[The Elder Scrolls]: Wiek cudów.

To jest miejsce, w którym przeprowadza się wcześniej umówione sesje.
Wilkojapko
Marynarz
Marynarz
Posty: 222
Rejestracja: piątek, 12 listopada 2010, 00:30
Numer GG: 10499479

Re: [The Elder Scrolls]: Wiek cudów.

Post autor: Wilkojapko »

Kompania przemoczonych, obskubanych przez kraby frustratów.


Po długiej, burzliwej wymianie zdań, obserwowanej czułym okiem krabiej nawały, osobliwa kompania zdecydowała się jednak ruszyć przed siebie.
Kraby powoli, acz nieustępliwie zbliżały się do nóg.
Poruszały się w milczeniu, we właściwy im, chimeryczny sposób, przywodzący na myśl bardziej dwemerowe nakręcane zabawki, niż żywe istoty.
Blade światło księżyców odbijało się wich wilgotnych, szarobrunatnych pancerzach
Niektóre były na tyle małe, że dopełniały życia w żałosnej chwili wypełnionej jedynie odgłosem trzasku pękającego pancerzyka i mlaśnięciem buta o dno.
Inne, dzielnie wczepione w buty wymagały strząsania. Jeszcze inne. O szczypcach długich na pół łokcia - potężnego kopniaka.
Największe, sięgające kolan kraby wciąż mozolnie podążały w waszym kierunku.


Wasze buty powoli zamieniały się w skórzane ochłapy.

Na szczęście, nawet brodząc, mieliście znaczną przewagę szybkości nad swoimi milczącymi prześladowcami.

Bardziej niepokoił was stan Lucuisa. Szedł przed siebie, z nieobecnym, mętnym spojrzeniem... Dziwnie odbijał światło... Vorionowi zdawało się, że jego postać drga.
Cesarski nie reagował na bodźce. Rzęził cicho, jednostajnie, śpiewnie.
O dziwo kraby nie zbliżały się do niego.

Wyszliście z wody na wysepkę. Była to dość wysoka skalna wysepka, otoczona szarą piaskową plaża i wieńcem trzcin mokradłowca. Na tej wysepce nie było ptaków.
Poczuliście, że coś było nie w porządku. Mniejsze kraby po prostu zatrzymały się w pewnym punkcie, gdzie ich ścieżka przecięła jakąś niewidzialną linię. Usłyszeliście ponad wami ruch. Na wzniesieniu, stanowiącym rdzeń wysepki poruszył się płaski, pokryty wodorostami i pąklami głaz.
podniósł się wysuwając sześcioro potężnych, pancernych odnóży i przerażające kleszcze.
Bestia wyglądała jak typowy krab błotny, charakterystyczny dla prowincji Morrowind. Chronił ją szary pancerz pokryty mchem, pąklami i wodorostami. Jej oczy, zdawały się w swojej bieli czystsze, ostrzejsze od oczu pozostałych krabów. Od pobratymców różnił ją głównie rozmiar. Poczwara sięgała do pasa Thrawynowi. Typowy dla krabów Vardenfell oręż - bardziej przypominający tasakowate szczęki niż szczypce, miał długość i grubość solidnego, męskiego ramienia. Krab odwrócił się powoli, obracając całe ciało powolnym, pełnym złowieszczej, mechanicznej gracji ruchu.
Na ewentualne pytania, o typowość takiego spotkania odpowiedziały wytrzeszczone w ciężkim szoku oczy Dunmera.
Stwór zaczął zbliżać się do was, stukając donośnie odnóżami o gołą skałę.
Może to wasza wyobraźnia, wasz strach, albo omamy wywołane zmęczeniem, ale otaczający was krabi legion zdawał się wybijać szczypcami dzikie, upiorne stacatto.
Vorionowi wydało się, że nieruchomy, otępiały Lucius sam wibruje w jego rytm.
"I have whirled with the earth at the dawning,
When the sky was a vaporous flame;
I have seen the dark universe yawning
Where the black planets roll without aim"

H.P.Lovecraft - Nemesis
the_weird_one
Mat
Mat
Posty: 407
Rejestracja: sobota, 22 listopada 2008, 21:34
Numer GG: 6271014

Re: [The Elder Scrolls]: Wiek cudów.

Post autor: the_weird_one »

Vorion Lareantil

Altmer nieco orzeźwił się na widok monstroualnego zwierzęcia, a jeszcze bardziej ocucił go wyraz twarzy Dunmera na ten sam widok. Odciągnął pochwę od pleców i przesunąwszy do boku wyciągnął ostrze dwuręcznego miecza, trzymając je na razie w równowadze, wysoko, próbując kontrolować oddech i stając dwa kroki przed towarzyszami.
- Chroń tego głupca! - ruchem głowy wskazał Luciusa.
- A ty, Dunmerze, pomóż mi, jeżeli masz jakikolwiek pomysł! - pochylił ostrze, opierając ciężar na lewej ręce, której dłonią chwycił rękojeść wyżej, ustawiając się bokiem do kraba i oddzielając go od nich ostrzem. Obawiał się, że zwierzę... to coś może spróbować chwycić je szczypcami, wtedy będzie musiał je szybko podnieść. Z drugiej strony będzie to okazja do cięcia w szczypce, a jak każdy zwierzęcy przeciwnik, krab dysponował tylko bronią będącą częścią jego ciała, i to chitynową, choć grubą, jednak nie metalową. Będzie musiał jednak w pełni wykorzystać mżliwości ostrza i możliwości rąk - nie ośmieli się gwałtownie przemieszczać obawiając się, że zmęczenie nóg w połączeniu ze stanem jego obuwia i podłożem zagwarantuje poślizgnięcie. Wziął głęboki oddech, próbując opanować krótkie drżenie nóg. Z niepokojem obejrzał się na otaczające ich kraby. Miał nadzieję, że inkstynkt powstrzymuje je przed atakiem. Gdyby nastąpiło to równocześnie, mogliby tylko uciekać wodą.
Mało pociągająca perspektywa.
No Name pisze:Podchodzę do norda i mówię:
- Pierwsza zasada klubu walki – nie rozmawiajcie o klubie walki...
No Name
Bombardier
Bombardier
Posty: 676
Rejestracja: środa, 26 marca 2008, 20:41
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków, Bielsko w weekendy i święta. :)

Re: [The Elder Scrolls]: Wiek cudów.

Post autor: No Name »

Tarvyn Viake

"Ci cudzoziemcy są bardziej bezużyteczni niż myślałem. Więcej z nimi kłopotu niż pożytku. Koniec końców i tak trzeba wsiąść sprawy we własne ręce."
Wyszedł na przeciw przeciwnikowi. Spojrzał na altmera wywijającego obok mieczem dwuręcznym i przerośniętego kraba. Tarvyn, w obecnej sytuacji niewiele mógł zdziałać swoim sztyletem i ciętym językiem. Szybko więc sięgnął pamięcią, po czary jakie zdążył się nauczyć u Telvan. Nie było tego za dużo. Do głowy nie przychodził mu żaden, który mógłby zadać jakiekolwiek rany. Do tej pory skupiał się na tych, które pomogłyby mu w poruszaniu się po skomplikowanych wieżach magów: skoki, lewitacja, telekineza...
"Telekineza! To będzie trudne ale może się udać."
- Vorion! Spróbuję go obrócić na plecy. Jeśli się nie uda to trzeba będzie sprawę rozwiązać konwencjonalnymi metodami.
Nie był pewien czy altmer, aby na pewno zrozumiał jego intencje, ale w tej chwili nie miało to znaczenia. Włożył na chwilę sztylet za pas i rozpoczął inkantację czaru. W pełni skupił się właśnie na tej czynności, nie przejmując się na razie krabem, liczył że ten półki co nie zwróci na niego uwagi.
Czar miał polegać na użyciu telekinezy na krabie. Chciał podnieś przód skorupiaka, i wywrócić go do tyłu, tak aby wylądował do góry nogami, tyłem do przeciwników.
"Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!"

May the Phone be with you!
Alien
Kok
Kok
Posty: 1304
Rejestracja: środa, 25 lutego 2009, 16:48
Numer GG: 28552833
Lokalizacja: Police

Re: [The Elder Scrolls]: Wiek cudów.

Post autor: Alien »

Rautard
Redgard zmierzył wzrokiem kraba. "Potężne bydle"- pomyślał- " Nigdy z czymś takim nie walczyłem."
Poprawił uchwyt miecza i zmierzył przeciwnika spojrzeniem mającym na celu znalezienie jego słabego punktu. " Szczypce jak moje ramię, pancerz który ciężko będzie rozwalić, niewesoło."
Odwrócił się do Luciusa i warknął:
- Trzymaj się z daleka!

Dunmer coś kombinował. Do Rautarda doszło coś o przewróceniu kraba na plecy. Chwilę potem zobaczył jak dunmer wykonuje dziwne gesty. "Magia. Mam nadzieję że uda mu się". Z doświadczenie wiedział że magowi nie można przeszkadzać w czasie rzucania czaru. Chciał dać mu czas. Zaatakował kraba- szerokim cięciem wykonanym z ogromnego zamachu chciał uszkodzić mu choć lekko pancerz. Po cięciu miał zamiar odskoczyć do tyłu poza zasięg szczypiec kraba.
00088888000
Wilkojapko
Marynarz
Marynarz
Posty: 222
Rejestracja: piątek, 12 listopada 2010, 00:30
Numer GG: 10499479

Re: [The Elder Scrolls]: Wiek cudów.

Post autor: Wilkojapko »

Przemoknięta skubana przez kraba kompania frustratów

Przybysze rzucili się błyskawicznie na prastarego kraba.
Jako pierwsze świsnęło ostrze Altmera. Długość miecza i ramion Elfa wysokiego rodu dawały bezpieczny, zasięg rażenia. Potężne uderzenie huknęło prosto na pancerny tułów bestii. Rozległ się głuchy huk, przywodzący na myśl rąbane drewno. W górę poszybowały pąkle i zaschnięte wodorosty. Bestia nawet nie drgnęła. Całą siłę ciosu zamortyzowało sześć solidnych odnóży.

Vorion cofnął się, odrzucony do tyłu, niczym osoba, która przed chwilą z całej siły trzasnęła bronią o skałę. Wykonał kilka niewładnych kroków do tyłu, nim opanowawszy odrzut, wsparł się na mieczu, powstrzymując tym samym upadek.

Redgard dzielnie obskakiwał bestię, kąsając ją zamaszystymi cięciami swej szabli. Niektóre zostawiały rysy w potężnym pancerzu stawonoga. Ba! Niektóre nawet odrywały drzazgi skorupy. Bestia jednak, nawet nie reagowała na ciosy wymierzone w sztywny, gruby pancerz. Obrała taktykę.

Zaczęła napierać na Voriona, spychając go nieubłaganie w stronę morza, umiejętnie blokując wszelkie próby jej wyminięcia. Wysepka była zbyt ciasna. Altmer coraz wyraźniej słyszał za plecami wrzawę krabiego tłumu, który najwidoczniej cierpliwie czekał, aż wielki, szary krab zepchnie mu pożywienie.

Dunmer postanowił uciec się do sztuk magicznych. Medytował, zbierał energię...
W głębi duszy, czy może rozsądku wiedział, że porywa się na sztukę daleko ponad swoje siły. Cały umysł młodego elfa pulsował... energią, siłą ruchem. Jego czerwone oczy przebrzmiały. Na jego czoło wystąpił zimny pot.
W skupieniu wcale nie pomagał Lucius, podrygujący w rytm wystukiwany przez kraby, bredzący coś niezrozumiale w kierunku niebios...
Kraby przyspieszały postukiwanie, w miarę, jak Vorion tracił grunt pod nogami.
Dzielnie odsuwał od siebie szczęki kraba, lecz nie był w stanie podjąć inicjatywy. Bestia napierała jednostajnie i nieubłaganie. Altmer, stał już w rozwartych szczękach kraba.
Redgard rąbał bez wytchnienia, próbując odciągnąć uwagę potwora... niestety bezskutecznie.
Stacatto wybijane przez kraby przybrało mordercze tępo, idealnie ilustrując rosnącą desperację walczących z poczwarą. Pląsy Luciusa, robiły się coraz bardziej niedorzeczne.
Nagle odgłos urwał się.

Cesarski skoczył jak zwierze na Dunmera.
Thravyn poczuł jak jego mózg, o mało co nie rozbił się o przód czaszki. Jego percepcja nagle zaszarżowała do przodu, po czym rozmyła się. Padł z nóg wyczerpany. Nie miał siły reagować... pozbawiony napięcia, które utrzymywało go przez te chwile na nogach.

Jedna z nóg kraba została poderwana gwałtownie do góry, po czym opadła z hukiem. Poślizgnął się i opadł jednym bokiem całkowicie na ziemię.
Z powodu szoku, szczęki kraba zatrzasnęły się błyskawicznie. Vorion odskoczył, jednak niewystarczająco szybko. Poczuł jak rozpędzone chitynowe przecina jego but i otwiera ukośną ranę, biegnącą od jego stopy, aż do połowy łydki.

Wylądował na zranionej nodze z wielkim bólem. Przyklęknął.
Kraby powoli zaczęły nabijać rytm...
Wielki, szary krab powoli przyciągał do siebie rozciągnięte w poślizgu odnóża. Spomiędzy stawów, było widać pulsujące w wysiłku mięśnie.

Jeśli przybysze chcieli jakkolwiek pokonać bestię, chyba nadarzyła się jedyna okazja.
"I have whirled with the earth at the dawning,
When the sky was a vaporous flame;
I have seen the dark universe yawning
Where the black planets roll without aim"

H.P.Lovecraft - Nemesis
No Name
Bombardier
Bombardier
Posty: 676
Rejestracja: środa, 26 marca 2008, 20:41
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków, Bielsko w weekendy i święta. :)

Re: [The Elder Scrolls]: Wiek cudów.

Post autor: No Name »

Tarvyn Viake

Cały świat zawirował, a później była już tylko pustka i ból. Przez chwilę myślał, że nie wytrzyma takiego wstrząsu i w najlepszym przypadku straci przytomność.
"To miałby być mój koniec? Powalony przez zdziczałego cudzoziemca, rozszarpany przez stado krabów? Tak wielu nie dało mi rady, a ja mam polec w obliczu jakiegoś skorupiaka?"
Rzeczywistość, choć niewyraźna, znów wróciła przed oczy. Jego wyraz twarzy, bardzo wyraźnie oddawał gniew. Sugerował, że lepiej z nim nie zadzierać. Teraz wszystkie myśli podążały w jednym kierunku - Zabić! Ręka sama sama powędrowała po sztylet, który wciąż był wetknięty za pas. Zwinnym ruchem odwrócił się na plecy i złapał prawą dłonią oprawcę za gardło, aby przytrzymać go sobie trochę wyżej i pewniej. Lewą, w której trzymał sztylet, wykonywał szybkie dźgnięcia w brzuch cesarskiego. Nie miał zamiaru się z nim cackać, uderzał tak, by zadać śmierć.
"Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!"

May the Phone be with you!
Alien
Kok
Kok
Posty: 1304
Rejestracja: środa, 25 lutego 2009, 16:48
Numer GG: 28552833
Lokalizacja: Police

Re: [The Elder Scrolls]: Wiek cudów.

Post autor: Alien »

Rautard
Obtarł pot z czoła. "Czyżby tak miał wyglądać koniec?" -pomyślał." Muszę coś zrobić!"
Wywinął mieczem młyńca. Jakieś światło odbiło się od klingi i redgard zobaczył napis wyryty dawno temu na klindze. "Nie wyjmuj bez przyczyny nie chowaj bez honoru". Uśmiechnął się smutno. Te słowa nie bardzo opisywały jego życie.

Krab upadł na ziemię. Raut wierzył... Wiedział że to być może ostatnia szansa. Wybił się z ziemi i z całej siły ciął kraba w coś co u człowieka nazwałby plecami. Tutaj chyba bardziej pasowałoby określenie grzbiet. Odskoczył i natychmiast wskoczył z powrotem na grzbiet kraba. Próbował się utrzymać na śliskiej skrupie i pchnąć końcem miecza w miejsce w które przed chwilą trzasnął. Miał nadzieję, że pancerz kraba nie wytrzyma.

Kątem oka zobaczył Tarvyna chcącego pchnąć Łasego sztyletem.
-Nie!- krzyknął.
00088888000
the_weird_one
Mat
Mat
Posty: 407
Rejestracja: sobota, 22 listopada 2008, 21:34
Numer GG: 6271014

Re: [The Elder Scrolls]: Wiek cudów.

Post autor: the_weird_one »

Vorion Laerantil

Poślizg i ból. Gdy tylko znalazł się na ziemi, padając na jedno kolano i z trudem nie przewracając w błocko czy czychające linią tuż obok kraby, instynkt nakazywał mu jak najszybciej oddalić się, uciekać, pełznąć, byle dalej od zwierzęcia, które właśnie go raniło. Zastanowił się przez chwilę, dlaczego jak kretyn nie zaczął podrygiwać i biec pędem łukiem z dala od kraba, gdy tylko ten się na nim skoncentrował, a za równie ruchliwy, może choć trochę odwracający uwagę cel miał Redguarda - jedynego zdającego się umieć walczyć, i, co przyznał nie bez zdziwienia, pierwszego, którego by poświęcił dla uratowania pozostałych.
To bez sensu, zginiemy, gdy ta horda na nas opadnie. Jesteśmy martwi.
Początkowo czystym wysiłkiem woli i nabytą dyscypliną zamierzał powstrzymać się przed ucieczką od kraba, ale wystarczył rzut oka na resztę zwierząt raptem parę kroków przed nim, wybijających hipnotyczny rytm w deszczu, zrozumienie sytuacji i kwaśny uśmiech. Wyjątkowym talentem jest zginąć dwukrotnie na przełomie kilku godzin.
Zdał się jednak na rozsądek - intelekt, którym walczył w równej mierze, co mieczem, równouprawnioną broń w arsenale jego zakonu. Podparł się długą rękojeścią miecza, siląc się na spokój gdy słyszał przystępującego do natarcia Redgarda i próbujące się podnieść zwierzę za sobą, po czym wykorzystując dodatkowy punkt podparcia pozwolił ranionej nodze spocząć na kolanie i uniósł lekko łydkę, zabierając z rannej części obciążenie. Prewencyjnie nachylił ostrze, i gdy kraby nieco się cofnęły, czego nie zarejestrował skupiając się na aktualnym problemie, przy pomocy zdrowej nogi i długiej rękojeści Claymore'a okręcił się dookoła spoczywającego głęboko w błocku kolana.

Ujrzał akurat, jak Redgard wskakuje na kraba i uśmiechnął się, widząc, że jest także nawykły do mobilnej walki, a nie polegania na pancerzu. Właśnie mieli przedśmiertnie udowodnić zwierzęcemu przeciwnikowi przewagę tego sposobu walki.
A może to tylko przewaga liczebna? było ostatnią myślą, zanim przypomniał sobie, że jeszcze żyje, i wcale nie chce by ten stan się zmienił.
Uderzył natychmiast w szczypce kraba, te, które szybciej podniosły się do Redgarda. Miał nadzieję, że to kupi mu choćby ułamek sekundy, ale skoro musiał opuścić ostrze do realizacji swego zamiaru, nic nie broniło mu uderzyć, choć wątpił, by krab to poczuł i było to czymś innym niż zbiciem naturalnej broni od Redgarda.

Wtedy Altmer cofnął ostrze (o ile krab go nie uchwycił, choć chwytanie szczypcami dałoby Redgardowi przewagę cięcia w staw odnóża nim zakończonego) i czekał, aż krab zajmując się poważniejszym problemem odsłoni jedyny cel dobry dla jedynego ataku dobrego w tej pozycji - sztych w podbrzuże lub miękki aparat gębowy stwora.
O ile stwór nie zna tajników szermierki, Vorion nie spodziewał się, by jego wybieg został skontrowany lub w ogóle przewidziany. Tak jednak w umyśle odzywało się głuche przeczucie, że w równym stopniu on nie zna się na walce zwierząt...
Ale czy gdyby to było groźne, kunszt fechmistrzów w ogóle by powstał...?
No Name pisze:Podchodzę do norda i mówię:
- Pierwsza zasada klubu walki – nie rozmawiajcie o klubie walki...
Wilkojapko
Marynarz
Marynarz
Posty: 222
Rejestracja: piątek, 12 listopada 2010, 00:30
Numer GG: 10499479

Re: [The Elder Scrolls]: Wiek cudów.

Post autor: Wilkojapko »

Kompania frustratów - 1

Krab próbował podnieść się ze śliskiego kamienia. Powoli podciągał pod siebie odnóża.
Musiał jak najszybciej unieszkodliwić tę wielką złotoskórą istotę, która wtargnęła na jego wyspę.
Chciał wstać i zepchnąć go do wody. Dokończyć to co zaczął.
Niestety. Zignorował mniejszego, przeciwnika o ciemnej skórze.
Pachniał dziwnie. O ile złotoskóra istota pachniała czystością, a szaroskóry przybysz zlewał się zapachem z otoczeniem.
Ciemnoskóra istota miała obcy, ostry zapach. Krab czuł go tym bardziej, że właśnie intruz łupał jego pancerz swoim ostrzem. Sztucznym, obcym, zimnym...
Nagle przerwał atak tylko po to by wykonać go ze zdwojoną siłą.
Rozległ się głuchy trzask. Pancerz pękł w najsłabszym punkcie. Po ciele kraba rozniosły się pioruny bólu.
Poczuł w swoich grzbiecie zimne, srebrne ostrze.
Następnie poczuł ciężar przywalającego go ciała.
Oszołomiony bólem. Postawił przed sobą tylko jeden cel. Strącić z siebie przeciwnika.
Zamiast skupiać się na podniesieniu rozrzuconych upadkiem odnóży,gwałtownie wyprostował sprawne.


Redgard z trudem utrzymał się na bestii po gwałtownym szarpnięciu. Utrzymywały go na niej jedynie opuszki palców i niezłomna wola.

Podbrzusze uniesione ponad łokieć nad ziemią. To była okazja, na którą czekał Vorion. Wyrzucił miecz jak najdalej przed siebie w desperackim sztychu.
Usłyszał mlaśnięcie krojonego mięsa. Ostrze przecięło plątaninę pulsujących, szarych mięśni na podbrzuszu.
Błękitnawa posoka chlapnęła o skałę.
Dwie przednie kończyny kraba opadły bezwładnie pozbawione swego mocowania w ścięgnach i mięśniach.
Nim potężne cielsko bestii runęło z głośnym trzaskiem na ziemię, Vorion zdołał cofnąć swój Claymore do połowy. Do odgłosu upadku doszedł skrzek przytłoczonego do kamienia metalu.
Krab zaczął bulgotać. Zapewne najgorsze krabie klątwy...
Altmer wyszarpnął do końca swoje ostrze, dodatkowo naruszając tkankę przeciwnika.
Wtedy bestia zdobyła się na zapewne ostatni tytaniczny wysiłek. Pozotałymi przy władzy kończynami wystrzeliła swoje cielsko do przodu wprost na Altmera.
Vorion zasłonił się stępionym, lekko wygiętym ostrzem przed zabójczym ciosem szczypiec, ale nie przewidział jednego - lecącego Rautarda.
Wyrzucony w powietrze nagłym szarpnięciem Redgard potoczył się na Elfa.
Obaj wylądowali z pluskiem tuż za linią brzegu i miejscami, gdzie wylądowała ich broń, podczas gdy Krab pełzł ku nim na pozostałych sprawnych odnóżach, pozostawiając za sobą smugę błękitnawej krwi na śliskim kamieniu.
Rytm wybijany przez kraby był coraz niecierpliwszy, bardziej szalony, wbijający się coraz głębiej w podświadomość. Niósł za sobą słowo, a słowo brzmiało "głód".

Rautard usłyszał jeszcze coś... Trzeszczące drewno... napinane sznury, furkocące żagle... Statek... Coś płynęło niedaleko.

Tymczasem po drugiej stronie wysepki, smugi krwi zostawiał za sobą Lucius. Targany spazmami bólu, pieniący się, walczący o życie mimo jadu, wypełniającego jego trzewia... Mimo, że jego umysł wędrował gdzie indziej...
Obok niego klęczał Thravyn z zakrwawionym sztyletem w dłoni.

Gdy zatruta, ciemna krew spłynęła do wody i rozlała się czarnymi, jadowitymi piuropuszami, po krystalicznie czystej toni, kraby cofnęły się nieznacznie...
"I have whirled with the earth at the dawning,
When the sky was a vaporous flame;
I have seen the dark universe yawning
Where the black planets roll without aim"

H.P.Lovecraft - Nemesis
the_weird_one
Mat
Mat
Posty: 407
Rejestracja: sobota, 22 listopada 2008, 21:34
Numer GG: 6271014

Re: [The Elder Scrolls]: Wiek cudów.

Post autor: the_weird_one »

Vorion Lareantil

Uśmiechnął się paskudnie, zagłębiając ostrze w ciele kraba. Chciał je obrócić, obkręcić, ale zabrakło mu sił wobec stwierdzenia, że to zbędne. Skorupiak nie miał szans przeżyć takiego ciosu. Zanotował w pamięci, by pochwalić człowieka, Rautarda, za śmiały manewr - o ile przeżyją.
Teraz pozostaje wyrwać się hordzie mniejszych... - pomyślał zrezygnowany, wysuwając, czy raczej wyszarpując ostrze z potwora.

Wtedy zobaczył jak Rautard leci prosto na niego.

Wciąż spoczywając na kolanie w błocie nie miał najmniejszych szans uskoczyć, instynktownym odruchem, którego nigdy by nie wykonał mogąc przeanalizować sytuację, próbował się pochylić do tyłu i cofnąć, równie odruchowo podniósł miecz zasłaniając się płazem przed żywym pociskiem w beznadziejnej próbie ograniczenia siły uderzenia. Poczuł najpierw silne uderzenie zimnej stali na policzku, łuku brwiowym i czole gdy Redgard przekazał swój pęd ostrzu i to powędrowało z zawrotną stronę w twarz Altmera, niemal rozcinając skórę. To był dopiero początek - wielka siła kraba wyrzuciła ich dalej, do wody, po uderzeniu Vorion nie zarejestrował nawet, w którym punkcie wypuścił uszkodzone ostrze i zanim się zorientował poczuł uderzenie w wodę i świat wokół niego zawirował błękitem. Palący ból przeszył go od ranionej nogi, którą trzymał ułożoną za sobą, choć nie miał szans zorientować się, czy upadł na nią czy nie. Nie miał czasu wziąć oddechu a uderzenie wytłoczyło resztki powietrza z jego ust. Pamiętając też o drapieżnych dreughach nie chciał zbliżać się do wody, a teraz znalazł się w niej ze swoją krwawiącą raną.

Nawet nie zastanawiając się, co robi, zaczął się szamotać i szarpać, spychając całą pozostałą mu siłą przy dodatkowym, niemożliwych w jego mniemaniu, zastrzyku adrenaliny. Podniósł głowę nad wodę głośno nabierając powietrza i niemal krzyknął, widząc jak krab zaczyna pełznąć w ich stronę.

- ZEJDŹ ZE MNIE, GŁUPCZE! - krzyknął zarówno ostrzej jak i ze zdecydowanie większym przestrachem, niż by chciał. Pomógł człowiekowi odsunąć się na ile mógł, spychając go z siebie, po czym gwałtownie, znów wzmagając ból w kostce, ociekając wodą z namokłych włosów i szaty podniósł się z trudem na nogi. Wyszarpnął z pochwy krótki miecz i zastawił się, chcąc tylko nie dać się krabowi dopóki jego rozemocjonowany umysł nie znajdzie drogi ucieczki z wody, a potem zostawi go, by się wykrwawił, utopił czy dał pożreć rybom. Rybom...
- Bierz swój miecz! NO JUŻ!
No Name pisze:Podchodzę do norda i mówię:
- Pierwsza zasada klubu walki – nie rozmawiajcie o klubie walki...
Alien
Kok
Kok
Posty: 1304
Rejestracja: środa, 25 lutego 2009, 16:48
Numer GG: 28552833
Lokalizacja: Police

Re: [The Elder Scrolls]: Wiek cudów.

Post autor: Alien »

Rautard
Trzask pękającej skrupy przeciwnika był dla Rautarda najlepszą muzyką. Znużony, resztkami sił próbując utrzymać się na krabie zauważył "przyjaciela" wykonującego sztych w nieosłoniętą mordę kraba giganta.
Przez twarz Rautarda przebiegł lekki uśmiech. "To już koniec"- pomyślał. Chwilę potem poczuł pod sobą gwałtowny ruch i poleciał głową naprzód na Altmera.

Wpadł do wody. Przez głowę przemkła mu myśl że wylądował na Altmerze. To pewnie złagodziło upadek.
Po może sekundzie stwierdził że nie ma miecza. Widocznie musiał mu się wysunąć w czasie lotu. Nic w tym dziwnego- w zdrętwiałych palcach utrzymałby może kartkę papieru.
Kraby nie uciekły. W czasie walki Redgard miał jeszcze nadzieję, że po śmierci swojego "przywódcy" kraby pouciekają na wszystkie strony. Teraz wiedział że nadzieja- jak to zwykle- dość ostro minęła się z prawdą.
Ostro wziął się za szukanie miecza. Miał nadzieję, że w srebrnym ostrzu odbije się światło księżyca. Macał dno w nadziei że natrafi na rękojeść.

Gdzieś za sobą usłyszał znajomy dźwięk- furkoczące na wietrze żagle. Nie miał siły się obrócić. Był pewny, że to omamy- zmęczenie zrobiło swoje.

Altmer krzyczał coś. Chyba o broni, redgard nie dosłyszał, ale zauważył że tamten wyjmuje jakąś dodatkową broń. Widocznie dał sobie spokój z szukaniem swojego claymora. Raut z nadzieją spojrzał jeszcze raz w toń wody.
- Gdzie jest mój miecz!?- krzyknął chcąć krzykiem wyładować swoją złość.
Zdał sobie sprawę, że czas na szukanie miecza przypadnie później. Ostrze zresztą jest zbyt ciężkie, aby woda porwała je daleko.
Wyszedł z wody i wyciągnął zza przemoczonej cholewy sztylet. "Lepsza taka broń niż pięści"- pomyślał.
- Zabijmy tych skurwysynów- warknął do Altmera.
00088888000
No Name
Bombardier
Bombardier
Posty: 676
Rejestracja: środa, 26 marca 2008, 20:41
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków, Bielsko w weekendy i święta. :)

Re: [The Elder Scrolls]: Wiek cudów.

Post autor: No Name »

Tarvyn Viake

Starał się pozbierać z ziemi na równe nogi. Trzeba było dokończyć to, co zostało zaczęte. Drobnymi krokami zbliżył się do Luciusa. Schylił się, chwycił jego kołnierz i wsunął sztylet pod jego szyję. Załatwił sprawę szybkim ruchem, przecinając gardło cesarskiego. Bez niepotrzebnych ciosów, krzyku, konania. Oczyścił sztylet w ubraniu przeciwnika, w końcu on chyba nie będzie miał nic przeciwko. Wyprostował się i jeszcze przez chwilę spoglądał na trupa. Tarvyn nie był z siebie zadowolony. Co by nie powiedzieć o jego rasizmie, swoje zasady miał.
"Obcy czy nie, to nie była potrzebna śmierć. Ten człowiek nie był sobie winny, nie wiem czy zasłużył sobie na to. Nienawidzę takiej śmierci, zupełnie jakby była dziełem przypadku. Śmierć powinna być konsekwencją, tymczasem tutaj jest nie widzę żadnych powodów. Być może zareagowałem zbyt nerwowo. Być może..."
Postanowił zachować swoją godność i zrezygnować z plądrowania zwłok. To by zniżyło go do poziomów zwykłego rabusia. Po prostu odwrócił się i odszedł.

Tymczasem jego wciąż żyjący towarzysze, potrzebowali pomocy. Zapewne redgar nie ucieszy się na jego widok, ale ten drażliwy temat lepiej było odłożyć na później. Po prostu się nie odzywał, tylko działał. Do tej pory nie bardzo się popisał, więc chciał chociaż na koniec się jakoś przydać. Ruszył w stronę wielkiego kraba najszybciej jak mógł.
"Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!"

May the Phone be with you!
the_weird_one
Mat
Mat
Posty: 407
Rejestracja: sobota, 22 listopada 2008, 21:34
Numer GG: 6271014

Re: [The Elder Scrolls]: Wiek cudów.

Post autor: the_weird_one »

Vorion Lareantil

- Nie draśniesz go tym kolcem! Znajdź swój miecz, ale nie oddalaj się od brzegu! - rzucił ostro Redguardowi w odpowiedzi. Nie było jego zdaniem sensu umierać na marne. - Dajmy mu się wykrwawić! - z tymi słowy ustawił poziomo miecz, niemal potykając się o własną nogę. Mimo to postąpił trzy kroki naprzód, przecinając ścieżkę kraba, poruszając się niewiele szybciej (o ile w ogóle odeń).
- Nie podchodź do niego! - krzyknął, widząc ruszającego Dunmera, gdy krab już praktycznie atakował. - Tam mogło upaść moje ostrze, ale nie nożem! - wywrzeszczał, zbyt zajęty, by zwrócić na to uwagę. Miał jedynie nadzieję, że jeden z nich zdoła znaleźć ostrze i odwrócić od niego samego uwagę stworzenia zanim znajdzie się po kolana w wodzie lub co gorsza, poślizgnie się lub potknie na rannej nodze... Nie mógł jednak ratować siebie, tymczasowo z resztą, na bazie ich, jak sądził, głupoty.
No Name pisze:Podchodzę do norda i mówię:
- Pierwsza zasada klubu walki – nie rozmawiajcie o klubie walki...
Wilkojapko
Marynarz
Marynarz
Posty: 222
Rejestracja: piątek, 12 listopada 2010, 00:30
Numer GG: 10499479

Re: [The Elder Scrolls]: Wiek cudów.

Post autor: Wilkojapko »

No wiecie...


"W Morrowind znajdziecie rzeczy, przy któryghh... "
Lucius niespodziewanie wybełkotał, nim jego gardło otworzyło się, zalewając wysepkę strumieniem ciemnej, zatrutej krwi.
Jego życie zakończył się tamtej nocy. Na obcej ziemi. Z ręki obcej istoty, pod światłem tych samych dwóch księżyców, które towarzyszyły mu od dnia, kiedy przyszedł na ten świat. Obok przyjaciela, który towarzyszył mu w wielu większych niebezpieczeństwach, teraz samemu będącego w śmiertelnym zagrożeniu...
Pierścień na palcu Cesarskiego zdawał się błysnąć raz, po czym zsunął się z palca na kamień.

Kiedy tylko Tarvyn odbiegł od zwłok, by wspomóc walkę z wielkim krabem, małe kraby z zaskakującą szybkością doskoczyły jego ofiarę.
Z wyraźnym oporem skubały zatrute mięso. Ich głód był jednak silniejszy niż rozsądek. Większe, bardziej doświadczone unikały tego. Wciąż miały nadzieję na lepszy posiłek.


Altmer i Redgard stanęli przed dylematem - dać się zepchnąć do wody, czy ryzykować spotkanie z potężnymi szczękami stwora?
Vorion nie miał wątpliwości.
Kleszcze bestii cięły niczym metal.
Miecze na pewno były już za plecami bestii.

Należało ją jakoś obejść. Niestety, tępo jej pląsów nie pozwalało nawet wstać na równe nogi.
Stwór na pewno otrzymał solidną ranę altmeryckim mieczem.
Pozostawało pytanie - Czy bestia rzeczywiście nic nie robiła sobie z tego trafienia, czy może jej zajadłość wynikała z desperacji?

Sytuacja dwóch wojowników stawała się coraz bardziej tragiczna.
W tym momencie rozległ się plusk.
Dunmer biegł ze sztyletem w dłoni na odsiecz.

Vorion krzyknął, chcąc go powstrzymać, jednak Tarvyn wiedział, że musi się odkupić.
Biegnąc zataczał się lekko. Zawroty głowy były nieznośne. Cały obraz bujał się przed nim wściekle.
Elf nie dał jednak za wygraną.
Wskoczył na plecy kraba.

Bestia, z dwiema niesprawnymi parami kończyn nie była w stanie zareagować mimo świadomości niebezpieczeństwa.
Chwilę mocując się ze stanem swojego postrzegania, Dunmer w końcu podniósł sztylet za głowę i wbił go w szczelinę pancerza, którą otworzył wcześniej Rautard.
Z zadowoleniem poczuł jak ostrze zagłębia się aż po gardę w miękkiej tkance stwora. Pociągnął go do siebie rozcinając ciało stwora na całej długości szczeliny.
Krab wydał z siebie bulgot. Na chwilę zesztywniał.

Może, gdyby tyle trucizny nie zmarnowało się w ciele Luciusa, ten cios mógłby być zabójczy...

Niestety. Krab rzucił cielskiem w tył. Lekkie ciało Dunmera poszybowało. Wylądował w twarzą w mule, cuchnącym krabią krwią. Dłoń, trzymająca sztylet wylądowała milimetry od jego twarzy... od jego oczu.

Tym niemniej - krab, zrzucając dunmera, cofnął się. Na taką okazję czekali Rautard z Vorionem. Wstali i obiegli potwora po obu stronach. Nim minął szok, udało im się wybiec ponad dwa metry za plecy przeciwnika. Vorion spostrzegł pośród zmętniałej od krwi wody srebrzysty błysk.
Schylił się, by wyłowić miecz Redgarda.

Wielki szary krab ciągnął resztką sił. Bardzo powoli obrócił się w stronę swoich wrogów i zaczął pełznąć w ich stronę. Był już zbyt powolny. Można było mu uciec marszem.
Pierwsze małe kraby, zaczęły podchodzić skubać jego potężne cielsko...

Rautard był pewien, że jeżeli obecność statku nie była złudzeniem, musieli ich usłyszeć. Dźwięk świetnie niesie się po wodzie.
"I have whirled with the earth at the dawning,
When the sky was a vaporous flame;
I have seen the dark universe yawning
Where the black planets roll without aim"

H.P.Lovecraft - Nemesis
No Name
Bombardier
Bombardier
Posty: 676
Rejestracja: środa, 26 marca 2008, 20:41
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków, Bielsko w weekendy i święta. :)

Re: [The Elder Scrolls]: Wiek cudów.

Post autor: No Name »

Tarvyn Viake

Nie bardzo przejął się słowami Altmera. Zadziałały na niego wręcz odwrotnie niż powinny, teraz już naprawdę chciał pokazać na co go stać.
- Nożem, ha! - Odkrzyknął, znów się uśmiechając. - Ty jeszcze mnie nie znasz.
Być może w jego stanie było to głupie posunięcie, ale wskoczył bestii na plecy, w zadziwiającym przypływie sił. Wbił ostrze boleśnie pod pancerz, rozcinając miękkie i bezbronne tkanki stwora. Gdyby nie był taki wyczerpany, zapewne odpowiednio by go oporządził, nie pozostawiając krabowi większych szans. Niestety nie starczyło mu sił, by utrzymać się przez dłuższy czas na skorupie. Poszybował prosto do mułu, lądując ze sztyletem przy twarzy.
"Było blisko! Bogowie muszą być szaleni, skoro wciąż mi sprzyjają."
Dunmer wyglądał na ostatecznie wyczerpanego, ale czy to za sprawą wiru walki, czy też chęci wydostania się z tego cuchnącego bagna, znów podjął próbę podniesienia się z ziemi. Mozolnie najpierw na jedną nogę, potem na drugą. Początkowo chciał zaatakować jeszcze raz, ale spoglądając na wroga zaniechał tej myśli. Wielokrotnie raniony, zatruty i zżerany przez mniejsze skorupiaki. Śmierć kraba i tak była kwestią czasu. Tarvyn poczłapał więc w stronę suchego lądu, trzymając się z dala od przeciwnika. Chciał trochę odpocząć.
"Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!"

May the Phone be with you!
Alien
Kok
Kok
Posty: 1304
Rejestracja: środa, 25 lutego 2009, 16:48
Numer GG: 28552833
Lokalizacja: Police

Re: [The Elder Scrolls]: Wiek cudów.

Post autor: Alien »

Rautard

Był zmęczony. To nie ulegało wątpliwości- walka z krabem-gigantem zrobiła swoje. Przetarł mokrym rękawem spocone czoło. Nie pomogło.
Altmer znalazł jego miecz. "Przynajmniej tyle"-pomyślał Raut-"Gdzie jest Łasy? Nie zwracałem na niego uwagi w czasie walki..."
Wzrokiem szukał Łasego. Nigdzie nie mógł go dostrzeć. Na wysepce widać było tylko Altmera,Dunmera i kraby. Dopiero po chwili coś zwróciło jego uwagę. Kraby otoczyły jakiś kształt. Rautard pełen złych przeczuć podkuśtykał do kształtu. Wolnymi kopniakami odganiał kraby.

Łasy leżał na ziemi nie dając znaku życia. Raut padł przy nim na kolana i sprawdził oddech. Nic.
"Czyżby kraby go zabiły?"-myślał-"Nie wydaje mi się. Nie był idiotą... nawet w takim stanie w jakim był w czasie marszu po mieliźnie powinien poradzić sobie z paroma krabami."
Na ciele było wiele ranek. Wszystkie pochodziły ewidentnie od krabów. "Czyżby jednak? Łasego zabiły kraby!?"
Po chwili zobaczył ranę na szyi. Nie była to kolejna ranka zadana szczypcami kraba. To było coś innego- ostrze. Nóż albo coś podobnego.
Rautarda ogarnęła wściekłość. Po paru sekundach intensywnych oględzin ciała zobaczył ranę kłutą na brzuchu.
"Kto!?"- myślał gorączkowo- "Altmera cały czas widziałem więc... ten pierdolony Dunmer! Nie pomagał w czasie walki, a już wcześniej dało się poznać że mu się nie podobamy."

Zerwał się z ziemi i zaczął iść w kierunku człapiącego dunmera.
- Stój! - krzyknął do niego.
Światło księżyca odbiło się od trzymanego w dłoni sztyletu.
00088888000
No Name
Bombardier
Bombardier
Posty: 676
Rejestracja: środa, 26 marca 2008, 20:41
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków, Bielsko w weekendy i święta. :)

Re: [The Elder Scrolls]: Wiek cudów.

Post autor: No Name »

Tarvyn Viake

Zatrzymał się jak na komendę i spojrzał ku nowemu zagrożeniu, jakim stał się Rautard. Uśmiech od razu znikł z twarzy, zrobiło się nieciekawie.
"Kolejny nawiedzony przybysz, jest gotowy do podróży na drugą stronę. Cóż, nie będzie mi jeszcze dane odpocząć. Tym razem postaram się to załatwić w sposób bardziej... Wyrachowany, bez kolejnej masakry."
Przykląkł na jedno kolano i wsadził lewą rękę do małego tobołka, który wciąż był przełożony przez ramię. Chwilę grzebał w nim, jakby czegoś szukając. Jednocześnie donośnie przemówił do kolejnego przeciwnika.
- Nie radzę n'wah. Nic nie rozumiesz, a ja się nie zawaham. Tak jak zabiłem jego, zabiję i ciebie, jeśli będzie to konieczne. Wierz mi lub nie, ale nie jest to dla mnie żadna przyjemność.
"Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!"

May the Phone be with you!
ODPOWIEDZ