[Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

To jest miejsce, w którym przeprowadza się wcześniej umówione sesje.
ODPOWIEDZ
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mr.Zeth »

Wszyscy:

Wszyscy, którzy nie posiadali futer dostali takowe. Za pomocą transportu miejskiego dostali się szybko do hali Białego Mechanika. Wszyscy weszli do przedsionka, gdzie mogli już zdjąć futra. Do Mechanika poszła najpierw Arilyn. Wróciła z powrotem do towarzyszy dość szybko.
- Biały Mechanik zobaczy się z wami wszystkimi. Sądzę, że najlepiej po kolei, by nie wprowadzać zamieszania. Wpierw osoby, które są najbardziej zainteresowane, a potem ci z którymi już walczyłam ramię w ramię. Drakonie, ty zdaje się znasz się na mechanice. Sądzę, że najlepiej będzie jak ty pójdziesz tam jako pierwszy - powiedziała.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Plomiennoluski »

Daikonsstran
Drakon zatarł ręce i wzruszył ramionami, nie miał pojęcia kim był ten biały mechanik, ale na mechanice zdecydowanie się znał, zebrał się w sobie i wszedł do pomieszczenia.

Wszedł do wielkiej hali konstrukcyjnej. Rozejrzał się i zobaczył idącą w jego stronę postać. Męczyna miał zupełnie białe włosy - te , które już nieco nadgryzła na czole łysina, jak również gęste wąsy i brodę. Nosił biały jak śnieg kitel,a pod spodem fartuch z jakiegoś tworzywa sztucznego. Zdjął rękawice i skinął Drakonowi głową.
- Witaj, jestem Białym Mechanikiem zarządcą tej hali konstrukcyjnej i jeden z Rady Pięciu. Jak cię zwą?
- Daikonsstran, podobno mam się do Ciebie zgłosić w sprawie pracy. - Inżynier rozejrzał się po hali i poczuł prawie jak w domu. - Jakby podkręcić trochę temperaturę to myślę że nawet bym się tutaj wpasował.
- Za zimno na dworze? - zapytał Biały mechanik, prowadząc drakona na bok. Wskazał mu krzesło stojące koło stołu, przy którym sam też usiadł.
- Dobra, Daikonsstranie. Więc mógłbyś spokojnie pracować na hali konstrukcyjnej, mówisz? Nie pogardzę twoim wsparciem, wierz mi. na razie będziesz pracował tu, ale sądzę, zę wkrótce będziemy musieli opuścić tę wyspę. Znajdzie się dla ciebie miejsce w doku. Będziemy budować statki. Do tego czasu przekonamy się jakie stanowisko będziesz zajmował... pasuje? - zapytał.
- Czemu nie, jak coś Pimpuś też zawsze może trochę pomóc, a co do zimna to cóż, bądźmy szczerzy, nie spotkałem jeszcze Drakona który lubi jak mu tyłek odmarza. - Podrapał się chwilę po głowie. - Statków większych niż dwie stopy jeszcze nie budowałem ale jak zobaczę plany to powinno się udać o ile nie budujemy czegoś naprawdę skomplikowanego.

- Mało jeszcze widziałeś wobec tego , bez urazy, Daikonsstranie - powiedział Mechanik. - No to mamy układ, od jutra przychodzisz na moją halę konstrukcyjną na sześć do ośmiu godzin dziennie. Co czwarty dzień wolny, ale sądzę, zę wiecej jak dziesięć do mobilizacji nie zostało. Będziesz musiał się jeszcze zadeklarować czy chcesz ruszać do walki. Znaczy czy potrafisz na przykład strzelać lub prowadzić wóz bojowy
- No wielki wojownik to ze mnie raczej nie będzie, ale co nieco będę w stanie ustrzelić. Zazwyczaj mam problemy z prowadzeniem się a co dopiero o wozie bojowym wspominać. Hmm no to ustalone, od jutra rana zjawiam się tutaj. - Drakon jeszcze raz rozejrzał się dookoła po wielkiej hali zapamiętując jej układ.
- Artuuur - krzyknął Biały Mechanik. Podszedł do niego chłopak w czapeczce z daszkiem. - mamy nowego konstruktora. Zapytaj przy okazji dziś gdzie można go wpasować - polecił. Chłopak skinął głową pobiegł w głąb hali. - No, to odnośnie zdolności strzeleckich jeszcze się pogada, nie ma pośpiechu, dowiem się o kryteria poboru to będziemy więcej wiedzieć - skinął głową. - Dobra, leć po następną osobę, czekam - podał drakonowi rękę na pożegnanie.
Drakon spokojnie wyszedł i zawołał następną osobę dołączając do czekających w przedsionku.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: WinterWolf »

Arilyn Faerith

Gdy drakon wrócił i powiedział, że Biały Mechanik przyjmie kolejną osobę efka skinęła głową.
- Argena, teraz twoja kolej. Uprzedź tylko Mechanika, że potem wprowadzę kilka osób jednocześnie. Chcę porozmawiać na temat naszej ogólnej sytuacji. Podziel się z nim swoją wiedzą na temat demonów. Jest jednym z przywódców tego miejsca - powiedziała.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mekow »

Argena

- Rozumiem. - odpowiedziała krótko elfce i udała się na spotkanie z jednym z dowodzących.
Gdy Argena weszła, zamknęła za sobą drzwi rozglądając się dookoła. Pomieszczenie to było olbrzymią halą produkcyjną, znajdowało się tam około 100 stanowisk pracy, wszędzie składane były czołgi, działa i inne dziwne, duże maszyny. Łaziło tam dużo pracowników - głównie ludzi, ale znaleźli się i przedstawiciele innych ras. Pod sufitem zaś wisiało parę mostów, z których można było obserwować cały ten teren. Dla niej miejsce to wyglądało na wielką kuźnię bojową, tylko że zamiast mieczy i pancerzy produkowano tu broń techniczną i pojazdy. Ujrzała starszego człowieka, który sądząc z ubioru i wyglądu pasował do pseudonimu "biały". Mędrzec zrobił na niej raczej średnie wrażenie, ale w życiu nauczyła się... życie nauczono ją odpowiedniego szacunku dla starszych. Ruszyła w jego kierunku.
Mężczyzna zachęcił ją ruchem dłoni by usiadła przy stoliku, przy którym on siedział. Jakiś chłopak przyniósł mu waśnie jakieś pigułki i coś do popicia. Mężczyzna zażył lekarstwa.
- Witam, Jestem białym mechanikiem, zarządcą tej sali i jednym z pięciu osób władających miastem - przywitał się z Argeną.
- Argena Purgatori Farghay. - przedstawiła się uprzejmie i zajęła miejsce. Była zadowolona, że wreszcie mogła porozmawiać z dowództwem.
W pomieszczeniu nie było aż tak zimno jak jej się wcześniej zdawało więc, chcąc jednocześnie lepiej wyglądać, rozpięła futro.
- Wolisz abym opowiedziała o Sobie, czy powiedziała co ciekawego wiem? Bo wiem dość sporo przydatnych rzeczy. - powiedziała spokojnie.
- Mamy kapkę czasu, najpierw o sobie... Skoro wiesz sporo, to zapewne zechcesz zwilżyć język. Chcesz coś do picia? - zapytał Mechanik.
- Poproszę. - powiedziała, starając się być dla odmiany uprzejma - Najchętniej grzańca, ale może być cokolwiek ciepłego. - odpowiedziała, gdyż przydało by się jej coś na rozgrzewkę.
- Obawiam się, że nie ma tu alkoholu. Picie nie idzie w parze z precyzją. - powiedział Mechanik.
- Zgadzam się z tym. Spytałam bo to najbardziej rozgrzewa. - powiedziała. Rozumiała, że skoro w zwykłej kuźni po pijaku łatwo się oparzyć, to przy tych dziwnych maszynach mogłoby dojść do poważniejszego wypadku.
Argena spojrzała na człowieka zastanawiając się jak przyjmie nowinę. Uznała, że najpierw musi go jakoś przygotować, aby starszy człowiek nie padł tu na zawał serca.
- Co do Mnie, to... Jestem znakomicie wyszkoloną na dowódcę osobą, dowodziłam i trenowałam taktykę już jako dziecko. Jestem też doświadczona na polu walki. - zatrzymała na chwilę przemowę, spoglądając na napój, który jej podano. Był to jakiś napar ziołowy. Bez alkoholu.
- Więc, żyło mi się znakomicie, mój ojciec był potężnym władcą i choć to... "u Nas" niespotykane, matka była przy nim. Niestety Azazel ze swoją armią podbił nasze włości, a udało się przeżyć jedynie mnie i czwórce moich małych pachołków. - zaczęła i upiła nieco napoju, przy tych wspomnieniach wolałaby alkohol, ale i to było dobre. Napój ten, był rodzajem herbaty, miał dość intensywny smak i nawet jej zasmakował.
Mechanik westchnął.
- Miałem podobnie, ale ja nie potrzebowałem ataku lorda demonów, by stracić rodzinę... - pokiwał głową, a potem otrząsnął się, gdy zorientował się, ze jej przerwał. - Kontynuuj proszę.
- No więc... - nie wiedziała za bardzo jak to powiedzieć. - Wiesz, chodzi o to, że w tej obecnej wojnie jestem całkowicie przeciwko najeźdźcą. - powiedziała dość spokojnie, starając się coś wyjaśnić.
- Skoro wyrżnęli ci rodzinę to nic dziwnego - mruknął Mechanik i wzruszył ramionami. - Wiesz, przybywały już do nas demony i nieumarli, szukający azylu przed wojną. Nie jesteś pierwsza. - zaśmiał się cicho.
Argena uniosła lekko brwi i uśmiechnęła się szczerze - widać było, że poczuła pewną ulgę. Po chwili pojawił się jednak niepokój, a potem zmartwienie.
- Skąd wszyscy widzą kim jestem? - rzekła z wyraźnie udawaną złością i uśmiechem na twarzy. Obecnie nie czuła się zbyt komfortowo. Wyglądało na to, że nie musiała przekonywać tego człowieka do swoich dobrych zamiarów i najwidoczniej niepotrzebnie wspomniała o swojej rodzinie, a nie był to zbytni powód do dumy.
- Hm? A ukrywałaś to? No to ja wiem. - mężczyzna odwrócił się do niej bokiem i stuknął w skroń. Argena usłyszała metaliczny dźwięk. - Miałem trochę ran.. i wpakowali mi tu metalowe części zamiast ciała... mam z tego tytułu pewne przywileje. - wyjaśnił.
- Zważywszy na okoliczności wolałam się nie chwalić. - powiedziała przyglądając mu się uważnie. Miał metalowe części w głowie, a to było dla niej absolutną nowością.
- Chciałam najpierw powiedzieć dowództwu. Kierowani strachem ludzie, robią różne nieprzemyślane rzeczy. Ale skoro już wiem, że to nie problem, to powiem i innym. A co do mojej rodziny to... wolałabym abyś nie rozpowiadał o tym bez potrzeby.
Mechanik potaknął, nie odzywając się, a kobieta kontynuowała przemowę.
- No więc, przybyłam do Tego świata z moimi ostatnimi czterema chochikami. Było ciężko pogodzić się z nowym trybem życia, przyzwyczaić się. Nie mówię tylko o zimnie, bo czasami było tak zimno... prawie jak tu na dworze. - powiedziała i na samą myśl upiła gorącego napoju.
- Gdy otwarto wrota od razu to poczułam. Byłam akurat pod Axa i powiadomiłam tamtejszego kanclerza, o tym co się dzieje i gdzie jest jedna z bram. Wątpię jednak, aby sobie poradzili, czy potrafili z tego skorzystać. - powiedziała, ale to już nieco odbiegało od tematu jej osoby.
- Sama nie wiem co mogłabym powiedzieć, zwykle nie mówię nic o sobie. - powiedziała zakłopotana.
- Hm... cóż, widać rzadko masz okazje nawiązywać nowe znajomości. - stwierdził Mechanik. - Dobrze, opowiedz mi więc o informacjach, które posiadasz, zapewne jest ich... hm.. trochę.
Argena uśmiechnęła się pod nosem. Następnie opowiedziała wszystko to co najważniejsze. Zaczęła od tego co zdradziła wcześniej towarzyszom, o Arcydemonach i klasyfikacji demonów. Potem przeszła do opisu stosowanej przez nie strategi, silnych i słabych punktach oraz odzwierciedleniem tego w kilku poszczególnych przypadkach demonów.
Ponieważ gadali już z godzinę, a Argena dopiła właśnie trzeci kubek herbaty, uznała że może czas powoli kończyć, gdyż pozostali nadal czekali za drzwiami.
- No o demonach to mogłabym jeszcze długo naprawdę mówić.
- Wystarczy na razie
- stwierdził Mechanik. - Zapamiętam sobie co mówiłaś. Muszę się rozmówić z innymi Technikami... dam ci znać za trzy-cztery dni. - zapewnił.
- Dobrze - powiedziała z uśmiechem. - Jeśli jeszcze chodzi o to co miałabym robić, to sądzę, że najlepiej przydam się dowodząc wojskiem. Mogłabym też szkolić ludzi jak walczyć z demonami, ale wolę dowodzić, na polu bitwy i nie tylko - swoich ludzi bym oczywiście przeszkoliła. Może nie znam się na technicznej broni, ale wiem, że na takim stanowisku poradzę sobie najlepiej.
- W takim układzie zapewne zostaniesz poproszona o próbkę swoich możliwości... nie awansujemy ludzi na dowódców od tak nagle. - powiedział mechanik.
- Oczywiście, rozumiem. Chodzi o możliwości dowodzenia, walki, czy obie ? - spytała zaciekawiona.
- Dowódca ma dowodzić, nie walczyć - odparł Mechanik. - czasy, gdy głowa szła na czele oddziałów minęły, chociaż możliwe, że i to będzie potrzebne.. - mruknął Mechanik. - Zależy kogo dostaniesz jako oddziały.
- Oczywiście. - powiedziała Argena. Jej zdaniem w obecnych okolicznościach każdy powinien umieć walczyć - zwłaszcza dowódca, ale nie chciała się sprzeczać. Zresztą egzamin z walki zapewne by zdała, ale z dowodzenia otrzyma najwyższą możliwą ocenę... tak przynajmniej sądziła w tej chwili.
- To zaczekam na Waszą decyzję i odpowiedni sprawdzian.
- Twoją zdolnością dowodzenia zajmie się kto inny, zapewne kogoś wyznaczy Pirotechnik lub Psycholog... zobaczymy... hm, masz jeszcze jakieś pytania? Długo już rozmawiamy, rozumiesz...
- Mechanik uśmiechnął się przepraszająco.
Argena też uśmiechnęła się, na znak zrozumienia - No tak, oni tam czekają. Arilyn chciała wprowadzić wszystkich na raz i chyba coś ogłosić. To może przy okazji powiemy jakoś delikatnie, że jestem demonem. - rzekła, a przez "powiemy" chciała zasugerować, że może lepiej będzie jeśli on im to powie i oczywiście zapewni, że jest ona po ich stronie.
- Ja powiem - Mechanik machnął ręką. - Jeśli to wszystko to dawaj ich tutaj... - powiedział.
Argena wstała od stołu, ale nie ruszyła się z miejsca.
- Ach, byłabym zapomniała o mojej służbie. Cztery chochliki, lubią psocić i do walki się nie nadają, ale ufam, że mogą ze mną zostać? Zajmować się moją siedzibą, gdy będę na jakiejś misji?
- Jeśli ich potencjał bojowy jest znikomy to lepiej niech dorwą jakaś pomniejszą pracę, chyba, że planujesz na nich zarabiać. Jako dowódca powinnaś nie mieć z tym najmniejszych problemów.
- zapewnił ją Mechanik.
- Dotychczas nie miałam. - powiedziała z uśmiechem - Lenić i tak się nie będą. Lepiej dać im jakieś zajęcie, gdyż z nudów potrafią robić naprawdę głupie dowcipy. - rzekła. Tak naprawdę ich dowcipy, które robili ludziom zawsze ją bawiły, ale tutaj musiała się zaprezentować z lepszej strony, zresztą sytuacja nieco się zmieniła i dowcipy nie będą już tak mile widziane.
Argena uznała, że mogą wreszcie wpuścić pozostałych i tak też zrobiła - udała się w stronę drzwi i otworzyła je. Przywitały ją różne spojrzenia, rozgniewane i zniecierpliwione, ale i zadowolone, że ich długie czekanie dobiegło wreszcie końca.
- Zapraszamy. Lepiej późno niż wcale, nieprawdaż? - powiedziała do towarzyszy i zostawiając im drzwi otwarte wróciła na miejsce rozmowy.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: WinterWolf »

Arilyn Faerith

Gdy Argena wreszcie skończyła gadać Arilyn została obudzona, tak jak prosiła. Te wszystkie stresy z ostatnich dni sprawiły, że chętnie się zdrzemnęła.
- Wchodzić - ziewnęła do pozostałych z nią czekających, przeciągając się przy tym. Gdy wszyscy weszli do środka elfka jeszcze dochodziła do siebie po drzemce.
- Cholerne krzesła - mamrotała pod nosem, rozprostowując plecy. Weszła do pomieszczenia i przedstawiła Białemu Mechanikowi towarzyszy, z którymi ramię w ramię walczyła przeciwko demonom.
- To sprawdzona ekipa - powiedziała z uśmiechem. - W każdym razie miło by było byśmy wszyscy się dowiedzieli jakie są dalsze plany. Jak już mówiłam będzie teraz bardzo gorąco i wszystkie miasta tutaj są zagrożone - powiedziała.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Pavciooo
Kok
Kok
Posty: 1245
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
Lokalizacja: Legionowo
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Pavciooo »

Velius:
Wyszedł spokojnie do przodu o krok i zwrócił się do Białego Mechanika:
-Nazywam się Velius, jestem magiem Thirel. Jak już Arilyn wspomniała - kontynuował - walczyłem już co nieco z demonami. Posługuję się magią wody, znam się również odrobinę na magii leczącej, więc na pewno przydam się do czegoś. - zakończył i zrobił krok w tył by zrównać się z resztą towarzyszy.
I tak nikt tego nie czyta...
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mr.Zeth »

Wszyscy:

Iseris również przedstawiła się Mechanikowi. Tylko Yang milczał.
- Waszą dwójkę skieruję pod Pirotechnika - powiedział Biały Mechanik do Veliusa i Iseris. - Arilyn, będę miał dla ciebie jeszcze parę zadań, ale to później.. cóż, z ochroniarza fermy awansowałaś nagle na mojego oficera - starszy mężczyzna zachichotał. - Odpowiada ci taka zmiana ról? -
Arilyn odpowiedziała cichym śmiechem. Ubawiło ją to zdanie - Już raz przeżyłam taki awans. No, podobny. Powiedzmy, że mam doświadczenie - powiedziała już spokojnie. - Zrobię co w mojej mocy - zapewniła.
- Reszta ludzi która potrzebuje zatrudnienia w sumie będzie musiała pójść na pracę fizyczną - stwierdził Mechanik. - Będzie spore zapotrzebowanie na takich - skinął głową. - Chyba że ktoś się czuje wojownikiem to wejdzie w skład oddziałów szturmowych. To już niech się do biura meldunkowego zgłosi

Wszyscy wyszli z hali produkcyjnej. Miasto wydawało się działać jak zwykle. Pod śniegową pokrywą wrzało jak w ulu... nie czuło się tu przygotowań do wojny, ani napietej atmosfery. Może to dlatego że Technicy uważali, ze są tu "u siebie" i nie przegraja na własnym terenie? A moe był to efekt jakiegoś zabiegu Czarnego Psychologa?
Tak czy inaczej wszyscy mieli mało czasu by się dopasować do nowych warunków. Walka demonami zbliżała się nieuchronnie...

Zbliżamy się do zakończenia 1 rozdziału. Zapraszam do dialogu na gg byśmy mogli obgadać co postaci robią prze z najbliższe 2 tygodnie...

Yang Lou -1 do szczęścia
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Plomiennoluski »

Daikonsstran

Huk młotków i stali w hali konstrukcyjnej sprawiały że czuł się niemalże swojsko w tym nietypowym miejscu. Zazwyczaj musiał latać do biblioteki żeby sprawdzić niektóre informacje czy wymiary niektórych projektów które były tam udostępniane, albo wynajdywać wszystko sam od samego początku. Tutaj miał ten luksus że mógł się zapytać kogoś lub zwyczajnie rzucić okiem na skomplikowane plany opatrzone na dodatek dobrą legendą. Jakby tego było mało, pozwolili mu na pracę przy jednym z ciekawszych okrętów. Jakiś szybki okręt rekonesansowy, gdyby nie jasne instrukcje nawet nie wiedziałby za bardzo gdzie zacząć. Pierwszego dnia przydzielono go do spawania blach, nawet sobie radził używając głównie swojego oddechu zamiast palnika, ale zdecydowanie nie była to jego najmocniejsza dziedzina, umordował się tylko a zrobił mniej niż zamierzał. Następnego dnia udało mu się dobrać do zegarów przy zapalnikach, kiedy już załapał dobrze o co z nimi chodzi wyszło na to że wcale się nie różniły za bardzo od tych zabawek które kiedyś tworzył dla zarobku. Jego palce szybko składały części jakby miał już sporą wprawę w tym co robi. Drakon śmigał po hali na naprędce skleconych wrotkach, zwyczajnie dołączył do małych desek kółka i paski żeby się trzymały stóp, byłyby bezużyteczne gdyby nie to że Daikonsstran najzwyczajniej napędzał się skrzydłami, dopiero upomnienie Mechanika zmniejszyło nieco jego prędkość i frajdę z jazdy. Pierwszy z wolnych dni też spędził hali klecąc wszelakie podstawowe ustrojstwa i przekładnie których trzeba było multum przy tak zaawansowanych konstrukcjach.

W czasie wolnym głównie zwiedzał miasto, ale niewiele, starał się nie wyściubiać łusek na tą zimnicę, mimo futer i porządnych racji czuł się dość niekomfortowo. Większość tego czasu przespał zwinięty w kłębuszek pod stosami kocy i futer.

Po powrocie do hali załapał się na pomoc przy tworzeniu silnika, był zdecydowanie bardziej skomplikowany niż te z którymi zwykle pracował. Nie przeszkadzało to jednak zupełnie w robieniu tłoków, cylindrów i blach pokrywowych. Praca szła pełną parą a drakon przechodził z miejsca na miejsce ucząc się wielu ciekawych rzeczy i doskonaląc swoje umiejętności w doborowym towarzystwie innych konstruktorów.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Pavciooo
Kok
Kok
Posty: 1245
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
Lokalizacja: Legionowo
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Pavciooo »

Velius:

Velius i Iseris dotarli do sporego gmachu. Był dość masywny i... z tego co widać było ognioodporny, nie było tam żadnych drewnianych elementów. Popatrzył jeszcze chwilę na ten ogromny budynek, po czym skierował się w stronę wejścia. Iseris nie oglądała bryły budynku. Od razu poszła do drzwi. Weszli do przedsionka i poszli dalej do czegoś w rodzaju recepcji. Po suficie w tym czasie przeszła fala ognia.
- No... - kobieta oglądnęła się za efektem pirotechnicznym. - Czyli takie rzeczy się tu dzieją na porządku dziennym... - mruknęła.
-Intuicja podpowiada mi - odpowiedział - że zagonią mnie do gaszenia tego, co się z tego porządku dziennego wyrwie...
- Całkiem możliwe - Iseris się uśmiechnęła. - Po mnie też będziesz pewnie gasił
- Pewnie tak - zaśmiał się mag. Podeszli do recepcji.
Kobieta ich powitała i zaprowadziła do sporej sali, gdzie testowano bron palną. Był tam Pirotechnik i rozmawiał z twórcą. Dokończył rozmowę i podszedł do Veliusa i Iseris. - Witam - skinął głowa. Ucałował Iseris w rękę i uścisnął dłoń Veliusa. Był to już dość stary człowiek w złotej, lekko nadpalonej todze.
Był jednak łysy raczej z tytułu spaneia włosów, niż wieku.
- Witam - przywitał się uprzejmie mag po czym kontynuował - nazywam się Velius, jestem magiem Thirel. Zostaliśmy tutaj skierowani przez Białego mechanika.
- Tak, taaak - Pirotechnik machnął ręką. - Dobra, bierzmy się za to, co ważne. Mag Thirel, czyli woda i czarodziejka ognia. Hmm... - mężczyzna pomyślał chwilę. - Veliusie pożary nie zdarzają się w tym mieście za często, ale mimo wszystko się zdarzają. Chcesz należeć do Gasicieli?
- Zakładam, że to najrozsądniejsze wyjście - powiedział uprzejmie mag - No chyba, że są jeszcze jakieś inne, ciekawe opcje - dodał.
- W sumie nie... będziesz dostawał zapas mikstur i szybki pojazd do poruszania się po mieście na wysokości. Dla pani zaś... hmm. magów ognia akurat jest sporo czart by to.. - mruknął pirotechnik. - Znam się też na demonologii - mruknęła Iseris. - O, to świetnie, w takim układzie jest dla pani posada w dziale strategoo - mężczyzna się zaśmiał. Wyciągnął kartki, zapisał na nich coś po chwili zastanowienia. - Proszę - podał jedną Veliusowi, a drugą - Iseris. - Zgłoście się pod te adresy, dostaniecie przeszkolenie i będziecie mogli zacząć robotę - powiedział.
- Oczywiście, dziękujemy i do widzenia! - pożegnał się po przyjęciu kartki, kierując się w stronę wyjścia
- Bywajcie! - mężczyzna machnął im ręka. Swoją osobą wymagał na rozmówcy mniej szacunku niż Biały Mechanik. Dodatkowo wydawało się po spojrzeniu, że nie wszystko pod jego sufitem jest równe..
Gdy wyszli już z budynku, spojrzał na otrzymaną karteczkę by przeczytać, gdzie ma się teraz udać. Był tam jakiś adres. Po oglądnięciu mapy na jednym z przystanków metra Velius wiedział gdzie się udać.

Był to niewielki, acz wysoki budynek z którego prawej strony wmontowane były rury o średnicy około 3 metrów. Było takich rur 5. Były też niewielkie drzwi. Tutaj również chwilę poprzyglądał się budynkowi, po czym udał się w kierunku wejścia. W środku była małą recepcja, ale jakby rozwinięta... - Velius? - usłyszał dość piskliwy głosik należący do drobnej kobiety siedzącej za ladą przy masie jakichś magicznych ekranów. - Jestem Lena, zajmuję się dyspozycją Gasicieli - wyjaśniła. Podała mu książeczkę. - Wieczorem któryś z naszych zrobi ci kurs pilotażu pojazdu - wyjaśniła.
- Dziękuję - odpowiedział uprzejmie uśmiechając się. Dostał kluczyk. - To będzie twój gabinecik - powiedziała Lena. - Trzecie piętro - wskazała schody z lewej strony pomieszczenia. Skinął głową w geście podziękowania, po czym udał się do "gabineciku" by rozejrzeć się trochę po nim i przeczytać książeczkę, którą przed chwilą otrzymał. Książka traktowała o tym, jak działa pojazd, którym się będzie poruszała centralka komunikacyjna. Miał też parę amuletów zapewniających ochronę przed ogniem. Wewnątrz książeczki były tez jakieś rady i zasady na których funkcjonowała instytucja.
I tak nikt tego nie czyta...
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: WinterWolf »

Arilyn Faerith

Poczekała aż wszyscy się oddalą.
- Czy można uznać, że teraz to owo później? - spytała spokojnie. - Im szybciej uporam się z wyznaczonymi mi zadaniami tym szybciej będę w stanie podjąć się nowych. A teraz będzie ich, podejrzewam, bardzo dużo. Demony tak łatwo nie zadowolą się tym co już udało im się popsuć - powiedziała.
Gdzieś w środku, głęboko w duszy, czuła, że coś nadchodzi. Coś się zbliża. Nie wiedzieć czemu cieszyła się na to i czekała... Na zewnątrz Arilyn zachowywała spokój.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mr.Zeth »

Wszyscy:


Czas mijał. Napięcie w mieście początkowo mocne zaczęło jakby opadać, ale nie utrzymało się to długo. Okazało się, że demony same atakują Mehizeck. Na szczęście ograniczyły się do ataku od lądu i zostały zmasakrowane nim dotarły do linii obronnej. Przygotowania do ataku jednakże od tamtej pory posuwały się naprzód dwakroć szybciej.
Velius został wcielony do oddziałów wsparcia - nie było pewności, czy faktycznie ruszy do walki, ale w razie czego miał być teleportowany w miejsce, gdzie on i oddział B01, do którego należał, w którym byliby potrzebni. Do tego samego oddziału została przydzielona Iseris. Czarodziejka była zdenerwowana. Velius też czuł przedbitewne napięcie, wiec nawet nie próbował nawiązać rozmowy.
Yang Lou po odsłużeniu w dwóch miejscach jako ochroniarz został przydzielony do obstawy jednego z dowódców - i to nie byle którego. Miał ochraniać kobietę wyznaczoną przez Techników na dowódcę Hordy Czarnych Miast. Szermierz doznał szczękopadu, gdy dowiedział się, ze będzie chronić Argenę... i to jeszcze w jej demonicznej postaci. W jej pobliżu stał jeszcze jakiś starszy siwy już gość ze spojrzeniem które przebiłoby zbrojona ścianę, drobna elfka w biało-czarnym moro oraz jakiś półmechaniczny olbrzym. Ten ostatni założywszy pancerz zasalutował Argenie i ruszył na czoło jednej z kolumn armii Hordy.
Arilyn powierzono Powietrzną Ekipę Uderzeniową - pięciu snajperów, którzy mieli eliminować dowódców, oraz dwudziestu pięciu szturmowców, którzy mieli pomagać Arilyn w razie ataku latających demonów.
Daikonsstran Miał zasiąść w czołgu... i to nie byle jakim. Uczestniczył w jego konstrukcji. Był to czołg "Behemoth" - jedna z trzech takich maszyn. Mierzący 50 metrów wysokości, 120 długości i 65 szerokości pancerny pojazd. Daikonsstran był jednym z dwóch zasiadających w prawej kabinie strzelców. Poza swoją strzelbą miał wykorzystywać również zamontowany na stałe kaem.
Był mroźny poranek, a nieba nie kalała nawet jedna chmura, gdy Zjednoczona Armia wyruszyła z Mehizeck i zaczęła sunąć przez lodowe pustkowie. Piechota siedziała w rozmaitych pojazdach transportowych, wiec mróz nie był im straszny... ale bali się tego co nadciąga. Velius słyszał nieraz jak kapłani będący w jego oddziale modlili się. Yang też widział, jak jeden z jego towarzyszy - ochroniarzy wykonuje jakiś znaki. Zapewne związane z mamrotaną cicho modlitwą.

Starcie miało odbyć się już na terenie tropikalnym... ale był już zmieniony. Dżungla wyglądała na chorą. Z wysokich punktów było widać, że gdzieniegdzie teren jest wypalony, a drzewa suche i zniekształcone. Widać też było latające demony. Przypominające skrzydlate węże paskudztwa.

Argena uśmiechnęła się, widząc swą armię. Teraz dopiero czuła się na miejscu. Była chyba jedyną zadowoloną osobą w zasięgu wzroku Yanga. Druga była poza zasięgiem jego wzroku - siedziała w jego żyłach i umyśle i chichotała z rzadka.

Rozległ się łoskot. To artyleria. Ostrzał terenu miał wypłoszyć demony na otwarty obszar, gdzie miały być łatwiejszym celem... i faktycznie. Demony wylały się z lasu wyjąc, skrzecząc warcząc i wydając całą masę innych mniej lub bardziej zwierzęcych dźwięków. W ruch poszły wyrzutnie i moździerze oraz działa średniego zasięgu, ale fala zdawała się nie mieć końca. Wreszcie doszło do walki wręcz. Pierwszą linię stanowili paladyni i inkwizycja wspomagani przez kapłanów. Gdy tylko rozpoczęła się walka wręcz Argena dała polecenie do uderzenia w bok kolumny demonów. Horda ruszyła z rykiem w stronę demonów...

Arilyn Faerith:

Elfka i jej oddział na razie nie uczestniczyli w walce, ale Arilyn właśnie dostała polecenie by zająć wcześniej ustalone miejsce.
"Zatrzymacie się na wysokości 500 metrów i wypatrujcie "nadymek". Wiesz, te demony-samobójców. Waszym zadaniem na razie jest_wysadzanie tych istot nim dotrą do linii Zjednoczonej Armii"
powiedział kapitan przekazujący rozkazy oddziałom latającym.

Daikonsstran:

Skrzydło na którym znalazł się Behemoth w którym siedział Daikonsstran zostało uderzone najmocniej ze wszystkich. Czołg już brodził w demonach, ale parł naprzód taranując wszystko na swej drodze. Wtedy pośród równomiernego chrobotu silnika rozległ się trzask. Daikonsstran obejrzał się i stwierdził, że z dołu do (?) zaczynają wyłazić chochliki...


Velius:


Stało się. Oddział B01 został teleportowany na pole bitwy. Velius jeszcze nigdy nie walczył w takim tłoku i chaosie. Od przodu nacierały demony, jakiś tiamat właśnie wpakował się_w piechotę o 10 metrów na prawo od pozycji Veliusa i uderzeniem łba wywalił w powietrze dwójkę rycerzy, po czym padł rażony pociskami światła. Velius obrócił się naprzód w porę by zobaczyć lecącego w jego stronę demona. Chyba został ciśnięty przez któregoś swego pobratymcę. Leciał prosto na maga z wyciągnietymi szponami, szczerząc się szaleńczo.

Yang Lou:

Wszystko szło sprawnie. Argena wydawała co jakiś czas jakieś szczegółowe polecenia. Yang widział to samo co ona, ale w przeciwieństwie do demonicy nie orientował się_w tej zawierusze nawet w połowie tak dobrze jak ona... ale nie od tego tu był. Żądza krwi Shretha nie udzieliła się mu jeszcze, ale jego demoniczny symbiont bezustannie wypatrywał okazji by coś zabić... aż wreszcie niemal z radością poinformował Yanga: "Uhuuu.. idą od spodu. Drażą pod ziemią i zaraz tu bęęędąąąą" po czym zaczął rechotać jak szaleniec.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Pavciooo
Kok
Kok
Posty: 1245
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
Lokalizacja: Legionowo
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Pavciooo »

Velius:
Jedyne co zdążył zrobić, to roztrącić łapy lecącego w niego demona strumieniem, dzięki czemu nie oberwał szponami, oraz lekko zmniejszyć impet kreatury. Owy impet był jednak nadal zbyt duży, by Velius mógł ustać na nogach - demon przygwoździł go do ziemi. Zanim jednak zdążył zadać jakiś cios, został zmieciony z maga potężnym uderzeniem młota. Uratował go pobliski paladyn, który po uleczeniu ran właśnie powracał na front. Na wszelki wypadek dobił demona miażdżąc jego głowę. Pomógł jeszcze wstać erynianowi, po czym popędził do przodu. A z przodu działo się wiele.

Napór demonów drugiego kręgu był co raz silniejszy, Veliusa oddzielała od nich jedynie jedna linia paladynów, a i ich formacja zaczynała się łamać. Wiedział, że musi pomóc w pierwszym szeregu, bo w przeciwnym wypadku formacja zostanie kompletnie rozbita i zapanuje chaos. Nie było czasu na strach - mag wypatrzył sporą lukę tuż przed nim, więc podbiegł do przodu i użył fali. Przeciwnicy naprzeciwko byli już dosyć osłabieni swoim szturmem, więc fala odrzuciła ich solidnie do tyłu. Postanowił pójść za ciosem, wyszedł jeszcze około 2 metry w przód i zanim oponenci się podnieśli, użył eksplozji, detonując nad głową spory ładunek wody, który spowodował niemałe obrażenia wśród pobliskich kreatur.

Ściągnęło to jednak na niego uwagę okolicznych demonów - jeden z nich wyskoczył zza powalonych towarzyszy chcąc wbić Veliusa w ziemię swoimi masywnymi łapami. Na szczęście, jeden z pobliskich paladynów zachował niezwykłą trzeźwość umysłu i rzucił się na Veliusa spychając go z miejsca lądowania potwora. Razem potoczyli się kawałek dalej, natomiast demon zanim poderwał swoje masywne łapska z ziemi został spopielony przez potężny czar Iseris. Nie było jednak czasu czuć ulgi - kolejny szykował się do szarży na właśnie podnoszących się maga i paladyna, lecz zasłonił ich inny, lekko już podstarzały paladyn. Niestety, otrzymał on śmiertelną ranę od owego demona. Zanim wydał ostatnie tchnienie, zdążył jeszcze pozbawić kreaturę głowy.

Walka była zacięta jeszcze przez pewien czas, ale w końcu napór demonów zaczął słabnąć, a kolumna wzmocniona kolejnymi siłami zaczęła przeć do przodu. Velius był już bardzo zmęczony i niemal bez many, jak zresztą większość jego oddziału wsparcia, więc zostali przeteleportowani spowrotem do pojazdu, gdzie mieli zregenerować siły przed kolejną akcją.
I tak nikt tego nie czyta...
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: BlindKitty »

Yang Lou i Shreth

Po odsłużeniu swojego, został przydzielony do obstawy kadry dowódczej. Ta, kadry dowódczej, ta kobieta wyglądała, jakby ochrona była jej potrzebna tylko i wyłącznie na pokaz, albo do noszenia za nią broni. I to parami na każdy jej sztylet. Ale w zasadzie pewnie chodziło o to, żeby żaden zabłąkany chochlik przypadkiem jej nie skaleczył, kiedy zajmie się dowodzeniem, bo mogłoby ją to rozzłościć.

Marsz, artyleria, bitwa - i ten ciągły jazgot Shretha, który ciągle tylko mruczał 'krewkrewkrewkrewkrewkrewkrew'. Najbardziej irytujące było to, że nie musiał oddychać, więc nie przerywał nawet na moment. Jedyną zaletą tej sytuacji było to, żeby gdy nagle zmienił ton, szermierz zareagował natychmiast.

- Uwaga, zaatakują spod ziemi! - krzyknął, jednocześnie formując z krwi katanę i lekko przykucając. Demon wskazywał mu dokładne miejsce z którego zaatakują, więc wymierzył ostrze i w momencie gdy usłyszał w głowie 'teraz!', wbił je gwałtownie w ziemię, trafiając precyzyjnie między dwa wystrzeliwujące właśnie szpony. Czarna posoka buchnęła w górę, częściowo sycąc symbiotycznego demona. Większość pozostałych ochroniarzy zdążyła odskoczyć, tylko ten najciężej opancerzony oberwał lekko w ramię szponem.

A w następnej chwili spod ziemi wyskoczyło parę demonów wyglądających jak skrzyżowanie kreta z pitbullem na sterydach. Ochroniarze w mniej więcej zorganizowany sposób zaatakowali, sekundę po Yangu prowadzonym przez instynkt, wyszkolenie i demona. Na chwilę przed jego oczami zrobiło się czerwono, lecz mimo ogarniającej go żądzy krwi skupiał się przede wszystkim na tym, żeby nie dopuścić wrogów do Argeny.
Pierwszy demon bronił się dłuższą chwilę, ale od początku gwałtowne ataki zepchnęły go do defensywy. Po dłuższej chwili runął na ziemię, zbroczony krwią. Yang zauważył, że obok niego padał jeden z pozostałych ochroniarzy - ten z dwoma sztyletami, rozpłatany niemal na pół atakiem demona, więc szermierz zamknął lukę w liniach obrony doskakując do wroga, a po chwili powalając zaskoczonego. Rozejrzał się - pozostałe demony też już padały pod naporem ochroniarzy.
- Zmieniamy pozycję! - krzyknęła dowódczyni, jednocześnie wskazując gestem jakichś dwóch innych ludzi - Wlejecie tutaj Światłobreję, a potem na nowy posterunek! - rozkazała stanowczo i ruszyła w stronę kolejnego punktu z którego mogła dowodzić bitwą.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: WinterWolf »

Arilyn Faerith

Przeczucie zbliżającej się bitwy towarzyszyło elfce już jakiś czas. To nawet nie tyle było przeczucie co świadomość zbliżającego się rozlewu krwi. Arilyn była w tej chwili pewna dwóch rzeczy: że nie daruje i że zrobi co w jej mocy, żeby ten psi syn, ta żałosna karykatura elfa - Eltharond... Sprzedajny śmieć... Żeby pożałował, że nie stracił życia już dawno temu...

W końcu nadszedł właściwy dzień. Rozdrażnienie Arilyn było aż nadto widoczne. Z nikim nie rozmawiała, jeśli jej o coś wpierw nie zapytano. W tej chwili pokonywała żmudną drogę do swojego celu... Z wysokości obserwowała marsz wojsk. Nienawidziła wojen, nienawidziła tłoku i smrodu demonicznej krwi. Najbardziej jednakże dokuczała jej świadomość, że to po części jej wina. Gdyby poprosiła o zabicie tej żałosnej gnidy, gdyby się nie ulitowała nad jego parszywym życiem... Może by do tego nie doszło.

Elfka nie mogła się długo cieszyć względnym spokojem. Cisza przed burzą nie trwa nigdy długo. Nie na takiej pozycji bojowej... Jakieś latające ścierwo zaczęło jej uprzykrzać życie, na szczęście większość została szybko odstrzelona przez szturmowców. Gorzej, że sukkub nie był tak łatwy do pokonania. Najlepszą obroną jest atak. Elfka zaatakowała, odsłaniając się przy okazji na ataki demona. Udało jej się wyminąć bicz, ale ze szponami nie poszło tak łatwo - zabolało. Mimo to dziewczyna nie zwróciła na to uwagi. Bolało bardziej na treningach. A może tak jej się tylko zdawało? Arilyn natarła Kolizją zaskakując swojego przeciwnika zaciekłością i determinacją i uderzając ognistym ładunkiem prosto w twarz i oczy demona. Niebawem z sukkuba nie było co zbierać, a jedynym świadectwem potyczki były obrażenia jakie odniosła elfka.

Arilyn rozejrzała się wokół. Mogła się teraz zająć likwidowaniem jednostek samobójczych. Gdy jej ekipie udało się już wyeliminować większość Arilyn poczuła dziwne ukłucie z tyłu czaszki i mrowienie w kręgosłupie. Był tam! Ta parszywa gnida stała tam! Przemogła chęć wypalenia sobie do niego drogi. Wiedziała, że to by się skończyło jej śmiercią. A chciała doczekać chwili, gdy ten parszywiec będzie zdychał... I miała szczerą nadzieję, że zrobi to na długo przed nią.
- Mam Eltharonda na widoku - nadała komunikat. Podała jego dokładną lokalizację. - Drań jest niezwykle niebezpieczny w bezpośrednim starciu! Niech ktoś mu coś zrzuci ciężkiego na łeb! - dodała. Miała nadzieję, że zaraz dowództwo zrobi z tą informacją co trzeba.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Plomiennoluski »

Daikonsstran

Drakon siedział w jednej z wieżyczek strzelniczych i bez przerwy prowadził ostrzał demonów których nie rozgniótł na swojej drodze Behemoth. Nie zmieniało to jednak zbytnio faktu że zalewała ich ogromna masa przeciwników i czołg pozostawiał po sobie stały ślad szczątków i krwi. Wszystko szło pięknie i zgrabnie aż do momentu kiedy usłyszeli jakieś dziwne hałasy ze strony silnika. Nie brzmiało to jak awaria, a nawet gdyby były to problemy z mechanizmami to i tak byliby ugotowani.

Kiedy odwrócił się, zobaczył wychodzące z niższego poziomu chochliki, szybko zmienił cel i zaczął strzelać do paskudztw. Udało mu się ustrzelić jednego zanim jeszcze całkiem wgramolił się na poziom ze stanowiskami ogniowymi. Kim, jeden z mechaników który razem z nim prowadził ogień z prawego skrzydła Behemotha też zaczął strzelać do chochlików, ale nie szło mu to najlepiej, mimo że nawet trafił jednego to udało mu się tylko postrzelić demona w nogę co jedynie skupiło na nim ich uwagę. Drakon ustrzelił jeszcze dwie bestie zanim chochliki dopadły Kima. Biedak próbował się jakoś odpędzić od nich kolbą swojej strzelby ale jedynym efektem było to że Daikonsstran mógł swobodnie ustrzelić dwa demony i dopiero ostatniego musiał zdzielić kolbą jak maczugą żeby nie ustrzelić swojego towarzysza.

Inżynier po ubiciu ostatniego plugastwa rzucił się w stronę maszynowni po drodze tępiąc pojawiające się co jakiś czas niedobitki. Wyglądało mu to tak jakby ktoś je tam teleportował, przyzywał albo przebił im się przez pancerz i zwyczajnie wlewał co chwila do środka. Mniej więcej w pół drogi dołączyła do niego obsługa drugiego stanowiska, nie znał ich za dobrze, nie było czasu się zapoznać wcześniej a tym bardziej teraz. Wskoczyli do maszynowni i ich oczom ukazał się prawdziwy powód kłopotów. Daikonsstran nie wiedział jak się nazywa ta szkarada która przed nimi stała, ważne było że to coś przyzywało chochliki. Stał w oszołomieniu tylko chwilę, dopóki pomieszczenie nie rozbrzmiało hukiem wystrzałów z karabinu. Drakon i drugi strzelec natychmiast dołączyli się do mężczyzny i zaczęli strzelać do wszystkiego co się rusza.
- Celujcie w tego dużego, potem wykończymy te mniejsze! - słowa Drakona ciężko było usłyszeć, ale i tak większość ognia koncentrowali na większym potworze.
Przez dym i latające kawałki demonów nie było za dobrze widać co się dzieje dokładnie, w którymś momencie drakon prawie sam się nie ustrzelił rykoszetem. W którymś momencie chochliki dorwały się do mężczyzny ze strzelbą, ale udało im się je jednak je zabić zanim rozerwały go na strzępy. Dopiero któryś szczęśliwy strzał powalił przywoływacza który stał przy portalu. Ciężko było stwierdzić który z nich go powalił, to jednak było akurat najmniej istotne, ważne że gdy przypominająca rybę bestia z ludzkimi rękoma padła, portal zamknął się przecinając na pół przechodzącego chochlika. Szybko dobili pozostałe plugastwa i zajęli się szybkim opatrzeniem rannych. Musieli jeszcze wracać na stanowiska, dookoła przecież wrzała bitwa a karabiny nie miały zamiaru obsłużyć się same.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mr.Zeth »

Daikonsstran i Velius:

Okazało się, ze to nie koniec kłopotów. Silnik został uszkodzony i maszyna przestała się ruszać, stajać się tym samym łatwiejszym celem. Zarządzono ewakuację. Personel zebrał się w centralnej sali po nastawieniu procesu samozniszczenia. Tam też pojawił się oddział B01. Każdy z oddziału chwycił po jednym z członków personelu i teleportował się wraz z nim z powrotem.
Gdy tylko wszyscy pojawili się w pojeździe wsparcia B01 silniki zachrobotały i transporter ruszył z miejsca.

Argena:


Armia sojuszu zatrzymała się, po czym zaczęła cofać. Hordy demonów wylewały się z dżungli szybciej, niż żołnierze je zabijali. Mimo nieznacznych strat po stronie sojuszu zadecydowano o nieznacznym odwrocie taktycznym, by prowadzić walkę w bardziej dogodnym dla armii położeniu.
Po polu bitwy niósł się rechot Eltharonda. Zaczął cos mówić, ale zabrzmiała artyleria, która milczała już jakiś czas. Teren na którym stał Eltharond zamienił się w morze ognia, ale rechot nie ustawał. Eltharond dalej tam stał i ściskał w dłoni jakiś przedmiot. Wyciągnął rękę w górę, jakby popisując się znaleziskiem.
- Czemu on przeżył? - warknął Czarny Psycholog. "Hm... oddać jeszcze jeden strzał na oznaczony punkt" wydał polecenie przez łącze telepatyczne.
Biały Mechanik patrzył na demona przez lunetę. Zasępił się, marszcząc brwi - O... niedobrze. On znalazł i zabrał źródło zaklęcia utrzymującego klimat wyspy - stwierdził, po czym sięgnął po niewielki obiekt leżący na biurku. Obrócił go i przesunął jedną gałkę.
W hełmie Argeny rozległ się cichy chrobot i usłyszała głos Białego Mechanika.
- Argeno, powiedz mi, czy posiadanie przez Eltharonda potężnego artefaktu jakoś wpłynie na rozwój walki? Nie może bezpośrednio zadać nikomu obrażeń, to artefakt kontrolujący pogodę. Oceniam go na 2 w skali trzydziestkowej -
Argena dobrze wiedziała co to oznacza i jasne było dla niej po co im ten przedmiot.
- Poświęcając go otworzą wrota! - powiedziała szybko i konkretnie. Była gotowa natychmiast wysłać oddziały, aby temu zapobiec.
- Oj... oddziela nas od niego za dużo demonów, zastosuj strategię klina, Artyleria i jednostki powietrzne ułatwią ci szarżę - odparł Mechanik. - Zastanawia mnie tylko czemu wymachuje tym jak idiota, zamiast zrobić z tego użytek... - mruknął.

Strategia klina była jedną z omawianych taktyk na ich licznych spotkaniach. Nie tracąc czasu Argena potwierdziła tylko przyjęcie informacji i natychmiast wydała dowódcom odpowiednie rozkazy.
- Liczymy na ciebie, Argeno - powiedział Biały Mechanik, po czym się rozłączył. - I na to, ze Eltharond to idiota - dodał, po czym nawiązał kontakt z centralą Behemotów z zamiarem wydania poleceń.
Czarny Psycholog wydał parę poleceń siłom powietrznym, po czym zmienił rozkazy dla artylerii. "Prowadźcie ogień miedzy Hordą a Punktem. Dostaniecie ogląd na sytuację z Furii 03"

Horda dokonała zwrotu i stałą się celem większości demonów, które z kolei były tępione przez oddziały lotnicze i artylerię oraz inne działa dalekiego zasięgu. "Klin" polegał na przerzedzeniu sił nieprzyjaciela na danym terenie i atak na osłabione w ten sposób oddziały, celem dotarcia do dowództwa.

Eltharond spojrzał na to i uniósł brew. - Nie mogą się zdecydować - mruknął. - Bariery nie zadziałają jeśli wojsko dotrze do nas, panie - zauważył jakiś powykręcany demon stojący w gąszczu z prawej.
Eltharond rzucił okiem na pole bitwy. - Hm... liczyłem, ze zdobędziemy ten teren bez otwierania portalu - mruknął. Demon-doradca nie wypominał dowódcy, ze sam sprowokował wroga do zmiany taktyki.
- Dobra! - wydarł się Eltharond, podnosząc artefakt w górę. Przedmiot zniknął w oślepiającym błysku światła.
Argena zdołała tylko polecić jednostkom odwrót, gdy wszystko zaczęło się trząść.

Wszyscy:

Stało się. Wrota piekła zaczęły się otwierać. Eltharond dalej się śmiał... ale jego śmiech miał zostać wkrótce ucięty. Spod ziemi zamiast spodziewanej fali demonów wybiła się olbrzymia nieumarła ręka. Eltharond obejrzał się i zamilkł.
Łapsko znalazło oparcie i spod ziemi wydostała się reszta istoty. Przypominała człowieka o czterech rękach i szarej skórze gładkiej jak szkło z nielicznymi dziurami wypełnionymi jakimś dziwnym metalem. Zamiast ust i szczęki miał wielką wyrwę, z której bił zgniłozielony blask. Osadzone głęboko w oczodołach małe zielone oczy spojrzały na okolicę. Istota miała spokojnie z kilometr wzrostu.
Technicy zerwali się na równe nogi.
Arilyn zdążyła zawołać przez radio: - Gargantoid!! Zatkajcie uszy - i zrobiła to w ostatnim momencie, by ci, którzy mieli jako-taki refleks i łącze radiowe zdołali wykonać polecenie. Istota wrzasnęła, ale trudno było to nazwać dźwiękiem. Raczej przez chwilę wszelkie dźwięki zamilkły jakby wessane przez wszechobecną ciszę.
Potem rozległo się wycie niepodobne do jakiegokolwiek hałasu które w swych długich czy krótkich życiach słyszeli uczestnicy bitwy. Było raczej jak fala uderzeniowa, czyniąca na chwilę powietrze twardym jak skała.

Daikonsstran i Velius byli wewnątrz dźwiękoszczelnego pojazdu, ale mimo to usłyszeli krzyk i dziwne uczycie, jakby coś odebrało im na chwilę wolną wole. Gdy uczucie przeszło zrozumieli, że krzyk nie dobiegał z zewnątrz, to krzyczeli wszyscy w pojeździe, włącznie z nimi.

Arilyn skupiła się, zatkała uszy i przymknęła oczy. Po chwili je otworzyła, by stwierdzić, ze jej zdołała uratować swój oddział, za to większość obu armii leży pokotem. Reszta zbierała się właśnie z ziemi.
Widziała też Eltharonda, jak stał tam i gapił się na olbrzymią istotę, która stała przed nim i patrzyła nań z pogardą.
Gargantoid parsknął zielonym oddechem i zdmuchnął Eltharodna niczym pyłek. Wkrótce też otrzymała polecenie zebrania oddziału i zarżnięcia wrogiego dowódcy.
- Już skierowaliśmy tam oddział wsparcia, w pobliżu jest też Argena. -
Elfka obejrzała się na gargantoida, który zaczął pożerać życie ze wszystkiego w otaczającym lesie, mordując demony na potęgę. Eltharond był na terenie pomiędzy wycofującymi się armiami... został oddzielony od swoich sługów. Jest sam i oberwał Tchnieniem Degeneracji od Gargantoida. Prawdopodobnie również postradał zmysły od jego wycia, jest więc pozbawiony wsparcia i osłabiony. Lepszej okazji nie będzie...

Yang poczuł jak ten wrzask wpycha go jakby głębiej... wewnątrz do środka jego samego... Zobaczył jak leci w dół, pozostawiając ciało za sobą. Rozejrzał się na boki by stwierdzić, że nie on jeden tak się "oddzielił". W obu armiach "leciało" w ten sam sposób wiele innych istot. Yang czuł otaczające go zewsząd ciepło, czuł się błogo... i nagle usłyszał głos Shretha, jakby ktoś tarł stalą o porcelanę. "Chyba se jaja robisz"
Krwawoczerwona macka wyrosła z jego ciała, sięgnęła naprzód i przebiła go na wylot, parząc niesamowicie. Yang krzyczał, gdy macka ciągnęła go z powrotem do ciała, aż wreszcie przebudził się, obrócił na brzuch i zwymiotował. "Witamy z powrotem wśród żywych" mruknął Shreth.

Argena poczuła się na tyle słabo, że musiała oprzeć się na mieczu, by utrzymać się na nogach. Jej ochrona jednak nie dała rady. W końcu to tylko ludzie. Yang przeżył. Właśnie zwrócił posiłek i zbierał się na nogi...
Wtedy coś uderzyło o ziemię, pozostawiając za sobą zielony ślad. Argena powiodła oczami za smugą dymu by stwierdzić, ze prowadzi z miejsca, w którym stał Eltharond. Obejrzała się jeszcze raz... tak, to był przywódca demonicznej armii. Otaczała go zielona aura, a demon trząsł się jak osika. Na prawym płacie czołowym i lewym ramieniu powstawały bąble, które powiększały się i pęczniały. Eltharond przygarbił się i zachichotał. Kolejny bąbel rósł na jego plecach. Spojrzał na Argenę. - Ahihi... a czemu ty tu? Ty nie wtedy... - po czym znów zachichotał i zaczął człapać w jej stronę. Za plecami Argeny zahamował opancerzony transporter. Demonica widziała już takie - to pojazdy oddziałów wsparcia. Na boku widniało oznaczenie "B01"
- Argeno, koło ciebie wylądował właśnie przywódca wrogich armii, wkrótce przybędzie wsparcie, macie położyć to cholerstwo trupem tu i teraz! - krzyknął Złoty Pirotechnik przez łącze telepatyczne.

Pojazd którym jechali Daikonsstran i Velius zahamował gwałtownie. - Coś przed nami wylądowało! - krzyknął kierowca. - Mamy to zabić! - dodał, otwierając klapę. Velius, Iserisi Daikonsstran nie mieli za wiele do gadania, wypadli wraz zresztą ludzi z pojazdu, zatrzymując się tuż za Argeną i Yangiem. Byli na równinnym terenie, pod nogami mieli rozmiękłą ziemię, a parędziesiąt metrów dalej był rozpędzający się powoli Eltharond... ale wyglądał dziwnie, jakby ktoś potraktował go miksturą na nierównomierny rozrost ciała...
Iseris rzuciła się szermierzowi na szyję, ignorując zupełnie Eltharonda.

Mutujący ciągle demon rósł i rósł... bąbel na jego czole rozrósł się tak, ze zasłonił mu jedno oko. Jedna noga powiększyła się nieproporcjonalnie do drugiej, powodując że Eltharond zaczął kuśtykać. Chichotał i parł naprzód, wyrzucając z siebie pozbawione sensu zlepki słów.

Tymczasem trwał odwrót. Każdy, kto przeżył pakował się na pojazdy. Paladyni podawali rękę czarnym rycerzom, by wciągnąć ich na pokład pojazdów. Nekromanci tworzyli kościane ramiona, by zapakować na transportery kapłanów Luviony. Nikt nie patrzył na przynależność, nikt nie zwracał uwagi na wcześniejsze konflikty. Nie było czasu. Każdy dobrze widział snop zielonego dymu, który gargantoid wciągał paszczą. To byłą energia życia demonów, roślin, zwierząt... wszystkiego. Demony w akcie desperacji zaczęły atakować nieumarłego.

Tymczasem pomiędzy tym na równinie, którą wojsko opuściło już kawałek czasu temu miał się rozegrać spektakl, który mógł zakończyć tę wojnę raz na zawsze. Argena chwyciła porządnie miecz. Iseris puściła Yanga i sięgnęła po karty. Yang przywołał ostrze. Velius wypił jedną z mikstur many i strzepnął dłonie. Daikonsstran przeładował strzelbę, a Pimpuś stanął tuż za nim. Arilyn już była na tyle blisko, że widziała dokładnie fosforyzującą zieloną postać Eltharonda.

Nadszedł czas ukarać zdrajcę...
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: WinterWolf »

Arilyn Faerith

Gdy elfka mogła już przestać zatykać uszy rzuciła okiem w stronę Gargantoida. Uśmiechnęła się do siebie półgębkiem. Jakoś nigdy szczególnie nieumarłych nie lubiła, choć jednego darzyła pewnym sentymentem, ale tego giganta tam po całej tej aferze skłonna była polubić z co najmniej dwóch przyczyn. Jedna właśnie wleciała w ich szeregi bełkocząc coś nieskładnie. Arilyn musiała przyznać, że Eltharond wygląda teraz inteligentniej niż zwykle...

Dziewczyna dobyła obu swoich rapierów. Ze zgrzytem starła je ze sobą sprawiając, że Kolizja rozjarzyła się jasnym światłem. Podleciała bliżej odczekując aż Eltharond się zatrzyma... Rzuciła jeszcze do tych, którzy mogli ją usłyszeć przez radio:
- Jeśli macie możliwość zatrzymajcie go ostrzałem lub unieruchomcie go czymkolwiek! Ale trzymajcie się na dystans, bo będzie gorąco! - jej głos brzmiał nieprzyjemnie. Konieczność zabicia dowódcy wrogich wojsk była dla niej drugorzędna. Dla niej zabicie Eltharonda dawno temu urosło do rangi osobistej zemsty. Ogień dawał ciepło, grzał w trudnych chwilach... Ale łatwo też wymykał się spod kontroli, zmieniając się w rozszalały żywioł.

Zależnie od tego czy Eltharond zatrzyma się za chwilę czy będzie parł do oporu naprzód elfka zamierzała odpowiednio albo użyć Filaru ognia i starać się spalić sukinsyna, albo posłać mu bombę uprzedziwszy przedtem towarzyszy, że będzie wybuch i doprawić śmierdziela rapierami i ogniem z płonących skrzydeł. Nie zamierzała bawić się w uczciwą walkę. Tym niech się zajmą paladyni. Jej celem były plecy i łeb tego pseudo-demona. Chciała go zarżnąć, unicestwić, a nie pokonać.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
ODPOWIEDZ