[Warhammer] Arhain

To jest miejsce, w którym przeprowadza się wcześniej umówione sesje.
callisto
Szczur Lądowy
Posty: 17
Rejestracja: piątek, 12 grudnia 2008, 23:00
Numer GG: 9592373
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: callisto »

Sarath
Było rano. Sarath spała spokojnie, gdy nagle jakiś ruch ją obudził. Zaspana otworzyła powoli oczy, zastanawiając się, gdzie jest. Niestety, ciągle była w baraku. Wzdychając ciężko przeciągnęła się. Obrazy z poprzedniej nocy pojawiły się jak na zawołanie. Młoda druchii uśmiechnęła się lekko do siebie na wspomnienie tego jak wraz z Haroithem wymykali się ze stodoły. Towarzyszyło im wtedy lęk i podniecenie zarazem. Wybuchowa i uzależniająca mieszanka. Wydarzenia wczorajszej nocy wpłynęły pozytywnie na jej humor. Nawet ten przeklęty barak niewolników przestał jej tak przeszkadzać.
Śpiący koło niej Haroith ziewnął i otworzył oczy.
- Żarcie? - zapytał nieco nieprzytomnie. Sarath obserwowała go uważnie, każdy jego ruch. Ciekawa była, co się zmieni po wydarzeniach wczorajszej nocy…Mężczyzna potrząsnął głową, przeciągając się leniwie.
- Piękny, parszywy poranek...- Uśmiechnął się i pogłaskał ciemne włosy leżącej obok niego dziewczyny.
- A ja muszę się odlać – dodał i zniknął w ciemnym kącie.

Kolejne godziny nie były już tak piękne. Rutyna zabiła całą radość w Sarath. Wszędzie brud, smród i chłód. Otoczenie nie było zachęcające. Pod koniec harówki wydało się dziewczynie, że mignęła jej gdzieś dziwnie blada twarz nadzorcy. Wiedziała jednak, że na wszelkie informacje, a właściwie plotki, musi czekać do rana. Gdy znalazła się w baraku wtuliła się w cudownie ciepłego towarzysza. Czuła jak ciepło powoli rozchodzi się po jej ciele. „Chociaż tyle” pomyślała.
- Słyszałem dzisiaj coś....- towarzysz wyszeptał jej do ucha i umilkł. Młoda druchii uniosła brwi.
- Cóż takiego? – Zapytała. – Czyżby wreszcie coś się stało nadzorcy? – spytała na tyle cicho by tylko Haroith mógł ją dosłyszeć.
Ewolucja jest niedoskonałym i często okrutnym procesem.
Moralność traci swoje znaczenie.
Wybór pomiędzy złem i dobrem zredukowany do jednego, prostego wyboru...
Przetrwanie,
albo unicestwienie.
the_weird_one
Mat
Mat
Posty: 407
Rejestracja: sobota, 22 listopada 2008, 21:34
Numer GG: 6271014

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: the_weird_one »

Vorthion

Vorthion zastanowił się na chwilę. Pomijając jego osobiste odczucia względem przywódcy, nie chciał narazić swego życia, ani, co bardziej prawdopodobne, jeszcze bardziej obniżyć swej niemal nieistotnej pozycji w niewielkim społeczeństwie Cieni. Nie przywykł do krótkich rozkazów Kła. Skłonił się nieco, pozostając aż do odpowiedzi w tej pozycji, schylając głowę by nie patrzeć wilkowi w ciele Druchii w oczy. Nawet przypadkiem.
- Mój panie... wykonam każdy rozkaz, nie ośmielę się sprzeciwić... nie wiem jednak, o jakim garnizonie mówisz... - stwierdził, że mężczyźnie chodzi o przyniesienie mu skór z polowania... chociaż nie sądził, by posądzali go o zdolność polowania. Zdecydował jednak pytać oddzielnie, by nie rozsierdzić elfa od którego zależało jego przeżycie.
- Niedaleko jest... Przy rzece, odnajdź obcych. - burknął Maereth, potrząsając mimowolnie głową, gdy nóż w ręku Lasaeth wyrwał kolejny kosmyk. Nie można mu było zarzucić przesadnej gadatliwości.

Rzeka. To już wskazówka. Poza tym Kieł był bardziej spokojny niż nie. Vorthion zawsze uważał Cienie za nieprzewidywalne, więc każda rozmowa w ciągu ostatnich kilku lat była la niego pełna napięcia. Natomiast skóry... Pytanie należało zadać. Być może chodzi o polowanie. Być może nawet o możliwość dowiedzenia nieco większej wartości niż dotychczas.
- Wybacz mi mój panie kolejne pytanie... czy życzysz sobie, by skóry, zdobycz dało moje polowanie?
- Nie. - warknął ze zniecierpliwieniem Kieł - Masz im wepchnąć te najgorsze... i poznać tropy tych psów.
- Zajmę się tym natychmiast. - rozmyślając o pogardzie jaką Maereth, Cień, Kieł, wilk, darzył psy, miastowych Druchii. Jak psy cywilizowanych i udomowionych.
Mimo wszystkich osobistych odczuć nigdy nie odmówiłby Cieniom dzikości.
Sługa skłonił się jeszcze niżej i zaczął wycofywać z namiotu. Otrzymał wszystkie instrukcje jakich potrzebował, a Kieł chyba nie czuł się zobowiązany do wykonania ceremoniału odprawienia młodszego elfa. Ten został zignorowany.

Będąc na zewnątrz, natychmiast udał się do miejsca składowania kolektywnie posiadanych (czyli należących do Kła, a potem do każdego komu pozwoli) skór i futer. Nie były pilnowane - nikt z niewielkiej społeczności myśliwych by ich nie ukradł - nie byłoby to możliwe wespół z przeżyciem. Wszak złodziej nie mógłby się pokazać tu ponownie, a samotnie miałby niewielkie szanse na przeżycie, zwłaszcza taszcząc łup.
Vorthion przejrzał skóry, oceniając je pod względem przydatności stricte praktycznej. Nie zamierzał podpaść Kłowi, chociaż w pełni nie zamierzał też się go słuchać - wiedział, że o ile nie przesadzi, wybaczą mu pewne błędy tłumacząc je ogólną niekompetencją "dziecka". O ile nie przesadzi.
Ci, którzy nie zajmowali się łowieniem skór nie znali się na nich, a ci którzy to robili ich nie potrzebowali - zatem i tak mógł liczyć na ignorancję osób, które miał obserwować. Spośród niekoniecznie trzymających ciepło czy trwałych futer dobrał najlepsze do ewentualnej sprzedaży - przez kolor czy kształt. Ignoranci nie mając porównania z praktyczniejszymi będą brali pod uwagę tylko walory estetyczne.

Spędziwszy nieco czasu na wybraniu odpowiednich skór, powrócił do swojego namiotu. Pochylił się nad malutką miską wykonaną z czaszki dawniej nienazwanego dla Vorthiona zwierzęcia i upił łyk długo stojącej wody. Usiadł i zaczął obwiązywać zrolowane skóry starymi już zwierzęcymi ścięgnami. Zawsze miał wrażenie, iż używa ich po raz ostatni i czekał tylko z lekką obawą aż któreś się przetrze lub naderwie, dotychczas jednak to nie nastąpiło. Miał nadzieję, iż nie stanie się także teraz, przynajmniej do drogi powrotnej. Inaczej komfort podróży z towarem będzie stosunkowo niewielki.

Spojrzał na łuk, który musiał wykonać, nieudolnie zgodnie jednak z instrukcjami Cieni. Broń była już stara i służyła mu tylko do polowania, niemniej zachowana także rodowa szabla w dziczy była zaledwie pamiątką. Nie korzystał z niej od czasu dołączenia do myśliwych i nie sądził aby miał. Niemal zapomniał już, jak włada się bronią białą, zaś można by go uznać za dobrego łucznika... Oczywiście nie w porównaniu z jego gospodarzami.
Zastanowił się przez chwilę nad sensem pozostawania ze wspomnianymi, wiedział jednak, że niestety nie istnieje inne wyjście. Rzucił okiem na spoczywającą obok jego pościeli starą księgę. Oprawa zaczynała murszeć, jednak kartki z treścią pozostały nienaruszone. Vorthion nie chciał przerywać lektury, ale zignorowanie rozkazu Maeretha było samobójstwem. Mógł tylko mieć nadzieję że uwinie się w miarę szybko.

Przełożywszy łuk przez ramię i przypiąwszy kołczan do nogawic zebrał skóry i leśny susz, który był jedynym pożywieniem na jakie mógł liczyć dopóki sam się o coś nie zatroszczy. Ułożył swe legowisko i ruszył chyżo jak najszybciej w stronę rzeki, zamierzając dalej kierować się wzdłuż niej w kierunku przeciwnym do tego z którego przybyli. Nie mijali żadnego garnizonu, zatem sprawa była dosyć oczywista.

Mimo wszystko zaciekawił się, jak przebiegać będzie oczekujące go w niedalekiej przeszłości jedno z rzadkich spotkań z członkami jego rasy cywilizowanymi i udomowionymi.
No Name pisze:Podchodzę do norda i mówię:
- Pierwsza zasada klubu walki – nie rozmawiajcie o klubie walki...
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Ninerl »

Sarath
-Podobno się jakoś zataczał i rzygał jak pijany Korsarz...- usta Haroitha musnęły ucho dziewczyny- Ciekawe, nie? Żeby mu tak płucka pękły..- zaśmiał się nieprzyjemnie, wodząc dłońmi po ciele Sarath.
Ciszę przerwał stłumiony, daleki krzyk. Sarath słyszała, jak pozostali niewolnicy szepcą coś do siebie, głosami w których pobrzmiewał lęk.
-Słyszałaś? Psy sądzą, że został otruty i zarzynają kilku...tak dla zasady- mruknął, zaciskając palce na drobnej piersi dziewczyny- Masz szczęście, że nie byłaś dziś w okolicy składu...- przycisnął ją do siebie. Sarath przypomniała się wcześniejsza nocna eskapada po drogocenną butelkę...Tylko jak ta kobieta to zrobiła? To chyba była jej sprawka, skoro mówiła o znaku.
Nagle do uszu dziewczyny dotarły gniewne głosy, tak jakby spierały się dwie osoby. Głosy rozbrzmiewające chropowatą mową ludzi....

Lindara, Azghair, Zimowysmutek
Lindara kroczyła cicho, w każdej chwili przygotowana na atak. Istota nie poruszała się, nie wydawała z siebie żadnych dźwięków. Z drugiej strony przemykał Azghair.
Kobieta właśnie skręciła gwałtownie, mierząc wprost w skuloną postać. W tym samym momencie obok pojawił się Cień z kuszą gotową do strzału.
Po chwilowej konsternacji Lindara i Zimowysmutek opuścili broń. Niski Druchii nie wyglądał na rozgniewanego czy wylęknionego- prawdopodobnie znaczyło to, że jest w okolicy bezpiecznie.
Korsarz pierwszy rzucił okiem na tajemniczą postać- okazała się nią blada jak śmierć, ciemnowłosa kobieta, patrząc się w dal półprzytomnym wzrokiem. Azghair dostrzegł także krew na jej nodze, plamiącą prowizoryczne bandaże. Czyżby był to napastnik złapany przez Cienia?
Zimowysmutek nie musiał być pewien reakcji swoich towarzyszy na pomysł zabrania rannej do kryjówki banitów. Chociaż nadal byli dość głośni jak na skradanie się po lesie- przynajmniej mouraeth. Ich łupy także nie okazały się zbyt obfite, ale dużo bardziej niepokojące były wieści o bytności khaekuron. Zimowegosmutek dobrze zdawał sobie sprawę, co to może oznaczać dla bandy...

Pomysł Cienia nie musiał przypaść wszystkim do gustu. Jednak Cień był uparty i zajadły jak wielki jaszczur, gdy poczuje zapach krwi.
Arhaith się nie pojawiał, więc jasne było że trójka banitów musi wrócić z jeńcem...lub bez, samodzielnie.
Śnieg sypał coraz gęściej, z cichym szelestem białe płatki opadały na ubrania Druchii.
Po uciążliwym marszu, prowadzeni przez Zimowegosmutka byli niewolnicy zdołali w końcu dotrzeć do znajomych skałek. Cień dwa razy zatoczył koło, zmylony zwodniczo identyczną białą pokrywą, która maskowała skutecznie kilka punktów orientacyjnych.
Wreszcie, po wspinaczce wąską ścieżką natknęli się na strażnika, którym się okazała się Thanarien.
Łowczyni rzuciła im badawcze spojrzenie, a potem skrzywiła z pogardą na widok nędznego łupu, w szczególności zerkając w stronę Cienia.


Vorthion
Droga wydawała się oczywista. Było wiadome, że zajmie co najmniej dzień marszu, co niespecjalnie satysfakcjonowało Vorthiona. Nocleg w zimnym, wietrznym lesie w dodatku z ciągle padającym śniegiem nie był szczytem jego marzeń.
Wskazówki dawane przez Cienie jednak się przydały, bo mag spędził noc w kotlinie i nie zamarz, co nie było takie proste i łatwe. W nocy nie słyszał żadnych polujących drapieżców, co było dobrym znakiem....pomijając odległe wycie stada wilków.
Ranek wstał pochmurny, ciężkie szare chmury wisiały nisko nad horyzontem. Vorthion zdołał się na chwilę rozgrzać w marszu, po skromnym śniadaniu.Jego głowę uparcie nawiedzały obrazy żywo płonącego ognia, a co gorsza widok pieczonego na rożnie mięsa. Jak również jakiegoś zacisznego schronienia...
To wszystko powinien zawierać garnizon. Vorthion sięgając do wspomnień, pamiętał że większość takich miejsc była dwupiętrową, dość szeroką wieżą, z przylegającymi do niej kilkoma komórkami i otoczoną palisadą. Chyba, że jest to większa placówka, co nie było takie nieprawdopodobne.
Popołudniem dotarł wreszcie do rzeki. Pozostawał tylko jeden problem- gdzie dokładniej znajdują się ci cholerni wojacy? Na poszukiwaniach mógł strawić kilka dni, co nie napawało optymizmem. Kieł założył widocznie, że młody Druchii sobie jakoś poradzi, bo nie udzielił żadnych specjalnych wskazówek.
Vorthion stanął nad zamarzniętym brzegiem rzeki – był dość szeroki. W okolicy pewnie był gdzieś bród albo jakieś inna dogodna przeprawa...Druchii przynajmniej miał taką nadzieję.
Jego uwagę przyciągnęły kołujące nisko ptaki. Czarne, wirowały w powolnych, pełnych godności kręgach opadając coraz niżej...Były dość daleko, ale może godzinę, dwie marszu w górę wody...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Twilight
Pomywacz
Posty: 61
Rejestracja: niedziela, 15 czerwca 2008, 15:46
Numer GG: 6401347
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Twilight »

Lindara

Elfka przemknęła cicho nie spuszczając oczu z siedzącej w śniegu istoty. Każdy jej mięsień napięty był w oczekiwaniu na atak, ale tamta była spokojna. Zbyt spokojna.

Nagle Lindara skręciła gwałtownie mierząc wprost w skuloną postać. W tym samym momencie tuż obok siebie poczuła jakiś ruch i niemal natychmiast zmieniła swój cel, którym okazał się być… Zimowysmutek! Po kilku sekundach konsternacji elfka opuściła broń, a Cień zrobił to samo. W jego twarzy nie wyczytała ani strachu ani gniewu, więc prawdopodobnie okolica była bezpieczna, a czujny Druchii zaczaił się tylko dlatego, że usłyszał powracających myśliwych. Najprawdopodobniej Korsarza.

Pomysł Cienia nie przypadł jej za bardzo do gustu, gdyż jego jeniec był ranny i co najdziwniejsze – zdawał się w ogóle nie kontaktować ze światem, ale nie miała ochoty się z nim sprzeczać. Po prostu wzruszyła ramionami i powiedziała:
- Będzie nas spowalniać. Pójdę jako ostatnia i dopilnuję by nie zostawiła śladów.

Wędrówka powrotna była uciążliwa i długa, ale to pozwoliło Lindarze poukładać sobie w głowie ostatnie wydarzenia. Coś niedobrego działo się wokół ich kryjówki i wiązało się z niedalekim miastem, była tego pewna. Ich nędzny łup był powodem do wstydu, choć sumienie Lindary było czyste – po prostu nie dopisało im szczęście. Nie miała zamiaru usprawiedliwiać się przed Arhaithem, ani przed nikim innym. Za to Szelma powinien dowiedzieć się o wszystkim jak najszybciej. Obecność miastowych w tej głuszy była dla niej zbyt zastanawiająca, by to zignorować. No i ciekawa była co też może powiedzieć im kobieta, którą zranił Zimowysmutek.

A jeśli mowa o Cieniu… ten wydawał się być trochę zagubiony, gdyż trochę nadłożyli drogi, ale nie miała o to do niego pretensji. Jej pierwsza zima w dziczy była jednym z najgorszych wspomnień jej krótkiego życia i zdawała sobie przez to sprawę jak łatwo można zgubić kilka ważnych szczegółów w krajobrazie gdy spadnie śnieg. Jednak po wielu trudach odnalazł właściwą ścieżkę i poprowadził ich wprost do kryjówki banitów. Po drodze natknęli się na Thanarien. Widząc jak jej usta krzywią się w pogardliwym grymasie na widok ich zdobyczy Lindarze zrobiło się gorąco, a lekki rumieniec oblał jej policzki. Nienawidziła takich sytuacji i w głębi swojej szlacheckiej duszy miała ochotę udusić łowczynię.

Ostatni odcinek pokonali w kompletnym milczeniu. Gdy znaleźli się w jaskini Lindara rzuciła uważne spojrzenie na zdobycz Zimowegosmutka.
- Nie wygląda dobrze - stwierdziła spokojnie. - Zabierz to do Zanbu. Ja spróbuję znaleźć Szelmę.
Elfka obróciła się na pięcie i pewnym krokiem odeszła.
Róża pustyni
Której cień nosi ze sobą tajemną obietnicę
Ten pustynny kwiat
Żaden słodki perfum nie torturuje mnie bardziej niż ten

Śnię o deszczu
Podnoszę swój wzrok ku pustym przestworzom
Zamykam oczy
Ten rzadki perfum jest słodkim upojeniem miłości
Deadel
Pomywacz
Posty: 44
Rejestracja: środa, 27 sierpnia 2008, 09:16
Numer GG: 0

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Deadel »

Zimowysmutek
Postaciami skradającymi się w stronę mojej zwierzyny okazały się Lindara z Azghairem.
Mierząc w jej stronę powiedziałem:
- Spokojnie, księżniczko to coś tam to moja zwierzyna- poczym podszedłem do rannej zwierzyny by poprawić jej opatrunek, „jeśli szybko nie otrzyma fachowej pomocy to zdechnie najdalej do wieczora”
- Idzie z nami- powiedziałem to tonem ucinającym wszelka dyskusje poczym dodaje- sama nie pójdzie zarzuć mi ja na plecy korsarzu i pilnujcie by ślady jej krwi nie z ostawały za nami- „za dużo gadam, bo rana na policzku znów boli”.
„Jak mogło do tego dojść bym pobłądził” zastanawiałem się w duszy nie mogąc znaleźć punktów orientacyjnych to pewnie przez to, że niosę to ścierwo nie jest ciężka, ale chodzenie z nią przez śniegi nieźle daje w kość i dekoncentruje. W końcu trafiliśmy na straży stała Thanarien, która przyglądała się nam z pogardą, więc posłałem jej uśmiech idioty „jeszcze zobaczymy, kto będzie się górą suko”.
Gdy byliśmy koło wejścia do jaskini Lindara odezwała się do mnie:
- Nie wygląda dobrze - stwierdziła spokojnie. - Zabierz to do Zanbu.
-No, co ty- powiedziałem ironicznie – spotkamy się tam- dodałem. Zaniosłem ja do jaskini czarnego starucha niepytany wszedłem do środka. [ jeśli był w środku, to mówię by się nią zajął ,a jeśli go niema to czekam na niego, będąc tam ściągam z niej kurtkę buty i spodnie]


Gramy jeszcze???
Ostatnio zmieniony poniedziałek, 25 stycznia 2010, 05:38 przez Deadel, łącznie zmieniany 1 raz.
Kot ma swoje własne ścieżki;
choćbyś go zmusił do odwrotu, on nadal jest na swojej drodze.

Kot czeka

Droga Kota
Isengrim Faoiltiarna
Bombardier
Bombardier
Posty: 692
Rejestracja: niedziela, 11 grudnia 2005, 17:49
Numer GG: 2832544
Lokalizacja: The dead zone

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Isengrim Faoiltiarna »

Azghair

Kiwnął głową na gest Lindary, po czym zaczął skradać się w stronę polanki, zaciskając palce na drzewcach włóczni. Śnieg tłumił kroki Korsarza, ten jednak przeklinał w myślach każde skrzypnięcie i trzask pod jego stopami. Kiedy zobaczył, że nagle znikąd pojawił się Cień, odetchnął z ulgą. na twoim miejscu nie polegałbym na tej kuszy - powiedział. - Cięciwa jest przemoczona, kot dalej rzygnie, niż to coś strzeli. Daj mi ją, może uda mi się coś z tym zrobić, kiedy wrócimy do jaskini. Mówiąc to przyjrzał się jeńcowi Cienia. Kobieta była ranna, a opatrunek na jej nodze nie był zbyt dobrze wykonany. Jeśli chcesz ją donieść do kryjówki żywą, zawiąż jej dodatkowy kawałek materiału na ranie. Wygląda, jakby miała wyzionąć ducha lada chwila Pomógł Zimowemusmutkowi podnieść ofiarę i zarzucić mu ją na plecy. Kiedy dotarli do jaskini, starał się nie okazywać skruchy z powodu marnych wyników polowania. Z resztą wyglądało na to, że i tak to Cień zbierze najwięcej skarg...
"Beg for mercy! Not that it will help you..."
Hoist the banner high!! For Commoragh!
callisto
Szczur Lądowy
Posty: 17
Rejestracja: piątek, 12 grudnia 2008, 23:00
Numer GG: 9592373
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: callisto »

Sarath
-Podobno się jakoś zataczał i rzygał jak pijany Korsarz. – Słysząc słowa Harotiha, Sarath uśmiechnęła się złośliwie. Czyżby to był ten dawno oczekiwany znak? „Nareszcie” pomyślała. Miała już nieco dość czekania, bo ileż można było?
- Ciekawe, nie? Żeby mu tak płucka pękły.. – Haroith zaśmiał się nieprzyjemnie. Dziewczyna skinęła głową w zamyśleniu. Wreszcie coś zaczęło się dziać. Nie zareagowała na jego dotyk.
Wiedziała, że jest teraz zdobyczą mężczyzny, ale nie miała zamiaru być łatwa. Pomimo iż nigdy nie była świadkiem gier między przeciwnymi płciami, dużo o nich słyszała. Jej mistrz mówił, że doprowadzało go to do szału, lecz jednocześnie sprawiało, że kobieta wydawała mu się bardziej interesująca. A młoda Sarath na pewno nie chciała być tylko jednorazową zabaweczką jakiegoś mężczyzny. Jeśli już, to mężczyzna mógł być jej zabawką.
Sarath wzdrygnęła się, gdy ciszę przeciął, niczym ostry nóż, czyjś krzyk. Spojrzała na Haroitha, jakby oczekiwała, że on będzie wiedział.
-Słyszałaś? Psy sądzą, że został otruty i zarzynają kilku...tak dla zasady- mruknął, zaciskając palce na drobnej piersi dziewczyny- Masz szczęście, że nie byłaś dziś w okolicy składu...- Przycisnął ją do siebie. Sarath nie była jednak w stanie myśleć o niczym innym jak o tym, jak ta kobieta to zrobiła… Jej znak, jej okazja nadeszła. Teraz przyszedł czas by się wykazała. Nie miała zamiaru tego zmarnować.
Kompletnie ignorując „zaloty” mężczyzny starała się wsłuchać w to, co mówili ludzie. Nie rozumiejąc jednak ani słowa, zagryzła wargi. Musiała prosić Khaela o pomoc. Biorąc pod uwagę, jego ostatnie zachowanie może to być trudne.
Przesuwając dłonią po piersi Haroitha w zamyśleniu, przygryzła lekko wargę. Musiała wykorzystać tę okazję.
- To znak. Ona chce bym zaczęła działać. Ludzie o coś się kłócą… Muszę prosić Khaela o pomoc. – Przyznała, nieco niechętnie. Myśl, że czegoś nie potrafiła wcale jej się nie podobała. Wstając ruszyła w kierunku Khaela. Nie miała już nic do stracenia…

Wybaczcie mi zwłokę. Życie zwaliło się na głowę. Mea culpa!
Ewolucja jest niedoskonałym i często okrutnym procesem.
Moralność traci swoje znaczenie.
Wybór pomiędzy złem i dobrem zredukowany do jednego, prostego wyboru...
Przetrwanie,
albo unicestwienie.
the_weird_one
Mat
Mat
Posty: 407
Rejestracja: sobota, 22 listopada 2008, 21:34
Numer GG: 6271014

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: the_weird_one »

Vorthion

Marsz okazał się zajęciem dość przykrym - dość pusty brzeg rzeki za moment wypełnił się ośnieżonymi krzewami, których nagie gałązki były jednak czepliwe.
Vorthion był zmuszony je ominąć, idąc równolegle do lustra wody i mają nadzieję, że go nie zgubi.
Wędrował tak, póki rzeka nie zwęziła się, a z obydwu stron nurtu nie wyrosły kamienne ściany. Mag kierując się widokiem ptaków, podążył prawym dośc jeszcze płaskim brzegiem- jak się wydaje, był to rodzaj prowizorycznej drogi.
Wąwóz ciągnął się dalej, skręcając odrobinę w lewo i prawo- rzeka pluskała jego dnem. Za chwilę pojawił się pierwszy kamienny próg, potem następny. Woda spadała z nich z hukiem, wzniecając chmurę wilgoci.
W końcu ściany jaru poszerzyły się, a rzeka rozlała, lśniąc warstwą lodu i śniegu.
Ptaki były już niedaleko, wyraźnie widoczne czarne punkty.
Co dziwne, jak zauważył mag rzekoma droga kończyła się mostem...a raczej czymś co nim kiedyś było.
To nie wyglądało dobrze- jak przeprawić się na drugi brzeg? Lód wyglądał na dość solidny, ale czy można mu ufać?
Vorthion nie miał innego wyboru.
Pełznąc po zimnej powierzchni, oblewał się potem na każde głośniejsze skrzypnięcie. Właśnie już niemal docierał do brzegu, gdy jego uwagę przykuła jakas pokręcona sylwetka.
Spore cielsko z pokręconymi, białymi odnóżami wyglądało dziwacznie, wrośnięte w błękitnobiały lód.
Vorthion zbliżył się ostrożnie i ze zdumieniem rozpoznał coś na kształt konia. Stworzenie może i nim było, ale ogryzione do naga i przysypane śniegiem kości nie pomagały w identyfikacji. Jednak co robił koń tutaj?
Wspinając się po stromej skarpie, Vorthion dostrzegł jakiś kopiec, bielejący w oddali. Właśnie przy nim kołowały chmarą ptaki, wrzeszcząc z gniewem na coś ... lub kogoś.
Druchii nie był zachwycony samodzielną eksploracją niebezpiecznego - delikatnie mówiąc, o czym świadczyły zamarznięte szczątki - terenu, jednak zarówno ciekawość jak i konieczność odnalezienia ptaków popchnęła go dalej. Przemieszczał się dalej po stromiźnie, ku zaobserwowanemu miejscu, im bliżej tym ostrożniej, tak by nie płoszyć ptaków, jak i z uwagi na własne wątpliwe bezpieczeństwo.
Vorthion skradał się nieudolnie, przeklinając w duchu skrzypiący śnieg. Ptaki jednak krążyły dalej, bo w czynionym przez nie tumulcie, ginęły wszelkie inne odgłosy.
Vorthion podszedł bliżej i zatrzymał się w pół kroku.
Dwa drapieżniki o szarym futrze szczerzyły się wrogo nad napoczętym, na wpół zżartym trupem. Jeden z wilków ledwo wydobywał z siebie głos, na wpół leząc a jego sierść była polepiona na wpół brązową krwią. Drugi, żwawszy od towarzysza co i rusz skakał, chcąc dosięgnąć rozwścieczone ptaki. Czarne stado krążyło, co i rusz przypuszaczjąc ataki - wilk już miał krew na pysku i grzbiecie.
Mag postanowił zachować ostrożność. Przekonany był, że drapieżniki go nie zaatakują same, także były najedzone i co ważniejsze, nie widziały w nim zwierzyny. Gorzej że, jak szybko się nauczył u Cieni, mogły poczuć się zagrożone jeżeli to on podejdzie zbyt blisko lub będą bronić nadżartej zdobyczy. Nie chciał znaleźć się w bezpośrednim otoczeniu przeganiającego wilka, jednak pośród pustki fascynowało go tak zjawisko z harmidrem wywołanym przez ptaki, jak i ciało, które uznał za jeźdźca. Podszedł jeszcze bliżej, nie zamierzając podchodzić dalej niż go zatrzyma pierwsze spojrzenie drapieżników. Ptakami zamierzał zająć się później, wątpił by w takim gwarze zdołał bezbłędnie pochwycić nurty wiatrów magii.
Zwierzęta ignorowały maga, zajęte cały czas swoim sporem. Ten przybierał na sile, az zdesperowany wilk co chwila wyskakiwał z wyciem frustracji w powietrze, jednak ptaki były dużo szybsze.

Ośmielony brakiem zainteresowania, postąpił dalej, kierując się do zwłok by dokonać lepszych oględzin, od strony przeciwnej do spoczywającego wilka.
Zwłoki musiałby pochodzić z ośnieżonego, na wpół rozgrzebanego pagórka. Coś z niego wystawało, kiedy mag się zbliżył, dostrzegł zamrożoną na kość wystającą dłoń.
Vorthion wzruszył ramionami, mimo iż brakło kogokolwiek kto mógłby ten gest dostrzec. Stwierdził, że i tak niczego użytecznego zwłokom już raczej nie zabierze i skupił się na swym zadaniu. W skupieniu zaczął przypominać sobie wiedzę o znanym zaklęciu, w oparciu o wiatry magii, starając się określić, czy już będzie mógł ją wykorzystać... zgodnie z nabytą wiedzą oddał się obserwowaniu ptaków, by z nich wyczytać, czy już jest do tego gotowy.

Elf rozpoczął cichą recytację w tak obcym mu języku jego znienawidzonych przodków, Anoqueyan, by ujarzmić moc tak różniącą się od pierwszych nauczań jakie otrzymał. Formułował rozkazy dla wiatru Azyru, pragnąc zaczerpnąć mocy, którą zdobył sam, kształtując wedle życzenia wiatr w polecenie z którego korzystał w przeszłości, w języku co do którego od dawna miał uzasadnioną nadzieję, iż zna go i jego wymowę wystarczająco dobrze. Odłożywszy przed momentem wszystkie niesione przybory, skoncentrował się tylko na pytaniach, jakie musiał zadać do kontynuowania swej myśli. O garnizonie według jego opisu. O drodze. O takich istotach jak on w okolicy. O najkrótszej drodze, wzdłuż której mógłby podążyć gdyby podano mu prostą linię, dla istoty latającej oczywiście najkrótszą. Być może będzie mógł ubiegać się o wskazówkę, dotyczącą ostatecznego losu szarpanego tuż obok niego truchła...
No Name pisze:Podchodzę do norda i mówię:
- Pierwsza zasada klubu walki – nie rozmawiajcie o klubie walki...
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Ninerl »

Zimowysmutek
Kobieta stawała się coraz cięższa, a korytarze prowadzące do nory Zanbu, były dość ciasne. Zimowysmutek starał się iść ostrożnie, by nie uderzać o ściany swoją ofiarą. Było dziwnie pusto - ale Cień nie miał siły, by zastanawiać się co to znaczy.
Dwa razy pobłądził, wybierając zły korytarz. Wreszcie, spocony i obolały dotarł na miejsce.
Pierwsza jaskinia była pusta - wypełniał ją zapach jakiegoś suszu. Właściwie wyglądała tak samo, jak Cień zapamiętał. Była jednak pusta, ale czuje ucho Cienie wychwyciło jakiś pomruk, jak gdyby dochodzący zza skórzanej zasłony. Dźwięk brzmiał dziwnie monotonnie i trochę bełkotliwie. Zignorował to chwilowo, rozbierają na wpół schwytaną kobietę. Ta zupełnie nie zareagowała na jego dotyk - miała na wpół przymknięte oczy, a strużka śliny pociekła z kącika jej warg.

Azghair
Korsarz pomógł Zimowemusmutkowi podnieść ofiarę. Podczas marszu, wpadło mu głowy pytanie : po co Cieniowi ta ledwie żywa kobieta? I w dodatku....nieco zaokrąglona? Może to jakiś przesąd, Cienie były znane ze swoich zabobonów.
Napotkana łowczyni większą część dezaprobaty skupiła na Cieniu, jakby go uważała za winnego tak nędznego łupu. Korsarz nie miał sobie nic do zarzucenia, nie przypominał sobie by kiedykolwiek pragnął zostać myśliwym futrzastych i czworonożnych zwierząt. Raczej dwunożnych - były łatwe do złapanie i wykarmienia. A i ceny potrafiły być wyższe...
Gdy dotarli do jaskini, Lindara rzuciła zdawkowe zdanie i odeszła na poszukiwanie Szelmy, mężczyznom pozostawiając rozwiązanie kłopotu w postaci tej kobiety.
Zimowysmutek odszedł powoli, nie zwracają uwagi na korsarza. Ten miał do wyboru albo towarzyszenie Lindarze, któej kroki jeszcze słyszał w korytarzu lub Cieniowi...

Lindara
Kobieta zajrzała najpierw do wielkiej sali, ale tu Szelmy nie było. Napotkany Khaeth nie wiedział, gdzie jest i co teraz robi czarnowłosy przywódca bandy. Rozczarowania Lindara obeszła prawie wszystkie korytarze - po drodze minęła kilka nieznanych jej tuneli. W końcu pozostały tylko one. Wybrała ten sprawiający najlepsze wrażenie, powtarzając sobie że pójdzie tylko kawałek. Prymitywna pochodnia powstała z kawałka tlącej się gałęzi, nie mogła starczyć na zbyt długo. Świeciła też dość nierówno ale Lindara nie miała nic lepszego.
Korytarz zakręcał parę razy, wijąc się jak wąż. Kobieta miała wrażenie, że podłoga się stopniowo podnosi. Właściwie miała już zawrócić, gdy coś usłyszała. Brzmiało jak czyjś stłumiony, ledwie słyszalny szept, a jej twarz owiało nieco chłodniejsze powietrze. Zaintrygowana Druchii ruszyła dalej, powtarzając sobie, że przecież w razie czego zaczną jej szukać a bandyci powinni znać dobrze wszystkie zakamarki jaskiń.
Korytarz nadal wspinał się pod górę i stawał coraz bardziej stromy. Szept był coraz głośniejszy, a twarz kobiety musnął zimny powiew. Tunel znowu skręcił dwa razy, pojaśniał aż wreszcie w oddali pojawił się jaskrawy owal. Lindara ruszyła w tamtym kierunku, zastanawiając się nad źródłem dźwięku - może to jakiś posterunek bandytów albo miejsce narad? Ona i jej towarzysze nie musieli przecież znać wszystkich tajemnic bandy. A może to oddział strażników odkrył to wejście i czaił się tam, by wyrżnąć niczego nie podejrzewających banitów? Lindarze ciarki przebiegły po plecach. Tak czy inaczej powinna to sprawdzić....

Sarath
Khael leżał, rozwalając się na całą długość prymitywnego barłogu. Właśnie wysączał ostatnie krople ze swej butelki. Gdy okazał się pusta, z cichym warkotem rzucił ją w kąt. Potem dostrzegł dziewczynę i skrzywił się paskudnie.
-Czego?- syknął- Byli już tu twoi zwierzęcy pomagierzy, nie dając mi spokoju. Zaraz znowu tu wrócą, by zawracać mi...- znacząco nie dokończył, zakładając ręce za głowę.
- Mógłbyś jej pomóc- odezwał się niespodziewanie Haroith, stając za Sarath.
- Zamknij tą brudną mordę, szczylu!- Khael warknął cicho- Nagle taki dzielny jak jakiś zafajdany rycerzyk, a wcześniej tylko skamlał pod batem... - mężczyzna splunął.
- Szybciej, mała- zwrócił się do Sarath- Idą już tu twoje zabawki... - istotnie rozległ się nagły chór szeptów, a potem dwie postacie podniosły się ze swoich legowisk.

Vorthion
Przeszły go ciarki, gdy powietrze nagle zgęstniało i na mrugnięcie oka coś jakby opadło na prymitywny kurhan. Umysł maga zalało cała horda rozwrzeszczanych umysłów, przepełnionych pierwotnym głodem i niespodziewanie silną zaciekłością. Ogłuszony wrażeniami mag zachwiał się na chwilę, pośpiesznie stawiając barierę. Zwierzęce mózgi były zbyt pobudzone, zalewane falami różnokolorowych substancji, które jak mniemał mag przedstawiały owe emocje.
Właśnie miał odejść, by nie przyciągnąć uwagi wilków gdy jeden mały czarny kształt wzbił się nieco wyżej, by potem opaść niedaleko maga. Jakiś ptak, nieco mniejszy od niektórych unoszących się nadal w powietrzu, skradał ostrożnie, strosząc nadal lśniące pióra w kierunku wystającej ręki. Pióra zwierzęcia wyglądały na postrzępione, jakby wiele przeszły.
Nagle któryś z wilków warknął i ptak podskoczył w górę, rozkładając skrzydła. Za chwilę znalazł się z powrotem w pobliżu Druchii i jakby dopiero teraz zauważył jego obecność.
Żywe, małe oczka spojrzały na maga, gdy ptak zabawnie przekrzywił głowę. Podskoczył i zakrakał cicho, wpatrując się intensywnie w Vorthiona.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Isengrim Faoiltiarna
Bombardier
Bombardier
Posty: 692
Rejestracja: niedziela, 11 grudnia 2005, 17:49
Numer GG: 2832544
Lokalizacja: The dead zone

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Isengrim Faoiltiarna »

Azghair

Pomógł Cieniowi zarzucić kobietę na plecy. Kiedy spróbował ją podnieść, stęknął ze zdziwienia - dopiero po chwili zobaczył zaokrąglony brzuch, nie będący bynajmniej wynikiem tuszy. "Ciężarna? Co kobieta w ciąży robi w środku lasu? I kto pozwala jej iść do walki w takim stanie?" - pomyślał. - "A przede wszystkim, na co ona Cieniowi?". Szedł za Zimowymsmutkiem, co jakiś czas pomagając mu nieść jeńca. W każdym razie zakładał, że ma to być jeniec - innego powodu targania ze sobą półżywej kobiety w ciąży nie potrafił wymyślić. Pytania nie dawały mu spokoju, przez co robił się coraz bardziej zdenerwowany. W dodatku marznął coraz bardziej, a biorąc pod uwagę brak sukcesów w zdobyciu zwierzyny wyglądało na to, że będzie również głodny.
Dotarli w końcu do jaskini, gdzie, jak Korsarz się spodziewał, Cieniowi dostało się najwięcej za marny wynik polowania. Grupa się rozeszła - Korsarz spojrzał najpierw na korytarz, z którego słyszał jeszcze kroki Lindary, potem na Cienia, który odchodził w stronę jaskini Zanbu. Westchnął i ruszył za elfką - i tak nie miał teraz ochoty na oglądanie starego wariata. Nie wspominając o tym, że smród w jego siedzibie przyprawiał go o mdłości...

Jeeeej! Sesja z powrotem ruszyła! ^_^
"Beg for mercy! Not that it will help you..."
Hoist the banner high!! For Commoragh!
Twilight
Pomywacz
Posty: 61
Rejestracja: niedziela, 15 czerwca 2008, 15:46
Numer GG: 6401347
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Twilight »

Lindara

Krętymi korytarzami jaskini dotarła do głównej sali, lecz po kilku chwilach wróciła się po swoich śladach natykając się na młodego Khaetha. Zapytany o Szelmę wzruszył ramionami i stwierdził, że nie widział go dzisiaj. Słysząc to zirytowana i lekko rozczarowana Lindara podziękowała szorstko za informację i ruszyła dalej przy okazji zabierając ze sobą naprawdę prymitywną pochodnię. Obeszła wszelkie znane jej korytarze, lecz bezskutecznie. Zostały tylko te, których nie znała. Stała przez chwilę niezdecydowana, próbując sobie przypomnieć drogę do jaskini ciemnowłosego watażki, w której spędzili pierwszą upojną noc. Po kilku chwilach zrezygnowała z pomysłu pójścia tam, bądź co bądź w wzajemnych ich stosunkach nie czuła jeszcze się tak pewnie by naruszać jego prywatny teren. Skręciła w końcu w jeden z bardziej nieznanych korytarzy obiecując sobie, że przejdzie tylko kawałek, bo pochodnia szybko się kurczyła.

Wydrążona w skale ścieżka wiła się niczym paskudny wąż, choć Druchii miała wrażenie, że podnosi się lekko jakby powoli, acz nieubłagalnie wspinała się w górę. Za każdym zakrętem obiecywała sobie, że jeszcze następny i zawróci. Ale nie, parła dalej niczym głupawy niewolnik prowadzony na postronku. W końcu naprawdę już chciała zawrócić, lecz wtem usłyszała coś, co kazało jej stanąć i uważnie wsłuchać się w otaczającą ją ciszę. Oprócz syku nieubłagalnie dopalającej się pochodni usłyszała coś jeszcze, jakiś stłumiony odgłos… Szept? Nagle na twarzy poczuła chłodniejszy powiew, więc ruszyła powoli dalej nasłuchując uważnie. Tunel skręcił jeszcze kilka razy, a w oddali pojawił się jakiś jaśniejszy owal. Co to mogło być? Sekretne przejście? Tajne miejsce narad? A może od dawna nieużywany i zapomniany przez wszystkich kanał?

Stawiała stopy najciszej jak potrafiła nasłuchując tego głosu. Kto to mógł być? Ktoś z banitów? A może oddział strażników, który znalazł jakieś niezabezpieczone wejście do jaskiń…? Wzdrygnęła się lekko na samą myśl o tym. Skoro istniało zagrożenie trzeba było to sprawdzić… Nawet jeśli miała nadstawiać za wyrzutków własnego karku. Odłożyła na bok dopalającą się pochodnię i ruszyła cicho dalej bacząc by nie zdradził jej najmniejszy szelest.
Róża pustyni
Której cień nosi ze sobą tajemną obietnicę
Ten pustynny kwiat
Żaden słodki perfum nie torturuje mnie bardziej niż ten

Śnię o deszczu
Podnoszę swój wzrok ku pustym przestworzom
Zamykam oczy
Ten rzadki perfum jest słodkim upojeniem miłości
the_weird_one
Mat
Mat
Posty: 407
Rejestracja: sobota, 22 listopada 2008, 21:34
Numer GG: 6271014

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: the_weird_one »

Vorthion zganił się w myślach za niezdolność przewidzenia efektów, dopiero teraz otępiale spostrzegł jak idiotyczna była próba działania wobec takiego - dosyć nienaturalnego, jak na jego gust - zachowania ptaków. Wręcz zatoczył się, zalany obcymi doznaniami, zanim odciął swój umysł od efektów działania splecionego zaklęcia.
Stwierdziwszy iż nic tu nie znajdzie tak jak długo jak są tu wilki, schylił się po pakunek aby podnieść skóry i ruszyć dalej wzdłuż rzeki na poszukiwania. Gdy jego wzrok spoczął na ptaku.
Vorthion jak zaczarowany, schylony trzymał już ręką pakunek, nieruchomo wpatrywał się w zwierzę, obserwował jego szczególne zachowanie. Gdy wilk odgonił ptaka i ten przemieścił się w stronę Druchii, jedna z dziesiątek hipotez elfa została już potwierdzona. Spojrzał na rękę.
Posłaniec... zaczął rozważać konsekwencje, przenosząc wzrok na ptaka i posłaniec.

Oczywiście, mogły istnieć inne wyjaśnienia, Vorthion stwierdził jednak że nie zamierza tracić na nie czasu, a to go nic nie kosztuje, za to może dużo zyskać. Nie cofając się delikatnie wyciągnął rękę mniej-więcej w kierunku ptaka, ale nie agresywnie. Pamiętał dokładnie opis splatania, ale nie posiadał technicznej wiedzy dotyczącej wszystkich aspektów efektów korzystania z Azyru, dlatego najpierw przestał się koncentrować na moment, jednak pamiętając o przeszkadzającej sytuacji, cofnął się od całego zamieszania na kilka, kilkanaście metrów - tak długo, jak ptak podążał za nim albo chociaż pozostawał nieruchomo, nie tracąc zainteresowania w wyraźny sposób - i ryzykownie i wyczerpująco, powtórzył czar, licząc tym razem na konkretne efekty...
Z najważniejszych twierdzeń zasłyszanych od rodziny musiał przyznać, że "Myśl zanim zaczniesz czerpać z Wiatrów" była najważniejszą z tych, które lekceważył.
No Name pisze:Podchodzę do norda i mówię:
- Pierwsza zasada klubu walki – nie rozmawiajcie o klubie walki...
callisto
Szczur Lądowy
Posty: 17
Rejestracja: piątek, 12 grudnia 2008, 23:00
Numer GG: 9592373
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: callisto »

Sarath

Sytuacja nie była za wesoła. Khaleowi najwyraźniej znudziło się pomaganie jej. Zresztą, czego miała oczekiwać po tym pijaku? Szkoda, że był on niezastąpiony, wcale jej to nie sprzyjało. Właściwie to nie wiedziała już, co ma zrobić. Bez niego nie będzie mogła porozmawiać z ludźmi, a bez nich... cały plan nie będzie miał sensu. Bo jaki jest sens robienia czegoś, gdy za cholerę nie rozumiesz, co twój współpracownik do ciebie mówi?
Musiała za to przyznać, że pozytywnie zaskoczyła ją postawa Haroitha. Nie to, żeby miało to cokolwiek podziałać, ale jednak – to było miłe. Dziwnie miłe. Jednak nie miała czasu się nad tym zastanawiać, tak jak nie miała czasu dyskutować z Khaelem na temat tego jakim gburem był. Teraz była ich szansa, a jeśli przez tego idiotę mieli ją stracić... To mu tego nie daruje. Wiedziała, że jest tylko małą dziewczynką w porównaniu z nim, ale wierzyła swoje szczęście. Gdy chór szeptów zaczął się zbliżać nie miała pojęcia, co zrobić. Po raz pierwszy od dawna poczuła się bezsilna. Wcześniej było zawsze jakieś rozwiązanie, jakieś światełko w tunelu. Teraz nie widziała żadnej opcji. Zaklęła tylko szpetnie, nerwowo rozmyślając nad rozwiązaniem.
Ewolucja jest niedoskonałym i często okrutnym procesem.
Moralność traci swoje znaczenie.
Wybór pomiędzy złem i dobrem zredukowany do jednego, prostego wyboru...
Przetrwanie,
albo unicestwienie.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Ninerl »

Vorthion
Ptak przyglądał się uważnie, a potem zakrakał, gdy mag się oddalił od zamieszania. Rozłożył skrzydła i wylądował niedaleko Druchii. Potem podskoczył kilka razy i z powrotem wylądował w pobliżu prymitywnego kurhanu. Czarne, błyszczące oczka wpatrzyły się z napięciem w maga.
Vorthion próbował właśnie skoncentrować całą swoją uwagę na nikłych, błękitnych nitkach mocy Błękitnego Wiatru, leniwie dryfujących w mroźnym powietrzu. Cieniutkie wstążki wirowały tu i tam, paradoksalnie rozpraszając jego uwagę. Mag powtarzał raz po raz wyuczone gesty i już wydawało się, że nic z tego nie będzie, gdy coś przyciągnęło jego umysł z zatrważającą siłą, zalewając myśli pulsującym, złocistym brązem. Głosy ptaków spotęgowały się w dziki chór, brzmiący nienaturalnie wysokimi głosami.
Ogłuszony Druchii zatoczył się, próbując odciąć się od wrzaskliwej fali dźwięku i ciemniejącej gwałtownie ściany brązu. Nagle Vorthionowi zrobiło się ciemno przed oczyma, ale jednak rozbłysło jakieś małe światełko. Światełko płonęło równomiernie i wydawało się zatapiać w umyśle maga, wydobywając go z ciemnego chaosu.
Vorthion zamrugał, stwierdzając że nadal stoi na nogach, na udeptanym śniegu, a mroźne powietrze muska mu policzki.
Coś ciepłego zmoczyło jego usta, smakując metalem.
Dziwne uczucie połączenia nie znikło. A teraz przesączało się przez niego jedno uczucie : głód. Jeść,jeść, jeść, jeść... komunikował ktoś lub coś.
Ptak znowu pojawił się koło Druchii, zakrał nagląco. Uczucie zjawiło się ponownie....

Lindara
Głosy były nadal niewyraźne, a Druchii przez chwilę oślepiło światło, gdy podkradła się do wyjścia. Musiała jednak wychylić się ostrożnie i dopiero teraz prowadzony dialog nabrał jako takiej rozpoznawalności. W okolicy, wyglądające jak osłonięta skałami półka skalna, nie było nikogo widać. Musieli się znajdować gdzieś z boku.
- To jest....ale...tak się umawialiśmy – ze zdumieniem rozpoznała znajomy głos. Głos Szelmy.
- Oni....musisz to przyśpieszyć – drugi głos był cichszy, jakby jego właściciel niechętnie wydobywał z siebie jakiekolwiek słowa.
- Ale to musi byc pewne....- ton banity ochłódł.
- Będzie....pan powiedział....udanego polowania, psie...- drugi odpowiedział głośniej i z wyraźną kpiną.
Coś zaszeleściło niedaleko Lindary, a potem rozległ się zgrzyt żwiru. Zapadła cisza...

Azghair
Korsarz podążał za Lindarą, jednak tak szła tak szybko, że momentami był w stanie dostrzec tylko błysk pochodni. Korytarze kręciły się tu i tam, a on mógł mieć tylko nadzieję, że obydwoje będą w stanie wrócić do jaskiń banitów.
Szedł wytrwale, aż wreszcie płomień znikł. Pozostało mu tylko zapalić własny kawałek drewna. Migocące światełko oświetliło szeroki korytarza, który kilka stóp dalej dzielił się na dwa, prawdopodobnie biegnące w tym samym kierunku. Azghair zajrzał do jednego, a potem do drugiego i stojąc w tym drugim miał wrażenie, że w nos uderzył mu swąd palącego się drewna, przyniesiony przez jakiś podmuch. To musiała być pochodnia Lindary – w takim razie był niedaleko.
Tunel biegł prosto, nieco zstępując w dół. Azghair właśnie zastanawiał się nad powrotem, stawiając stopę, gdy nagle ziemia usunęła się mu spod nóg.
Przez dobrą chwilę zsuwał się, tocząc z resztkami niedoszłej podłogi, aż wreszcie grunt znikł i Azghair zwalił się ciężko na stos czegoś grzechoczącego. Pochodnia lewie się tliła, a poparzone przez nią palce nieprzyjemnie piekły.
W jej świetle pojawiły się krągłe, białawe kształty. Wyglądające jak ...czaszki.

Sarath
Do Khaela podeszło dwóch ludzi, tych z którymi Sarath zawarła tymczasowy sojusz. Mówili przez chwilę, a jej się wydawało, że Khael jest zaskoczony.
Wreszcie skończyli. Druchii milczał przez chwilę, a potem powiedział:
- Niech mnie Wiedźma zerżnie...oni naprawdę zamierzają rozwalić tą cała budę...Właśnie mówili, że przydałoby się wykraść resztki metalu z kuźni. Chcą z nich zrobić bron, a podobno słyszeli że ktoś...ktoś czyli my, szmaty znaczy... - roześmiał się chrapliwie - Mają ją posprzątać...
Kuźnia, jak Sarath wiedziała, znajdowała się poza palisadą, by uniknąć ewentualnego pożaru, w pobliżu małego jeziorka.
- Przecież oni nie potrafią walczyć – parsknął Haroith.
Khael spojrzał na niego wilkiem.
- Odezwał się szermierz urodzony...- warknął – Mało chłopczyku widziałeś...- odwrócił się ku Sarath, ignorując młodszego Druchii – Ten czarniawy coś mędził na temat ulicznej walki...to może nawet mogłoby się udać...- mruknął
- To co, mała? Będziesz tak stać czy coś im odpowiesz ? - Khael podniósł nieco głos.


Deadel, słoneczko nadal czekamy na Ciebie :P .... Nie daj nam czekać za długo :smile: ....
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Isengrim Faoiltiarna
Bombardier
Bombardier
Posty: 692
Rejestracja: niedziela, 11 grudnia 2005, 17:49
Numer GG: 2832544
Lokalizacja: The dead zone

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Isengrim Faoiltiarna »

Azghair

Szedł za Lindarą, próbując ją dogonić, jednak tempo, które narzuciła elfka, skutecznie to uniemożliwiało. Przez większość czasu widział tylko światło pochodni, rozjaśniające tunel przed nim. Przez jakiś czas obawiał się, że zgubi drogę powrotną, ale w końcu doszedł do wniosku, że jeśli nie on, to Lindara na pewno będzie pamiętać, którędy iść z powrotem do jaskiń banitów. Musi tylko za nią nadążyć...
W końcu blask pochodni zniknął. Azghair rozejrzał się szybko i z braku lepszych rozwiązań zapalił znalezioną gdzieś na ziemi na wpół wypaloną pochodnię. Zaczął znowu iść w stronę, gdzie zniknęła Lindara, aż doszedł do rozwidlenia. Obydwa wyglądały identycznie i najprawdopodobniej prowadziły w tym samym kierunku, więc zdał się na nos - wybrał tunel, z którego zapachniało palonym drewnem. Jednak pomimo zwiększenia tempa dalej nie widział przed nim blasku pochodni...
Chciał już zawrócić, kiedy poczuł, jak ziemia ucieka mu spod nóg. Kamienie na podłodze tunelu boleśnie orały mu plecy, kiedy zjeżdżał po pochyłości w głąb. W końcu podłoga się skończyła, a korsarz ciężko upadł plecami na stos, który rozsypał się pod nim z grzechotem. Resztka drewna w jego ręce ledwo się tliła, mały płomyk boleśnie parzył palce. Obejrzał się jeszcze za siebie, żeby w świetle dogasającego ognia zobaczyć czy tunel, z którego wypadł, jest w zasięgu skoku. Następnie zwrócił uwagę na leżące na podłodze czaszki. Odłożył pochodnię na ziemię i zaczął przyglądać się tym leżącym najbliżej niego, kiedy już jego wzrok przyzwyczaił się do ciemności.
"Beg for mercy! Not that it will help you..."
Hoist the banner high!! For Commoragh!
Twilight
Pomywacz
Posty: 61
Rejestracja: niedziela, 15 czerwca 2008, 15:46
Numer GG: 6401347
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Twilight »

Lindara

W tunelu rozwidniało się bardzo szybko, ale głosy nie stawały się przez to wyraźniejsze. Przez chwilkę stała w świetlnym kręgu przyzwyczajając oczy do innych warunków i wdychając świeże powietrze. Musiała się trochę wychylić by usłyszeć cokolwiek dokładniej. Na zewnątrz była półka skalna osłonięta dookoła kamieniami była jednak pusta. Lindara zgadywała, że mówiący byli gdzieś z boku, ukryci przed jej wzrokiem.

Już chciała wyjść na półkę i rozejrzeć się dookoła, gdy znów rozległy się te głosy. Rozpoznawszy jeden z nich poczuła, że jej serce przyspiesza bieg, a dłonie zaciskają się w pięści. Szelma. To dlatego nie mogła go znaleźć. Nie zrozumiała sensu rozmowy, ale nabrała pewnych podejrzeń, które wydały się jej trochę nieprawdopodobne, ale były jakże typowym zagraniem Druchii. Dlaczego dla własnych korzyści nie miałby ich sprzedać miastu? Jeśli to dla niego szansa by wrócić do stolicy i zemścić się na tych, którzy doprowadzili do jego wygnania, to czemuż nie? Jednakże... Niekoniecznie to musiała oznaczać ta rozmowa. Pewnie nigdy się tego nie dowie.

Nagły szelest wyrwał ją z zadumy, chrzęst żwiru sprawił, że spięła wszystkie mięśnie na wypadek, gdyby musiała szybko stąd zniknąć. Potem zapadła cisza. Druchii trwała w bezruchu nasłuchując kroków lub czegoś, co dałoby jej jakieś pojęcie o tym co się działo. Wydawało się jednak, że Szelma i jego tajemniczy rozmówca odeszli do innego wejścia, a to przy którym stała teraz Lindara od dawna było nieużywane. Powoli rozluźniała się myśląc co zrobić. Jej ciekawość była wciąż niezaspokojona: chciała wyjść z ukrycia i rozejrzeć się po okolicy.

Po kilku sekundach wyprostowała się i przeszła przez próg jaskini. Przysłoniła dłonią oczy i zmrużyła je tak jakby właśnie wyszła z bardzo ciemnego korytarza. Odczekała chwilę by "przyzwyczaić" oczy do światła i rozejrzała się po okolicy starając się wyglądać na naprawdę zaskoczoną.

(Lindara pomyszkuje chwilę po okolicy, ale jeśli nie znajdzie nic ciekawego wróci po swoich śladach do jaskini)
Róża pustyni
Której cień nosi ze sobą tajemną obietnicę
Ten pustynny kwiat
Żaden słodki perfum nie torturuje mnie bardziej niż ten

Śnię o deszczu
Podnoszę swój wzrok ku pustym przestworzom
Zamykam oczy
Ten rzadki perfum jest słodkim upojeniem miłości
Deadel
Pomywacz
Posty: 44
Rejestracja: środa, 27 sierpnia 2008, 09:16
Numer GG: 0

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Deadel »

Zimowysmutek
Wchodząc do pierwszej pieczary Zanbu, zauważyłem, że jest pusta tylko zza skórzanej zasłony dochodzi ciche monotonne pomruki. Położyłem jeńca na ziemi [ skórze albo słomie jeśli są w jaskini] po czym zdjąłem z niej kurtę i spodnie a ją samą nakryłem tym co znalazłem pod ręką. " Te ciuchy powinny pasować na tą ludzką dziewczynę.... zwierze zdycha a tego starucha nie ma, chyba muszę się rozejrzeć a nie czekać w nieskończoność." Po tej myśli wstałem i podszedłem do zasłony i odchyliłem ją tylko na tyle by zobaczyć co jest w środku...

Witam wszystkich ponownie:), dobrze,że mnie coś wczoraj podkusiło i wszedłem na tawernę :D prawie z krzesła spadłem widząc, że sesja znów ruszyła :mrgreen: . Po prawdzie to w styczniu nadzieje już na to straciłem :cry:
Ostatnio zmieniony niedziela, 29 sierpnia 2010, 09:07 przez Deadel, łącznie zmieniany 1 raz.
Kot ma swoje własne ścieżki;
choćbyś go zmusił do odwrotu, on nadal jest na swojej drodze.

Kot czeka

Droga Kota
ODPOWIEDZ