[FUDGE] Tron Chaosu

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Fenrisulfr
Pomywacz
Posty: 34
Rejestracja: niedziela, 13 kwietnia 2008, 19:06
Numer GG: 1061020

[FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Fenrisulfr »

Tron Chaosu

„W przyrodzie nie ma zła, jest tylko groza. Tak mówili.
Starożytni nie wiedzieli, czym jest zło, lecz wiedzieli, że gdzieś istnieje.
Mieli buty i marudzili, dopóki nie spotkali kogoś, kto pozbawił ich nóg.”



Obrazek


Pod wielkim, bezchmurnym niebem młoda jedenastoletnia dziewczynka przykucnięta, czekała za wielkim, pomarańczowym kamieniem. Było w niej coś niezwykłego.
Była Kie'rannką. Niewysoka, cała pokryta czarną sierścią z białą plamą na klatce piersiowej ubrana tylko w luźne brązowe, krótkie spodenki oraz w kilka białych szarf luźno oplatających tułów, co jakiś czas ostrożnie zerkała zza kamienia machając przy okazji radośnie długim ogonem. Jej oddech był płytki i spokojny, wysłuchiwała wszelkich odgłosów kroków oraz toczących się kamyków, lecz spokój i niezmienność pustyni pochłonął ją w swej ciszy oraz powiewach gorącego wiatru, który niósł ze sobą tumany piasku.
-Berek! Gonisz!- Jakiś głos ryknął za nią. Mały chłopiec, mający około 13 lat, rzucił z odległości kilku metrów małym, wypełnionym piaskiem woreczkiem w jej ramię. Chłopiec ubrany był od stóp do głów szczelnym skórzanym ubraniem, trochę przypominający jakiś dziwny kombinezon. Twarz jego nie była widoczna, zakryta szczelnie ciasnym kapturem, szalem oraz goglami.
-Nelo! Ty mały…! Jak ty...? – Krzyknęła do niego podnosząc z ziemi prowizoryczną piłkę pełną piachu.
Wykrzywiła swoje kocie rysy w zdenerwowanym grymasie. Ruszyła czym prędzej za uciekającym w stronę skalistych pagórków młodzikiem. Gramoliła się nad kamieniami i trzymała z całych sił woreczek w dłoni. Jak wbiegała na szczyt wzniesienia to rzuciła okiem po okolicy. Dookoła, gdzie okiem nie sięgnąć, rozciągały się klify, wielkie głazy, wapienne iglice oraz inne formacje skalne sięgające wysoko ku niebu, jakby sama ziemia chciała uścisnąć rękę niebiosom. Wszystko w kolorystyce beżowej, pomarańczowej oraz żółtej usłane drobnymi kamieniami, uschłymi kępami krzaków i trawy. Naprzeciw niej znajdowała się dawno już opuszczona, stara, zrujnowana gospoda, która rzucała cień na okolicę. Tuż przed budynkiem były cztery wozy wraz z kilkoma ogniskami a dookoła nich krzątali się członkowie ekspedycji. Jakiej? Jej to zbytnio nie interesowało, póki miała okazję zobaczyć prawdziwe, stare ruiny. „Ciekawe, kiedy tam dojedziemy?” zastanawiała się co jakiś czas. Nelo śmiejąc się złośliwie, zbiegając w dół oraz przeskakiwał nad kamieniami i małymi kaktusami. Dziewczyna wyszczerzyła zęby w triumfalnym uśmiechu. Była najszybsza z wszystkich dzieciaków a on był oddalony tylko o 30 metrów od niej. Do ściany budynku, czyli „bezpiecznego” miejsca, brakowało mu jeszcze raz tyle. To była łatwa zdobycz. Pobiegła szybko za nim. W wielkich susach, z dużą prędkością zbliżała się do niego. W kilka sekund, sprintem pokonała dystans między oddzielający ich. Czuła napięcie pogoni.
Podniosła woreczek nad swą głową, zaszarżowała i wykonała zamach. Wypuściła go.
Z resztką siły chłopiec prawie dobiegł do ściany gospody. Już prawie tam był. Przy napływie śmiechu odwrócił się w stronę Kie'rannki. Piaskowa piłka uderzyło go prosto w twarz, przekrzywiając gogle.
Zatrzymała się by zobaczyć czy trafiła, lecz sierść zjeżyła jej się ze strachu w chwili jak zobaczyła Nelo padającego na ziemię.
-Nelo! – Krzyknęła do niego.
Pobiegła w stronę znokautowanego chłopaka. Za nią z ich kryjówek zza kamieniami pojawiły się inne dzieciaki. Czarnoskóra dziewczyna, wyglądająca na piętnastolatkę, o bujnych kasztanowych włosach ubrana w prostą szarawą sukienkę, patrzyła na całe zdarzenie ze złością w swoich pomarańczowych oczach.
-Kirra! Co żeś ty zrobiła? Prawie go zabiłaś kretynko! – Krzyknęła na swoją Kie’rannską przyjaciółkę.
Kirra położyła swoją głowę na klatce piersiowej Nelo. Serce wciąż mu biło.
-Chyba nic mu nie jest? – Odezwał się niepewnie łysy wysoki chłopak ubrany w luźne, workowate, czarne spodnie oraz białą koszulę bez ramiączek.
-Jeszcze żyje. Chyba stracił przytomność.
-Hie hie hie hie. Nabrałem was! – Powiedział chłopiec w goglach. W jego głosie było czuć zwycięską nutę. Jego prawa ręka oparła się o ścianę budynku. Drugą ręką sięgnął po woreczek i cisnął nim prosto w Kirrę zostawiając na jej ubraniu trochę pyłu. – Berek! Gonisz!
- Ty mały cwaniaku. – Chwyciła woreczek z zamiarem ponownego ciśnięcia go w twarz Nelo.
- Czekaj. – Powiedział szybko – Ja mam „immunitet”. – Kiwnął głową w stronę swojej prawej ręki, opartej o ścianę.
Kirra głośno prychnęła ze złości. Zaczęła powoli odwracać się w stronę reszty dzieciaków. Podrzucała mieszek z piaskiem a na jej twarzy malował się szeroki uśmiech.
- Odwrót! – Krzyknął do reszty umięśniony chłopiec z żółtą chustą utrzymującą jego długie, czarne włosy. Na ten znak cała trójka błyskawicznie uciekła z pola widzenia.
Kirra znowu poczuła zew pogoni. Zaczęła gonić Michaela, gdy ten po kilku metrach nagle się zatrzymał i mocnym kopniakiem sypnął prosto w jej oczy piaskiem.
-To nie fair! – Krzyknęła, kaszląc i wycierając piasek z pyszczka. Gdy strzepała pył, zaczęła znowu wypatrywać swojej „zwierzyny”, gdy nagle zauważyła jakiś cień wystający zza dużego kamienia. „Aha!”
Najpierw zakradła się cicho do głazu. Następnie jednym susem wskoczyła na sam szczyt. Wzięła zamach. Cisnęła woreczkiem w dół.
- Bere…! – Krzyknęła, ale przerwała swój triumfalny okrzyk widząc, w co trafiła. – Ups… - mruknęła cicho.

Rufus

„Quiestus mnie zabije. Quiestus mnie zabije.”
Powtarzał sobie przez cały czas Rufus jak przemierzał po kolei brudne, śmierdzące, zdemolowane pokoje starej gospody. Pod wozami? Nie ma. Za skrzyniami? Nie ma. Czy ktoś je ukrywa? Nie. Teraz właśnie przeszukiwał górne piętra. Dopiero trzeci dzień mija a on już zgubił całą piątkę. Nic dziwnego, nie polubiły go. Cały czas pojawiały się psikusy oraz wyzwiska jak „brzydal” albo „gamoń”. Skąd miał wiedzieć, że aż takie pierwsze wrażenie wywrze? Przynajmniej było chłodno i trochę wiatr wiał, lecz całość psuła lepiąca się od brudu podłoga oraz zapach zgnilizny, jaki ten wiatr niósł.
„Quiestus mnie zabije. Quiestus mnie zabije.”
Ta ekspedycja była dla niego jak zbawienie. Był z dala od rodzinnych stron, fundusze się kończyły i już nie mógł sobie pozwolić na spanie w gospodach. Jeszcze trochę a musiałby głodować. Jak dowiedział się, że potrzebowali kogoś tylko do pilnowania bandy jakiś bachorów to był wniebowzięty. Co mogło pójść źle?
-Jasna cholera!- Krzyknął w końcu jak skończył przeszukiwać dosłownie każdy kąt tej ruiny.
Oj wszystko mogło. Wolałby teraz polować na bazyliszka czy inne draństwo niż doglądać te małe czarty. Miał nadzieję, że jak się z nimi bliżej zapozna to sprawa się poprawi. Chciał trochę je zabawić kilkoma sztuczkami oraz brzuchomówstwem. Lecz jak to zrobić, kiedy ich nie ma?!
-Berek! Gonisz! – Usłyszał dziecięcy głos gdzieś zza gospody. Zrobił kilka powolnych kroków w stronę najbliższego okna. Wychylił się i spojrzał w dół. Tuż pod nim trójka małolatów biegła we wszystkie strony a Kirra, goniła jednego z nich. Oparty o zewnętrzną ścianę leżał w cieniu Nelo. On był największym mądralą z całej piątki. Rufus bał się trochę, że chyba jest inteligentniejszy od praktycznie każdego na tej ekspedycji, jeśli nie liczyć magów. Rufus poszukał wzrokiem reszty z parszywej piątki.
Ta dziewczyna w sukience biegnąca w stronę ognisk, to Flauia. Uwielbia słodycze, z tego co pamiętał. Ten łysy to Juno. Ciekawski, lubi wciskać nos w nie swoje sprawy. A ten z chustą na głowie, którego goniła Kirra to Michael. Michael był dość dziwny. Małomówny, lubiący wszystkim pomagać w szczególności w pracach fizycznych. Kira za to jest największym czartem. Narwana psotnica lubiąca płatać figle i kawały. Raz obudził się z wężem w bucie przez co o mało nie dostał ataku serca. To na pewno jej wina. „Teraz ich mam.” Wpatrywał się tak dalej na Kirrę, kiedy wspięła się na jakiś większy kamień i cisnęła czymś w jakiegoś ochroniarza.
- Quiestus mnie zabije – powiedział sam do siebie, kiedy jego twarz przybrała kolor mąki na widok tej sceny.
Zbiegając błyskawicznie po schodach w dół i potem na zewnątrz budynku zastanawiał się, komu się dostanie. Kie’rannce czy może jemu?

Sha'virr

Kie’rann siedział na starym, wyniszczonym krześle w ciemnej w śmierdzącej izbie zrujnowanej gospody. W pokoju było pełno połamanych krzeseł i ław, porozbijanego szkła na podłodze oraz wszechobecny brud i wilgoć. Były cztery wyjścia z tego pokoju; schody prowadzące na górę, wyjścia na tyły i przód budowli oraz na wpół wyłamane drzwi obok zaniedbanego baru, który teraz bardziej przypominał stertę zmaltretowanego drewna. Naprzeciw niego siedział krasnolud o czarnych włosach i brodzie związanej w trzy krótkie warkoczyki, która była brudna od jedzenia. Ubrany był w brązowy, skórzany fartuch z dużą ilością kieszeni, z których wystawały kartki z notatkami. Jego zadaniem na ekspedycji miało być rysowanie map wykopalisk oraz robienie notatek… chyba. Krasnolud przybrał „pokerową twarz”, kiedy zerkał na Sha’virra. Wzrok Kie’ranna powędrował na blat stołu stojący pomiędzy nim a krasnoludem. Znajdowała się na nim stara butelka Whiskey oraz dwanaście pustych kieliszków. Otworzył butelkę i zaczął powoli nalewać. Krasnolud namówił go na „pojedynek” a stawką miała być dziesiąta część zapłaty za eskortę. Nie mógł odmówić, za bardzo ciągnęło go do alkoholu a fakt, że Krasnolud znalazł całą skrzynkę dobrej jakości Whiskey w piwniczce tej opuszczonej rudery, którą kiedyś nazywano gospodą, był zbyt kuszący. W izbie były jeszcze inne postacie. Jeden z ochroniarzy o przetłuszczonych włosach i rzadkiej koziej bródce, uzbrojony w krótki miecz zawieszony przy pasie oraz lekką skórzaną zbroję. Wygląda na to, że z dużą zawziętością przeszukiwał bar, w nadziei, że też znajdzie skrzynkę alkoholu. Zgnilizna chyba mu nie przeszkadzała. Inną osobą był jeden z magów zatrudniony na potrzeby ekspedycji ubrany w biały płaszcz z kapturem zdobiony w niebieskie, faliste wzory. Sama jego obecność wzbudzała w Sha’virze dreszcze. Zbyt dużo nasłuchał się, jak jeden mag może spowodować wielkie nieszczęścia. Podobno miał władzę nad żywiołem wody i to dzięki niemu karawana ma ciągły jej zapas. Siedział teraz pod ścianą, tam gdzie było najwilgotniej, najciemniej…
i gdzie najbardziej cuchnęło grzybem. Wgląda na to, że jemu to nie przeszkadzało.
Właśnie miał skończyć nalewać, kiedy po schodach zbiegł jakiś człowiek, który mamrotał coś jakby „(ktośtam) mnie zabije”. Nie zdążył nawet mu się dokładniej przyjrzeć jak wybiegał z budynku głównym wejściem. Chwile potem z tylnego wejścia wbiegł jakiś łysy chłopak, który prawie w podskokach, błyskawicznie wbiegł na górę po schodach.
-Mnie tu nie ma!- Krzyknął przez ramię. Całe zdarzenie przykuło wzrok Kie’ranna. Co to ma być? Jakiś cyrk?
-Hej! Uważaj byś nie rozlał. – Warknął na niego krasnolud, kiedy Sha’virr odwracał się. -Ludzie, czasami mam wrażenie, jakby nigdy w swoim życiu nie wiedzieli, co robią. Jak takie trybiki w maszynce, do której konstruktor nie wymyślił jeszcze zadania. Nie? – Chwycił za jeden z kieliszków i wypił jego zawartość szybko i bez skrzywienia. Następnie położył kieliszek dnem do góry. – Dzięki bogom jest jeszcze dobre. Bardzo dobre, nawet jak na mój gust. Teraz ty.

Bardin

-Nuda- Zagrzmiał głos gdzieś wysoko nad krasnoludem. – Myślałem, że przynajmniej jakiś goblin się pojawi a tu nawet muchy nie ma.
Bardin siedział przy ognisku w dość nietypowym towarzystwie. Były tam trzy osoby oprócz niego. Pierwszą od jego prawej była Amelia Scrow, ludzka kobieta. Była to typowa stara baba z siwiejącymi i sztywnymi jak słoma włosami, wielką ilością zmarszczek oraz wielkim pieprzykiem na brodzie. Jednak nauczył się już by nie oceniać jej po wyglądzie. Mimo swego sędziwego – jak na człowieka – wieku to była dość żwawa. Widać to było po szybkości jej ruchów i zawziętości gotowania fasolki po bretońsku. Kolejną osobą był goliat o imieniu Bocatta Miverg. Swoją olbrzymią wielkością górował nad innymi. Miał około dwa i pół metra wysokości i szorstką skórę szarawego koloru, która dawała wrażenie całej oblepionej szarawym wysuszonym błotem, które gdzieniegdzie się odłupało. Poza tym to przypominał mniej więcej człowieka bez włosów. Łatwo można było się domyślić, że jest ochroniarzem. Wystarczyło spojrzeć na jego monstrualnej wielkości miecz oraz proporcjonalnej wielkości pancerz z futer i skór dzikich bestii. Ostatnią osobą był Kie’rann o rudym futrze i dużymi, zielonymi oczami, w których z łatwością można znaleźć typową dla tej rasy ciekawość. Jego imię to Zier Dinarach. Siedział tam całkowicie nago, jeśli nie liczyć wełniane bokserki, które dziwacznie na nim wyglądały. Trzymał w dłoniach kilka kartek i kawałek węgla. Wpatrywał się w jednego z ochroniarzy, chyba Eldara, który siedział pod kamieniem kilkanaście metrów dalej. Ognisko przed nimi paliło się, a nad nim w żelaznym garnku z dużą chochlą coś gotowało się. Po okolicy roznosił się zapach potrawki oraz odgłos bulgotania.
-Nie marudź. – Odezwała się Amelia swym zrzędliwym głosem. – Jeszcze jedno takie słowo i nie dostaniesz obiadu.
-Obiad? Przecież dostajemy wciąż to samo. Obiad, kolacja czy śniadanie mamy tylko FASOLE. Mam po nich ostatnio takie gazy, że o mało konia nie zemdliło!
-Dla mnie to nie jest takie złe. Ważne, że dobrze doprawione. Poza tym nie marudź, bo i tak jesz za trzech. – Odezwał się Zier. Przerwał na chwile rysowanie.
-Odezwał się. Przecież tobie pasuje wszystko, co ostre. Założyłbym się, że zjadłbyś nawet noże, gdyby dodać jeszcze jakiś sos. Ja od tego całego ostrego żarcia dostaję na tej przeklętej pustyni skrętu kiszek. Wolałbym już orzechy i suchary. Przynajmniej nie spalają gardła na popiół.
-Zamknij się, bo niedługo będziesz musiał jeść piach! – Krzyknęła stara kobieta wymacując goliatowi chochlą, na której było jeszcze trochę brązowego sosu. – Nic innego i tak nie będzie. A skoro to jest dla ciebie tak ostre to idź po więcej wody do Giliana. – Powiedziała Amelia wymachując chochlą w stronę gospody. Wszyscy wokół ogniska zamilkli na dźwięk tego imienia.
-Zwariowałaś? – Mruknął cicho Zier – To przecież mag. Byłbym zaniepokojony gdyby był tylko jeden, ale z trzema to boję się nawet o nich mówić. I nawet mnie nie proście, bym do niego podchodził. Wolę już jak jest sucho.
-Racja – przytaknął goliat – magia to niebezpieczna zabawa. Nie odważę się pójść tam do niego osobiście nawet, jeśli bym umierał z pragnienia. Jeszcze coś dodałby do wody albo rzucił urok czy coś. Siedzi on tam w tym smrodzie tego zajazdu. Przez niego w kilka sekund zrobiła się cała wilgotna i chłodna, ale zarazem lepka i śmierdząca. Prawie jak w jakimś bagnie. Wcześniej była trochę brązowa, a teraz wszystkie ściany dziwacznie sczerniały. Wystraszył większość ludzi z karawany i teraz ma całą prawie dla siebie, poza paroma osobami. Ja do niego nie idę.
-Mięczaki– burknęła Amelia i wróciła do mieszania potrawki w garnku. – Takie wielkoludy a boją się jakiegoś chuderlaka w cyrkowym płaszczu. Hej, brodaczu – zwróciła się do Bardina – Może pomożesz tym mazgajom i przyniesiesz trochę wody? Potrzebuję trochę by zrobić później trochę więcej fasoli dla karawany a nie mogę odejść od tego garnka. Jakbym im zostawiła garnek, to by zżarli wszystko. – Zerknęła na Kie’ranna. – Więc? Pójdziesz?

Ninerl

Nie ma to jak mała drzemka po długiej podróży. Leżała właśnie oparta lekko plecami o jeden z większych głazów w okolicy. Z jeszcze przymrużonymi oczyma rozejrzała się po terenie. Wygląda na to, że reszta zdołała już przygotować obóz. Z tego co mówił Quiestus to zostaną tu przez jakiś dzień. Rozpalono ogniska pomiędzy luźno rozstawionymi wozami, konie zostały zaprowadzone do tej zrujnowanej stajni obok gospody. Ludzie krzątali się po okolicy, niektórzy zajadali się tą fasolką, którą robiła bani Scrow. Trochę ostra, lecz była przynajmniej jadalna. Lepsze to niż racja podróżne, które już jej od dawna zbrzydły.
Czy ten budynek nie był wcześniej brązowy a nie czarny?
Mniejsza. Szef i magowie z pewnością są wewnątrz. Na razie karawana podróżowała bez żadnych przeszkód. Żadnych goblinów, które czasami można było spotkać w jej rodzinnych stronach. Nie słyszała też o żadnych rabusiach na tutejszych drogach. Skoro ten trakt jest tak bezpieczny, to po co tylu ochroniarzy? Chyba doliczyła się z dziesięciu. Tą pracę można porównać do spaceru, za który ci jeszcze płacą.
Usadowiła się trochę wygodniej pod skałą i wyciągnęła zza pasa bukłak. Pociągnęła solidny łyk, po czym zaczęła się zastanawiać, co jej się śniło.
Uhh… jak sobie przypomniała to aż ciarki przeszły jej po plecach. Nie był to przyjemny sen. Była w dziwnym, okrągłym pomieszczeniu a z nią czarnoskóra kobieta. Skąpo ubrana, jedynie w luźną togę z fioletowego, na wpół przeźroczystego materiału, włosy jej falowały na wietrze a oczy błyszczały szkarłatem. Zaczęła śpiewać, lecz Ninerl nie pamięta dokładnie, co śpiewała tamta kobieta. Dopiero po czasie zauważyła, że kobieta była w ciąży, a jej śpiew melancholijny. W pewnym momencie, podłoga nabrała właściwości szkła i pękła pod ciężarem kobiety. Szybciej niż Ninerl potrafiła mrugnąć śpiewaczka została pochłonięta czarnym dymem, któremu towarzyszyło głośne bzyczenie much zostawiając w podłodze jedynie dziurę w kształcie rozwartych ust. Ninerl podeszła do szczeliny i spojrzała w jej głąb. Wewnątrz było lustro, a odbicie w nim znajdujące się nie należało do Ninerl, lecz do jakiegoś paskudnego potwora, który szczerzył wściekle zęby w czymś, co było karykaturą uśmiechu. Co najdziwniejsze, Ninerl zaczęła śmiać się razem z potworem a jej serce wypełniała groteskowa radość.
Dziwny sen. Zaiste dziwny. Pociągnęła kolejny łyk z bukłaku. To chyba przez obecność tych ludzkich magów. Może jeden z nich bawił się nią zsyłając ten sen?
„Chwila… Mam złe przeczucie” pomyślała.
Wtem, usłyszała nad sobą odgłos skrobania małych pazurków. Spojrzała w górę.
Chwilę potem coś uderzyło ją prosto w czoło rozsypując na nią dużą garść pustynnego pyłu. Padła na ziemię jak sflaczały worek i gwiazdy zaczęły dookoła niej tańczyć. Gobliny?! Czy może jakieś inne, tutejsze draństwo?
-Bere…! – Krzyknął dziecięcy głos nad nią, lecz nie dokończył. Po nim słychać było tylko ciche „Ups” i odgłos oddalających się, zbiegających po kamieniu małych łapek.

Janos

Na tyłach zajazdu, pomiędzy ścianą budynku a rozciągającą się dalej pustynią pełną kamieni, oraz skalnych iglic siedziała nietypowa osobistość. Owinięta szczelnie płaszczem ukrywając się przed promieniami słońca pogrążyła się w medytacji.
Było gorąco. Nie spodziewał się takiego upału po tej pustyni.
Janos nie był zwykłym człowiekiem, nie był czystej krwi. Nie był także normalnym śmiertelnikiem. Był magiem, specjalistą w dziedzinie zaklinania. Jednym z tych, co wiecznie czegoś szukają, czy to potęgi, wiedzy, odpowiedzi na to jedna najważniejsze pytanie oraz jednym z tych, którzy szukają swojego miejsca na świecie. On należał bardziej do tych ostatnich. Wiecznie rozdarty pomiędzy dwie egzystencje, dwie rasy i dwa umysły.
Jednak nie był tam sam. Przednim, przy małym spieczonym przez słońce okrągłym stoliku na dwóch sporej wielkości kamieniach, które kształtem przypominały fotele, siedzieli jego pracodawcy. Jednym z nich był Lord Quiestus. To on finansuje całą ekspedycję do tego ciekawego miejsca. Był to człowiek, mężczyzna w kwiecie wieku o gęstej estetycznie przyciętej czarnej brodzie oraz włosami spiętymi w krótką kitę. Ubrany był w szkarłatny płaszcz z długimi, obwisłymi rękawami na gęsto było od różnego rodzaju dekoracji o kształcie liści oraz róż szytych złotą nicią. Do płaszcza była przypięta żelazna brosza przedstawiająca różę z kolcami. Pod samym płaszczem miał prostsze ubranie, białą, jedwabną koszulę, czarne spodnie z tego samego materiału oraz czarne, dobrej jakości skórzane buty z ostrogami. Na jego plecach zwisał powieszony na cienkim rzemyku ciemno czerwony kapelusz z dużym rondlem. Siedział odwrócony plecami do niego i pił herbatkę z małego porcelanowego kubka. Rozmawiał z jednym z innych magów zatrudnionych na potrzeby ekspedycji. Był bardzo dziwny i budził niepokój samą swoją obecnością. Całą głowę miał zakrytą maską z pozszywanych kawałków z różnych materiałów w kolorze od brązu do czerni. Widać było tylko jego czarne jak noc oczy przez nieregularne dziury w materiale. Miał na sobie coś, co z grubsza przypominało kimono, lecz było zbyt postrzępione by na pierwszy rzut oka to zauważyć. Bardziej przypominało czarne, poszarpane szmaty nałożone na jego ciemnej barwy skórę. Obok niego leżał prosty, drewniany kostur. Na stopach miał proste, drewniane sandały. Z tego co wiedział to mag ten specjalizował się w Transmutacji. Po co ktoś taki na tej wyprawie?

„Nekthre Neruzechelf tak? Powinieneś być dumny. Te ruiny nie były odwiedzane przez setki lat a wiedza tam zawarta prawdopodobnie jest warta fortunę.”


Nekthre Neruzechelf. Nazwa ta ostatnio obijała się umyśle Janosa jak jedna z tych głupich pioseneczek, które jak się pojawią, to cały czas wracają, jakby co chwile ktoś w twojej głowie je śpiewał w kółko.

Wtem jakby znikąd pojawił się kilka metrów przednim ogolony na łyso chłopak. Szybko rozglądał się dookoła aż jego oczy padły na Janosa. Pobiegł do niego o mało się nie przewracając. Wskazał na niego palcami wskazującymi obu rąk.
- Nic tutaj nie widziałeś. W szczególności mnie. - Po czym zwiał tak szybko jak się pojawił znikając zza tylnymi drzwiami do gospody, będącymi tuż obok.
Janos przez chwile siedział sparaliżowany całym zajściem. Co to ma być? Jakiś cyrk? Gdzie jest człowiek odpowiedzialny za te dzieciaki? Chyba nazywał się Rebus.

-Janos- Zwrócił się człowiek w czerwieni do Zaklinacza. Mówił cicho, lecz słychać go było nadzwyczaj wyraźnie. – Może dołączysz do nas i napijesz się herbaty?



********

Witajcie na sesji Tron Chaosu!
Na początek to chciałem przeprosić za małe opóźnienie.

Chcę byście w pierwszym poście trochę dokładniej opisali swoje postacie. Nie musicie dawać kolosalnych odpowiedzi, ważne by fabuła w miarę płynnie szła do przodu.
Postarajmy się tak pisać od jednego do dwóch postów dziennie.
Jeśli macie jakieś pytania to na PW lub GG.

Życzę miłej gry i byśmy dobrnęli do końca tej przygody.
"But I don't want to go among mad people," said Alice. "Oh, you can't help that," said the cat. "We're all mad here."
Artos
Kok
Kok
Posty: 928
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 19:37
Numer GG: 1692393
Lokalizacja: Świnoujście - Koszalin -Szczecin
Kontakt:

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Artos »

Bardin
„Kolejna bezsensowna kłótnia i kolejne kłopoty. Te istoty chyba nie mają pojęcia co to cisza i spokój.”

Pomyślał krasnolud z bezuczuciową miną. Miał skromną nadzieję, że ten gwar zaraz ustąpi, że w końcu jego towarzysze zmądrzeją i przestaną się zachowywać jak małe dzieci. Wystarczy przecież, że ekspedycja ta ma oryginały tych małych pasożytów. Przynajmniej jedzenie było dobre. To jedyna rzecz na jaką nie musiał narzekać.

-To przecież mag. Byłbym zaniepokojony gdyby był tylko jeden, ale z trzema to boję się nawet o nich mówić. I nawet mnie nie proście, bym do niego podchodził. Wolę już jak jest sucho.

Bardina aż odrzuciły te słowa. Jak można się bać jednego ze swoich. Jeszcze zrozumiałby gdyby to był wróg, ale swego się lękać? I to tego, który utrzymuje tą całą karawanę przy życiu dzięki swym mocom? Niedorzeczne!

– Takie wielkoludy a boją się jakiegoś chuderlaka w cyrkowym płaszczu. Hej, brodaczu

Bardin spojrzał w stronę starszej kobiety z zaciekawieniem o co może jej chodzić? Przynajmniej ona w tym towarzystwie przy ognisku uważana była przez niego za rozgarniętą.

– Może pomożesz tym mazgajom i przyniesiesz trochę wody? Potrzebuję trochę by zrobić później trochę więcej fasoli dla karawany a nie mogę odejść od tego garnka. Jakbym im zostawiła garnek, to by zżarli wszystko.

„A więc o to jej chodziło. Przynajmniej odetchnę trochę od tej głupoty i zapomnę o tym wydarzeniu w trakcie spaceru”

Pomyślał Bardin wstając i oczyszczając swe mieszczańskie ubranie z naleciałego przez ten czas pustynnego piasku, którego pełno znajdowało się w okolicy.
”Pewnie mają mnie za jednego z tragarzy, który w jakiejś szkółce niedzielnej nauczył się czytać i pisać. Niech im tak będzie, jeszcze zobaczymy kto się będzie śmiał gdy będzie trzeba zabezpieczyć coś lub wesprzeć ich.

- Mów do mnie „Proszę Pana Kodstera”, jeśli już.


Stwierdził zimnym głosem, lecz równocześnie chwycił za dwa leżące w pobliżu wiadra z wodą, które to idealnie komponowały się z jego mieszczańskim strojem i ni jak nie można ich było skonfrontować z jego wysokim mniemaniem o sobie. Jeszcze tylko poprawił swój skórzany płaszcz leżący a wozie, sprawdził czy mieszek na szyi nadal jest na swoim miejscu i ruszył w kierunku ruiny gospody. Słońce ładnie grzało dzisiejszego dnia, co było aż nad zbyt męczące, ale przynajmniej nie musi się on martwić o swe pragnienie z którego zaspokojeniem nie powinno być kłopotu – no chyba, że przez przypadek obrazi, choć tego akurat nie miał w planie. Z takim też oto przeświadczeniem wszedł do resztek budynku. Od razu spodobał mu się wszechogarniająca wilgoć tego miejsca, aż wspomnienia tuneli z rodzinnych stron naszły mu na myśl tak mocno, iż w momencie zjawienia się przed magiem przez chwilę nie wiedział co powiedzieć, aż w końcu zdołał zebrać się w sobie.

- Dwa wiadra wody poproszę. W kuchni znowu wojna z pragnieniem.

Delikatnie spróbowała się uśmiechnąć, lecz świetnie sobie zdawał sprawę, że nie wyszedł mu dowcip. W końcu nie był on typem błazna czy wielkiego mówcy, a co dopiero osoby towarzyskiej na tyle, by bawić się w coś tak prozaicznego jak żarty. Gdy tylko wiadra zostały napełnione rzucił tylko krótkie

- Dziękuję bardzo!

Po czym szybko ruszył w drogę powrotną. Nie mając jednak chęci na zabawę położył przy Amelii wodę o którą prosiła, po czym otarł swe czarne, lekko spocone włosy i brodę jakąś bezużyteczną szmatą leżącą w okolicy. O swe długie włosy się nie martwił jednak. Bardziej sprawdzał po przetarciu, czy jego warkocze na zaroście się nie zniszczyły po czym postanowił wrócić do towarzystwa siedzącego w zdecydowanie lepszych warunkach gospody.
Obrazek
Obrazek
War, war never changes...
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Sergi »

Janos Nowyer

„Nekthre Neruzechelf”

Powtórzył, tym razem na głos wciąż będąc pogrążonym w myślach. Odruchowo sięgnął do swych srebrnych okularów i poprawił je dłonią. Tak naprawdę nawet się nie zsunęły, była to raczej jedna z tych czynności do których ludzie przywykają i nie wiedzą kiedy stają się one nawykiem.

„Nic tutaj nie widziałeś. W szczególności mnie.”

Te słowa, wypowiedziane dziecięcym głosem wyrwały go z zadumy. Spojrzał zdziwionym wzrokiem na twarz i gesty chłopca. Możliwe ,że w głębi serca cieszyło go to ,że w tej wyprawie biorą udział istoty którym jeszcze nie zaszczepiono nienawiści do osób parających się dziedzinami magii.

„Janos... Może dołączysz do nas i napijesz się herbaty?”


Tym razem surowy władczy głos jego pracodawcy dotarł do uszu zaklinacza. Skierował swoje niezwykłe błękitne oczy w jego stronę. Dłońmi w solidnie wykonanych beżowych rękawicach zdjął skórzany kaptur swojego podróżnego płaszcza. Odsłonił wtedy czarny, zadbany trikorn... popularne nakrycie głowy w niektórych krajach. Lekko spod niego wychylał się biały pas bandaża okalający czoło maga oraz jego kruczoczarne włosy.

-Za napój podziękuje...- twarz Janosa, jak dotąd skrywana w cieniu kaptura teraz była doskonale widoczna. Kto mógłby się spodziewać ,że trzeci z magów będzie młodym, przystojnie wyglądającym człowiekiem?-... jest zbyt wyszukany jak na moje skromne gusta, szczególnie podczas podróży. Jednak z chęcią włączę się do rozmowy...

Prawą dłonią począł rozpinać stalowe klamry swojego płaszcza. Widocznie chciał choć trochę ostudzić swoje ciało. Usiadł w wygodniejszej pozycji, uważał medytacje za zakończoną na dzisiejszy dzień. Można było ujrzeć wtedy ,że nosi się skromniej i mniej ekstrawagancko od dwóch pozostałych magów. Czarna, dobrze skrojona kamizelka, a pod nią biała luźna koszula i niewielki medalion na szyi a na nogach wygodne podróżne spodnie i kilka skórzanych przyborników na narzędzia.

Czekając na dalszy tok rozmowy postanowił zaczerpnąć kilku nowych informacji. Lekko skoncentrował swój umysł, nie trudno było mu zlokalizować swoją przyjaciółkę. Teraz tylko wystarczyło ,że odrobinę swych myśli wyśle w jej stronę...

Chowaniec zaklinacza zrozumiał natychmiastowo, że jego mistrz przyzywa go do siebie. Po chwili do uszu trzech mężczyzn dobiegł cichy trzepot małych skrzydeł. Ich właścicielka pojawiła się w zasięgu ich wzroku tuż po tym. Sfrunęła z dachu gospody tuż nad głowę Janosa, tylko po to aby po chwili zasiąść na jego ramieniu.

-Sariel jak się mają sprawy w obozie, moja miła?- głos Janosa charakteryzował się piękną nutą i wyczuwalną pewnością siebie.

Niewielka istota magiczna przybliżyła swoją główkę do ucha młodzieńca. Nie było wiadomo dlaczego, ale szeptała. Tak naprawdę nikt jeszcze nie słyszał jej głosu.

Twarz Janosa rozpromieniła się a tuż po tym pojawił się na niej uśmiech.
-Ha ha ha...- szczery śmiech wydobył się z jego gardła tuż po tym jak usłyszał wieści.- Mam tylko nadzieje ,że naszej małej kie’rannskiej dziewczynce nic się poważnego nie stanie.

Chwile myśląc dodał jeszcze, tym razem ciszej, aby tylko jego chowaniec usłyszał te słowa.

-Przed chwilą by tutaj ten łysy chłopiec, prosiłbym żebyś przypilnowała go i resztę dzieci.- westchnął- Ich opiekun może sobie nie poradzić, mimo wszystko.

Janos wiedział jak bardzo Sariel nie lubi bezruchu, każde zadanie było dobre w czasie takich postojów. Wtedy też Nowyer skierował ponownie wzrok na lorda i maga. Miał nadzieje ,że nie poczuli się urażeni chwilowym odejściem od tematu.
Ostatnio zmieniony poniedziałek, 5 maja 2008, 01:43 przez Sergi, łącznie zmieniany 2 razy.
Rodryg
Pomywacz
Posty: 28
Rejestracja: środa, 23 kwietnia 2008, 19:24
Numer GG: 4240867

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Rodryg »

Rufus

Gdy tylko wyszedł z karczmy wziął głębszy wdech by się uspokoić równocześnie przesuwając prawą dłonią po swej twarzy, mimo swego młodego wieku na jego obliczu widać było wyraźne znaki tego iż wiele już przeszedł co wcale nie dodawało mu urody. Dzieciaki miały rację był brzydki ale mu to nie przeszkadzało poprawił swoją lewą bezwładną rękę na temblaku, jako kaleka nie mógł liczyć na żadną porządną pracę. Przynajmniej tak myślał dopóki nie usłyszał o tym że ekspedycja szuka kogoś na stanowisko niańki, dobra nie był to zbyt męski zawód ale zawsze coś zwłaszcza że wynagrodzenie było wręcz nieprzyzwoicie wysokie. Tak mu się tylko wydawało do czasu aż nie poznał swoich podopiecznych, całe szczęście ze miał już doświadczenie wyniesione z domu gdzie opiekował sie od czasu do czasu swoim licznym rodzeństwem.

Przez cały czas zmierzał do miejsca gdzie widział Nelo w końcu swoimi piwnymi oczami dostrzegł go siedzącego pod ścianą.

-Dobra koniec tego dobrego.- rzucił spokojnie pod nosem po czym stanął nieopodal gdzie był dość dobrze widoczny, wsadził dwa palce prawej dłoni do ust i zagwizdał wystarczająco głośno by zwrócić uwagę dzieciaków a także połowy obozu, ale to nie było ważne.

-Kirra! Flauia! Juno! Michael! Koniec tej zabawy mówiłem wam że możecie się bawić ale tylko pod moim okiem ! - zawołał równocześnie rozglądając się dokoła czegoś mu brakowało, rzucił w stronę Nelo - Gdzie pobiegła Kirra oraz Juno ?

Przypomniał sobie, nie czekając na odpowiedź ruszył przed siebie dodając przez ramię
-Nelo, gdy inni się zbiorą powiedz im by tu poczekali zaraz wrócę.- po czym ruszył żwawo w miejsce gdzie po raz ostatni widział Kirrę, miał nadzieje że nic sie jej nie stało ona naprawdę najbardziej mu zalazła za skórę, poprawił tylko swoje kasztanowe włosy które przysłoniły mu oczy. Szedł tak wciąż ją nawołując.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Ninerl »

Ninerl Taar Aszish
Leżała pod kamieniem, ciesząc z chwili spokoju. Było dość ciepło, ale cień miło chłodził.
Ten sen... to było niepokojące. Co mógł znaczyć? Kobieta przypominała demona, stwierdziła Ninerl z niemiłym dreszczem. A te usta... W dodatku lustro z jej twarzą. To jej się nie podobało. Radość też.
Na Hoenira, przecież szuka światła, nie ciemności. Czemu w takim razie zamienia się w potwora? Może to ostrzeżenie?
Zastanawiała się jeszcze przez chwilę.
Odgarnęła kosmyk brązowych włosów. Miały delikatną szarawą nutę, jakby w brązie tkwiło srebro.
Westchnęła cicho i właśnie zamierzała się podnieść, gdy coś zaskrobało. Podniosła wzrok i ledwie zdążyła zamknąć oczy, gdy coś rozsypując piach i pył, wylądowało na jej czole.
Oszołomiona uderzeniem Ninerl, przez kilka sekund nie wiedziała, co się dzieje. Podniosła się, strzepując z twarzy piach i pył, dopiero otwierając oczy.
Do jej uszu dotarł odgłos czyichś szybkich kroków. Coś biegło po kamieniu, a właściwie to ta mała Kie'ranni. Nieznośne stworzenie. Dopóki trzymała się od niej z daleka, Ninerl nie interesowało co robi.
Ale za dużo sobie pozwala. Pełne usta Eldarki skrzywiły się w niemiłym uśmiechu.
Obeszła szybko kamień. Mała będzie musiała zleźć w którymś miejscu, a wtedy Ninerl ją złapie. Smarkacz dostanie parę razy płazem miecza po tyłku, to szybko wygrzecznieje. Przez chwilę na myśl przyszedł jej bat, ale bez przesady.
Chociaż ten też by jej się przydał, małe zwierzę byłoby ciche.
Jej fioletowa tunika i czarno-czerwona kurtka nadal były przypruszone pyłem. Zresztą na ciemnych spodniach osiadł także jasny kurz. Dobrze, że buty były właściwie w odcieniu piachu. Poprawiła długie włosy związane w koński ogon, rzucając spojrzenie szaroniebieskich oczu na szczyt kamieniu. Jej jasna skóra niemal świeciła w słońcu.
No to teraz tylko złapać smarka...
Ostatnio zmieniony środa, 7 maja 2008, 20:30 przez Ninerl, łącznie zmieniany 1 raz.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Szasza »

Sha'virr

Przy stole na przeciw krasnoluda siedział Kie'rann. Wyglądał na starszego osobnika. Jego złote oczy nie miały już w sobie tej iskry ciekawości, która przebijała zwykle z oczu innych Kie'rann. Jego twarz, mimo, że aktualnie wykrzywiała się w grymasie lekko opornego uśmiechu, wyrażała rezygnację. Na podziurawionych uszach nosił kilka typowych dla swego ludu kolczyków. Najbardziej przykuwała uwagę jego fryzura- wysoki, szeroki irokez, ciągnący się aż po gołe plecy. Znajdowały się w nim naniesione przez wiatr pędy jakiegoś pustynnego ziela .Sierść miał koloru ciemnobrązowego, upstrzoną ciemnoszarymi i czarnymi cętkami. Nogi Kie'ranna do połowy zakrywały luźne spodnie szyte z grubego płótna. Reszta została owinięta płóciennymi pasami. Nalewał alkohol do kieliszka.
Podobało mu się to. Ledwie zaczął pracę, a tu miła odmiana. Nie dość, że trunek lepszy niż w tej ludzkiej wiosce, to jeszcze mógł się upić pod przykrywką współzawodnictwa! Ta myśl zabiła jego obawy przed narażeniem się pracodawcy.
Zanim podniósł swój kieliszek, jeszcze raz zlustrował mętnym wzrokiem swych złotych oczu krasnoluda. Wiedział, że jego przeciwnik ma nad nim naturalną przewagę. Grunt, to nie okazać po sobie strachu. Jednym haustem opróżnił kielonek.
"Zapowiada się ciekawie. Tylko ci wszyscy Eldarzy."
Na samą myśl o Eldarach Sha'virr przeszły dreszcze.
Obrazek
Fenrisulfr
Pomywacz
Posty: 34
Rejestracja: niedziela, 13 kwietnia 2008, 19:06
Numer GG: 1061020

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Fenrisulfr »

Janos

-Nie będziesz siedział na ziemi. - Warknął mag z maską. Jego głos był ponury i brzmiał groźnie. Zupełnie jakby warczał na zaklinacza pies. Brzmiało to też prawie jak rozkaz.
Wyciągnął rękę w puste miejsce obok stolika. Chwile później w miejscu tym ziemia zaczęła powoli podnosić się, ciemnieć i gęstnieć w postać z grubsza przypominającą fotel, tyle że z kamienia. - Moje imię to Mobius Nox. Zapamiętaj je.
-Mobius, prosiłbym trochę łagodniej. To nie jest byle jaki robotnik. Poza tym masz ciekawego pupilka, Janos. - Powiedział spokojnie Quiestus. Następnie zwrócił się do Janosa. - Dobrze, że jesteś. Chciałem ci opowiedzieć co nieco o ruinach, które mamy zamiar zbadać. - Wypił łyk herbaty – Nekthre Neruzechelf to w dosłownym tłumaczeniu „Grób Pierwszego domu” albo „Nekropolia pierwszych”. Wiele tysięcy lat temu to miejsce było centrum jednego z pierwszych wielkich miast oraz skarbnicą wiedzy starożytnych, która potem została pochłonięta przez wojny i zniszczenie spowodowane z ręki Herosa Otchłani i jego sług. Wiele lat później sama metropolia została zalana wodą z powodu rozłamu dokonanego przez syreny i ich magię. To dzięki nim dziś mamy oceany, jeziora oraz rzeki. Jednak to nie koniec. Całe milenium później miejsce to ponownie skolonizowały starsze rasy w celu przywrócenia starego ładu. Jakiś czas później później Heros otchłani został unicestwiony i Krigarscy przedstawiciele metropolii zniknęli. Dosłownie wszyscy. Metropolia następnie była opustoszała przez koleje stulecia nie zostawiając nic oprócz samego Neruzechelf. Tak było aż do momentu, kiedy przedstawiciele starych i kilku młodych ras zaczęli ponownie kolonizować tutejsze tereny, nie wiedząc lub nie pamiętając o tym, że było tu kiedyś coś o wiele większego. Mieli dobre intencje. Kraj pokoju i dobrobytu gdzie zło nie miało dostępu. Niestety, kolonie pochłonęła woja a szczytem zniszczenia był młody czart o imieniu Za'afiel. Gdyby nie interwencja zagadkowej postaci, którą po dziś w mitach nazywamy Turel, to Za'afiel dokończyłby dzieło swojego heroicznego poprzednika. Nikt w terenie wielu mil nie przeżył, kolonie zostały wybite do nogi a według mitów Neruzechelf zostało przykryte „górą z kości swych ofiar”. Turel dopilnował także by nikt nie znalazł tego mistycznego miejsca. Nikt nie wie dlaczego. Część archeologów uważa, że Turel i Za'afiel to jedna i ta sama osoba bądź jakieś bóstwo bawiące się śmiertelnikami. Tak czy inaczej miejsce to może być jednym z kilku źródeł wszystkich znanych nam cywilizacji. - Podniósł kubek z herbatą ku górze. - Panowie. Będziemy sławni! - Wypił resztę herbaty.
-Mnie interesują jedynie potencjalne magiczne artefakty do zbadania. -Wtrącił się Mobius - Wiedza tam zawarta może zmienić lekko świat, jak dobrze wiecie. Poza tym nie jestem pewien co do tego, że znalazłeś rzeczywiste miejsce ukrycia Nekthre. -

Rufus i Ninerl


Mała kie'rannka przywarła do jednej z stron głazu i nasłuchiwała ruchów swojej przypadkowej ofiary. W oddali zauważyła zbliżającego się opiekuna a za nim spokojnie idącego Nelo. Ich spojrzenia spotkały się. Przez chwilę stali tak w bezruchu, oboje zaskoczeni tym, że tak szybko się zauważyli nawzajem. Kroki Ninerl zaczęły stawać się głośniejsze, świadcząc o zbliżających się kłopotach.
-Kira! -krzyknął Rufus
„Nie ma mowy! Nie dam się ani tej starej babie ani temu głupiemu kalece złapać. Nic złego nie zrobiłam.”
Najpierw pobiegła prosto w stronę Rufusa, lecz w połowie drogi do niego skręciła o dziewięćdziesiąt stopni w prawo (przy okazji wytykając język na opiekuna). Ninerl rzuciła się do przodu chcąc złapać ją przynajmniej za ogon, lecz tylko runęła całym ciałem w piach wzbijając małą chmurkę pyłu w powietrze. To tylko jeszcze bardziej ją zdenerwowało. Dziewczynka pobiegła z nadzwyczajną szybkością w stronę jakiegoś ogniska. Zręcznie przeskoczyła dwa wiadra, biedną, przerażoną całym zajściem panią Scrow i szybko wdrapała się na głowę goliata zwanego Bocatta.
-AŁA! -Krzyknął. Kie'rannka lekko podrapała swoimi pazurkami jego kark oraz głowę. Teraz goliat siedział sparaliżowany szczerząc zęby w bólu i zdziwieniu. - Mogę wiedzieć młoda damo co robisz na mojej głowie? -
Kirra przechyliła się do przodu tak, że zwisała do góry nogami z głowy goliata a jej wzrok spotkał się z wzrokiem olbrzyma. Zrobiła jedną z rzeczy, w których się specjalizuje. Były to "Słodkie kocie oczka."
-Nie chcę by mnie złapali proszę pana. Bardzoo proooszeee niech pan nie da im mnie złapać.
-Noo... dobra. - Powiedział powoli Bocatta, zdezorientowany całym zajściem. Kirra po oświadczeniu goliata wróciła do „pozycji obronnej” na głowie wielkoluda.
Chwilę potem Nelo, Rufus i Ninerl, która była cała w pustynnym pyle, dobiegli do ogniska.
-A kysz! - Warknęła kie'rannka, układając palce na dłoni w znak odpędzający wiedźmy. Skierowała go w stronę eldarki.
Zier zwijał się ze śmiechu na widok tej komedii a pani Scrow... zemdlała z chochlą w dłoni. Z powozu obok było słychać - Ciszej tam! Ludzie chcą spać! - w akompaniamencie bogatej łaciny podwórkowej.

Sha'virr

Alkohol przyjemnie spływał przez gardło do żołądka przyprawiając kie'ranna o przyjemne wrażenie ciepełka. Dobry trunek, wygląda na to, że chyba produkcji krasnoludzkiej. Czuć było lekki posmak cynamonu, ciekawe.
-Widzę, że ci smakuje, przyjacielu. - zwrócił się ponownie do niego krasnolud. - Pozwól, że się przedstawię. Rakah Stonefinger, krasnoludzki eksplorator z sławnego na cały świat muzeum imienia Morvila Bedrock'a w Kir'tech Modan. - Wypowiedział to zdanie z tak wielką dumą, że prawie ją było czuć w powietrzu. - Wiesz, przybyłem na tą ekspedycję w nadziei, że moje imię wraz z innymi członkami wyprawy, stanie się sławne na cały świat. Nekthre Neruzechelf! To wręcz mityczna nazwa. Mój ojciec opowiadał mi o tym jak wielki archanioł Turel wraz z swoją niebiańską armią pokonał czarta Za'afiela. Możliwe, że znajdziemy największe znalezisko archeologiczne o którym będzie głośno przez następne tysiąc lat! O! - W przerwie w swoim monologu chwycił nagle za jeden z kieliszków, szybko go opróżnił i odstawił dnem do góry. - Ahh! Sława. Fortuna. Złoooootooo! - Zaśpiewał i zawzięcie kontynuował.- Podobno tam była tak zwana „Złota Cytadela”. Nazwana tak z powodu tego, że tam dosłownie wszystko było z złota. Co najlepsze, to nie są jakieś bajania starych durni. Złota Cytadela to fakt zapisany w starych Krigarskich kronikach. Podobno tam było tyle złota, że jego właściciel dziś byłby w stanie założyć swoje własne małe państwo.

Bardin


Kiedy krasnolud wszedł do karczmy to pierwsze co zwróciło jego uwagę to lekki wiatr niosący zapach pleśni. Wygląda na to, że nie musiał nawet robić dowcipów, by wywołać uśmiech u maga. Pod obwisłym kapturem mag skrywał dziwne, sztywne jak druty błękitne włosy oraz dokładne ogoloną twarz wykrzywioną w wielkim uśmiechu, który nigdy nie znikał. Spojrzał swoimi mocno przymrożonymi oczyma na krasnoluda, wyciągnął rękę do przodu i powietrze znajdujące się w wiadrach błyskawicznie skrzepło do postaci wody. Widok był osobliwy, zupełnie jakby ktoś oglądał parowanie wody. Tylko, że od tyłu.
Na podziękowania Bardina mag jedynie odpowiedział kiwnięciem głowy.

Kilka chwil jak odniósł wiadra usłyszał dziwne „AŁA!” grzmiące z gardła goliata. Pewno wreszcie dostał garnkiem w łeb.

Po powrocie do gospody krasnolud szukał jakiegoś dobrego miejsca. Większość mebli była w tragicznym stanie, jednak znalazł z czasem mały drewniany stołek, który wydawał się w dobrym stanie. Krasnolud zasiadł wygodnie i przyglądał się osobom, które krzątały się po izbie. Co jakiś czas przechodzili inni przedstawiciele karawany. Kraslonud i kie'rann widocznie dobrze się bawili. Obok nich leżała cała skrzynka alkoholu. Chyba dobrej jakości.
Ostatnio zmieniony poniedziałek, 5 maja 2008, 22:13 przez Fenrisulfr, łącznie zmieniany 1 raz.
"But I don't want to go among mad people," said Alice. "Oh, you can't help that," said the cat. "We're all mad here."
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Ninerl »

Ninerl Taar Aszish
No tak. Mogła się spodziewać, że to będzie jednak małe, brudne kiee'rańskie zwierzę. Już prawie chwytała ją za ogon, gdy potknęła się o kamień. Podniosła się, klnąc. Już ona pokaże tej smarkuli.
Widziała, że tamta wskoczyła na plecy wielkoluda. Dziwne, że pozwalał jej tak siedzieć.
- Mógłbyś się zająć dyscypliną swojej podopiecznej-powiedziała drwiąco do człowieka- Nie wydaje mi się, by było to moje zadanie, ale cóż...- na wargi Ninerl wypłynął niemiły uśmiech.
Podeszła do ogniska. Smarkacz chyba się jej nadal bał. Znak jaki zrobiła, był śmieszny. Żeby tak odpędzał magów, to dobrze by było. Zabobony...
- Mam to z ciebie zdjąć?- zwróciła się zimno do goliata- Czy sam ją zdejmiesz?- była tuż przed nim i Kirrą.
- Myślę, że komuś należałoby udzielić lekcji- dłoń Ninerl odruchowo znalazła się w okolicach pasa. Postukiwała mimowolnie o rękojeść miecza.
Ostatnio zmieniony środa, 7 maja 2008, 20:30 przez Ninerl, łącznie zmieniany 1 raz.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Sergi »

Janos Nowyer

Rozkazujący głos towarzysza nie dziwił go zbytnio po tych trzech dniach. Z samej obserwacji wiedział ,że Mobius nie należy do ludzi który dałoby się polubić, albo chociaż znosić. Na jego "propozycje" tylko skinął głową, nie chciał niepotrzebnie dysputować na nieważne tematy.

Mniej niż sekunda, tyle minęło do chwili gdy zaklinacz wygodnie rozpostarł się na kamiennym fotelu. Postronnemu mogłoby się wydawać iż postać maga rozpłynęła się w powietrzu i równie nagle pojawiła się pośród dwójki mężczyzn. Zabawne jest to, że nie byłaby daleka od prawdy.

"Teleportacja... ząb za ząb? Ehh..."

Janos kiwnął w geście podziękowania słysząc komplement dotyczący Sariel. Następnie wysłuchał opowieści Quiestusa. Mimo, że już wcześniej uraczył go podobną historią, może tamta zawierała trochę mniej szczegółów.

- Zadałeś trafne pytanie. - zwrócił się do maga.- Jak odkryłeś Quiestusie położenie tych ruin? I skąd ta pewność , że są one naprawdę „Grobem Pierwszego domu”?

Zaklinaczowi nasuwały się również setki innych pytań. Jak choćby w jakim celu jego pracodawca wybrał się w podróż z tą piątką dzieci.

W tej samej chwili słyszeć było w obozowisku zamieszanie i krzyki. Jonas wyłowił spośród nich dziewczyński głos małej kie'rannki. Łatwo w tej chwili było odczytać o czym myśli.
Rodryg
Pomywacz
Posty: 28
Rejestracja: środa, 23 kwietnia 2008, 19:24
Numer GG: 4240867

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Rodryg »

Rufus

Rufus wpierw pomyślał że pierwsza reakcja małej kie'rannki to dobry znak, jakże była to głupia myśl. W momencie zaś gdy pokazała mu język na jego twarzy pojawił sie wyraźny cień irytacji, co jak co ale tego już było za wiele. Zignorował komentarz Eldarki, w końcu co ona mogła wiedzieć na temat wychowywania dzieci. Szybko podążył za nią w stronę ogniska błyskawicznie oceniając skalę "szkód" jakie wyrządziła dziewczyna, no cóż jeśli była w czymś dobra to na pewno w załażeniu innym za skórę.

- Kirra lepiej zejdź z pana oraz przeproś panią za swoje zachowanie, zanim wpakujesz się w naprawdę poważne kłopoty - Na twarzy Rufusa widać było wyraźnie że zmusza się do grzeczności by nikogo nie urazić- W końcu ponoszę za was odpowiedzialność, więc jak ? Zejdziesz czy mam pozwolić tej miłej pani ci pomóc ? - W tym momencie znacząco spojrzał się na Eldarkę, pozostawało mu liczyć na roztropność Kirry lub ... na Nelo który zawsze potrafił przegadać każdego z piątki. "Jak i zapewne połowę osób z karawany" - dodał sobie w myślach.
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Szasza »

Sha'virr

Trunek przemógł opór Sha’virra przed wysławianiem się, ale nie w stopniu pozwalającym budować wypowiedzenia złożone. Wysłuchał wypowiedzi swego oponenta. Podobał mu się jego entuzjazm. Wydawał się zaraźliwy. Czy to przez dobry alkohol, czy przez rozmówcę, Kie'rann poczuł, jak opuszczają go bóle życia codziennego. Myślał teraz o przygodzie. O złotym mieście, o chwale, na którą nigdy nie zasłużył.
Napełnił kolejny kielonek trunku.
-Też powinienem się przedstawic. Zwę się Sha'virr. Jestem prostym podróżnikiem. Nie mogę pochwalić się ni chlubną posadą, ni takim doświadczeniem jak ty.- Powiedział. Mówił trochę opornie. Widocznie żadko miał ku temiu okazję. Bywał swego czasu po świecie i być może słyszał kiedyś o tym sławnym muzeum, ale teraz nie był w stanie sobie tego przypomnieć. Przyjął jednak ton podziwu, widząc dumę brodacza.
Podniósł kieliszek do ust.- Za złoto, sławę i przygodę!- Wzniósł toast, po czym wpił jednym haustem swój alkohol.
Obrazek
Artos
Kok
Kok
Posty: 928
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 19:37
Numer GG: 1692393
Lokalizacja: Świnoujście - Koszalin -Szczecin
Kontakt:

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Artos »

Bardin
„Jak przyjemnie chłodno”
Pomyślał uspokojony przyjemnym klimatem karczmy khazad. Wydawało się, że nic już więcej nie jest mu potrzebne do szczęścia. Uśmiechnął się delikatnie pod nosem i rozejrzał po pomieszczeniu. Tak niedaleko niego był ten mag wody...
„Ciekawa osoba... może warto będzie się wokół niego przyczaić... To by zwiększyło wpływy... Nie, tak nie można! Gdzie w tym równość, gdzie w tym sprawiedliwość”
Zganił się w myślach by po chwili poczuć woń alkoholu w pobliżu. To jego rodak pił z jednym z towarzyszy podróży.
„Może wypadałoby się do nich przysiąść. Nie wyglądają groźnie.”
Jeszcze posiedział tak z minutę i wstał na równe nogi. Robiąc to mógł wydać się osobą niespokojną, nie potrafiącą usiedzieć na jednym miejscu w spokoju, lecz byłoby to błędne spostrzeżenie – ot, trzeba teraz zrobić kilka posunięć, by nie zostać ewentualnie na lodzie w przyszłości. W tym też przekonaniu podszedł do do pijących, po czym delikatnie się ukłonił i rzekł spokojnie

- Bardin Kodster. Czy można się przysiąść do towarzyszy?

Zrobił delikatny uśmiech w ich stronę.

- Co was ściągnęło do tej wyprawy? Wyglądacie na dobrych znajomych, którzy razem przeszli już niejedno, nie wspominając już o tym zacnym trunku.
Obrazek
Obrazek
War, war never changes...
Fenrisulfr
Pomywacz
Posty: 34
Rejestracja: niedziela, 13 kwietnia 2008, 19:06
Numer GG: 1061020

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Fenrisulfr »

Ninerl i Rufus

-Nie zejdę! To Eldarka! Zła wiedźma! Jeszcze mnie zje! - Krzyczała głośno Kirra.- Takie jak ona kradną małe dzieci i robią z nich swoje zabawki!- Mocno trzymała się czubka głowy wielkoluda. Widać było, że bardzo boi się Eldarki.
-Prawdę mówiąc, dużo słyszałem o barbarzyńskim niewolnictwie w krajach eldków. - Skomentował goliat z dużym naciskiem na słowo „barbarzyńskim”. Dopiero po chwili Ninerl sobie przypomniała, że podczas „Wojny o Popiół” * Krasnoludy, Elfy i Goliaty walczyli z Republiką i Eldarami. Nawet po ostatnich dziwnych zajściach w Popiele relacje między dwiema stronami konfliktu jeszcze się nie polepszyły. Bocatta zaczął dziwnie patrzeć na Ninerl.

-Może się wtrącę. Nazywam się Nelo, jeśli jeszcze nie wiecie.- Powiedział spokojnie młodzieniec. Zdawałoby się, że większość towarzystwa nie zauważyła go za pierwszym razem. Na jego widok na twarzy Kirry pojawił się uśmiech. - Po pierwsze eldarko i ty człowiecze. - Zwrócił się do Ninerl i Rufusa. Mimo że nic złego jeszcze nie powiedział to sam ton jego głosu był obraźliwy, wręcz wywyższający się. - Ninerl, tak? Z pewnością nie jesteś w stanie przewidzieć czym twój akt „udzielania komuś lekcji” może się skończyć dla twojej posady ochroniarza karawany. Logiczne jest, że jesteśmy adoptowanymi dziećmi waszego pracodawcy. Inny powód naszej obecności niż przyjemne wakacje jest wręcz nie na miejscu. Jeżeli komuś z nas przytrafiłaby się krzywda to „tatko” nie zwlekałby z rozkazem rzucenia na któregoś z was zaklęcia przemieszczającego. Zanim byście powiedzieli cokolwiek to ten „spacer, za który wam płacą” może się naprawdę szybko i bez zysku skończyć. Więc jak widzisz, ten twój pas i mieczyk nam nic nie może zrobić. Chyba, że jesteś gotowa stracić pracę. -
-E... Właśnie! - Zawtórowała Kirra
Nelo odwrócił się w stronę dziewczyny na głowie goliata.
Hej! Futrzak! Tak ty! - Wskazał w jej stronę ręką. - Zejdź na dół, bo jak tam tak siedzisz to nie możemy dalej grać. Mam pomysł na nową grę. Jak zejdziesz to wszystko ci opowiem. Nie martw się, nic ci się nie stanie teraz.
Kirra zeskoczyła z głowy goliata i wylądowała z kocią gracją tuż obok Nelo. Oboje bez słowa ruszyli spokojnym spacerkiem w stronę gospody.
-Kirra. Pan Mobius nie zrobi ci dziś deseru. - Powiedział przesadnie ponuro Nelo. Dało to lekko komiczny efekt.
-CO?! Ej! Dlaczego? - Kirra zatrzymała się w miejscu, oburzona tak wielką niesprawiedliwością (przynajmniej według niej).
-Dasz mi swoją porcję. - Zatrzymał się i odwrócił w stronę Nelo. Słońce odbijało się od szkiełek w jego goglach. - Chyba, że chcesz by tatko dowiedział się, że podrapałaś Boccatę, zaatakowałaś piłką Ninerl oraz, że przez ciebie pani Scrow zemdlała.
-Hmph... - Burknęła cicho po czym oboje w milczeniu poszli w stronę karczmy.

Wszyscy przy ognisku byli jak wryci w ziemię i wpatrywali się w oddalającą parę. Dzieciak miał rację. Nikt bez zgody Lorda Quiestusa nie miał prawa dać jakąkolwiek karę jego podopiecznym. Rufus przypomina sobie, jak to Lord pozwalał dzieciakom na prawie wszystko, a najgorsza kara jaką im dał to najwyżej "nie dostaniesz deseru".
-Fju fju. Eldek - zwrócił się Zier do Ninerl. - Jak ta dziewczyna wpadnie na pomysł, by cię udupić u pana "Q" to masz przesr... Fju fju! - Po czym głośno parsknął śmiechem.

Sha'virr i Bardin

-Ooo! Jak miło, że brat krasnolud przysiada się do stołu! Chodź, mam tego pysznego wywaru całą skrzynie. Starczyłoby chyba i dla całej karawany. - Wstał i ukłonił się Bardinowi - Rakah Stonefinger me imię. Krasnoludzki eksplorator z sławnego na cały świat muzeum imienia Morvila Bedrock'a w Kir'tech Modan. Co mnie sprowadza tutaj? TO chyba najprostsze pytanie świata. - Zaczął wyliczać na palcach lewej dłoni. - Złoto, sława, bogactwo, wiedza oraz przygoda, w której możliwe, że poznam jedną z kilku kolebek cywilizacji! Zdrowie! - Opróżnił kolejny kieliszek. - A znajomym z panem Szawejrem nie jestem. Ot kiedy go zobaczyłem – nigdy nie widziałem wcześniej Kie'ranna – to musiałem się z nim napić i tyle. Poza tym, chyba dobry trunek mu smakuje. Co nie Szaw? - Gdy skończył swoją wypowiedź to klepnął Sha'virra w ramię. Wypowiadał imię kie'ranna z dziwnym, krasnludzkim akcentem co nie było o tyle irytujące co zabawne.

Kilka sekund później do budynku zaczęli wchodzić inni członkowie karawany. Wygląda na to, że też chcieli się zrelaksować lekko w chłodzie karczmy, pomimo nieprzyjemnego zapachu. Z racji tego, że nie było dużo krzeseł to siadali na podłodze. Z czasem w izbie zrobiło się trochę gwarno gdy ponad tuzin osób przeszło przez próg do środka, jeden po drugim. Mgliście wrócił znajomy klimat gospody, do której ludzie przychodzili by napić się piwa, zjeść, porozmawiać i zabawić się. Pomimo braku mebli w dobrym stanie, kiepskiego stanu pokoju, braku piwa i obsługi większość zdołała jakoś umilić swój pobyt zajadając się „Potrawką pani Scrow”, śpiewając typowe karczemne piosenki, rozmawiając oraz grając w kości lub karty.
Jedynie mag siedział teraz sam, na podłodze, oparty o ścianę wciąż z swoim uśmiechem na twarzy.

Janos

-Panowie, proszę, oszczędzajcie swoje magiczne zdolności do czasu aż dojdziemy do Neruzechelf. Potrzebuje was w pełni swoich sił później. - Quiestus oparł się wygodnie w swoim kamiennym fotelu i zaczął wpatrywać się w gorące, jasne piaski pustyni. - Znalazłem Neruzechelf w dość bardzo prosty, lecz kosztowny sposób. Wiedziałem, że kiedyś miasto było wręcz kolosalnych rozmiarów. Podobno rozciągało się aż po horyzont. Niestety to było tak dawno, że dziś z całego miasta mogło zostać jedynie Neruzechelf. Rozpocząłem swe poszukiwania od tutejszych legend, starych ksiąg historycznych oraz z kilku kamiennych tablic, za które wydałem sporą sumę złota. Same legendy mówiły, że miasto było przepiękne, z każdym budynkiem starannie zaplanowanym by pasował do miasta. Stare kroniki mówiły o dziwnych kolistych formacjach skalnych, które nie mogły być czymś naturalnym a jedynie tworem istoty obdarzonej inteligencją. Same tablice nie były jasne. Przetłumaczenie starego języka było dość kłopotliwe z powodu kiepskiego stanu tablic, jednak wszystkie zawierały jakieś dziwne hieroglify, które nie pasowały do języka pisanego a bardziej do rysunków mających za zadanie przedstawienie czegoś większego. Wywnioskowałem, że to musiały chyba być mapy miasta porozmieszczane wszędzie by twórcy metropolii nie zgubili się we własnym tworze. Wspominały także o tym, że z lotu ptaka można było zobaczyć cały „wzór”. Ciekawość była ode mnie silniejsza i zafundowałem sobie jedną wycieczkę w przestworza. Gryfem oczywiście. Miałem ze sobą kopie rysunków z tablic. Wznosiliśmy się coraz wyżej i wyżej na niesamowite wysokości aż zobaczyłem to. Jak wyobraziłem sobie miasto i dodałem do widoku wzory z tablic to zauważyłem, że wzory i teren całej pustyni wraz z skałami, iglicami oraz nawet górami tworzą kolosalnej wielkości pentagram. Zobaczyłem ten „wzór” według którego miasto było zbudowane. Zobaczyłem wyraźny odciśnięty ślad po nim. Bez tablic to za żadne skarby bym tego nie zauważył. W wzorze pentagramu zauważyłem coś, co mogło być jedynie jego środkiem. Była to góra. Pamiętacie jak mówiłem o „przykryciu górą z kości swych ofiar”? Neruzechelf musi tam być. Jestem tego pewien.

-Brawo. - Odezwał się po dłuższej chwili Mobius. -Nadal nie wierzę w pełni, że udało ci się odnaleźć to miejsce, lecz twoje odkrycia są zastanawiające. Wzór o takich rozmiarach musiałby mieć niewyobrażalne właściwości magiczne. Wyobraźcie sobie co by się stało, gdyby został odbudowany. Quiestusie, zaiste, Rada Światła Alabastrowej Wieży* będzie nadzwyczaj zainteresowana nawet aktualnymi odkryciami.


-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

*
Tu dam małe wyjaśnienie paru rzeczy, które pojawiły się na sesji. Jeśli chcecie, to będę mógł potem dawać więcej takich wyjaśnień w kolejnych postach.

”Wojna o Popiół” - była krótką, trwającą 2 lata wojną, która odbywała się głównie na terenie zwanym Popiołem. Brały w niej udział Królestwa Krasnludzkie oraz Wole Kraje Elfów przeciw wspólnym siłom Republiki zjednoczonych państw ludzkich i Królestwa Eldarów. Głównymi powodami była walka o przerwanie zniewalania przez Republikę i Eldarów rasy młode takie jak Kie'ranni, Trytony oraz przedstawicieli barbarzyńskich krajów Anvirskich jak i ludzkich. Jednak według Eldarów powodem wojny były bogate złoża różnorodnych cennych metali, które krasnoludy od dawna chciały odebrać Eldarom i Republice. Wojna została nagle przerwana pojawieniem się dziwnych istot, które zaatakowały obie strony konfliktu. Niektórzy identyfikują te dziwne istoty z Krigari.

"Popiół" – Stosunkowo wąski kawałek lądu łączący kontynent Auqillion Północny z Auqillionem Południowym. Jest to ziemia zniszczona przez wulkany i częste opady popiołu. Ziemia ta jest całkowicie martwa. W sercu Popiołu, tam gdzie dziś jest jeden z większych znanych wulkanów, była stolica imperium zapomnianej rasy Krigari.

"Auqillion" – Potocznie nazywany „Pyskiem Fenrira” z powodu kształtu przypominającego wielką wilczą czaszkę. Kontynent podzielony jest na trzy części (północną i południową) oraz łączący obie części Popiół. To właśnie tu odbywa się kampania sesji (a dokładniej to na terenach dalekiej południowej kolonii republiki). Północny Auqillion zamieszkają Krasnoludy, Elfy, Goliaty, Gnomy oraz trochę barbarzyńskich krajów ludzkich. Większość tego terenu to masywne góry oraz niezbadana dżungla, która jest domem Elfów. Najdalsze północne oraz wschodnie części Auqillionu północnego nie są jeszcze w pełni zbadane. Południowy Auqillion zamieszkują Eldarowie, Ludzie z Republiki i innych niezależnych krajów oraz wymierające powoli Klany Anvirskie. Topograficznie bardzo przypomina Europę. Większość terenów południowych i wschodnich jest nadal nie zbadana.

"Rada Światła Alabastrowej Wieży" – Organizacja składająca się z magów badających spektrum eteryczne oraz magię we wszelkich postaciach. Swoją główną siedzibę mają w usłanej tajemnicą, ukrytej „Alabastrowej Wieży”, która nie jest o tyle szkołą magii a skarbnicą wiedzy akranicznej ludzkości, do której mają dostęp nieliczni.
"But I don't want to go among mad people," said Alice. "Oh, you can't help that," said the cat. "We're all mad here."
Rodryg
Pomywacz
Posty: 28
Rejestracja: środa, 23 kwietnia 2008, 19:24
Numer GG: 4240867

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Rodryg »

Rufus

Rufus mógł się spodziewać że Nelo nie pozostanie chicho, nie ma co miał gadane i mocne argumenty. Właściwie to wyjął mu je z ust ale to nie było ważne.
Z rozbawieniem spojrzał się na Eldarkę, po czym rzucił:
-Nadgorliwość i wychowywanie dzieci batem nie popłaca jak widzisz.- po czym śmiejąc się pod nosem, podszedł do pani Scrow i pomógł jej wstać gdy tylko ta odzyskała przytomność.

-To ja już wrócę do swoich obowiązków i poszukam reszty naszych kochanych "Aniołków".- po czym żwawo ruszył do miejsca wokół którego skupiał się cały obóz, czyli ruin karczmy po drodze nawoływał pozostałą trójkę.

-Flauia! Juno! Michael! Koniec zabawy wkrótce będzie kolacja, wychodźcie.- szedł spokojnym krokiem rozglądając się za nimi. "Ech, gdzie oni mogli się podziać ? Powinni się już znaleźć byli już zapewne głodni." - powiedział sobie w myślach, musi ich zebrać przed zmierzchem.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Ninerl »

Ninerl Taar Aszish
-Dlaczego miałabym jeść coś z sierścią? I po co mi taki bachor jak ty?- Ninerl parsknęła śmiechem. Mała była zabawna.
Za moment do jej uszu dotarły słowa goliata. Ninerl westchnęła cicho. O co im chodzi z tym niewolnictwem? Czasami lepiej było być niewolnikiem, którego pan musiał karmić i odziewać, niż biedakiem.
- Ciekawe, że mówi to istota, zwykle uznawana za mało..okrzesaną- skomentowała słowa wielkoluda, uśmiechając się słodko.
Ciekawe, jego rodzaj chyba wolno myślał. Dopiero jakby teraz zauważył jej rasę.
Pojawił się następny młody człowiek, ten w goglach. Młodzik był bezczelny.
- Wybacz, młody człowieku- sparodiowała jego nadęty ton- Posada ochroniarza nie jest mi niezbędna do życia. Przyjemne spędzanie wakacji... Naprawdę zabawne- roześmiała się na całe gardło- Chcesz być inteligentny czy udajesz głupiego? Ciekawe... magowie..piątka dzieci...ruiny miasta, kryjące moc. Dawno wysnułabym odpowiednie wnioski, ale oczywiście, przepraszam nie posiadam twojego intelektu.-ton Ninerl był spokojny, ale kryła się w nim subtelna nutka drwiny. Wedle eldarskich obyczajów takie słowa już były obelgą- Więc cóż...Pozostaje mi tylko wyrazić swój podziw dla jego rozmiarów-dodała szyderczo.
Smarkacze już znikły, a Ninerl zastanawiała się nad prawdziwym powodem zabrania dzieci przez "lorda". Przyjemne wakacje... naiwne te smyki. Nawet ona nie była aż taka głupia w ich wieku. I jeszcze to rozpieszczanie. To wyglądało na czystą manipulację, być może by głupie istotki niczego nie podejrzewały.
Zabieranie dzieciaków w dzicz, na niebezpieczną wyprawę z magami w towarzystwie. Pewnie ofiary...
Ale co to ją obchodzi... Wzruszyła ramionami. Chociaż...
Słowa następnego zwierzęcia były śmieszne.
- No cóż... Biedna dziewczynka. Będę musiała jej pilnować... tyle się zdarza wypadków- oczy Eldarki dziwnie zabłysły- Szkoda, by jej coś stało, nieprawdaż?- rzuciła długie spojrzenie śmieszkowi-W końcu płacą mi za ... ochronę...- dziewczyna miała na ustach uśmiech kota.
- Jesteście naprawdę zabawni. Muszę to przyznać. A zwłaszcza ty, bezdzietny-skierowała te słowa do opiekuna i przesunęła wzrokiem po gromadce. Patrzyła na nich w sposób, w jaki obserwuje się ciekawe owady albo ładne kwiatki.Zresztą jej ton przypominał ten, którym się zwracała do ulubionych zwierząt. Ninerl nie zdawała sobie sprawy, jakie to może być irytujące. Nawet nie zauważyła, że przybrała to brzmienie głosu.
-Pożegnam was. Pewnie będziemy mieć przyjemność spożyć razem, w swoim towarzystwie, wieczorny posiłek.- wykonała lekki ukłon i odeszła.
To, że oni są prostakami i nieokrzesanym pospólstwem, to nie znaczy, że ona taka też będzie. Nadal powinna zachowywać się jak jej krewniacy.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ja jestem za:). Im więcej informacji, tym lepiej. Zwłaszcza o rasach ;) ...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Sergi »

Janos Nowyer

Zaklinacz słuchał historii Quiestus w ciszy. Nie udałoby się odgadnąć czy wierzy w historię swojego pracodawcy. Wydawała się prawdziwa, jednak wciąż w sercu maga odzywała się nabyta przez lata życia ostrożność.

" Podróż w serce pentagramu...hihihi... nie lepiej od razu złożyć się w ofierze człowieczku? Hahaha..."

"Milcz, nie mam czasu na dysputy z bestią..."- dłonie młodzieńca zacisnęły się mocno no kamiennych oparciach. Chwila ta trwała dostatecznie krótko aby jego dziwne zachowanie nie zostało spostrzeżone.

Nastała totalna cisza, koiła ona duszę Janosa. Odpowiedz Lorda chwilowo go usatysfakcjonowała, chociaż najważniejsze kwestie pozostawały tajemnicą. Usłyszawszy komentarz Mobiusa, który nawiasem mówiąc go rozbawił powiedział:

- Hmm... lepiej nie zakładajmy, że odbudowa tego "pentagramu" byłaby rzeczą słuszną dla tego świata.- głos jego nie ukazywał emocji które nim owładnęły jeszcze przed chwilą- Chwilowo powinniśmy skupić się na pozyskaniu jak największej ilości wiedzy, chyba się ze mną zgodzisz Mobiusie. Zgadzając się na udział w tej wyprawie miałem nadzieje sam skorzystać z skarbnicy pogrzebanej w tym mieście przed wiekami...

Widocznie Janos chciał jeszcze coś dodać ,ale nagle skupił swoją uwagę na dachu zniszczonej karczmy. To właśnie stamtąd po chwili zleciał jego piękny chowaniec. Po raz kolejny przyłożyła swoją małą główkę do jego ucha ukrytego pod trikornem i zaczęła szeptać. Tym jednak razem postronnym udało się usłyszeć kilka słów najwidoczniej wymawianych w republikańskim.

- ...wojowniczka...lekcja pokory...Nelo...ruiny kryjące moc...- mimo ,że tym razem głośniej mówiła to wypowiadała słowa zbyt szybko żeby wyłowić cały sens zdań jeśli się nie jest dostatecznie blisko.

Widocznie jednak nie przekazała żadnych złych wieści. Zaklinacz lekko się rozchmurzył w jego błękitnych oczach widać było niewielki błysk radości.

- Ciekawe te *pańskie* dzieci Quiestusie.- Zaklinacz uśmiechnął się tajemniczo w stronę swojego pracodawcy.
- Zaklęcie przemieszczające...- powiedział ciszej jakby sam do siebie i ponownie się uśmiechnął. Potem kontynuował, jednak już głośniej:
- Podobno zbliża się już czas kolacji. Proponowałbym dołączyć do reszty w karczmie i podczas wspólnego posiłku dokończyć rozmowę... chyba że świadkowie mogliby być zanadto niewygodni.- dorzucił ostatnie po chwili sprawdzając reakcje lorda.

Janos oczekiwał odpowiedzi, nie miał dokładnych planów na dziś wieczór. Jednak z drugiej strony nie wiedział czy chciałby spędzić noc na jałowych rozmowach. W razie chęci powrotu do "tawerny" był gotów nawet użyć odrobinę swojej magii.
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Szasza »

"Szawjer"

Zapraszającym gestem powitał kolejnego krasnoluda przy stole. Duża zawartość alkoholu we krwi pozwalała komunikować mu się na zadawalającym poziome. Fakt ten wykorzystywał w najlepsze.
-Zapraszamy przyjacielu! Zbrodnią byłoby nie podzielić się takim trunkiem! Zwę się Sha'virr.- Zaakcentował swe imię na tyle dokładnie, na ile pozwalał mu jego stan. Uśmiechnął się przy tym do krasnoluda, który przekręcił jego imię.- Jestem podróżnikiem i służę karawanie zwiadem. Jak mój kolega rzekł, chwilowo łączy nas tylko praca- Dokończył.
Gdy nowy towarzysz zasiadł do stołu, "Shaw" przyjrzał mu się dokładnie.
-Opowiedz nam szanowyn panie, czym się trudnisz.- zwrócił się o niego. Po czym zaczął nalewać kolejne kieliszki alkoholu. Spojrzał na maga.
-Niepokojący typek.- Mruknął pod nosem.
Obrazek
Zablokowany