[WFRP 2.0] Objawy Zła [UWAGA:KŁACZKI]

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

[WFRP 2.0] Objawy Zła [UWAGA:KŁACZKI]

Post autor: Serge »

Z pewnością doskonale znacie zasady, ale profilaktycznie przypomnę:

Posty zaczynajcie od imienia swego bohatera
- To co mówią postacie piszcie od myślnika pochyloną kursywą.
„To co myślą w cudzysłowie.”
Tak piszemy wszystko poza sesją.

Posty nie muszą być arcydługie, ważne by były ciekawe i wnoszące coś do gry. Czas na odpowiedź: max. 5 dni. Bohaterowie graczy którzy nie będą odpisywać (bez wcześniejszego zgłoszenia nieobecności) znajdą swoje miejsce w rzecze (dokładnie na dnie), lub przytulnym cmentarzu L'Anguille ;). No, to chyba wszystko. Życzę miłej i przyjemnej gry! :)


WARHAMMER: OBJAWY ZŁA


Było niemal południe, gdy dotarliście do jednego z zajazdów w L'Anguille – stolicy cesarstwa o tej samej nazwie w Bretonii. Nieopodal, kilka dni drogi na południe niemrawie toczyła się wojenka o spadek po Adarhaldach. Do książęcej korony zgłaszało pretensje wielu elektorów, a król Bretonii Louen Lwie Serce pragnął włączenia części ziem cesarstwa Mousillon do Lyonesse. Od dwóch lat przez te ziemie przetaczały się więc rycerskie zagony, oblegano miasta i zamki, ścierali się dowódcy i armie. Na ogół jednak niewiele się działo, zaś jedynym widocznym efektem zmagań były puste skarbce książąt i spalone przez nieopłaconych zaciężnych wioski. Niewiele to jednak obchodziło zgromadzonych przy waszym stoliku jak i w całym zajeździe „Pod Strzaskanym Kompasem” gości. Karczma znajdowała się tuż przy nabrzeżu wielkiego portu L'Anguille i obecnie bawiło w niej naprawdę wielu podróżnych. Arabowie, Norsmeni, Kitajczycy – w lokalu można było dostrzec żeglarzy z całego świata. A dla nich liczyły się jedynie ciepła strawa i bezpieczne miejsce do spędzenia nocy. Wy zaś przybyliście do karczmy kilka minut temu, każdy z was z różnych, znanych tylko sobie powodów. Ze względu na panujący tłok i wielojęzyczny gwar, zrządzeniem losu zasiedliście przy jednym ze stolików w kącie sali.

Karczma do której trafiliście, nie różniła się zbytnio od innych tego typu przybytków. Parter zajmowała zatłoczona obecnie sala jadalna z kilkunastoma stolikami, na piętrze znajdowały się zapewne pokoje do wynajęcia. Kontuar mieścił się przy ścianie naprzeciw wejścia, w rogu znajdowała się scena dla śpiewaków, gdzie elfi bard przygrywał jakąś melodię (choć raczej mało kto go słuchał). Ściany ozdobione były myśliwskimi trofeami i obrazami przedstawiającymi okręty na morzu. Między stolikami uwijali się gospodarz i posługacze donosząc napoje i posiłki a także zbierając zamówienia. W tłumie dostrzegliście też trzech potężnie zbudowanych, wygolonych na łyso mężczyzn, którzy zapewne chronili zajazd.

Najdziwniej z całego zgromadzenia wyglądał jednak stolik, przy którym zgromadziły się chyba największe indywidua: smukła, odziana w bordowe szaty wyniosła kobieta, o czarnych, poprzetykanych czerwienią włosach. Obok niej potężnie zbudowany łysy olbrzym, przy długim mieczu i tarczy. Dalej przystojny, smukły mężczyzna w bogatych szatach i dostojnym obliczu. W końcu śniadej cery zgrabna kobieta o ciemnych włosach. Ktoś bywały w świecie powiedziałby że to Estalijka, lecz dla gości w zajeździe nie miało to żadnego znaczenia.

Tak zanotowałby sobie was w pamięci postronny obserwator. Natomiast jak wy postrzegaliście otoczenie? Wasze wierzchowce odpoczywały w przyzajezdnej stajni. O tej porze roku paszy był dostatek. Przynajmniej o to jedno nie musieliście się martwić.

Elfi minstrel przygrywając na lutni nucił słowa pieśni:

Jutro zabierze nas w dal
Daleko od domu
Nikt naszych imion nie będzie znał
Lecz barda pieśń zostanie

Jutro wszystko będzie znane
I nie będziesz sam
Nie bój się zatem zimna i ran
Bo barda pieśń zostanie...


Z zamyślenia wyrwał was głos karczmarza. Solidnej postury brodata postać o czarnych, kręconych włosach, zwinnie toczyła się w waszym kierunku.

- Ech ci grajkowie. Siędzie taki, brzdąka na tej lutni, a śpiewa że niewiastom z wrażenia w głowach się przewraca…- rzucił w bretońskim i roześmiał się serdecznie. - Gaston d'Aberre, właściciel kompasu – ukłonił się lekko. - Pierwszy raz chyba goszczę państwa, więc witam w moich skromnych progach. Czegoś trzeba? Piwa pod dostatkiem, moje własne w zajeździe warzone, pensa za kufel. Wino młode, jesienne z tutejszych winnic niezgorsze, z Ulthuanu też mamy, trzy denary za lampkę. Gorzałka z kislevu sprowadzana… Z mięsiwa polecam drób i wieprzowinę z sałatkami w sosie słodko-kwaśnym. Palce lizać! Z zupek mamy rosołek, pomidorową i żurek... Do tego chleb, micha fasoli albo o! Kasza ze skwarkami! Pyszności, moja żona robi.
Gaston zamyślił się trochę.
- Pokoje dwu osobowe, ecu za dobę. Jeszcze trzy jeno zostały... Zastanówcie się, a ja wracam za chwilkę…Zostawże tą belkę parszywcze! Dom mi chcesz zawalić?...- to rzekłszy Gaston poleciał uspokoić jakiegoś typka co i rusz zataczającego się na podtrzymujący werandę filar.

Przy sąsiednim stoliku jakiś szlachcic i towarzyszący mu dwaj rycerze rozmawiali w nieznanym wam, dźwięcznym języku. Towarzyszący im najemnicy obgadywali w bretońskim przeróżnych hrabiów, książąt oraz ich siostry i matki z użyciem licznych niegodnych przytaczania przymiotników.
Tymczasem gospodarz, nie zważywszy na szanse poszczególnych pretendentów oraz polityczne układy zrobił porządek z pijanymi i powrócił do waszego stolika.
- To co podać panie i panowie? - spojrzał badawczo po waszych twarzach.


* pensy - odpowiedniki imperialnych miedziaków
* denary - srebrników
* ecu - koron

W pierwszym poście proszę o dokładny opis wyglądu Waszych postaci - tak jak je widzą towarzysze przy stoliku. We wstępie opisałem wygląd tylko tak, jak widzi Was ktoś przechodzący obok.

Kości zostały rzucone...zaczynamy! :D
Ostatnio zmieniony środa, 14 maja 2008, 16:33 przez Serge, łącznie zmieniany 2 razy.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła

Post autor: Ouzaru »

Vegari

Jak ona kochała tego typu miejsca! Przy odrobinie szczęścia można było spotkać amatora ładnej opalenizny i ciemnych, piwnych oczu, który za kilka słodkich słówek wyszeptanych wprost do ucha proponował strawę i napitek. Zazwyczaj też wspólną noc w pokoju, ale ciężko się dziwić. Wysoka, jak na ludzką kobietę, o długich ciemnych włosach zaplecionych w dziesiątki cienkich warkoczyków, do tego przyozdobiona w czerwone usta i kilka złotych kółeczek w uszach po prostu przyciągała uwagę.
Ubrana w wiązany z przodu gorset - koloru ciemnego, głębokiego fioletu - który zmyślnie wypychał biust ku górze, do tego czarne i ciasno dopasowane do pośladków spodnie, z nogawkami wpuszczonymi w wysokie buty... dziwnym trafem nawet aż tak bardzo się nie wyróżniała w tym całym przybytku podróżników i dziwaków. Na przedramionach miała karwasze, za pas zatkniętą rękawicę z dwoma palcami. Patrząc jeszcze na dość duży łuk refleksyjny i kołczan, można było wywnioskować, czym zajmuje się kobieta.

- Tego waszego piwa bym spróbowała - powiedziała do karczmarza z wyraźnie słyszalnym estalijskim akcentem. - A do jedzenia... hmm... niech będzie ta kasza ze skwarkami, jeśli mówicie, żona taką dobrą robi. Jeszcze nigdy nie jadłam, warto zobaczyć, jakie to dobroci tu podajecie.
Uśmiechnęła się szeroko i zamyśliła nad czymś. Wyglądała na osobę, która dobrze je. Nie, nie była gruba, tylko mocno zbudowana. Odkryte ramiona charakteryzowały kobietę silną, zapewne wyćwiczoną przez wiele lat w naciąganiu cięciwy, plecy miała kształtne i nawet uda dość potężne. Uroku dodawały jej zaokrąglone biodra oraz uwydatniony dekolt, w który po prostu nie szło od czasu do czasu nie zajrzeć. Tym bardziej, że między piersiami niknął jakiś złoty łańcuszek, który tylko dodatkowo przykuwał uwagę. Zwłaszcza złodziei.

Kobieta jednak nie wyglądała na taką, która dałaby się łatwo okraść lub napaść. Długi sztylet i krótki miecz wysiały u jej pasa na widoku i ostrzegały tych, którzy zechcieliby czegoś próbować. Choć spokojna i opanowana, czujnie lustrowała otoczenie. A także towarzyszy przy stoliku.
"Z nim mogłabym dzielić pokój" - pomyślała spoglądając na elegancko odzianego mężczyznę. - "Zwłaszcza jednoosobowy..."
Estalijka uśmiechnęła się do niego lekko, lecz jej mina pozostała zupełnie obojętna, a spojrzenie chłodne. Bynajmniej nie miała zamiaru go podrywać.
- Nad pokojem się jeszcze zastanowię, wstyd, by młoda kobieta w ogóle szła spać w nocy - dodała rozbawiona i puściła karczmarzowi oczko.
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła

Post autor: Megara »

Obrazek

Karin

Piromantce jeszcze dwa dni temu dopisywał w miarę dobry humor. Po ostatnich wydarzeniach w Thienne musiała się jednak stamtąd szybko zwijać, ale to nie było nic nowego. Dobrze wiedziała, że w Starym Świecie życie kogoś obdarzonego magicznym talentem do najłatwiejszych nie należy. Przerażająca większość społeczeństwa nie wie nawet, czym magia jest, a jak wiadomo niewiedza budzi strach, strach budzi agresję. Czarodziejka Aqshy przypuszczała, że gdyby nie jej spryt, już dawno padłaby ofiarą samosądu w którejś z bretońskich wsi. Na szczęście, również samotna podróż mijała spokojnie. Zaraz po opuszczeniu miasteczka na północ od Brionne przyłączyła się do jadących w stronę L'Anguille strażników dróg. Ta banda półgłówków najwidoczniej chciała ogołocić ją ze wszystkich pieniędzy, wymyślając w trakcie podróży coraz to nowe opłaty. Szybko jednak przekonali się, że w Kolegiach Magii nie uczy się tylko wyciągania zajęcy z
kapelusza. Tak czy siak, ta banda była dla Karin gwarantem jako takiego bezpieczeństwa i czarodziejka z nadzieją i ulgą przestąpiła bramy stolicy cesarstwa.

Niestety wydarzenia sprzed dwóch dni doszczętnie zepsuły Płomienistej humor. Była bardzo zmęczona podróżą. Mimo iż sporo czasu temu opuściła mury Kolegium wciąż jej ciało nie było przyzwyczajone do codziennych, długich wędrówek. Dodatkowo już rano zaczęło padać, a każdy, kto podąża drogą Aqshy, w deszczowe dni nie czuje się zbyt dobrze. Lekko depresyjny nastrój i ból głowy potęgowały uczucie zmęczenia. Podążając ulicami L'Anguille, zupełnie nie znając tego miasta trafiła na karczmę, która swym wyglądem zachęcała do wejścia. Zostawiła swą klacz w stajni i nie zastanawiając się długo zrzuciła kaptur i weszła do „Strzaskanego kompasu”.

W środku panował niesamowity tłok i gwar, jednak dość szybko odnalazła wolne miejsce wśród trójki zbrojnych (na takich wyglądali) podróżnych. Dopiero teraz mogli jej się bliżej przyjrzeć i ujrzeć młodą, ładną kobietą przed trzydziestką o czarnych włosach upstrzonych czerwonymi przebarwieniami – każdy kto choć trochę interesował się Kolegiami wiedział, że był to efekt oddziaływania wiatru Aqshy. Odziana była w szkarłatne szaty z czarnymi motywami, skrojone na wzór wojskowego munduru nie
ograniczającego swobody ruchu. Strój był na tyle obcisły, że podkreślał jej duże, stożkowate piersi i łagodnie zaokrągloną, apetyczną figurę. Przy pasie siedzący mogli dostrzec pęk siedmiu miedzianych kluczy i rękojeść skrywanego pod kubrakiem sztyletu. Przez ramię przerzuconą miała torbę podróżną a w prawej dłoni o starannie wypielęgnowanych paznokciach dzierżyła kostur wykonany z nieodgadnionego stopu metali i finezyjnie wyrzeźbiony w rękach jakiegoś mistrza. Oparła go o ścianę akurat w momencie gdy zjawił się gospodarz.

- Dla mnie będzie drób w sosie słodko-kwaśnym, do tego cztery kromki chleba i jakiś kompot lub sok. - uśmiechnęła się delikatnie, gdy mężczyzna spisywał zamówienie. - Nad pokojem jeszcze się zastanowię. To wszystko, dziękuję.

Przez chwilę chciała zamówić wino, ale powstrzymała się. Zwykle nie piła dużo, miała dość słabą głowę, a dla ludzi związanych z wiatrami magii upojenie alkoholowe mogło być niebezpieczne. Już raz się o tym przekonała.

- Karin Colburg, Magister Piromanta Kolegium Płomienia. - skinęła delikatnie głową towarzyszom przy stole. - A jak państwa godność? Wygląda na to, że zjemy razem obiad, więc może umilimy sobie te chwile jakąś rozmową?

Wodziła wzrokiem po ich twarzach, starając sie nie przyglądać zbyt nachalnie towarzyszącym jej obok. Rzecz jasna obojętność była pozorna - po prostu zdążyła już sobie ich wszystkich obejrzeć wcześniej. Zaiste, ciekawe towarzystwo, z takimi można by podróżować i czuć się dość bezpiecznie na szlaku. Na tę myśl uśmiechnęła się do siebie w duchu oczekując na strawę.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła

Post autor: Deadmoon »

Obrazek


Jean-Marie Hautain

"No to jesteśmy na miejscu" - szlachcic rzekł do siebie w myślach, zeskakując z konia. Długa droga z rodzinnego Artois bardzo go zmogła, a wierzchowiec ledwie trzymał się na wszystkich nogach.
Jean-Marie odprowadził zwierzę - karego, dostojnego rumaka - do stajni, a sam zaczął rozglądać się po okolicy w poszukiwaniu miejsca, gdzie mógłby odpocząć, schłodzić rozpalone gardło i nasycić wołający o strawę żołądek. Jego wzrok spoczął na szyldzie reklamującym lokal "Pod Strzaskanym Kompasem". Właśnie tam mężczyzna skierował kroki.

Tłok panujący wewnątrz karczmy przywołał grymas niezadowolenia na wyniosłej twarzy szlachcica. Syknął ze złością, kiedy nieomal przewrócił go jakiś pijaczek, z trudem utrzymujący pion. Jean odepchnął go z obrzydzeniem i wzrokiem począł szukać wolnej ławy.
Niestety, niemal wszystkie miejsca były pozajmowane przez podpitych marynarzy i inny plebejski motłoch. Na szczęście znalazł jedno wolne przy stole, przy którym siedziały dwie urodziwe kobiety i muskularny łysol. Podszedł do nich i skłonił się uprzejmie.
- Jean-Marie Hautain. Czy piękne panie i szlachetny pan pozwolą, bym przysiadł się do szanownego towarzystwa?

Przystojny, smukłej budowy mężczyzna wciąż pozostawał zgięty w dworskim ukłonie, spoglądając spod długich za ramiona falowanych brązowych włosów wprost na swoich rozmówców. Gdy tamci przytaknęli, Jean wyprostował się z gracją i uroczo uśmiechnął. Odgarnął ze szlachetnego czoła kilka kosmyków włosów.
Ubrany był w elegancki i wysokiej jakości podróżny strój, jaki zwykli nosić przedstawiciele bretońskich sfer wyższych. Miał na sobie ciemnobrązowy zapinany pod szyją płaszcz z kapturem oraz czarny, przetykany złotą nicią aksamitny czarny kaftan ze stójką, spod którego wyzierała biała koszula. Utrzymane w podobnej tonacji przepasane w talii zdobnym pasem zamszowe obcisłe spodnie wpuszczone miał w wysokie brunatne buty do konnej jazdy. Za pas zatknął skórzane rękawiczki. Po obu stronach bioder mężczyzny wisiała szpada i lewak.

Przysiadł się do towarzystwa i wysłuchał ich imion. Po tym, jak czarodziejka się przedstawiła, głos zabrała Estalijka.
- Vegari - powiedziała dość niechętnie, lecz po chwili uśmiechnęła się i całkowicie zmieniła ton: - Bardzo miło mi was poznać.

"Charakterna dziewczyna" - pomyślał Jean-Marie, mimochodem zatapiając spojrzenie w dekolcie cudzoziemki. Ta złowiła jego spojrzenie i tylko uśmiechnęła się lubieżnie, jakby chciała go zachęcić do bliższych, dokładniejszych oględzin.
"No no... Niezła sztuka. Ta obok też miła dla oka" - uśmiechnął się do siebie w myślach, przenosząc wzrok na czarnowłosą. Na łysego tylko łypnął okiem. Nie był wart niczego więcej.

- Karczmarzu drogi, zapodaj coś lekkostrawnego, ale sycącego. Delikatnego w smaku, lecz wyrazistego. Łagodnego dla języka, ale z charakterem. - Jean zmienił zdanie, kiedy zobaczył zakłopotaną minę gospodarza i dziwne spojrzenia współbiesiadników. - Po prostu nałóż mi kopiec kaszy ze skwarkami i suto polej wina, bom głodny jak wilków całe stado - zaśmiał się, poklepując karczmarza po ramieniu.

- A jeśli o pokoju mowa, to zwyczajnie rad bym spocząć w cichej, schludnej izbie. Może być nawet dwuosobowa, byle tylko druga osoba nie chrapała w nocy, bo szczerze tego nie znoszę.

Odwrócił się w stronę siedzących obok pań.
- Czy któraś z miłych dam zechce przyjąć moją propozycję? - Zapytał, spoglądając na nie z uroczo zawadiackim błyskiem w oku.

- A pan jakiś taki małomówny, szanowny panie - spojrzał na dryblasa. - Czy mogę poznać twe imię, szanowny współbiesiadniku? Zależy mi na tym, gdyż wolałbym wiedzieć czyje zdrowie za chwilę wypiję.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Othe
Majtek
Majtek
Posty: 88
Rejestracja: piątek, 9 listopada 2007, 01:45
Numer GG: 4431256
Lokalizacja: Kanalizacja

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła

Post autor: Othe »

Godrel

Żeglarz w milczeniu spoglądał na zebranych przy jego stoliku podróżnych. Jedna duża dłoń spoczywała na na brzegu stołu, druga zaś przechylała co rusz napełniany zdobiony róg. Szczękając kolczym bezrękawnikiem oszczędnie skłaniał się przybyłym.
Z bliska głowa okazywała się nie być wcale łysa. Bardzo krótkie jasne włosy zdradzały fakt miesięcznego nie golenia. Nieco dłuższa, bo centymetrowa, pełna broda, którą co jakiś czas ocierał ze spienionego piwa, dodawała mu dojrzalszego wyglądu. Nielicznie zgromadzone "Pod Strzaskanym Kompasem" kobiety spoglądały na niego z zaciekawieniem. Był inny od zasymilowanych Norsmenów. Wydawał się dziki i nieprzewidywalny jak ocean. Tajemniczy uśmiech i świdrujące oczy barbarzyńcy skupiały uwagę gawiedzi.
Z pełną bezczelnością spoglądał na wdzięki nowo przybyłych dam. Ludzie z dalekich krajów wciąż budzili jego zainteresowanie, gdyż wcześniej rzadko miał okazję przyjrzeć się z bliska tak różnorodnemu towarzystwu. Chciał zapamiętać z nich jak najwięcej zanim wróci na łono swej matki - wielkiej wody, gdzie jedyną okazją na spotkanie obcych ludów jest atak na ich statek.
Gdy przybyły do ich kąta karczmarz zebrał już zamówienia trojga podróżnych, Godrel krzyknął do niego:
- Piwa! Kaszy! I mięsa! – zaryczał. - A wszystkiego tyle, ile zazwyczaj dajesz trzem mężom! Nieważne przyprawy, ni sosy czy gatunki. Byle ciepłe i pełne zdrowia!
Zwrócił uśmiechniętą twarz ku towarzyszom. Oczy, w których odbijało się wątłe światło świec, błyszczały drapieżnie i ciepło zarazem.
- A pan jakiś taki małomówny, szanowny panie – zagadał szlachcic - Czy mogę poznać twe imię, szanowny współbiesiadniku? Zależy mi na tym, gdyż wolałbym wiedzieć czyje zdrowie za chwilę wypiję.
Kapitana ucieszyło to zainteresowanie jego osobą. Wsparł się wolną ręką o blat i uniósł pokazując nagie ramiona. Nie był olbrzymem w pełnym wymiarze tego słowa, ale zaliczał się do ludzi naprawdę dobrze zbudowanych. Całą jego odzież stanowiła założona na nagie ciało kolczuga i skórzane spodnie wetknięte w wysokie buty.
- Jestem Godrel, wódz rodu Krwawych Żagli. Żeglarz i wojownik, ale przede wszystkim – wykrzyknął unosząc róg – miłośnik ucztowania! – to rzekłszy wychylił całe zgromadzone w naczyniu piwo.
- Wilk morski - powiedziała Estalijka i zmierzyła go zaciekawionym spojrzeniem.
Nie była drobną kobietą, ale przy nim i tak wydawała się dziwnie malutka.
- Możesz tak powiedzieć, pani - mężczyzna roześmiał się donośnie. - Choć ja rzekłbym, że jestem samym morzem. W mych żyłach płynie słona woda! A co płynie w twoich? - dodał mrużąc oczy.
- Tylko krew - odpowiedziała uśmiechając się lekko. - Gorąca i niespokojna krew. Choć niektórzy mawiają, że Estalijki mają w żyłach najsłodsze wino.
- Nie znam twego ludu - westchnął z powagą. - Ale widzę o czym mówisz!
Szczerząc zęby rozejrzał się po izbie.
- Karczmarzu! Daj jadła miast się chować! - wykrzyczał powstrzymując się od śmiechu.
Dopiero przy końcu roboty można poznać, od czego trzeba było zacząć.
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła

Post autor: Ouzaru »

Vegari

Zarówno jeden jak i drugi mężczyzna był bardzo interesujący, choć potężny Norsmen zdawał się jej być nieco za głośny. Potrafiła to zrozumieć, zapewne musiał przekrzykiwać huk fal i jeszcze poganiać niesforną załogę. No a poza tym każdy wiedział, że mężczyźni z północy byli ludem barbarzyńskim, więc ciężko było wymagać od niego jakiejkolwiek ogłady. Przyjrzała mu się, gdy wołał za karczmarzem.
"Wódz rodu Krwawych Żagli, żeglarz i wojownik" - powiedziała w myślach. - "Pewnie zawitał na chwilę do portu. Tylko czemu pije sam, a nie z załogą? Gdzie reszta marynarzy? Nie wierzę, że mieliby przepuścić okazję zejścia na ląd i zabawienia się w mieście."

Na chwilę przeniosła wzrok na czarodziejkę. Bardzo ładna i zgrabna kobieta zapewne tylko z pozoru była taka spokojna, Vegari mogła się założyć, że charakter i temperament miała iście ognisty. Podobały się jej włosy Karin, w ogóle ona cała była dość interesująca. Do czarodziei nic nie miała, zarówno oni jak i ich magia byli kobiecie zupełnie obojętni. Oczywiście, nigdy nie chciałaby dostać jakimś zaklęciem w twarz, a już na pewno nie w plecy... ale pewnie też żaden czarodziej czy czarodziejka nie chcieliby się zapoznać z jej strzałami bez tych swoich magicznych osłon i innych takich.

Jednak chyba najciekawszą i najbardziej godną uwagi osobą przy stole był ten elegancki mężczyzna. Kobiety musiałyby być chyba ślepe, by na niego nie spoglądać co jakiś czas, nie dość że miał cholernie przystojne oblicze, to jeszcze zdawał się mieć w sobie to magiczne 'coś', które bezustannie przyciągało i przykuwało uwagę płci pięknej. Oraz większości mężczyzn, którzy z chęcią by mu tę piękną twarz obili.
"Jean. Hmm... Wypadałoby odpowiedzieć na to miłe zaproszenie" - pomyślała.
- Nie chrapię, ale to pewnie dlatego, że rzadko śpię w nocy... - powiedziała spoglądając na swoje dość długie paznokcie, po czym przeniosła wzrok na oczy Jean'a i utkwiła w nich spojrzenie. - Tylko grzeczne dziewczynki śpią.

Na to stwierdzenie Norsmen zaniósł się śmiechem, lecz Vegari zdawała się tego w ogóle nie zauważyć. Spojrzenie przeciągnęło się do kilku uderzeń serca i można by je było już wziąć za wyzwanie, gdy nagle kobieta spojrzała się w bok i wzrokiem złapała nadchodzącego karczmarza. Zapewne zwabiły go tu krzyki żeglarza.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła

Post autor: Serge »

Gospodarz odpowiedział uśmiechem na spisane zamówienia i zniknął po chwili na zapleczu. Posiłki, które niebawem otrzymaliście, choć proste, były obfite, ciepłe i wyglądały apetycznie. Kasza ze skwarkami była naprawdę pyszna a pochodzące z tutejszych winnic wino przyjemnie połechtało podniebienia tych, którzy je zamówili. I nawet sok wiśniowy dla Karin się znalazł.

Spożywaliście posiłek w milczeniu a bard przygrywał zawsze aktualną pieśń opowiadającą o wojnach religijnych w Starym Świecie, o dawnych i zamierzchłych czasach. Dwóch pijanych biesiadników zatoczyło się nagle koło waszego stolika omal nie wpadając na czarodziejkę. Jeden z nich zatrzymał się i spojrzał w waszą stronę mętnym wzorkiem.

- Heej, Pierre! – krzyknął do towarzysza, wskazując palcem na Vegari. - czy to nie czasem jej rysopis i list gończy wisiał w Couronne. Jakaś ta sikorka podobna do tamtej, tfu, złodziejki...
- Ostaw, pijanyś! - kompan trzepnął go w wyciągniątą rękę. - We łbie ci się namieszało? Co by miała tu robić? Głupiś jak cep, zbrojnych zaczepiać… – popchnął do przodu towarzysza i zatoczyli się gdzieś w stronę szynku.

Nie zwracając dłużej uwagi na podpitych miejscowych skupiliście się na posiłku. Po jakimś czasie usłyszeliście jednak wzmożony hałas z zewnątrz, przebijający się wyraźnie przez południowy gwar jaki panował w zajeździe. Godrel, obeznany z morzem, jako jedyny z was zrozumiał w porę, iż jest to szum wzbierającego przyboju, przerywany głośnymi trzaskami zamykanych drzwi. Już miał was o tym uświadomić, gdy nagle do karczmy wdarła się z impetem morska woda zalewając podłogę i mocząc wasze obuwie aż do kostek.

Obrazek

W sali podniósł się jeszcze większy szum, raz po raz słyszeliście przeróżne przekleństwa, a gospodarz, brodząc w wodzie, wrzeszczał trzymając się za głowę:

- To już drugi raz w tym kwartale! Znowu ten cholerny przypływ! I kto to teraz do diabła posprząta. Przeklęta woda... Henry, Claude, łapcie za stoły i wynoście na piętro, nie będę znowu kupował wyposażenia...

Gaston biegał się po całym zajeździe dyrygując ochroniarzami i służbą, podczas gdy pozostali goście albo uciekali na piętro, albo wybiegali na zewnątrz, gdzie chyba nie było lepiej. Wody nie było dużo, jednak dostrzegliście iż powoli, acz systematycznie jej przybywa.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła

Post autor: Megara »

Karin

Piromantka zaklęła pod nosem w reikspielu widząc wdzierającą się do środka karczmy wodę. Nie zdążyła nawet zjeść obiadu, a już musiała się jakoś stąd wydostać. Woda póki co sięgała do kostek, ale obserwując ją można było łatwo dojść do wniosku, że z każdą chwilą jej przybywa. Właściciel gospody wydawał polecenia służbie i ochroniarzom i w karczmie zrobił się ogólny harmider. „Wdowa!”, pomyślała czarodziejka zarzucając nieprzemoczony jeszcze plecak na ramię.

- Jeśli wasze konie zostały w stajni, radziłabym sprawdzić co z nimi. Właśnie tam się wybieram.
- rzuciła patrząc na towarzyszy z którymi zajmowała stolik. - Pomożesz mi Jean? - spojrzała na mężczyznę pewnym wzrokiem.

Mało było sytuacji gdy prosiła o pomoc mężczyzn, jednak teraz bretończyk mógł jej się przydać. Niezbyt dobrze czuła się brodząc po kostki w zimnej wodzie, jednak zacisnęła zęby i udała się szybko do stajni.

„Wdowa” była mądrą klaczą i zapewne nie przestraszyła się napływającej wody, jednak Karin znanymi tylko sobie sposobami próbowała ją uspokoić i wyprowadzić na zewnątrz (jeśli to się nie udało „wykorzystała” Jeana do pomocy przy wierzchowcu) . Następnie rozglądała się wokół wypatrując czy ktoś nie potrzebuje pomocy.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła

Post autor: Deadmoon »

Jean-Marie Hautain

Słowa Vegari o spaniu, a właściwie "nie spaniu", przywołały na twarz Bretończyka tajemniczy uśmiech. Nie odezwał się, ale w jego intrygującym spojrzeniu można było wyczytać: "Czyżby? To się jeszcze okaże."

Spokojnie konsumował podany posiłek, zapijając go smacznym winem, kiedy do stołu podeszło dwóch pijanych osobników.
Z ich dialogu wynikało, że zdawali się znać skądś cudzoziemkę. Jean-Marie przysłuchiwał się uważnie, na wszelki wypadek kładąc dłoń na szpadzie.
Jednakże po krótkiej wymianie zdań pijaczki odstąpili i udali się chwiejnym krokiem w drugą stronę. Hautain zdjął dłoń z broni i wwiercił się wzrokiem w beznamiętne oblicze Vegari.

- List gończy? - Jean-Marie spojrzał czujnie na kobietę. - Madame, wyprowadź mnie z błędu i zaprzecz tymże rewelacjom lub zdradź cenę, jakiej zażyczono sobie za Twoją głowę.W tym drugim przypadku wolałbym wiedzieć z jak wartościową kobietą mam do czynienia.
Kobieta odłożyła łyżkę na brzeg talerza, upiła nieco piwa, otarła usta i powoli odwróciła się w stronę Jean'a. Westchnęła.
- To była Kriss, moja siostra - powiedziała niechętnie. - Była, bo już nie żyje. O, tyle mi po niej zostało...
To mówiąc wyjęła złoty łańcuszek z dekoltu i pokazała symbol Ranalda.
- Cóż, raz jej bóg nie okazał się łaskawy - dodała, wzruszając ramionami. - Ja jestem łuczniczką.
- Miarą siły bóstwa jest gorliwość jego wyznawców. Twoja siostra najwyraźniej wykazywała tu pewne braki - odparł szlachcic bez namysłu. - A swoją drogą, podobieństwo do znanej i poszukiwanej złodziejki musi być uciążliwe. Bodaj znajdzie się kiedyś ktoś mniej subtelny od tych pijaczków - wskazał na zataczającą się parę - i zamiast pytać zwyczajnie wbije ci nóż pod żebra. Nie brałaś takiej perspektywy pod uwagę?
- Brałam - odpowiedziała i poklepała się po sztylecie. - Nóż pod żebra grozi każdemu i zawsze, choćby przez głupi wisiorek czy pełną sakiewkę. Ale póki co miałam szczęście i mam nadzieję, że karta losu nieprędko się odwróci.
Po tych słowach najwyraźniej uznała rozmowę za zakończoną, gdyż wróciła do posiłku.
Jean-Marie wyglądał, jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, jednakże nie uczynił tego. W zamian chwycił w dwa palce kielich z winem i uniósł go w górę.
- Twoje zdrowie, łuczniczko - rzekł, mrużąc oczy w półuśmiechu. - I zdrowie rzeczonej karty losu, jakakolwiek by ona nie była.

Gdy woda wdarła się do izby, Jean zerwał się z krzesła.
- Sacré bleu! - Warknął z niezadowoleniem. - Co to ma znaczyć?

Słowa karczmarza nieco wyjaśniły całe zajście. Tak czy inaczej Jean-Marie nie miał ochoty przebywać w tym harmidrze ani chwili dłużej.

"Ambassadeur!"

No tak, koń został w stajni, która teraz też pewnie jest zalewana przez morze. Już miał przeprosić towarzystwo i udać się po rumaka, kiedy czarodziejka poprosiła go o pomoc.
- Madame, gdybym odmówił damie w opresji, moje imię okryłoby się wieczną hańbą. - Odparł z przejęciem i skłonił się głęboko, niemal zanurzając loki w wodzie. - Zatem chodźmy! Mój czworonożny przyjaciel także jest w opresji.

Jak się później okazało, oba konie znajdowały się w tej samej stajni. Jean-Marie uspokoił swojego karosza, prosząc go o chwilę cierpliwości i pomógł Karin uporać się z jej klaczą. Później wrócił po Posła i dołączył do czarodziejki na placu przed stajnią.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła

Post autor: Ouzaru »

Vegari

Łuk i kołczan, które kobieta miała przy sobie chyba nie były dość wymowne, gdyż zaraz musiała się tłumaczyć towarzyszowi z oskarżeń dwóch pijaczków. W ogóle dziwnym było, że się jej o cokolwiek pytał, pod wpływem alkoholu równie dobrze mogliby ją pomylić z jakąś księżną lub zwykłą pomywaczką. Trochę ją to wyprowadziło z równowagi, co można było poznać po lodowatym spokoju i obojętności. Na szczęście towarzysze nie znali jej na tyle dobrze, by o tym wiedzieć.
"Swoją drogą, kto z listu gończego by się przyznał do winy? Może i jest śliczny, ale też ślicznie naiwny" - pomyślała uśmiechając się lekko.

Po chwili do karczmy wdarła się woda i zapanował ogólny chaos. Vegari spojrzała pod nogi i cmoknęła niezadowolona. Buty jednak miała wysokie, więc gdy towarzysze wybiegli ratować konie, ona spokojnie kończyła posiłek. Nie miała w zwyczaju jeść zbyt szybko, to mogło powodować niestrawność czy inne kolki...
- Nie rozumiem - powiedziała ni to do siebie, ni do żeglarza. - Tyle hałasu o trochę wody? Przecież nie zaleje tutaj wszystkiego i się nie potopimy - prychnęła.
Rozejrzała się po ścianach, ile śladów takich powodzi na sobie nosiły i dokąd sięgała woda. Poczekała, aż Godrel dokończy posiłek, zabrała swoje rzeczy i klepnęła go w ramię.
- To co, idziemy tam do nich? - zapytała. - Pewnie sobie bez nas nie poradzą w brodzeniu po kostki w wodzie.
Nawet nie starała się ukryć drwiny w swoim głosie, ale było to raczej spowodowane jej niewiedzą o tym, jak ten żywioł może być niebezpieczny.
"No i z miłej nocy zapewne nici, że też się bogom chciało zalać to przeklęte miasto akurat teraz..." - przemknęło jej przez myśl.

Nie czekała dłużej na Godrela, tylko wyszła przed karczmę. Wzrokiem odszukała towarzyszy ze stolika i w kilku krokach do nich podeszła. Po ich minach wnioskowała, że nie są zadowoleni z tej powodzi... jakby ktokolwiek był.
- I jak, koniki całe i zdrowe? - zapytała uśmiechając się do niech sympatycznie. - Piękne stworzenia, od razu widać, że mają troskliwych opiekunów.
Gdyby to były psy, Vegari dałaby im rękę do powąchania i już by wiedziała, jak są wobec niej nastawione, jednak na koniach nie znała się w ogóle. Kiedy tak patrzyła w te ogromne ciemne oczy miała wrażenie, że jak tylko zbliży dłoń, by pogłaskać, zaraz ją to duże cholerstwo ugryzie. Może czworonogi wyglądały ładnie... z daleka, jednak z bliska drażnił kobietę ich zapach i nerwowe ruchy.
Othe
Majtek
Majtek
Posty: 88
Rejestracja: piątek, 9 listopada 2007, 01:45
Numer GG: 4431256
Lokalizacja: Kanalizacja

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła

Post autor: Othe »

Godrel

W milczeniu przysłuchiwał się rozmowom przy swoim stoliku. Jak na dzikusa jadł całkiem schludnie. Zamykał nawet buzię przeżuwając kęs za kęsem wybornej szynki. Całość popijał miodem i piwem w ilościach zdolnych powalić najwytrwalszych tawerniaków, ale nie było widać po nim żadnych oznak upojenia. Grog uczynił go niemal odpornym na procenty, czego niewypowiedzianie żałował.
Gdy do ich kąta zbliżyli się dwaj osobnicy, Godrel obrzucił ich beznamiętnym spojrzeniem. Wyszedł z założenia, że skoro Jean jest bliżej, to niech on ich okłada, a gdyby mu nie szło, to wspomoże go iście barbarzyńskim rzutem dzbankiem. Pustym, rzecz jasna.
Usłyszawszy o liście przyjrzał się Vegari zastygając z rogiem przy ustach. Na jego oko nie wyglądała na bandytę, ale kto ją tam wie. Prawie ją polubił, ale mimo to nie był skłonny tak po prostu uwierzyć w historię o siostrze. Postanowił póki co mieć się na baczności.
Znów skupił się na jedzeniu, lecz nie na długo. Woda wdzierała się do wnętrza izby z bulgotem i już po chwili łaskotała Godrela po wbitych w skórzane buty stopach.
Żeglarz najpierw uznał to za jedną z atrakcji Strzaskanego Kompasu i roześmiał się radośnie, ale zobaczywszy szczere niezadowolenie malujące się na twarzy właściciela zamilkł wydając jedynie ciche chrząknięcie. Sam oczywiście nie posiadałby się z zadowolenia gdyby raz na jakiś czas jego dom odwiedzało morze, ale zaczynał już przywykać do dziwactwa Bretonii.
Zachęcony słowami Vegari podniósł się z siedziska, przewiesił tarczę przez plecy, miecz umocował u pasa i zabrawszy jeszcze spory kawał dziczyzny udał się za Estalijką do wyjścia.
Na zewnątrz panowało nawet większe poruszenie. Przemoczeni ludzie, wyklinając wszelkie bóstwa, pchali wozy ze swym dobytkiem w górę miasta. Kury trzepotały skrzydłami wskakując na skrzynie, gęsi gdakały panicznie.
Wojownik nieśpiesznie udał się do stajni, gdzie zastał swojego rumaka. Wygrał go w karty dość niedawno i jeszcze nie nazwał. Był to koń, który jak sam Godrel, przerastał większość swojego gatunku. Musiał w końcu dźwigać niebagatelną masę Żeglarza. Zdawał się nie robić sobie nic z rwącego strumienia, w którym stał i parsknął gdy ten odwiązywał skomplikowany węzeł. Może ta obojętność wobec niszczycielskiego żywiołu była wrodzonym usposobieniem, a może efektem niezliczonych opowieści barbarzyńcy – kto wie? Wyszli na zewnątrz i zbliżyli się do reszty kompanii.
Norsmen wlazł na siodło i zerknął na pieszą wciąż Vegari.
- Estalijko, wskocz mi na konia, bo niechybnie przemokniesz! - rzucił.
Kobieta przystanęła zdziwiona i spojrzała się do góry unosząc lekko jedną brew. Wyglądała tak, jakby zwątpiła i miała zaraz wypuścić wszystko z rąk.
- Słucham...? - spytała, chyba nie za bardzo wierząc w to, co właśnie usłyszała.
- No koń, zwierze takie. O, tu - rzekł wskazawszy wzrokiem na rumaka.
- Aaa... o to chodziło... - mruknęła dość cicho i uśmiechnęła się rozbrajająco. - Właściwie to czemu nie, o ile mnie nie ugryzie ani nie zrzuci.
- Nie zrzuci do samego końca, bo będę cię trzymał, pani - odparł podając jej rękę.
Pochwyciła ją mocnym uściskiem i szarpnięta w górę błyskawicznie znalazła się przed Godrelem i usadowiła wygodnie.
Norsmen nie mógł widzieć jej zdziwionej miny, która jakby się zastanawiała, czy ma mu już dać po pysku, czy jeszcze nie.
- Ekhm - odkaszlnęła. - Silny jesteś... - zauważyła i spojrzała w dół.
Wyjątkowo szybko pokonała ten dystans z ziemi do siodła. Westchnęła. Zapowiadała się bardzo ciekawa podróż.
Dopiero przy końcu roboty można poznać, od czego trzeba było zacząć.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła

Post autor: Serge »

Brodząc w wodzie wydostaliście się na zewnątrz, od razu kierując do stajni gdzie uspokoiliście i wyprowadziliście swe konie. Nagle usłyszeliście jakieś wołanie z pobliskiego balkonu. Mężczyzna odziany w niebieską koszulę, czerwone spodnie i biały, pocięty płaszcz krzyczał po bretońsku gestykulując rękoma:

- Hej wy! Zabierzcie ten wóz ze środka. Zagradza całą ulicę!

Istotnie, kilka metrów przed wami znajdował się barykadujący całą ulicę wielki wóz z plandeką. Ludzie uwijali się wokół was jak w ukropie uciekając przed podnoszącą się wodą i na ulicy panował ogólny chaos. Mężczyzna na balkonie zaś mógł mieć nie więcej jak trzydzieści lat i był solidnej postury (choć mniejszy od Norsmena). Jean od razu rozpoznał w nim przedstawiciela szlachty, nie tylko ze względu na arogancki ton, stworzony do wydawania rozkazów ale i ubranie, dozwolone jedynie szlachcie.

Nie zwracając na niego uwagi, dostrzegliście że zagradzający ulicę wóz rzeczywiście powoduje niebezpieczne spiętrzanie się wody. Nad całą sytuacją próbował zapanować mężczyzna na balkonie, który wydawał rozkazy pokrzykując gromko. A woda wciąż się podnosiła...
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła

Post autor: Ouzaru »

Vegari

Podnosząca się woda coraz mniej się jej podobała i zaczynała doceniać fakt przebywania tak wysoko na wierzchowcu. Nawet towarzystwo, po głębszym zastanowieniu się, nie było aż takie złe, jak myślała na początku. Musiała przyznać, że Norsmen miał w sobie ciekawą iskrę i cały aż tętnił energią. A Jean? No cóż, on był po prostu zajebiście przystojny. Kiedy na niego nie patrzyła, potrafiła go nawet nie lubić, jednak gdy coś mówił i spoglądała na tę cholernie piękną twarz, od razu wszelka niechęć topniała. Vegari westchnęła, a jej rozmyślania przerwały jakieś pokrzykiwania. Odwróciła się w siodle, by spojrzeć, kto się tak drze. Z początku jej uwagę przykuły tłumy śpieszących się i panikujących ludzi, jednak dość szybko zlokalizowała tego, który robił tyle hałasu.
- A ten co? - mruknęła oburzona. - Za kogo on się uważa, żeby tak wszystkim rozkazywać? Jak ja takich nie lubię, urodził się w dobrym domu, to od razu myśli, że mu wszystko wolno...
Nie starała się ukryć swojej niechęci do szlachcica, a niebezpieczny błysk w jej oku mówił, że z chęcią by wykorzystała swój łuk, żeby go zdjąć jednym czystym strzałem.

- Hej! Panie! - krzyknęła. - Jak takiś mądry, to rusz swą szanowną dupę i sam się tym zajmij!
Prychnęła jeszcze kilka mało kulturalnych słów pod nosem i zwróciła się do towarzyszy:
- Moim zdaniem nic tu po nas, lepiej się zmywać, nim to woda zmyje nas - zaproponowała. - Jeśli jednak macie zamiar zostać i strugać bohaterów, to będziemy musieli się pożegnać, bo ja nie mam zamiaru słuchać rozkazów jakiegoś obszczymurka...
Skrzyżowała ręce na piersiach i czekała, co reszta zadecyduje. Nie zależało jej aż tak, żeby zostawać z nimi. Byli sobie całkowicie obcy i bez żadnych skrupułów mogłaby teraz po prostu odwrócić się dupą i pójść w swoją stronę.
- Tylko decydujcie się szybko, bo wody przybywa i wypadałoby się ruszyć gdzieś wyżej, gdzie znajdziemy jakąś ciepłą i suchą karczmę.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła

Post autor: Deadmoon »

Jean-Marie Hautain

Bretończyk pogłaskał wystraszonego Posła po karku, szepcząc mu do ucha uspokajające słowa. Bez efektu: spanikowani, wrzeszczący ludzie, pokrzykiwania szlachcica na balkonie, szum napierających mas wody i skrzypienie tarasującego ulicę wozu - te wszystkie dźwięki wpisywały się w ogólną atmosferę chaosu, drażniąc charakternego konia.
- Ambassadeur, chłopcze złoty, nie przynoś wstydu swojemu panu. Spójrz na tą piękną panią, zobacz jak dzielnie się trzyma. - Wskazał dłonią klacz czarodziejki.

Czarny rumak jednak miał w chrapach perswazyjne wysiłki szlachcica, gdyż zarżał pogardliwie i zaczął przebierać kopytami w miejscu. Jean wiedział, czego może spodziewać się po wierzchowcu i takie zachowanie oznaczało, że koń jest bliski wybuchu złości. Zwierzę czuło się niekomfortowo i zamierzało dać upust swoim emocjom.

- Hej wy! Zabierzcie ten wóz ze środka. Zagradza całą ulicę! - Wykrzyczał z balkonu mężczyzna ubrany ze szlachecka. Jego silny głos przebijał się ponad innymi, a przywódcza nuta dodawała mu przekonującego charakteru.
Nie minęła sekunda, gdy z ciętą ripostą wystąpiła Vegari:
- Hej! Panie! - krzyknęła. - Jak takiś mądry, to rusz swą szanowną d*pę i sam się tym zajmij!
Prychnęła jeszcze kilka mało kulturalnych słów pod nosem i zwróciła się do towarzyszy:
- Moim zdaniem nic tu po nas, lepiej się zmywać, nim to woda zmyje nas - zaproponowała. - Jeśli jednak macie zamiar zostać i strugać bohaterów, to będziemy musieli się pożegnać, bo ja nie mam zamiaru słuchać rozkazów jakiegoś obszczymurka...

Jean-Marie zaśmiał się na te słowa.
- Cóż, siostro pewnej poszukiwanej złodziejki, od pięknych kobiet nie oczekuje się, by targały wozy poz zalanych ulicach. Twe cudne dłonie z pewnością stworzone są do rzeczy... piękniejszych. - Uśmiechnął się czarująco i skłonił nisko.
Następnie wskoczył na konia. Musiał zająć czymś Posła, by nie dać mu czasu na panikę. Chwycił za uzdę, z pewną trudnością panując nad bliskim wybuchu rumakiem. Pogłaskał go energicznie po głowie:
- M'sieur Ambassadeur, niniejszym daję ci szansę wykazać się, z jakiej to szlachetnej krwi jesteś zrodzony!

Podekscytowany koń zarżał radośnie, unosząc wysoko głowę. Czujne czarne oczy połyskiwały w świetle dnia.
- Hola, siłaczu! - Jean-Marie skinął ręką na Norsmena - Tyś człowiek czynu jak się patrzy, a siła twa równa dwudziestu luda. Chodźmy zatem i pomóżmy z tym nieszczęsnym wozem.

Bretończyk dobył z kulbaki kawał mocnej liny.
- Z moją krzepą cudu nie zdziałam, lecz z pomocą czworonożnego przyjaciela powinniśmy dać radę. Przytrocz więc ten sznur do wozu tajemnym marynarskim węzłem. Następnie daj znak i zacznij pchać wóz, a my go wtedy pociągniemy.

Po tych słowach obwiązał konia liną, upewniając się kilkakrotnie, iż supły wytrzymają ciężar ciągniętego wozu. Założył na dłonie skórzane rękawice, złapał lejce i czekał na znak od Norsmena.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Othe
Majtek
Majtek
Posty: 88
Rejestracja: piątek, 9 listopada 2007, 01:45
Numer GG: 4431256
Lokalizacja: Kanalizacja

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła

Post autor: Othe »

Godrel

Wyraźnie uradowany całym zamieszaniem barbarzyńca niechętnie przyjął pomysł przestawiania wozu. Swoją drogą, gdzie tutejsi ludzie mają rozum? W jego ojczyźnie nikomu nie przyszłoby do głowy postawić wóz w poprzek drogi.
- Hej! Panie! - krzyknęła niespodziewanie Estalijka. - Jak takiś mądry, to rusz swą szanowną dupę i sam się tym zajmij! Moim zdaniem nic tu po nas, lepiej się zmywać, nim to woda zmyje nas - zaproponowała. - Jeśli jednak macie zamiar zostać i strugać bohaterów, to będziemy musieli się pożegnać, bo ja nie mam zamiaru słuchać rozkazów jakiegoś obszczymurka...
Godrel roześmiał się na te słowa prosto w ucho łuczniczki.
- Gorąca krew, zaiste! - zaryczał.
Wtedy zwrócił się do niego nowy kompan, który już wcześniej, dzięki ciętemu językowi, zaskarbił sobie jego sympatię. Niezaprzeczalnie, potrafił rozmawiać z kobietami, co nie uszło uwadze żeglarza.
- Hola, siłaczu! Tyś człowiek czynu jak się patrzy, a siła twa równa dwudziestu luda. Chodźmy zatem i pomóżmy z tym nieszczęsnym wozem.
Mężczyzna dobył z kulbaki kawał mocnej liny.
- Z moją krzepą cudu nie zdziałam, lecz z pomocą czworonożnego przyjaciela powinniśmy dać radę. Przytrocz więc ten sznur do wozu tajemnym marynarskim węzłem. Następnie daj znak i zacznij pchać wóz, a my go wtedy pociągniemy.
Krwawy Żagiel obrzucił go zdziwionym spojrzeniem.
- Mości bretończyku, szlachetny Jean-Marie! - odparł marszcząc czoło. - Nie węzłem, ni rumakiem tu działać należy, jeno własną siłą! Jeżeli pragniesz usunąć tę barykadę, zrób to swymi dłońmi, nie moimi. Wskocz wraz ze mną do rwącego potoku, gdzie ramię w ramię zdziałamy najwięcej! Nie boisz się przecież zbrudzić spodni? - roześmiał się.
Norsmen nie miał zamiaru odwalać całej brudnej roboty, choć sam przed sobą musiał przyznać, że prawie dał się zwieść przebiegłej grze słów towarzysza.
Dopiero przy końcu roboty można poznać, od czego trzeba było zacząć.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła

Post autor: Deadmoon »

Jean-Marie Hautain

"Jakby nie mógł tego zrobić sam. A tak muszę się taplać w tej brei..."
Bretończyk był niepocieszony, choć w żadnym razie nie okazał tego po sobie. Spojrzał na wóz i napierające na niego masy morskiej wody. Oj, na zwykłym zmoczeniu się nie skończy, trzeba będzie mocno się trzymać, by nie stracić równowagi.

Zeskoczył zatem z konia, rozchlapując wodę na boki. Sarknął pod nosem, kiedy zimna ciecz zaczęła przemakać przez ubranie. Zachował jednak pełen powagi grymas na twarzy, uśmiechnął się nawet uroczo, spoglądając w stronę pań. Zdjął kaftan i schował go do sakwy przy siodle. Następnie podwinął do góry rękawy koszuli, odgarnął niesforną grzywkę z czoła, poprawił skórzane rękawiczki i podszedł do wozu.

Spojrzał dziarsko na siłacza i skinął mu głową:
- Ja już jestem gotowy, a ty, m'sieur?
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła

Post autor: Ouzaru »

Vegari

Mężczyźni postanowili zająć się tym cholernym wozem, westchnęła niepocieszona. Jakby po prostu nie mogli sobie spokojnie odjechać i mieć to głęboko, po co się tym gównem przejmowali? Nie lepiej udać się wyżej do ciepłej i suchej karczmy? Kiedy Norsmen zeskoczył z konia, by razem z Bretończykiem przesuwać tę kupę drewna, Vegari skrzywiła się i mocniej złapała siodła, gdy koń poruszył się niespokojnie. Nie miała zamiaru zostawać sama na grzbiecie tego czworonoga, kto wie, co takiemu strzeli do głowy?

- Dobra - burknęła i także zlazła, dość nieporadnie, z siodła. - Pomogę wam, to szybciej skończymy i będzie można się udać w jakieś ciekawsze miejsce.
Nie powiedziała, że woli nie zostawać sama w siodle, nie musieli wiedzieć, że nie ma zaufania do wierzchowców.
Stojąc w wodzie spojrzała na swoje nogi. Szczęście, że buty miała na tyle wysokie, że zimna ciecz jeszcze się do nich nie wlewała. Może była tylko kobietą, ale akurat ramiona miała silne od naciągania łuku, więc w trójkę pójdzie im łatwiej i szybciej.

Oczywiście pomagała im i nie miało to nic wspólnego z wykonywaniem poleceń tego idioty na balkonie. Nawet się już nie spojrzała w jego stronę. Rozejrzała się tylko za tą rudą, ale nigdzie jej nie zauważyła.
"Jedna mądra" - pomyślała.


No, Serge, czekamy na upka :)
Zablokowany