuściwszy ucieczkę ruszyła do ataku. Obecnie mogła się co najwyżej bronić i łapać Amandę, ale... jeśli wejdzie wyżej po gruzie.
Rozległ się głośny syk i Amanda poleciała z powrotem w dół, lądując na... dachu świątyni. Nad nią wisiał olbrzymi ciemny kształt... i para złotych gadzich ślepi.
- Wybraniec... nie poznaje cię, ale poznaję twój typ energii.. jessst.. niekompletna... - powiedział mocny głos od strony ślepi. Wzrok Amandy powoli dobywał z ciemności kształt olbrzymiego węża.
Amanda stała na własnych nogach, a to już było coś. Lena została sama w pustym korytarzu, w którym hulał wiatr... Amanda również była sama, niestety.
Napastnik tracił czas na bezsensowną rozmowę, ale Amanda nie zamierzała popełniać tego błędu. Szybko dobyła rewolwerów i porządnie naładowała pociski. Oba wycelowała w tę podłą gadzinę i nacisnęła na spusty.
Rozległ się ryk, a potem Amanda poczuła niesamowity ból, gdy cios potężnego ogona uderzył ją, przygniatając do dachu i przebijając go. Kobieta wpadła do korytarza, nie będąc w stanie się ruszyć. Miała strzaskane żebra i połamane nogi. W podłodze pod Leną otworzył się portal, w który kobieta momentalne wpadła. Wyjrzał z niego Sotor. Zgarnął nieprzytomną już w tym momencie Amandę, po czym wyrzucił w górę paręnaście ładunków wybuchowych.
- Będę musiał się tym zająć z Darkningiem osobiście - mruknął do siebie.


Unia, Niebiańskie Wichry

Amanda obudziła się w szpitalu w Niebiańskich Wichrach. Podniosła głowę z poduszki i rozejrzała się po pomieszczeniu.
Pod ścianą siedział elf o fioletowej skórze ozdobionej srebrnymi tatuażami. Na jego kolanach spoczywał dwuręczny miecz.
- Przebudziłaś się... jak się czujesz? - zapytał.
Amanda była opatrzona, kości się jej pozrastały zapewne dzięki magii. Czuła się w miarę dobrze, ale była obolała jak diabli.
- Dobrze - odpowiedziała z trudem. - Boli mnie... wszystko - dodała zaraz potem, gdyż nie mogła tego nie odczuć.
- Co się stało? - spytała cicho, kładąc głowę ponownie na poduszce.
- Oberwałaś ogonem od Wija. Nie-do-końca martwego bóstwa - odparł elf.
- Mów mi Nachtrinroth, stróżowałem nad tobą przez ostatnie trzy dni gdy byłaś nieprzytomna. Moi... nazwijmy ich pracodawcami, poszli zająć się ruinami Isillah.
- Nachti... trzy dni? Co się dzieje? Skaza. Jak wygląda sytuacja? A co z Leną? - wymamrotała Amanda.
- Skaza prawie spustoszył zachód, ruszyli tam twoi uczniowie, zapewne już zaradzili tamtym problemom. Lenie nic się nie stało, wróciła do miasta, z którego ją "zgarnęliście"... o jaką sytuację pytasz? - zapytał.
- O Skazę - powiedziała jeszcze Amanda, choć poznała już chyba najważniejszą część informacji, choć niezbyt dokładną.
- Żadnych innych ruchów i kontrdziałań niż to co wymieniłem - odparł elf.
- Dobrze... - mruknęła cicho. - A Sotor cały? - spytała jeszcze.
- Tak. Robi porządek w ruinach Lichtrang - zabrzmiała odpowiedź.
Amanda uśmiechnęła się nieznacznie. Jakoś to wszystko szło. Zaraz potem zasnęła. Nachrinroth westchnął i oparł się wygodniej na fotelu, czekając aż kobieta się przebudzi.

Jakieś trzy godziny potem, ponownie się poruszyła, przeciągnęła się jedną ręką i zaraz potem otworzyła oczy.
- Wyspana? - zapytał Nachtrinroth. - Możesz już wstać, czy zawołać ci kogoś, kto przyniesie ci obiad?
- Yyy - Amanda skrzywiła się nieznacznie. Była strasznie zmęczona. - Wolałabym poleżeć... Jestem strasznie zmęczona jak na trzy dni spania. To nie jest normalne - powiedziała zaniepokojona.
- Magia przyspieszyła regenerację, ale kosztem twoich sił. Miałaś połamane wszystkie żebra. Co do jednego - zauważył.
- O rany... powinnam się cieszyć, że żyję - mruknęła.
- Ano. Sotor powiedział, że od dziś pracujecie nad twoją odpornością - Nachtrinroth się zaśmiał.
- Przyda się - odpowiedziała Amanda. - Wspominałeś coś o obiedzie? - zagadała, gdy zdała sobie sprawę jak bardzo jest głodna.
Nachtrinroth uchylił drzwi i skinął komuś ręką.
- Zaraz będzie. Póki jesteś w stanie niezdającym się do treningu mam się tobą opiekować i bronić w razie potrzeby. Nie powiedziałem o tym ostatnim razem, bo zdążyłaś zasnąć.
Amanda przyjrzała się mężczyźnie lepiej. Elf miał fioletową skórę, srebrne oczy i śnieżnobiałe, dość krótkie włosy przeczesane do tyłu. Miał gładka cerę i mocno zarysowane, groźne rysy twarzy. Wyglądał jak pomnik wykuty w fioletowej skale... Pancerz mężczyzny wyglądał dość upiornie, wydawał się lekko srebrzyć, jakby stapiając z cieniem z tyłu za nim.
- Nie pochodzisz z Astari... skąd przybyłeś? - spytała spokojnym głosem i uśmiechnęła się lekko do mężczyzny.
- Pochodzę z kontynentu, który dawno przestał istnieć. Jestem jednym z najlepszych sług Darkantropii. Organizacji, na której czele stoi między innymi twój nauczyciel - odparł Nachtrinroth, uśmiechając się półgębkiem.
- Tak, mówił mi troszkę o tym - powiedziała Amanda i zamyśliła się na krótką chwilę. - A przypomnisz mi jak masz na imię? Przepraszam, ale nie pamiętam wiele z pierwszego przebudzenia - powiedziała uśmiechając się delikatnie.
- Nachtrinroth - odparł Elf, szczerząc lekko zęby. Amanda postarała się zapamiętać jego dość trudne i niespotykane imię.
Tymczasem przez drzwi wjechał stoliczek, który elf otaksował wzrokiem. Amanda zauważyła, że jego oczy zabłysły. Widać sprawdził jedzenie wewnątrz wózeczka...
Służąca ustawiła stoliczek, który opierał się na nogach po prawej i lewej stronie Amandy, by było jej wygodnie z niego jeść, po czym odkryła zawartość wózeczka.
- Życzy sobie pani przystawki i zupy, czy podać od razu drugie danie? - zapytała.
- Zjem wszystko, więc zacznijmy może od początku - powiedziała uradowana Amanda. Apetyt zwiększył się jej niesamowicie, zwłaszcza po tym jak dotarły do niej apetyczne zapachy. Podniosła się do pozycji nieco bardziej siedzącej, udało jej się to zrobić nie krzywiąc się przy tym z bólu.
Otrzymała świeże pieczywo czosnkowe posypane parmezanem, barszcz biały z jajkiem i kiełbasą i na drugie danie zrazy w sosie grzybowym z sałatką z buraków i ziemniakami. Jedzenie było przyrządzone z wyjątkową dbałością i rozpływało się w ustach.
Amanda nieomal pochłaniała jedzenie. Była tak głodna, a wszystko było tak smaczne, że wprost nie mogła się powstrzymać. Pod koniec posiłku mogła by przysiąc, że zjadła co najmniej pięć razy więcej niż zwykle.
- Dobra, mam trochę dokładniejsze wieści. Odpocznij po jedzeniu to ci je przedstawię - zaproponował Elf.
Gdyby fioletowy elf wstrzymał się z tą zapowiedzią, to z pewnością by odpoczęła. W tych jednak okolicznościach ciekawość wzięła górę.
- Możemy zrobić jedno i drugie? Ja się położę wygodniej, a ty będziesz mówił - zaproponowała.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: Świat Pasem: Czas Orłów i Kruków

Post autor: Mr.Zeth »

Raneta:
Wykopaliska


W okolicy obozu dalej krążyli ludzie, których Kaisstrom odzombifikował. Zajmowali się dalszym ciągiem rozwijania zagadki anielskich ruin. Jeden z nich od razu podszedł przedstawić Kaisstromowi wyniki badań.
- Poczęstuję się tamtą mocą, skoro jesteś zajęty – powiedział Abel i ruszył w kierunku dziury ziejącej mocą śmierci. Smok tymczasem mógł spokojnie przejrzeć odkrycia. Ruiny były fragmentem pozostałości z czasów wymykających się skali. Forteca aniołów miała stanowić pierwszą i ostatnią linię obrony przeciwko potężnym nieumarłym zamkniętym poniżej - były swoistym korkiem zamykającym butelkę ze śmiertelna trucizną. Na kartce trzymanej przez Kaisstroma było też sporo danych interesujących dla architektów i kamieniarzy. Możliwe, ze będzie się dało ulepszyć architekturę fortec i domów na Ranecie dzięki informacjom zebranym przez archeologów.
- Podejrzewamy, że pod Ranetą i innymi wyspami w pobliżu są inne tego typu ruiny. Przy odrobinie szczęścia znajdziemy je – zapewnił mężczyzna, widząc, ze Kaisstrom skończył przeglądać wyniki.

Wtedy rozległ się trzask. Abel uniósł ręce, a jego oczy zabłysły zgniłozielonym światłem. Wokół niego zaczęła wirować szara mgła, która dobywała się z podziemi i powoli wnikała w jego ciało.Ziemia trzasła się i pękała wokół wejścia do miasta ożywieńców. Zerwał się wicher i archeolodzy zaczęli szybko poprawiać mocowania namiotów, zamykając zbędnie otwarte wejścia i wentylatory.
Temperatura wzrosła, a z ruin uderzył strumień bladego światła, rozszczepiając chmury nad wykopaliskami i formując z nich wir… aż nagle wszystko ucichło.
- Załatwione. Interesy z tobą to prawdziwa przyjemność, Kaisstromie – zapewnił Wybraniec Ezehiala, uśmiechając się.


Siedziba Mroczniaków:

Jaszczuropodobne bestie wypełzły an wystające skały i pokryły całe sklepienie, by mieć dobry widok na Amber, gdy podchodziła do olbrzymiego, pulsującego energią kryształu. Sporadyczne fioletowe pioruny przecinały powietrze w najbliższej okolicy ośrodka energii. Wilkołaczyca dotknęła gładkiej jak lustro, półprzezroczystej powierzchni, a wewnątrz kryształu rozeszły się delikatne fale, jakby dotykała powierzchni wody.
Mroczniaki podniosły się i zasyczały cicho, obserwując ruchy wilkołaczycy.
Kryształ powoli zaczął wyzwalać energię, która sama znajdowała drogę do Amber. Dziewczyna uniosła się z ziemi i przymknęła oczy, gdy moc samoistnie wpływała w jej wnętrze, zasilając ją i zwiększając jej moc. Kryształ tymczasem zaczął matowieć, powoli tracąc wewnętrzny blask do momentu aż zamienił się w równą bryłę kamienia, przypominającego węgiel i zaczął się kruszyć. Gdy Amber upadła z powrotem na skały bryła przed nią pękła na tysiące kawałków i mroczniaki ryknęły, zamieniając się w smugę science, która zaczęła wirować wokół wilkoąłczycy, by wreszcie zniknąć.
- Armia mroczniaków na skinienie dłoni – alfa mroczniaków stał dalej za Amber, szczerząc się. – Nie mogę się doczekać, by zobaczyć, jakie znajdziesz dla nas zastosowanie… - dodał, zmieniając się również w smugę cienia.
- Szybko poszło – skomentowała Carmen stojąca w wejściu do jaskini.


Astaria:
Niebiańskie Wichry:


- Wedle uznania – powiedział Elf, czekając aż kobieta ulokuje się wygodnie.
- Ziemie Indian zostały niemalże obrócone w wylęgarnie istot Skazy, zastanawia mnie, czy Indianie zdołali przystosować się do panujących warunków. Co do Gór Zachodnich i Cesarstwa Ing to nie jest wiele lepiej. 50% wszystkich uchodźców w Unii to obywatele Cesarstwa, sądzę, że ich kultura jako-taka nie jest zagrożona. W Wąwozie Goryczy sprawa wygląda podobnie. Smokobójcy są oblężeni w swym jedynym mieście, na razie nie mamy za bardzo jak do nich dotrzeć. Jako-taka linia frontu przebiega przez połowę ziem druidów i wzdłuż granicy kraju trolli. Ze Szczurzych pól pozostały w sumie tylko porty i linia brzegowa. Skaza napiera tam mocno, chcąc oddzielić Pustynię Suchą i jej przyległości od reszty i móc skupić się na podboju tam. Jedyny teren, który tam nie wymagałby pomocy to południowa dżungla. Skaza porzucił Pustkowia mroku w wyniku kontry ze strony armii wspólnoty zasilonej przez twoich uczniów, więc nieumarli wracają na swoje stare tereny. Co do pozostałych terenów to udało się przywrócić względny spokój, ale sadzę, że gdzieniegdzie dalej są poukrywane gniazda istot Skazy. Gdy zakończę swą funkcję jako twój stróż udam się na polowanie celem eliminacji tych siedlisk, aczkolwiek będę potrzebował paru osób obdarzonych mocą Aramona do oczyszczania terenów ze skażenia. To tyle – elf odetchnął.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: Świat Pasem: Czas Orłów i Kruków

Post autor: WinterWolf »

Amber

- Teraz będzie bardziej wymagające zadanie. Musimy zniszczyć jeden z ośrodków Skazy. Jest gigantyczny - westchnęła. - Poprosiliśmy już smoki o wsparcie i na pewno przyda nam się pomoc mroczniaków - dodała.
- A... Wiwernobójcy są niepocieszeni po obronie Azylu. Mam ich ściągnąć? - zapytała Carmen.
- A umieją walczyć z górami? - spytała Amber. - Mamy rozwalić dwa obiekty, które są rozmiarów masywów górskich - powiedziała.
- Będą zainteresowani - stwierdziła kobieta.
- W sumie przyda się każdy, tego jestem pewna. Martwi mnie tylko to, że może być naprawdę sporo strat z tego tytułu... Już dzisiaj zyskaliśmy 50 nowych Revenantów - westchnęła.
- Ciekawe czy będziemy mieć Revenantów - wilkołaki... znalazłam tak w ogóle 250 kandydatów na Revenantów...
- Wiesz Carmen... Nie mam nic przeciwko Revenantom póki dobrowolnie się nimi stają. Wolałabym, żeby wilkołaki nie musiały się zmieniać w Revenantów. Jest nas tak mało... - powiedziała. Wiedziała dobrze jak ważna jest liczebność by gatunek był zdrowy... Przy niewielkiej liczebności nie uda się utrzymać ich w zdrowiu... Będzie mniej silnych i zdrowych szczeniąt...
Carmen westchnęła cicho.
- Zdaje sobie z tego sprawę. A... jeszcze dwie kwestie, w tym jedna związana z powyższym. Darkning niedawno ewakuował świat ulęgający zniszczeniu. Byłabyś zainteresowana Azarielitami i wilkołakami z tamtego świata?
- Jeśli tylko zostaną powiadomieni jaka jest tu sytuacja i zgodzą się dobrowolnie przyjąć brzemię jakie na nich spocznie to z przyjemnością przyjmę ich tutaj. W przypadku wilkołaków potrzebujemy najdrobniejszej ilości świeżej krwi. Już teraz jest nas zbyt mało... W przypadki Azarielitów... Wyznają boginię, której służę i której jestem winna więcej niż kiedykolwiek będę w stanie spłacić. Poza tym maja wiedzę, której będziemy potrzebować - powiedziała.
- Zorganizujemy, by zasiedlili jedno z nowopowstałych miast - zapewniła Carmen. - Sądzę, ze warto by było jednak ich "przejrzeć", znaczy spotkać się z nimi i powitać.
- Zrobię to na pewno. Tylko teraz moja armia rozbiła obóz niemalże na przedpolu ośrodka Skazy. Nie możemy sobie pozwolić na zwłokę w jego zniszczeniu, bo inaczej to my zostaniemy zniszczeni - powiedziała.
- Biorę się za tworzenie portali zaraz - powiedziała Carmen. - Tutaj masz portal z powrotem do Obozu - stworzyła portal. - Ja zajmę się sprowadzeniem Wiwernobójców.
- Dobrze. Dziękuję. Przerwałam ci też twoją wyprawę w związku z przekalibrowaniem mocy... Mam nadzieję, że będzie teraz na to czas - powiedziała. Miała nadzieję, że nie sprowadziła w ten sposób kłopotów na Carmen...
- Ogólnie sadziłam, ze dam radę załatwić to wszystko przed starciem z naszym "masywem" i byłabym wtedy w stanie pomóc w jakimś realnym stopniu, ale w takim układzie potrzebowałabym, byś zaklęła mi dwa miecze mocą Azariel - mruknęła Carmen.
- Nie zaklinałam jeszcze tak przedmiotów chyba... Ale jeśli mnie poinstruujesz to zrobię o co prosisz - powiedziała dziewczyna.
- Ułatwiłam sprawę, musisz po prostu napełnić je energią - powiedziała Carmen, dobywając dwóch mieczy dwuręcznych. Wbiła je w skałę przed Amber.
Amber podeszła bliżej broni i zajęła się napełnieniem mieczy mocą Azariel.
Po paru minutach było po sprawie. Carmen obróciła mieczami.
- Lubię duży kaliber - mrugnęła do Amber.
- Hmm - Amber się uśmiechnęła zawadiacko. - Moja postać potwora to już chyba jednak nieco za duży kaliber - rzuciła. Spojrzenie dziewczyny było bezczelnie jednoznaczne. Uśmiechnęła się raz jeszcze. - Wracam dopilnować wszystkiego w obozie - powiedziała.
- Zbyt kudłaty - mruknęła Carmen. - Co jak co, ale tam kudłów nie toleruję - pokazała Amber język.
Spojrzenie Amber było bardzo rozbawione i odrobinę pobłażliwe. Jakiś czas temu Carmen sama pozytywnie wypowiadała się o najbardziej z kudłatych form Amber - bestii...
- Wyglądasz lepiej w ludzkiej postaci - Carmen mrugnęła do Amber. – Leć.
Amber zniknęła w portalu. Najwyższa była na to pora.
Aleksa nie było jeszcze w namiocie. Chyba poszedł do żołnierzy...
Amber wyszła z namiotu zorientować się w sytuacji. Podejrzewała, że tej nocy przyjemność snu będzie musiała zastąpić zbieraniem sił i wypoczywaniem z użyciem swojej aury.
Aleks faktycznie był z żołnierzami. Pili piwo i śpiewali...
Jak na zmęczonego walką Aleks zachowywał się zdumiewająco niefrasobliwie. Zdawała sobie sprawę z tego, że piwo może znacząco pogorszyć sprawność bojową nie tylko żołnierzy ale i Aleksa. W końcu to był alkohol...Podeszła do nich bliżej.
Chłopak pił jakiś napój bezalkoholowy do złudzenia przypominający piwo. Wyglądało na to, ze ludzie widzieli, z czym maja następnego dnia się mierzyć i morale zaczęło padać... Aleks widocznie zapobiegał pogarszaniu sytuacji.
- Będziemy mieli wsparcie istot, które są według mnie ideałem drapieżnika - rzuciła na wstępie, gdy znalazła się w zasięgu słuchu swoich żołnierzy.
- Świetnie - powiedział Aleks. - Dałem żołnierzom w przydziale po kuflu piwa i zorganizowałem szanty, żeby poprawić nastroje przed jutrzejszą bitwą - wskazał kciukiem wstecz.
- Nie muszę spać. Nauczyłam się wypoczywać w inny sposób, więc przypilnuję by obóz był bezpieczny w nocy - powiedziała. - Kto będzie potrzebował mniej snu też będzie mógł czuwać, reszta niech zbierze siły w maksymalnym stopniu. Jutro ruszamy zniszczyć jeden z ośrodków - powiedziała. Specjalnie użyła formy dokonanej. Widziała już na co stać jej wojska. Wiedziała więc, że będzie mogła na nich polegać i chciała im to dać do zrozumienia. Ona wierzyła w ich siły.
- Słyszeliście, panowie i panie? Jutro idziemy obrócić w pył tę zwałę mięcha zagracającą nasz piękny kontynent! Co wy na to? - krzyknął. Odparł mu chór okrzyków, wśród którego wyraźnie wyróżniły się dwa. "Za Milgasię" i "Ku chwale Azariel". Amber nie wiedzieć czemu poczuła się nagle jakby nieco silniejsza...
Amber się uśmiechnęła. Skinęła Aleksowi głową. Jeśli uda się utrzymać takie nastroje, to ta bitwa będzie wygrana bez większych strat. Wzrost jej sił to wzrost sił Revenantów i większe możliwości wzmacniania armii.
- Jakby co to będę w moim namiocie za godzinę - zapewnił generał i wrócił do żołnierzy, intonując następna pieśń.
Wilkołaczyca tak jak obiecała swoim żołnierzom wcześniej poszła czuwać i zbierać siły do nadchodzącego boju. Oni potrzebowali uwierzyć w swoje siły i w to, że bogini ich wspiera. A ona chciała zapewnić im w tym bezpieczeństwo. Chciała by widzieli, że dba o nich. Fakt, że nie musiała już spać by odpoczywać był zdecydowanie pozytywny w tym kontekście.
Aleks po godzinie udał się do swojego namiotu i poszedł spać. Jemu jednak sen był potrzebny. Żołnierze sami udali się na spoczynek. Poza Amber nad ich bezpieczeństwem czuwała też upiorzyca, w końcu teren obozu był dość duży... Tereny poza obozem patrolowali Revenanci.
Amber starannie pilnowała tego obszaru obozu, który nie był pod opieką upiorzycy. Korzystała ze wszystkich dostępnych jej sposobów wykrywania istot Skazy czy innych niebezpieczeństw. Jej żołnierzom potrzebny był odpoczynek i zamierzała o to zadbać.
Wreszcie nastał świt i nastał czas pobudki.
Wszyscy powoli zebrali się do boju. Gdy słonce było w połowie drogi do zupełnego wychylenia się znad horyzontu wszyscy byli gotowi do wymarszu.
Amber spokojnie czekała aż wszyscy się zbiorą. Zjadła też z nimi śniadanie. Gdy byli gotowi do wymarszu stanęła tak by wszyscy mogli ją słyszeć i widzieć. Oczywiście musiała nieźle wytężyć głos.
- To prawdopodobnie będzie największa nasza bitwa z istotami Skazy jaką do tej pory rozegraliśmy. I nie będzie ostatnia. Jest nas ponad 20 tysięcy. W każdej poprzedniej bitwie istot Skazy zawsze było od nas wielokrotnie więcej. Ale dzięki waszym wysiłkom, dzięki waszej wierze właściwie obywamy się bez strat i wycinamy w pień wszystko to co Skaza na nas rzuci. Uwierzcie więc, że mamy środki by to wygrać w tak samo wielkim stylu jak za każdym poprzednim razem. Bogini Azariel dała nam narzędzia, ale to my musimy zadbać o to by nam się one przydały - rzuciła. - Pamiętacie opowieść o żebraku, wędce i rybie? - spytała. - Moc którą dostaliśmy to nasza wędka, a Milgasia wolna od Skazy to nasza ryba. Nasza! - podkreśliła.
Carmen i Aleks otworzyli portale, które miały doprowadzić armię do razu na teren "gór". Aleks zmienił postać i stworzył miecze. Spojrzał na Amber, czekając aż poprowadzi, by mógł ruszyć za nią wraz z armią.
Wilkołaczyca także zmieniła formę. Potrzebowała teraz niebagatelnej siły więc postać potwora była jedyną słuszną. Ruszyła dając tym samym swojej armii sygnał do wymarszu. Była gotowa przyzwać mroczniaki...
Wypadła pierwsza na teren gór i jaj łapa zapadła się niemal po kostkę w miękkim mięsie. Powietrze było rzadkie, ciepłe i napełnione strasznym smrodem. Kilka istot Skazy gapiło się na powstałe portale i Teraz Amber stanęła naprzeciwko nich...
Amber przywołała więc mroczniaki chcąc maksymalnie wykorzystać element zaskoczenia. Skoro istoty Skazy nie spodziewały się ich tutaj i udało się je zaskoczyć to nie należało się dziwić a jedynie wykorzystać szansę.
Z ciemności, rozlewającej się wokół Amber wypełzły mroczniaki. Pierwszy, który się wychylił rozpruł najbliższą istotę Skazy dwoma ciosami. Druga ruszyła w stronę serca "masywu", ale dwa mroczniaki rzuciły kolejnym, który schwycił uciekiniera w locie i rozdarł na dwoje. Bestie wydały z siebie wściekły ryk i ruszyły naprzód. Amber zaś czuła jak narasta w niej moc... i robi to gwałtownie. Z portali zaczęła wylewać się armia Revenantów, a potem wilkołaków i ludzi. Wokół łap wilkołaczycy zaczęły tańczyć czarne iskry...
Wilkołaczyca rykiem obwieściła początek bitwy i sama ruszyła wraz z mroczniakami i Revenantami naprzód. Miała potężne szpony, mogła posłużyć się skrzydłami by dostać się w dowolne miejsce i nie zamierzała odpuszczać istotom Skazy. Do tej pory jeszcze nie wykorzystywała przeciwko nim możliwości swojej aury i to miała zamiar wykorzystać dopiero w ostateczności by wciąż nie odkrywać wszystkich atutów.
Bardzo szybko na polu bitwy zapanował totalny chaos. Istoty Skazy wyłaziły z wnętrza "gór", więc wszyscy zaczęli ciąć mięso, na którym stali, a potem iść dalej. Kilku Revenantów zostało przywalonych lawinami mięsa. I odgrzebanie ich było tymczasowo niemożliwe. Mroczniaki po prostu teleportowały się, korzystając z aury Amber, by pojawiać się tam, gdzie było ich trzeba. Mordowały potężniejsze istoty Skazy, które wpadły między szeregi, redukując tym samym straty w ludziach. Bitwa trwała długo... bardzo długo. Prawie do zmierzchu, ale z pasma górskiego nie zostało prawie nic... ot kilka kup mięsa, które jeszcze nie spłonęły do końca w mrocznym ogniu, którym ziały mroczniaki.
Gdy Amber miała już pewność, że bitwa się skończyła obwieściła to kolejnym ogłuszającym rykiem. Trzeba będzie się zorientować ile nowych Revenantów powstało... I oczyścić cały teren ze skażenia.
Bitwa była bardzo ciężka i długa, ale obyło się bez poważnych strat. Zaledwie pięćdziesięciu nowych Revenantów.
Smoki upewniały się, ze całe pozostałe mięcho jest na pewno martwe, a mroczniaki zajmowały się powolnym czyszczeniem terenu.
Amber usłyszała pośród trzasku ognia głos Aleksa.
- No no... wołaj naszą Alfę. Powinna to zobaczyć - powiedział jej generał.
Zaraz potem jeden z mroczniaków przybiegł do niej.
- Generał znalazł coś i wierzy, że jest to istotne! - zameldował.
- Dziękuję. Już idę - powiedziała. - Dobrze się dzisiaj spisaliście - dodała przy okazji idąc już w stronę Aleksa. Bez mroczniaków ta bitwa mogła nie przebiegać tak gładko. A straty w żywych ludziach mimo że bitwa była cięższa niż ostatnia były takie same. Było to pocieszające o tyle, że na 20 000 uczestników po stronie mieszkańców Milgasii były to straty mniejsze niż 1 promil. A Carmen miała już 250 dobrowolnych kandydatów na Revenantów, więc istniała szansa, że w przyszłych bitwach nieprzewidziane przemiany w Revenantów będą jeszcze mniej liczne.
Pomiędzy mięsem leżała wielka, czarna perła. Aleks dotykał jej powierzchni, marszcząc brwi.
- Skaza wydobył to z głębi ziemi... ten masyw górski czerpał moc z tego - powiedział.
- Hmm... - Amber podeszła bliżej by zanalizować z czym mają do czynienia. Czy jest to jakieś źródło energii, które byłoby dla nich przydatne czy może jest to coś niebezpiecznego.
Zdecydowanie było pochodzenia organicznego i było źródłem negatywnej energii... ale czym dokładnie było i skąd się wzięło - Amber nie miała pojęcia.
Wilkołaczyca dotknęła łapą powierzchni obiektu zastanawiając się czy uzyska w ten sposób jakieś odpowiedzi.
Stwierdziła, ze może pozyskać energie z wnętrza perły bez żadnych przeszkód, chociażby teraz.
- Aleks, możesz spytać Carmen, co to może być? Wygląda obiecująco, ale jeśli to pułapka Skazy to ja bym wolała w nią nie wdepnąć - mruknęła.
Aleks skontaktował się z Carmen, która pojawiła się szybko. Przyglądnęła się obiektowi.
- Hm... nie podoba mi się coś... dobyła kuli, wyrywając jaz mięsa i otworzyła portal, by wrzucić ja do środka.
- Jutro pogadamy na jej temat, jak będę wiedzieć więcej - zapewniła.
- Dobrze. Zbyt obiecująco mi to wyglądało jak na takie miejsce... Ale nie wątpię, że może być w jakiś sposób ważne - powiedziała.
- Sadzę, ze ważniejsze jest to, skąd to się tu wzięło - mruknęła Carmen.
- Ja nawet nie wiem co to - mruknęła. - Wiem, że zawiera w sobie negatywną energię - powiedziała.
- Dokładnie taka jak twoja - dodała Carmen. - Rozejrzę się po okolicy.
- Jak moja? Pochodząca od Azariel? - spytała nieco zbita z tropu.
- Tak - odparła Carmen, po czym zmieniła siew mgłę i zniknęła.
Mina na pysku potwora była zdecydowanie nietęga. Amber westchnęła.
- Wezmę się za oczyszczanie tego miejsca razem z mroczniakami. Pójdzie szybciej. Przez kolejne dni oczyścimy i przyłączymy jak najwięcej terenów, tak by być gotowymi do odbicia kolejnego ośrodka Skazy - powiedziała. - Do tego czasu wszyscy powinni się przygotować i zebrać siły - dodała.
- Mroczniakom nieźle idzie oczyszczanie terenu. Możesz skorzystać z ich zdolności w tym celu - zauważył Aleks, gdy Carmen zniknęła.
- Wiem. Mam zamiar wykorzystywać jak można najlepiej ich możliwości. Marnotrawstwem zasobów było zignorowanie tego co mogą - powiedziała. - Ale szybciej i sprawniej pójdzie jeśli zajmie się tym większość istot do tego zdolna - oznajmiła.
- Dobra, zajmę się rozdysponowaniem drużyn, mogę liczyć na mroczniaki, tak? - zapytał.
- Służą Azariel tak jak i ja jej służę. W tej bitwie pokazały co potrafią. Walka to nie tylko rozdzieranie przeciwników szponami, ale też na przykład przygotowanie terenu - powiedziała.
- Dobra.. wracamy do obozu, muszę rozplanować jakoś oczyszczanie terenu. Skorzystamy z metody, którą kawałek czasu temu zaprezentowała mi Carmen.
- Bierzmy się więc do roboty - powiedziała wracając do ludzkiej formy. Nie potrzebowała już olbrzymiej siły potwora.
Aleks i Amber wrócili do namiotu i generał znów wziął się za studiowanie mapy i przeglądanie notatek. - Dobra, powinniśmy dać radę oczyścić spory teren. Pozostaną nam jeszcze góry i spory kawał terenu tu - zakreślił koło na mapie.
- Nieco ponad tydzień.. może niecałe dwa i da radę to odbić. Musimy się przenieść tu - wskazał palcem teren. - I tu, by odciąć pozostałe dwa ośrodki - westchnął.
- Carmen znalazła 250 osób chętnych na dobrowolne stanie się Revenantami. Mamy już 200 Revenantów, a to da nam łącznie 450. Do tego 2000 mroczniaków i około 20 000 ludzi, nieludzi i wilkołaków oraz około 100 smoków no i Kopacz... Z tymi siłami musimy zabezpieczyć teren. Skaza puścił na nas wtedy pod Azylem znaczne swoje siły i całe je stracił. Teraz poniósł kolejną porażkę. Możemy mieć nadzieję, że to go nieco spowolni - powiedziała.
- Mmmhm... da nam dość czasu na przejęcie terenów, ale nie można pozostawiać ich odsłoniętych... będziemy potrzebować dużo czasu na dokładne zasiedlenie nowych terenów, więc proponuje tu ustawić linię obrony... długi mur... – zaproponował Aleks.
Amber skinęła głową.
- Uważam, że to dobry pomysł. Pokaż ile to da procent oczyszczonego kontynentu? - spytała jeszcze.
- Około 70 - odparł Aleks i westchnął. - Trzeba zająć się tym, co już odbiliśmy...
- O tak. Koniecznie będziemy się tym musieli zająć. Mam nadzieję, że uda się jeszcze powiększyć armię. Milgasia jako kontynent ma znacznie większy potencjał jeśli chodzi o wystawienie walczących. Wzmocnimy wszystkie mury miejskie wszystkich miast na oczyszczonych terenach maksymalnie jak się da i wzmocnimy obrońców tych miast - dodała. - I musimy pamiętać o tym by w żadnym wypadku nie dopuścić do sytuacji jaką ma wybraniec Vistenesa. Żadnych istot Skazy szwędających się po oczyszczonym terenie - dodała. To był cel, który chciała zrealizować...
- Mur połączony z barierą jakoś to ułatwi. Zajmiemy się tym w nadchodzących dniach – zapewnił Aleks. Rozplanuję to wszystko... uch, będzie roboty dla naszych kamieniarzy... i dla nas też. Trzeba będzie pomóc w budowie, od razu nasycając wszystko negatywną energią - stwierdził.
- Jestem gotowa na każdą ilość pracy włożoną w to byle tylko mieszkańcy odbitych terenów byli bezpieczni i te tereny naprawdę będzie można zwać oczyszczonymi - powiedziała. - Na każdym alfie spoczywa olbrzymia odpowiedzialność. Odpowiadam za bezpieczeństwo mieszkańców Milgasii. 70% oczyszczonego kontynentu da obszar wystarczający by ludzie i zwierzęta mogli się wyżywić i przetrwać w razie, gdybyśmy musieli prowadzić naszą kampanię jeszcze w zimie - powiedziała.
Aleks skinął głową. – Część wilkołaków będzie mogła powrócić do lasów... - zauważył Aleks.
- Zima zbliża się szybko a my prowadzimy zbyt wiele walk. Wątpię by wilkołaki teraz zdecydowały się na powrót do lasu, gdy ich byt tam byłby tak silnie zagrożony - powiedziała poważnie. - Zima, nawet w czasach, gdy nie trzeba odbijać kontynentu, to najcięższy sprawdzian dla wilkołaka. Mało pożywienia, a jako drapieżniki potrzebujemy go dużo by zachować siły do dalszych polowań. Co prawda znacznie mniej szczeniąt wilkołaczych ginie niż wilczych, ale i tak wiele nie przeżywa zimy. W tym roku na stratę nawet słabych nie za bardzo możemy sobie pozwolić. Jest nas zbyt mało - powiedziała. W jej głosie słychać było smutną nutę. Jeśli nie odbiją kontynentu czym prędzej i jeśli nie znajdą się ludzie chętni do przemiany w wilkołaka, to jej rodzaj może powoli wyginąć...
Aleks skinął głową i westchnął. - Sadzę, że niektórzy za bardzo tęsknią... inni z kolei raczej pozostaną w miastach ze względu na wygodę... niektórzy ludzie z kolei chcą dołączyć do wilkołaków. Sądzę, że proporcje mogą się zdrowo chwiać...
- Po zimie nie zdziwię się, że wielu wrócić będzie chciało do lasu i to zrobią. Jak tylko uporamy się ze Skazą w naszym świecie ja też chcę wrócić do lasu. W mieście czuję się obco. Ale przed zimą... Jeśli walka ze Skazą i straty jakie ponieśli nie przyćmiły ich instynktu samozachowawczego to do lasu nie pójdą. Nie są przygotowani. Zwierzyna wyemigrowała z terenów zagrożonych... Zdechną tam z głodu - westchnęła.
Aleks pokiwał głową.
- Dobra... wydam odpowiednie polecenia i pójdę spać... mam dość - westchnął i oparł czoło o rękę leżącą na stole.
- Mam słabą wydolność...
- I tak sprawiłeś się dziś świetnie - powiedziała z uśmiechem.
- Mmmhm, dzięki - Aleks uśmiechnął się do niej. - Najchętniej zasnąłbym teraz... - zamilkł na chwilę i przymknął oczy. Amber czuła, że kontaktuje się z różnymi osobami telepatycznie.
Amber pozwoliła mu na dokończenie telepatycznej rozmowy. To był rzeczywiście bardzo pracowity dzień... Cały.
Aleks wreszcie zakończył i się podniósł.
- Idę się wymyć i spaaać - bąknął, podnosząc się.
Aleks tego dnia wycisnął z siebie wszystko... ale chyba jeszcze nigdy nie był tak zadowolony z efektów.
- Dopilnuję prac porządkowych i upewnię się, że bezpieczeństwo naszej armii nie jest w żaden sposób zagrożone. A ty śpij dobrze - powiedziała i pocałowała go w usta. Potem rozpłynęła się w cieniu, by przystąpić do realizacji tego o czym mówiła.
Smoki i mroczniaki już zabrały się za oczyszczanie terenu wokół obozu. Dwa inne oddziały oczyszczały teren wokół niedoszłego mięsnego masywu. Amber mogła spokojnie pójść wypocząć...
Wilkołaczyca znalazła sobie miejsce z którego miałaby widok na jak największy obszar wokół obozu i gdzie miałaby nieco ciszy i spokoju. Chciała sobie trochę pomyśleć i zebrać siły przy użyciu swojej aury. Na pełnowartościowy sen nie mogła sobie pozwolić w sytuacji, gdy obozowisko mogło być zagrożone.
Nastał kolejny dzień, armia powoli zbierała obóz i trwały przygotowania do odmarszu do Azylu przez portale.
Dowódcy potrafili zorganizować swoje siły więc Amber nie mieszała się im w kompetencje. Miała nadzieję, że Carmen będzie miała informacje jakieś na temat wczorajszego znaleziska. I liczyła na to, że nie będą to jakieś złe informacje, tylko wręcz przeciwnie uda się to obrócić na własną korzyść...
Kobieta faktycznie miała informacje... i to jak się okazało niepokojące.
- Dobra. Sprawa wygląda tak. Skaza pobrał jakoś część energii, którą zużywałaś i chciał ja przesłać dalej, by móc opracować środki zaradcze, ale transport nie wypalił, gdyż transport powietrzny i naziemny był uniemożliwiony przez smoki, a podziemny - przez Kopacza. Nie mogąc nic zrobić z nagromadzona energia Skaza użył jej jako źródła energii.
- Czyli to jest moja energia? - bąknęła. Wcale jej się to nie podobało, ale w jej głowie zakiełkował pewien pomysł. - Czy to co zrobił Skaza nie dałoby się wykorzystać na naszą korzyść? Zebrał w ten sposób energię. Gdy mam maksimum mojej energii i wchłonę dodatkową z zewnątrz to zwiększa się mój maksymalny poziom energii... - powiedziała.
- Maksymalny limit? Nie. Możesz się natomiast dzięki temu zregenerować... odrobinę - odparła Carmen.
- Czyli żeby zwiększyć maksymalny limit muszę okradać wybrańców innych bóstw - westchnęła. Męczące... A miała nadzieję, że można sobie sprawę ułatwić. - Do kitu - skomentowała.
- Nie o to chodzi, ta moc tu zebrana byłą za mała. Tak na prawdę możesz używać własnej mocy by robić takie coś, ale to spowodowałoby zupełne wycieńczenie na parę dni - powiedziała Carmen.
- Ostatnio ukradłam około 50% mocy więc nie muszę używać mojej całej mocy, prawda? Więc czemu wycieńczenie? - spytała.
- Powiedzmy, że to co robisz to autofagia. Zjadanie samej siebie. Twój mózg zaprotestuje - powiedziała Carmen.
- Nawet jeśli zbiorę energię w taką kulkę jak ta, którą sobie zachomikował Skaza? - spytała krzywiąc się.
- Owszem - odparła Carmen.
- Czy są jeszcze jakieś inne sposoby na to by zwiększyć moc... Okradanie innych wybrańców podczas gdy wszyscy musimy wciąż walczyć ze Skazą i uważać na jego ruchy jest kłopotliwe - westchnęła.
- Coś wymyślę, ale to dopiero jak się przekalibruje - odparła Carmen, uśmiechając się lekko.
- Teraz powinnaś mieć na to czas. Skaza trochę oberwał. My jesteśmy w pełni sił, właśnie oczyszczamy tereny i się obwarowujemy - powiedziała. - Przepraszam, że tak długo cię z tym wstrzymywałam - dodała.
Carmen uśmiechnęła się.
- Nie szkodzi, ważne, ze mamy sporo tego za sobą odetchnęła.
- Hmmm... może masz ochotę się odprężyć? - zapytała i mrugnęła do Amber. - Skoczymy do Darkkeep...
Amber się zaśmiała, bo nazwa twierdzy wywołała u niej wspomnienie.
- Byłam tam tylko raz i co ciekawe zasnęłam tam twardo jak kamień - bąknęła rozbawiona.
- Taaa... no ot lecisz ze mną, czy zostajesz? - zapytała. - Możesz zgarnąć Aleksa, ale wtedy bawicie się oddzielnie, bo po zabawie ze mną by z niego wiele nie zostało, to jednak mężczyzna...
- Nie będę udawać, że wiem o co ci chodzi... Bo nie wiem... - bąknęła Amber.
- Zdecydowana większość mężczyzn nie przeżyje bliskiego kontaktu ze mną. Przykład takiego, który przeżyje mieszka w Darkkeep i go poznałaś... nawet bardzo dobrze, bo się nim z tobą podzieliłam - Carmen zaśmiała się.
- Czemu mieliby nie przeżyć? - zdziwiła się Amber.
- Bo jestem tak stworzona, by móc poprzez seks pożerać ich energię życiową. Całą. Powiedzmy, że jest to ostatnia przyjemność w ich życiu, ale z tego co mi wiadomo nie żałują - zachichotała.
Przez chwilę trybiki w głowie Amber pracowały intensywnie. Po czym palnęła:
- No to cieszę się, że należę do rodzaju żeńskiego. Oni nie żałują, ale to jest ich jedyny raz w życiu. Lepiej jednak gdy tych razów jest więcej - powiedziała z przekonaniem. Przyjęła to całkiem swobodnie i naturalnie.
Carmen westchnęła.
- Niewątpliwie - potwierdziła. - Dobra, nie odpowiedziałaś mi wreszcie czy idziesz, czy nie? - otworzyła portal, gotowa przezeń przejść.
- Chcę iść. Mówiłam, że nie miałam okazji nic zobaczyć - powiedziała.
- No to chodź - Carmen skinęła na nią głową i zniknęła w portalu.
Amber była bardzo ciekawa twierdzy Darkkeep - interesowało ją miejsce, które Carmen nazywała domem. Przeszła przez portal.
Znaleźli się w jej mieszkaniu... o ile można je tak nazwać.
- Chcesz iść samopas, czy przydzielić ci kogoś, kto cię oprowadzi?
- Obojętne mi to - powiedziała. W tej chwili była rozkojarzona jak szczeniak który popędził za piłeczką.
Carmen uniosła brew, po czym skontaktowała się z kimś mentalnie i otworzyła portal.
- Wskakuj. Staniesz przed głównym gmachem Darkkeep i zaraz tam wpadnie ktoś kto cię oprowadzi. Jakby co to zaprowadzi cię z powrotem tutaj. Ja chcę wreszcie załatwić sprawę synchronizacji... - westchnęła.
Wilkołaczyca zanim przeszła przez portal jeszcze cmoknęła Carmen w nos. Nadaktywna wilkołaczyca ledwo panowała nad ciekawością... Pomimo wyczerpującej bitwy dzień wcześniej.
Po drugiej stronie zastała opancerzonego wilkołaka o srebrnej sierści.
- Amber, jak mniemam? - zapytał.
Wilkołaczyca spojrzała na niego podejrzliwie.
- A ty kto? - jej nos już pracował.
- Jestem Ferran. Jestem kandydatem na zarima i Carmen poprosiła mnie bym oprowadził cię po Darkkeep, gdyż nie mam żadnych zajęć - odparł wilkołak. Pachniał jak każdy inny wilkołak, ale było czuć od niego też delikatną woń przypominającą ozon.
- Jesteś magiem? - spytała.
- Nie. Mistycznym wojownikiem - oparł wilkołak.
- Co to mistyczny wojownik? - zdziwiła się. Wiedziała o magach i wojownikach. Oraz o tych małych chudych szelmach, które atakowały z zaskoczenia.
- Najprościej mówiąc jest to wojownik posiadający pewna wiedzę i zdolności magiczne - odparł wilkołak.
- Hmm... Mhm... - mruknęła. Potem straciła dla niego zainteresowanie. Zaczęła oglądać okolicę.
Wilkołak uniósł brew.
- Tak czy inaczej co chcesz zobaczyć w pierwszej kolejności? Gmach, Pajęczą sieć? Wielki Park, czy jakieś inne lokacje? - zapytał.
- Wszystko - powiedziała. Nie do końca słuchała tego co mówił wilkołak.
- Dobra, Skoro tak to na razie prowadź, a jeśli będziesz mieć pytania to pytaj - wilkołak wzruszył ramionami.
Amber poszła w stronę która najbardziej przykuła jej wzrok...
- To jest gmach Darkantropii. Centralny ośrodek decyzyjny organizacji. Istoty tu pracujące mają pieczę nad wszystkimi siedzibami naszej organizacji - powiedział wilkołak, wskazując budynek ruchem dłoni. Spojrzał na Amber, gotów odpowiedzieć na ewentualne pytania.
- Tu mieszka Darkning? - spytała wprost.
- Nie. On siedzi przeważnie w laboratorium w Niewidzialnych Wieżach - odparł wilkołak. - Lub jest "w plenerze" - uśmiechnął się lekko.
- Na obrazku? - Amber spojrzała dziwnie na swojego rozmówcę.
- Nie. Tak określamy członków organizacji, którzy opuścili Darkkeep z przyczyn związanych z zadaniami bądź interesami organizacji.
- Czyli Carmen gdy jest ze mną jest w Plenerze... - wykonstatowała Amber.
Wilkołak uśmiechnął się lekko, kiwając łbem twierdząco.
- Masz jakieś pytania, czy przejdziemy dalej? - zapytał.
- Można wejść do środka i obejrzeć wnętrza? - spytała.
- Tylko parę sal i centralny filar, by nie przeszkadzać pracownikom - odparł wilkołak. - No i można wejść na dach...
- O to chętnie bym to zobaczyła - powiedziała.
Długi korytarz doprowadził ich do wewnętrznej sali połączonym z Głównym Filarem. Sala była okrągła i miała średnicę około 50 metrów. Byłą wyłożona idealnie płaskimi, wypolerowanymi płytami, układającymi się symbole różnych rodzajów magii. Z prawej strony od wejścia był początek schodów, które spiralnie okrążały salę, pnąc się 200 metrów wzwyż, tworząc Główny Filar.
W centralnej części sali była sieć biurek ułożonych w okrąg. nad okręgiem pulsowała kula bladego światła, do której podłączona byłą masa świetlistych nici prowadzących wzwyż do różnych sekcji budynku, oraz wielki węzeł prowadzący w dół i w trzewia podziemi.
WE sali gdzieniegdzie były okrągłe otwory, w których posadzono dziwne drzewa, napełniające salę delikatnym, lekko słodkim zapachem kwiecia. Wszystko wyglądało bardzo estetycznie.
Amber kręciła się trochę w te i we w tę oglądając sobie wszystko i używając nosa. Szczególnie świetliste nici jej się podobały.
Co jakiś czas biegły nimi różnokolorowe impulsy, rzadko tu ówdzie sypały się iskry...
- Chodźmy na dach - rzuciła dziewczyna. Chciała koniecznie zobaczyć jak Darkkeep wygląda z góry.
Ruszyli więc w górę po schodach. Co ciekawe Amber zauważyła, że zrobiła się o wiele lżejsza, gdy weszła na schody.
- Ponieważ budynek jest wysoki to po prostu unieś dłoń nad poręczą o tak... i leć do końca. - Ferran Uniósł dłoń nad poręczą, powiedział "dach" i po prostu poleciał w górę szarpnięty przez niewidzialną siłę.
Amber przez chwilę śledziła lot swojego przewodnika. Powtórzyła jego manewr ciekawa jak to się będzie odbywało.
Po prostu nagle ruszyła się naprzód. Nie było żadnego szarpnięcia ani uczucia, jakby cis ją ciągnęło. Po prostu leciała...
Wilkołaczyca była zdziwiona nieco brakiem takich dziwnych wrażeń.
- Ciekawe - mruknęła, gdy znalazła się na górze.
Weszli krótkimi "zwykłymi" schodami na górę i weszli na rampę umieszczoną an dachu, obejmującą go wokół.
Amber gapiła się na to co widziała z otwartymi ustami. Widoki jej się bardzo podobały. Zasypała przewodnika pytaniami o poszczególne elementy jakie widziała z tego miejsca.
Potrwało zdrowo ponad dwie godziny nim Ferran odpowiedział na najogólniejsze pytania.
Nagle ni stąd ni zowąd Amber przestała się interesować widokami... Szybko wyjaśniło się dlaczego.
- Można tu gdzieś coś zjeść, czy wszyscy mieszkańcy Darkkeep tak jak Carmen nic nie jedzą? - spytała.
Wilkołak się zaśmiał.
- Cos wyszukanego, czy tradycyjnego? - zapytał.
- Nie wiem jaka jest różnica między wyszukanym a tradycyjnym jedzeniem. Wiem, że jedzenie to jedzenie... No i smakuje mi to co dają w gospodzie, w której teraz mieszkam - dodała.
- No to idziemy do najbliższej jadłodajni... nie masz nic przeciw rybom? – zapytał wilkołak, wskazując kierunek.
- O ile nie śmierdzą to lubię ryby - powiedziała.
- No to chodźmy - wilkołak otworzył portal i wskazał go ruchem dłoni.
- Wszyscy którzy pochodzą z Darkkeep umieją stawiać portale? - spytała z dziwną miną.
- Nie, tylko ci, którzy przeszli szkolenie magiczne drugiego poziomu - odparł wilkołak.
- Żadnego nie przeszłam - wzruszyła ramionami.
- Bo tu nie mieszkasz - zauważył Ferran.
- Chodzi mi o to, że poza tymi rzeczami, które uczy mnie robić Carmen to nie umiem nic i nie znam się na magii. Nie interesowałam się tym nigdy. A czasem po prostu stosuję moją moc tak jak mi się wydaje, że powinna zostać zastosowana - mruknęła i wzruszyła ramionami.
Wilkołak westchnął cicho.
- Jeśli chcesz nauczyć się tworzyć portale to wystarczy poprosić.. - bąknął.
- Wiele rzeczy chciałabym się nauczyć. Na przykład rozmowy na odległość przy użyciu umysłu... To się chyba... Telepatia... nazywa, nie? - spytała.
- Tak, aczkolwiek w twoim wypadku tworzenie portali chyba byłoby wygodniejsze do nauczenia - powiedział wilkołak.
- Telepatia to troszkę bardziej zawiła rzecz. Bez właściwego przygotowania może się skończyć uszkodzeniem osoby która byłą adresatem, lub nadawcą - wyjaśnił.
- Obie umiejętności byłyby mi przydatne, ale skoro portale można się wygodniej nauczyć to mogę nawet po jedzeniu - powiedziała. Jedzenie było najważniejsze.
- Można i tak, ale to już nie byłaby moja działka, chyba, ze Carmen mnie do tego zadania przydzieli - powiedział wilkołak.
Portal doprowadził ich do sporego, piętrowego budynku, z którego dobiegała cicha muzyka. Wilkołak wskazał zachęcającym gestem drzwi.
Dziewczyna weszła do środka rozglądając się uważnie. Była ostrożna i ciekawa tego co tam będzie.
pomieszczenie było urządzone w błękitnym kolorze. Były tam szklane filary wewnątrz których widać było fragmenty raf koralowych i ryby. Sufit pokrywało listowie i wystające z niego fosforyzujące owoce, dzięki którym w pomieszczeniu nie było za ciemno, ale też i nie za jasno. Nastrój miejsca był co najmniej zachęcający.
- To się je? - spytała wskazując na owoce.
- Można, ale pełni tu rolę źródła światła. Ten powój owocuje cały rok powiedział Ferran
- A mogę gdzieś dostać taki jeden, który nie robi za źródło światła? Jestem ciekawa jak smakuje - powiedziała.
- Są z niego robione sałatki - odparł wilkołak. - Usiądźmy i wybiorę ci jakiś posiłek... domyślam się, ze zjesz dużo? - zapytał.
- Jestem wilkołakiem - powiedziała jakby to było oczywiste.
- Ta... no to parę dań... siadamy wskazał stolik, po czym przesunął dłonią po menu w paru miejscach i wsunął je w listowie. Rozległ się szelest i karta potraw zniknęła.
Wkrótce do stołu podeszła leśna elfka, która dostarczyła talerze z zamówieniami. Między innymi świecącą sałatkę...
Amber w tym czasie niuchała co siedzi w listowiu... W końcu karta z daniami gdzieś zniknęła. Tak ją to pochłonęło, że postronny obserwator mógł się poczuć skonfundowany jej koncentracją.
Był t o jakiś mały ssak... jakieś małpowate stworzonko.
- Co to było? - spytała wciąż niuchając. Miała wielką ochotę wsadzić nochala w liście.
Wilkołak podniósł rękę i cmoknął. Na wierzchu jego dłoni znalazła się małpka z długimi paluchami i zabawnym pyszczkiem. Wilkołak podstawił Amber zwierzę pod nos. Nos małpki też pracował...
Wilkołaczyca nawet nie zauważyła momentu, w którym w celu powąchania futrzaka zmieniła postać na bestię. W ten sposób jej zmysły ulegały wystarczającemu wzmocnieniu by czuła się z tym komfortowo. Niuchała zwierzaka długo i intensywnie by na koniec liznąć go wielgachnym jęzorem.
Zwierzak pisnął i fuknął, po czym dał dyla w gałęzie, parskając. Ferran zaśmiał się cicho.
- Uroczy malec - skomentowała. - One tu noszą karty z zamówieniami? - dopytała.
- Tak - odparł wilkołak. - Wyszkolenie ich nie jest trudne, diabelnie cwane maluchy...
- Hy, uciekał aż się kurzyło... - mruknęła jeszcze i wróciła myślami do rzeczywistości i stojącego przed nią na stole jedzenia. Wróciła do ludzkiej formy by pochłonąć całą zawartość talerzy...
jej przewodnik jadł spokojnie, ale nie zmienił postaci na ludzką. Miał nieco inne sztućce, dalej jadł pomagając sobie łapami, ale ze specjalnymi nasadkami na palce.
Amber nie musiała być w postaci bestii by wszystkim było wiadome, że z takim apetytem jest wilkołakiem. Jej porcja zniknęła niezwykle szybko.
- Dobre było - mruknęła. Rozmarzone mruczenie wkradło się w ludzki głos wilkołaczycy.
- Tu nietrudno o dobre żarcie - powiedział Ferran, sięgając do niewielkiej kieszonki. Uniósł w górę garść monet. Małe łapki szybko zagarnęły wszystkie, a po chwili rozległ się na górze pisk. Ferran wyciągnął dłoń i posypała się nań reszta, która wróciła do schowka.
- Dobra... idziemy dalej zwiedzać? - zapytał.
- Tak. Wciąż tyle miejsc do zobaczenia... Aż trudno mi uwierzyć, że Carmen tu mieszka - mruknęła.
Wilkołak się przeciągnął.
- Chodźmy więc - powiedział, podnosząc się powoli z miejsca.
Wreszcie Amber została odstawiona przed gmachem, gdzie podeszła Carmen.
- I jak było? - zapytała, patrząc na Amber.
Słowotok jaki stał się udziałem wilkołaczycy natychmiast zalał Carmen.
- Niesamowite miejsce... jest olbrzymie... świetne jedzenie dają... te małpki są zabawne, ale płochliwe... nie wiedziałam, że tu tyle budynków... - i wiele innych podobnych, wyrwanych z kontekstu zdań.
Carmen westchnęła i pogładziła Amber po włosach.
- Spokojnie, spokojnie - powiedziała, uśmiechając się. - Chcesz wrócić na noc do Azylu?
- A możemy obejrzeć Darkkeep w nocy? - bąknęła. Była nieco skołowana. Chwilowo jej mózg nie za bardzo chciał większej ilości informacji, ale do dziewczyny to nie za bardzo docierało.
- Jutro może? - zaproponowała Carmen.
- Jutro? - bąknęła. Chwile jej zajęło zorientowanie się co znaczy to słowo.
- Tak, bo teraz to widzę, że przydałoby ci się chwilę potrawić otrzymane informacje. Najlepiej się prześpij.
Odpowiedź utonęła w ziewnięciu. Mózg Amber działał teraz na zasadzie haseł. Hasło o spaniu wywołało reakcję.
- Śpisz tu czy w Azylu> - zapytała kobieta.
- Tuuu... Jest bliżej - bąknęła i mało brakowało by rzeczywiście zasnęła w miejscu w którym właśnie stała.
Carmen wzięła ja pod ramię, podziękowała Ferranowi i teleportowała się z Amber do swojej sypialni, gdzie zdeponowała śpiącą wilkołaczycę.


Amber spała naprawdę długo. Przebudzenie było za to powolne i niechętne bo było jej wygodnie i ciepło.
- Mmmff... - parsknęła gdy do jej umysłu dotarło już, że to koniec przyjemnego snu....
Carmen stała na krawędzi sali, patrząc na miasto na dole. Rozłożyła ręce na boki, a wokół niej snuła się czerwona mgła.
Amber ziewnęła obserwując spod przymkniętych powiek co robi Carmen.
- Zazdroszczę ci takiego legowiska... - bąknęła wciąż na wpół we śnie Amber. Było jej zbyt wygodnie by się szybko obudzić. Przez to jej głos też był odrobinę schrypnięty.
- Też chcesz takie? - zapytała Carmen, a mgła powoli rozrzedziła się.
- Jest ciepło, miękko i przytulnie... - zamruczała w odpowiedzi.
- Mogę ci skołować takie samo łoże dość łatwo - stwierdziła Carmen.
Amber westchnęła. Jej mózg zaczynał się przyzwyczajać do myślenia.
- Do dziczy takiego nie dam rady zabrać... - bąknęła.
- To może nie wracaj do dziczy, tylko zostań ze swoją miejską watahą? - zapytała Carmen.
- Pewnie będzie sporo wilkołaków, które tak zrobią. Ale ja zbyt tęsknię do lasu... - bąknęła smutno. - Co jakiś czas śni mi się las, w którym przyszłam na świat... Pamiętam tam każde drzewo, każdy wykrot - westchnęła. - Nie mogłabym tego zostawić nawet jeśli już nie przypomina miejsca, w którym żyła moja wataha... - dodała. Odwróciła się tak, że Carmen miała teraz widok na plecy dziewczyny.
Carmen siadła koło niej i objęła ją ramieniem, by przytulić.
- Zapewne będziesz mogła odwiedzać miasto i mieć tam też swoje gniazdko - zauważyła Carmen.
Dziewczyna przytuliła się do Carmen tak że kobieta wciąż nie miała możliwości spojrzeć w twarz Amber. Za to kobieta poczuła łzy. Widocznie dziś właśnie śniła o swoim leśnym domu...
Kobieta gładziła dziewczynę po włosach i westchnęła cicho.
- Dobra, może skocz zmienić Aleksa? Wczoraj cały dzień z tego co mi wiadomo zarządzał oczyszczaniem terenów, atakami na pomniejsze siedziby i tak dalej...
Chwilkę zajęło dziewczynie wzięcie się w garść.
- Muszę coś zjeść i się za to wezmę - bąknęła w końcu jeszcze bardziej schrypnięta niż tuż po przebudzeniu.
- Przede wszystkim musisz się czegoś napić. Poproś o coś na gardło. Może grzaniec, ale to dopiero jak coś zjesz... - zaproponowała Carmen.
Amber przetarła rękawem twarz.
- Gdzie tu można zjeść? - spytała. Chrypa sprawiła, że jej wypowiedź pod koniec zmieniła się niemal w schrypnięty szept.
- Tu... musiałybyśmy iść na miasto. Mogę cie też teleportować do twojego pokoju w Azylu - powiedziała Carmen.
- Obojętne gdzie... Im szybciej zjem tym szybciej wezmę się do pracy - powiedziała.
Carmen stworzyła portal. - Tak będzie wygodniej, zamówię ci jedzenie do pokoju, w tym czasie się wymyjesz i dojdziesz do siebie, hm? - zaproponowała.
Wilkołaczyca skinęła głową i przeszła przez portal. Dawno nie brała kąpieli. Oczyszczała się energią... W sumie brakowało jej ciepłej wody i zapachu mydła. Zdążyła się do tego przyzwyczaić.
Carmen tylko wychyliła się i złożyła zamówienie telepatycznie.
- Do południa będę gotowa do akcji.
- Mhm. Powodzenia - powiedziała Amber. Skierowała się prosto do łazienki już po drodze pozbywając się ubrania. Naprawdę jej tego brakowało... Nie siedziała jednak w łazience długo. Poczucie obowiązku sprawiło, że w sumie się spieszyła.
Gdy wyszła z łazienki jedzenie już czekało w przedsionku.
Amber wzięła je i uporała się z nim w mgnieniu oka. Poszła jeszcze po coś do picia, bo wciąż jej nieco chrypa dokuczała. Potem będzie musiała natychmiast dotrzeć na miejsce wesprzeć swoje ekipy sprzątające...
Gdy zeszła na dół minęła się z Aleksem, który wyglądał jakby ktoś upuścił z niego powietrze. Machnął Amber ręką i powlókł się do pokoju zasypiając po drodze.
Amber bez słowa zawróciła, chwyciła Aleksa i zaniosła go do jego pokoju. Tam opatuliła go tak by mu było ciepło i miękko... Dopiero potem była gotowa iść po picie.
Aleks spał jak zabity.
Barman zaproponował gorącą herbatę, lub sok malinowy, które miały odrobinę pomoc na gardło.
- Ewentualnie grzaniec - dodał.
- Carmen też mówiła o grzańcu... - wychrypiała wilkołaczyca. Nie była do końca pewna czym jest taki grzaniec bo jeszcze go nie piła.
Dostała więc grzańca na słodko. Nie za mocnego.
Piła powoli zawartość szklanicy.
- To ma alkohol - zdziwiła się w pewnej chwili. Na szczęście przyjemnie grzał gardło.
- Ano - odparł barman. - Pomaga na gardło jak nic innego – zaśmiał się.
- Jest smaczne - powiedziała. Westchnęła gdy zawartość szklanicy się skończyła. - Muszę zająć się czyszczeniem reszty skażonych obszarów - mruknęła.
- Aleks bąknął coś na temat ratusza, gdy tu się wlókł - zauważył barman.
- Ratusza? - zdziwiła się Amber. - No to tam lecę - rzuciła i pożegnała się z barmanem.
W ratuszy panował spokój. Jeden z urzędników szybko poznał Amber.
- Witam. Pani Amber w jakiej sprawie?
- Aleks zanim zasnął na schodach mówił coś o ratuszu... Ale co to już nikt nie wie... Więc przyszłam się zorientować co - powiedziała.
- Zaaranżował oczyszczanie terenów i budowę muru oddzielającego skażone tereny z tego co mi wiadomo. Zrobił swoje i poszedł wypocząć. Dokładniejsze dane może pani uzyskać u Edny, któa zajmowała się protokołem... - skinął głową w stronę elfki siedzącej za biurkiem w głębi budynku.
Amber przez chwilę patrzyła na urzędnika.
- Wolę jednak gdy mówicie do mnie Amber - bąknęła.
- Khm... tak... w każdym razie jeśli chcesz wiedzieć co dokładnie siedziało to zapytaj Edny - bąknął mężczyzna
- Zapytam, dziękuję - powiedziała dziewczyna i ruszyła we wskazaną stronę. Zastanawiało ją czy ci ludzie tutaj mówili by do niej per pani nawet jeśli przyszłaby pod postacią wilka... To już by zupełnie komicznie brzmiało w jej przekonaniu.
Kobieta była zupełnie pochłonięta stosem papierów, które namiętnie przepisywała...
- Przepraszam.. - bąknęła Amber po psiemu przekrzywiając głowę z zainteresowaniem.
Kobieta drgnęła i odłożyła pióro.
- Tak? bąknęła, patrząc w górę.
- Tam powiedziano mi, że będziesz wiedzieć o tym co działo się w ostatnim dniu w sprawie oczyszczania odbitego terenu - powiedziała swobodnie.
- A... tak - kobieta potrząsnęła głową i zaczęła przeglądać papiery. - Najogólniej? - zapytała.
- Chcę wiedzieć co i ile zrobił Aleks bym w razie czego mogła dokończyć to co jeszcze jest do zrobienia.. No i ile łącznie kontynentu wreszcie jest odbite i oczyszczone - powiedziała. Ostatnie szacunki zakładały 70% obszarów Milgasii oczyszczonych i bezpiecznych. Amber chciała wiedzieć czy się sprawdziły.
- No tak, okrążyliśmy tereny górskie i fragment do wybrzeża murem, przejęliśmy 78% kontynentu, trwają jeszcze prace nad oczyszczaniem. Smoki i mroczniaki zajmują się tym. Revenanci usuwają na bieżąco tworzące się istoty Skazy. Mur powinien stanąć w całości za trzy tygodnie.
- Masz tu jakąś mapę? - spytała dziewczyna. W ogóle nie miała problemów ze zwracaniem się na ty do urzędniczki. Dla niej słowne formalności i tytuły nie istniały.
- Tu? Niee... - kobieta pokręciła przecząco głową.
- Hmm... W sumie nie wiem czy Aleks uaktualnił mapę którą mamy na górze... Jeśli nie to mi to nic nie powie... Chciałabym zobaczyć które obszary zostały już oczyszczone i zająć się tymi które odbiliśmy ale tego wymagają - sprecyzowała.
- No to... wystarczy się skierować na odbite tereny... - powiedziała urzędniczka.
- Milgasia jest olbrzymia. Część terenów została już oczyszczona a część nie - stwierdziła. - Odbiliśmy teraz dodatkowe 43% kontynentu. Oblecenie 43% by znaleźć nieoczyszczone tereny zajmie naprawdę sporo czasu - dodała. Amber przekrzywiła głowę jeszcze bardziej.
- No... może... na placu treningowym jest ten wielki czarny demon, on zajmował się jako jeden z kilku stawianiem portali, może od będzie wiedział gdzie potrzebna jest pomoc... - kobieta sprawiała wrażenie jakby zaraz miała spanikować.
Amber się zdziwiła przestrachem kobiety.
- Spokojnie... Ja nie gryzę - bąknęła. Zmieniła postać na wilczą po to by trącić czarnym nochalem urzędniczkę. Amber zauważyła już, że miękkie futro i jej wciąż nieco szczenięca aparycja zjednywały jej ludzi bardziej nieśmiałych.
- Eee... no tak, ale... - kobieta nie miała zielonego pojęcia czemu Amber się zmieniła.
Z błagalnym spojrzeniem wilczyca nadstawiła ucho.
Odpowiedziało jej spojrzenie dwóch oczu wielkości spodków...
Wilczyca westchnęła nieco zawiedziona. Siadła na zadzie i sama tylną łapą podrapała się za uchem. Coś było z tą dziewoją za biurkiem nie tak i Amber za diabła nie wiedziała co.
Kiedy mężczyzna siedzący przy sąsiednim biurku opanował potrzebę śmiania się i zorientował, że sytuacja zabawna nie jest szepnął do wilczycy.
- Edna boi się psów... a ty jesteś wilkiem, więc z jej perspektywy jesteś kroczącym koszmarem...
Wilczyca znów westchnęła. Zdziwiła się w ogóle, że nie wyczuła strachu od tej dziewczyny... Zwykle z tak ewidentnymi emocjami nie miała najmniejszych problemów... Chyba za długo przebywała w ludzkiej formie i siadała jej empatia. Wcale jej się to nie podobało... Wróciła do postaci człowieka. Spojrzała na Ednę przepraszająco.
- Wybacz... Nie wiedziałam - bąknęła. - Nie chciałam cię przestraszyć - powiedziała z poczuciem winy.
- Do...do...no... - kobieta podniosła ręce, ale nie potrafiła dokończyć słowa.
- Oj, spokojnie - Amber się odsunęła robiąc przestrzeń Ednie. Nie wiedziała ani co kobieta chciała powiedzieć, ani co się właściwie z nią teraz działo. Jednego była pewna - ta dziewczyna miała teraz upiornie ciężkie życie w mieście zamieszkałym przez większość wilkołaków z kontynentu...
Kobieta westchnęła cicho, opuszczając głowę i odetchnęła parę razy.
- Już dobrze - powiedziała. - Przepraszam, chcę wracać do pracy, czy to wszystko? - bąknęła, nie podnosząc głowy.
- Jedna tylko rzecz - powiedziała dziewczyna na tyle cicho, że słyszeć ją mogła tylko Edna. - Jeśli zdecydujesz, że chciałabyś coś z tym zrobić, to z radością ci pomogę. Nie można wygrać z lękiem nie stawiając mu w ogóle czoła - powiedziała łagodnie i spokojnie. Amber nie zamierzała jej zmuszać do tego, ale miała nadzieję, że dziewczyna zdecyduje się na to...
Edna skinęła powoli głową. Jeszcze była roztrzęsiona, ale Amber wiedziała, że słowa do niej dotarły.
Amber oddaliła się nie chcąc zaogniać sprawy. Udała się na plac treningowy za wskazaniami Edny.
Znalazła tam swoje trzy znajome demony. Jeden latał sobie wokół placu, niosąc dzieci na plecach ,a dwa pozostałe grały w szachy wycięte z kamiennych bloków.
- Hej! Ponoć wiecie coś więcej na temat tego, które obszary wymagają jeszcze czyszczenia - rzuciła bez ceregieli.
- Ta - rzucił Hesseroth.
- Taśmowa robota, Aleks już wszystko zaaranżował. Chcesz portal na miejsce, żeby wszystko zobaczyć?
- Chciałabym pomóc z oczyszczaniem, a to znaczy, że chciałabym się dostać na nieoczyszczony teren, który wymaga pod tym kątem wsparcia - mruknęła.
- Żadne nie wymaga... - mruknął demon. - Wszystko jest pod kontrolą.
Amber westchnęła.
- To ja w takim razie wracam do treningu - bąknęła. Zwiększanie pojemności magicznej i dalsze wzmacnianie się to były jedyne rozsądne pomysły jakie jej teraz przychodziły do głowy, gdy nie miała nic do roboty...
Koło południa odwiedził ją Aleks. Przysiadł na stopniach na placu i obserwował ją, nie chcąc przeszkadzać.
- Już się wyspałeś? - spytała Amber nie przerywając.
- Taa - Aleks wstał. - Wpadłem sprawdzić co z tobą
- Nudzę się - mruknęła.
- Chodź, przejdźmy się - zaproponował chłopak.
- Tylko proszę, niech to będzie coś konstruktywnego... - jęknęła. - Jeden dzień mnie nie było i nie mam co robić sensownego - skrzywiła się.
- Wyrżnięcie parudziesięciu istot Skazy wydaje się być raczej reduktywne, ale może da radę? - zapytał Aleks.
- Dla mnie to jest bardzo konstruktywne... W końcu budujemy wszystko na trupach istot Skazy - mruknęła zainteresowana.
Aleks otworzył portal i wskazał go ruchem dłoni.
Amber przeszła przez wskazany portal. Zrobiła to ostrożnie gotowa w razie czego walczyć z istotami Skazy od razu po przejściu.
Pojawili się na przedpolu muru budowanego wokół terenu Skazy. Ziemia była spalona smoczym ogniem i Mrocznymi Płomieniami.
- Zdejmiemy to siedlisko koło wierzchołka tam, by odciążyć obrońców - Aleks wskazał kierunek. - Czeka nas krótki bieg - zmienił postać na wilczą.
Amber także się zmieniła. Ruszyła we wskazaną stronę. W postaci wilka mogła bez zmęczenia biec wiele godzin, więc akurat biegami się nie przejmowała. A po udoskonaleniach wprowadzonych przez Carmen mogłaby biegać i biegać...
Aleks został nieco w tyle, ale Amber wkrótce wyczuła zapach istot Skazy.. dwóch dużych istot i masy malutkich.
Amber zakradła się bliżej chcąc się dokładnie zorientować co to za przeciwnicy. Miała w planach zaskoczenie ich. Przypomniały jej się czasu polowań w wataże. W odpowiedniej chwili zmieni formę i rozpocznie rzeź...
Dwie wielkie istoty przypominające minotaury siedziały wokół dziury będącej wylęgarnią dwugłowych jaszczurek czerwonej barwy.
Aleks poszedł za Amber i wyglądnął zza skał.
"Salamandry" mruknął. "Skaza musiał przejąć ich gniazdo..."
Amber bezgłośnie nie mogła mu odpowiedzieć. Pozostając w ukryciu zmieniła formę na potwora i się wyszczerzyła z zapraszającym gestem w stronę istot Skazy. Może uda się oczyścić gniazdo salamander, ale wielkie istoty Skazy należało zabić natychmiast.
Aleks zmienił postać na bestię.
"Daj mi chwilkę" przekazał i naładował dwie kule energii w łapach, po czym skinął głową. "Panie przodem"
Amber wpadła z hukiem w istoty Skazy. Przeniosła się do nich i ryknęła ogłuszająco. Jej celem było zabicie jak najszybciej tych wielkich istot.
Minotaury zerwały siei ryknęły w odpowiedzi... wtedy krajobraz wygiął się i góry nagle stały się wklęsłe... światło zaczęło blednąć, a świat jakby nagle uciekł w górę. Aleks obejrzał się.
- Oż cholera... - bąknął, gdy ciemność zamknęła się nad nimi.
Łeb zaatakowanego minotaura nie zniósł ciosu szponami. Amber musiała zrzucić pysk istoty ze szponów. Drugi zaatakował ja od tyłu pięściami, jednak wilkołaczyca byłą szybsza, chwyciła za rękę, szarpnęła do siebie i przebiła łapą łeb istoty an wylot. Tymczasem wyładowania czarnej energii które napełniły powietrze wyrżnęły spaczone salamandry.
- Poszło szybko - bąknął Aleks. - Ale chyba mamy problem...
Wilkołaczyca się rozejrzała.
- Co się dzieje? - spytała uruchamiając swoje wszystkie zmysły, które pomogłyby jej ustalić co się stało.
- Chyba wleźliśmy w pułapkę Skazy - mruknął Aleks, spoglądając po ciemności wokół.
- Pięknie... Demony wiedzą, że wyszliśmy na polowanie, były przy tym na placu treningowym. Ale spróbujmy znaleźć stąd wyjście - Amber uruchomiła swoją aurę, ale wycofała ją tak by nie zrobić krzywdy Aleksowi. Nie była zachwycona tym...
- Hej... mam pomysł... jesteśmy w punkcie pośrednim, mogę spróbować przebić nas głębiej na teren umysłu Skazy... możemy spróbować dokonać szkód "na miejscu" - Aleks wyszczerzył się.
- A będziesz potem umiał nas stamtąd wydostać? Jeśli tak to jestem za. 78% kontynentu odbite, Skaza został na Milgasii znacznie osłabiony - powiedziała.
- No to przechodzimy do ataku - Aleks chwycił ciemność i rozwarł ją, tworząc coś w rodzaju pasażu.
- Wskakuj.
Wilkołaczyca wykonała. Była ciekawa czy i ile zniszczeń uda się dokonać. Miała nadzieję, że Skaza się zachłyśnie tą pułapką.
Wylądowali w czymś w rodzaju świata zrobionego z szarego mięsa. Niebo miało zielonkawą barwę, a teren był koszmarnie sfałdowany. Gdzieniegdzie było widać wyładowania elektryczne.
- Co tu można zniszczyć, żeby uszkodzić Skazę? - spytała węsząc i sprawdzając co to za materia.
- Nie wiem... cokolwiek? - Aleks zaczął ładować kulę energii.
Amber na próbę spróbowała zdewastować najbliższą okolicę.
Energia jakby wypalała momentalnie mięso, dając w efekcie kopcący czarny dym.
Amber podjęła więc dalsze wysiłki dewastacyjne. Chciała jak najmniejszym kosztem energetycznym zniszczyć jak najwięcej.
Aleks zaczął motać eksplodującymi kulami. Niebo wkrótce zmieniło barwę na brązową, a potem czerwoną. Aleks zaśmiał się.
- Dobra, demolujemy dalej, czy wracamy, czuję że mogę otworzyć portal an Milgasię... - powiedział, jednocześnie zamykając dwie powstające w pobliżu wyrwy w "powietrzu". Najwyraźniej Skaza wysłał do "pułapki" istoty które miały się zająć schwytanymi... Aleks nie przepuszczał ich dalej.
- Puszczę jeden potężniejszy ładunek energii... Może uda mi się na szybko zmodyfikować "głodną" energię by dewastowała tutaj aż do wyczerpania się - mruknęła. - I się wynosimy - stwierdziła.
- No dawaj - powiedział Aleks, otwierając portal. Amber dała radę dostosować nieco zdolność i wypuścić "w świat".
Amber krótką chwilę obserwowała jak sobie energia radzi. Dopiero gdy upewniła się, że straty zadane przez nią są zadowalające Amber była gotowa przejść przez portal. Energia za jakiś czas sama się powinna rozproszyć. Tak w każdym razie ją Amber zaprogramowała, by Skaza nie przechwycił ładunku do własnego użytku.
Efekt łańcuchowy się rozpoczął i wszystko zaczęło się trząść, teren znikał w zastraszającym tempie i Amber musiała ciekać przez portal, bo wkrótce nie miałaby na czym stać...
- No, mam nadzieję, że Skaza na przyszłość zastanowi się na kogo stawia pułapki - burknęła.
- Raczej nad jakością.. chyba ta pułapka nie była do końca gotowa - mruknął Aleks i wskazał kciukiem spory lej w ziemi. – Kawał ek gór nam sprzątnęło - bąknął.
- Zastanawiam się czy jest ktoś kto mógłby powiedzieć mi o ile procent osłabiony został Skaza... Ostatnio Wiktoria mówiła, że odbicie 35% kontynentu osłabiło Skazę o 50% tutaj... Teraz mamy 78% odbite i do tego zniszczeń dokonaliśmy teraz... - mruknęła.
- Robimy rajd po górach by zobaczyć co tam się jeszcze kryje? - zaproponował Aleks.
- Ale tym razem przygotujmy się wpierw. Powiadomić musimy wszystkich i zrobić to tak by nie dać się złapać w pułapki... - powiedziała. - Mamy dokonać zniszczeń a nie dać się zabić - mruknęła.
Rozległo się głośne wycie, które zatrzęsło górami, a ziemią zatrzęsło. Amber poczuła, jak jeży jej się sierść... Trwał wylew mocy Skazy wewnątrz zakażonej strefy...
Amber trzeci raz w swoim życiu zaklęła szpetnie.
- Co się dzieje? - spytała zdezorientowana.
- Skaza się wnerwił. chyba dokonuje przerzutu sił tutaj... trzeba pomóc przy fortyfikacji - bąknął Aleks, krzywiąc się.
- No bez przesady... Sam zaczął - warknęła. - Aleks mobilizuj całe siły. Wszystkich zdolnych do budowania muru, zawiadom też Carmen... - wilkołaczyca nie była zadowolona z tego co się działo...
- jasne - powiedział Aleks, otwierając portal do Azylu.
Amber przeszła przez portal z Aleksem.
- Jak tylko wszyscy będą gotowi natychmiast bierzemy się do roboty. Mam nadzieję, że Carmen z Darkningiem załatwili sprowadzenie tych uchodźców ze zniszczonego świata. Przyda nam się każdy dopływ sił - bąknęła.
- Taa, chyba już nawet dotarli - mruknął chłopak.
- Nie uwierzę póki nie zobaczę. Zmobilizuj wszystkich, wszyscy zdolni do walki i pracy będą musieli być gotowi najdalej za godzinę włącznie ze smokami, mroczniakami, Revenantami i Kopaczem - powiedziała.
Aleks skinął głową i ruszył w stronę ratusza lotem. Amber została sama na murach obronnych Azylu. Dostrzegała stąd jak z gór powoli "wyrastały" macki i zaczynały piać się ku niebu.
- Niech ci się nie wydaje, że tanio sprzedamy skórę - burknęła. Sprawdziła teraz czy mury są odpowiednio wzmocnione i czy wszystkie zastawione przez nią glify są napełnione energią.
Mury nie były potrzebne od czasu jak Amber je natchnęła, więc były w pełni gotowe na obronę.
Aleks wkrótce przyleciał z powrotem.
- Chcemy pomocy od innych wybrańców? - zapytał.
- Przydałyby się posiłki. Skoro Skaza przerzuca tutaj teraz większość tego co ma... W tym wypadku wsparlibyśmy pozostałych wybrańców zaraz po wykończeniu Skazy na Milgasii - mruknęła.
- Z tego co wiem możemy poprosić o wsparcie wybrańca Luviony, Vistenesa lub Tyris. Przy czym przyjęcie pomocy od wybrańca Vistenesa raczej uniemożliwiłoby odebrania wsparcia od pozostałych dwóch.... daj mi chwile, skoczę zorientować się kogo dokładnie można poprosić o pomoc... - zaproponował Aleks.
- Tyris... Wyznawcami Tyris są wilkołaki z watahy Wiwernobójców. Ponoć od najdawniejszych czasów wilkołaki były z nią związane... Sądzę, że Wiwernobójcom taki sojusz by się spodobał. Jeśli Wybraniec Vistenesa wyklucza inne sojusze to od razu go skreślamy. Jakoś nie mam ochoty na sojusze z kimś kto uprawia technikę spalonej ziemi - mruknęła.
Nie wiem kto tak na prawd może nam obecnie pomóc, musielibyśmy pogadać z Carmen, ona się lepiej zna na stosunkach bóstw do siebie... - zauważył Aleks.
- To poczekam może aż dasz jej znać - Amber popatrzyła na Aleksa. To była jedna z pierwszych rzeczy, które powiedziała Aleksowi, gdy Skaza ruszył tyłek.
- No właśnie w tym problem, że nie mogę się z nią skontaktować i liczyłem, że ty będziesz wiedzieć, gdzie jej szukać...
- Jest już po południu... Mówiła, że do południa tu będzie... - zdziwiła się Amber.
- Hrmf... może się coś przedłużyło? - bąknął.
- Jeśli się przedłużyło to powinna być w Darkkeep - westchnęła. Amber znów zaklęła... Tego dnia stężenie wulgaryzmów w jej słowniku zrobiło się niebezpiecznie wysokie.
- Mmf... zapytajmy Nehro... albo lepiej Ankha - mruknął Aleks.
- Ostatnio byli na placu treningowym - mruknęła zmieniając postać i szukając zapachu demonicznego delikwenta.
Był na placu i chyba zmienił rozrywkę na rzutki, sądząc po dźwiękach.
Gdy Aleks i Amber dotarli do placu stwierdzili, że Nehro tworzy rzutki i ciska nimi w tarczę, która zaczynała powoli wyglądać jak jeż...
- Nehro albo Ankh... Potrzebujemy wiedzieć, gdzie jest Carmen... Albo z jakimi Wybrańcami możemy zawrzeć przymierze, wyłączając Wybrańca Vistenesa, którego nie chcę na Milgasii. Pilne. Skaza wyruszył właśnie ze wszystkim swoimi siłami na nas - rzuciła szybko.
- Wreszcie coś do roboty - mruknął Nehro.
- Carmen mi się nie spowiada gdzie idzie, ale co do stosunków miedzy bóstwami to... - nie dokończył. Ankh mu przerwał.
- Najbardziej naturalny sojusz byłby z Foggosem i Vistenesem, ewentualnie z Ezehialem. Alternatywną opcją byłby sojusz z Luvioną i Tyris z możliwym dodatkiem w postaci Thirel - powiedział głęboki głos.
- Jak już mówiłam Vistenes nie jest opcją. Nie chcę tu polityki spalonej ziemi i mocy chaosu, która to potem będzie odbudowywać bądź nie. Z tego co mówiła Carmen Luviona jest raczej opozycją do Azariel... Czemu więc Luviona? - dopytała.
- Azariel i Luviona różnią się pod paroma względami, ale pod paroma są podobne. Wykorzystanie sytuacji zaistniałej na świecie jest dobrym pretekstem by stworzyć sojusz na później. Tym samym można by zyskać przychylność Harmony. Może to nieść ze sobą różne konsekwencje, gdyż jest to nieszablonowe zagranie.
- Harmona to równowaga... Czy dałoby się zawrzeć stabilny sojusz z Luvioną, Harmoną i Tyris? - spytała.
- Sądzę, że tak. Można też spróbować wtedy dołączyć tam Ezehiala i Aramona - odparł Ankh.
- Spróbujmy więc - powiedziała. - Jeśli jesteście w stanie jakoś nawiązać kontakt byłoby dobrze - mruknęła. Denerwowało ją to, że nie wiedziała jaka jest sytuacja w kwestii uchodźców z innego świata, gdzie jest Carmen i dlaczego nikt nie wie jak można nawiązać z nią teraz kontakt... Amber miała w tej chwili wrażenie, że zaraz wyjdzie z własnej skóry i stanie obok...
- Nawiążemy z nimi kontakt z ratusza. Mamy tam już właściwe narzędzie do tego – powiedział Aleks. - Dzięki, Ankh.
Nagle na palcu otworzył się portal i wyszła nim Carmen, prowadząc za sobą rzeszę istot...
- O wilku mowa - bąknęła Amber.
Carmen spojrzała na Amber, unosząc brew.
- Skaza rusza na nas wszystkim co ma. Chyba nie spodobał mu się prezent, który mu zostawiłam, gdy złapał mnie i Aleksa - powiedziała niemal flegmatycznie. Powtarzała to już chyba trzeci raz w krótkim czasie.
- Ou... dobra, mam ściągnąć dodatkowe siły z Darkkeep? -zapytała kobieta.
- Sądzę, że mogą się przydać. Właśnie Aleks rozpoczął mobilizację wszystkich naszych sił i rozważamy zawiązanie sojuszu z Wybrańcami Luviony, Harmony i Tyris, a w dalszej perspektywie także Thirel, Ezehiala i Aramona - powiedziała.
- Mmmhm. Dobra, no to działaj, ja lecę po więcej wsparcia - powiedziała Carmen i wróciła do portalu. - Uchodźcami niech się ktoś zajmie - rzuciła jeszcze. Na palcu stała horda istot...
- Ładnie - mruknął Nehro. - Idę się napić przed bitwą - powiedział.
- A kto ci powiedział, że wkrótce walczycie? - mruknłą Ankh.
- Meh - Nehro machnął ręką. - W razie czego odpowiednio przedłużę picie...
- Aleks, wracaj do mobilizowania sił. Ja się zajmę nimi - powiedziała do chłopaka. W końcu to on dowodził jej armią i dodatkowo to on stawiał portale i komunikował się mentalnie. Jej brakowało tych zdolności.
Aleks skinął głową i ruszył do koszar.
Tymczasem przed Amber stanęli uchodźcy. Azarielici odstawali od reszty ze swoimi czarnymi szatami...
- Nazywam się Amber. Wybaczcie pośpiech i brak możliwości właściwego powitania was, ale mamy tu niesprzyjające okoliczności niestety. Zostaliście jak sądzę poinformowani jaka w przybliżeniu jest tu sytuacja? - spytała głośno i wyraźnie.
Wszyscy pokiwali twierdząco głowami, czekając na ciąg dalszy.
- Sytuacja gwałtownie się skomplikowała. Po odbiciu części kontynentu Skaza wykonał drobny zabieg, który mu się nie powiódł i umożliwił nam zadanie mu bardzo bolesnego ciosu. Zbiera właśnie wszystko co ma i zapewne uderzy na nas niebawem. Musimy być gotowi w każdej chwili. Mobilizujemy właśnie wszystkie nasze siły... Jeśli jest wśród was choć garstka istot zdolnych i chętnych do walki ze Skazą przyjmiemy was z radością w szeregi naszych armii. Wzmocnię mocą Azariel wszystkich, którzy zdecydują się na walkę. Wszyscy jednakże potrzebujecie zakwaterowania i tym zajmiemy się zaraz w pierwszej kolejności. Chyba, że ktoś ma jakieś pytania - rzuciła. Głupio jej było mówić o stawaniu do walki istotom, które były uchodźcami, ale sytuacja była tak niefortunna, że nie mogła inaczej, jak zacząć od tych praktycznych spraw bieżących.
Wkrótce okazało się, że uchodźcy pochodzili z karawany, która miała pokonać cały kontynent w poszukiwaniu nowego miejsca do kolonizacji, ale drogę przerwał rozpad ich świata. Wśród uchodźców było sporo istot zdolnych do walki. W sumie wychodziło na to, że tylko dzieci nie były w stanie walczyć, a nie było ich wiele. Amber wzmocniła więc wszystkich, którzy tylko byli w stanie wziąć udział w bitwie.
- Carmen mówiła, że jest wśród was trochę zmiennokształtnych. Pozwólcie, że im w pierwszej kolejności przydzielimy lokum. Mamy w mieście leże przygotowane specjalnie do zamieszkania przez zmiennokształtnych, powinno być jeszcze sporo miejsca - powiedziała. Szeptem, tak by uchodźcy jej nie słyszeli odezwała się, wiedząc, że Aleks usłyszy to przez ich łącze - Wiesz może gdzie są Rika i Wiktoria? Jeśli tak to poproś je tutaj do pomocy - rzuciła. - Muszę rozlokować wszystkich, łatwiej i szybciej będzie w trzy osoby - rzuciła.
"Jasne" odparł Aleks. Wkrótce na miejsce stawiły się obie Demmianki. Okazało się że około połowa uchodźców to wilkołaki.
- Aleks mówił już wam pewnie jaką mamy sytuacje - powiedziała do Wiktorii i Riki. - Zajmę się rozlokowaniem wilkołaków. Może się to wiązać z przeprowadzką części naszych do domów ich ludzkich przyjaciół, ale mam nadzieję, że będzie to tymczasowe i się zmieszczą w leżu - bąknęła. - Wiktorio, proszę wskaż Azarielitom świątynię Azariel, oni chyba będą umieli najlepiej wykorzystać tamto miejsce. I jeśli możesz znajdź im zakwaterowanie. Pozostałych weźmie Rika - powiedziała do Demmianek.
Dziewczyny skinęły głowami i zgarnęły przydzielone istoty do właściwych miejsc. Amber została z wilkołakami, które chętnie przeniosły się do leża. Gdy ostatnim razem Amber tu zaglądała było tu jakby więcej wilkołaków... widać wiele z nich się "umiastowiło".
Wilkołaczyca westchnęła widząc to. Z jednej strony cieszyła się bardzo z zacieśniających się więzów między ludźmi i wilkołakami, z drugiej martwiło ją to, że później tak niewiele zmiennokształtnych powróci do lasów...
Jako alfa przedstawiła przybyszy wszystkim, którzy przebywali w danej chwili w leżu. Dała postawą do zrozumienia, że wszyscy mają być traktowani jak członkowie watahy, ale na ustalanie pozycji w wataże czas przyjdzie później. Dopilnowała by każdy znalazł dla siebie miejsce. W razie czego tym wilkołakom, które się nie mieściły będzie musiała znaleźć gdzieś indziej zakwaterowanie. Ogłosiła też oficjalnie gotowość bojową. Podejrzewała, że Aleks już dał im znać, ale teraz wszyscy słyszeli to z jej ust, z ust alfy. To nie były przelewki.
Wilkołaki przyjęły zarówno wiadomości o gotowości bojowej jak i nowych członków watahy. Amber tymczasem usłyszała coś w rodzaju trzasku przecinającego niebo. Sądząc po wszystkich w leżu była jedyną osobą która to usłyszała.
Wilkołaczyca wyszła zerknąć w niebo by przekonać się co się właściwie działo. Miała nadzieję, że nie była to oznaka nadchodzącego ataku Skazy...
Widziała co jakiś czas przecinające niebo strugi energii, które wyraźnie ciągnęły w stronę gór...
Wilkołaczyca postarała się zidentyfikować co to jest za energia. Nie zamierzała pozwalać na panoszenie się Skazy po jej kontynencie, więc jeśli źródłem był Skaza należało przedsięwziąć jakieś działania.
Była to zdecydowane moc Skazy, powracająca z jakichś terenów... wyglądało na to, ze przygotowywany jest na prawdę potężny atak...
- Aleks, mamy problem. Jeśli możesz postaraj się w ratuszu już nawiązać łączność z tymi wybrańcami o których mówiliśmy już. Skaza zbiera energię, jeśli masz jakiś pomysł jak mu utrudnić jej kumulację to jestem otwarta na propozycję - rzuciła.
"Nie chcesz z nimi sama porozmawiać?" bąknął Aleks. "Wolałbym nie musieć mówić, ze oddelegowałaś do kontaktu z Wybrańcami swojego generała, bo sama zajmujesz się uchodźcami..."
- Uchodźcy już ulokowani, a ja zmierzam do Ratusza. Nie wiem ile zajmie nawiązanie łączności... A na opóźnienia nie możemy sobie pozwolić - rzuciła.
- Najpierw do Wybrańca Luviony? - zapytał Aleks.
- Może być. Będę w Ratuszu jak najszybciej mogę - rzuciła.
Gdy Amber dotarła i poszła za wskazaniami Aleksa dotarła do sporej sali z projektorem pośrodku. - No, mogę nawiązać kontakt z wybrańcem Luviony w dowolnym momencie. Jest gotowa - powiedział.
- Proszę - rzuciła skinąwszy Aleksowi głową.
Aleks przymknął oczy i dotknął kuli w panelu. W projektorze Amber zobaczyła kobietę około trzydziestki o króciutkich rudych włosach i błękitnych oczach. Wyglądała dość zadziornie, mimo że miała na sobie białą suknię.
- Witam. Rozumiem, że czas nagli, więc przejdźmy do rzeczy - powiedziała kobieta.
- Mam na imię Diana. Jestem wybrańcem Luviony. Czego ode mnie oczekujesz?
- Jestem Amber i jestem Wybrańcem Azariel. Być może zabrzmi to dziwnie, ale chcę sojuszu i wsparcia militarnego. Być może dostrzegłaś zmianę sił u siebie na kontynencie. Udało mi się wystarczająco mocno wkurzyć Skazę, że właśnie zbiera wszystko co ma do uderzenia na Milgasię. To jest szansa by zmieść go wspólnymi siłami - powiedziała wprost. Nie zamierzała owijać w bawełnę. Zemsta na Skazie to był jej cel ostateczny, ale nigdy nie wykluczała współpracy. Jakby nie patrzeć nie osiągnęłaby tego co już mogła sobie przypisać bez wsparcia wszystkich dotychczasowych sojuszników.
Diana uniosła brew.
- U nas niewielka zmiana, ale ponoć na Astarii kampania Skazy nagle się zatrzymała. Ponieważ mamy tu już względny spokój mogę tymczasowo zaprzestać odbijania terenów i skierować uwagę na Milgasię.
- Skaza dopiero zaczął, więc skutki mogą być widoczne za jakiś czas. Zaczęliśmy mobilizację natychmiast, gdy odkryliśmy, że Skaza podjął działania. W razie czego po odsunięciu zagrożenia na Milgasii będziemy gotowi wesprzeć cię u ciebie, gdyby Skaza i tam okazał się zbyt zuchwały - powiedziała.
- Podejrzewam, ze jeśli utrzemy mu nosa na Milgasii, to pomyśli dwa razy przed bezpośrednim atakiem na kolejny kontynent - stwierdziła Diana. - Moje wojska będą gotowe za dwie godziny. Domyślam się, że nie jestem jedyną osobą, którą poprosisz o wsparcie, więc powodzenia z negocjacjami. Czekam na kontakt za dwie godziny - powiedziała.
- Dziękuję - powiedziała krótko Amber. Skinęła Dianie głową. Ta kobieta wydawała się być osobą godną szacunku. Amber niewiele o niej wiedziała, ale pierwsze wrażenie było pozytywne. Miała nadzieję, że kolejne będą podobne. Była gotowa na rozmowę z kolejnym Wybrańcem.
- Teraz Tyris? - zapytał Aleks.
zapytał Aleks po zakończeniu trwania łącza z Dianą.
- Tak - odparła krótko. Przez myśl jej przeszło, że szczytem komedii byłoby, gdyby okazało się, że wybrańcem Tyris także jest wilkołak... Choć wtedy musiałaby się nieco nagimnastykować by ze swoim szczenięcym wyglądem potraktowano ją poważnie. Zawsze jakieś wyzwanie...
Wyszło jednak na to, że wybrańcem Tyris jest mężczyzna wyglądający na dość starego. Miał długą, siwą brodę i wąsy i togę z posplatanych roślin, a pod spodem lniana koszulę i spodnie przewiązane sznurem.
- Witaj, córko Tyris. Z czym się do mnie zwracasz? - zapytał.
- Jestem Amber. Wybraniec Azariel. Zwracam się z prośbą o zawiązanie sojuszu i o wsparcie militarne. Skaza poniósł dość dotkliwe straty i właśnie postanowił coś z tym zrobić. Zbiera siły - powiedziała. Ponownie krótko i bez owijania w bawełnę.
- Mnie zwą Vermon. Wesprzemy twoją watahę - zapewnił druid. - Aczkolwiek będziemy potrzebować metody dotarcia na miejsce. Moc życia nie pozwala na transport na tyle szybki na ile wymaga tego sytuacja. Aleks spojrzał na Amber, skinął na siebie kciukiem i uśmiechnął się lekko.
- Mamy doświadczonych magów, którzy się tym zajmą - powiedziała Amber uśmiechając się. Uśmiech skierowany był do Aleksa. - Każda pomoc jaką jesteście w stanie udzielić będzie mile widziana i za każdą będziemy gotowi się odwdzięczyć, gdy zajdzie taka potrzeba - dodała. Co prawda Diana mogła mieć rację, że Skaza się będzie zastanawiać nad takimi gwałtownymi działaniami w przyszłości, ale nigdy nic nie wiadomo. Może zniszczenia, które Amber poczyniła osłabią Skazę na tyle, że gdzieś się wystawi na ataki...
- Nie spodziewamy się niczego innego - druid uśmiechnął się. - Jesteśmy gotowi wyruszyć w każdej chwili. Daj mi znać zawczasu, bym mógł zebrać sługi Tyris w punktach, z których będzie można odebrać je waszymi metodami.
- Ile czasu będziecie potrzebować na mobilizację? - spytała.
- Niewiele. Tyle ile trwa poobiednia drzemka - zaręczył druid.
- W porządku. Wobec tego odezwę się jak tylko skończymy wszystkie rozmowy. Dziękuję - powiedziała. Tak jak wcześniej Dianie tak i Vermonowi skinęła głową. On również robił pozytywne pierwsze wrażenie. Sprawiał wrażenie ciepłej osoby.
Druid pożegnał się ruchem dłoni. Aleks zakończył połączenie.
- Kto teraz? Harmona? Thirel? - zapytał.
- Harmona. Najtrudniejsze dla mnie rozmowy zostawię sobie na koniec - powiedziała. Aleks nic nie wiedział o drobnym przekręcie, którego się dopuściła...
- Hym.. dobra... - powiedział Aleks nie do końca rozumiejąc.
Na wizji pojawił się mężczyzna o białych włosach i oczach. Skrzyżował ramiona na piersi, gdy ujrzał Amber.
- Witam, mów mi Keth. Poczułem już zawirowanie ładu, gdy zawarłaś przymierze, nawet jeśli tymczasowe, to wiążące ze stronnictwem Luviony. Podoba mi się to rozwiązanie. Domyślam się, w jakiej sprawie się ze mną kontaktujesz. Ponieważ właśnie ułatwiłaś mi spełnianie swej funkcji ,to ja pomogę ci w spełnieniu twojej. Pojawię się gdy zetrzesz się z siłami Skazy i udzielę pomocy. Masz na to moje słowo – powiedział od razu.
Amber nie pozostało nic jak po prostu się uśmiechnąć. Szczerze. Facet był samowystarczalny, bo powiedział właściwie wszystko co było do powiedzenia...
- Każdy z moich sojuszników będzie mógł liczyć na moją wzajemność jeśli znajdzie się w potrzebie - zapewniła krótko.
- Tu było na odwrót akurat, pomogłaś mi pierwsza. Będę czekał na nadchodzące wydarzenia... nie ukrywam, ze z ciekawością, acz bez zniecierpliwienia. Bywaj, Wybrańcze Azariel - skinął jej głową.
Amber również skinęła głową. Uśmiech nie za bardzo chciał opuścić jej oblicze. Ten facet mimo okoliczności wprawił ją w dobry nastrój. Konkretny, honorowy, również wydawał się w porządku.
Nadszedł czas na kolejną rozmowę. Ostatnią. Amber oczyściła umysł, żeby pozbyć się uśmiechu przyklejonego do jej ust po rozmowie z Wybrańcem Harmony.
Aleks wyszczerzył się szeroko.
- Żeby wszystko było takie łatwe, nie? - rzucił. - Daj znać jak będę mógł łączyć z wybrańcem Thirel.
- O tak, interesy z takimi jak on to czysta przyjemność - powiedziała poważniejąc po krótkiej chwili rozmarzenia. - Dobra, jestem gotowa na ostatnią rozmowę - powiedziała poważnie.
Tym razem na wizji pojawiła się znajoma już Amber elfka.
- Witaj. Twój generał nakreślił mi już sytuację i rozumiem, że tobie jestem winna podziękowanie za chwile spokoju, którą wykorzystujemy na odbudowę linii obrony i podniesienie morale? - zapytała. Miała na sobie mocno powyginaną i zniszczoną zbroję. Pod jej nogami leżał pęknięty miecz, a za jej plecami widać było pobojowisko. Amber dałaby głowę, że w oddali widziała jeszcze wycofujące się istoty Skazy...
- Obawiam się, że tak. Udało mi się Skazę dostatecznie mocno wkurzyć by zdecydował się uderzyć wszystkim, albo większością tego co ma. Trwa u nas pełna mobilizacja. Staram się nawiązać sojusze i zdobyć wsparcie militarne by Skaza na przyszłość nie robił już takich numerów. Oczywiście w razie potrzeby z mojej strony będzie można liczyć na wsparcie w razie, gdyby Skaza nie zmądrzał - powiedziała. Jak na swoją młodocianą buźkę mówiła poważnym tonem. - Liczę na to, że Skaza osłabiony tutaj da się połączonymi siłami łatwo zniszczyć również na innych kontynentach - powiedziała.
- My tu mieliśmy pełna ofensywę od ostatnich siedmiu dni. Nie damy rady zmobilizować się i wałczyć dalej, muszę dać żołnierzom odpocząć - powiedziała elfka. - Mamy więcej rannych i chorych niż zdolnych do walki. Kapłani nie nadążają z leczeniem już od pięciu dni. Potrzebujemy czasu na zrobienie wdechu póki możemy. Jeśli chcesz mogę pojawić się u ciebie osobiście.
- Każda pomoc będzie mile widziana. Jeśli uważasz, że twoje armie po takim wysiłku obędą się bez ciebie z radością ruszę z tobą ramię w ramię do bitwy - powiedziała Amber. - Rozumiem, że sytuacja jest trudna. Sama jestem zaledwie kilka dni po ofensywie - dodała.
- I widzę, że dałaś radę uderzyć z kontratakiem? - elfka uśmiechnęła się. - Chciałabym móc zrobić to samo. Daj mi zorganizować tutaj "porządki" - powiedziała. - Mogę się do ciebie udać za dwie godziny. Daj znać jeśli będziesz potrzebować mojego wsparcia, ja muszę jeszcze ocenić jak duże straty ponieśliśmy i na ile mogę się udać na.. Milgasię, dobrze pamiętam nazwę kontynentu?
- Tak. Milgasia w większości jest bezpieczna. I chciałabym by Skaza już nie zmieniał tego stanu - Amber odpowiedziała uśmiechem. - Za dwie godziny się skontaktuję. Jeśli jednak będziesz bardziej potrzebna u siebie, to możemy przyjąć, że poproszę cię o wparcie dopiero w krytycznej sytuacji. I za tę gotowość do udzielenia tego wsparcia pomogę z kontrofensywą u ciebie - powiedziała.
Elfka skinęła głową.
- Czekam więc na kontakt - powiedziała. - W razie potrzeby mogę pomóc na dystans bez pojawiania się tam. Z tego co mi wiadomo nie posiadasz zdolności leczących, więc mogę to uzupełnić leczniczym deszczem - zaproponowała.
- O ile tylko nie zaszkodzi to mroczniakom i Revenantom o tyle taka pomoc na pewno się przyda i sądzę, że będzie wystarczająca - powiedziała. - Wybacz, nie znam się na magii - dodała przepraszającym tonem.
- Jeśli są to istoty żywe to pomoże - powiedziała elfka.
- Revenanci to istoty które wstały po odniesieniu śmiertelnych obrażeń. Ale żyją. Ich serca biją - powiedziała. - O ile wiem, to samo tyczy się mroczniaków, choć są w sumie nowością w mojej armii - powiedziała.
- Więc zadziała - zapewniła elfka i westchnęła cicho.
- Dziękuję. Jak będzie po wszystkim z radością wesprę cię w twojej kampanii - powiedziała skinąwszy jej głową. - Skaza pożałuje, że powstał - rzuciła w porę opanowując warczenie. Napięcie wywołane pospieszną mobilizacją sprawiło, że cały czas była na granicy przemiany w bestię. Mimo wszystko ciążyła na niej olbrzymia odpowiedzialność.
- Hmm... - Elfka obejrzała się. - Dren! - krzyknęła. - Ten kryształ który znaleźliśmy... on nie był powiązany z mocą Azariel? - zapytała.
Po chwili czekania skinęła głową. - Otwórz portal, mamy jeszcze inną, dodatkową metodę na wsparcie ciebie - powiedziała.
Amber spojrzała na Aleksa. To on tu był od portali.
Aleks wykonał gest ręką i w miejscu wizji pojawił się portal. Wychyliła się przezeń elfka i podała Amber czarny kryształ.
- Trzymaj - powiedziała.
Wilkołaczyca przejęła kryształ.
- Dziękuję. Powodzenia - powiedziała jeszcze. Była zdecydowanie za sojuszami dla zniszczenia wspólnego wroga. Sojusznicy byli dla niej nietykalni wobec czego mogli się już nie martwić jej wypadami po energię... Nawet jeśli nie zdawali sobie sprawy z tego, że takie wypady się odbywały...
- Bywaj - powiedziała elfka, chowając się. Aleks zamknął portal.
- Dobra... no to co teraz? - zapytał Aleks.
- Teraz obejrzę sobie kryształek i jeśli to możliwe to wchłonę jego moc... - powiedziała Amber. - Każda dawka mocy się przyda - dodała.
- Dobra.... no to jazda, wygląda na szybką "dawkę" - mruknął Aleks. Był ciekaw efektu.
Amber postarała się wchłonąć zawartą w krysztale energie.
Poszło jej zgrabnie i energia została szybko przyswojona, aczkolwiek Amber czuła, że nie wpłynęła na nią w znaczny sposób. Dziewczyna nie była pewna co tak naprawdę zmieniła...
Wilkołaczyca uniosła brew.
- Dziwnie mało energii - bąknęła.
- Taa, ona jakby coś tylko w tobie zmieniła... - mruknął Aleks.
- Za diabła nie mam pojęcia co - bąknęła Amber. Westchnęła. - Spróbuję poszukać co takiego zmieniła - mruknęła i postarała się przeanalizować swoją osobę.
Amber stwierdziła, że zmiana dotyczy Revenantów.
- To coś związanego z Revenantami... To mi przypomina, że Carmen znalazła 250 chętnych na zostanie nimi... Jeśli jeszcze tego z nimi nie załatwiła to należy to zrobić teraz - bąknęła. - Chyba, że ten kryształek ich zepsuł - dodała.
- Trzeba pójść sprawdzić. Czułem, że wysłałaś jakiś impuls w momencie przyjęcia tej energii.. - zauważył Aleks.
- Chodźmy - powiedziała. - Im szybciej to sprawdzimy tym szybciej weźmiemy się do dalszej roboty i sprowadzimy siły od Wybrańca Thirel... Reszta zgłosi się za niecałe 2 godziny - mruknęła.
Amber stwierdziła ze widzi zmiany już gdy zobaczyła pierwszego Revenanta. Przestał wyglądać jak Revenant.... kobieta, która miała pecha polec poprzez zmiażdżenie głowy wyglądała teraz zupełnie jak przed śmiercią, tyle, że była blada, miała czarne włosy i oczy... i wielkie czarne, pierzaste skrzydła.
Amber stanęła zdziwiona gapiąc się na kobietę. Potem bezceremonialnie tknęła ją palcem.
Kobieta wykonała bezradny gest rękoma.
- Nie wiem co się stało - bąknęła.
- To trochę przeze mnie - bąknęła Amber z głupim uśmiechem. - Do twarzy ci w tych skrzydłach - powiedziała.
- Dziękuję... - kobieta skinęła głową. - Skrzydłach? - obejrzała się gwałtownie. - O rany... - dotknęła ich, a potem poruszyła nimi. - Em...
- To robi wrażenie - powiedziała wciąż z tym nieco głupkowatym uśmiechem. - Ciekawa jestem co to dokładnie dla was Revenantów to oznacza... - dodała. Przyjrzała się kobiecie uważniej badając jej energię.
Uznała, że ta kobieta będzie w sanie wrócić do społeczeństwa po zakończeniu służby, aczkolwiek pożyje znacznie dłużej, niż zwykli ludzie...
- Wygląda na to, że zemsta nie będzie waszą jedyną motywacją do działania - powiedziała Amber. Zawsze martwiło ją to, że Revenanci stawali się jak prowadzone nienawiścią kukły bez prawdziwego życia. Dlatego nie lubiła gdy tworzyło się tak wielu kolejnych, bo to odbierało matki, ojców i dzieci... - Powiedz co czujesz? - spytała.
- Czuję... się dziwnie. I mam ochotę na pieczyste... - mruknęła. - Dawno nic nie jadłam i nie czuje się głodna... ale mam ochotę na pieczyste - byłą zdziwiona myślą.
- Jak uporamy się ze Skazą trzeba wam wszystkim będzie załatwić mieszkania, pracę i tak dalej. Walczycie teraz nie tylko dla zemsty... Walczycie także o swój dom i przyszłość - powiedziała dziewczyna z ciepłym uśmiechem. - Jestem winna tej elfce olbrzymi dług - bąknęła.
- Heh... na to wychodzi... Swoja drogą Revenanci wyglądają teraz.. dostojnie - stwierdził Aleks, wskazując ruchem dłoni dwójkę Revenantów nieco dalej.
- W jednej książce widziałam na obrazku istoty podobne do nich teraz - bąknęła przypominając sobie.
- Anioły - powiedział Aleks.
- Anioły zemsty? - rzuciła hasło Amber znów patrząc na kobietę, z którą rozmawiali. Pozytywny akcent w ponurych czasach.
- Na to by wychodziło - potwierdziła, uśmiechając się. Faktycznie wyglądała teraz jak anioł zemsty z tą delikatną białą iskierką tańczącą w centrum źrenicy... Aleks skinął głową na jej rękę, która stanęła w czarnych płomieniach.
- Cieszę się, że tak wyszło - odetchnęła z ulgą. Szybko się zmobilizowała. - Dobra, musimy wrócić do przygotowań... Wiesz coś może o kandydatach na Revenantów, których znalazła Carmen? Czy są już Revenantami czy wciąż kandydatami? - spytała.
- Ta, możemy ich szybko zwołać. Trzy uderzenia dzwonów i przyjdą na plac treningowy
- O... Zwołać i dowiedzieć się - mruknęła. - Zresztą wypadałoby powiadomić Revenantów na czym stoją - powiedziała.
- Ano - Aleks stworzył trzy ładunki energii i wysłał je w dzwon po kolei. - Chodźmy na plac treningowy. Użyj siły woli by nakierować tam Revenantów.
Wilkołaczyca się skoncentrowała. Potrzebowała tam wszystkich Revenantów. Nie chciała widzieć ich zaskoczenia w okolicy pola bitwy... Musieli wcześniej być świadomi tego co się z nimi wydarzyło. Tym bardziej, że teraz ta świadomość mogła mieć dla nich znaczenie.
Część z nich przyleciała. Dość nieporadnie, ale jednak przybyła drogą powietrzną. Pozostali przyszli na piechotę.
Gdy zebrali się wszyscy, Amber skinęła głową z uśmiechem.
- Widzę, że aktualni Revenanci poznają zalety swoich nowych form - uśmiechnęła się. - Przykro mi, że nie mamy więcej czasu na wytrenowanie waszych zdolności lotu. Gdy ubijemy już Skazę i uprzątniemy nasz świat będziecie taką samą częścią społeczności Milgasii jak ludzie czy wilkołaki - oznajmiła. - Czy osoby, które do tej pory były chętne na przemianę w Revenanta wciąż są tym zainteresowane? - spytała jeszcze.
Wyglądało na to, ze są, bo tłum się ożywił. Na miejscu pojawiła się też Carmen. Chyba była gotowa przejąć rolę kata...
- Jak wygląda przemiana w Revenanta każdy z was jest świadomy. Lepszego czasu na to już nie będzie, bo bitwa zbliża się nieubłaganie. Także jeśli ktoś się rozmyślił, lub nie jest pewny decyzji, wciąż zdanie może zmienić - Amber zrobiła pauzę. Potem po chwili się odezwała ponownie. - Chętni do przemiany wystąp.
Grupa chętnych szybko oddzieliła się od Revenantów. Nowy wygląd chyba upewnił chętnych w decyzji...
Amber spojrzała na Carmen. Kobieta zwykle nie pojawiała się tak nagle bez powodu... A umiała czytać myśli Amber.
Amber zbliżyła się do tych którzy wystąpili z grupy i wzmocniła ich negatywną energią. Potem spojrzała na Carmen. Kobieta zwykle nie pojawiała się tak nagle bez powodu... A umiała czytać myśli Amber.
Kobieta uniosła dłonie i wystrzeliły z nich igły, które przebiły każde ze zgromadzonych. Przemiana następowała natychmiast. Ciała ogarniała ciemnić, pozostawiając bladą skórę i sczerniając włosy. Gdy spełzała z przemienionych ciał formowała skrzydła na plecach. Amber zauważyła, że skrzydła aniołów przenikają przez ubiór...
Amber uśmiechnęła się do siebie pod nosem.
- Jak się czujecie? - spytała nowo powstałe Revenanty.
- Bojowo - odparł jedne z Revenantów i wszyscy podnieśli prawe ręce. Czarne płomienie uformowały na nich długie ostrza. Reszta Revenantów zrobiła podobnie. Chyba nie wiedzieli, ze tak potrafią... wszyscy byli lekko zaskoczeni...
- Jestem tak samo świeża jeśli chodzi o wasze nowe zdolności jak wy. Za niecałe dwie godziny przybędą posiłki jakie udało mi się zorganizować z innych kontynentów. Do tego czasu postarajcie się poznać jak najlepiej wasze możliwości. Nie wiemy czy Skaza uderzy za chwilę czy za parę dni. Nie wiemy ile potrwa jego zbieranie mocy - powiedziała.
- No dobra... a jakie ty masz plany przed walka? -zapytał Aleks, gdy Revenanci rozeszli się kombinować co potrafią.
- My musimy przerzucić posiłki od Wybrańca Tyris - powiedziała. - Panie przenośny portal - dodała z błyskiem w oku.
- A byłem generałem - Aleks pociągnął nosem, robiąc żałosną minę. Jego aktorstwo nie potrafiło jednak objąć rozbawienia w jego oczach.
Amber się uśmiechnęła czule. Poklepała go po głowie.
- Dobra, bierzmy się do pracy. Czas potrzebny na poobiednią drzemkę minął więc ludzie Wybrańca Tyris wedle jego słów powinni być gotowi - powiedziała poważniejąc.
Aleks skinął głową.
- Otwierać tu, czy może na zewnątrz miasta? - zapytał.
- Nie wiem ile istot będzie do przerzucenia. Chwilowo może wewnątrz murów miasta. Bo jak się okaże, że trzy to będzie śmiesznie - powiedziała.
Aleks więc otworzył portal... przez który przeszedł sam druid. Mężczyzna uśmiechnął się.
- Mam pomysł, ale potrzebuję miękkiej gleby... - powiedział.
- Jak dużo tej gleby potrzebujesz? - spytała.
- Pokaźnego rozmiaru pole - odparł mężczyzna. Aleks stworzył kolejny portal i wskazał go dłonią. Druid skinął głową i przekroczył portal. Aleks zaś spojrzał na Amber.
Amber wzruszyła ramionami nieco zdezorientowana i poszła za druidem przez portal.
Byli na sporym polu, gdzie druid rozrzucał nasiona, z których momentalnie zaczęły rosnąć drzewa... które po chwili zaczynały się ruszać. Starzec masowo sadził enty...
Amber miała oczy jak talerze. Las się ruszał.
- Drzewka... - palnęła.
- Wypraszam sobie - mruknął pełnowymiarowy ent. - Mój pradziad brał udział w... - zaczął.
- Spokojnie - powiedział druid. - Twój ojciec uczynił cie żołnierzem, a ja dałem ci możliwość odegrania swej roli wcześniej. Będziesz bronił życia, tak jak nakazuje twoje dziedzictwo.. tak jak nakazuje wasze dziedzictwo - krzyknął do powstających entów.
- Pozostaniecie tu by pomagać tej córce Tyris, która podąża może nieco inną ścieżką, ale zmienia świat zmiennokształtnych i ja wierzę, że na lepsze...
Amber kaszlnęła, gdy drzewo jej odpowiedziało. I to na dodatek oburzone.
- Przepraszam, ale nigdy w życiu nie widziałam ruszających się w ten sposób i mówiących drzew - bąknęła. - Nie chciałam ciebie ani nikogo z twoich ziomków urazić... - powiedziała szczerze. - Jestem Amber - przedstawiła się entom. Spojrzała na druida - Zmiennokształtnych na Milgasii zostało niewiele, ale udało mi się doprowadzić do przyjaźni między nimi i ludźmi. Liczymy na to, że po całej farsie ze Skazą znajdą się ludzie chętni na przemianę w zmiennokształtnego. Już tworzą się rodziny zakładane przez ludzi i wilkołaki. Żywię szczerą nadzieję, że przyjaźń ludzi i wilkołaków nie zgaśnie wraz z moim życiem - powiedziała.
- Wątpię, by ktoś na to pozwolił... zbyt dobra zmiana, zbyt wygodna... i taka, którą popieram całym sercem. A teraz bądź tak miły młody synu Tyris i odeślij szalonego staruszka do domu - druid się zaśmiał. Aleks otworzył portal. - Dziękujemy za wsparcie, wpadniemy z pomocą jak tu będzie po krzyku - powiedział generał Amber.
- Och, będzie u nas jeszcze trochę pracy więc nie pogardzimy pomocą... - zapewnił druid.
- Dziękuję. I za słowa i za pomoc - powiedziała z uśmiechem nim druid przeszedł przez portal. Słowa, które wypowiedział Aleks już mówiła. To była obietnica, którą Amber zamierzała dotrzymać. Raz danego słowa zamierzała dotrzymać.
- No to teraz czekamy na posiłki od Luviony? - zapytał Aleks. Wtedy ziemia się zatrzęsła i oczy wszystkich skierowały siew stronę gór, zza których powoli wyłaniała się zwała mięcha.
- Jaaaja sobie robisz... - bąknął Aleks.
Wpierw jedna łapa, potem druga, a na końcu paskudna paszcza i obleśne larwowate cielsko. Istota przewalała się po pasmach górskich i powolutku ruszyła w stronę Azylu...
- Mam pięć godzin nim tu dotrze - oszacował Aleks.
Amber aż się oparła o jednego z entów ręką bo rozmiar tego czegoś ją przytłoczył.
- To będzie najcięższa walka jaką do tej pory stoczyliśmy. Mam nadzieję, że przeżyjemy by wywiązać się z postanowień sojuszy... - bąknęła.
- Jedyne co użyźni w tej bitwie glebę to to - Aleks wskazał nadchodzącą bestię. - Napełniaj enty mocą Azariel. Zobaczymy co się stanie...
- Tylko jeśli się zgodzą - powiedziała i spojrzała na enty. - Przed bitwami zawsze wzmacniam moje wojska mocą bogini Azariel. Co prawda moja wyobraźnia nie sięga tak daleko bym była w stanie wyobrazić sobie enta-revenanta w razie czego... Ale wzmocnienie wojsk znacznie ogranicza straty więc może nie będę się musiała nigdy nad tym zastanawiać - powiedziała.
- Daj nam najskuteczniejszą broń. Jesteśmy po to by unicestwić skazę! - odparł jeden z entów. Reszta ryknęła i zatrzęsła pięściami.
Amber wzmocniła enty energią negatywną. Na początku ostrożnie. W końcu enty bardziej pasowały do Tyris. Nie chciała ich uszkodzić.
Enty przyjęły bardzo dużą ilość i Amber była dość zmęczona. Istoty zmieniły się znacznie. Stały się nieco mniej elastyczne, ale twardsze, a na ich korze pojawiły się ostre krawędzie...
- Mandragory... - mruknął Aleks. - Heh... zapowiada się niezłe widowisko...
- Ja muszę zebrać siły. Aleks poradzisz sobie z organizacją wszystkiego? Zmęczyło mnie to wzmocnienie. Muszę zregenerować siły - powiedziała.
- Ta, bądź gotowa za parę godzin, wątpię, że nasz wielki przyjaciel będzie chciał czekać - powiedział Aleks.
- Postaram się być w pełni sił... Ostatnio nie zużyłam tej energii pod postacią kuli, którą znaleźliście... Carmen mówiła, że mogę jej użyć do regeneracji sił. Przyda się teraz - mruknęła.
- Leży na najwyższym piętrze w tawernie w pokoju z mapami - powiedział Aleks.
- Dzięki - powiedziała Amber. Potarła dłonią twarz i udała się w tamtą stronę.
Na górze znalazła, poza mapami i kulą energii, Carmen, która siedziała na sofie z zamkniętymi oczami i dłońmi opartymi o kolana. Wokół niej wirowały jakieś ostre, czerwone obiekty.
Wilkołaczyca uniosła tylko brew, ale w pierwszej kolejności podeszła do kuli. Wzmacnianie entów ją zmęczyło, więc nie czuła się jakoś specjalnie fantastycznie. Westchnęła nim przystąpiła do uzupełniania braków energii.
Poszło sprawnie i Amber w parę minut była w pełni sił.
- Ciekawe... - mruknęła. Nie spodziewała się, że w tej kuli było aż tyle tej energii. Zerknęła na Carmen. Z jednej strony była ciekawa co kobieta robi, z drugiej nie chciała jej przeszkadzać... Ale była jeszcze ta trzecia strona... Skaza, który za pięć godzin najwięcej uderzy...
Ostre kawałki zniknęły i Carmen przeciągnęła się.
- Dobra, jakby co to jestem już do twojej dyspozycji... - mrugnęła do Amber.
- Skaza właśnie ruszył - bąknęła Amber. - Za jakieś półtorej godziny będziemy mieć tu posiłki obiecane przez Wybrańca Luviony, zjawi się Wybraniec Harmony, posiłki od Wybrańca Tyris już mamy i zdumiewającą pomoc od Wybrańca Thirel także - wymieniła. - Wzmocniłam właśnie enty przysłane przez Wybrańca Tyris, a Revenanci ćwiczą swoje nowe zdolności - dodała jeszcze.
- No ciekawe... czarno- i białoskrzydłe anioły staną w jednym szeregu? Tego nie chce przegapić - Carmen zaśmiała się cicho i podeszła do Amber, by podać jej mały pierścionek, a potem pocałować w usta.
- To jest nasz sygnet. Oznacza to, że będziesz mogła tymczasowo komenderować niektórym zarimom... dokładniej tym, którzy wpadną tu pomóc - powiedziała.
- Nieoceniona pomoc. Dziękuję - bąknęła. Była spięta, denerwowała się. Tak wielka bitwa może doprowadzić do straszliwych zniszczeń...
Carmen ja przytuliła.
- Powinnaś się rozluźnić przed bitwą - stwierdziła, gładząc ja po włosach.
- Łatwo powiedzieć. Już mamy ląd tak zrujnowany w niektórych miejscach, że szkoda gadać... Idzie sobie w naszą stronę wielki kawał mięsa, który chce nas upodobnić do siebie... A bitwa zapowiada się na naprawdę bardzo ciężką - bąknęła.
- Nie ma ran, których nie dałoby się zaleczyć przy odpowiedniej wiedzy i możliwościach... które, nawiasem mówiąc, posiadamy - zapewniła Carmen.
- Myślisz, że da się naprawić te wszystkie zniszczenia? - spytała. Póki co wiele terenów nie będzie się nadawało do natychmiastowego zasiedlenia przez ludzi i zwierzęta...
- Ta, kwestia czasu, a nie masz dość istot, by zasiedlić cała Milgasię na raz - kobieta wykonała bezradny gest rękoma.
- Wilkołaki potrzebują wielkich terenów łowieckich... Ale masz rację... Nie ma wystarczającej liczby istot. Już przedstawiłam wilkołaki z innego świata w leżu i opisałam im skalę problemu. Zostaną wzmocnieni i razem ruszymy do walki... W leżu zostaną właściwie tylko szczenięta z tego co widziałam - powiedziała.
- Mhm... ja tam ciekawie się nadchodzącej bitwy, po tym będzie już z górki, skoczymy szybko odnowić teren górski i po sprawie. Milgasia będzie wolna od Skażenia. Drugi kontynent który poradzi sobie ze Skazą...
- Jedyny przypadek gdy uznam, że poradziliśmy sobie ze Skazą będzie wtedy, gdy nie będzie tu ani odrobiny skażenia i ani jednej istoty Skazy - mruknęła. - W przeciwnym razie kontynent wciąż nie jest bezpieczny i problem wciąż nie jest rozwiązany - dodała. Nie lubiła półśrodków.
- No o tym mówię... - mruknęła Carmen.
- O, czyli pozbył się już wszystkich szwędających się u niego skażonych potworów. Miło - mruknęła. Wzdrygnęła się, gdy zdała sobie sprawę z napięcia mięśni. Postarała się rozluźnić, bo to zaczynało być nieprzyjemne i bolesne.
Carmen westchnęła.
- Chcesz jeszcze coś robić przed bitwą? - zapytała.
- Mówiłaś, że pod Milgasią jest pięć... skarbów... związanych z Azariel. Odkryłaś już ten związany z mroczniakami co zostawia 4. Aleks ocenił, że za 5 godzin to coś dotrze do Azylu. Nie chcę by bitwa objęła miasto - bąknęła. - Czy wiesz gdzie są pozostałe cztery? Chciałabym maksymalnie ograniczyć straty po naszych stronach. Gdybym się dodatkowo wzmocniła więcej siły dostaliby Revenanci i mocniejsze by były mroczniaki w mojej aurze - powiedziała.
- Obawiam się, że byłoby z tym za dużo roboty - powiedziała Carmen. - Muszę znaleźć metodę dotarcia do tych "skarbów", co może potrwać parę minut, a może też potrwać parę dni...
Ponownie z ust wilkołaczycy wydostało się przekleństwo. Jedyny komentarz jaki jej teraz przychodził do głowy...
Carmen westchnęła i wzruszyła ramionami.
- Wiec?
- Więc to będzie najbardziej stresujące kilka godzin w moim życiu... - burknęła. - Aleks zajął się resztą organizacji. Za jakieś półtorej godziny przechwycę te posiłki, które obiecała Diana... - westchnęła.
- Aleks z tego co czuję właśnie dał zajecie Azarielitom - stwierdziła Carmen. - Nasycają mocą broń żołnierzy, resztą zajmują się dowódcy. Aleks właśnie idzie coś przekąsić, może od niego dołącz?
- W sumie... Choć pewnie i tak nic w siebie nie wcisnę - skrzywiła się. Z tym zafrasowaniem na twarzy mimo wszystko dziewczyna nie wyglądała ani odrobinę poważniej... Strasznie ze sobą kontrastował jej wygląd i mina. Zagryzła wargę w zamyśleniu. Potrzebowali przygotować sobie pole bitwy, na którym dadzą radę się bronić...
- Aleks tu idzie - powiedziała Carmen. - Ma ponoć jakiś pomysł.
- O... - zaskoczona Amber przygryzła wargę za mocno. - Ała - burknęła.
Aleks wszedł do pokoju.
- Ej, wpadł mi do głowy pomysł, by wydać bitwę godzinę drogi przed Azylem, używając Urwiska Damana jako naturalnego muru - powiedział, podchodząc od mapy i wskazując lokację. - O tu...
- To dobry pomysł. Powinniśmy być w stanie zebrać do tego czasu siły i tam dotrzeć. Ale jeszcze jedna rzecz... Może Kopacz byłby w stanie spowolnić drania jakąś pułapką po drodze? - spytała.
- Lepiej by nam pomógł podczas starcia - stwierdził Aleks. - I pomógł przystosować Urwisko do naszych potrzeb.
- Jak rozumiem przeniesiesz nas tam wszystkich przez portal? - spytała. - Bo to skróci czas czekania na starcie do niecałych 4 godzin - podkreśliła.
- Ta, tylko skontaktuję się z Kopaczem i poinstruuję go co i jak – powiedział Aleks.
- Dobra, do roboty, do roboty - zatarł ręce i ruszył ku wyjściu.
- Zajrzę jak ma się nasza armia. Może po drodze wpadnę jeszcze na jakiś pomysł - bąknęła. Potarła brwi. Oczekiwanie było najgorsze.
- Wszystko jest w porządku, Azarielici wzmacniają broń dodatkową aurą - powiedział Aleks, po czym zniknął za drzwiami.
- Z wojskiem może i jest w porządku, ale mi żołądek się wywraca na lewą stronę - burknęła pod nosem.
- To chodź ze mną - krzyknął Aleks zza drzwi.
Amber miała głupią minę. Zapomniała, że Aleks słyszy jej słowa bez względu na to jak głośno je wypowie. Ruszyła za nim choć obawiała się, że walczące w niej sprzeczne emocje mogą jeszcze nieco namieszać...
Aleks stworzył portal do siedziby Kopacza i poczekał aż alfa ruszy przodem.
Wilkołaczyca przeszła przez portal bez słowa. Przypomniała sobie, że ostatni kryształ który wchłonęła bardzo mocno zmienił Revenantów... A Kopacz miał sporo z Revenantami wspólnego...
W podziemiu leżał Kopacz. Miał czarne futro i wyglądał co najmniej groźnie. Jego skóra była mocniejsza, a szpony znacznie ostrzejsze i widać było, ze nadawały się nie tylko do kopania... Kontrastowało to z tym, że leżał zwinięty w kłębek w kacie jaskini i dygotał. Podniósł łeb jak tylko zobaczył Amber i poddreptał do niej.
- Co się ze mną dzieje? - pisnął.
Amber zamrugała oczami nieco zaskoczona.
- Spokojnie. Nic złego - powiedziała po chwili łagodnym tonem. - Gdy cię odtworzyłam by uwolnić cię ze skażenia zostałeś połączony z moją mocą i teraz ty i Revenanci ulegliście wzmocnieniu... - powiedziała. - Wybacz, że nie uprzedziłam cię o tym natychmiast, gdy to się stało... Mamy na powierzchni straszliwą zawieruchę - powiedziała. Wyciągnęła ręce w stronę Kopacza by dotknąć teraz jego futra. Najchętniej by tego wielkiego futrzaka teraz przytuliła, ale z oczywistych względów było to niemożliwe...
Zwierzak trącił ja nosem.
- Mmmmhm - bąknął. Aleks czekał aż Kopacz się uspokoi. W końcu był z perspektywy swej rasy dalej dzieckiem...
Amber pogładziła wielkiego nochala.
- Robisz teraz jeszcze większe wrażenie niż wcześniej - powiedziała z uśmiechem. - Ale cokolwiek moje działania wcześniej ci odebrały jako żywej istocie, teraz powinieneś to odzyskać - dodała.
- Mhm - mruknął Kopacz i westchnął. - No to co robimy? - bąknął.
Aleks uśmiechnął się lekko, pozostawiając Amber rozmowę.
- Będziemy potrzebowali twojej pomocy. Chcemy przyjąć Skazę w miejscu oddalonym od Azylu o godzinę drogi. Tam jest wąwóz. Aleks ma pomysł jak go przygotować by wąwóz stał się przeszkodą na drodze Skazy. Byłbyś w stanie coś z tym zrobić? - spytała. Nie przerywała głaskania nochala Kopacza. Po jej przeoczeniu należało mu się nawet znacznie więcej niż ta prosta pieszczota.
- Mmmhm –zamruczał Kopacz. - No to lecimy na miejsce... - powiedział i spojrzał na Aleksa, który właśnie otwierał portal.
- Muszę powiedzieć, że będzie to pierwszy raz w moim krótkim życiu gdy będę widzieć przejście przez portal kogoś o twoim gabarycie - bąknęła Amber do Kopacza.
Kopacz skinął łepetyną i wlazł w portal. Aleks zaśmiał się.
- Sympatyczna istota, aż żal, ze jest taki wielki, bo chciałoby siego przytulić...
Amber przeszła zaraz za Kopaczem. Pamiętała, że ostatnio nie za bardzo przepadał za jaskrawym światłem na zewnątrz. Zastanawiała się czy nie byłaby czasem w stanie osłonić jego oczu od jaskrawego światła tak by nie musiał ich zatykać...
Kopacz osłaniał łapa oczy przed światłem, krzywiąc się. Stali na krawędzi wysokiego na 250 metrów urwiska. Mniejsze istoty Skazy musiały się na nim zatrzymać, ale wymagało szybkiego umocnienia i do tego przyda się moc Amber i łapy Kopacza.
- Czekaj, czekaj. Postaram się osłonić twoje oczy od słońca - rzuciła do Kopacza. Chciała stworzyć półprzezroczyste sfery, które trzymałyby się na oczach Kopacza na zmaterializowanych paskach energii oplatających jego łeb. Wygodniej mu będzie pracować, gdy światło nie będzie mu przeszkadzało i nie będzie go oślepiało...
Po chwili Kopacz miał już gogle z negatywnej energii. Rozejrzał się na boki i wyszczerzył zębiska w szerokim uśmiechu.
- Do twarzy ci w nich - zaśmiała się Amber widząc jego minę. Zerknęła na Aleksa.
- No dobra, skoro tak to bierzmy się do roboty - powiedział Aleks, gdy przestał się śmiać. Kopacz z tymi goglami i łapami założonymi na piersi wyglądał komicznie i Aleks nie wiedział czemu.
- Dobra. Ty masz pomysł, my tu możemy się zająć realizacją - rzuciła Amber. Była gotowa do intensywnej pracy.
Aleks najpierw wskazał co i jak Kopaczowi, Amber musiała wzmacniać ściany gdy Kopacz skończył je poprawiać. Po niecałej godzinie pracy linia obrony byłą gotowa. Kopacz na szczęście znał się dobrze na wzmacnianiu ścian...
- Gdybyśmy zostali nagle skazani na mieszkanie w mieście moglibyśmy założyć interes związany z budownictwem - zauważyła Amber zadowolona z efektów wspólnej pracy.
- Na dużą skale - dodał Aleks. - Mosty, drogi i tym podobne - zaznaczył.
- Ymm... nie wiem czy mogę - bąknął Kopacz.
- Świetnie się spisałeś mój mały - rzuciła wesoło Amber widząc minę Kopacza. - Jak ten horror się skończy i nasz świat będzie czysty od Skazy będziesz miał mnóstwo czasu na realizowanie swoich marzeń - powiedziała.
Kopacz westchnął.
- Dobra, ja bym wrócił do moich tuneli... – powiedział wreszcie. Aleks otworzył więc portal i Kopacz wrócił do swojego gniazdka.
- No... to lecimy przywitać się z Luvionitami?
- Tak. Już pora byśmy zajrzeli też jak radzą sobie Revenanci ze zmianami, które w nich zaszły - dodała.
Aleks otworzył więc portal...
Okazało się, że Revenanci potrafią tworzyć bron i pancerze z czarnych płomieni. Wyglądały ciekawe...
Amber była zadowolona z takiego obrotu spraw. Uprzedziła Revenantów gdzie będzie odbywała się bitwa. Poprosiła także alfę mroczniaków by przekazać mu szczegóły nim razem z Aleksem udała się by przyjąć posiłki Wybrańca Luviony.
Na placu ćwiczeń otworzył się wkrótce portal, który przekroczyło parę białych smoków i kilka oddziałów aniołów w pancerzach z niebieskiego kryształu... no i oczywiście rudowłosy Wybraniec Luviony.
- Witaj Diano na Milgasii - jak na gospodarza przystało Amber przywitała Wybrańca Luviony. - Niebawem skończymy przygotowania i udamy się na wyznaczone pole bitwy - powiedziała.
Diana podała w męskim geście dłoń Amber. Też miała an sobie błękitny kryształowy pancerz a w lewej ręce trzymała topór bojowy.
- Wasze miasto wygląda inaczej niż sobie wyobrażałam. Podoba mi się tu. Czy mamy jakieś dane odnośnie ruchu przeciwnika? - zapytała kobieta.
Amber uścisnęła jej dłoń.
- Niewiele trzeba by ten ruch zauważyć, ale teraz budynki zasłaniają. Masz możliwość wzniesienia się w powietrze czy mam użyczyć ci moich skrzydeł? - spytała. - Powinien dotrzeć tu za niecałe 3 godziny, ale my za dwie przejmiemy go przy wąwozie - powiedziała.
Kobieta zarzuciła sobie topór na amie i wzniosłą się w górę.
- O... - bąknęła, po czym opadła z powrotem. - Zagrożenie w wielkiej skali - mruknęła.
- Skazie nie spodobał się mój prezent - mruknęła. - Jesteśmy przygotowani do walki z istotami od nas wielokrotnie większymi, ale to jednak odrobinę przerosło nasze oczekiwania. Poza miastem, w miejscu gdzie gleba temu sprzyja stacjonuje spora grupa entów, którą przysłał Wybraniec Tyris. Zjawi się jeszcze Wybraniec Harmony. Na miejscu mamy setkę smoków, 2000 mroczniaków i ponad 400 Revenantów, poza tym nasza regularna armia. W razie potrzeby będziemy mogli prosić o pomoc jeszcze Kopacza, choć wolałabym by nie brał udziału w bitwie - powiedziała. Chciała by Diana wiedziała na co mają być gotowi.
- Dodaj jeszcze nasze 30 smoków i pięć setek aniołów - powiedziała Diana.
Rozległ się trzask i przez dziwny, trzeszczący portal wyłonił się wybraniec Harmony.
- Jestem gotów - powiedział cicho swym osobliwym wibrującym głosem. Podczas komunikacji brzmiał troszkę inaczej, ale komunikacja na tak duży dystans nie była doskonała.
- Jakby co my też - mruknęła Carmen, zbliżając się do Amber wraz z Darkningiem i Sotorem.
- Gdy nadejdzie czas otworzymy portal zarimom. Sami też oczywiście weźmiemy udział walce... największa ofensywa Skazy od czasu jak go ułożyliśmy do snu, więc nie może nas przy tym zabraknąć - mruknął zakapturzony mag.
Amber się uśmiechnęła.
- Aleks, potrzebujemy portali na miejsce. Nasze armie przygotują się tam do bitwy. Chcę by wszyscy mieli okazję do zapoznania się z polem walki. Tu jak zwykle zostawiamy garnizon zdolny do obrony naszych cywili - wydała krótkie zarządzenie. Chłopak i tak dobrze wiedział co ma robić. Skinęła mu głową.
- Wszystko jest już gotowe. Nasze siły przechodzą już na klif - zameldował Aleks i poszedł otworzyć portal dla zgromadzonych w mieście posiłków, po czym poszedł teleportować mandragory)
- Wybraliśmy miejsce, które znacznie opóźni przemarsz tego obrzydliwego kolosa - wskazała kciukiem kierunek z którego nadchodził Skaza. - Za chwilę i my się tam przeniesiemy - powiedziała.
Diana skinęła głową.
- Dobra... ruszajmy więc - powiedziała.
Wkrótce wszyscy przekroczyli portal i znaleźli się na klifie, przypominającym teraz mur z czarnej skały. Nawet były na nim blanki i parę podjazdów, które miały umożliwić natarcie kawalerii w razie zdobycia murów. Aleks rozstawiał teleportery, które miały umożliwić szybkie wycofanie strzelców w razie problemów. koło baszt stanęły enty. Smoki pozostały an tylnej linii.
- Zarimowie się stawili - zameldował Nehro, odziany w cięższy niż zwykle pancerz. Z tyłu za nim stała czwórka zarimów. Rycerz, wojownik cienia, czarodziejka i strzelec.
- Na czas tej bitwy jesteśmy do twej dyspozycji - powiedzieli jednocześnie.
- Wraz z gwardią przyboczną i wierzchowcami - zaznaczył Nehro.
- Możemy zastosować ich jako wparcie awaryjne, gdyby gdzieś sytuacja nagle miała zły obrót - zaproponował Aleks, kończąc znak teleportacyjny.
- Ze wszystkich naszych sił jesteście chyba najmobilniejsi, prawda? - rzuciła do zarimów. - Aleks ma rację, że dobrze by było to wykorzystać - powiedziała.
Zarimowie skinęli głowami i ustawili się koło baszt, by mieć dobry ogląd sytuacji.
Wkrótce cala armia byłą gotowa. Pojawiła się też elfka będąca wybrańcem Thirel. Miała na sobie dość lekki pancerz, widać było, ze chętniej pełni rolę wsparcia, Aleks zaproponował więc dla niej funkcje medyczną, jako że nie była w pełni sił. najwyraźniej leczyła rannych u siebie.
Amber ucieszyła jej obecność, choć po ostatniej rozmowie dziewczyna była przekonana, że tamta nie da rady jednak przybyć. Wilkołaczyca doskonale to rozumiała. Ale dobrze było widzieć, że postanowiła się stawić.
Drobna czarnowłosa dziewczyna w ciemnej zbroi stanęła tak by mieć wszystkich w zasięgu wzroku i by mogła do nich dotrzeć swym głosem. Zmieniła postać na potwora by jej głos niósł się daleko aż do ostatnich szeregów. Krótkim rykiem zwróciła na siebie uwagę swoich sił.
- Mieszkańcy Milgasii! Wy wszyscy, którzy przyszliście tu walczyć o swoją przyszłość i swój świat! Pamiętacie nasze poprzednie bitwy. Skaza zawsze miał liczniejsze siły, zawsze miał istoty od nas większe i silniejsze. A mimo to za każdym razem zwyciężaliśmy zadając mu olbrzymie straty! Tak będzie i tym razem, bo zawsze, do każdej kolejnej bitwy stajemy jeszcze silniejsi niż poprzednio, bardziej doświadczeni i mądrzejsi. Skaza nie umie się pogodzić ze swoją ostatnią klęską! A to przecież on sam do niej doprowadził odbierając wam zdrową ziemię, czystą wodę i bujny las, a także życie i zdrowie waszych bliskich. W tej bitwie pokażemy mu, że mieszkańcy Milgasii nie pozostawiają krzywdy bez odzewu. Kochamy w przyjaźni i pokoju, na wojnie jesteśmy bezlitośni! Tym razem mamy tu ze sobą naszych sojuszników. Przyjaciół, którzy także chcą uwolnić swoje kontynenty ze szponów Skazy. Obiecali nam pomóc, niektórzy stawili się mimo trudnej sytuacji na swoich ziemiach - Amber skinęła olbrzymim łbem w stronę Wybrańca Thirel. - Gdy zniszczymy Skazę na Milgasii użyczymy naszych sił tym, którzy wspierają nas dzisiaj - Amber mówiła cały czas w formie dokonanej. Chciała by jej wojska wierzyły w to, że wygrają, chciała by wierzyli we własne siły i by nabrali przekonania, że dzięki temu i dzięki późniejszemu wsparciu innych kontynentów przyczynią się do ocalenia tego świata. Swoje słowa zaakcentowała głośnym rykiem, który przeszedł w wycie.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Re: Świat Pasem: Czas Orłów i Kruków

Post autor: Plomiennoluski »

Kaisstrom - Raneta

- Tak tak, śmiało. - mruknął zaczytany w raport z wykopalisk. - Doskonale się spisaliście - dodał kiedy skończył czytać, kontynuacje gratulacji przerwało mu wchłoniecie mocy przez Abla. - No taaaaak, zostało tam coś jeszcze nad czym można prowadzić badania, czy wszystko się stopiło? - tego aspektu wchłonięcia nie wziął pod uwagę kiedy wyznaczał termin na już.
- Nie no ruiny są nietknięte - Abel wzruszył ramionami. - Ale najrozsądniej będzie je zburzyć, to nie jest coś, co jest warte przekazywania dalej - zapewnił.
- Chodzi raczej o wzmocnienia murów, może ewentualne wyśledzenie pozostałych podobnych ruin jeśli zostały tam jakieś wskazówki, potem się wszystko ładnie zrówna z ziemią. Cieszy mnie że obaj jesteśmy zadowoleni. - Skinął Ablowi głową. - Macie jakieś mgliste pojecie gdzie mogą być inne podobne ruiny czy zajmie wam to więcej czasu? - zapytał mężczyznę, który dostarczył mu wyniki.
- Ruiny nieumarłych? Nie powinno być w ogóle. Ruiny aniołów-nie mam pojęcia - westchnął chłopak.
- Chodziło mi raczej o te aniołów, nie szkodzi jeśli nie ma żadnych wskazówek, może jakoś się na nie natkniemy, a jak się czujecie po ostatnich przejściach? - Trzeba było przyznać że wygląd mieli już nie do końca ludzki. - Ja prawdopodobnie ruszę niedługo do Cytadeli, potrzebujecie czegoś tutaj na miejscu?
- Pogrzebiemy jeszcze za danymi... a przydałby się transport prowiantu i wody pitnej - odparł archeolog, najwyraźniej nie mógł za wiele dodać do wypowiedzi Abla na temat ruin..
- Zorganizuje coś w takim układzie, wyślą to jak najszybciej. - Skinął głową i podszedł do Abla. - Wiesz może jak bardzo rozpowszechnione były takie ośrodki z nieumarłymi? Wolałbym nie mieć więcej podobnych niespodzianek.
- Miasta nieumarłych... nie. Miasta ożywieńców - owszem. Pamiętaj, że słowo "nieumarły" to obelga w standardach ożywieńców. Wracam do siebie, mam kontynent do dobicia, w razie czego wiesz jak się ze mną skontaktować. Bywaj - powiedział, a mężczyzna, który za nim się włóczył otworzył portal, przez który obaj wyszli.
- Zapamiętam, powodzenia w odbijaniu kontynentu. - rzucił za odchodzącymi. - "Prześlijcie do obozu przy wykopaliskach zapasy jedzenia i świeżej wody, najwyraźniej zaczyna im ich tutaj brakować." - przesłał do jednego z ludzi w sieci telepatycznej, znajdującego się w Cytadeli. Zaraz potem podszedł do beczek na słodką wodę i napełnił je lodem, tyle mógł bez problemu zrobić od razu. Następnie sam wybrał się do Cytadeli. Teleportacja poszła sprawnie i po chwili Kaisstrom stał już na dziedzińcu Cytadeli Zakonu Białego Smoka.


Poszedł się rozejrzeć za Edwardem i ludźmi, których tamten miał zebrać, gdyby jeszcze nie byli gotowi, zawsze miał interesującą lekturę do poczytania. Edward wpadł an niego po drodze.
- O, witaj. Dostaliśmy dane, wysyłamy wkrótce transport. - powiedział.
- To bardzo dobrze, mieli drobne kłopoty ze zgromadzona pod ruinami mocą śmierci, wszystkim się nieco oberwało, ale są już w jednym kawałku. Nie powinno być większych problemów więcej, ale za to dane które pozyskali są obiecujące muszę przyznać. Udało Ci się zebrać ludzi czy jeszcze troch to zajmie? - Zagadnal smok.
- Zebrałem ich znaczna ilość... ah i jeszcze jedno. Czy rozdałeś trochę mocy ludziom podczas festynu? - zapytał.
- Odrobinkę, śpieszyłem się głównie na teren wykopalisk, stało się coś?
- Nie, mamy w ten sposób rzeszę samozwańczych magów - mruknął Edward. - Musisz im przemówić do rozsądku - odparł Edward.
- Tego nie przewidziałem, co konkretnie usiłują zrobić? Jak najbardziej porozmawiam z nimi, bo rożnie się to może skończyć.
- Najmłodszym przychodzą do głowy różne głupoty, niektórzy myślą , że są nowymi Wybrańcami, inni uważają ze została im powierzona jakaś misja... - Edward machnął ręką. - Zebraliśmy ich na zewnętrznym dziedzińcu.
- Mam chyba pomysł co z nimi zrobić, przynajmniej po części. Zaraz z nimi porozmawiam, ale zabiorę ich na wyspę, albo od razu skieruje do oczyszczania resztek Ranety ze spaczenia Skazy, nie będą na miejscu a będą czuli się potrzebni, no i później będzie można ich spokojnie skierować do czegoś innego. Ilu mniej więcej ich jest? - Kaisstrom ruszył powoli w kierunku zewnętrznego dziedzińca razem z Edwardem.
- Dwudziestu-paru - odparł Edward. - Liczę, ze dasz rade przemówić im do rozsądku...
- Tez mam taka nadzieje i że zwykła retoryka wystarczy, ale jeśli nie, no cóż, coś się na pewno wymyśli. - rozejrzał się po zgromadzonych gdy już dotarli, trzeba było przyznać że była to dość ciekawa zbieranina. Dwóch z nich z miejsca wyzwało Kaisstroma na pojedynek na moc, reszta zaczęła coś krzyczeć i nastał totalny chaos... Edward uderzył otwartą dłonią o czoło i westchnął. Smok tylko pokręcił głową w lekkim niedowierzaniu, najwyraźniej potrzebna tutaj była silniejsza interwencja. Dwóch, którzy wyzwali go na pojedynek mocy po prostu unieruchomił, tak ze przewrócili się jak kłody na plecy mogąc ruszać tylko oczyma. Następnie zwrócił się do wszystkich.
- Czy mógłbym prosić o chwilkę uwagi? - poczekał aż przykład dwóch leżących zrobi swoje. Reszta spojrzała na sparaliżowanych i potem na smoka.
- Dziękuje, teraz zadam kilka pytań lubię słyszeć odpowiedzi które mnie zadowalają, ale jeśli się z czymś nie zgadzacie, macie prawo do własnego zdania. Tak wiec, kto uważa że zyskał moc w jakimś sekretnym celu który zostanie mu objawiony później? Są tu tacy? - mruknął do wszystkich, jednocześnie zwolnił więzy na zapalczywcach.
Mimo wszystko Kaiss chyba samym pojawieniem się zachwiał pewnością siebie. Ludzie obdarzeni energią szybko zdołali nauczyć się ją postrzegać. Widzieli, ze przy Kaisstromie są niczym iskierki przy hucie.
- Po prostu nikt tu nie wie skąd jego moc się wzięła i zaczęli sobie szukać powodów - mruknęła białowłosa dziewczyna, która wypchnęła się na czoło. - I powpadały nam do głowy kretyńskie pomysły. Może zechciałbyś, Wybrańcze, rzucić światło na to co się dzieje?
- Widzę że jest tu przynajmniej jedna rozsądna i rezolutna osoba. Chodźcie ze mną, opowiem wam więcej i nieco rozjaśnię sprawę. - Kaisstrom przeniósł wszystkich na Wyspę Świątynną. Wkrótce całą grupka stała, bądź leżała na terenie Wyspy Świątynnej na wewnętrznym dziedzińcu.
- Jesteśmy teraz na terenie ostatniej prawdziwej świątyni Uranosa, która została nienaruszona od momentu kiedy Skaza zaczął się panoszyć po naszym świecie. Jaki wpływ może mieć i jakie zniszczenia poczynić sami już chyba dobrze wiecie. To tyle w kwestii wprowadzenia w miejsce gdzie jesteśmy. Co do mocy która obecnie dysponujecie. Podczas ostatniego festynu wmieszałem się w tłum zgromadzony w mieście i podzieliłem się częścią mocy Uranosa z wami. Możecie uznać że było to nieroztropne, możecie stwierdzić że jest to dar, którego nie chcecie, ale jest to coś, co macie. Ułamek mocy. Możecie go teraz wykorzystać z głową, pomóc w naprawieniu resztek Ranety i oczyszczeniu ziemi, pomocy przy sprowadzaniu żywiołaków, które z kolei pomogą bronic wyspy i wyzwolić resztę archipelagu, pomóc ludziom i Uranosowi. Ewentualnie możecie mieć ją w sobie i nie zrobić z niej użytku, opcji że użyjecie jej do niecnych celów nie dopuszczam w ogóle do siebie. Nie mam zamiaru was zmuszać do tego żebyście mi pomogli, każdy z nas ma wolna wole. Kto chciałby zostać, nauczyć się nieco więcej i pomóc Ranecie oraz archipelagowi? Tak, Raneta to tylko jedna z wysp, czeka na nas cały wielki świat który musimy oczyścić by zagwarantować sobie bezpieczeństwo. Jeśli ktoś nie chce nic na ten temat słuchać i chciałby wrócić do swojego życia, niech powie, odstawie go do Cytadeli. Jeśli macie jakieś pytania, pytajcie. - smok rozejrzał się po swojej przypadkowej gromadce, to mogło być ciekawe. Jeden z mężczyzn, który podniósł się po paraliżu wywołanym przez Kaisstroma odezwał się pierwszy.
- Tak, dwa... pierwsze - czy jesteśmy w stanie teraz już walczyć pomiotem Skazy? - zapytał.
- W tym momencie? Nieszczególnie, po odpowiednim treningu i owszem, z pomocą lub w grupie, tak. - odpowiedział nie obrazując dokładnie jego szans.
- No to mam drugi pytanie - kiedy zaczynamy trening? - spytał. Reszta ludzie zaczęła się uśmiechać i powoli oswajać z sytuacją. Najwyraźniej połączenie przeniesienia do świątyni i krótkiej mowy zdało egzamin nadzwyczaj dobrze, chociaż swoimi zdolnościom oracyjnym za wiele nie przypisywał.
- Możemy niemalże zaraz, praktycznie na teraz mamy umówione spotkanie z ludźmi, którzy maja już moc od pewnego czasu, miałem pokazać im jak obsługiwać kocioł do przyzywania żywiołaków. Myślę że zbierzemy was wszystkich razem i rzucimy od razu na głębokie wody, przy okazji poznacie nowych sojuszników. Powinni wam przypaść do gustu. - uśmiechnął się lekko i przeniósł wszystkich ponownie do Cytadeli, gdzie miał się spotkać z reszta zgromadzonych ludzi.


Wkrótce nowi rekruci zasilili szeregi magów i wszyscy przenieśli się do kotła. Na miejscu był już obóz dla magów... wystarczyło by Kaisstrom pokazał magom jak sprawa wygląda i mógł zostawić tę "fabrykę" samopas. Edward na prawdę nie musiał wiedzieć jak wiele żywiołaków są w stanie stworzyć, z taka ilością magów, mogło iść nawet dość sprawnie. Zdecydował się ich połączyć w grupy. Do dyspozycji miał 320 magów, na raz z kotłem mogło pracować 11 osób, więc mógł takich zespołów stworzyć blisko 30, nie miał zamiaru narzucać im ich sztywno, znali się już trochę, w grupach zawsze były swego rodzaju niesnaski i spory wśród ludzi, nawet w obliczu przeciwnika, tym bardziej teraz, kiedy większości zdawało się że Skaza jest już przeszłością. Koniec końców udało się sprawnie funkcjonujące grupy i mógł przystąpić do demonstracji.
- Przyjrzyjcie się uważnie temu co robię, to dość meczące, wiec dla was będzie lepiej robić to w kilka osób, nie chcę żeby ktoś się wykończył. - następnie zaczął pokazywać jak sprowadza żywiołaka. Po kilku godzinach i pokazaniu kilkudziesięciu grupom jak sprowadzać żywiołaki, mógł spokojnie zacząć obserwować jak ludzie sobie sami z tym radzą. Szło nie najgorzej, acz powoli. Ludzie na początku stawiali na precyzje w tworzeniu, szybkość przyjdzie z czasem.. To starczyło na początek. Przyjrzał się dokładniej obozowi magów, Wyglądał dość solidnie, ale czegoś mu brakowało, czegoś w rodzaju pola treningowego. Poleciał do kryształu Jaru, on mógł mieć pewne wskazówki co do tego, gdzie taki można stworzyć, nie psując jednocześnie przepływu mocy przez kanion. Obóz okazał się być zbyt nieznaczną lokacją, by zakłócać pływ mocy. Za to pomysł smoka trzeba było zrealizować nieco dalej od Kotła. Kaisstrom wybrał spory kawałek ziemi z dala od kotła, właściwie już za skrajem kanionu. Następnie zaczął go zmieniać, zwiększając różnorodność terenu, miejscami erodując, tak żeby powstał teren, który nawet do przejścia mógłby być wyzwaniem. żywiołaki nie miałyby problemu, ale ludzie i owszem, w głowie miał plan, że będą się tutaj uczyć współpracy i dalszej kontroli nad mocą, oraz jej zastosowaniami. Tyle ze to był plan, z tym jak wypali musiał poczekać aż będzie widać wyniki. Dopiero gdy był zadowolony ze stanu terenu wrócił do obozu magów. Poszło dość szybko zważywszy an moc jaką dysponował smok. Magom pomysł się bardzo spodobał.

Kaisstrom zebrał ze sobą większa część żywiołaków oraz smoki. Był już najwyższy czas sprawdzić sąsiednią wyspę. Po drodze zajrzał jeszcze tylko do Cytadeli, dość szybko znalazl Edwarda.
- Zbieram się na sąsiednią wyspę, co możesz mi o niej powiedzieć, istnieją jakiekolwiek mapy tamtych okolic lub coś podobnego? - zapytał smok
- Mamy jakieś dane i można na ich podstawie sporządzić mapę. Gdy wrócisz z najbliższej wyspy to pewnie już będzie gotowa. Ogólnie tamten ląd nie był zamieszkany przez ludzi, to jałowa ziemia bez żadnych złóż naturalnych ani walorów strategicznych
- Całkowicie jałowa? No cóż, sprawdzimy jak to dokładnie wygląda, podejrzewam ze w tym momencie jest praktycznie bez życia. Jest coś o czym powinienem wiedzieć? Poza tymi magami, z nimi już załatwiłem zresztą sprawę. - Kaisstrom przyjrzał się dokładnie Edwardowi.
- Ponoć mieszkały tam Behemoty, ale nigdy nie sprawdziliśmy tej plotki - powiedział Edward.
- Behemoty powiadasz? Przekonamy się na własnej skórze. Jeśli nie masz nic do dodania, na mnie już pora. - zebrał się i ruszył na zewnątrz, czekała go przeprawa na nowy ląd.
- Bywaj - powiedział Edward.

Żywiołaki się nie męczyły a smoki wspierane przez Kaisstroma mogły lecieć zarówno szybko jak i długo, tak więc mała armia ruszyła nad spienionymi wodami na nowe ziemie. Dotarli do wyspy w pół dnia. Teren był skalisty i łysy, panowała na nim upiorna cisza, ale smok wyraźnie czuł energię życia wewnątrz gór. To było interesujące, energia pulsująca wewnątrz, była całkowicie przeciwna temu co zdawała się pokazywać powierzchnia, całkiem jakby chciała się skryć. Nakazał dwóm mniejszym oddziałom żywiołaków dokonać zwiadu, zaś sam ze smokami ruszył w kierunku pulsującej energii. Gdy zeszli na lad dały się słyszeć głębokie pomruki, przypominające ryki behemotów... Kaisstrom zatrzymał się w miejscu, a następnie wraz z reszta smoków wzbił w powietrze.
- "Darkning, czy behemoty jako takie są w miarę pokojowym gatunkiem?" - miał nadzieje ze tamten nie będzie zbytnio zajęty.
- "Są dość agresywne jeśli wleziesz do jaskini w sezonie godowym, w przeciwnym wypadku są spokojnie nastawione" zabrzmiała odpowiedź.
- "Jak słodko, zdaje się że na sąsiedniej wyspie możemy mieć ich całkiem spore stadko." - odparł Kaiss. Następnie skierował się do żywiołaków - " Zróbcie zwiad z powietrza, Behemoty faktycznie mogą tu być, nie chcę żadnych niepotrzebnych starć."
Na wyspie nie było niczego co by wskazywało na obecność behemotów, ale z jaskini co jakiś czas dochodziły ryki... Mógł sprawdzić to sam, wiec zniżył się i skierował ku jaskini, nie wiedział do końca co to właściwie jest. Odkrył w podziemiu jedno duże źródło mocy i paręnaście mniejszych. Nie był w stanie zidentyfikować dokładnie żadnego. Zmienił postać na ludzka i wszedł do jaskini, w przypadku możliwości walki mógł się najpierw wycofać, ale nie mógł pozwolić sobie na wcześniejszego błędu. Przestawił swoja wizję prawie całkowicie na postrzeganie nitek i węzłów mocy. Z dołu rozległ się kolejny potężny ryk, który delikatnie trząsł jaskinią... Smok przemienił się po prostu w malutka kulkę mocy i wleciał ostrożnie do środka. Ryk pochodził z głębi jaskini i powstawał w wyniku uderzania większych fal wody o głębszą partię jaskini... tymczasem po jaskini kręcili się jacyś ludzie.
To było coraz ciekawsze, przemienił się również w człowieka i zbliżył do kręcących się w środku.
- "Te ryki to tylko fale uderzające o skałę i nagłaśniane przez jaskinię, w środku są jacyś ludzie, behemotów nie widać, ale zdaje się że przyczynę plotki już poznaliśmy. Są tu jacyś ludzie, zobaczę co to za jedni i czego tu właściwie szukają." - przekazał Jarperx na wszelki wypadek.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: Świat Pasem: Czas Orłów i Kruków

Post autor: Mekow »

Amanda Jones
Astaria, Unia, Niebiańskie Wichry


Amanda z dużą uwagą wysłuchała wieści odnoszących się do walki ze Skazą. Naprawdę, nie wyglądało to za dobrze i nie poprawiło humoru Amandzie... choć zdawała sobie sprawę, że mogło być znacznie gorzej.
- Minotaury powinny być bezpieczne... Smokobójcy i ogry nigdy nie współpracowali z resztą Astarii, ale nie wypada ich tak zostawiać. Szczuroludziom i Trolom trzeba pomóc w pierwszej kolejności, a Indian ewakuować... czy może ktoś się tym już zajął? Gdzie jest Sotor? A Aine Amira? - dopytywała się Amanda.
- Sotor zajmuje się jeszcze Isillah. Amira jest salę obok. Oberwało się jej gdy próbowałaś nawiązać z nią kontakt przy użyciu lustra, ale jest w znacznie lepszym stanie niż ty - odparł Nachtrinroght.
- O rany! - odpowiedziała wystraszona nie na żarty Amanda. - Co ja znowu narobiłam? - spytała szybko.
- Przez zwierciadło przeniknęła część mocy Wija i narobiła rozgardiaszu w mieście, nim magowie ją unicestwili - odparł elf.
Amanda zastanowiła się przez dłuższą chwilę. Niestety nie znała się na magii i nie wiedziała jak to się stało, że żmija, czy co to tam było, przesłał coś przez jej lusterko. Fakt, że Aine odesłało to aż do skrzydła szpitalnego, jasno świadczyło o niesamowitej skali zagrożenia... cud że magowie sobie potem poradzili z pozostaniem przy życiu, nawet jeśli ona była z nimi.
- Były straty w ludziach? - spytała z nutą niepokoju.
- Jest dużo rannych, ale z tego co wiem obeszło się bez ofiar - poinformował ją elf.
Amanda opadła na poduszkę przytłoczona tym wszystkim. Posmutniała.
- To jakie są nasze plany? - spytała.
- Zależy od ciebie... jesteśmy tu by ci pomagać i doradzać, a nie kierować, jeśli się nie mylę - Nachtrinroth uśmiechnął się półgębkiem.
Amanda uśmiechnęła się lekko.
- Trzeba pomóc trolom utrzymać front, a potem ruszyć dalej. Ja mam jeszcze parę osób do obdarzenia mocą. Czekają już tyle dni... Ale najpierw porozmawiam z Aine - powiedziała szykując się do wstania. Fakt, że miała na sobie jedynie fartuch szpitalny nie miał znaczenia. Zapomniała jednak, że jeszcze nie bardzo ma siły aby chodzić.
Elf podszedł i delikatnie, acz stanowczo ułożył jaz powrotem w łóżku.
- Ze względów zdrowotnych pozostaniesz tu jeszcze jeden dzień - powiedział.
- O ile nie mam zamiaru kwestionować twoich rozkazów, o tyle opuszczanie łóżka teraz może być kiepskie w skutkach z przyczyny rodzaju zaklęć leczących nałożonych na ciebie. Aine może do ciebie przybyć jeśli chcesz, jest w sporo lepszym stanie...
- Ach tak, no dobrze - odpowiedziała Amanda i bez najmniejszego wyrazu sprzeciwu pozwoliła położyć się z powrotem do łóżka.
- A jak morale wygląda? - spytała. - Wśród uczniów, władz, mieszkańców?
- Nie jest źle, w końcu jest już jakiś bezpieczny teren, gdzie nie trzeba obawiać się ataków - odparł elf. - Aczkolwiek powinnaś sama się przejść jak wydobrzejesz i wysilić empatię - uśmiechnął się na chwilę.
- Wysilić empatię... czyli? - zagadała Amanda, nie do końca rozumiejąc co radzi elf. Była zmęczona i znowu już zaspana.
- Empatia to zdolność odczuwania emocji ludzi wokół ciebie. Każdy posiada ją w jakimś stopniu - doparł Nachtrinroth.
- Wiem co to jest - odparła Amanda z lekkim grymasem na twarzy. - Czy ja powinnam mieć to jakoś szczególnie? Jako wybraniec otrzymałam taką zdolność?
- Możesz to rozwinąć za pomocą Energii lub nauczyć się postrzegać emocje za pośrednictwem zmian energii mentalnej - odparł Nachtrinroth.
Amanda zastanowiła się przez dłuższą chwilę.
- Jeśli mnie tego nauczycie - mruknęła w końcu. - Ale najpierw będę chciała obdarować mocą pozostałych wybranych, już dawno temu należało to zrobić - zastrzegła.
- Na razie nie dasz rady sama postawić kroku, a co dopiero mówić o kontrolowaniu mocy na tyle precyzyjnie by kogoś natchnąć - zauważył elf.
- Wiem - odpowiedziała Amanda i posmutniała na twarzy. - Ale mówiłam ogólnie, jak już wstanę. To takie plany - dodała.
- Rozsądnie by było tak postąpić - elf przyznał jej racje.
Amanda delikatnie uśmiechnęła się do mężczyzny.
- A wiadomo jak sobie Sotor radzi? Z kim on tam walczy? - spytała jeszcze, choć oczy już jej się powoli same zamykały.
- Bogiem, którego uznano za martwego. Z tego o wiem sytuacja została wyklarowana i teraz już na pewno jest martwy - mruknął Nachtrinroth uśmiechając się półgębkiem.
- Ten bóg - dodała Amanda do jego wypowiedzi. Istotnie pytała o Sotora, więc drugie zdanie elfa można było źle zrozumieć.
- A czy to jeden z tych prawdziwych, pradawnych bogów? - spytała.
- Jeden z pierwszych, którzy wyłonili się z chaosu w czasach przed światłem i ciemnością - odparł elf.
Amanda delikatnie przygryzła dolną wargę. - I Sotor sobie z nim poradził? - spytała raz jeszcze, zaintrygowana.
- Mroczna trójca sobie z nim poradziła. Tez'An Sotor nie szedł tam sam - sprecyzował elf.
- Tez'an? - spytała zastanawiając się jakiż to przydomek ma jej opiekun.
- Jeden z trzech. Tytuł, którego używamy czasem w zastępstwie. Coś jak "Pan" ale więcej - wyjaśnił Elf.
- Rozumiem - powiedziała Amanda z uśmiechem.
Elf skinął głową.
- No to chyba dobranoc - uśmiechnął się lekko.
- Dobranoc - odpowiedziała Amanda i zamknęła oczy.

Za oknem był pochmurny poranek. Sypał śnieg... Nachtrinroth siedział koło drzwi z przymkniętymi oczyma.
- Wyspana? - zapytał, uśmiechając się lekko. Nie otworzył oczu.
- Tak - odpowiedziała Amanda mrugając powoli oczami i przeciągając się nieznacznie. - Tak, czuję się już dużo lepiej - rozwinęła wypowiedź.
- Świetnie. Twój poziom energetyczny ustabilizował się. Moje zadanie zostało zakończone. Jeśli nie masz dla mnie żadnych dyspozycji to ruszam w teren - powiedział elf. - A i śniadanie zaraz będzie - zaznaczył.
- Dobrze. Dziękuję za opiekę - odpowiedziała Amanda uśmiechając się delikatnie. Mężczyzna nie musiał wykazywać się niczym specjalnym, nie miał zamachowców, ani Skazy do pokonania, którzy chcieli ją unicestwić, ale stał na straży i to bardzo się liczyło.
- Bywaj - Elf skinął głową, uśmiechnął się i odszedł, kobieta została sam na sam ze śniadaniem, które właśnie dotarło.

Amanda nie tyle zjadła, co wręcz spałaszowała wszystko co jej podano. Dopiero potem, gdy już zaspokoiła głód, mogła zebrać się z łóżka i dołączyć do reszty żyjącego świata.
Podeszła do szafy, gdzie znalazła swój kostium od Sotora. Przebranie się w niego zajęło jej tylko chwilę, ale zobaczyła parę niedomytych plam krwi na podłodze. Zastanowiła się przez chwilę. Domyśliła się - to że ona nie była przytomna w czasie, gdy ktoś chciał ją zabić, nie znaczy że tego nie było... Może faktycznie coś tu się działo? Ale dlaczego nie powiedziano jej o tym? Żeby jej nie martwić?
Zostawiając wszelkie rozważania, wyszła z zajmowanego przez nią pokoju.
Na korytarzu panowała cisza i spokój. Wyglądało na to, ze życie tu dalej toczy się spokojnie.
Amanda chciała odwiedzić Aine, ale nie mogła jej znaleźć, a krótko potem dowiedziała się, że ta była już w pełni sił i z samego rana opuściła szpital. Kobieta musiała jeszcze porozmawiać z wybranymi przez siebie i Sotora osobami. Już dawno temu miała ich obdarzyć mocą, a tymczasem siedzieli oni bezczynnie zamiast się uczyć i walczyć.
Udała się na spotkanie z nimi. Przy odrobinie szczęścia do jutra obdarzy wszystkich mocą.
Gdy kobieta dotarła do swojej kwatery i zobaczyła ile jest nowych osób to zrozumiała, że Sotor najwyraźniej znalazł jeszcze dodatkowych kandydatów. Amanda mogła spędzić całe dwa dni na "doładowywaniu" ich.
Jednak pamiętała, że ostatnio ledwo dała radę szóstce... choć teraz mogła być już silniejsza... Ale widziała około 20-30 nowych osób, a miała jeszcze 19 z przed utraty przytomności.
Póki co rozejrzała się po zgromadzonych. Przygotowała się do witania z każdym z osobna, co powinno być czasochłonne i nieco męczące... choć może jej nie rozpoznają?
Tuż za Amandą do pomieszczenia wszedł Sotor.
- O, witaj, już zdrowa i gotowa do akcji? - zapytał.
Amanda odwróciła się do niego i obdarzyła go uśmiechem.
- Tak, chciałam przekazać moc czekającym od paru wybrańcom. Widzę, że mam zajęcie na dłużej - powiedziała z mieszaniną uśmiechu i grymasu na twarzy.
- Ta... ale twój zasób mocy zwiększył się znacznie, wiec uznałem, że sobie poradzisz w maksymalnie dwa dni. Zwykła armia nie da odporu Skazie, potrzebna jest moc Aramona, a nie możesz być wszędzie...
- Dziękuję, jakoś nie potrafię sama zmierzyć swojej mocy. Co do walki ze Skazą, to zdaję sobie z tego sprawę. Już podczas obrony Kryształowego Wybrzeża zdziwiłam się jak dobrze szło regularnemu wojsku - powiedziała spokojnie.
Słowa Aine, o kopiowaniu, czy też przekazywaniu mocy Aramona naprawdę okazały się dobrze przewidującą przyszłość mądrością. Zastanowiła sie przez moment, dlaczego Sotor nie poparł tego wówczas w rozmowie... ale to było tak dawno, że nie miało to teraz znaczenia.
- To ile mamy osób? Wcześniej mieliśmy dwadzieścia siedem, z czego tylko ośmioro otrzymało moc - dodała.
- Mamy prawie pięćdziesiąt łącznie - odparł Sotor.
- No proszę - powiedziała zadowolona Amanda. - Ktoś szczególny? Powiedz mi coś o nowych? Z kolejnego spotkania zorganizowanego przez magów? - zarzuciła go pytaniami.
- Nic szczególnego, chcesz ich uczyć osobiście, czy mam zaaranżować jakichś instruktorów?
- Chciałabym być obecna. Ale sytuacja nie pozwoli mi być cały czas i instruktorzy są konieczni. Zresztą wiesz jak to bywało do tej pory - powiedziała Amanda.
- No a co u ciebie? Widzę, że poradziłeś sobie w tych podziemnych ruinach.
- Taaa... na szczęście mamy haka na istoty, które są bogami... - mruknął Sotor i westchnął.
- Wij przestał ostatecznie istnieć. Osobiście liczyłem, że tobie się uda go ułożyć do snu wiecznego, ale chyba coś poszło nie tak - mruknął Sotor.
Amanda skrzywiła się niezadowolona. Zawiodła.
- Ano przywalił mi - mruknęła cicho. - Więc wziąłeś kolegów. Mogę spytać na jakich zasadach się umówiliście? - spytała spoglądając na niego.
Amandę minął mężczyzna w białym płaszczu z kapturem na głowie.
- Darkning - Sotor go zahaczył.
- A, Amanda - mężczyzna spojrzał an kobietę. Amanda nie potrafiła dostrzec twarzy skrytej w cieniu kaptura.
- My dwaj musieliśmy uwalić wija. Carmen też na chwilę wpadła, ale musiała wracać, bo jej podopieczna jej potrzebowała.
Amanda przez chwilę zaniemówiła. Nie spodziewała się, że tak nagle spotka osobę, o której już parę razy była mowa. Jeśli ta osoba była aż tak potężna, jeśli nawet Aine Amira była przy nim niczym uczeń czarodzieja, to co ona mogła mu powiedzieć?... Swoją drogą nieco inaczej go sobie wyobrażała - myślała o nim jako o kimś bardziej mrocznym, w czarnej zbroi. Wyglądającego bardziej na nekromantę niż kapłana. "Dark" tak jej sugerowało. Ale to nie miało żadnego znaczenia.
- Witam - rzekła i jednocześnie skinęła mu głową.
Nadal czuła się zaskoczona i nieco zagubiona w obecnej sytuacji.
Darkning skinął jej głowa.
- Nawet upały bóg jest poważnym przeciwnikiem, a nie posiadałaś właściwych narzędzi do zabicia takowego, nie bierz tej porażki do siebie... - zlustrował ją spojrzeniem.
- Nie masz na sobie ani drobiny energii Wija... musiałem być pewien... teraz pozwólcie, muszę coś zrobić z mocą Wija nim ten bydlak spróbuje się odtworzyć... - skinął głową Amandzie i odszedł.
- Heh - Sotor wyszczerzył się.

Amanda nie zdążyła nic odpowiedzieć Darkningowi, ale chyba wszystko dobrze zrozumiała. Spojrzała na Sotora.
- Chciałabym przekazać moc najpierw tym dziewiętnastu osobom, które czekają już od paru dni i abyś mnie nauczył leczyć. A reszcie jutro - powiedziała spokojnie. Nadszedł już czas zabrać się do pracy.
- Dobra, idę do sali ćwiczeń - powiedział Sotor. - Tam poczekam - powiedział.
Amanda uśmiechnęła się delikatnie i kiwnęła mu głową.
Zaraz potem zaczęła brylować w towarzystwie. Witać się z nowymi osobami i prosić znane jej twarze do osobnego pokoju. Kiedy już formalności stało się zadość, zaczęła po kolei ładować mocą wybierane wcześniej osoby.


Nie wiedziała ile osób uda jej się naładować tego dnia. Brała pod uwagę, że znowu coś może jej przeszkodzić w naładowaniu reszty, więc starannie wybierała czekające na to osoby.
Najpierw naładowała dwóch minotaurów. Tezeus i Nirris, choć czekali już parę długich dni, byli zadowoleni, że zostali wybrani jako pierwsi do tej procedury. Potem swojej kolejki doczekał się Dorin Rycerz Zakonu, wysoki i dobrze zbudowany mężczyzna. Yumiko, młoda kobieta z Cesarstwa Ing była kolejna i po naładowaniu ukłoniła się nisko Amandzie, a ta odwzajemniła się lekkim skłonem i uśmiechem. Następna była młoda indianka. Gdy były same, Tiza podzieliła się z Amandą swoimi obawami, jako że może sobie nie poradzi, ale kobieta dobrze ją rozumiała i kilkoma zdaniami skutecznie zdusiła niepewność nastolatki w zarodku. Potem czas przyszedł na parę leśnych elfów - Elena i Atumin, pierwszych przedstawicieli tego gatunku. Zamieniła z nimi kilka zdań, a ich pytania na temat mocy były bardzo trafne. Amanda zaczynała zdawać sobie sprawę, że naładuje jeszcze najwyżej trzy osoby i musiała dokonać wyboru. Zdecydowała się na ludzi z jej ojczyzny, wszak wybrali ich aż pięciu i żaden nie otrzymał jeszcze mocy. Najpierw zdecydowała się na młodzieńca w okularach o imieniu Artur. Aby uatrakcyjnić sobie nieco dzień, oznajmiła mu, że do naładowania musi się rozebrać do naga... i dobrze, że na początku zdjął swoje grube okulary a dopiero potem ubranie, bo dzięki temu nie widział jak, po zobaczeniu go gołego, Amanda z trudem powstrzymała się od parsknięcia śmiechem i zakrywała usta dłonią. Po nim naładowała jeszcze mocą Bogusława, wojownika z Doliny Zieleni, który miał niewielką bliznę na czole.
Razem było to dziewięć nowych osób... Mogła podołać naładowaniu jeszcze jednej, ale wolała się już nie przeciążać - wszak rano leżała jeszcze w łóżku.
Oznajmiła, że resztą zajmie się w kolejnych dniach - było tam naprawdę dużo osób.
W końcu mogła udać się do sali ćwiczeń i tak też zrobiła... choć miała ochotę zahaczyć o stołówkę.

Sotor był już na miejscu i obracał w dłoni trzema czarnymi kulkami. Gdy Amanda pojawiła siew sali podniósł głowę.
- O.. masz - rzucił jej jedną kulkę, a ona złapała ja bez większych problemów. - Poćwiczymy jeszcze tylko twoje zdolności oceny własnej mocy. To jest kulka z Czarnego Żelaza, spróbujesz ja rozpuścić za pomocą energii. Zasada jest taka, ze musisz to zrobić za jednym zamachem, bez czasu oczekiwania, bo twoja energia się regeneruje, więc trzeba by odjąć regenerację od ogólnego rachunku.
- Aha. A jak to rozpuścić? -zastanowiła się na głos. - Przyjdzie instynktownie? - spytała spoglądając na Sotora.
- Skup energie na kulce - odparł Sotor. - Ale połóż ją na blacie z twojej lewej - dodał.
Zgodnie z poleceniem Amanda położyła kulkę spokojnie, a następnie użyła na niej swojej mocy.
Gdy Amanda użyła energii wystarczającej do natchnienia pojedynczego rekruta kula stała się plastyczna, ale nie roztopiła się.
- Wydałaś 7% swojej energii - powiedział Sotor.
- To dobrze, czy źle? - Amanda nie była pewna jak wypadła na tym mierzeniu mocy. To było coś zupełnie innego niż mierzenie się w pasie centymetrem. - Jak wypadłam? - spytała.
- Po prostu chciałem byś wpakowała energię w coś łatwego do posprzątania i łatwego do przełożenia na jednostki. Masz ich dokładnie 1600. W porównaniu do innych Wybrańców wypada to blado, ale na samym końcu nie jesteś - powiedział Sotor. - Nadrabiasz siłą uderzeniową. Potrafisz wyrządzić większe szkody przy użyciu mniejszej ilości energii.
- Aha... No ja... jak mogę się lepiej postarać? A inni ile mają? Opowiesz mi o nich? - Amanda była ciekawa zasłyszanych nowinek. Cieszyła się, że nawet z niewielkiej ilości mocy potrafi zrobić dobry użytek, tak przynajmniej zrozumiała słowa Sotora.
- Najlepiej pod względem zmagazynowanej mocy radzi sobie wybraniec Ezehiala. Ponad 5500 jednostek. Przy czym około 1500 zebrał niedawno z ruin... tyle, że on nie uczestniczy bezpośrednio w walce, walczą za niego sztucznie stworzone sługi - powiedział Sotor.
- Zebrał? Jak zebrał, skąd? - to w pierwszej kolejności zainteresowało Amandę. Moc nie była przecież pomarańczami, aby można ją było zbierać.
- W niektórych miejscach pozostała moc bóstw, którą można odebrać. Ciężko znaleźć takie miejsca, ale jeśli się uda, to skutki są interesujące... - odparł Sotor.
- Aha... A powiedz mi coś o tym wybrańcu, jego sługach które walczą za niego i jego bogu - poprosiła zaciekawiona Amanda i usiadła wygodniej na ławie.
Sotor uśmiechnął się lekko.
- Pozwól, ze ci przypomnę - kontakt głównej części kontynentu z południem wisi na włosku i jeszcze nic z tym nie zrobiliśmy. Czas jest cenny, a ty chcesz, bym opowiadał ci o innych Wybrańcach? -zapytał.
Amandę wryło w ziemię i zaniemówiła przez chwilę. Wstała gotowa do ćwiczeń.
- Nie. Zostawmy to i skupmy się na walce - powiedziała.
Sotor natychmiast zmienił więc temat.
- Leczenie w przypadku mocy ziemi to trudna sprawa, aczkolwiek wzmożenie regeneracji do absurdalnie wysokiego poziomu powinno być osiągalne - powiedział. - Czy takie rozwiązanie cię satysfakcjonuje?
Amanda zmarszczyła brwi. - Tak, to powinno wystarczyć - powiedziała.
- Dobra - Sotor wstał i dobył miecza. - Ciachnę się i będziesz ćwiczyć na mnie. Muszę tylko dostroić się do mocy ziemi, by było ci łatwiej obserwować przepływ energii - powiedział.
Amanda przełknęła ślinę. - Dobra - odpowiedziała. Tego się nie spodziewała.
Sotor skupił się an chwilę.
- Dobra, już - powiedział i podciągnął rękaw. - Przestaw się na postrzeganie energii i skup się na tym co się dzieje w organizmie , gdy rana się goi. Twoim zadaniem będzie wspomaganie zmian prowadzących do zagojenia się. Dodam tylko, ze rany goja się na mnie bardzo szybko, wiec musisz być skupiona i gotowa. Daj znać jak mogę zaczynać - powiedział po czym oparł ostrze miecza o ramię.
Amanda wzięła głębszy oddech i powtórzyła w myślach otrzymane instrukcje.
- Gotowa - powiedziała po chwili.
Sotor skinął głową i przejechał sobie ostrzem po ręce bez mrugnięcia okiem. Powstałą niezbyt głęboka rana, która natychmiast zaczęła się goić. Zgoiła się do końca, nim kropla krwi, która wyciekła z rany zdołała upaść na posadzkę.
Amanda nie potrafiła tego wyjaśnić, ale widziała wszystko i wiedziała, że teraz powinna umieć to odtworzyć. Widać to czego miała się właśnie nauczyć, Sotor miał już wcześniej ustawione na stałe.
- Teraz już powinnam umieć - powiedziała spokojnie.
- Przekalibruje energię z powrotem i możemy uszyć na Szczurze Pola na test praktyczny. Ponoć ofensywa Skazy tymczasowo się zakończyła, wiec jest czas zająć się rannymi.
Amanda przełknęła ślinę. Nie tego się spodziewała, ale wiedziała, że jest to konieczne.
- Ktoś idzie z nami? - spytała, choć wcale się tego nie spodziewała, skoro ofensywa się zakończyła.
- Raczej nie, ale na miejscu jest połowa twoich obdarzonych energią uczniów.
Amanda skinęła głową w odpowiedzi i przeszła przez portal.


Astaria, Szczurze Pola

Amanda stanęła na rynku miast portowego. Poza zapachem morza czuć jednak było spaleniznę... i krew. Jeden z budynków w pobliżu został przerobiony na lazaret. Z pola bitwy znoszono coraz to nowszych rannych o nie wyglądało to dobrze.
Amanda rozejrzała się dookoła. Widok ani trochę jej się nie podobał, nie mniej jednak musiała. Spojrzała na portal, z którego lada chwila powinien wyłowić się Sotor.
Sotor faktycznie wyszedł przez portal i westchnął. - Idę pomóc z odbudową murów. Poradzisz sobie sama? - zapytał.
- Z leczeniem rannych? Tak, powinnam - odpowiedziała z lekkim grymasem na twarzy. Krew i ranni nie były jej ulubionymi rzeczami. - Czy powinnam zrobić coś jeszcze? Coś więcej? - spytała jeszcze.
- Możesz się im przedstawić, jak poleczysz już trochę, nie jesteś specjalnie znana... - powiedział Sotor. - A powinnaś być.
Amanda spojrzała na mężczyznę zaintrygowana.
- Aby wspomóc powstawanie kultu Aramona? - spytała.
- Jak na to wpadłaś? - Sotor się wyszczerzył i mrugnął do niej.
- Powodzenia - dodał jeszcze.
Amanda uśmiechnęła się rozbawiona. Zaraz potem jednak spojrzała na awaryjny szpital i uśmiech jakoś zniknął z jej twarzy. Wzięła głęboki oddech i ruszyła przed siebie.

Była tam masa żołnierzy i ochotników ze złamaniami, urwanymi kończynami i innymi obrażeniami.
"A, kwestia uzupełnienia, utracone części ciała też się odnową jeśli będziesz używać metody, jaką ci zaprezentowałem" rzucił Sotor telepatycznie.
"Dzięki. Z tego co widzę, tego właśnie potrzeba" - odpowiedziała Amanda. Miała zamiar się zająć właśnie tymi najbardziej poszkodowanymi i nie pozwolić, aby umierali czy też zostali kalekami.
- Pani ranna? - usłyszała zarówno piskliwy jak i chropowaty głos, typowy dla szczuroludzi. Jeden z nich stanął przed nią, a był to przeciętny przedstawiciel swojej rasy. Posiadająca półtora metra wzrostu, istota o wyglądzie szczura i budowie ciała człowieka. Lekarz odziany był w czerwony fartuch, z brązowo-czerwonymi plamami od krwi.
- Nie. Przyszłam aby leczyć innych, mam do tego moc... Pokażesz mi najbardziej poszkodowanych? - spytała.
- Nie widzę żadnych przyborów - bąknął szczur, bardzo żwawo przyglądając się Amandzie ze wszystkich stron.
- Mam moc, magię - wyjaśniła z uśmiechem.
- O.. no dobra. Zobaczmy na ile będzie tu skuteczna - mruknął szczurolud i skinął w stronę lazaretu.
- Chciałabym spróbować odtworzenia kończyny. Nie robiłam jeszcze tego, ale znawca mówił mi, że dam radę - powiedziała Amanda, pewnym siebie głosem.
Szczurolud uniósł brwi i nie skomentował. Chyba chciał to zobaczyć na własne oczy. Gdy doszli do odpowiedniego pacjenta, Amanda zobaczyła, że coś zmiażdżyło mu zupełnie prawe kolano i mężczyzna stracił kończynę bezpowrotnie.
I właśnie to "bezpowrotnie" podobno mogła zmienić. W dodatku pełni zdając sobie sprawę co to oznacza dla poszkodowanego szczuroluda.
Wzięła głęboki oddech, ustawiła dłonie przy ranie i skupiła swoją moc, tak jak radził Sotor.
Rana powoli rozeszła się i zaczęła wyrastać z niej kość, którą powoli oplatały naczynia krwionośne i mięśnie. Po niecałej minucie żołnierz miał znów całą nogę. W lazarecie zapadła zupełna cisza...
Kobieta uśmiechnęła się wyraźnie z siebie zadowolona i dumna.
- Porusz palcami - zwróciła się delikatnie do pacjenta, wskazując na jego nowo otrzymaną stopę.
Mężczyzna zamerdał paluchami i nie sprawiło mu to problemów.
- Mamy ustawić kolejkę? - zapytał lekarz, gdy reszta zaczęła się przekrzykiwać.
- Spokojnie! - Amanda zabrała głos, chcąc uniknąć zamieszania. O dziwo poskutkowało i zgromadzeni się uspokoili. - Spokojnie, starczy dla wszystkich - dodała. - Kolejka to dobry pomysł, ale najpierw chciałabym pomóc tym, którym grozi śmierć - odpowiedziała lekarzowi.
- Uformujemy kolejkę wedle tego, niech wszyscy zostaną na swoich miejscach - powiedział lekarz i zaczął prowadzić Amandę do kolejnych chorych potrzebujących pomocy...

I zaczęło się robienie cudów. Amanda leczyła najpierw najgorsze przypadki bezpośrednio zagrażające życiu, potem ciężkie obrażenia i utracone kończyny, a następnie trwałe okaleczenia i tych którzy byli po prostu ranni.
Do wieczora, do lazaretu zlecieli się wszyscy chorzy, Amanda miała ręce pełne roboty. Kobieta regenerowała moc w pełni podczas krótkich przerw, wiec nie była zmęczona mimo późnej pory.
Amanda mogła śmiało powiedzieć, że padała na pyszczek. Po tylu godzinach ze szczuroludźmi udzieliło jej się kilka myśli i powiedzonek. Ale ona także przekazywała wiele od siebie. Mówiła o Aramonie i Skazie, o mocy Aramona, o sobie i o Aramonie.
W pewnym jednak momencie mogła śmiało powiedzieć, że skończyła swoje zadanie i może udać się na spoczynek.
"Sotor?" - wysłała myśl. Nie miała z nim kontaktu od kilku ładnych godzin, więc nie miała pojęcia, gdzie podziewa się jej opiekun.
Wychylił się przez drzwi.
- Hm? - mruknął.
- O... Dobry jesteś - powiedziała z uśmiechem. - Chyba zrobiłam to co należało. Chciałabym już wracać - poinformowała go i ziewnęła przeciągle.
Sotor bezceremonialnie wziął ją na ręce i opuścił budynek, gdzie ludzie i szczuroludzie świętowali cudowne uzdrowienie...

- Lecimy do innego miasta, nocujemy tam i następnego dnia bierzesz się znów za leczenie, czy wracamy do Niebiańskich Wichrów? - zapytał rycerz, maszerując przez miasto.
- Może do Wichrów. Rano chcę jeszcze naładować resztę czekających od paru dni wybrańców - powiedziała. Istotnie zostali wybrani i czekali bezczynnie zamiast się szkolić i robić postępy.
- Dobra, ale skoro odwiedziliśmy to miasto, to powinniśmy odwiedzić też dwa pozostałe - zauważył Sotor, tworząc portal i przechodząc przezeń z kobietą na rękach.


Astaria, Unia, Niebiańskie Wichry

Sotor odstawił Amandę do jej pokoju i odszedł, życząc dobrej nocy.
- Tak tak, odwiedzimy - odpowiedziała spokojnie, ale pewnym siebie głosem. - Oba jutro? Jak wygląda tam sytuacja? - dopytywała się.
- Podobnie. Skaza cofnął wszystkie siły i atakuje inny kontynent, muśmy działać póki jest czas.
- O, to mamy chwilę na zebranie sił - powiedziała Amanda i ziewnęła przeciągle. - Przepraszam - powiedziała cicho. - A kogo atakuje? Jaki to kontynent? - dopytywała się.
- Ląd wybrańca Azariel - Milgasię - odparł Sotor. - Śpij dobrze - dodał, zamykając drzwi za sobą.
- Ahaaa - powiedziała, jakby nieco ziewając, choć tym razem wcale tego nie robiła. - Opowiesz mi jutro, dobranoc - powiedziała, machając ręką na pożegnanie.


Amanda obudziła się dość wcześnie i wcale nie miała ochoty wstawać. Dopiero po około godzinie leżenia i drzemania zwlekła się wreszcie z łóżka i udała się do łazienki. Kiedy z niej wyszła, w pełni już obudzona, dostrzegła warunki pogodowe panujące na dworze. Mróz "pomalował" nieomal całe szyby, zaś przez pozostałe miejsca w oknie widać było solidną śnieżycę. Od razu nabrała nietypowych podejrzeń, mając wrażenie, że Skaza maczał w tym palce.
Założyła swój kostium i nie tracąc więcej czasu udała się na stołówkę.
Na dole spotkała Sotora, który zajął dwa stoliki złączywszy je rozłożył na nich mapę. Był zaabsorbowany.
- Cześć. Co się dzieje? - powiedziała spoglądając na nietypowy obrus jaki Sotor wybrał na śniadanie.
- Hm... w nocy wysłałem kilka istot na krótki zwiad i stwierdzam, że możemy uderzyć na parę siedlisk, by odbić część Szczurzych Pól - powiedział Sotor.
- Rozumiem, że to są nowe plany na dziś? - spytała siadając przy stoliku.
- Mmm... nie, na jutro, dziś możesz się spokojnie zająć dawaniem mocy nowym uczniom, ja muszę wybrać się na Milgasię. To będzie największa bitwa ze Skazą od czasu jak zatłukliśmy jego manifestację przed tym jak wybrańcy dostali swoją moc... - stwierdził Sotor.
Amanda zastanowiła się przez dłuższą chwilę.
- Moja obecność tam nie jest wymagana? - spytała. Szczerze mówiąc nie miała ochoty na udział w takiej bitwie, ale jeśli mogła się przydać, to była gotowa do walki.
- Masz do posprzątania jeszcze bałagan na swoim kontynencie - zauważył Sotor. - Więc się na tym skup - zasugerował.
- Mówisz, jak byś się na mnie o to gniewał - zauważyła zaniepokojona i nieco rozdrażniona uwagą mężczyzny.
- Hm? - Sotor drgnął.
- Nie, po prostu idąc tam możesz sobie zaszkodzić - powiedział, rozglądając się po mapie. - Oznaczyłem parę lokacji na mapie i dodałem adnotacje. Słuchaj powodzenia, ja muszę ruszać, w stronę stolicy Milgasii kieruje się istota wielkości łańcucha górskiego. Wiem, ze sobie tu na razie beze mnie poradzisz - uśmiechnął się do Amandy.
- Tak - powiedziała Amanda z uśmiechem i pokiwała potwierdzająco głową.
- Naładuję mocą naszych wybrańców, a potem Aine zabierze mnie tam gdzie oznaczyłeś na mapie. Zajmę się rannymi... Zajmę się wszystkim - powiedziała z uśmiechem. Cieszyła się, że mężczyzna pokładał w niej wiarę, ale nie przeceniał ryzykując jej życia.
- Mmmhm, to twój wybór czy będziesz chciała atakować pod moją nieobecność, czy tylko poleczyć rannych i podnieść morale, ale chcę byś wiedziała co planujesz robić dalej, gdy wrócę. Wiesz, wziąć ster we własne ręce - mrugnął do niej.
- Tak, zaplanuję nasze następne kroki - powiedziała Amanda zdecydowanie. Zasalutowała dla żartu i uśmiechnęła się nieco rozbawiona.
Sotor przyłożył pieść do przeciwległej piersi i skłonił się lekko.
- Powodzenia - powiedział i odmaszerował. Amanda odprowadziła go wzrokiem i pożegnała uśmiechem.

Nie tracąc więcej czasu zaczęła od naładowania mocą kolejnych uczniów. Tych, których wybrali razem i którzy musieli już dość długo na to czekać. Od razu podjęła żelazne postanowienie, że naładuje mocą wszystkie pozostałe dziesięć osób, zamykając tych wybranych przed spotkaniem z wijem.
Minotaurzyce Berati i Krasti były pierwsze. Razem było tylko czworo minotaurów i Amanda zdawała sobie sprawę, że liczba ta się raczej już nie powiększy. Oczywiście była to wielka szkoda, a takie pierwszeństwo było póki co wszystkim co mogła zrobić. Trzecia była Metana, nieco pulchna, ale dość ładną indianka o długich czarnych włosach zaplecionych w dwa warkocze. Następnie Rewiza, czarna elfka, z długimi włosami całkowicie zaplecionymi w wiele cieniutkich warkoczyków. Potem nadszedł czas na mężczyzn. Witold, był wojownikiem z Doliny Zieleni i odróżniał go brak włosów, choć raczej był to jego własny wybór. Kolejną osobą z doliny Zieleni był Filip. Nie miał on małego palca u jednej ręki, zaś Amanda znała już swoje możliwości w dziedzinie regeneracji. Czekał ją ciężki dzień i nie chciała marnować swych sił. Zresztą nie miała pewności, czy regeneracja działa także na stare rany. Po naładowaniu go mocą Aramona, wspomniała tylko o możliwości regeneracji. mimo wszystko ciężko ranni mieli pierwszeństwo. Tymczasem jednak musiała skończyć przekazywanie mocy wybrańcom. Zrobiła sobie małą przerwę na wypicie soku i umycie się. Odczuwała już ile mocy jej zostało i ile mogła sobie w miarę na bieżąco zregenerować. Zaraz potem naładowała pozostałe, ostatnie już na ten dzień osoby. Nieco grubego, ubranego na kolorowo kupca z Doliny Zieleni o imieniu Janusz. Brodaty "pachnący" piwem krasnolud imieniem Brubege. Oraz parę gremlinów, mężczyznę imieniem Zumir i kobietę o imieniu Losa.
Była naprawdę zmęczona, ale jeszcze nie skończyła pracy na ten dzień... Dzień się dopiero zaczynał.

Amanda odczuła różnicę. Naładowanie mocą dziesięciu osób pozostawiło swój ślad... Zostało jeszcze około trzydziestu, których znalazł Sotor, ale musieli oni poczekać. Obecnie musiała zachować choć resztki sił, na leczenie rannych szczuroludzi.
Zanim jednak do tego dojdzie, musiała odpocząć i przy okazji najlepiej posilić się. Podczas drugiego śniadania towarzyszyli jej Yumiko, oraz Elena i Atumin. Rozmawiali o Skazie i Aramonie, co dobrze przyczyniło się samopoczuciu Amandy, oraz nawiązaniu więzi z uczniami.
Amanda chciała przysiąść chwile nad mapą zostawioną jej przez Sotora, ale gdy kończyła posiłek zjawił się Reto i dołączył do ich grona, rozpoczynając od wręczenia Amandzie nowego lusterka od Aine, oraz kilkunastu listów, które uznał że powinna przeczytać. Amanda zostawiła listy na później i kontynuowała rozmowę z całą czwórką. Dowiedzieli się od Reto, że jej sława rośnie, podobnie jak sława Aramona. Amanda ucieszyła się z tego i obdarzyła czarodzieja miłym uśmiechem. Nie mieli jednak czasu na rozmowy, gdyż Amanda miała sporo do zrobienia, a słońce sięgało już zenitu. Pożegnawszy się ze wszystkimi kobieta zabrała swoją pocztę i ruszyła do swojego pokoju.
Odłożyła listy i po wzięciu głębszego oddechu otworzyła nowe lusterko. Przez kilka sekund widziała swoje odbicie, ale zaraz potem pojawiła się tam Aine Amira.
- Cieszę się, że dostałaś już przesyłkę. To jest bezpieczniejsze, choć tamten unikalny problem sam z siebie nie powinien się powtórzyć - powiedziała dżin swym mistycznym głosem.
- Nie chciałam przysporzyć kłopotów. Potrzebowałam ewakuacji i nie wiedziałam, że kontakt czymś grozi - wytłumaczyła Amanda. Przydatność jaką się wykazała do tej pory nadal przewyższała szkody i z pewnością będzie nieporównywalnie większa, ale jednak kobieta nie czuła się dobrze z tym co się stało.
- O nic się nie martw. Nie jesteś niczemu winna. Bardzo dobrze się spisujesz i muszę powiedzieć, że Aramon wybrał znakomicie - odpowiedziała Aine.
Amanda nie wiedziała co odpowiedzieć i uśmiechnęła się tylko delikatnie.
- Wybierasz się teraz na Szczurze Pola? - spytała dżin.
- Tak, właśnie chciałam prosić, abyś mnie tam zabrała - odpowiedziała spokojnie Amanda.
- Absolutnie - odpowiedziała dżin i zakończyła rozmowę przez lusterka. Amanda nie miała czasu nad niczym się zastanowić, gdy ktoś zapukał do drzwi i wszedł do jej pokoju - była to oczywiście Aine.
- Poza tym jestem pewna, że niedługo sama opanujesz przemieszczanie się - powiedziała z uśmiechem. O dziwo Amanda nie miała problemu z kontynuacją rozmowy, mimo iż zmienił się charakter komunikacji.
- Dzięki, pogadam o tym z Sotorem - odpowiedziała Amanda i zamknęła lusterko.
- Jest jeszcze kilka innych tematów do omówienia... - zaczęła Aine i powiadomiła Amandę o sprawach, które się ostatnio pojawiły. W programie było spotkanie lub kilka w Starszych Lasach, na Krabim Grzbiecie i w Zigura. Trwalsze zabezpieczenie Ula, sprawa poczynań i dalszych losów Archanoidów i spotkanie z Trolami, którzy obecnie utrzymywali front. Amanda myślała tylko o części tego, ale teraz miała na wszystko znacznie lepszy pogląd. Wraz z mapą od Sotora mieli zajęcia na tydzień na przód... A do tego dochodziło jeszcze naładowywanie nowych rekrutów mocą Aramona i szkolenie ich w posługiwaniu się nią. Mieli co robić.

Tymczasem jednak ranni szczuroludzie czekali aż ktoś się nimi zajmie. Tym kimś była właśnie Amanda i przez resztę dnia leczyła umierających i rannych. Wiedziała już co i jak robić, więc znakomicie sobie z tym poradziła. Jej sława znowu wzrosła, a szczuroludzie, jak wcześniej wyznawali zboża, ser i złoto, tak teraz stawali się wyznawcami Aramona.
Późnym wieczorem Amanda wezwała Aine i poprosiła o przesłanie jej do jej pokoju. Dżin widząc nadzwyczajne zmęczenie kobiety, nie zwlekała i przeniosła się do niej, a następnie biorąc ze sobą Amandę, teleportowała się bezpośrednio do pokoju kobiety. Amanda miała wrażenie, że zasnęła jeszcze zanim się położyła... i chyba nawet tak właśnie było.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: Świat Pasem: Czas Orłów i Kruków

Post autor: Mr.Zeth »

Milgasia:

Amber odpowiedziały krzyki żołnierzy, wycie wilkołaków i Szaleńczy rechot mroczniaków. Część smoków zionęła ogniem w powietrze.
Ziemia drżała coraz mocniej, gdy szeregi Skazy docierały do klifu. Olbrzymia istota zatrzymała się w pewnej odległości, jakby analizując sytuację, po czym rykiem zagłuszyła odpowiedź żołnierzy Amber. Aleks jako pierwszy otrząsnął się po tej kakofonii i dał znak do strzału. W dół klifu poleciała fala pocisków, która zmiotła wspinające się w górę istoty.
- Moloch zbiera energię – zauważył Aleks, wskazując na olbrzymią istotę.
Wtedy bestia zaryczała głośno, a ziemia zadrżała potężnie. Na istotach pierwszych linii pojawiła się tarcza, która miała ich chronić przed pociskami. Amber zareagowała natychmiast - przebiegła się po murach rozlewając po nich swoją aurę i przekształcając ją spychała istoty Skazy. Upadek z tej wysokości nie był przyjemny i zatrzymał istoty przed wspinaniem się dalej. Te, do których Amber dotarła w ostatniej kolejności zmiażdżyły pobratymców spadłszy im na głowy. Łucznicy zaczęli tymczasem ostrzeliwać kolejne nieosłonięte tarczą linie wroga. Po chwili jednak ostrzał musiał ustać. Moloch zionął żółtym płomieniem, który sięgnął murów. Na tej odległości jednak był tak słaby, że magowie bez trudów go zblokowali. Pomniejsze istoty jednak wykorzystały przerwę w ostrzale i fakt, że Amber nie mogła ich znów zrzucić, by ponowić wspinaczkę.
Wilkołaczyca warknęła pod nosem.
- Potrzebni tu najsilniejsi fizycznie z długą bronią! Będziemy ich spychać za mury póki się da. Kusznicy i łucznicy zaraz za nimi - rzuciła Amber. - Nie wychodźcie poza obręb tarcz ustawionych przez magów póki ten brzydal zieje - rzuciła.
Aleks spojrzał na szeregi. – Silni… zasięg… Mam pomysł! – powiedział, po czym przekazał mentalnie rozkazy. Mandragory opuściły baszty i rozstawiły się na murach tuż przy krawędzi tarcz magów i stworzyły coś w rodzaju halabard. Gdy istoty dotarły do tarcz Moloch przestał ziać, a Enty zaczęły tłuc halabardami pierwszą linię przeciwników. Wtedy z nieba ruszyły czteroskrzydłe węże, korzystając z tego, że tarcza zniknęła. Moloch znów zaczął ładować energię.
- Angażujemy do walki smoki, zmieniamy cel kuszników? Nie wiem ile czasu mandragory wytrzymają bez wsparcia… - zauważył Aleks.
- Smoki. Tyle by pozbyć się tych na górze i nie odbierać wsparcia strzeleckiego Mandragorom - powiedziała. Aleks szybko przekazał jej rozkaz. Smoki wzbiły się do lotu, część z nich niosła na grzbietach Łowców Wiwern. Wężopodobne istoty zaczęły wirować w powietrzu poza zasięgiem smoków, które zatrzymały się gdy dotarły na skraj zasięgu magów. Moloch dalej ładował energię… tymczasem łucznicy na spółkę z Mandragorami dali radę odepchnąć fale wspinających się istot do połowy wysokości klifu. Nastał impas, istoty skazy wyraźnie czekały na ruch Molocha.
Amber się skrzywiła. To nie była prawdziwa bitwa, a przepychanie się. Żałowała, że jednak nie zdążyli rozstawić pułapek na jego trasie...
- Aleks przekaż smokom by nie oddalały się za bardzo. W razie jego kolejnego strzału będziemy musieli móc obronić się przy pomocy tarcz energii. Czy mamy tu kogoś kto byłby w stanie ściągnąć niżej te wijące się robale nad naszymi głowami by smoki i pozostali się z nimi rozprawili? - spytała.
- Możemy wysłać tam któregoś z zarimów w razie potrzeby teleportują się z powrotem w zasięg tarcz... – zaproponował Aleks.
- Dobrze. Można tak zrobić. Ich mobilność się tu przyda – odparła Amber.
- Wysyłamy latającego ze zdolnością strzału, latająca smokopodobną, czy angażujemy tego rycerza w ostrzał stacjonarny zza linii obrony? - zapytał Aleks. - Możemy skorzystać jednorazowo z pomocy wszystkich, ale wolałbym, by teraz działał jeden, a reszta dalej była w pogotowiu.
- Latający ze zdolnością strzału. Będzie mógł prowadzić ostrzał z miejsc, które nie spowodują deszczu trupów nam nad głowami i będzie mógł unikać ich ataku... No i nie będzie musiał wchodzić z nimi w kontakt fizyczny, co zapewne musiałaby robić smokopodobna istota - mruknęła.
- Ruszam – mruknął wojownik cienia i uniósł dłoń w górę, przywołując za liniami obrony swego koszmarnego wierzchowca. Wyglądał jak okrążony czarną chmurą szkielet węża o smoczej czaszce. Każde jego żebro było zlepkiem istot wyposażonych w toksyczne działa, a wewnątrz czaszki istoty płonął potężny zielony płomień. Zarim teleportował się na mierzącego ponad dwieście metrów długości wierzchowca, który uniósł się w powietrze. Po chwili przestrzeń powietrzna zapełniła się zielonymi pociskami. W szeregach Skazy tymczasem pojawiły się istoty, które zaczęły strzelać w zarima ładunkami mocy Skazy.
- Potrzebujemy tarczy, która osłoni go od strony strzelających do niego - powiedziała Amber. - Albo porządnego ostrzału w tych, którzy strzelają... - powiedziała do Aleksa.
- Mogę prowadzić kontr-ostrzał - zaproponował rycerz.
- W porządku - skinęła głową.
Zarim skinął głową i również przywołał swojego wierzchowca. Ten z kolei wyglądał jak mieszanina olbrzymiego nieumarłego i maszyny. Pięćdziesiąt wyrzutni na jego plecach momentalnie zaczęło ostrzał artyleryjski, celując we wrogich strzelców. Pociski jednak nie leciały prostą trajektorią. Omijały starannie sprzymierzeńców, trafiając wrogich strzelców bez pudła. Tymczasem wspinające się istoty dały radę znów dotrzeć do mandragor w prawej sekcji muru obronnego. Amber zareagowała wysyłając na pomoc mroczniaki. Jaszczury bez wahania rzucały się na wrogów, skutecznie spychając wstecz linię atakujących. Wtedy Moloch wyzwolił energię pod postacią promienia, celując wpierw w zarima, walczącego z latającymi istotami. Ten przełączył moc z ostrzału na blok. Wszystkie działa zostały skierowany w promień, rozpraszając go.
- Teleportuję się za linię obrony za piętnaście sekund, przygotujcie drugorzędną linię obrony przed promieniem – Aleks przekazał komunikat od zarima.
- Wszyscy magowie niech będą gotowi do akcji - krzyknęła Amber. Sama też była gotowa w razie potrzeby. - Ustawimy barierę by osłonić się przed atakiem - rzuciła.
Zarim faktycznie teleportował się po piętnastu sekundach, w momencie zakończeniu możliwości blokowania.
Promień następnie został skierowany.. w klif. W jego dolne partie. Magowie musieli przejść bliżej do frontu, by móc blokować ten promień. W tym momencie z tylnych linii przeciwnika zostały wysłane pociski.. które Amber zidentyfikowała jako istoty Skazy...
- Wzmacnialiśmy ten klif Aleks... Ile on wytrzyma takich ataków Skazy? - spytała przy okazji przygotowując się do walki. - Smoki i wszelkie latające jednostki mają być gotowe do odparcia tych istot. Zatrzymam je na krótką chwilę barierą, ale nie zdołam raczej zatrzymać wszystkich. Zaledwie spowolnię je i może zdezorientuję przed naszym kontratakiem - powiedziała.
Smoki i Wiwernobójcy dali radę zniszczyć parę tych żywych pocisków nim dotarły do celu. Dwa dodatkowe zostały zniszczone przez Mandragory. Reszta wpadła w szeregi, turlając się po żołnierzach. Revenanci jednak szybko zatrzymywali, rozbrajali i zarzynali te istoty, w paru miejscach jednak zapanował chaos. Wspinacze skorzystali z okazji i dali radę dotrzeć do szczytu murów na całej szerokosci linii obrony.
Wyglądało na to, że koniec oszczędzania własnych sił jak długo się tylko dało... Dowódcy wiedzieli co mieli robić, Amber dała więc sygnał do tego by rozpocząć bitwę. Śledziła przy tym poczynania Skazy gotowa zareagować w razie gdyby kombinował coś brzydkiego. Łucznicy zostali teleportowani wstecz, a w ich miejsce pojawiła się kawaleria. Powtórzono manewr z niekończącą się szarżą. Moloch śledził przebieg walki przez krótką chwilę, po czym ruszył w stronę klifu...
- Wreszcie raczył się ruszyć - mruknęła. - Wszyscy dysponujący odpowiednią mocą i mobilnością mają być gotowi. Wszyscy Revenanci i mroczniaki - rzuciła. Sama poruszyła ramionami przygotowując się do tego co miało nadejść. Do tej pory w znacznym stopniu oszczędzała siły. - Regularne wojsko póki będzie taka potrzeba będzie zajmowało się istotami Skazy. Smoki mają je osłaniać w razie gdyby coś pojawiło się w powietrzu. Pamiętajcie, że nie przyszliśmy tu się bronić! Przyszliśmy tu zniszczyć Skazę i odebrać mu Milgasię!! – ryknęła.
Smoki wykonały pętlę wraz z ostatnią z zarimów, która zmieniła się w gigantycznego smoka. Wiwernobójcy i część Revenantów oraz mroczniaków została zrzucona na grzbiet Molocha, gdy ten był blisko. Sporo istot Skazy również wlazło na swojego dowódcę i wydały obrońcom Milgasii bitwę na jego plecach. Kolejna seria ostrzału artyleryjskiego poleciała już prosto w łeb Molocha, zatrzymując go na jakiś czas. Wybrańcy i Mroczna Trójca poczekali aż Aleks stworzy portal, którym dostana się na najbardziej kretyńskie pole walki tego świata – plecy Molocha. Tylko Sotor pozostał z tyłu i po powiększeniu się zeskoczył z klifu i przeszedł do walki z Molochem, chcąc zatrzymać go przed klifem.
Carmen korzystając z tego, że wszyscy zajęli się walką, wycięła dziurę w grubej skórze istoty i wszyscy momentalnie przypuścili atak na odsłonięte wnętrzności. Darkning tylko kierował fuzją energii Luviony, Amber i Thirel, która drążyła tunel przez kości i wnętrzności Molocha, powoli przecinając go na części. Aleks w porę teleportował wszystkich z powrotem, a magowie postawili bariery. Pozostała moc Molocha straciła stabilność i rozerwała resztki jego ciała w potężnej eksplozji. Fala uderzeniowa zmiotła resztę armii i uderzyła o bariery ustawione przez magów, wzmocnione przez wszystkich do tego zdolnych.
Gdy huk ucichł nastała zupełna cisza.


Archipelag Ranetański:
Wyspa „Behemotów”


Smok zmienił postać na półprzezroczystą energię i przepłynął przez śliskie od wilgoci skały jaskini. Na dole przy sztucznych źródłach światła hodowany był jakiś mech, lub raczej przerośniętą pleśń. W centralnej części zaś stała maszyneria zaopatrzona w tysiące rurek i szklanych kopuł, gdzie znoszono „dojrzały” mech. Powstały w wyniku przemian proszek pakowano do skórzanych worków, a je z kolei do drewnianych skrzyń. W jaskini stykającej się z morzem był zamaskowany kamiennymi wrotami dok, w którym były dwa niewielkie statki żaglowe.
Tymczasem smoki krążące nad wyspą dostrzegły poprawę widoczności. W oddali na wodzie widać było coś jakby stojące na wodzie miasto…


Astaria:
Niebiańskie Wichry


Gdy Amanda obudziła się kolejnego gra stwierdziła, że w pokoju panuje półmrok. Szybki ogląd pokoju zaspanymi oczyma przyniósł wyjaśnienie – na dworze szalała śnieżyca.
Poranna toaleta przyniosła oczekiwane orzeźwienie, a gdy kobieta powróciła do pokoju stwierdziła, że na środku stoi wózeczek, na którym spoczywało jej śniadanie… a na szafce koło łózka leży niewielki liścik, którym mogła w spokoju zając się podczas konsumpcji. Był pisany zamaszystym, acz dość starannym pismem.
„Amando
Bitwa na Milgasii zakończyła się zwycięstwem sił Wybrańców, aczkolwiek oberwało mi się zdrowo i zbieram siły. Tymczasowo na straży pozostawiłem znajomego tobie już elfa. Znając życie jest za twoimi drzwiami. Powrócę jutro, jak pozbieram się do kupy.
Skaza dostał solidnego łupnia i pozbieranie się do kupy zajmie mu trochę czasu. Korzystaj z niego mądrze… i możliwie agresywnie. Leżącego niby się nie kopie, ale w tym wypadku zalecam wręcz założenie okutych buciorów i celowanie gdzie najbardziej boli. Powodzenia.

Sotor”
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Re: Świat Pasem: Czas Orłów i Kruków

Post autor: Plomiennoluski »

Kaisstrom na zachód od Ranety


Kaisstrom przyglądał się dokładnie aparaturze, wyglądało mu to na coś w rodzaju stanowiska alchemicznego. Na nic legalnego mu to nie wyglądało, ale mimo to, zmaterializował się całkowicie w ludzkiej postaci.
- Witajcie. - rzucił do pracujących w środku ludzi.
Wszyscy mężczyźni pracujący przy produkcji proszku spojrzeli na Kaisstroma głupiejąc zupełnie. Najbardziej kretyńskie spojrzenie miał strażnik górnego wejścia do jaskini.
- A ty tu skąd? - bąknął jeden z pracujących przy aparaturze alchemicznej.
- Ranety, będą panowie łaskawi wyjaśnić mi dokładnie co tu się dzieje? - uśmiechnął się do wszystkich, już mu przyszło do głowy jak to wyglądało. Jakby próbowali coś ukryć, może nawet przemycić.
- Z Ranety - jeden z mężczyzna machnął ręką i wszyscy zajęli się z powrotem przerwaną czynnością.
- Produkujemy truciznę - odparł jeden z laborantów. - Jest nielegalna na Kossos - mówił zupełnie swobodnie.
- Interesujące, a do czego ja wykorzystujecie i gdzie dokładnie leży Kossos, czy to nie to miasto leżące na wodzie niedaleko? - to było zdecydowanie zabawne, ale jeśli faktycznie była to trucizna, chyba będzie musiał położyć temu kres.
- My? sprzedajemy to rebeliantom - odparł alchemik. - I nie, to nie to miasto, Kossos jest w głębi archipelagu -
- Mówisz coraz ciekawiej, jaka rebelia? Zdaje się ze ostatnio bylem zajęty czym innym i nie miałem czasu przyjrzeć się większej polityce a interesują mnie wszystkie konflikty jakie dzieją się na Archipelagu, zwłaszcza te przeciwko Skazie, ale zdaje się że to coś innego. - wyglądało na to że miał solidną okazję zwerbować sobie nowych zwolenników. Musiał się tylko dowiedzieć więcej o tym co się tak naprawdę dzieje.
- Skaza? - mruknął mężczyzna, unosząc brew.
- W waszych stronach tego nie ma? Zmutowane zwierzęta, istoty, wypaczeni ludzie, tym podobne sprawy. - o tym mówię
- A to! No to zaatakowało rebeliantów ostatnio - powiedział alchemik. - Jeden z powodów, dla których robimy tę truciznę. Ona działa na te mutanty.
- W takim razie chyba będzie mi się z nimi dobrze współpracować. Jak daleko stad do tego Kossos i kto tutaj właściwie używa mocy życia, bo właśnie ona mnie tutaj ściągnęła. Jakbyście mi opowiedzieli o tym pobliskim mieście na wodzie, też by nie zaszkodziło, zresztą niedługo złożę tam wizytę, a rebeliantom prawdopodobnie będę w stanie pomóc. - mówił trochę chaotycznie, ale w głowie zastanawiał się po prostu w jakiej sytuacji są rebelianci i czy po prostu tamtejszy władca nie sprzymierzył się ze Skazą. Przyjrzał się jeszcze raz dokładniej nitkom mocy życia. - Dobrze, o tym pytaniu odnośnie mocy zapomnijcie, zdaje się że właśnie dlatego ten mech tak dobrze działa na stwory Skazy. Przyda się tu jakaś większa straż, ale to na później. Póki co możecie mi nieco opowiedzieć o całej reszcie. - uśmiechnął się przepraszająco.
- Na to pływające miasto rożnie mówią - powiedział alchemik. - Nikt stamtąd nie wrócił. A co do Kossos to jest sporo na zachód. Wyspa nieco większa niż Raneta. Ma kształt półksiężyca...
- Dobrze, udam się niedługo na Kossos, co miasta, zobaczymy czy faktycznie nikt stamtąd nie wrócił. Jak dużo można znaleźć na tej wyspie i całym archipelagu podobnego mchu? - Był już w sumie gotowy do udania się na zwiedzanie miasta, ale miał zamiar najpierw wyłowić od tych ludzi jak najwięcej informacji a potem wypytać Darkninga, może on wiedział cokolwiek o tym tajemniczym mieście.
- Rośnie tylko tu - alchemik wskazał ruchem głowy kępę na ścianie.
- Co do miasta to ostrożnie - zalecił. - Już niejeden "sprawdzał"
- Nie mam zamiaru pchać się tam tak po prostu, popytam, pobadam, no koniec końców, jak będzie trzeba, to po prostu zniknę. Jak wiatr. Z kim z rebeliantów można się w miarę normalnie skontaktować na Kossos? Póki co do dyspozycji mam tylko kilkaset żywiołaków na już, ale myślę ze moja pomoc im się przyda. - miasto zapowiadało się na nie lada gratkę, mógł sobie bez wyrzutów sumienia pozwolić na jedną z ulubionych rozrywek, czyli odkrywanie i przyglądanie się innym kulturom.
- Nie będzie ci łatwo, kryją się ,ale szukaj mutantów, zapewne prędzej czy później będą walczyć z nimi rebelianci, lub mutanty same zaatakują - odparł alchemik.
- Dzięki za wskazówki, czas na mnie. - Kaisstrom zdematerializował się i ruszył w stronę smoków oraz żywiołaków. - "Drakning, wiesz może coś na temat dziwnego miasta nieopodal Ranety, położonego na wodzie, z którego do tej pory nikt nie wrócił? Bo właśnie coś takiego zlokalizowaliśmy zamiast behemotów, no i jakąś trutkę na mutanty skazy, której używają na Kossos." - smok przesłał swoja myśl.
"Z tego co widzę to miasto nieumarłych" odparł Darkning. "Nic interesującego, ich miasto spoczywało na dnie, a teraz pływa napędzane mocą śmierci, by unikać skażenia."
" W takim razie to raczej cos dla Abla niz dla mnie. Ruszam na Kossos, zostawię tu tylko kilka żywiołaków do pilnowania mchu, chociaż wątpię żeby cokolwiek się tu działo. Jakieś inne ciekawe wieści z szerokiego świata?" Kaisstrom zmienił postać na smoczą i zataczał leniwe kręgi w powietrzu prowadząc rozmowę.
"Wygląda na to ,że kolejny kontynent wkrótce pozbędzie się Skazy" odparł Darkning.
"Coraz lepsze wiadomości, w takim razie ruszam." - smok skręcił w kierunku wskazanym przez alchemika, dziesięć żywiołaków wysłał do obrony jaskini z mchem, mieli się przy wejściu grzecznie przedstawić, żeby nie wywołać zbytniego zamieszania, zaś cala reszta sił ruszyła w kierunku następnej wyspy. Alchemików zdziwiła ta eskorta, ale najwyraźniej uznali, ze na Ranecie takie rzeczy są normalne... Kaisstrom mógł udać się do wyspy bardziej na północ lub na południe.

Ruszyli na północ, lecąc dość szybkim tempem. Dotarli do wyspy na której rósł potężny las iglasty. Pośrodku wyspy były jakieś góry, które, sądząc po kształcie, kiedyś, dawno temu stanowiły wulkan. Kaisstrom sięgnął zmysłami jak najdalej mógł, poszukiwał wszelkich oznak życia, mocy lub Skazy, wszystko mogło być ważne lub okazać się przydatne. Odkrył sporo oznak życia, kilka siedlisk istot, pare stad zwierząt i masę rozrzuconych po wyspie żyjątek. Ruszył w kierunku najbliższego skupiska, wszystko wydawało się dziwnie spokojne, ale nie miał zamiaru na to narzekać. Dostrzegł w pewnym momencie jednego z rozumnych mieszkańców tej wyspy. Mężczyzna kroczył spokojnym krokiem przez las. Miał na sobie skórzane odzienie, a przez ramie miał przerzuconą sarnę. Nie wyglądał na specjalnie silnego, jednak pomimo obciążenia jego krok był sprężysty. Smok zatrzymał się i przyjrzał bliżej, miał zdecydowanie ponadprzeciętną krzepę, a jeśli taka tutaj była normalna, to mieszkańcy Ranety mogli im tylko pozazdrościć. Wylądował niedaleko w ludzkiej postaci i kontynuował obserwację. Wysokie drzewa iglaste sprawiły, ze mężczyzna nie dojrzał smoka. Szedł dalej w stronę najbliższego siedliska ludzkiego... Kaisstrom podszedł do niego żwawym krokiem.
- Przepraszam, wiesz może gdzie tu jest najbliższa osada lub miasto? - zawołał za niosącym zwierzynę. Mężczyna uniósł brwi, widząc go. Spojrzał ciekawie na jego ubrania, a potem na twarz. Tutejsi byli inni niż mieszkańcy Ranety. Mieli długie spiczaste uszy i smukłe twarze. Istota była nietypowa, wyglądała jak człowiek, ale nie do końca. - Osada, miasto? Rozumiesz w ogóle co do ciebie mówię? - zaczął w narzeczu którym porozumiewali się na Ranecie, ale następnie przeszedł zwyczajnie na smoczy. Nie widząc reakcji, spróbował po prostu przekazać myśli bezpośrednio do jego umysłu. Najpierw słowami, potem obrazami. Elf drgnął i potrząsnął głową. Powiedział pare słów, których Kaisstrom w ogóle nie zrozumiał. Smok pokręcił głową, wskazał na humanoida a następnie zrobił dłońmi daszek nad głową.
"Zapytajcie no Edwarda czy ma jakiegoś speca od języków i terenów na północ od Ranety, bo coś mi się widzie że bez tłumacza to się nie obejdzie." - przesłał do jednego z ludzi sprzęgniętego w telepatycznej sieci.
"Kazałprzekazać, że nie było okazji eksplorować dalszych lądów pod względem nawiązania kontaktu. Z Kossos był dawno temu zatarg i kontakt się urwał, a reszta to głównie dzikusy..." - odparł telepata.
"W jakim sensie dzikusy?" - dociekał dalej Kaisstrom.
"Chodzi o resztę wysp archipelagu, tam 100lat temu nie było nigdzie żadnej konkretnej cywilizacji"
Smok wskazał na siebie. - Kaisstrom. - następnie na mieszkańca wyspy i zrobił palcami ruch jakby szedł, potem ponowił daszek nad głową i zrobił pytający wyraz twarzy. Miał nadzieję że uda się z nim porozumieć, albo szybko nauczyć języka. Elf skupił się na chwilę. Kaisstrom usłyszał głos w swej głowie.
"Za mną" elf odetchnął i ruszył w stronę swej wioski. Kaisstrom kiwnął głową i ruszył za nieznajomym. Było coraz ciekawiej.


Dotarli do wioski, której część tkwiła w koronach drzew.Elf sk inął na smoka dłonią i ruszył w stronę centrum do sporej, podmurowanej chaty. Smok podążał dalej, nie zapowiadało się na zasadzkę lub atak, a nawet gdyby, prawdopodobnie mógłby sobie poradzić bez większych problemów. Weszli do sporej chaty, gdzie było jedno duże pomieszczenie, z którego drzwi prowadziły do paru mniejszych. W pomieszczeniu na fotelu bujanym siedziała kobieta, która spojrzała ciekawie na Kaisstroma, po czym powiedziała coś do elfa, który wykonał jakiś gest rękoma i wyszedł. Kaisstrom usłyszał głos starszej kobiety w głowie.
"Usiądź, gościu i wyjaw skąd przybywasz"
Kaisstrom ostrożnie zajął miejsce. "Witaj, przybywam z Ranety w poszukiwaniu objaw Skazy i wypaczenia jakie czyni." - odparł w ten sam sposób.
"Raneta... domyślam się ,ze jest to jakiś odległy kontynent? Nie mieliśmy tu gości od dawna..." - powiedziała, po czym z niewielkiego glinianego czajnika nalała jakiegoś naparu do kubków i podsunęła jeden pod nos Kaisstromowi. Smok powąchał co to jest a następnie skosztował.
"Właściwie to niezbyt, wyspa niecały dzień drogi lotu stad na południe, może słyszeliście coś o niej, jest dość spora."
"Lotu? Ostatnio jak do nas przybyli goście ot nie mieli jeszcze maszyn latających" zauważyła kobieta.
Kaisstrom uśmiechnął się do niej. "Ciągle nie mają, ale niektóre istoty to potrafią bez żadnych maszyn. Zresztą chyba dobrze o tym wiesz."
"Wiem, że nie jesteś człowiekiem, ale czym do końca - nie mam pojęcia. Wiem, owszem, że są istoty potrafiące przyjąć postać ludzką, ale jest ich wiele i nie widujemy ich tutaj" odparła.
"Smokiem, Wybrańcem Uranosa boga wiatru i wolnego wyboru, głową zakonu Białego Smoka. Sama musisz coś wybrać. Jak już wspominałem, szukam oznak Skazy, Ranetę wyzwoliliśmy już całkiem spod jego wpływu, czyli spaczonej ziemi i wysysających życie obszarów, mutantów i tym podobnych, teraz chcemy oczyścić resztę archipelagu." - przekazał kobiecie.
"Na naszym lądzie nie ma nic interesującego, co byłoby warte walki, wiec jesteśmy poza kręgiem zainteresowania" powiedziała kobieta.
Kaisstrom musiał więc poszukać oznak skażenia sam...
"Dla Skazy wszystko co żywe jest warte zniszczenia, ale dziękuję za informacje, nie zabieram już więcej czasu, rozejrzę się po prostu i upewnię, a potem udamy się dalej. Życzę spokojnego dnia." - Smok ponownie uśmiechnął się, odstawił kubek i skinął głową na pożegnanie. Następnie skierował kroki na zewnątrz.
"Powróć tu nim opuścisz naszą wyspę, mam do ciebie jeszcze parę pytań" dodała kobieta do Kaisstroma, gdy wychodził.
"Z chęcią zajrzę na jeszcze jeden kubek tego wspaniałego napoju moja droga" - przekazał na odchodne. Następnie zmienił się w kulkę energii i wypruł w kierunku nieba, czekało go żmudne przeczesywanie całej wyspy a chciał zrobić to w miarę szybko.

Dwa dni zajęło mu sprawdzenie całej wyspy. Odkrył ślady Skazy wyłącznie w jaskiniach pod wyspą. Wygląda na to, ze Skaza nie zainteresował się jeszcze tymi terenami... Tak więc dwa dni później zadowolony ze znalezisk a raczej ich braku, oraz wypaleniu zaczątków wylęgarni na popiół i zaleczenia miejsca gdzie próbowały się wykluć, zawitał ponownie do wioski w odwiedziny do starszej.
"Witaj ponownie" - przekazał na wejściu.
Elfka była znów w głównej sali, ale teraz rzeźbiła coś w kawałku drewna.
"Witaj, prosiłaś żebym zajrzał jeszcze zanim ruszę dalej, wiec oto jestem." - przekazał smok kobiecie.
"Owszem" odparła. "Znalazłeś coś groźnego na naszej wyspie?" zapytała.
"Nic poważnego, zaczątki jednej wylęgarni w jaskiniach pod wyspa, ale to wszystko. Poza tym już ją zniszczyłem" - odparł.
Kobieta pokiwała głową i wstała , by podejść do szafki i otworzyć szufladę. " Nasza wyspa jet bardzo stara, a nasi przodkowie przetrwali coś, co nazywało się Kataklizmem. Przed Kataklizmem nie było spaczenia, a bóstwa normalnie wspomagały wszystkich. To ci się przyda" - powiedziała, wyciągając niewielki amulecik. "Jeśli na wyspie pojawiło się spaczenie, to znaczy, że znalazło drogę na ominiecie obrony oferowanej przez ten wisiorek, a to oznacza, ze przyda się tobie bardziej niż nam" - podała go Kaisstromowi. Smok szybko poczuł, ze jest on pełen mocy wiatru... "Chcemy jednak, byś jakoś ochronił naszą wyspę przed atakami tego spaczenia" - dodała.
"Wiesz może kto stworzył ten amulet? Co do ochrony wyspy, mogę zostawić tutaj część żywiołaków by pomogły w chronieniu ziemi i żeby mogły pomóc w skontaktowaniu się ze mną i szybkim sprowadzeniu pomocy. Jest tez inna opcja, mogę wspomóc was samych mocą Uranosa, co powinno pomóc wam w opieraniu się Skazie, co Ty na to?" - Wybraniec przedstawił swoją propozycję przyjmując wisiorek.
"Moc Uranosa? Możesz jej nam użyczyć? W takim wypadku..." - kobieta wstała. - "Proponuję byś wybrał właściwych i możemy przeprowadzić natchnienie mocą w starej świątyni..." - powiedziała. To dziwne, jak szybko ona wierzyła w to co mówi Kaisstrom...
"Pamiętasz kapłanów Uranosa? Z tego co mówisz znajduje się tutaj jeszcze jakaś świątynia, tak?" - mogło to się wydawać podejrzane, ale spojrzał dokładnie na amulet który przekazała mu kobieta. - " Wiesz o nim coś więcej? Amulecie i Uranosie, ciągle maja problemy z kontaktowaniem się z nami, nawet ze mną."
"Bogowie zostali odcięci przez spaczenie. Tyle wiemy...amulet to dar dla arcykapłana Uranosa, który niegdyś żył w tej świątyni, ale tego nie pamiętała nawet matka mojej matki..." - kobieta machnęła ręką. - "Świątynia Uranosa dalej stoi, dbamy o nią..."
"To dobrze, w takim razie są przynajmniej dwie które przetrwały kataklizm i jedna nowo powstała." - Kaisstrom założył amulet na szyję. "Chodźmy, wybierzemy kilka właściwych osób, prawdopodobnie sama będziesz mogla kilka wskazać, znasz ich lepiej ode mnie."
"Polegamy tu na sobie... ufam każdemu" - powiedziała kobieta. Kaisstrom z pewnym zdziwieniem stwierdził, ze każdy z tej osady świetnie nadawałby się na obdarzenie mocą...
Elfka zastanowiła się, po czym skinęła głową.- "Chodźmy na miejsce, wszyscy już ruszyli..." - powiedziała. Smok ruszył za kobietą, był ciekaw jak wygląda tutejsza świątynia.
Szli przez około godzinę przez gęsty iglasty las, aż dotarli do potężnego murowanego budynku, przypominającego ten, w której Kaisstrom mieszkał w ostatnim czasie. Smok zajął miejsce bliżej ołtarza i poczekał aż wszyscy się zgromadza, wewnętrznym okiem rozejrzał się po całej budowli i rozmieszczeniu linii mocy. Wyglądało na to że będzie mógł spokojnie przelać dość sporo energii a potem uzupełnić ją wchłaniając tą zgromadzoną w świątyni. Moc zebrana tu starczyłaby żeby w pełni zregenerować smoka.. i jeszcze trochę zostanie.
Wkrótce do budynku przybyło piętnastu przedstawicieli wyspy, których wybrała stara elfka. Wybraniec przyjrzał im się dokładnie, ciężko mu było cokolwiek o nich powiedzieć, ale ufał wyborowi starszej. Uśmiechnął się do nich i zaczął napełniać mocą, zaczynając od kobiety a następnie całą resztę. Trwało to dość długo, ale był zadowolony z rezultatów. Na koniec całej ceremonii odnowił swoja energie z zasobów świątyni.
"Używajcie tej mocy mądrze i gdyby działo się coś poważniejszego, skontaktujcie się ze mną jak najszybciej." - przekazał wszystkim zgromadzonym. Elfy skłoniły się, po czym opuściły świątynię, testować nowe możliwości.
"Mam pewne pojęcie o mocy wiatru, wiec sądzę, że nauczę ich czegoś a dalej poradzą sobie sami. Powodzenia, wybrańcze" powiedziała do smoka starsza. "W razie czego wiesz, gdzie możesz mnie znaleźć" powiedziała, zbierając się do wyjścia.
"Jak najbardziej, mam nadzieję że nie będziecie musieli nigdy użyć tej mocy do obrony, ale lepiej być zabezpieczonym, powodzenia w nauce." - odparł Kaisstrom i poczekał aż kobieta wyjdzie. Dopiero wtedy sam ruszył na zewnątrz i przybrał smoczą postać. W takiej formie wsączył nadmiarowa energię w swoje ciało, starając się je wzmocnić. Wziął sporo, ale tylko tyle żeby nie zaszkodzić konstrukcji, najwyraźniej energia była połączona z samą budowlą. Na szczęście teraz umiał kontrolować moc o wiele lepiej. Gdy tylko się z tym uwinął, ruszył na dalsze poszukiwania.

Smok wzniósł się w powietrze i ruszył na południe, na niezbadana jeszcze wyspę. "Przygotujcie mi wszystko co wiecie na temat Kossos i co to dokładnie był za zatarg z tą wyspą." - przekazał ludziom z zakonu lecąc ponad wodami.
"Będzie ciężko, zobaczymy ile rzeczy uda się zebrać" zabrzmiała odpowiedź. - "Mapa jest gotowa do odbioru"
"Doskonale, póki co lecę na południe, na północnej wyspie udało nam się znaleźć sojuszników, niewiele będą w stanie zdziałać, ale zajmą się obroną swojej wyspy." - przesłał Kaisstrom.
"Przekazane Sir Edwardowi. Coś jeszcze?" zapytał telepata.
"Chwilowo to chyba tyle." - odparł smok i kontynuował lot. Wkrótce dotarł do nieco większej wyspy pośrodku której znajdowały się niewielkie góry. W paru miejscach były, sądząc po dymie, albo kratery, albo siedliska ludzkie. Zatrzymał się i zaczął rozglądać za jakimikolwiek oznakami Skazy, najpierw chciał się upewnić że niczego w pobliżu nie ma, dopiero później przyjrzeć tym dymom. Dał znak smokom i żywiołakom że mogą do niego dołączyć.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: Świat Pasem: Czas Orłów i Kruków

Post autor: WinterWolf »

Amber

Amber patrzyła w stronę, gdzie zginął stwór będący manifestacją Skazy. Upewniała się wpierw czy to naprawdę koniec tej bitwy... Czy plugawy moloch wreszcie wyzionął ducha, a wraz z nim jego armie. Z jednej strony czuła złośliwą satysfakcję. Oto na własnym kontynencie skopała Skazie dupę. Z drugiej strony... Skaza wciąż istniał i zagrażał pozostałym kontynentom. Jej zemsta nie była kompletna póki choć jedna istota Skazy oddychała powietrzem tego świata. W piersi potwora wezbrało warczenie. Zawyła wznosząc potężny łeb. Tryumf i groźba brzmiały w jej pieśni. Milgasia była ich... Czas odbić resztę świata!
Powoli obróciła się w stronę swoich wojsk i sojuszników, którzy zaprzestali wiwatów, gdy zobaczyli, ze Amber będzie przemawiać.
– Nowi Revenanci wystąp! – rzuciła krótko. Wszyscy jej żołnierze, bez względu na rasę, zostali wzmocnieni negatywną energią. Zapytanie o nowych Revenantów było więc jednocześnie pytaniem o poniesione straty... Gdy uzyskała odpowiedź odezwała się ponownie.
- Aleks, wszystkich zdolnych do oczyszczania terenu ze skażenia wyślij do porządkowania pola bitwy. Musimy zadbać o to by Skaza w razie czego nie miał tu łatwego powrotu. Rannych należy natychmiast odesłać do Azylu i zająć się ich obrażeniami – powiedziała w pierwszej kolejności. Potem odezwała się głośniej, już do wszystkich.
- Mieszkańcy Milgasii! Każdy stwór Skazy, który padł w tej bitwie jest naszą ofiarą dla Azariel. Za to, że obdarzyła nas mocą i dała nam nadzieję. Wygraliśmy bitwę, ale Skaza wciąż zagraża temu światu, więc wojna się jeszcze nie skończyła. Dotrzymamy danych obietnic i pomożemy tym, którzy stawili się na nasze wezwanie. Ale teraz pokażcie jak dobrymi jesteście gospodarzami i jak potraficie świętować – powiedziała.
Znów rozległy się wiwaty, a magowie zaczęli otwierać portale powrotne. Do Amber podeszły wybranki Thirel i Luviony.
- No to spodziewamy się wizyty, gdy zabezpieczycie kontynent. Wsparcie u mnie na razie nie jest konieczne - powiedziała Diana.
- Za to nam by się przydało - zauważyła elfka.
Amber wróciła do ludzkiej postaci. Tym razem na obie kobiety patrzyła z dołu, a nie z perspektywy siedmiu metrów.
- Azarielici, mroczniaki i Revenanci bardzo szybko uporają się z oczyszczaniem kontynentu. Rozstawimy garnizony i patrole tak by uniemożliwić Skazie powrót tu - powiedziała poważnie. - Przybędę na twój kontynent ze wsparciem jak szybko się da - powiedziała do elfki. - Póki co mamy wszyscy chwilkę wytchnienia. Zawsze daję ludziom świętować ich zwycięstwa. Jesteście wszyscy zaproszeni - powiedziała. Mówiła poważnie. Nie była w stanie wykrzesać z siebie więcej entuzjazmu niż jej tryumfalne wycie sprzed kilku chwil. Pragnienie zemsty wciąż paliło niczym ogień...
- Ja muszę wracać do moich wiernych - odparła elfka.
- Ja niestety też mam swoje sprawy, którymi muszę się zająć. Akcja tutaj dała nam czas niezbędny na kontratak i zdobywanie lądów - dodała Diana.
- Otworzę więc portale powrotne - zaproponował Aleks.
Amber skinęła głową.
- Dziękuję - powiedziała krótko.
Wybrańcy pożegnali się i powrócili portalami na swoje ziemie, zas Aleks zabrał się za organizację prac porządkowych na pozostałych ziemiach Milgasii.
W Azylu natomiast zaczęło się święto, które miało potrwać parę następnych dni...
W czasie gdy ludzie świętowali i się cieszyli Amber chciała wziąć udział w oczyszczaniu lądu. To że udało się pozbyć Skazy z Milgasii wciąż nie oznaczało zwycięstwa. To była tylko jedna z wielu bitew, które jeszcze przyjdzie stoczyć ze Skazą... Wilkołaczyca pragnęła oczyszczenia jak największej połaci Milgasii jak najszybciej by móc spokojnie udać się do tych terenów, które niegdyś były rewirem jej watahy... Chciała je zobaczyć bez względu na to jak mogły być obecnie zrujnowane...


Tydzień trwało oczyszczanie pozostałej części Milgasii. Aleks oszacował czas potrzebny do obwarowania wybrzeża na dwa do dwóch i pół miesiąca.
- Czy Revenanci i mroczniaki będą potrzebne podczas obwarowań? - spytała.
- Revenanci - tak, mroczniaki - nie. My tez będziemy potrzebni pod koniec prac murarskich - odparł Aleks. - Przyda się wzmocnić skały energią.
- Chodzi o to, że czas mija, a u tej elfki o ile pamiętam sytuacja była naprawdę trudna. Mimo to zjawiła się nam pomóc - mruknęła. Amber nie brała udziału w żadnych zabawach i świętowaniu w ostatnim czasie. Skupiła się na pracach zabezpieczających Milgasię. Paliła ją chęć zadania kolejnego ciosu Skazie.
- Możemy się tam udać w najbliższym czasie...
- Powinniśmy. Nie lubię niedokończonych spraw. Jeśli Revenanci będą potrzebni przy fortyfikowaniu linii brzegowej to można ich tu zostawić. Oni, smoki i nasza armia powinni sobie dać radę. Ja bym wzięła wtedy 2000 mroczniaków do pomocy tam - powiedziała. I tak będą to znaczniejsze siły niż łącznie zjawiły się u niej na czas bitwy... No może pomijając samych Wybrańców.
- Aha, tylko my teraz mamy już spokój ze Skazą u nas - stwierdził Aleks. - Więc możemy spokojnie zrobić jak mówisz -
- Mroczniaki są właściwie niewyczerpaną siłą bojową póki ja stoję - powiedziała. - Regenerują się w mojej aurze i wstają po otrzymaniu śmiertelnych obrażeń. W końcu są przesiąknięte negatywną energią... Skontaktuj mnie z Carmen. Pod Milgasią miały być jeszcze 4 skarby związane z mocą bogini Azariel. Dobrze by było skorzystać z możliwości, które one dają - powiedziała.
Carmen pojawiła się wkrótce koło Amber.
- Hmmm?
- Pamiętasz ten kryształ przy którym znalazłaś mroczniaki? Rozmawiałyśmy później o możliwości dotarcia i zdobycia pozostałych skarbów. Wiesz może już coś więcej na ten temat? Wojna ze Skazą nie jest skończona - mruknęła. Amber była znacznie poważniejsza niż wcześniej...
- Poszukam drogi do któregoś z kolejnych źródeł energii - powiedziała Carmen. - Dam znać jak znajdę.
- W porządku. My z Aleksem przygotujemy wszystko do zabezpieczenia linii brzegowych i przygotujemy się do udzielenia pomocy tej elfce od Thirel - powiedziała.
- Może mi to potrwać - zauważyła Carmen.
- Nam też zajmie to wszystko nieco czasu. Poza tym nie jestem przyklejona do jednego miejsca - mruknęła.
Carmen skinęła głową. - Idę się zabrać za robotę - powiedziała.
Amber skinęła głową kobiecie. Potem spojrzała na Aleksa. On lepiej wiedział jakie prace są teraz do wykonania. Amber nigdy nie zajmowała się budową niczego więcej ponad niewielką jamą w ziemi...
- My mamy wolne na jakieś niecałe dwa miesiące jak wszystko zorganizuję... - poinformował Aleks.
- Revenanci będą potrzebni od razu przy budowie murów czy dopiero od któregoś momentu? - spytała.
- Od razu - odparł Aleks. - Sądzę, że my i mroczniaki damy radę bardzo wydatnie pomóc... -
- Owszem. Też tak sądzę. Wpierw jednak porozmawiam z alfą mroczniaków - powiedziała.
Alfa wypełzł z jej cienia i stanął koło niej.
- Słucham.
- Nim ruszymy wesprzeć elfkę od Thirel chcę poznać zdanie twoje i twojego rodzaju. Sytuację tam znamy dość pobieżnie, ale już wtedy była trudna. Wasza liczebność to 2000 mroczniaków, więc znacząca siła. Tylko, że ponieważ planuję brać tam tylko was to spocznie na was olbrzymi ciężar - powiedziała Amber. Wilkołaczyca chciała dobrowolnej współpracy, a nie wymuszania zachowań. Zawsze dawała wszystkim możliwość zgłoszenia obiekcji czy wystąpienia z pomysłem. To że dowodziła mroczniakami, Revenantami, ludźmi i smokami nigdy nie oznaczało, że oczekuje od nich wykonania każdego rozkazu. Liczyła na to, że w razie jej błędu oni będą gotowi z nią na ten temat dyskutować i dojść wspólnie z nią do właściwych wniosków...
- Będziemy zadowoleni tak długo, jak jest tam coś do zabicia... - powiedział alfa.
Amber mimowolnie się uśmiechnęła bo sama liczyła na to, że będzie miała tam coś do zabicia.
- Aleks, jak tylko będzie wszystko gotowe i ty również będziesz sam gotowy to daj mi znać i nawiążmy połączenie z tą elfką. Trzeba się zorientować czy wsparcie jest jej teraz potrzebne. Jeśli tak to ruszymy natychmiast. Zemsta się jeszcze nie dokonała - mruknęła.
Aleks skinął głową i odmaszerował.
- Zastanawia mnie kiedy wreszcie uda się zniszczyć Skazę - mruknęła Amber. - Drań potężnie oberwał w ostatnim starciu, ale nie da o sobie zapomnieć jak sądzę i już coś szykuje - westchnęła.
- Musi, dostał mocno w zęby - mruknął alfa mroczniaków.
- Dlatego niechętnie zostawiam Milgasię, ale nie zawsze wygrywa się wojny idąc tylko po trupach. Tutaj potrzebujemy silnych sojuszy. A i później, gdy zniszczymy Skazę i ocalimy nasz świat, jeśli okaże się, że mamy bardzo podzielone zdania... Konkurowanie nie musi oznaczać wojny... Czasem wygrywa się starcia po cichu, bez rozlania choćby kropli krwi - mruknęła.
- Hm...wielu uzna takie konkurowanie za niesatysfakcjonujące - zauważył mroczniak.
- No to takim pokaże się co myślimy o zakłócaniu wypracowanego porządku. Najlepszą obroną jest atak. Odwracanie wzroku i udawanie, że nikt nam nie sika do zupy wcale nie jest polityką, którą mam zamiar uprawiać - wzruszyła ramionami. - Zastanawia mnie czy nauczę się tej całej ludzkiej polityki - westchnęła. - U wilkołaków mieliśmy proste rozwiązania - dodała.
- O to już mnie nie pytaj - alfa mroczniaków zaśmiał się cicho.
Amber skinęła głową z półuśmiechem na ustach.
- Przygotuję się do wyruszenia. Czuję się jakby mi ktoś usztywnił kręgosłup kijem od szczotki - powiedziała. - Stęskniłam się za rozszarpywaniem pomiotu Skazy - mruknęła. Gdy pragnienie zemsty paliło żywym ogniem ciężko było nie tęsknić...
- Na razie zrobiłaś razem z tymi dwoma kobietami operację na otwartych plecach Molochowi, czekamy na ciąg dalszy - powiedział alfa, chowając się z powrotem w cień Amber.
- Hmm... Tak, to było satysfakcjonujące - mruknęła Amber. Udała się do gospody. Wiedziała, że musi postarać się rozluźnić, bo od paru dni była dość sztywna, chłodna i nieprzystępna dla ludzi, którzy chcieli z nią nawiązać rozmowę.
Na miejscu dalej sprzątano po świętowaniu... ale Amber mogła zostać obsłużona jak zwykle.
Wilkołaczyca zamówiła sobie tylko herbaty. Nie była głodna, ale chciała się napić i wykąpać, ale tę ostatnią czynność z powodzeniem mogła wykonać w przydzielonej jej kwaterze.
Gdy Amber otrzymała herbatę do gospody wszedł Aleks. Podszedł do Amber i ja delikatnie objął.
Amber nie zmieniła pozycji w której do tej pory stała. Głównie po to by nie rozlać herbaty na której w tej chwili jej akurat mocno zależało. W drugiej kolejności by nie oblać Aleksa.
- Hm? - rzuciła krótko.
- Nic konkretnego - Aleks westchnął.
- Gdyby to nie było nic konkretnego to byś się tu nie zjawił - mruknęła.
- Pojawiłem się tutaj, by cię znaleźć i objąć, więc jak już to zrobiłem to nie zostało mi nic konkretnego do roboty - odparł Aleks. Wtedy rozległo się burczenie w brzuchu.
- No dobra, już pojawiło się alternatywne zajęcie, ale nie spieszy się...
- Jadłeś ty dziś śniadanie czy brałeś się do roboty bez niego? - spytała podejrzliwie.
- Jadłem, ale mordowanie obrońców ostatnich wylęgarni zadziałało wspomagająco na moje trawienie - odparł Aleks.
- Słuszne skojarzenie - mruknęła. - Idź jeść. Ja muszę zrobić coś z moimi gnatami - mruknęła.
- Odwiedzić cię później? - zaproponował Aleks.
- Po co pytasz o możliwość odwiedzin? - zdziwiła się Amber. Do tej pory nikt jej o to nie pytał. Po prostu ludzie przychodzili... Albo nie.
- Nie wiem, może chcesz mieć spokój... - mruknął Aleks.
- Skaza sam się nie ubije - mruknęła. - Mówiłam już że czym prędzej będziemy musieli ruszyć. Moje pragnienie spokoju niestety niewiele ma tu do rzeczy - stwierdziła.
- Na razie sytuacja na lądzie Thiel jest stabilna - Aleks musnął policzkiem policzek Amber. - Możemy odpocząć chociaż jeden dzień...
- Potrzebujesz tego odpoczynku? - spytała spokojnie. Nie chcąc by herbata zupełnie jej ostygła zajęła się jej popijaniem.
- W najgorszym wypadku potrzebowałbym się wyspać, poza tym liczyłem, ze spędzimy trochę czasu razem... - westchnął.
- Na pewno nie spędzę z tobą czasu jeśli twój żołądek będzie burczał jak oszalały - mruknęła.
- Taa... idę po coś do żarcia - powiedział Aleks, puszczając wreszcie Amber i idąc do baru.
Amber uśmiechnęła się kącikiem ust.
- W razie czego będę u siebie - dodała. Poszła na górę. Ona głodna nie była. A na pewno potrzebowała gorącej kąpieli.
Gdy znalazła się już w swoim pokoju z łazienką z herbatą w dłoni parsknęła do siebie suchym śmiechem. Już znacznie lepiej rozumiała ludzi niż na początku... I wiedziała już dobrze czym była gospoda... Amber była gościem w mieście, nie jego mieszkańcem. Poszła wziąć kąpiel po wypiciu połowy zawartości kubka. Druga połowa była na potem.
Po dziesięciu minutach rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejść - mruknęła Amber. Bawiła się swoją mocą tworząc różne kształty. By rozluźnić nieco ciało musiała uporać się też z umysłem. A to było nawet zabawne. Szczególnie jeśli uwzględniało kubek od herbaty...
Aleks wszedł do kwatery Amber.
- Ym... gdzie jesteś? - zapytał, rozglądając się.
- Aleks... Jesteś wilkołakiem - bąknęła Amber z łazienki. Jakby na potwierdzenie swoich słów z cienia, który wylał się z łazienki Amber utworzyła pokraczną postać przypominającą wilkołaka który się skrada. Niestety nie miała talentu plastycznego to i modelowanie postaci jej nie szło jakoś specjalnie.
- No to dodajmy, że włażę do leża mojej alfy, jeśli przy wilkołactwie jesteśmy... - mruknął Aleks.
- Mam poczekać aż skończysz, czy wejść? - zapytał.
- W ludzkim mieście jestem gościem... - mruknęła. - Mieszkam tu dlatego, że nie mam własnego leża w Azylu - dodała. - A włazisz zaproszony. Gdybyś wszedł bez pozwolenia, wtedy byłaby inna historia - w jej głosie pojawił się ślad rozbawienia. Nikły, ale zważywszy na jej ostatnią nerwowość i irytację to i tak był sukces. - Jeśli chcesz to możesz wejść. Jestem wilkołakiem, więc mi to nie robi najmniejszej różnicy - dodała jeszcze.
Aleks wszedł i uśmiechnął się, widząc Amber. Nachylił się i pocałował ją w usta.
Cała łazienka była dość mocno zaparowana. Amber puściła naprawdę gorącej wody. Odwzajemniła pocałunek Aleksa, ale wyglądało na to, że nie kwapi się do opuszczania stanowiska. Poruszyła barkami.
- Jesteśmy tak blisko zniszczenia Skazy... A jednocześnie tak daleko - mruknęła pod nosem. Ściana nad wanną upstrzona była czarnymi wzorami z negatywnej energii. A kubek z herbatą stał sobie na czymś w rodzaju stolika zrobionego z negatywnej energii. Amber wyraźnie nosiło.
Aleks obejrzał twory Amber.
- Znudzona - skinął głową na "stolik".
- Jak ohydnie by nie smakowała posoka stworów Skazy mam ochotę im jej upuścić jeszcze więcej - warknęła znacznie niższym głosem niż zwykle. Uspokoiła się dopiero po chwili na tyle by kontynuować już normalnym głosem. - Przegnałam Skazę z terenów, które należały do mojej watahy. Ale wciąż nie udało mi się dokonać tego co jest głównym celem.
- No teraz będziemy pomagać innym wybrańcom.. - Aleks pogładził Amber po policzku i znów ją pocałował.
Choć Amber odwzajemniła pocałunek to był on raczej krótki.
- Ostrożnie, Aleks. Nie panuję teraz nad moimi emocjami tak jak bym chciała - powiedziała poważnie.
- Erm... znaczy? - bąknął chłopak.
Amber westchnęła.
- Wilkołaki w silnym stresie mają skłonność do agresji. Często niezamierzonej. Nie widziałeś tego w leżu raczej, bo ja jako alfa wzięłam na siebie całą odpowiedzialność za wszystko. Pozostałe wilkołaki miały pod tym względem komfortową sytuację - mruknęła. - Opanowany i zrównoważony alfa da radę nad wszystkim zapanować, ale naprawdę rzadko zdarza się, że alfą zostaje się tuż po wyjściu z wieku szczenięcego - stwierdziła. - Więc jestem alfą, który musi agresję odreagowywać. Lęk ludzi przed wilkołakami nie zawsze był nieuzasadniony. To było samonapędzające się koło - ludzie bali się wilkołaków bo to drapieżniki więc na nie polowali, zaszczute wilkołaki stawały się agresywne - dodała poważnie.
- Hrm... - Aleks zmrużył brwi.
- Ha... - uśmiechnął się. - No to spróbuj się rozluźnić, oprzyj głowę i moją dłoń i przymknij oczy - polecił wsuwając jej dłoń pod potylicę.
Amber westchnęła.
- Mhm... - burknęła. Z tym rozluźnieniem było łatwo powiedzieć. Gorzej z wykonaniem.
Aleks przesunął dłonią po jej czole i Amber poczuła, jak jej mięśnie powoli same się rozluźniają, a cale ciało staje się jakby lżejsze.
Amber przymknęła oczy. Chwilowo pozwalała Aleksowi robić swoje. Boleśnie do tej pory napięte mięśnie przynajmniej teraz nie dokuczały jej przez chwilę.
Aleks przesunął dłonią na jej ramiona i dziewczyna czuła jak wszystko powolutku się rozpręża.
- Gdzie jeszcze? - zapytał Aleks, skończywszy z ramionami.
- Niewłaściwe pytanie zadajesz. Łatwiej mi powiedzieć gdzie nie ma bólu mięśni - mruknęła.
- No to dobra... - Aleks na chwilę oparł głowę Amber o krawędź wanny i zakasał rękawy, po czym przystąpił do rozluźniania całej reszty ciała Amber, całując ja w usta co jakiś czas.
Aleks raz poczuł zęby Amber na wardze. Przy tak długich kłach jakie były w jej posiadaniu nie dało się tego faktu nie zauważyć. Rozluźnienie mięśni szło szybciej niż rozluźnienie umysłu...
Chłopak był więc nieco bardziej ostrożny i kontynuował masaż, tymczasowo dając sobie spokój z pocałunkami. Dłonią, którą trzymał głowę Amber nacisnął dwoma palcami gdzieś na potylicy. Amber poczuła się znów jakby lżej...
Tylko ruchy brwi dziewczyny świadczyły o tym, że czuje zmiany w napięciu własnych mięśni. W pewnym momencie Aleks poczuł, że Amber zsuwa się do wody...
Na szczęście podtrzymywał ją dalej, by dokończyć masaż, po czym dalej ją podtrzymując zdjął koszulę, by wyjąć śpiącą dziewczynę z wanny, wytrzeć i ostatecznie umieścić w łóżku.


Amber spała jeszcze ze trzy godziny. Gdy się obudziła zakopała się pod kołdrę.
Aleks leżał koło niej, uśmiechając się. Pogładził Amber po włosach.
Amber krytycznie spojrzała na jego dłoń. Była mocno jeszcze zaspana.
Aleks westchnął i ułożył się wygodniej, zabierając dłoń.
Gdy on układał się wygodniej ona zmieniła formę i walnęła mu wielki łeb na brzuch. Ziewnęła i zabrała się za próbę ponownego zaśnięcia z Aleksem w charakterze poduszki...
Aleks uśmiechnął się i podrapał ja za uchem. Też zaczął przysypiać.


Amber spała kolejne pięć godzin, po których przeciągnęła się strosząc przy okazji sierść na grzbiecie. Trzasnęła zębami zastanawiając się co mogłaby zjeść. Czuła się odrobinę lepiej niż przed kąpielą i snem. Kichnęła i zeskoczyła z łóżka by otrzepać się z resztek snu.
Aleks przeciągnął się i ziewnął.
- Dobra, to idziemy na jakieś żarcie? - zapytał.
Amber chwyciła go za pasek od spodni i ruszyła z Aleksem w pysku w stronę drzwi...
- Ua... tachanie bety za sobą jest częścią obowiązków alfy? - zaśmiał się.
Parsknęła, a że nos miała na wysokości nerek Aleksa to wilgotnym, ciepłym powietrzem dostał po skórze. Wylądował po chwili pod drzwiami, bo nie chciała otworzyć sobie łapą drzwi.
Aleks rechocząc otworzył drzwi i dał się dalej kierować.
Ruszyła więc dalej. Trzymała łeb wysoko, by Aleks nie szorował po podłodze. Przed schodami opuściła go powoli na podłogę by nie zleciał i by ona nie przecierała nim schodów.
Aleks zaśmiał się i puścił ja przodem w przejściu.
Zlazła po schodach na sam dół by zerknąć na barmana.
- Surowizna? - zapytał barman, patrząc na Amber. Aleks dołączył do niej w wilczej formie.
W odpowiedzi wilczyca oblizała sobie pysk patrząc dalej na barmana. Bardziej wymownego spojrzenia naprawdę ciężko było uświadczyć.
Dostała więc spory kawał surowizny, Aleks tak samo.
Pożarła go natychmiast. Oblizała się i przyjęła formę bestii oddając michę.
- Zorganizowane jest wszystko do naszej wyprawy do Wybrańca Thirel? - spytała.
Aleks zmienił postać na ludzka i też oddał miskę, po czym wyciągnął karteczkę z wewnętrznej kieszeni kurtki.
- Mmmm... jeszcze idę się co do czegoś upewnić w ratuszu za chwilkę i to będzie wszystko.
- No dobrze. To ja sobie poczekam przed gospodą - powiedziała i tak też zrobiła.
Aleks skinął głową i udał się do ratusza, by powrócić po parunastu minutach.
- Wszystko gotowe. Możemy ruszać - powiedział.
- W porządku - skinęła łbem. - Mroczniaki mam zawsze ze sobą - kciukiem szponiastej łapy wskazała swój cień - więc możemy ruszać - stwierdziła.
Aleks skinął głową.
- Czyli po prostu udajemy się tam bez zapowiedzi? - zapytał.
- Z zapowiedzią... Muszę się dobudzić - mruknęła pod nosem.
Aleks skupił się na chwilę.
- Na razie jest tam spokój jeszcze, zajmują się oczyszczaniem terenu - powiedział Aleks.
- Możemy im z tym pomóc - mruknęła.
Aleks znów zamilkł.
- Dobra - powiedział i otworzył portal.
Amber przeszła przezeń tak jak stała. Rozejrzała się przy okazji wokół.
Weszli na teren sporego pałacu, który został zaanektowany przez kult Thirel. Duża ilość wody i roślin oraz obecna energia Thirel działały uspokajająco...
Wilkołaczyca uniosła mordę by powęszyć w tym miejscu. Lubiła i obecność wody i roślinność. Może nie z sympatii do Thirel, a bardziej z samej swojej natury, ale zawsze.
Czułą w okolicy zapach wielu istot. To miejsce było w końcu świątynią...
- Hmm... - zamruczała pod nosem. Ruszyła przed siebie rozglądając się wokół.
Weszli do sporej sali, gdzie grupka kapłanów pracowała nad produkcją mikstur. Prace wspomagane były przez nikogo innego jak Wybrańca Thirel...
Amber znów uruchomiła swój nos.
- Bardzo przyjemne miejsce - skomentowała.
Poczuła zapach wielu różnych ziół.
- Pracujemy tu nad miksturami leczniczymi - powiedziała elfka.
- Hm... mam wrażenie, ze z tego wszystkiego się nie przedstawiłam - bąknęła. - Mam na imię Adelajda.
- Faktycznie, choć dla mojego rodzaju imię to drugorzędna sprawa. Poznajemy innych naszymi zmysłami - odparła szczerząc kły w wilczym uśmiechu. - Mi nadano imię Amber - dodała. Pochyliła się nad elfką i tknęła ją nochalem węsząc.
- Mmmhm - Adelajda westchnęła.
- Zebraliśmy siły i powoli odbijamy i oczyszczamy tereny Archipelagu Dłoni.
- Wzięłam ze sobą Aleksa i wszystkie mroczniaki, wobec czego możemy się skierować w miejsce gdzie potrzebne jest wsparcie. Czy to o odbijanie terenu chodzi czy jego oczyszczanie - powiedziała.
- Jedno i drugie. Skaza stawia mały opór lub nie stawia go w ogóle - powiedziała Adelajda.
- On coś kombinuje - mruknęła Amber. - Brak oporu jest do niego niepodobny - dodała. - Chyba, że chce wciągnąć nas w pułapkę...
- Na razie chyba się wypluł z mocy, korzystamy póki ten stan trwa - powiedziała Adelajda.
- Dobrze. Ile procent kontynentu zostało już odbite i ile zostało oczyszczone? - spytała jeszcze.
- Odbiliśmy około siedemnastu procent przez ostatni dzień. Idzie szybko, ale muszę po takiej
sesji" odpoczywać dzień, a moi wierni nie radzą sobie aż tak dobrze. Ogólnie 65% kontynentu jest pod naszą kontrolą.
- Wskaż nam miejsce gdzie potrzebne jest najpilniej wsparcie. Jestem w pełni sił, mroczniaki również. I mamy chrapkę na pomiot Skazy - mruknęła.
- Wsparcie.. gdziekolwiek. Tak na prawdę jeśli łakniecie dalej walki to możecie przypuścić atak na wyspę Tysiąca Łez. Południowe Wybrzeże - powiedziała. - Macie możliwość szybkiego przerzutu, a warunki wokół wyspy uniemożliwiają większym statkom przepływanie. Na wyspie Skaza umieścił dalekozasięgowe miotacze, więc nie ma jak tam podpłynąć.
- Aleks, wiesz gdzie to? Dasz nas tam radę przenieść? - spytała.
- Ja bym nie dał rady? - chłopak mrugnął do Amber. - Pracowałem nad tym w wolnym czasie - powiedział, po czym przysiadł i przymknął oczy.
- Hmm... jak tam wpadniemy to od razu będzie trzeba walczyć.. - zauważył.
- Mamy 2000 mroczniaków, jestem jeszcze ja i ty. W razie czego zabezpiecz nam możliwość odwrotu - powiedziała. Miała jednak nadzieję, że obejdzie się bez tego.
- Mmmhm, otworzę portal - powiedział, podnosząc się.
- Wskakujemy od razu, a w razie czego wrócimy tutaj.
- Dobrze - powiedziała krótko. Była gotowa.
Aleks wykonał ruch rękoma i stworzył portal.
Amber przeszła przez portal i od razu po przejściu wysłała mroczniaki i zmieniła postać na potwora. Była gotowa do walki.
Za nią przez portal przeskoczył Aleks, też już w formie bestii i z oboma mieczami. Na całej wyspie było pełno pomiotu Skazy, a na ziemi zalegała warstwa oślizgłego mięsa...
Amber puściła w ruch głodną energię i pozwoliła jej siać spustoszenie wśród bestii Skazy. Sama rozejrzała się za potężniejszymi celami. Przy okazji można było wypalić to oślizgłe mięso przy pomocy aury...
Aura szybko usuwała mięcho... Aleks ruszył w stronę linii brzegowej zająć się żywą artylerią, tymczasem w stronę Amber ruszyła bestia dość potężna, by oprzeć się żarłocznej energii. Wyglądało to jak dwunogi baran...
Wilkołaczyca posłała mu więc wybuchający pocisk. Bardziej w ramach rekonesansu czy zadziała zgodnie z przeznaczeniem i rozerwie delikwenta czy też będzie się musiała bardziej w walkę zaangażować.
Istota została trafiona i odrzucona wstecz, ale chyba pocisk zadał jej spore obrażenia, bo miała kłopoty z podniesieniem się.
Amber posłała tam drugi pocisk, tym razem ukształtowany na wzór szpikulca by się wpierw wbił, a dopiero potem eksplodował. Chciała dobić delikwenta i zająć się resztą istot tutaj.
efektem było rozsmarowanie wnętrzności istoty na ziemi.
Parę podobnych istot wypadło zza wzniesienia z prawej od Amber.
Amber ukształtowała swoją aurę tak, że na trasie galopu tych istot wyrosły czarne kolce, którymi Amber chciała przesłać energię i wysadzić te istoty, tak jak pierwszą.
Po wysadzeniu pierwszego reszta skoczyła wzwyż... cholernie wysoko, jak na tak duże istoty, i runęła na Amber od góry.
Amber przeniosła się w ostatniej chwili zostawiając im w prezencie wybuchowy ładunek, który miał eksplodować gdy się z nią zetkną te istoty.
Eksplozja zabiła dwie i okaleczyła pozostałą trójkę. Istoty zaryczały i zaczęły rozglądać się z Amber.
Amber przeniosła się do pierwszej istoty i siekła ją potężnymi szponami jakie miała w postaci potwora. Gotowa była uniknąć ataków pozostałej dwójki i je również tak usiec.
Kilka akrobacji i ciosów później Amber stałą nad siedmioma martwymi istotami. Aleks właśnie wracał z wybrzeża. - No to teraz trzeba by zejść do podziemia i usunąć wylęgarnię... - powiedział.
Amber skinęła łbem rozglądając się jak radzą sobie mroczniaki.
- Zawsze odczuwam dziką satysfakcję, gdy niszczę takie gniazdo Skazy - warknęła pod nosem.
Mroczniaki rozerwały na strzępy parę istot, które dały radę uniknąć wyżarcia, ale były za słabe by Amber zaprzątała sobie nimi głowę.
- No to chodźmy do podziemia - zaproponował Aleks i skinął głową na wzgórze.
- Po drugiej stronie jest wejście do jaskini - poinformował.
- Dobra. Mroczniaki idą z nami, tu już chyba czysto, a sądzę, że na dole może być sporo sprzątania - powiedziała i ruszyła we wskazaną przez Aleksa stronę.
Mroczniaki wyłaziły dale j z cienia Amber i rozpełzały się po wyspie, eliminując pomiot, który dał radę uniknąć żarłocznej energii. Na dole i tak było mało miejsca, a i przejście było wąskie.
Zeszli na dół do sporej jaskini oblepionej żyłam i mięsem. Różne korytarze wiodły głębiej do podziemia, gdzieniegdzie były kolonie białych, pulsujących jaj.
Amber chciała po drodze czyścić te tunele z obecności istot Skazy. Jej aura wypalała skażenie, a zawsze można było posłać spalający pocisk, który dokona tego z czym nie poradzi sobie aura.
Podziemia ciągnęły się pod wyspą i okolicami na dość rozległym terenie. Wiodły, sądząc po zapachu, do innych komór z cystami.
- Aleks, musimy wypalić wszystko w tych jaskiniach co ma związek ze Skazą i skażeniem. Zobaczę czy uda mi się tak zmodyfikować moją "głodną" energię by tu zaprowadziła porządek - powiedziała.
Nie byłoby z tym wielkiego problemu, gdyby nie to, że tak dostosowana energia nie zniszczyłby cyst ani istot.
- Ech... Musimy przejść wszystko na piechotę - westchnęła zdając sobie z tego sprawę.
- Można wysłać paru mroczniaków na zwiad. Z cystami i pomniejszymi istotami sobie poradzą, a jeśli znajdą coś większego to my się tym zajmiemy - zaproponował Aleks.
- W sumie, dobry pomysł. W tym czasie oczyścimy część tych jaskiń aż mroczniaki nie znajdą czegoś co będzie wymagało naszej uwagi - powiedziała. Posłała mroczniaki w głąb jaskiń.
Mroczniaki rozdzieliły się i ruszyły korytarzami, znikając wkrótce z zasięgu wzroku. Po niecałej godzinie wróciło parę. - Znaleźliśmy jakaś skażoną istotę - zameldowały.
- W porządku. Wskażcie drogę, natychmiast się tam udajemy - powiedziała. Albo istota będzie się nadawała do oczyszczenia i przywrócenia jej zmysłów tak jak to było z Nefarionem czy Kopaczem, albo trzeba będzie drania ubić... Amber w sumie miała nadzieję na to pierwsze, bo zawsze to lepiej było kogoś ocalić niż zabić.
Udali się tunelem i dotarli po chwili do sporej jaskini, gdzie stała spora klatka z istotą śpiącą w środku. Wyglądała jak smok z parunastoma guzami nowotworowymi...
Amber podjęła próbę zidentyfikowania jak daleko sięgały zmiany, którym został poddany. Może uda się go uzdrowić...
Przy okazji sprawdzania Amber stwierdziła, że zmiany są tu posunięte niemal równie daleko jak w przypadku Kopacza. Ta istota wymaga szczególnej uwagi...
- Jest prawie tak samo silnie skażony co Kopacz... Teraz jesteśmy znacznie silniejsi niż w dniu, w którym uratowaliśmy Kopacza, ale to wciąż może nie być wystarczające - powiedziała cicho do Aleksa. - Jak oceniasz nasze szanse na oczyszczenie go we dwójkę? - spytała. Aleks miał lepsze wyczucie w kwestii nakładów energii niż ona. W końcu był magiem.
Aleks przykląkł i spojrzał na istotę.
- M... – pokręcił głową.
- Nie bez poznania jak ona wyglądała na początku - powiedział.
- Jesteś w stanie sięgnąć do jego wspomnień? Gdy oczyszczałam Kopacza wiedziałam jak wyglądał jako maleńki szczeniak i nieco później. A resztę poznałam już z jego wspomnień w trakcie jego oczyszczania - mruknęła.
- Mmm... coś się wymyśli. - Aleks przyglądał się jeszcze chwilę istocie. - Będę musiał ci przerzucić wspomnienia, mój umysł nie zdzierży. Problem polega na tym, że zregenerujemy go mocą zła... a jesteśmy na terenie Thirel. Musielibyśmy ją... gwizdnąć - spojrzał na istotę, która dalej spała, pokasłując co jakiś czas.
- Jest w stanie zagrażającym jej życiu i istnieniu. To kwestia życia lub śmierci dla tego smoka, a nie wiem czy wybranka Thirel ma wystarczającą moc by się z tym uporać - powiedziała. - Nie mam zamiaru jak to powiedziałeś niczego ani nikogo gwizdnąć. Chcę uratować to stworzenie - oznajmiła.
- No to skontaktuję się z Adelą i ją tu sprowadzę. - zaproponował Aleks.
- Proszę bardzo - powiedziała Amber.
Wkrótce Aleks otworzył portal, przez który weszła Adela. Spojrzała na istotę szeroko otwartymi oczyma.
- Ta klatka jest za mała dla normalnej postaci Heverhal - powiedziała Adela i zamachnęła się dłonią, by ruchem ręki przeciąć kraty. Istota poderwała głowę, ale pod wpływem jakiegoś promienia ze strony Adeli zasnęła ponownie natychmiast.
- Któreś z was może przenieść ją? - zapytała.
- Aleks może użyć portalu, ja mogę chwycić go i przenieść - powiedziała. - Wszystko zależy od tego gdzie chcesz go przetransportować - powiedziała.
Aleks szybko poszerzył portal.
- No to jazda... - skinął kciukiem.
Amber przetransportowała istotę przez portal. Zawsze mogła zwiększyć gabaryt i posłużyć się mocą, gdyby to czym dysponowała było niewystarczające.
Dało radę bez większych problemów.
Wkrótce istota spoczywała na sporym placu i Adela zabrała się za jej regenerację... bez niczyjej pomocy, bez przygotowań...
- Moc wody... aspekt regeneracji. Ona jest w tej dziedzinie lepsza niż my - mruknął Aleks, gdy Amber odeszła od przyniesionej istoty.
- Za to sądząc po jej sytuacji z agresywnymi akcjami idzie jej co najwyżej średnio... - Aleks powiódł spojrzeniem po zgromadzonych, którzy oderwawszy się od zajęć patrzyli teraz na to co działo się na środku placu.
- No to my się zajmiemy agresją. Tego mi akurat nie brakuje. Ile jeszcze tych jaskiń zostało do oczyszczenia? - spytała.
- Wracajmy, jej trochę potrwa - powiedział Aleks.
- Nie potrafię wyczuć Skazy na taki dystans, ty jesteś już w tym lepsza - dodał i poruszył brwiami.
- Hyh, wracamy na tę wysepkę. Posprzątamy tam do końca... Może uda się oczyścić więcej lądu przy okazji - mruknęła gotowa się wrócić.
Weszli przez portal do jaskini.
Reszta mroczniaków właśnie zbierała się i chciała zdać raport.
- Jaskinie wyczyszczone - mruknęły jaszczury jednogłośnie. Malo im było akcji...
- Dobrze, poszukamy więc dalszych terenów do oczyszczenia i kolejnych istot Skazy do ubicia. Skoro puścił na Milgasii większość tego co miał, to tutaj trochę posprzątamy - mruknęła. Czuła to samo co mroczniaki. Jej pragnienie zemsty domagało się wycięcia istot Skazy w pień. Obojętne gdzie się to działo.
- Proponuję małą akcje dywersyjną... mam dość konkretny pomysł - Aleks wyszczerzył się.
- Sadzę, ze Adeli szczęka opadnie... a my złoimy dość ważny tyłek
- Aleks, mówisz do wilkołaka żądnego zemsty. Zamieniam się w słuch - powiedziała. Domyślała się, że mroczniaki w tym momencie mają podobne podejście co ona.
Aleksa okrążyły dziesiątki wyszczerzonych paszcz i par oczu.
- Przeskoczymy na teren Skazy i zajmiemy się wyjątkowo gorąco tym, co przygotował dla tego kontynentu - powiedział Aleks.
- Póki nie jest do końca gotowy. Nie brałem udziału w walce z Molochem z dwóch powodów. Po pierwsze, widziałem, że poradzicie sobie beze mnie... po drugie dostrzegłem zmiany fluktuacji mocy wewnątrz. Potrafię wykryć je z dużego dystansu. Gdy istoty skazy dostarczą kolejną porcję mocy dziś wieczorem to istota zacznie kontynuować rozwój. Wtedy będzie podatna na cios. Wtedy uderzymy i przerobimy gnidę na sztuki - wyszczerzył się w złośliwym uśmiechu.
- A potem znikniemy, pozostawiając za sobą niesamowitą ilość gniewu.. i wyzwalającej się energii - pstryknął palcami.
- Aleks, ja i wszystkie mroczniaki jesteśmy zachwyceni twoim pomysłem. Szkodzenie Skazie to moje ulubione zajęcie - powiedziała. - Bierzmy się do roboty. Jesteśmy sprawni w ofensywie - mruknęła.
- O północy. Chcemy porozmawiać z Adelą, czy po prostu zrobimy co trzeba? - zapytał.
- To jej kontynent. Jej teren, więc jesteśmy zobowiązani do uszanowania tego. A to znaczy, że wypadałoby ją powiadomić - powiedziała.
- Wracajmy więc - powiedział Aleks, otwierając portal.
Amber pozwoliła mroczniakom schować się w jej cieniu. W takiej liczbie mogłyby wprowadzić zamęt wśród zwykłych ludzi, którzy zamieszkiwali kontynent. Dziwiło ją w sumie, że zamętu nie wprowadziło jej pojawianie się w postaci bestii...
Powróciła na miejsce. Plac był już pusty. Adela odpoczywała, a w rogu leżała olbrzymia kula futra.
Amber podeszła do owej kuli futra węsząc z zainteresowaniem. Już jakiś czas temu stwierdziła, że przy tak silnym zaciśnięciu więzi między ludźmi i wilkołakami nie musi się przejmować zwyczajami ludzi aż tak bardzo. Była wilkołakiem i mieszkańcy Milgasii już pojmowali z czym się to wiąże. Dawało jej to swobodę w wyrażaniu siebie jako wilkołaka. Stąd bezceremonialne zaspokajanie ciekawości przy użyciu nochala...
Z tego co czuła Amber był to... wilk. Ale bardzo puszysty jak na wilka.
Amber fuknęła w ten kłąb futra. Trąciła go nochalem starając się skłonić go do ruszenia zadu i przedstawienia się...
Rozległo się krótkie, ostrzegawcze warkniecie.
Amber odpowiedziała tym samym bo jej zachowanie do tej pory nie było wrogie, a przyjazne i spokojne. Jako alfa nie zamierzała pozwolić żadnym wilkom na to by jej groziły. Chciała rozpocząć zwykły rytuał zapoznania się, a ten osobnik zachowywał się niewłaściwie, więc wilkołaczyca na wstępie dała do zrozumienia, że wszelkie agresywne zachowania nie pozostaną bez odzewu...
Adela położył dłoń na ramieniu Amber.
- Nie próbuj jej budzić, mam kłopoty z kontrolowaniem jej koszmarów. Pozwól mi się skupić - powiedziała i znów usiadła, zamykając oczy.
- Koszmarów? - bestia uniosła brew co nadało wilczej mordzie zabawny wygląd. Jak na śpiącą i trawioną koszmarami istotę zdumiewająco przytomnie ten dziwaczny wilk okazał agresję... Wilkołaczyca spojrzała na Adelajdę czekając na wynik jej działań...
Wielki wilk poruszył się i warknął.
- Ci - powiedziała tylko Adelajda i znieruchomiała.
- Z tego co rozumiem dalej trwa proces leczenia. Chyba przerwaliśmy - Aleks się skrzywił.
Amber czekała więc już w ciszy, ale gotowa była zareagować w razie gdyby wielkie wilczysko okazywało agresję wobec kogoś z zebranych...
Po pięciu godzinach Adela wreszcie się ruszyła i przeciągnęła.
- O rany... no to teraz będzie spać dzień lub dwa... - powiedziała i westchnęła, gładząc futro. - Śpi twardo - zaśmiała się cicho. - Domyślam się, ze ciekawi cię z czym mamy tu do czynienia? - zapytała.
- Tak... Wygląda jak wilk... - mruknęła zdziwiona.
- Haverhal, zwana Czarnym Psem. Tak na prawdę to Burzowy Wilk - ostatnia ze swego rodzaju. - powiedziała elfka.
- Nie słyszałam nigdy o Burzowych Wilkach - mruknęła Amber. Poskrobała się łapą po łbie. - Za to Aleks ma pomysł, który mi się osobiście bardzo podoba, ale działamy na twoim kontynencie, na twoim terytorium, więc bez twojej zgody nie zaczniemy działań - wilkołaczyca skinęła łbem na Aleksa by ten powiedział to co ma do powiedzenia w sprawie swojego pomysłu.
- Istota, która zostanie wykorzystana do ataku na twoje ziemie jest już w znacznej części ukończona, ale Skaza jeszcze ją tworzy. Chcemy ja zaatakować. Tylko ja, Amber i jej Mroczniaki. Następnie wycofamy się tutaj. Atak nastąpiłby dziś około północy - powiedział.
Adela zamyśliła się na dłuższą chwilę.
- Ogłoszę gotowość do obrony, jak urwiecie łeb hydrze, to możliwe, że Skaza rzuci w nas wszystko co ma. Poproszę też mojego nauczyciela o wsparcie w razie potrzeby - powiedziała wreszcie.
Amber skinęła łbem.
- Skaza nie ma już takich sił jak na Milgasii, ale w razie czego Aleks będzie mógł na szybko sprowadzić posiłki, jeśli zajdzie taka potrzeba. Póki co postaramy się działać z zaskoczenia - oznajmiła. W jej oczach czaił się niebezpieczny blask, którego zwykle tam nie było. Zemsta wciąż się nie dokonała... A nienawiść stała się dla Amber niemalże namacalnym bytem...
Elfka skinęła głową.
- Mam taką nadzieję. Dlatego się zgadzam na tę akcję - powiedziała. - Ruszam zająć się kwestią obrony. Powodzenia - powiedziała.
Amber warcząc skinęła łbem. Dała znać Aleksowi, że jest gotowa. Poza chęcią zemsty za utraconą watahą, bardzo pragnęła teraz by bogini Azariel była dumna z istoty, którą wybrała. Nie znała innego sposobu na to by podziękować bogini za to co ta dla Amber zrobiła.
- Doczekamy do północy i parę minut dalej, by istota uśpiła zmysły, skupiając się na rozwoju - powiedział Aleks.
- W porządku - w słowa bestii wkradło się warczenie. Amber zbierała siły na nadchodzącą potyczkę. Dwie godziny to akurat był czas potrzebny jej na pełny odpoczynek.
Aleks skinął głową i sam przysiadł, opierając się o Ostatnią Burzową Wilczycę.
- Wygodna dość - zauważył.
- Tylko jej nie zbudź - mruknęła Amber skupiona na regeneracji sił i energii.
- Śpi jak kamień - powiedział Aleks. Wilczyca westchnęła przez sen jakby na potwierdzenie.
Amber nie odzywała się już skupiona na medytacji. Czekała aż nadejdzie czas do rozpoczęcia zaplanowanego ataku.
Wreszcie Aleks podniósł się i przeciągnął.
- Za minutę otwieram portal i robimy swoje - powiedział do Amber, upewniwszy się, że jest świadoma tego co dzieje się wokół.
Wilkołaczyca podniosła się po chwili z miejsca i otworzyła oczy. Poruszyła barkami rozgrzewając stawy.
- Jestem gotowa - mruknęła.
Aleks strzepnął dłonie i zaczął analizować sytuację dokładniej.. Po chwili uniósł ręce.
- Dobra... musimy wskoczyć szybko, bo nie mogę otworzyć portalu na długo. Odliczę od trzech. przy "zero" otworzę portal i wskakujemy - powiedział.
Amber skinęła łbem. Była gotowa. Czekała tylko na sygnał.
- Trzy, dwa, jeden, zero - Aleks otworzył portal i wraz z Amber wskoczyli przezeń.. do gigantycznej niecki skalnej gdzieś w górach. Portal zamknął się za nimi, a dwieście metrów przed nimi leżała olbrzymia zwała miecha, przypominająca węża obdarzonego paroma kończynami w losowych miejscach...
Amber zmieniła się w potwora, przywołała mroczniaki i rozpoczęła natarcie. Uruchomiła też swoją aurę gotowa atakować zwałę mięcha przy pomocy kolców z negatywnej energii.
Aleks unicestwił pierwsze parę istot, które ich ujrzały za pomocą piorunów. Gdy Amber wcięła się w niechronione mięso istota dalej spała...
Jej pobudką miał być rwący ból w plecach.
Gdy kolce osiągnęły długość 3 metrów nagły skurcz mięsni istoty złamał je.
Amber się skrzywiła. Zdetonowała to co zostało by powstała rana którą planowała pogłębić w razie czego ściągając mroczniaki do pomocy... Będzie musiała zdetonować ładunek wewnątrz wielkiej rany zamiast załatwić to szybko i czysto... A na przyszłość popracować nad wytrzymałością materializowanej energii.
Eksplozja spowodowała, ze fala fragmentów mięśni trysnęła przez otwory, które zrobiła Amber, odpychając ją wstecz.
Amber ponownie się skrzywiła. Coś jej dzisiaj ta walka nie szła... Mimo to postarała się wykorzystać czym prędzej zniszczenia, które udało jej się poczynić. Doskoczyła ponownie do rany, chciała ją pogłębić. W tej chwili ten stwór był ważniejszy do ubicia niż pomniejsze istoty Skazy...
Kilkanaście mroczniaków zabrało się za pomaganie Amber... jednak w tym momencie istota podniosła się i okazało się, że "prace wykopaliskowe" prowadzone są na plecach pomiota Skazy. Aleks szybko teleportował resztę wraz e sobą na grzbiet istoty, tym samym usuwając ich z zasięgu "drobni". Amber tymczasem usłyszała odległy trzepot skrzydeł.
- Aleks, kontroluj co to się dzieje... Słyszę skrzydła, ale muszę skupić się na rozwaleniu tego delikwenta... - rzuciła. Wykorzystywała wszelkie dostępne środki by narobić szkód - w tym mroczniaki, które mogły pogłębiać ranę w chwili, gdy ona zbierała energię do kolejnego ładunku negatywnej energii.
Mroczniaki wykopały głęboką na osiem metrów jamę bardzo szybko. Aleks w tym czasie na spółkę z resztą walczył z istotami zrzucanymi z góry na grzbiet "węża".
W głębokiej ranie Amber umieściła ładunek energii, który miał za zadanie rozerwać stwora Skazy, z którym aktualnie walczyli. Zrobiła to starannie mimo pośpiechu bo zależało jej na zabiciu stwora. Miała nadzieję, że reszta mroczniaków i Aleks poradzą sobie chwilowo z bitwą.
Mroczniaki odskoczyły i Amber zdetonowała ładunek... rozcinając istotę na dwoje. Wąż przewrócił się, przerywając próbę sięgnięcia paszczą do Amber.
Wilkołaczyca wpierw upewniła się czy rozcięcie stwora oznaczało jego śmierć, czy też będzie musiała wysilić się o umieszczenie mu jeszcze ładunków tu i tam...
Osłabiło go... ale póki rana jeszcze się nie zagoiła Amber mogła wejść w formie wilka do wnętrzności. Amber zmieniła postać i wybrała rdzeń kręgowy. Jako drapieżnik wiedziała, że rdzeń ma wiele do powiedzenia o wszystkich innych funkcjach organizmu. Jego poważne uszkodzenie mogło doprowadzić do śmierci znacznie szybciej i skuteczniej niż uszkodzenie organów wewnętrznych.
Istotą zaczęło nieludzko rzucać, gdy Amber ruszyła naprzód rdzeniem. Wyładowania elektryczne co jakiś czas łaskotały ją po łapach
Wilkołaczyca ignorowała łaskotanie w łapach. Póki nie wyrządzało jej krzywdy nie mogła sobie pozwolić na wydurnianie się. Sprawa była poważna. Wyszukała miejsca na umieszczenie kolejnego ładunku... Takiego który eksploduje z opóźnieniem by miała czas nawiać...
Dziwnym trafem Amber dotarła do samego końca rdzenia. Był tam zlepek nerwów prowadzący do mózgu.
Wilczyca przyspieszyła kroku by w czaszce stwora umieścić odpowiedni ładunek. Nie sądziła by stwór był odporny na wysadzenie mu głowy od środka.
Po krótkiej chwili namysłu Amber dołożyła jeszcze 20% energii... Draństwo było tak potężnie wielkie... Miała nadzieję, że to wystarczy. Szybko potem wycofała się rdzeniem kręgowym nie chcąc robić nowych dziur w czaszce by wybuch nie miał okazji stracić na sile z powodu otworów... Gość na pewno będzie miał potężny ból głowy o ile Amber go w ten sposób nie udupi. Zwiała tą samą drogą którą przyszła by ładunek mógł zadziałać.
rdzeń zdołał się w sporej części odtworzyć. Wężowi rósł po prostu nowy ogon, na szczęście u jego końca był dalej miękki, więc Amber "otworzyła" go sobie pomniejszym ładunkiem energii. Na zewnątrz mroczniaki wiały przed wielka istotą, która bezustannie ziała kwasem, spalając wszystko. Aleks lewitował nad polem walki, tłukąc jakieś skrzydlate paskudztwa.
Amber zmieniła się w potwora by oddalić się od ogromnego węża.
- Podłożyłam ładunek. Odsuńmy się, bo nie wiem jaki będzie efekt - bąknęła do Aleksa. Uruchomiła swoją aurę dając ewentualnie mroczniakom które były w zasięgu szansę na regenerację się, a sobie możliwość szybkiego utworzenia tarczy, którą mogłaby osłonić siebie i Aleksa od wybuchu.
Aleks podleciał do Amber.
- Detonuj - powiedział. Był gotów do otwarcia portalu.
Amber zdetonowała ładunek po uprzedzeniu o tym również mroczniaków by miały czas się schronić. Tudzież zrobić cokolwiek innego co uznały za stosowne...
Istotą szarpnęło, a przez oczodoły trysnął mózg.
Aleks teleportował siebie i Amber kawałek dalej na jeden ze szczytów, a mroczniaki po prostu zniknęły, wracając do aury Amber.
Z tej odległości oba wilkołaki miały świetny wynik na eksplozję, która zrównała fragment łańcucha górskiego z ziemią...
- Ups... - bąknęła Amber. - Chyba przesadziłam - bąknęła do Aleksa.
- Hmm... to twoja moc, plus moc tego wężyka... - zauważył Aleks.
- Tak, wiem. Pamiętam co zrobił ten Moloch na Milgasii. Obawiam się, że ten tutaj delikwent był od tamtego potężniejszy - mruknęła. Sprawdziła, czy obiekt rzeczywiście został unieszkodliwiony. Jeśli tak to mogli wracać do Wybranki Thirel.
Aczkolwiek nie ukształtował żadnych zdolności obronnych poza absurdalnie szybką regeneracją - powiedział Aleks.
Istota faktycznie była martwa. Eksplozja zniszczyła wszystko poza kawałkami jej szkieletu.
- Wygląda na to, że to coś jest martwe. Muszę zebrać siły przed kolejną taką imprezą, więc możemy zgłosić co i jak Adeli - powiedziała.
- Jasne - Aleks otworzył dalekodystansowy portal z powrotem do stolicy,
Amber spokojnie przezeń przeszła. Rozejrzała się już na miejscu.
Byli znów w tej samej sali. Wilczysko dalej tam spało, aczkolwiek Adelajdy tu nie było.
Amber w postaci bestii ruszyła szukać tropu elfki.
Znalazła ja chwilę później w jednej z trzech świątyń. Prowadziła szkolenie,
Wilkołaczyca trochę się zdziwiła, bo elfka miała zdaje się przygotowywać się do defensywy na wypadek wpadnięcia tu całej zgrai istot Skazy. Chyba, że tak właśnie wyglądało jej przygotowanie... Przysiadła sobie w widocznym miejscu tak by Adela ją zauważyła. Zresztą stukania pazurów u łap na posadzce nie dało się nie słyszeć.
Dopiero po chwili stało się jasne, ze te ćwiczenia polegały na.. wskrzeszeniu. Adelajda właśnie nauczyła swoich uczniów wskrzeszać poległych na dystans. Amber wydedukowała to, śledząc tor energii pochodzącej od uczniów elfki.
Adelajda odetchnęła i podeszła do Amber.
- Po eksplozji można by sądzić, ze odnieśliście sukces... jest tak w istocie? - zapytała.
- Stwór którego ubiliśmy przypominał węża. Był niedokończony... I w sumie dobrze się stało bo zapowiadał się na potężniejszego od Molocha, którego ubiliśmy na Milgasii. Obawiam się jednak, że będziecie musieli zaktualizować chwilowo swoje mapy - mruknęła. Kobieta uniosła brew i spojrzała na Amber.
- Wysadziliśmy przez przypadek kawałek waszych gór - bąknął Aleks.
Adelajda uniosła brew... i parsknęła śmiechem.
Amber rozłożyła bezradnie łapy.
- Tak czy inaczej teraz możemy spodziewać się kontry - powiedziała kobieta. - Jeśli to przetrwamy to bezie już raczej z górki.
- Skaza nie zadbał o należytą obronę swojego nowego tworu wobec czego zmitrężył sporo energii na jego utworzenie - powiedziała. - Energii, która poszła na marne, bo stwór nie żyje - mruknęła. - Założenie jest więc takie, że czego by teraz nie wysłał nie zdoła dorosnąć skalą temu co posłał na Milgasię, ale dla bezpieczeństwa zakładajmy, że jest w stanie uderzyć co najmniej tak samo - mruknęła. - Tylko, że w pierwszej kolejności muszę coś zjeść i wypocząć - mruknęła. - Na ładunek wybuchowy zużyłam sporo energii... - dodała.
- Proponuję ci iść do pałacu i w podziemi jest artefakt służący do regeneracji energii. Po prosty usiądź na jednym z foteli i odpocznij. Na oko w pół godziny będziesz w pełni sił - powiedziała kobieta.
- To będzie wymagało zmiany gabarytu - mruknęła wilkołaczyca zmieniając postać na ludzką. Skrzywiła się, gdy odezwał się jej żołądek z pretensjami dotyczącymi zaniedbania.
- Najpierw chodźcie na wieczerzę w takim układzie - powiedziała Adela, słysząc komentarz ze strony żołądka wilkołaczycy, po czym poprowadziła ich na zewnątrz, a stamtąd do pałacu.
Amber ruszyła za Adelą. Przy okazji zmiany postaci rozglądała się ludzkimi oczami. Lepiej rozróżniały kolory no i widzenie obuoczne było lepsze niż u wilka.
Budynki były co najmniej ciekawe. Były mniej toporne niż te na Milgasii, ale wydawały się też delikatniejsze... milsze dla oka, łatwiejsze do zniszczenia.
Dotarli do sporej sali, gdzie wilkołaki dostały pieczeń z wołu...
Amber bez skrępowania pożarła tyle ile dała radę bez doprowadzania się do stanu przejedzenia. Nauczyła się już wyczuwać granicę swoich możliwości. Nie chciała się obeżreć do nieprzytomności a jedynie najeść. Co nie zmieniało faktu, że jako wilkołak miała bardzo pojemny żołądek co przy jej ludzkim gabarycie robiło piorunujące wrażenie. Szczególnie na istotach nieuprzedzonych o tym, że była wilkołakiem. Gdy się najadła westchnęła zadowolona.
Wół jak był tak znikł. Aleks też się najadł i był zadowolony. Adela odeszła, nim Amber zaczęła jeść, ale wpierw wskazała jej kierunek do regeneratora. Udała się do innego miasta sprawdzać stan przygotowań.
Wilkołaczyca udała się więc do regeneratora. Ciekawa była co też to było takiego... I czy zadziała jak trzeba w jej przypadku...
Niewielka okrągła sala zawierała dwa fotele i sporą niebieska kulę pośrodku. Kula miała w sobie sporą ilość energii wody, ale energia ta przepływała w kuli w dość dziwny sposób. Amber nie dała rady zidentyfikować metody jej działania.
Dziewczyna ulokowała się w fotelu i obserwowała to co działo się w tej kuli. Analizowała też czy następują jakieś zmiany w jej własnej energii...
Energia wody jakby wniknęła w nią i przyspieszyła znacznie tempo regeneracji.
Amber pozwoliła więc sobie na chwilę relaksu. Potrzebowała nieco odpoczynku. Po tym czasie będzie mogła zająć się resztą roboty w tym miejscu. Ciekawa była co też Skaza wymyśli.
Po połowie godziny Amber faktycznie czułą się jak nowo narodzona.
Gdy wyszła z sali dowiedziała się, ze Aleks udał się rozejrzeć, celem rozstawienia "punków szybkiego ostrzegania" jak to nazwał...
Amber postanowiła się w takim razie rozejrzeć po okolicy. Może da radę znaleźć coś interesującego. Czy to coś do obejrzenia czy też coś do ubicia.
Okolica okazałą się czysta, przy czym warto zaznaczyć, ze wszystkie tereny, nawet te niedawno odbite były już w znacznym stopniu zregenerowane. Dość rzec, ze przy linii frontu już zaczynał rosnąć las... paręnaście pojedynczych drzewek, ale jednak...
Amber obserwując drzewka zastanawiała się czy taką właściwość ma moc wody, czy też na wszystkich kontynentach przyroda będzie się tak regenerowała. Niestety na Milgasii zbliżała się zima, więc Amber nie liczyła na to, że przed wiosną się o tym przekona... Westchnęła marząc o odrodzeniu wspaniałych lasów Milgasii...
W pewnym momencie Amebr poczuła, ze coś łaskocze ja po łydce...
Amber zerknęła niżej, odruchowo odsłaniając zęby. Reagowała instynktownie gotowa ugryźć.
Wyglądało na to, że źdźbło trawy rosnąc wlazło za nogawkę Amber.
Wilkołaczyca się zdziwiła. Usunęła nogę tak by źdźbło jej nie łaskotało i przyjrzała się trawce. Potem zerknęła na drzewka. Jej zdumienie i zachwyt nie miały końca. Westchnęła trochę smutno. Obawiała się, że Milgasii zajmie znacznie więcej czasu odrodzenie się po przejściach jakie były udziałem jej kontynentu...
Drzewka zdały się o jakieś pół metra wyższe, niż przed chwilą. Wszystko rosło tu jak na drożdżach...
Wilkołaczyca westchnęła ponownie. Marzyła o tym by na Milgasii tak szybko przyroda się odrodziła. Ale nie wiedziała czy to właściwość tych roślin czy raczej energii związanej z Wybranką Thirel.
Drzewka zdały się o jakieś pół metra wyższe, niż przed chwilą. Wszystko rosło tu jak na drożdżach...
Wilkołaczyca westchnęła ponownie. Marzyła o tym by na Milgasii tak szybko przyroda się odrodziła. Ale nie wiedziała czy to właściwość tych roślin czy raczej energii związanej z Wybranką Thirel.
Las nie mógł jej dać na to odpowiedzi, ale zawsze mogła zapytać Adelajdy. Po chwili do Amber dołączył Aleks. Wyszedł z utworzonego w pobliżu portalu.
- No dobra, jeśli Skaza uderzy to będziemy wiedzieć o tym z wyprzedzeniem - powiedział
- Patrz na to - Amber wskazała Aleksowi drzewko.
- Mhm... - Aleks zaczął patrzeć. - Co z nim? – zapytał się.
- Patrz nie gadaj - mruknęła.
Aleks patrzył.. i patrzył...
- O w mordę - mruknął.
- Właśnie - powiedziała Amber. Westchnęła. - Chciałabym by tak się dało na Milgasii - bąknęła.
Aleks przyjrzał się roślinie.
- Trzeba poprosić Adelajdę o taki deszcz jaki tu spuściła - powiedział,
- Jeśli to jej deszcz takie cuda zdziałał to ja taki chcę na całym kontynencie - bąknęła.
- To jedna z jej zdolności zapewne. porozmawiajmy z nią jak się spotkamy - zasugerował Aleks.
- Mam taki zamiar - powiedziała. - Tylko, że w tej chwili jest zdaje się zajęta w innym mieście - mruknęła.
- Wiecznie tam nie bezie.. możemy też teleportować się tam, poczekać aż będzie wolna i zapytać wtedy - zauważył Aleks.
- No to otwieraj portal - mruknęła.
Aleks skinął głową i otworzył portal po paru sekundach skupienia.
Wilkołaczyca przeszła przez portal i po przejściu rozejrzała się wokół.
Byłą w sporym pomieszczeniu, w którego odległym krańcu stałą Adela i lądowała jakiś przedmiot mocą. Koło przedmiotu stało też dwóch kapłanów i kapłanka.
Amber nie chciała im przeszkadzać więc zmaterializowała sobie fotel z negatywnej energii i na nim usiadła czekając aż skończą...
Aleks oparł się oń łokciem. Adelajda skończyła dość szybko i obejrzała się by dostrzec wilkołaki.
- O... coś nie tak? - zapytała, podchodząc.
- Jak sprawiłaś, że roślinność tak szybko u ciebie rośnie - spytała Amber z zaciekawieniem w głosie.
- To efekt uboczny, gdy zsyłam deszcz, który powoduje szybkie gojenie ran, to ma właśnie taki wpływ na rośliny - odparła kobieta.
Amber skinęła głową.
- Jak posprzątamy Skazę ześlesz nam taki deszcz na Milgasię? - spytała. Nie udało jej się ukryć delikatnej nuty nadziei w głosie.
- Mogę, ale nie w najbliższych dniach. Taki deszcz na całym kontynencie będzie trudny do zesłania... - stwierdziła.
- Ogólnie interesują nas chyba tylko zniszczone tereny, te, które już się trzymają nie wymagają dodatkowego wzrostu... nie? - zapytał Aleks.
- Chodzi o te tereny, które zostały przez Skazę spalone do gruntu... - powiedziała. Zaraz odżyły wspomnienia - Amber przypomniała sobie co działo się na terytorium jej watahy. Cały las został wtedy zrównany z ziemią wraz z jego mieszkańcami...W piersi wilkołaczycy pomimo ludzkiej formy wezbrało warczenie.
- Da się zrobić, tylko musicie coś posiać... - bąknęła elfka.
- Nasion nie braknie. Są tereny na których wciąż rosną drzewa. Zebranie ich nasion przy pomocy mieszkańców kontynentu nie powinno stanowić problemu. Problem stanowi tylko skłonienie tych nasion do wykiełkowania - powiedziała Amber usilnie starając się zapanować nad głosem, który zrobił się niebezpiecznie niski. Wstała gwałtownie, poirytowanym ruchem dłoni zmieniając zmaterializowany fotel w czarną mgłę i zbierając energię. Ten krótki wybuch agresji z jej strony pozwolił jej się opanować.
- Dobra, dajcie znać gdy będziecie gotowi, lepiej by było sprowadzić deszcz na różne tereny po kolei, zrzucenie go na raz na cały kontynent byłoby wyczerpujące - powiedziała Adela.
- Zrozumiałe. Wpierw skończymy to co obiecaliśmy - mruknęła. - Jakieś wieści o ruchach Skazy po naszej akcji? - spytała.
- Na razie nie. Jeśli przeszedł do obrony, to zajmiemy się odbijaniem wysuniętych terenów i umacnianiem pozycji. Na razie wszystko wskazuje, ze właśnie tak zrobi. Jeśli do jutra nie zaatakuje to chyba będziecie mogli wrócić do siebie - stwierdziła.
- Tak po prawdzie i tak mogę tropić i niszczyć Skazę i jego przyczółki na całym świecie - mruknęła Amber. Spojrzała poważnie w oczy Adeli, przy czym w ludzkiej formie od większości istot była niższa. Mimo to spojrzenie jej oczu było teraz przerażające. - Nie wiem jaki cel przyświecał bogini Azariel, gdy mnie wybierała. Nie wiem co zdecydowało, że padło akurat na mnie... Wiem, że mam wobec niej olbrzymi dług i że nie spocznę póki Skaza istnieje - powiedziała. Zastanawiała się czy Carmen już znalazła drogę do skarbów związanych z Azariel, które ukryte były pod Milgasią...
- Ymm... Azariel to bogini zemsty, nie? - zapytała elfka.
- A Amber ma się za co mścić – stwierdził Aleks.
- Widać.. - skwitowała elfka.
- Skaza zrównał z ziemią wiele lasów, wymordował wiele watah... W tym moją. Zmusił do ucieczki te watahy, które uniknęły pogromu. Ale nawet wśród nich od ran i z głodu zginęła większość osobników... Po całej Milgasii szwędały się dusze pragnące śmierci - powiedziała. - Azariel dała nam wszystkim nadzieję na dokonanie zemsty za wszystkich naszych bliskich - mruknęła ponuro. - By wilkołaki wróciły i nie zginęły pierwszej zimy z powodu głodu i niewielkiej liczebności musimy mieć nadzieję, że po wszystkim zgłoszą się do nas ludzie, którzy będą chcieli przejść przemianę w wilkołaka i że narodzi się wiele szczeniąt, a zwierzyny nie braknie... W przeciwnym razie będziemy powoli umierać - dodała.
- Zawsze możecie się skontaktować z wilkołakami z innych krain. U nas ich nie było w ogóle - powiedziała Adela.
- Udało nam się zebrać uchodźców z innego świata, wśród których było dużo wilkołaków. Udało nam się sprowadzić z wyspy spoza Milgasii pełną, doskonale zgraną i zorganizowaną watahę. Ale to niewielkie liczby w porównaniu do tego co mieliśmy na kontynencie - westchnęła. - Pamiętaj, że wraz z lasami ginęła zwierzyna... W tej chwili na Milgasii jest nas tyle, że zmieścimy się wszyscy w jednym budynku - dodała smutno.
- O zwierzynie to musiałabyś porozmawiać z wybrańcem Tyris - powiedziała elfka.
- Moce życia to jego działka. Już mu nieco pomogłam wcześniej, gdy miałam chwile spokoju, więc teraz będę mogła liczyć na jego wsparcie w tej kwestii zapewne. Mozę ty też zapytaj go o jakaś przysługę...
- Będę musiała. Z jego entami bardzo przyjemnie się współpracowało. Ty miałaś najtrudniejszą sytuację, dlatego zjawiliśmy się u ciebie w pierwszej kolejności. Jeśli i on będzie potrzebował pomocy, to i jego wesprzemy. Jesteśmy mistrzami rozgrywania bitew z zerowymi stratami po naszej stronie - mruknęła. Jakby nie patrzeć była to prawda. Wszyscy zabici wstawali jako Revenanci...
- My dajemy radę wskrzeszać poległych na szczęście. Podobnie jak wierni Tyris i Luvionie. Nieco gorzej maja Ezehialici... - mruknęła elfka.
- Wskrzeszanie poległych musi być bardzo wyczerpujące. Ma wiele zalet, w to nie wątpię. Wręcz przeciwnie, zachwyca mnie taka perspektywa - powiedziała Amber. - Ale czy do tego nie potrzebujesz całego ciała poległego? - spytała.
- My i wyznawcy Luviony - tak. Wyznawcy Tyris - nie. W sumie to potrzebujemy tylko części tego ciała - odparła elfka.
- Ja wzmacniam moich ludzi przed bitwą. Cała armia licząca ponad 20 000 walczących dostaje moc Azariel. Każdy z walczących idzie tam we własnym imieniu i w imieniu swoich bliskich. Pół tysiąca Revenantów, których widziałaś to wszyscy, którzy odnieśli śmiertelne rany w trakcie potyczek ze Skazą. Niemal całkowite spalenie, odrąbane kończyny, zmiażdżone kości... Te wszystkie urazy zasklepia negatywna energia i przywraca ich do życia jeśli tylko pragnienie zemsty jest w nich wystarczająco silne. Moi Revenanci zawdzięczają ci możliwość wrócenia do żywych. Kryształ który mi dałaś, gdy po raz pierwszy poprosiłam cię o pomoc, sprawił, że odzyskali to co odebrała im ożywiająca ich nienawiść. Będą mogli wrócić jako żywe i czujące istoty do społeczeństwa - powiedziała. - Nie są już Revenantami, są czymś więcej - dodała. Zamilkła.
Elfka uśmiechnęła się.
- To dobrze. W ten sposób za poświecenie jest nagroda, nie kara - westchnęła.
- Dobrze, ja jeszcze muszę odwiedzić jedno miasto...
Dziewczyna skinęła głową.
- My będziemy śledzić ruchy Skazy. Ciekawe czy ten matoł zdecyduje się teraz ruszyć, czy jednak będzie się fortyfikował - mruknęła.
- Do jutra pewnie się okaże - odparła Adelajda.
- Nie mam nic przeciwko skopaniu mu dupy po raz kolejny - poruszyła palcami dłoni, która w trakcie trwania ruchu przemieniła się w szponiastą łapę bestii.
- Niewątpliwie... tymczasowo jednak czeka nas noc - powiedziała elfka.
- Rozstawiłem punkty alarmowe. W razie czego wyślą widoczny sygnał w powietrze... i do mojego umysłu - powiedział Aleks.
- Zawsze jeszcze mogę wzmocnić mury miejskie w razie gdybyśmy musieli się obwarować i bronić - zaproponowała Amber.
- Już wzmocnione - powiedziała elfka i uśmiechnęła się znów.
- W sumie wzmacnianie murów to pierwsza rzecz, którą się robi, gdy zdobędzie się wystarczająco mocy - mruknęła Amber kiwając głową. - Glify-niespodzianki też rozstawiłaś? - spytała.
- Glify? - zapytała kobieta.
- Pułapki detonujące - oparł Aleks.
- Niestety. Nie posiadam takich możliwości - zabrzmiała odpowiedź
- Od której strony obawiacie się najbardziej nadejścia Skazy? Możemy zostawić kilka glifów - mruknęła. Pamiętała jak świetnie się bawiła zastawiając je wokół Azylu...
- Trudno orzec. Ma parę miejsc... i może dowolnie przerzucać siły miedzy nimi - powiedziała Adela i westchnęła, krzywiąc się.
- No to zostawię moje niespodzianki w kilku miejscach. Nie znam twojego terenu więc wskaż mi takie ważne punkty - powiedziała.
- Chodźmy do górnej sali, mam tam mapy - powiedziała elfka.
Amber skinęła głową. Poszła za Adelą.
Dotarli do pokoju i kobieta rozłożyła mapę i zaczęła wskazywać tereny. Jakiś kanion, zachodnie wybrzeże, kilka nizin koło centrum kontynentu i dwa fragmenty gór we wschodniej części.
- Te tereny prawdopodobnie mają portale - powiedziała.
- Może dałoby się te portale zniszczyć lub jakoś dezaktywować? - zastanawiała się Amber.
- Usuwając istoty skazy... - powiedziała Adela.
- Czyli znów teleportacja na miejsce i rzeźnia-niespodzianka? - zapytał Aleks.
- Na to wygląda. Nie mam nic przeciwko urządzaniu rzezi istotom Skazy - powiedziała.
- Nie wygląda mi to na długie zajęcie... to bierzemy się za robotę? - zapytał Aleks, zacierając ręce.
- Tak, spytaj jeszcze proszę Carmen jak jej idzie. Będzie wiedziała o co chodzi - mruknęła Amber rozgrzewając stawy.
Aleks przymknął oczy na chwilę.
- Jest w trakcie znajdowania metod dotarcia do drugiej "sprawy" - odparł Aleks.
- Czyli na razie nic nowego. Bierzmy się za te portale. Im więcej ich zniszczymy tym bardziej uprzykrzymy Skazie żywot - mruknęła.
Aleks skinął głową i przyjrzał się jeszcze raz mapie.
- Zrobimy na początek krótki zwiad? - zaproponował.
- Dobra. Lepiej wiedzieć na czym stoimy zanim się w coś wpakujemy. Mogę... Stać się prawie nie do wykrycia i zdobyć tyle informacji ile się da - powiedziała.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: Świat Pasem: Czas Orłów i Kruków

Post autor: Mekow »

Amanda Jones
Astaria, Unia, Niebiańskie Wichry


Po przeczytaniu listu myśli Amandy błądziły. Jeśli Sotor oberwał, to walka musiała być na naprawdę wysokim poziomie. Zaś fakt, że jutro będzie już zdatny do walki, świadczył o tym, że ich sojusznicy dysponują dobrymi zdolnościami z zakresu leczenia.
Ona tymczasem miała swoje sprawy... może nie tyle swoje, co Astarii, choć jak najbardziej leżące w jej interesie.
Póki co warto było porozmawiać z zastępcą Sotora, którego imię przeczytała w liście jeszcze kilka razy, aby je zapamiętać. Nie tracąc więcej czasu otworzyła drzwi.
Natknęła się na plecy Nachtrinrotha, który obejrzał się.
- Witam. Już na nogach? - zapytał.
- Tak - odpowiedziała z uśmiechem Amanda. - Mamy dość napięty grafik, ale chciałabym zrobić dziś jak najwięcej. Powiedz mi proszę, czy są jakieś nowe wieści?
- Tymczasowo brak - odparł elf. - Po akcji na Milgasii wszystko jest w zastoju.
- Czyli mamy chwilę wytchnienia. Ale Skaza się będzie uczył i uderzy jakoś inaczej - głośno zastanowiła się Amanda.
- Ale lepiej weźmy się do roboty. Mamy parę spotkań i rozmów. Chcę też oczyścić tyle ziemi ile się da i jeśli starczy mi sił naładować kilka osób mocą.
- Nie znam twoich planów wiec prowadź - powiedział Elf.
- Najpierw zejdźmy na dół, jeśli będzie ktoś z moich pierwszych sześciorga uczniów to nam pomogą. Zawiadomię też Aine Amirę - powiedziała Amanda.
Oboje ruszyli na dół, do sali głównej Akademii Aramona.
- Pierwsi Uczniowie pomagają w defensywie na Szczurzych Polach z tego co wiem - powiedział elf.
- Aha, to ich nie będzie. Ale zejdźmy, zobaczymy jak sobie radzą pozostali, a może ktoś będzie czegoś potrzebował.
Pora śniadania już minęła, więc większość uczniów była na salach treningowych, kombinowała z nowymi zdolnościami i usprawnianiem użytkowania energii.
Amanda pojawiła się tylko na chwilę, aby zobaczyć jak im idzie. Nie chciała niczego, ale dała im możliwość zawołania, gdyby oni chcieli czegoś od niej.
Jednocześnie otworzyła lusterko, aby porozmawiać z Aine.

Amanda pojawiła się w sali głównej tylko na chwilę, aby pokazać się uczniom. Nie chciała niczego, ale dała im możliwość zawołania, gdyby oni chcieli czegoś od niej. Nie miała dość czau na chodzenie po salach ćwiczeń i podpatrywanie postępów. Za dużo było tam pomieszczeń i osób.
Jednocześnie otworzyła lusterko, aby porozmawiać z Aine, a ta odebrała po krótkiej chwili. Tym razem Amanda dostrzegła w tle budynek o znanej jej architekturze z Zakazanego Miasta.
- Witaj Amando - powiedziała dżin.
- Witaj Aine. Możesz nas przetransportować? - powiedziała Amanda i uśmiechnęła się do rozmówczyni.
- Dzisiaj jestem zbyt zajęta, nie mogę, ale Argena pójdzie z wami. Powinna być już w poczekali.
- Aha - odpowiedziała w pierwszej chwili Amanda. - Wolę twoje towarzystwo - zaczęła z pełnym wyrazem szacunku - ale dobrze, niech będzie - dokończyła wypowiedź.
- Dostrzegłam, że Argena coś przedemną ukrywała, ale z pewnością nie masz się czego obawiać - powiedziała jeszcze Aine.
- Dziękuję. Zawiadomię jak poszło - powiedziała Amanda i uśmiechnęła się.
- Będę wyglądać wieści - odparła Aine.
Zaraz potem kobiety pożegnały się uprzejmie i Amanda zamknęła lusterko.
- Jeśli potrzebujesz portalu to ja powinienem sobie poradzić. Chyba, że ta Argena jest nam do czegoś potrzebna - mruknął elf.
- Sama nie wiem... - Amanda zastanowiła się przez chwilę. - Weźmy ją. Damy jej jakieś zadanie do wykonania. Przyda się - powiedziała po chwili.
- Wedle uznania - odparł elf i założył ręce za plecami, czekając na to aż kobieta ruszy przodem. Widać słabo znał to miasto.
Amanda nie tracąc czasu ruszyła w odpowiednim kierunku.
- Potrafisz otworzyć portal w dowolne miejsce? Nawet jeśli nigdy tam nie byłeś? - spytała po drodze.
- Owszem, pod warunkiem, ze ktoś tam był, lub potrafi wskazać mi miejsce na mapie.
- Rozumiem - powiedziała. Szli w ciszy przez parę minut, aż Amanda postanowiła podpytać się o pewną sprawę.
- Działo się coś jak byłam nieprzytomna? - spytała.
- Nic szczególnego - odparł elf.
- A skąd te ślady krwi w moim pokoju? - spytała zadziornie, spoglądając na elfa.
- Jacyś samobójcy - Nachtrinroth wzruszył ramionami.
Amanda zachichotała cicho. Tak naprawdę nie dowiedziała się co się stało, ale jeśli elf aż tak to zbagatelizował, to nie było powodów tego roztrząsać.

W końcu doszli do poczekalni, gdzie na wygodnej kanapie dobrze zbudowana i niezwykle ładna brunetka siedziała obok jakiegoś osiłka w czarnej zbroi skórzanej. Wyglądało na to, że się dogadywali, ale gdy tylko kobieta dostrzegła Amandę i Nachtrinrotha, wstała i podeszła do nich. Nie zważała przy tym na to, że mężczyzna z którym rozmawiała był w połowie zdania.
Amanda nie potrafiła tego wyjaśnić, ale dostrzegła, że mają do czynienia z demonem, a nie zwykłą ludzką kobietą. Moc Aramona sprawiła, że widziała więcej i nie był to już pierwszy taki przypadek. Było to dziwne, ale przyjemne uczucie.
- Witajcie - powiedziała Argena.
Amanda odpowiedziała skinieniem głowy.
- Witaj - powiedział Nachtrinroth i również skinął głową.
- To ruszajmy - powiedziała dziarsko Amanda. - Na początek pod Ul.
Argena nie tracąc czasu otworzyła pomarańczowy portal rozmiarów szerokich drzwi, ale kształtem przypominający wydłużone jajko.
- Fajna sztuczka - powiedział siedzący na kanapie mężczyzna i szybko wstał z miejsca. - To kiedy się spotkamy skarbie? - dodał.
- Jak ci się przyśnię, gamoniu - odpowiedziała jadowicie Argena.
Amanda zaśmiała się rozbawiona i pokręciła przecząco głową. Nie tracąc czasu ruszyła do portalu.
- Urocze - skwitował elf, przekraczając portal razem z Amandą.


Amanda Jones
Astaria, Państwo Czarnych Elfów, okolice Ula


Pierwszym wrażeniem jakie odnosiło po przejściu przez portal, był odgłos brzęczenia setek pszczelich skrzydeł. Koło nich nie było żadnych pszczół, ale odnosiło się wrażenie, jakby te latały dookoła głowy.
Byli około kilometr od Ula, ale widzieli go dość dobrze i z ten pewnością robił wrażenie. Ul był jakby zawieszony w powietrzu, kształtem przypominał grubą beczkę z wąskimi końcami, zaś rozmiarami wielki budynek z licznie umieszczonymi, dużymi oknami w kształcie sześcianów.
- Hmm, wiec jakie plany masz co do tego miejsca? - zapytał Nachtrinroth, patrząc na Amandę.
- Skaza tu nie dotarła, ale Ul trzeba dobrze zabezpieczyć na taką ewentualność - odpowiedziała Amanda.
- Wedle uznania - powiedział elf. - Jestem w stanie jakoś pomóc?
Amanda zastanowiła się przez chwilę, a w tym czasie Argena przeszła przez portal i ten się za nią zamknął.
- Nie bardzo wiem jak to zrobić. Może jakaś bariera anty-Skazowa - odpowiedziała zamyślona Amanda. Kolejny rzut oka na Ul wystarczał, aby zdać sobie sprawę z wielkości problemu.
- Strażnik by się przydał. Znam akurat kogoś do tego - wtrąciła Argena.
- Kogo? - spytała szybko Amanda.
- Areus by się nadał - odparła demonica. Amandzie przemknęło przez myśli jelenie bóstwo. Spotkała go po tym jak spotkała Sotora. - Rozmawiałam z kilkoma... pomniejszymi bóstwami i część z nich jest bardziej niż skłonna do współpracy - kontynuowała Argena.
Amanda zastanowiła się przez chwilę. Przydałaby im się ich pomoc, ale Sotor był im przeciwny... choć ona sama nie rozumiała dlaczego.
- Co o tym sądzisz? - Amanda spytała Nachtrinrotha.
- Jak uznają wyższość Aramona to nie ma problemów. Aczkolwiek na Milgasii wzmocnienie murów mocą przyniosło nadzwyczaj dobre efekty. W przypadku mocy Aramona mogłoby zapewnić im nawet regenerację... - powiedział Elf.
- Tutaj mury nie będą konieczne - powiedziała łagodnie Amanda. - Teren jest bezpieczny, wystarczy tylko drobne zabezpieczenie - dodała z uśmiechem.
- Wiec trzeba zgromadzić tych chętnych do pomocy pomniejszych bogów i wytłumaczyć im jak sprawa wygląda - powiedział elf.
- Dobrze powiedziane - podsumowała Amanda. - Umówisz ich na spotkanie? - zwróciła się do Argeny.
- Nawet na dzisiejsze popołudnie - odparła demonica.
- Dobrze... To sprawę zabezpieczenia Ula będziemy mieć załatwioną - podsumowała Amanda. - Ale pomówmy jeszcze z jego opiekunami, żeby się tak nie martwili - zasugerowała jeszcze.
- Ula i paru innych miejsc, w końcu skoro jest wielu pomniejszych bogów to mogą obstawić wiele miast... - zauważył elf, idąc za Amandą w stronę głównego budynku.
Amanda zastanowiła się chwilę.
- Na kogo możemy liczyć? - spytała Amanda.
- Areus, Enkelia, Kalamies. Kissa-Koira, Unelia, Kellosepp i Kaarm - Argena wymieniła imiona siedmiu pomniejszych bogów. - Może będzie ktoś jeszcze, nie wiadomo - dodał.
Amanda była bardziej niż zadowolona. Z pewnością przydadzą się w walce ze Skazą... Oprócz tego, Amanda nigdy by nie przypuszczała, że bogowie o których słyszała od dzieciństwa będą dla niej pracować.
Tymczasem doszli do budynku opiekunów. Ale nie musieli pukać, gdyż drzwi otworzono gdy tylko tam podeszli.
Rozmowa z czarnymi elfami, którzy opiekowali się Ulem i pozyskiwali Miód, nie trwała zbyt długo. Amanda obiecała przysłać pomoc, która zapewni bezpieczeństwo Ula - obiektu tak wiele znaczącego dla ekonomii Astarii.
Amanda zastanawiała się jeszcze, dlaczego Aria nie odbyła tej rozmowy już wcześniej, ale nie zamierzała roztrząsać z nią tej kwestii. Po opuszczeniu gabinetu w którym rozmawiali, nie mieli czasu do stracenia.
- To teraz na Wyżynę Troli - oznajmiła Amanda, spoglądając pytająco na Nachtrinrotha.
- Można i - powiedział elf. - Tam linia frontu jest krótsza - dodał.
- Zobaczymy jak Trole sobie radzą i wesprzemy je. A potem jak będziemy mogli sobie na to pozwolić, pójdziemy na Szczurze Pola i tam już pewnie zabawimy na dłużej - powiedziała Amanda.
- A gdzie konkretnie? - powiedziała Argena.
Amanda wyciągnęła mapę ofiarowaną jej przez Sotora. Zastanawiała się przez chwilę, czy nie udać się na linię frontu, tam gdzie zachodnie ostrze Wideł łączyło się z zajętym przez Skazę terenem. Podjęła jednak inną decyzję.
- Najlepiej na Wzgórze Spotkań - powiedziała. Spojrzała na elfa. - Stamtąd widać pół wyżyny i wszystko zobaczymy, a Trole na pewno utworzyły tam punkt dowodzenia, więc od razu z nimi porozmawiamy - powiedziała z uśmiechem.
Tymczasem Argena otworzyła portal i nie tracąc czasu cała trójka przeszła przez niego.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
ODPOWIEDZ