[Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

To jest miejsce, w którym przeprowadza się wcześniej umówione sesje.
ODPOWIEDZ
Pavciooo
Kok
Kok
Posty: 1245
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
Lokalizacja: Legionowo
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Pavciooo »

Velius:

Mag nadal był w szoku. To, co było największą bitwą jaką kiedykolwiek widział, w jednej chwili przerodziło się w jakąś masakrę. Straty po obu stronach były wręcz niewyobrażalne. Nie miał pojęcia, czym jest potwór, który tego dokonał, ale sam jego wygląd budził w nim przerażenie.

Chciał pomóc poszkodowanym, ale to musiało poczekać - w tej chwili mieli inne, kluczowe zadanie. Eliminacja Eltharonda - albo raczej tego, co nim kiedyś było - stała na pierwszym miejscu. Jego dziwna mutacja była bardzo niepokojąca, musieli tego dokonać jak najszybciej.

Głos Arilyn wybił go z zamyślenia. *Zatrzymać go, mówisz?* - powiedział sobie w myślach - *Chyba mam pomysł*
Ów pomysł przyszedł mu do głowy, gdy przyjrzał się dokładnie Eltharondowi. Gwałtowny rozrost jednej z nóg już teraz utrudniał mu poruszanie się. Silny atak na drugą miałby szansę kompletnie wybić go z równowagi i spowodować upadek, co zatrzymałoby go na chwilę.

Velius nie tracił ani chwili więcej na swoje rozważania. Szybko wypowiedział zaklęcie i uderzył przeciwnika strumieniem prosto w mniejszą nogę, celując dokładnie w kolano.
I tak nikt tego nie czyta...
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Plomiennoluski »

Daikonsstran

Wypadki toczyły się nieco za szybko jak dla inżyniera, wolał pracować w spokoju. Na dodatek cacuszko nad którym pracował tyle czasu w mieście i w które włożył tyle pracy musiało zostać zniszczone. Dał się zabrać oddziałowi teleporcyjnemu nie zwracając nawet zbytnio uwagi gdzie go biorą. Zaraz po ujechaniu kawałka w pojeździe do którego ich dostarczono powietrze przeszył straszliwy dźwięk po którym wszyscy w pojeździe zaczęli wrzeszczeć. Po pewnym czasie dostali jakieś sensowne rozkazy ale gdy dotarli na miejsce i wyszli z wozu prawie opadła mu szczęka. Przez krótki moment zastanawiał się czy ma celować w to gigantyczne coś daleko przed nimi czy to coś co zbliżało się do nich.

Przeładował strzelbę i skoncentrował ogień na zbliżającym się mutancie. Velius zaczął atakować zaklęciem nogę przeciwnika zasłaniając strumieniem cel drakonowi więc przyłożył się i zaczął celować w oko, gdyby nie trafił za pierwszym razem miał zamiar się koncentrować na tym obszarze do skutku. Może to i był demon, ale ślepy albo z potrzaskaną czaszką byłby prawdopodobnie mniej niebezpieczny, ale nie znał się za bardzo na demonach więc ciężko mu było powiedzieć. Mógł się kierować jedynie dostępną mu na co dzień logiką.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: BlindKitty »

Yang Lou i Shreth

Wszystko szło pięknie. Naprawdę, pięknie; walka była krwawa i okrutna, z czego cieszył się Shreth, i niewątpliwie wyglądało na to że przewaga nawet jeśli nie jest miażdżąca, to chyba była po ich stronie, sądząc po tym co mógł zobaczyć - i usłyszeć z ust Argeny jako rozkazy.
A potem przyszedł gigantyczny nieumarły, rozmiarów tak olbrzymich, że wręcz absurdalnych. Istota tak wielka musiała wspierać się na czystej magii. Albo setkach tysięcy ton granitu, ale reszta wyglądu zdecydowanie sugerowała magię. Siłę życiową. Czy cokolwiek podobnego. Yang wolał nawet nie wiedzieć...
...Krzyk...
W dół.
Do góry?
Słońce.
Światło.
*No chyba se jaja robisz...*
Ból!
Krwawoczerwona macka.
I ciało, z powrotem ograniczające, bolące, niesłuchające umysłu ciało. Yang zwymiotował wszystko co miał w żołądku, jakkolwiek nie było tego jakoś bardzo wiele, po czym dźwignął się na kolana i rozejrzał dookoła. Pole bitwy zdecydowanie przestało wyglądać zachęcająco; wyglądało tak niezachęcająco, jakby gargantuiczny nieumarły na jego środku właśnie dokonał niewyobrażalnej rzezi... *Witamy z powrotem pośród żywych* burknął Shreth.
- Nie żeby było to miłe powitanie - stwierdził Yang na głos, nie przejmując się tym czy ktoś może go usłyszeć. Kogo jak kogo, ale Argeny wieść o demonie-symbioncie poważnie poruszyć nie powinna. Szermierz przepłukał usta wodą z manierki, co niemal natychmiast okazało się dobrym pomysłem. Hamujący obok nich pojazd oddziału wsparcia ujawnił Iseris, która wyskoczyła z niego i natychmiast rzuciła się Yangowi na szyję. Pocałował ją, krótko, ale gorąco i namiętnie. Potem odsunęli się od siebie na krok i przygotowali broń, słuchając czego od niech chcą.

*Zarżnijmy go! Jego krew... Zarżnijmy!*, ni to zajęczał, nie wyryczał Shreth, jeśli takich określeń w ogólne można używać w odniesieniu do telepatii. Yang kiwnął głową, ciężko powiedzieć czy do niego, czy do samego siebie, i ruszył biegiem, obchodząc demona łukiem. Nie chciał nadziać się na jego frontalny atak, chciał raczej dopaść go kilka sekund jak dorwie go szarżująca już Arylin, która krzyczała coś o trzymaniu się na dystans. Miał zamiar użyć wszystkiego co miał, żeby zniszczyć przeciwnika.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mekow »

Argena Purgatori Farghay

Początkowo walka przebiegała nieomal znakomicie, roznosili demony wroga powodując u niego ciężkie straty. Ci jednak dość szybko przeszli do natarcia, stosując znaną Argenie strategię Marnguzza. Argena jednak wiedziała jak się temu przeciwstawić i wydała odpowiednie rozkazy. Dowodząc Armią, podczas tak ogromnej bitwy, Argena czuła się w swoim żywiole - istotnie pasowała do roli dowódcy.

W pewnym momencie, jeden z jej ochroniarzy, którego poznała już wcześniej, zameldował o kopiących pod nimi Demonach Podziemnych. Było to niespecjalnie oczekiwane "urozmaicenie" i choć nie obeszli się bez bezpośredniej interwencji miecza Argeny, to poradzili sobie z problemem, a następnie przenieśli punkt dowodzenia. Niestety incydent ten nie obszedł się bez strat po ich stronie.

Argena miała nadzieję, że nie będzie więcej przykrych niespodzianek, jednak nadzieje te okazały się płonne. Eltharond wszedł w posiadanie potężnego artefaktu i zanim Argena zdążyła go powstrzymać, za pomocą swoich oddziałów otworzył ogromne wrota piekieł. Jak się okazało zrobił to na własną zgubę - najwidoczniej każdą ze stron czekała tu niemiła niespodzianka, gdyż przez portal przeszło coś czego Eltharond się nie spodziewał. Gargantoid - jak go ktoś nazwał przez komunikację, poważnie uszkodził Demona i zaczął poważnie szkodzić jego armii. Oczywiście nie znaczyło to, że był po ich stronie - On był po swojej stronie i był na tyle potężny, że miał tu sporo do powiedzenia.
Ewakuacja trwała pełną parą, ale jesli chodzi o Argenę i kilka jednostek, to mieli jeszcze coś do zrobienia. Ich przeciwnik, Eltharond, poważnie poraniony przez wielkiego przybysza nacierał w samotności na ich pozycję... na własną zgubę - jak stwierdziła w myślach Argena uśmiechając się szyderczo.
Coś do niej powiedział, jakby ją znał. Czyżby brał udział w bitwie, która zmieniła jej życie? - Argena nie miała czasu się nad tym zastanawiać, a branie przeciwnika do niewoli, aby wszystko powiedział nie wchodził w grę.
Na początek cisnęła w niego kulę ognia, aby sprawdzić jak to zniesie. Z trafionego miejsca odpadł mu wielki płat skóry, ujawniając nienaturalnie duże włókna mięśniowe. Sama skóra po trafieniu kulą ognia przybrała wygląd rzadkiej galarety i ściekła po ramieniu demona, rozchlapując się na kamienistej ziemi. Demonica nie obstawała jednak przy tej metodzie walki - nie była ona zbyt bezpieczna, gdyż mogło to skłonić przeciwnika do odwrotu zamiast desperackiego ataku jaki wykonywał. Jeszcze to Oni musieliby go gonić, a tak spokojnie wpadnie w ich ręce.
Argena chwyciła swój ciężki miecz i nie uruchamiając żadnych łączy, rozkazała znajdującym się w najbliższej okolicy:
- Zabić mi to!! - rzuciła głośno i zdecydowanie z nieukrywanym uczuciem pogardy do, byłego już teraz, generała armii demonów.
Ustawiła się na pierwszej linii w stosunku do Eltharonda i w odpowiednim momencie zaatakowała go, gotowa skrócić go o jego paskudną, zmutowaną obecnie, głowę.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mr.Zeth »

Wszyscy:

Rozległ się łoskot, gdy rozpędzony demon potknął się pod wpływem Strumienia Veliusa i wylądował na ziemi, ryjąc twarzą w błocie i obijając się o kamienie. Arilyn widziała z powietrza, że na ziemi pozostawało pełno kawałków skóry demona.
Ekipa z pojazdu transportowego wyczuła okazję i ruszyła na przewróconego demona szarżą. Yang ruszył bokiem, wiedziony intuicją i zmysłem samozachowawczym. Argena ruszyła miedzy wojownikami do walki wręcz, ale nie pchała się przodem.
Daikonsstran nie trafił co prawda w głowę, ale jego pocisk wyrwał kawał mięsa z rosnącego na prawej ręce demona bąbla.
Wtedy Arilyn rzuciła Filar ognia. Eltharond zawył, gdy spod niego buchnęła fontanna płomieni sięgająca nieba. Gdy demon się podniósł, sycząc i plując jakąś zieloną mazią dopadła doń szarża. Na spalony tors i nogi posypały się uderzenia mieczy, toporów, kluczy francuskich, kolb broni palnej i czego popadło. Eltharond chwycił atakującego go piłą spalinową mechanika za głowę i cisnął w stronę Arilyn, po czym zamachnął się ręką, odrzucając od siebie resztę atakujących. Podniósł większą nogę i rozgniótł głowę podnoszącego się z ziemi mężczyzny z toporem.
Velius i Iseris rozpoczęli kanonadę. Iseris - kulami ognia, a Velius - wody, Eltharond jednak miał większe zmartwienie od nich...
Arilyn sprawnie przejęła żywy pocisk. - Macie się od niego odsunąć!! - krzyknęła na cały głos. Puściła mechanika dopiero, gdy zniżyła lot. Mężczyzna potoczył się gdzieś na bok po błocie. Eltharond widząc nadlatującą elfkę zamachnął się pięścią. Mimo dość precyzyjnego ciosu demona Arilyn po prostu uchyliła się i przejechała oboma mieczami po ramieniu i plecach Eltharonda, który zawył po raz kolejny.
Yang stał za Eltharondem. Czuł jak Shreth wydziera się do niego, widząc tryskającą z ran demona krew. Ruszył naprzód biegiem i wskoczył mu na plecy pakując katanę w cielsko aż po rękojeść, po czym zaparł się nogami i wyszarpnął ją by zeskoczyć i przeturlać się po ziemi. Eltharond zamachnął się łapą wstecz. gdyby Yang nie odturlał się na bok, to teraz zostałby wkomponowany w podłoże.
Zamiast tego demon rzucił się naprzód i chwycił jednego z wycofujących się wojowników i zamachnął się nim niczym maczugą w Argenę i paru innych ludzi stojących koło demonicy, zmiatając obu. Argena tylko się schyliła i wyrżnęła oburęcznym cieciem prosto w tors demona, po czym szarpnęła się wstecz. Za późno. Eltharond chwycił ją dłonią w talii i podniósł. Wtedy Arilyn zaatakowała po raz kolejny - trafiając w ramię demona i rozpłatując jeden z mięśni.
Eltharond puścił Argenę, cofając się o dwa kroki. Po czym ruszył naprzód. Demonica w porę odturlała się na bok. Wtedy Daikonsstran wreszcie trafił tam gdzie chciał rozwalając jedyne sprawne oko demona. Eltharondowi chyba to jednak nie przeszkodziło w namierzaniu dalszych celów. Zostawił w spokoju Argenę, która za daleko mu umknęła i ruszył w stronę reszty ludzi z transportera. Wtedy rozległa się salwa z broni snajperskiej. Ziemia koło Eltharonda spękała, a w jego ramieniu pojawiła się spora dziura. Demon oglądnął się w górę. To snajperzy. Byli już w zasięgu strzału. Szturmowcy lecieli coraz bliżej, przygotowując broń maszynową. Demon ruszył naprzód szarżą niczym goryl, pochwycił w jedną rękę strzelca rozpaczliwie próbującego przeładować zacięty karabin, a w drugą-powalonego wcześniej mężczyznę i cisnął oboma w nadlatujących szturmowców, trafiając jednego. Potem wydarł się i wypluł sporą ognista kulę w stronę snajperów. Paru umknęło, dwóch spaliło się żywcem, a reszta zaczęła płonąć i próbować się ugasić.
Eltharond krwawił już obficie i z wielu ran. Argena rozorała jedną z ran na jego plecach i istota zaskowytała jak bity pies. - Zaraz zdechnie! - krzyknęła demonica. - Nie przerywać! Zarżnąć to ścierwo!! - by nie pozostawać gołosłowną Argena dobiegła od boku i również zadała cios swoim mieczem dwuręcznym. Wtedy zaatakował również Yang i reszta załogi z B01-biorąc przykład ze swej dowódczyni.
Veliusowi za to wreszcie skończyła się moc i misktury. Iseris stała koło niego. Była zmęczona i również nie miała już ani kart, ani mocy. Patrzyła bezsilnie na walkę i mamrotała coś cicho. Velius znał wypowiadane przez nią słowa. Zamilkł, odetchnął, po czym też zaczął się modlić...
Arilyn wyczuła moment. Tym razem sprzedała demonowi kopniaka z obu nóg z rozpędu - prosto w łeb, powalając go na ziemię. Wszyscy wskoczyli na niego, próbując przygwoździć mu ręce. Argena chwyciła porządnie miecz i wbiła go w prawy nadgarstek Eltharonda przybijając go na wylot i wbijając w ziemię, po czym zaczęła tłuc w miecz od góry by wbić go głębiej. Yang rzucił się na drugą rękę demona z podobnym zamiarem, ale Eltharond chwycił go i grzmotnął nim o ziemię. Szermierz poczuł, jak demon podnosi go do kolejnego uderzenia, ale ktoś przywalił mu w nadgarstek toporem i Yang... wylądował na nogach i odsunął się o dwa kroki, ale poruszał się jakby miał napad padaczki. Nie kontrolował zupełnie swego ciała. *Trzymam cię, stary...* mruknął Shreth, "odstawiając" półprzytomnego Yanga na bok. Szermierz usiadł... dla niego walka się skończyła. Technicznie rzecz biorąc stracił przytomność i tylko dzięki Shrethowi postrzegał wszystko co się działo wokół niego, choć było to trochę jak niewyraźny sen po utracie przytomności. Szturmowy nadlecieli nad Eltharodna i niemal stając nad nim otworzyli ogień, dziurawiąc demona jak sito. Ten zawył i machnął wolną ręką na bok dosłownie rozmazując po ziemi piątkę ludzi których zdołał sięgnąć. Szturmowcy odskoczyli na bok i zaczęli przeładowywać broń.
Argena zamachnęła się podniesionym z ziemi mieczem dwuręcznym, trafiając znów w głowę demona. Drugim zamachem trafiła w łapę, którą po nią sięgał. Wtedy z nieba spadła Arilyn. Leciała z góry lotem pikującym, a teraz wylądowała na klatce piersiowej Eltharonda wbijając jego własne żebra w jego organy wewnętrzne, a swoje miecze - w okolice jego obojczyków. Eltharond zaryczał, wypluwając z siebie fontannę krwi, która zalała elfkę i sięgnął po Arilyn chwytając ją za ramię. Rozległ się jeszcze jeden strzał. Czaszka demona nie wytrzymała i pękła jak jajko, rozlewając po okolicy swą zawartość. Daikonsstran zdmuchnął dym z wylotu strzelby i się uśmiechnął.
Ciałem demona zaczęły szarpać bardzo mocne drgawki. Miecz Argeny wypadł z rany i upadł na błoto w pobliżu. Arilyn wyszarpnęła oba miecze z ciała demona i upadła na bok. Wszyscy się odsunęli, widząc jak kawałki ciała Eltharodna sklejają się do kupy w jakąś bezkształtną masę. Z masy wyłoniła się głowa elfa wyrażająca niesamowity ból. Ciało wracało powoli do efiej postaci, ale jego skóra była szara jak grafit i sucha jak papier.
Elfie ciało uklękło i zawyło nieludzko uderzając w niebo trzema strumieniami zielonej energii z ust i oczu...a potem zastygło... Eltharond przestał się ruszać. Arilyn w ostatniej chwili wstrzymała płomienie. Przez chwilę się namyślała. - Eltharond jest martwy... - mruknęła chowając rapiery do pochew. Złożyła skrzydła. Przez chwilę zastanawiała się czy zostawiając go tu na męki nie staje się podobna do takiego żałosnego robactwa jak on... Doszła jednak do wniosku, że niszcząc tymi mękami jego duszę ocali wiele istnień, które mogłyby się natknąć na jego reinkarnacje. - Zostawcie go tak jak jest. Będzie lepiej dla świata gdy przepadnie na wieki - mruknęła.
To, co tu klęczało tak na prawdę nie było już ciałem. Było więzieniem i salą tortur w jednym. Elfka wiedziała, że tak kończą ci, którzy umrą skażeni przez gargantoida. Ich ciało stanie się receptorem zdolnym odczuwać tylko ból, który przenoszony jest na duszę. W ten sposób z każdą mijającą sekundą dusza jest wyniszczana do czasu aż nie pozostanie nic. Zapobiega to reinkarnacji.
Argena westchnęła. - Zadanie wykonane - rzuciła przez łącze, po czym wyłączyła je by nie słyszeć wiwatów z drugiej strony łącza. Ruszyła po prostu do transportera. - Niech ktoś zabierze ciała poległych i Yanga - rzuciła. Ci, którzy mieli na to siłę, wykonali polecenie Argeny.
Gdzieś daleko demony dalej prowadziły walkę z gargantoidem. Przegrywały. Nie miały już przywódcy.
Nim wszyscy wsiedli do pojazdu ostatki armii Eltharonda znikły wyssane z życia przez nieumarłego. Istota oglądnęła się na bok. Patrzyła przez chwilę na wsiadające do transportera istoty, po czym ruszyła z powrotem do portalu prowadzącego do piekła.
Gdy weszła doń, sięgnęła jeszcze w górę rękami, miażdżąc 4 punkty ogniskowania mocy, powodując przy tym destabilizację portalu.
Wrota piekieł zamknęły się, emitując falę energii, którą wszyscy poczuli tylko jako powiew ciepłego powietrza... Fala ta rozeszła się po wyspie, rozpraszając resztki mocy zaklęcia utrzymującego tropikalny klimat. Na pozostałości dżungli i bagien spadł śnieg. Biały puch przykrywał powoli dziesiątki tysięcy ciał, spaloną ziemię, ruiny zniszczonych gospodarstw i miast...
Gdzieś w dżungli stary weteran, który zdecydował się nie iść z reszta do Mechizeck leżał teraz w hamaku rozpiętym miedzy dwoma drzewami. W pobliżu był jego szałas... Mężczyzna spojrzał w niebo. - Tak krótko było mi dane cieszyć się wolnością - szepnął. Łza którą uronił zamarzła nim zdołała przetoczyć się po jego policzku...
Plemiona tubylców, które oparły się demonom ruszyły do swych wiosek gdzie szamani odpakowali magiczne schowki pozostawione przez ich przodków. - Nadeszła znów epoka chłodu - powiedział jeden z szamanów. - Nasi przodkowie wiele by dali, by ujrzeć ten dzień... teraz wreszcie będziemy mogli dołączyć do nich duszę tych którzy umarli czekając -
Inni pokiwali głowami. Niektórzy szczekali zębami z zimna, ubierając ukryte w schowkach futra... ale byli szczęśliwi.
Zapadła cisza po burzy, którą przerwie dopiero święto w Mechizeck. Święto trwające paręnaście dobrych dni. Wszyscy, którzy walczyli z Eltharondem twarzą w twarz stali się bohaterami. Każde z nich zostało odznaczone co najmniej w jeden sposób. Argena z dumą prezentowała trzy wspaniale i szczegółowo wykonane medale - w końcu poza walką z Eltharondem byłą również dowódczynią Hord.
Arilyn dostała dwa medale.
Reszta - po jednym.
Uroczystość ich wręczenia była dość krótka, by nie powstrzymywać bohaterów przed dołączeniem się do ogólnej imprezy.

[---]

Uroczystości wreszcie się skończyły. Rozpoczęły się prace nad flotą. Dla żołnierzy nastał lekki czas. Uchodźcy z innych miast zadomowili się w Mechizeck, ale Technicy wiedzieli, że muszą ruszyć na kontynent. Utrzymanie przy życiu takiej ilości osób było niemożliwe bez plantacji na terenach tropikalnych. Zapasów było dużo, a plantacje w podziemiu też działały jak należy, więc prace nie trwały w pośpiechu.

[---]

Po miesiącu z portu w Mehizeck wyruszyła flota. Trzy potężne statki transportowe, pięć krążowników, jedne statek wojenny "Armageddon", ponad pięćdziesiąt okrętów wojennych "Reaver" i masa mniejszych i większych łodzi prywatnych. Bohaterowie wojny gościli na pokładzie "Armageddonu" wraz z Technikami, dowódcami i innymi ważnymi osobami. Mieli dotrzeć od lądu za trzy tygodnie. Do tego czasu miał być spokój.

Nadszedł czas refleksji nad tym, czego dokonano na wyspie, którą opuścili i tym, co zostawili za sobą. Atmosfera sprzyjała właśnie rozmyślaniom i dialogom. Doskonale wyposażone apartamenty, porządne alkohole i jedzenie, basen, sauna... wszystko jak w luksusowym hotelu.

Tymczasem opuszczone miasto Mehizeck pokryła gruba warstwa śniegu, a pole ostatecznej walki zamieniło się w lodowe pustkowie. Gdzieś na lodowych połaciach dalej było widać klęczącą postać...
Tubylcy unikali tego miejsca. Nie wiedzieli kim był Eltharond, ale podświadomie wiedzieli, że skamieniały elf wpatrujący się w niebo, klęczący przodem do niegdysiejszego portalu do piekła, pokryty warstwa lodu i śniegu jest symbolem zasłużonej kary. Kary pozbawionej litości i wymierzony przez siły, o których nie mają pojęcia.

Koniec Rozdziału I
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: WinterWolf »

Arilyn Faerith

Elfka odetchnęła. Eltharond był martwy i właśnie trwał w swoim piekle. Zasłużył sobie na nie pozbawiając życia tak wiele istot i niszcząc życie innych. Westchnęła ciężko. Właśnie zniknął cel jej egzystencji. Wszystko to co kiedyś kochała, co się dla niej liczyło... Zniknęło. To chyba właśnie znaczy być tylko kopią. Nie ma się tak naprawdę życia.

Odwróciła się nagle, czując coś na kształt mrowienia w potylicy. Spojrzała wprost w oczy gargantoida. Stała przez chwilę zapatrzona w istotę. Uśmiechnęła się do siebie blado. Zapomnieć i zacząć od nowa, co? A niech tam. Raz kozie śmierć. I tak w tym świecie teraz nie było niczego co by na nią czekało. Zaśmiała się głośno omijając Eltharonda łukiem.
Poszła upolować dla siebie duszę. Pełno ich teraz fruwało wokół... Elfka precyzyjnie namierzyła i pochwyciła duszę demona. Przyda się jej. Tym bardziej, że teraz w zasadzie nie miała własnej. Czas na drobne zmiany w scenariuszu. Radykalna zmiana w życiu to coś czego teraz potrzebowała.
Kolejne tygodnie upłynęły jej na odpoczynku i zbieraniu sił. Rejs był idealnym momentem na to by w spokoju zapomnieć o całym świecie.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mekow »

Argena Purgatori Farghay


Bitwa była wygrana, a samą Argenę odznaczono medalami i gratulowano jej zwycięstwa... aczkolwiek Ona sama nie była aż tak zadowolona. Owszem przydała się i to jak najbardziej. Podejmowała trafne decyzje kierując oddziałami na polu bitwy i odniosła zwycięstwo ograniczając ich straty... nie mniej jednak stracili zaklęcie utrzymujące klimat, a przez to, stracili również siedzibę...
Argena stała teraz na dziobie jednego z okrętów, otulona ciepłym futrem. Dwie główne myśli nie dawały jej spokoju: Czy mogła zrobić coś więcej, aby do tego nie dopuścić, oraz czy Eltharond ją rozpoznał i skąd właściwie ją znał.
Zamyśliwszy się, Argena zaczęła wspominać jej ostatnie dwa tygodnie... jej pobyt w mieście, które teraz znajdowało się pod tonami śniegu.



Dwa tygodnie temu... Argena nawet zadowolona z pierwszego spotkania, poszła do swojego pokoju przebrać się w zbroję. Uznała, że lepiej mieć ją na sobie podczas wizyty w punkcie werbunkowym, no i może być poproszona o zmianę postaci, do czego jej zbroja była niezbędna.
Udała się następnie we wskazane miejsce - dumnie wkroczyła do pomieszczenia. Przywitała ją kobieta w eleganckiej koszuli z falbanami u mankietów.
- Witam w biurze meldunkowym gmachu uzupełnień - przywitała Argenę. - Jak mogę pani pomóc? - spytała.
- Nazywam się Argena Purgatori Farghay - zaczęła. - Biały Mechanik powiedział, że zanim będę dowodzić czeka mnie próba i aby zgłosić się z tym do Was.
- Ah, przyszła dowódczyni - kobieta skinęła głową. - Tak, nie sądziliśmy że przyjdzie pani tak szybko. Zapraszam - wskazała jedne z drzwi w pokoju ruchem dłoni.
Argena z dumnie uniesioną głową udała się we wskazane miejsce. Była zadowolona, że o niej wiedzieli - poczuła się kimś ważnym, a w zaistniałych okolicznościach było to bardzo ważne.
W środku czekał łysy mężczyzna z potężnym wąsem. Miał na sobie ciemnogranatowy garnitur. Skinął głową.
- Pani Argena? Witam - powiedział. - Jestem Alfred Zawadzki. Chcę z panią chwilę porozmawiać, a potem przejdziemy do pokoju symulacji.
- Rozumiem. - odpowiedziała, krótko i zaczekała aż mężczyzna zacznie rozmowę.
- Dobrze, czemu pani chce być dowódczynią? - zaczął mężczyzna.
- Znam siebie najlepiej i nie widzę się na innym stanowisku. - zaczęła ogólnie i przeszła do nieco bardziej konkretnej części - Jestem znakomicie wyszkoloną na dowódcę osobą, dowodziłam i trenowałam taktykę już jako małe dziecko. Z początku dowodziłam tylko służbą, ale szybko przyszedł czas na prawdziwych żołnierzy. - powiedziała
- Jestem też doświadczona na polu walki. - dodała, sprytnie pomijając słowo "trochę", które raczej powinno było się tam znaleźć.
- To druge nie ma znaczenia - powiedział mężczyzna. - Dowódca nie walczy. Kto panią szkolił? - kontynuował Alfred.
- Nie sądzę, aby imiona nauczycieli coś zdradzały. Nie byli tutejsi. Co powiedz na demona siódmego kręgu, w roli nauczyciela?
- Powiem, że nie jestem zdziwiony, że tu jesteś w takim układzie - mruknął mężczyzna. - Przejdźmy do pokoju symulacji, tam sprawdzimy co umiesz w praktyce.
Jak powiedział, tak zrobili...
Argenie poszło bardzo dobrze. Alfred był pod wrażeniem, a można było po nim wyczytać, ze niejedno już widział. - Musi pani poczekać jakieś dwa dni najdłużej. Spotkam się z Czarnym Psychologiem, bo to do niego będzie należała ostateczna decyzja.. - powiedział.
- Proszę sprawdzić pocztę pojutrze rano, jeśli tam jeszcze nic nie będzie, to po pojutrze - zalecił mężczyzna. - Tutaj to już tyle.
- Zatem czekam na wieści. - odpowiedziała na pożegnanie z przyjemnym uśmiechem.
Mężczyzna też się uśmiechnął i skinął jej głową.

Argena pomyślała, że rozejrzy się za pracą dla chochlików. Zeszła na dół schodami - był tam niewielki peron. Metro jeździło pod miastem na planie koła. Demonica nie musiała długo czekać. Wsiadła do pojazdu, gdy ten tylko zajechał i pojechała na swój przystanek. Stamtąd zaledwie pół minuty szybkiego marszu i dotarła do stołówki. Jako że jeszcze nie była dowódczynią dalej miała prawa "poszukującego pracy" i tych reguł musiała przestrzegać, choć na jej nieszczęście nie znała panującego tu prawa.
Argena zatrzymała się spoglądając na miejską stołówkę - to tutaj jadali właściwie wszyscy mieszkańcy miasta, a skoro tak to na pewno przyda im się dwóch kucharzy więcej. Z tą myślą Argena ruszyła w kierunku drzwi wejściowych. Zamierzała porozmawiać z barmanem, albo szefem kucharzy i znaleźć zajęcie dla dwójki jej niewolników.
- Pomocników zawsze by można - mruknął naczelnik stołówki. - Niech przyjdą i zgłoszą się do Filipa - znajdzie im zajęcie.
- Znakomicie. A mogę już teraz z nim o tym pomówić? - spytała zadowolona, że znalazła coś dla swoich darmozjadów. Wolała jednak dopiąć wszystko na ostatni guzik.
- Hm, jest pani ich przedstawicielem? - mężczyzna się zaśmiał. - No jak pani chce, to ten który stoi przy zmywakach - wjaśnił.
Zdenerwowana Argena zmarszczyła lekko brwi, nie lubiła kiedy ją się obrażało i chętnie złamała by mu coś, nie wykluczając karku.
- Właścicielką idioto! - skorygowała głośno i odeszła szybko, nie czekając na odpowiedź.
- Właścicielką? - mruknął cicho zaskoczony zarządca, czego kobieta już nie usłyszała.
Podeszła i zagadała do wskazanej osoby:
- Szef kuchni, Filip ? - powiedziała.
- Owszem - odparł mężczyzna, akurat skończył wydawać poelcenia jakiemuś kuchcikowi. - Słucham?
- Mam dwa doświadczone w pracy w kuchni chochliki. Znajdzie się dla nich praca? - powiedziała spokojnie.
- Taka prawdziwa praca? Sądzę ze tak - mruknął mężczyzna, podrapawszy się po potylicy.
- Dlaczego miałaby nie być prawdziwa? - powiedziała rozbawiona tym stwierdzeniem Argena. - Od lat są dobrymi kucharzami, zawsze się spisywali więc na pewno spiszą się i teraz... Jaką pensję zaproponujesz? - powiedziała szybko przechodząc do sedna sprawy.
- Standardowa pierwszego stopnia - mężczyzna wzruszył ramionami. - Jak sie bedą spisywać jak każdy kucharz to dostaną ekwiwalent jak każdy kucharz... nie widzę powodu by dawać im mniej lub wiecej - powiedział spokojnie.
Argena zmarszczyła brwi, nie miała pojęcia o co chodzi z zapłatą liczoną w stopniach. - Bardzo dobrze. Ale jestem tu od niedawna, ile to będzie miedziaków? Powiedzmy tygodniowo.
Kucharz westchnął. - Weź albo poradnik który dostałaś po dostaniu sie tutaj, albo idź do informacji. Ja jestem w pracy i nie będę tłumaczył na czym polega system płac tutaj... - odparł.
Argena nie była zadowolona z takiej odpowiedzi - następny człowiek nie wiedział z kim rozmawia! Ośmielił się potraktować Ją jakby była zawracającym mu głowę dzieckiem. Uznała, że lepiej będzie przebywać pod jej naturalną postacią - zwykle budziła wówczas u ludzi strach i szacunek, a to bardzo jej się podobało. Tymczasem postanowiła zachować zimną krew.
- Poradników zabrakło. Ale to ja już się wszystkiego dowiem i najwyżej je tu przyślę. - odpowiedziała i skinęła głową na pożegnanie. Coś jej tu nie pasowało i Argena nie była już taka pewna, czy na pewno chce, aby jej pachołki miały tu pracować.
Kucharz skinął głową i poszedł do garów.

Po wyjściu z budynku Argena wróciła do siebie. Po powrocie, w lobby, akurat nie było tam tym razem nikogo poza recepcjonistą, który właśnie czytał jakąś książkę. Zagadała go o wspomniany przez kucharza poradnik.
Mężczyzna pogrzebał pod biurkiem i dał Argenie niewielką książeczkę. Ta wzięła ją i udała się do swojego pokoju.
Demonica wyczytała, że nie istnieje coś takiego jak "pensja", jest tu inny system wynagrodzeń - za najbardziej podstawowe i proste prace masz wszystko co ci może być potrzebne do życia, zaś za te bardziej wymagające otrzymuje się więcej, z rzadka dostaje się też kasę na różne specjalne rzeczy.
Argena czytała nie bardzo wierząc, że coś takiego wymyślono. Zaczęła wertować książkę w poszukiwaniu definicji. Jak to ma być z mieszkaniem, co rozumiane jest przez "potrzebne do życia" i jaką pensję otrzymują ci lepsi.
Standardowe "ekwiwalenty", bo to słowo zastępowało określenie "pensja", zawierzały podstawowe rzeczy takie jak jedzenie, ubrania, ale też były tam wpisane inne rzeczy jak słodycze, alkohol, czy elegancki posiłek w restauracji raz na tydzień. Ci ciężej pracujący mogli dostawać różne inne dodatki w zależności od pracy. "Płaca" wojskowych była zależna od stopnia w wojsku, tak samo mechanicy - też mieli pensje zależne od swego "stopnia" na hali produkcyjnej.
Uznając, że za swoją bransoletę chochliki będą mogły zrobić jej zakupy i inne rzeczy, Argena postanowiła wysłać swoich kucharzy do pracy.
Poszła się z nimi rozmówić informując ich, że załatwia im pracę, gdyż tak bardziej jej się przydadzą...


Następnego wieczora Argena dostała list, że została przyjęta jako dowódczyni dość dużej armii i ma się rozmówić z Czarnym Psychologiem gdy tylko będzie to możliwe. Ma się zgłosić do jego sekretarki, która ustali jakiś termin spotkania.

Od rana, w dniu po otrzymaniu listu udała się na umówione spotkanie z sekretarką. Miała na sobie swoją zbroję i przebywała już pod swoją naturalną postacią.
Obrazek Musiała umówić się na spotkanie z Czarnym Psychologiem. Razem z paroma ludźmi zeszła do stacji metra. Nie znała tego typu środka transportu, ale okazał się on jak najbardziej wydajny. Podróż odbyła się sprawnie. Sekretarka czekała na Argenę w biurze. Elegancki budynek robił równie dobre wrażenie z zewnątrz jak i wewnątrz. - Witam. Jestem Anna, sekretarka Czarnego Psychologa - przedstawiła się kobieta. Miała długie blond włosy, błękitne oczy, bladą cerę i posiadała dość delikatną urodę co podkreślały liczne falbany jej koszuli i sukienki za kolana, zaś na nogach nosiła buty na wysokim obcasie. Na czas przywitania z Argeną wstała i podała jej dłoń. - Herbaty? - zaproponowała kobieta.
Wyglądało na to, że czarny psycholog lubił dobrze wybrane towarzystwo.
- Argena Purgatori Farghay. - przedstawiła się w taki sam sposób jak zwykle. - Chętnie, strasznie w tym mieście zimno. - powiedziała spokojnym głosem, odpowiadając na propozycję.
Wkrótce dostała herbatę. - Dobrze więc pani Purgatori... interesujące nazwisko swoją drogą. Psycholog, jak pani wie, jest dość zajętą osobą, więc zostałam wyznaczona by umówić go z panią na spotkanie odnośnie pani pracy - wyjaśniła Anna. - Jutrzejszego dnia by odpadało, ale pojutrze od południa do 14tej Psycholog będzie mógł panią przyjąć.
Argena upiła trochę gorącej herbaty. Wyglądało na to, że nie będzie musiała otrzymywać dolewki - dyskusja była konkretna i wszystko wskazywało na to, że szybko dobiegnie końca.
- Pojutrze będzie dobrze. - odpowiedziała.
- Doskonale - kobieta zapisała coś. - Proszę być tu nieco przed dwunastą, a zaprowadzę panią do Psychologa, czy m pani jakieś pytania?
Argena zastanowiła się chwilę popijając jednocześnie herbatę.
- Czym zajmuje się Psycholog? - rzekła po chwili.
- Hm głównie badaniami. Projektuje pancerze, ubrania i budynki by wywoływała konkretny efekt lub nastawienie na przykład. Wszędzie gdzie coś ma wpłynąć na ludzki umysł... on się tym zajmuje.
Argena zaśmiała się cicho, wręcz na granicy słyszalności.
- Dobrze. - powiedziała i właściwie to nie miała nic do dodania.
Kobieta skinęła głową. - No to do widzenia pojutrze - powiedziała.

Gdy Argena wróciła do domu od sekretarki, okazało się że ma list. Otworzyła go, wyglądał na jakieś oficjalne pismo, więc zażyczyła sobie misę gorącej wody i od razu przeczytała list.
Było to wezwanie na komisję do wytłumaczenia się, podano adres i... to wszystko. Napisali, że ma się stawić samowolnie lub zostanie tam zaprowadzona.
Słońce chyliło się już ku zachodowi, a na dworze dość szybko zaczął panować chłód. Argena uznała zatem, że pójdzie tam następnego dnia. Wymoczenie nóg we wrzątku dobrze jej zrobiło, a jeden z jej chochlików zajął się ich pielęgnacją... co dość często miało miejsce.
Wieczorem okazało się jednak, że trzeba było pójść niezwłocznie...
Nagle Argena usłyszała pukanie do drzwi.
- Wejść! - powiedziała głośno. Była akurat w swojej naturalnej postaci i w zbroi.
Weszła dwójka żołnierzy. - Pani Argena Purgatori Farghay? - zapytał pierwszy.
- Tak, o co chodzi?... Demony atakują miasto?! - powiedziała podrywając się z fotela do pionu i odkładając poradnik.
- Ma pani się stawić w gmachu komisji. Jesteśmy tu by panią eskortować na miejsce - wyjaśnił drugi żołnierz.
- Miałam iść jutro, ale skoro to nie może czekać. - odpowiedziała obojętnie i sięgnęła po płaszcz.
- Zwykle jeśli ktoś się nie stawia na miejscu natychmiast otrzymuje eskortę - odparł żołnierz. Drugi uśmiechnął się na krótką chwilę.
- Zwykle nie potrzebuję eskorty. A mówiono mi, że mamy tu... tolerancyjne społeczeństwo. - dodała zakładając płaszcz.
Argena została odwieziona małym furgonem do gmachu. Weszła do sporego pomieszczenia, lokaj wziął jej płaszcz i odwiesił go na elegancki drewniany manekin-wieszak.
Weszła do wskazanego jej gabinetu. Pod ścianą stało dwóch żołnierzy, a za biurkiem siedział starzy, siwiejący mężczyzna. Zaprawiony wojak, ale nie miał na piersi żadnych orderów. Wszystko co wystarczał oto jedno spojrzenie jego oczu - mówiło wszystko. Ten człowiek stoczył niejedną bitwę tam w polu i niejedną ze sobą samym.
- Argena, tak? - zapytał. - Proszę siadać - wskazał krzesło przed biurkiem. - Przejdę do rzeczy. Przybyłą tu pani z czterema innymi, małymi istotami, zgadza się? - zapytał.
Argena zajęła wskazane jej miejsce. Krzesło było oczywiście dość małe jak dla osoby jej rozmiarów, ale nie chciała zmieniać postaci tylko z tego powodu.
- Tak, zgadza się. Z chochlikami. - odpowiedziała. Zastanawiając się o co może chodzić. Rozmawiała z nimi jeszcze dwie godziny temu i nie donieśli jej, że coś nabroiły... czyżby w międzyczasie coś się stało?
- Zrobiły coś? - spytała.
- Chochlikami - mruknął mężczyzna. - Kim są dla pani? - zapytał.
- Służbą. A o co chodzi? - powiedziała marszcząc brwi. - Jeśli coś zrobiły, to zapłacę za szkody. - wyjaśniła. Kilka razy już to przerabiała.
- Nie szkody. Ponoć wyraziła się pani ostatnio, że jest pani ich właścicielką - mruknął mężczyzna.
Argena totalnie zgłupiała, nie mając pojęcia o co temu człowiekowi chodzi. Zaczynało ją to wszystko denerwować.
- Bardzo możliwe. - powiedziała obojętnie. - A dowiem się o co chodzi? - dodała po raz kolejny, swoim iście demonicznym głosem. Jeśli małe łobuziaki sprawiły jej, albo sobie problemy wolała jak najszybciej się o tym dowiedzieć i załatwić sprawę.
- Ponieważ jest pani przybyszem nie z innego kraju, a z innego świata dostanie pani w drodze wyjątku ostrzeżenie. Niewolnictwo tutaj jest karane. Surowo - położył na blat rewolwer. - Szczególnie jeśli chodzi o osoby reprezentatywne takie jak dowódców. Gdyby pani była zwykłym szarym obywatelem skończyłoby sie na opuszczeniu, ale pani sie stara o pozycję dowódcy, prawda? - zapytał mężczyzna. Argena miała przeczucie, że ten gość w razie czego po prostu ją zastrzeli. W jej przypadku było to dmuchanie na zimne, ale jak by nie patrzeć dobrze świadczyło o tym człowieku.
Argena nie mogła w to wszystko uwierzyć. Myśli wirowały w jej głowie jak szalone i w ogóle nie wiedziała już co tu się dzieje. Rozstrzeliwują, jeśli ktoś posiada niewolników?! Bzdura!... nie, grożą opuszczeniem miasta... no lepiej... ale zaraz... co? jak? dlaczego?
Argena pokiwała nerwowo głową jakby chciała się obudzić z koszmarnego snu i zamrugała kilka razy oczami. Musiała zebrać myśli.
- Tak, kandyduję. - odpowiedziała. - Ja nie znam jeszcze tutejszego prawa! - zaczęła się tłumaczyć, ale właściwie nie wiedziała co mogłaby powiedzieć. Zresztą może nie będzie musiała, gdyż wyglądało na to, ze biorą poprawkę na jej przyszłą pozycję społeczną... ale czy w dobrym kierunku, tego jeszcze się nie dowiedziała.
- Ponieważ to chochliki to zapewne maja nieźle zakorzenione że są twoja własnością - kontynuował mężczyzna. - Twoim obenym zadaniem jest wykierować je tak by mogły żyć jako normalna komórka społeczeństwa. Mogą pozostać twoimi służącymi, ale mają prawo do własnej woli i własności. Rozumiemy się? - zapytał meżczyzna.
Argena wpatrywała się przez moment w człowieka zastanawiając się nad jego słowami.
- Nie. - odpowiedziała spokojnie na zadane jej pytanie. - Nie chodzi mi o to, że się sprzeciwiam, ale nie rozumiem czego odemnie oczekujecie. - wyjaśniła natychmiast, aby uniknąć nieporozumienia.
- One mogą robić co chcą, mają własną wolę. Mają tam też jakieś swoje rzeczy. - powiedziała zgodnie z prawdą.
Mężczyzna westchnął. - To ułatwia sprawę. Pamiętaj, ze one już przestały być twoimi niewolnikami i możesz je zatrudnić jako swoich służących jeśli otrzymasz na to pozwolenie - powiedział. - Ale wtedy to bedzie ich główna praca. - zakończył jeden temat, a następnie rozpoczął nowy:
- No, skoro się tu dogadaliśmy to powiem ci coś co usłyszałem. Jest to bezpośrednim powodem tego, że ta rozmowa musiała odbyć się dziś - meżczyzna oparł się łokciami na stole. - Ponieważ otrzymałaś porządne wyniki na symulacjach poprowadzisz nie oddział, a całą armię, rozumiesz? - zapytał.
Argena nie była pewna, czy się dogadali. Zawsze dbała o to, aby jej chochliki nie były zbyt głodne i była to ich zapłata. Nie wiedziała co miało się zmienić... a może właśnie nic się nie zmieni tylko trzeba będzie o tym nie mówić. Nie mniej jednak wszystko to ani trochę jej się nie podobało.
Dopiero pod koniec Argena usłyszała wreszcie coś, co dla odmiany chciała usłyszeć.
- Wreszcie jakieś dobre wieści. - skwitowała, ale widać było że nie miała obecnie dobrego humoru. - Wydajesz się być dobrze poinformowany. - dodała.
- Mhm... obejmiesz dowództwo nad Hordą Czarnych Miast i prawdopodobnie będę ci pomagał ich kontrolować. Tym istom trzeba silnego przywódcy, a silnemu przywódcy trzeba więcej niż jednego głosu - powiedział mężczyzna. - Pośrednio będę twoim podkomendnym - wyjaśnił. - Ja i paru innych, ale tego się dowiesz dopiero jutro. Pamiętaj, by nie mówić o tym ,ze te chochliki były lub co gorsza - są - twoja własnością. Ponieważ to tylko chochliki, które czasem trudno zakwalifikować nawet pod humanoidy to nie będzie z tego rabanu, ja powiedziałem swoje, co ty zrobisz - twoja rzecz. Pamiętaj natomiast, ze będziesz reprezentować Techników. To spory ładunek zaufania, nie możesz sobie pozwolić by ich zawieść - powiedział.
Na twarzy Argeny wreszcie zagościł uśmiech. Wyglądało na to, że w sprawie chochlików trzeba tylko zachować tajemnicę, a wszystko będzie dobrze. No i jej "sędzia" będzie jej podwładnym, więc jak miałby wystąpić teraz przeciwko niej.
- Teraz wszystko jest jasne - powiedziała. Wreszcie zrozumiała o co chodzi.
- Co możesz mi powiedzieć o tej Hordzie? - spytała.
- Banda skurwieli - mruknął meżczyzna. Żołnierze stojący pod ścianą sie zaśmiali. - No a nie? - spojrzał na nich. - Tak jest, panie komendancie - odparli żołnierze. - No. Myśl ,ze masz pod komendą hordę pieprzonych dzikusów niewiele lepszych od tubylców.. albo i gorszych, bo gdyby nie ich twarde prawo to pewnie biegaliby po świecie, gwałcili, plądrowali, zabijali i co popadnie. Już byłem na przeglądzie armii. Zabiłem dwóch gości. jednego za to, ze olał mój rozkaz, a drugiego za to że stał jak wywłoka zamiast jak żołnierz. Już wiedzą, ze się nikt z nimi pieprzyć nie bedzie - mruknął meżczyzna. - trzeba wobec nich byc ostrym i bezwzględnym. Nadużyć władzy jeśli trzeba. Muszą chodzić jak w zegarku, bo w przeciwnym wypadku pójdą w cholerę.. -
Argena zaśmiała cię cicho, ale szczerze. Jeśli można było zabijać ich za niewykonanie rozkazu, to Ona... Ona nikogo nie zabije, chyba że przypadkiem, podczas gdy będzie się wyżywać. Nie mniej jednak spodobało jej się to i miała tylko nadzieję, że okaże się dostatecznie silna.
- Rozumiem, że są to przyjezdni. Ile liczy ta armia?
- Dziesięć tysięcy ludzi - odparł mężczyzna. - Ale dobra, to są szczegóły techniczne, oficjalnie dopiero jutro przejmiesz dowodzenie, sądzę, że lepiej będzie jeśli pogadasz bezpośrednio z Psychologiem.. - mruknął.
- Owszem. - odpowiedziała zadowolona. Nigdy nie miała pod sobą tak licznej armii, ale jeśli jej zadaniem będzie głównie jej rozkazywać, to mogła być pewna, że sobie poradzi. A gdy już będzie dowódcą takiej armii, nikt nie ośmieli się zwracać jej uwagi na to czy ma swoją służbę, czy nie.
- Zatem jeśli to wszystko... - powiedziała spokojnie.
- No raczej wszystko. Następny raz zapewne spotkamy sie podczas dyskusji na temat strategii - stwierdził meżczyzna. - Chyba, że chcesz osobiście obejrzeć oddziały -
- Nie sądzę, aby to było konieczne. - powiedziała spokojnie, po chwili zastanowienia.
- No to jak mówiłem, zobaczymy się na ustalaniu strategii. Bądź przed czasem, to dostaniesz pełny raport stanu twoich oddziałów - dodał meżczyzna.
- Mówisz o moim spotkaniu z Czarnym pojutrze. Mogę być wcześniej, nie mam nic do roboty. Czekam na raport, ciekawi mnie jakie mają doświadczenie.
- Spotkanie z czarnym to jedna rzecz, a taktyka to druga - odparł meżczyzna. - Dobra, za dużo mówię. Juz dość na dziś... - obrócił się od jednego ze strażników. - Prosze Panią odprowadzić do drzwi i na peron metra - polecił. Strażnik skinłą głową i podszedł do Argeny. Stanął obok niej na baczność.
- Do zobaczenia. - powiedziała Argena i skinęła głową na pożegnanie, wstając jednocześnie. Odebrała swój płaszcz i udała się za swoim przyszłym podwładnym, który prowadził ją przez istny labirynt korytarzy.
Wkrótce została odstawiona na peron metra i dotarła nim z powrotem do swojej kwatery.. pozostało czekać na spotkanie z Psychologiem...

W między czasie, pomimo iż wiedziała już, że zostanie dowódcą armii, musiała jednak poprawić sobie humor i oczywiście rozmówić się ze swoją służbą. Na pocieszenie kazała im opowiedzieć "dzień szlachcica", co Zagu uczynił w niezwykle zabawnym i iscie teatralnym stylu. Potem na spokojnie porozmawiała z nimi... Gdy powiedziała im o panującym tu prawie, oraz że mogą ją opuścić i zająć się czymkolwiek chcą, chochliki niezwłocznie padły jej do stóp, prosząc o nie wyrzucanie ich wiernych tyłków na bruk. Zabroniła im mówić o relacjach między nimi i na tym zakończono ten temat.

Gdy nadszedł dzień spotkania z Czarnym Psychologiem Argena wyszykowała się odpowiednio i w swej naturalnej postaci, ubrana w swoją zbroję udała się na umówione spotkanie. Na wszelki wypadek wyszła kilka minut wcześniej.
Na miejscu powitała ja sekretarka. - Pani Argena, proszę wejść - skinęła głową, wskazując drzwi z prawej strony pokoju.
Pozbywszy się płaszcza, Argena otworzyła wskazane jej drzwi i schylając się przy przechodzeniu przez próg, weszła do pomieszczenia.
W środku był już przygotowany dla niej fotel właściwego rozmiaru. Prawą stronę pokoju stanowiło okno. Stał przy nim mężczyzna w czarnym garniturze. Miał krótko ostrzyżone włosy i zadbaną brodę i baki. Miał ostre rysy twarzy i, co Argen stwierdziła, gdy do niej się obrócił, przenikliwe spojrzenie. - Witam - Psycholog skinął głową i wskazał jej fotel, by usiadła. Sam skierował sie do swojego fotela.
- Argeno, pozwól, że przejdę do rzeczy, bo jak mniemam, jesteś ciekawa swego nowego stanowiska. Otóż jestem na tyle zadowolony z twoich wyników, że oddam pod twoją komendę całą hordę z Czarnych Miast. Czy wiesz co to oznacza? - spytał uprzejmie.
Demonica usiadła wygodnie w fotelu, musiała przyznać, że dobrze ją ugościli. Przywitała się z rozmówcą miłym uśmiechem - trochę nie pasującym do osoby takiej jak ona.
- Brzmi znakomicie. Może wyjaśnij mi to dokładniej, aby uniknąć nieporozumień. - powiedziała spokojnie niezdolna do ukrycia uśmiechu.
- Dobra, po pierwsze - zaczął uroczystym tonem, po czym się uśmiechnął. -Życzysz sobie herbaty czy kawy? - zapytał.
- Herbaty. - odpowiedziała krótko, ale uprzejmym głosem.
- Pani Anno.. dwie herbaty - powiedział psycholog, wcisnąwszy niewielki przycisk z boku biurka. - Dobrze, a teraz przejdźmy do rzeczy. Dopiero co się tu dostałaś i zostałąś obłożona sporym kredytem zaufania ze strony techników. Wszystkich. Bądź bardzo ostrożna, otwarcie mówię ci, że będziemy obserwować twoje poczynania - powiedział poważnie. Do pokoju weszła Anna z tacą. Postawiła ja na biurku miedzy Psychologiem a Argeną. - Dziękujemy - powiedział psycholog. Kobieta skinęła głową i wyszła. na tacce poza herbatą w filiżankach na spodeczkach były również łyżki, cukier, drobno mielony cynamon, miód, cytryna i mleko. Czarny Psycholog wcisnął sobie hojnie cytryny i zamieszał łyżeczką.
Argena zaczekała z odpowiedzią, aż sekretarka opuści pomieszczenie. Następnie zanurzyła łyżkę w miodzie i wybierając go nieco, zaczęła mieszać nią herbatę, aż miód zaczął się rozpuszczać.
- Rozumiem. - odpowiedziała jednocześnie. Oznaczało to, że musi być ostrożna, jako demon i jako właścicielka niewolników, ale przynajmniej o to drugie już zadbała.
- Dobra, kolejna sprawa. Horda Czarnych Miast to zdemoralizowana banda. Nie mamy żadnych powodów by posądzać ich o jakąkolwiek moralność czy zasady. Musieliśmy wybrać kogoś zdecydowanego i silnego. Dodatkowo jesteś demonem wiec istotą, która ma... powiedzmy, ze wyrobioną opinię. Moim zdaniem pasujesz do tej roli jak ulał... - Psycholog popił herbaty, czekając na ewentualną odpowiedź.
- Nie powinno być większych problemów. Tak sądzę. - powiedziała. - Opowiedz mi o tej hordzie.
- Uu... demony, nieumarli, ludzie, elfy, krasnoludy... paru upadłych aniołów. Magowie elementarni, krwi i nekromanci. Wojownicy, szabrownicy, kusznicy... nie sadze, by chociaż połowa z nich stanowiła kiedykolwiek część jakiejkolwiek armii, ale to juz sprawa dowódców poszczególnych oddziałów... ty masz tylko ich zmotywować do posłuszeństwa. W dowolny sposób, choć tego co wiem już ktoś dał im pokaz tego co sie dzieje w przypadku pyskowania czy niesubordynacji... -
- Duża różnorodność, ale czasem to i lepiej. - zauważyła i napiła się nieco herbaty z miodem.
- Czyli armia została utworzona niedawno. - bardziej stwierdziła niż zapytała. - Czy dobrze rozumiem, że są to przyjezdni ochotnicy? A skąd ci dowódcy? - dopytała się.
- To są ci którzy utracili domy z powodu demonów. Walka jest jedynym co im pozostało, a są na tyle rozsądni, ze wiedzą, że walka "kupą" nie jest dobrym pomysłem. Wiec dowódcy to ci spośród armii Czarnych Miast, którzy maja największe doświadczenie w dowodzeniu. Spotkasz sie z nimi wkrótce. Ze swoimi nowymi dowódcami też - wyjaśnił psycholog.
- Rozumiem. - powiedziała Argena i zastanowiła się chwilę. - A jakie mamy plany ogólne? Będziemy starać się utrzymywać wyspę? Czy może tylko chronić transporty żywności?
- Transporty żywności z zewnątrz już nie istnieją. Jedziemy na naszych własnych zapasach i podziemnych fermach. Powinno starczyć do czasu aż odbijemy nasze ziemie i odbudujemy fermy.. albo i dlużej - odparł Psycholog. - Będziemy walczyć na terenie tropikalnym, ale niedaleko granicy mrozu, by w razie czego móc się łatwo wycofać -
- Podziemnych? - powiedziała bardzo cicho zdziwiona Argena, ale doszła do wniosku, że mimo iż techniczni dowodzą, to i magia może mieć tu miejsce.
- Oby tylko nie namierzyli miasta. - powiedziała jakby do siebie, a po chwili już normalnie dodała - Bez transporterów, wojska raczej nie przejdą przez śniegi.
- Masz może mapę kontynentu, albo świata? - spytała.
- Spokojnie... mamy transportery.. myślisz, ze czemu wszystkie hale produkcyjne pracują pełną parą? - zapytał psycholog. - Jeśli namierzą miasto to co z tego? Wątpię, by byli dostatecznie głupi by zaatakować. Mamy sześć w pełni sprawnych dział Nessera. Do tego gniazda rakietowe o dalekim zasięgu. To co dotarłoby pod Barierę wlazłoby wpierw na ple minowe. Latajace jednostki musiałyby wylądować - możemy na życzenie wywołać burzę śnieżną. Jesteśmy tu tak obwarowani, że ci durnie nie maja szans - mruknął psycholog.
Argena z uśmiechem spojrzała na rozmówcę. Uspokoił ją trochę, ale mimo wszystko nie zaraził optymizmem, prędzej czy później dotrą i tutaj - Argena czuła, że znajdą sposób.
- A właśnie. Działa Nessera, gniazda rakietowe. Jakim uzbrojeniem dysponuje armia? Nie znam się na tej broni, ale podoba mi się jej skuteczność. - powiedziała Argena przypominając sobie sieczkę jaką zostawiło tamto ciężkie maszynowe działo.
- Twoja armia będzie wyposażona w magiczną broń, łuki, kusze i oczywiście magię elementarną, śmierci, krwi i zła - powiedział Psycholog. - Jeśli chcesz zobaczyć testy broni możesz od teraz swobodnie chodzić po prawie całym mieście. Tylko do naszych gabinetów i prywatnych pokoi mieszkańców nie wolno ci wejść - mężczyzna wyciągnął bransoletę. O wiele mniejszą i ładniejszą od tej którą Argena miała teraz. - Wymień bransolety, skoro przy tym jesteśmy zasugerował mężczyzna.
Argena oczywiście zamieniła je - od teraz figurowała jako naczelny dowódca armii i podobało jej się to.
- Czyli każdy w czymś się specjalizuje. - powiedziała odnosząc się głównie do rodzajów magii. - A jakie są formacje? Oddziały są mieszane? Po jednym nekromancie, łuczniku i tak dalej?
- Testy chętnie zobaczę. Znajdę odpowiednie miejsce na planie miasta?
- Zorganizujesz oddziały wedle upodobania - powiedział psycholog. - Testy są głownie w hali Pirotechnika, ale jest też instytut nauk militarnych - tam też testy się odbywają. Tam też sugeruję iść na ewentualna prezentację - powiedział meżczyzna.
- A, i dostaniesz własny środek transportu. Możesz zatrudnić szofera lub prowadzić osobiście... - dodał Psycholog.
- Znakomicie, ale nie znam się na prowadzeniu maszyny. A jak tu się zatrudnia ludzi? - spytała.
- Możesz mieć do sześciu służących łącznie. Ochroniarza, trójkę sługów-kucharza, zaopatrzeniowca i jakiegoś dodatkowego, co tam wymyślisz, majordomusa i szofera. Dostaniesz bransolety. Możesz iść do urzędu zatrudnień lub znaleźć kogoś na własną rękę - powiedział psycholog, podając jej bransolety.
- Rozumiem. A jak znajdę to dać mu jedną z tych bransolet... i to wszystko?
- No... to jest standardowa płaca drugiego stopnia, więc możesz to zaoferować komuś pracującemu na stanowisku z pierwszą - odparł meżczyzna. - Jeśli sie zgodzi to dajesz mu tą a bierzesz jego starą bransoletę.
- A jeśli ten ktoś nie pracował dotychczas? - spytała.
- No to wymień mu ją na bransoletę szukającego pracy - odparł meżczyzna.
Argena uśmiechnęła się zadowolona.
- A co z moją płacą? Czy oprócz utrzymania zarabiam jakieś złoto? - zapytała.
- Tak, tutejszą walutę. Sto sztuk poczynając od dziś. Wypłatę otrzymasz pod koniec sekwencji, czyli... - meżczyzna spojrzał an kalendarz. - Za dziewiętnaście dni -
- Znakomicie. - odpowiedziała, choć nie wiedziała ile to wynosi i co właściwie oznacza "tutejsza waluta".
- Wróćmy jeszcze do naszej armii. Rozumiem, że dowódców wybraliście przeprowadzając testy ? - zapytała ponownie.
Psycholog się zaśmiał. - Nie, jesteś jedyną osobą która otrzymuje trak odpowiedzialne stanowisko bez żadnych osiągnięć w praktyce. Trzech ludzi.. lub raczej trzy istoty - Edmund Veralden, Reva Narycka i Seavelsinnah - będą twymi bezpośrednimi... podległymi dowódcami, chociaż nazwałbym ich raczej wsparciem taktycznym niż podległymi - wyjaśnił meżczyzna. - na polu bitwy jednak bedą wypełniać twoje polecenia.
Argena zmarszczyła nieco brwi zastanawiając się przez chwilę, skąd psycholog mógł przypuszczać, że nie ma ona żadnych osiągnięć w praktyce.
- Rozumiem. - powiedziała - Co możesz mi o nich powiedzieć? Kiedy ich poznam?
- Dobra, po kolei. Edmund to starszy mężczyzna. Kieruje tu Służbami Porządkowymi, jego hobby to przesłuchania. Sam staje do walki gdy jest to potrzebne, służył w armii jako dowódca przez piętnaście lat. Wszyscy w Mehizeck znają go z jego spojrzenia, przebijającego na wylot i rewolweru, też przebijającego na wylot, ale już dosłownie.
Reva to była dowódczyni oddziałów szturmowych. W sumie chciałem by dowodziła któraś z podległych Techinkom armii, ale... - macnął ręką. - Reva to spokojna elfka, lata służby ją zahartowały, jest twardsza niż niejeden chojrak... No i Saevelsinnah - Półgolem. Ten gość doskonale naśladuje maszynę. Jest człowiekiem, ale odgrywa bezwzględnego przed armią i przed społeczeństwem. twierdzi, że mu to pomaga. Bardzo oddany miastu.... to tak pokrótce. Spotkasz ich zapewne już jutro, lub pojutrze, zleży jak szybko ogarniesz swe nowe mieszkanie.
- Nowe mieszkanie? - powtórzyła.
- Tak... dowiesz się wszystkiego w Urzędzie Miejskim - odparł Psycholog.
Zdezorientowana lekko Argena mrugnęła oczami. Nie była przyzwyczajona do aż takiej biurokracji.
- Dobrze. - powiedziała po chwili. - Czy jest jakieś miejsce do treningów, hala która pomieści naszą armię? Ile ona liczy? - spytała spokojnie.
- Nie sądzę że jest czas na trening. Manewry an otwartej przestrzeni - tak.. będziesz miała resztę tygodnia na to. Co drugi dzień możesz przeznaczyć na manewry. Dostaniesz pod komendę około dziesięciotysięczną armię. Chyba nie zamierzasz ich wszystkich szkolić? - psycholog się uśmiechnął. - Sugeruje raczej poznanie terenu i rozmowę z dowódcami. Pojutrze udajemy się na ogląd. Potem tez ustalimy strategię. Twoja obecność jest nieodzowna. Otrzymasz zaproszenie w swoim domu. Sprawdzaj często skrzynkę na listy -
- Rozumiem. Myślałam raczej o jakiejś inspekcji, ale to już lepiej zostawmy poszczególnym dowódcom, skoro armia jest tak liczna. Ale właśnie, żeby przerzucić tyle istot poza granice śniegu... iloma transporterami dysponujemy?
- Paroma tysiącami, miesiąc temu nie mieliśmy żadnych - odparł Psycholog.
- Bardzo dobrze. - podsumowała. W zasadzie omówili już chyba wszystko... aczkolwiek.
- Widziałam jednostki latające. I taką elfkę. Jak to z tym wygląda?
- mamy mało jednostek latających, ale są brane pod uwagę w strategii walki - powiedział mężczyzna.
Argena zastanowiła się chwilę i dopiła herbatę, która zdążyła już nieco za bardzo przestygnąć.
- Mamy jakieś ostatnie wieści z frontu?
- Front jeszcze nie istnieje - odparł mężczyzna. - Nie prowadzimy ciągłej wojny. Sądzę, ze wszystko rozegra siew trakcie jednej bitwy. Ruszymy gdy tylko będziemy gotowi - wyjaśnił.
- Dobrze. - powiedziała i zastanowiła się dłuższą chwilę - Z mojej strony to wszystko, ale może Ty chciałbyś się jeszcze czego dowiedzieć?
- Hmm... ile prawdziwych bitew widziałaś? W ilu brałaś udział jako dowódca? - zapytał psycholog. - Co to były za bitwy?
- Cóż, z bitew armii liczącej 10 tysięcy demonów widziałam tylko jedną. Ale takich mniejszych po kilkaset po każdej stronie, widziałam naprawdę wiele i w wielu dowodziłam. Dokładnie nie wiem ile ich było, może dwa a może cztery tysiące. Naprawdę ciężko jest to ogarnąć. - powiedziała spokojnie - A były to bitwy między demonami. Gdy jakiś osiągał pewien poziom i zyskiwał władzę nad innymi prowadził ich do walki, aby zyskać więcej... i zwykle na tym kończyła się jego "kariera".
- Rozumiem - odparł Psycholog. - Dobra, no to wiadomo skąd twoje umiejętności... skoro prowadziłaś armie demonów, to z tymi łajzami nie powinnaś mieć kłopotu - stwierdził meżczyzna. - Dobra, tyle z mojej strony. Widzimy się pojutrze około dziesiątej - skinął głową.
Argena również skinęła głową, ale po chwili spytała jeszcze:
- Gdzie się spotykamy?
- Jeszcze nie wiem. Wyślę dane w liście - powiedział Psycholog.
- Rozumiem. Zatem do zobaczenia. - powiedziała.

Zadowolona ze spotkania Argena, miała jeszcze czas zanim życie w mieście przejdzie na nocny tryb. Poszła zatem dowiedzieć się gdzie i kiedy będzie się mogła przeprowadzić. Miała nadzieję, mieć kilka miejsc do wyboru.
Okazało się, że pewien konkretny dom został już przygotowany i najzwyczajniej na nią czeka. Jeśli stwierdzi, że chce inny, to nie będzie przeszkód... będzie mogła wybrać sobie wedle uznania...
Nie tracąc czasu udała się do tego domu, aby go zobaczyć.
Dom był duży. Miał parter, dwa pietra i piwniczkę. Był już urządzony w meblami z hebanu, czerwonymi i żółtymi dywanami i zasłonami, wyglądał ogólnie dość.. dostojnie zarówno z zewnątrz jak i wewnątrz. Eleganckości dodawała mu baszta. W sumie był to mały dworek...
Usatysfakcjonowana Argena zdecydowała się na ten dom. Była z niego w pełni zadowolona. Sprawa formalna sprowadziła się do jednego podpisu.
Poinformowała chochliki o przeprowadzce - oficjalnie miały być zatrudnianą przez nią służbą.

Nadal jednak potrzebowała szofera i może jednocześnie kogoś, kto by zajął się urządzeniami technicznymi w jej domu. Aby kogoś znaleźć poszła do odpowiedniego urzędu.
- Szuka Pani kogoś konkretnego? np elfa, mężczyzny blondyna?
- Przede wszystkim dobrego kierowcy. Ale poza tym, przystojnego i postawnego mężczyzny. Elfa albo człowieka o młodym wyglądzie.

Zostawiwszy wytyczne zaprosiła kandydatów na spotkanie w jej nowym mieszkaniu, na dwa dni później... Akurat po tym jak najadła się i wyspała w jej iście demonicznym stylu przesypiając cały dzień i dwie noce...



Argena odetchnęła i rozejrzała się dookoła podziwiając morze. Od paru minut czekał na to jakiś nieznany jej wojownik, postawny elf z mieczem oburęcznym na plecach.
- Może gorącej gerbaty, Pani Argeno? - zagadał uprzejmie i z wyrazem szacunku. Widać nie chciał wcześniej wyrywać jej z zamyślenia.
Argena spojrzała na niego badawczym wzrokiem i odebrała specjalne, grube naczynie, które utrzymywało temperaturę umieszczonego w nim napoju.
- Obawiam się, że Cię poznaję, wojowniku. - powiedziała w miarę spokojnie.
Mężczyzna się do niej uśmiechnął. - Nazywam się Argazi Agbahomowo, nie miałem wcześniej przyjemności rozmawiać z Panią, ale dane mi było walczyć pod Pani rozkazami i jestem z tego dumny. Wspaniałe zwycięstwo Pani Argeno. - powiedział, a jego słowa brzmiały niezwykle poważnie i zdecydowanie.
Argena obdarzyła go niewyraźnym uśmiechem ukazując swoje demoniczne ząbki i kiwnęła mu głową. Upiła gorącej, aromatycznej herbaty i oddała mężczyźnie puste naczynie.
- Dzięki. - powiedziała spokojnie. Taka opinia poprawiła nieco jej samopoczucie względem bitwy i jej wyniku.
- To Ja dziękuję. - powiedział uradowany wojownik, skłonił się lekko i odszedł w swoją stronę. Wyglądał na szczęśliwego, że mógł porozmawiać z samym dowódcą armii, który tak się wsławił ich niedawno osiągniętym zwycięstwem.
Argena zaś spojrzała na morze...
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mekow »

Argena Purgatori Farghay



Po chwili podziwiania morskich widoków, Demonica wróciła do swoich rozmyślań...


Przypomniała sobie jak szykując się na casting przyjmowania pracownika, przeszukiwała szafę aby dobrać odpowiedni strój. Znalazła tam: złotą suknię z wieloma falbanami, biała prostszą z błękitnymi elementami, czerwoną z obcisłym gorsetem, czarną z głębokim dekoltem i przylegającą do ciała oraz szarą, też z gorsetem, ale bez ramion i pleców, z dolną częścią jako dwoma pasami materiału odsłaniającymi uda. Po namyśle zdecydowała się na czarną.
Punktualnie o wyznaczonej porze, zjawili się u niej dwaj mężczyźni. Elf i człowiek. Obaj przystojni, młodzi i ogoleni. Pachnieli lekko perfumą i byli dość ładnie ubrani.
Argena przyglądała im się przez chwilę. Obaj robili przyjemne wrażenie.
- Witam, Proszę usiąść. - powiedziała i wskazała im dwa miejsca po jednej stronie stołu. Sama zaś usiadła po drugiej.
- Obaj na raz? - zapytał człowiek.
- Tak. Na początek, abym nie musiała mówić dwa razy tego samego. Zaraz potem porozmawiamy indywidualnie.
Mężczyźni usiedli i czekali na ciąg dalszy.
- A więc jak wam zapewne powiedziano, szukam szofera. Praca nie będzie zbyt zajmująca, ale do obowiązku należeć będzie też kontrola i dbanie o stan techniczny pojazdu. Osobiście wymagam też posłuszeństwa od moich pracowników, jeśli na przykład powiem aby pojechać na skróty, to nie obchodzi mnie czyiś stratowany ogródek, czy zepsuty płotek. - powiedziała i zbadała ich spojrzenia oraz miny.
- To oczywiście skrajny przypadek, którego się nie spodziewam. - wyjaśniła szybko i zrobiła małą przerwę na oddech.
- Pojazdem, który będzie prowadził mój kierowca jest Siernan, który zapewne widzieliście na podwórzu. Nie ma ustalonego grafiku, więc wymagam gotowości w każdym momencie, aczkolwiek zwykle będzie wiadomo co najmniej dzień wcześniej gdzie i kiedy będziemy jechać. W sprawach technicznych praca jest 2 poziomu i myślę, że dobrze wiecie co to oznacza. - zakończyła swoją przemowę.
- Resztę już powiemy sobie indywidualnie. Czy w tym momencie macie jakieś pytania?
Mężczyźni słuchali jej uważnie, oczywiście obaj puścili parę spojrzeń w okolice jej biustu, ale starali się skupiać na twarzy rozmówczyni.
- Nie - powiedział mężczyzna po chwili milczenia. Elf pokręcił głową przecząco. Chyba woleli pytać indywidualnie.
- Dobrze, zatem zapraszam indywidualnie, do pokoju obok - powiedziała wskazując odpowiednie drzwi - może pan pierwszy. - dodała spoglądając na człowieka i przez krótki moment wskazała na niego ręką.
- Jeśli pan chce, to mój lokaj dotrzyma panu towarzystwa. Poda coś do picia. - zwróciła się pytającym głosem do elfa.
- Nie, dziękuję, poczekam - powiedział elf.

Mężczyzna wstał i otworzył drzwi przed kobietą.
Argena weszła przodem, zadowolona, że mężczyzna otworzył przed nią drzwi. Oboje znaleźli się w drugim pokoju, gdzie rozdzielone biurkiem stały dwa wygodne krzesła. Mężczyzna zamknął za sobą drzwi.
- Proszę usiąść. - powiedziała Argena wskazując mu jedno z miejsc, a sama zajęła drugie.
- Teraz możemy rozmawiać nieco swobodniej. Jak się pan nazywa? - powiedziała z lekkim uśmiechem.
- Jestem Adam Ascari - odparł mężczyzna, skinąwszy głową.
- Zatem, Adamie. Ja nazywam się Argena Purgatori Farghay, jeśli nie wiedziałeś - powiedziała i uśmiechnęła się do niego. - Powiedz mi, czy teraz gdy konkurent jest za drzwiami, masz jakieś pytania?
- Hmm.. no tak, podstawowe pytanie - czy będę mieszkał na terenie posiadłości, czy u siebie? Mieszkanie tu z pewnością byłoby łatwe. Mógłbym zajmować się pojazdem i być.. hm.. "łatwiej dostępny" jako kierowca. W sumie mogłaby Pani nawet krzyknąć, że musimy gdzieś jechać, rzuciłbym gazetę, czy co tam, przedzierzgnął się w ubranie robocze i mógłbym jechać - powiedział mężczyzna.
- Mam przewidziany na to pokój. Niektórzy mają swoje rodziny i nie opuszczą ich dla pracy, ale jeśli jesteś dyspozycyjny, to dobrze.
- Powiedz mi - zawiesiła na chwilę głos, przyglądając się mężczyźnie - o sobie... Jakie masz doświadczenia zawodowe?
- Jeździłem już różnymi pojazdami. Motory, pojazdy małe i duże... sporo też majsterkowałem. Urodziłem się w wielodzietnej rodzinie i to ja byłem tym od napraw domowych.
- Dlaczego chcesz dla mnie pracować?
Mężczyzna się zaśmiał cicho. - Lubię prowadzić pojazdy, a moja dotychczasowa praca byłą prostą pracą fizyczną to jedno. Miałem do wyboru pracować dla kobiety ważącej około sto kilo w smrodzie pleśni, lub dla Pani - to drugie. Wyższa pensja to wyższy standard życia - to trzecie. A po czwarte.. jestem typem samotnika, jeśli będę miał być gotów do drogi w każdym momencie to mam świetne usprawiedliwienie by powiedzieć natrętnym "znajomym" by poszli męczyć kogoś innego.
Argena uśmiechnęła się lekko. - A gdyby posady szofera były niedostępne, na jakie inne stanowisko reflektowałbyś w pierwszej kolejności?
- Jakiekolwiek byle z dala od fermy grzybów. Moje zdolności w dziedzinie wynalazków nie są dostateczne by pracować na hali konstrukcyjnej. Znam się tylko na podstawowych rzeczach... i na pojazdach którymi zdarzyło mi się jeździć. Na przykład takim jakim Pani dysponuje. tu.. mógłbym być taką złotą rączką co najwyżej, jeśli nie kierowcą.. - odparł.
Argena była zadowolona z takiej odpowiedzi, ale nie dawała tego po sobie poznać.
- Co myślisz o innych rasach? O Elfach. - Argena nieco przyspieszyła.
- A ja wiem? A co miałbym o nich myśleć. Wszędzie pełno matołów, szaraków i geniuszy, czy to elf, człowiek czy cholera wie co jesz... - pokręcił głową. - Znaczy czy jakakolwiek inna rasa - poprawił się.
Tym razem Argena uznała, że jej kandydat nie popisał się wychowaniem, choć jej pytanie było tylko wstępem.
- A o demonach? - spytała.
- No przyjdą i spróbują nas wytłuc w mieście jeśli wkrótce ktoś, coś nie zrobi - mruknął mężczyzna. - Mamy też trochę po naszej stronie... - wzruszył ramionami. Chyba rasa byłą ostatnia rzeczą na którą zwracał uwagę.
- Mhmm. - mruknęła Argena.
- Zdradź mi jakąś tajemnicę. Powiedz coś, czego nikomu nie mówiłeś? - powiedziała przyglądając mu się badawczo.
Mężczyzna uniósł brwi. Coś... hm... - podrapał się po potylicy. - Nie było czasu na robienie sobie żadnych tajemnic - bąknął.
- No dobrze. Powiedz mi jeszcze... ile masz lat ?
- Dwadzieścia pięć - odparł mężczyzna.
- Dobrze, z mojej strony to wszystko. Czy chcesz o coś jeszcze spytać ?
- Ym.. nie, w sumie nie - powiedział mężczyzna.
- Dobrze. To wszystko na dzisiaj, zostaw mi jeszcze swój adres - powiedziała podając mu kawałek pergaminu i pióro. Wstała przy tym i pochyliła się lekko opierając się wyprostowanymi rękami o blat biurka. Mogła być pewna, że przychło mu w gardle. - i zaczekaj na list z decyzją. Jutro powinien już być.
- Jasne - powiedział mężczyzna. napisał, skinął głową. - Do widzenia - powiedział, po czym wyszedł.
Argena odłożyła jego adres na bok. I zastanowiła się. Dobrze pamiętała całą rozmowę - teraz przyjdzie jej porównać go z drugą osobą.
Podeszła do otwartych drzwi i stojąc w progu zwróciła się do czarnowłosego elfa:
- Zapraszam pana.
Jednocześnie odprowadziła wzrokiem jego konkurenta, do drzwi wyjściowych. Kazała chochlikom się schować więc nie mogły one zająć się jego odprowadzeniem.
Elf wstał, skinął głową i wszedł. Poczekał aż kobieta usiądzie i sam usiadł. Uśmiechał się, czuł się dość pewnie.
- Elfy mają chyba więcej cierpliwości. Dlatego porozmawiałam z tamtym najpierw. - powiedziała. - Jak się pan nazywa? - spytała uprzejmym głosem.
- Jestem Lares Devon - mężczyzna wstał by się lekko skłonić. Dalej się uśmiechał i mimo pokusy ciągle patrzył na jej twarz.
- Zatem Lares, powiedz mi o sobie... Jakie masz doświadczenia zawodowe? - powiedziała zadowolona z jego obycia.
- Owszem, niejakie. Jeździłem już parokrotnie tymi pojazdami i mam na myśli zarówno szalone rajdy jak i spokojne przejażdżki - odparł elf.
- Powiedz mi, dlaczego chcesz pracować jako mój szofer?
- Hmm... zawsze czułem się dobrze w towarzystwie urodziwych kobiet. Trudno mi jest pracować w miejscu, gdzie mam nad sobą jakiegoś starszego pana, czy panią, a w tym mieście większości przypadków tak jest - zrobił bezradny gest rękoma. - Na tym stanowisku pracując u pani będę z pewnością czuł pełen komfort psychiczny - zaśmiał się cicho. - Poza tym lubię prowadzić. To daje rodzaj poczucia wolności... - uśmiechnął się szerzej.
Argena uśmiechała się lekko słuchając jego rozwiniętej odpowiedzi. Wyglądało na to, że ma bardziej osobiste podejście od swojego konkurenta i musiała sprawdzić, czy to dobrze, czy źle.
- Dziękuję. - odpowiedziała, choć ciężko było poznać, czy dziękuje za udzieloną odpowiedź, czy za komplementy. - Powiedz mi teraz, co myślisz o innych rasach? O krasnoludach.
- Krasnoludach? Trzymać się z daleka, gdy są pijani lub gdy pracują. Poza tym maja nieco.. hm... no nie bójmy się tego słowa, ordynarne poczucie humoru, przynajmniej ci, których jak dotąd poznałem, niezależnie czy z klanu Pryznatów, Młota, czy Słowa - odparł mężczyzna po kilku sekundach namysłu.
- A co sądzisz o demonach? - powiedziała spokojnie i uważnie mu się przyglądała.
- Uu... znałem parę. jednego demona ognia i jednego demona ziemi. Ich charakter jest jak żywioł który reprezentują. Demon ognia był gwałtowny i nie ukrywał swoich emocji, zaś demon ziemi był bardzo spokojny.. przynajmniej z wierzchu, możliwe, że pod spodem się kotłowało mrowie myśli... jak ciekła skała pod powierzchnią naszej planety - mężczyzna potrząsnął głową. - Przepraszam, trochę nie na temat. Nie spotkałem za wielu demonów, wiec nie mam jako takiej opinii o nich, poza tym każda istota niezależnie od rasy jest odrębną jednostką. Oczywiście wiele "elementów" zachowania może trafiać w skład stereotypu, ale każdą należy poznać oddzielnie.
- Twoje opinie na ten temat są dobrze przemyślane. Niczym u mędrca, ale Ty jesteś młody. Ile dokładnie masz lat? - powiedziała spokojnie, jakby od niechcenia.
- U mędrca? Niee.. po prostu mam oczy. Patrzę i wnioskuję - uśmiechnął się. Oparł łokieć o kolano i podrapał się po brodzie nachylając się lekko. - Pozwolę sobie zapytać.. a na ile wyglądam? - zapytał. Do Argeny doszła woń jego różanych perfum.
Argena przyglądała mu się przez krótką chwilę, a na jej twarzy zagościł nieco błogi uśmiech. Choć sama nie wiedziała czym to jest spowodowane, poczuła się bardzo odprężona i spokojna.
- Tak jak powiedziałam, młodo. Powiedzmy jakieś - lekko zmrużyła jedno oko przyglądając mu się z ukosa - około 25. - zakończyła z uśmiechem... szczerym i sympatycznym uśmiechem.
- Brawo - mężczyzna też się uśmiechnął i oparł wygodniej o krzesło. - Tak, miałem urodziny jakieś 3 miesiące temu -
Argena aż się zaśmiała. Nie tylko dlatego, że zgadła, ale rozbawiona i zadowolona reakcja mężczyzny dodała jej dobrego humoru. Śmiała się raczej cicho, w stylu ludzkiej kobiety, ale była tak szczerze ubawiona, że aż się jej zrobiło gorąco - przynajmniej myślała, że to z tego powodu.
- Wszystkiego najlepszego. - powiedziała w żarcie, szczerze się uśmiechając.
- Życzenia spóźnione, ale i tak miłe, dziękuję. - mężczyzna lekko skinął głową. - Ma pani jeszcze jakieś pytania? - zapytał, unosząc brew.
- Tak, mam jeszcze kilka pytań. - powiedziała spokojnie uśmiechając się, zainteresował ją i chciała się o nim dowiedzieć więcej... może nie tylko jako pracodawczyni, co przemknęło jej przez myśli.
Wstała powoli, nie to żeby było jej niewygodnie, ale po prostu... zaczęło ją nosić. Podobnie jak z wcześniejszym kandydatem, tylko tym razem bardziej odruchowo, pochyliła się lekko opierając się wyprostowanymi rękami o blat biurka.
- A może Ty chciałbyś o coś spytać? - powiedziała z uśmiechem... uwodzicielskim uśmiechem, choć nie każdy potrafił by to rozpoznać.
- Tak. Czego pani by ode mnie wymagała jako kierowcy. Niektórzy preferują jazdę powolna i spokojną, a inni szybko, byle do celu - odparł mężczyzna. Miał pewną trudność ze skupieniem wzroku na twarzy rozmówczyni, ale jeszcze dawał radę.
- Raczej bez żadnych skrajności. Nie będzie nam chodzić o to, aby sobie pojeździć. To znaczy, pojeździć sobie możemy, - mówiła uśmiechnięta Argena, a dobór jej słów sam jakoś przychodził jej na język. - ale nie spodziewam się jednorazowych przejażdżek, tylko dla przyjemności, ani niebezpiecznych dla zdrowia wyścigów. Tak, aby tylko dobrnąć do celu. - powiedziała z uśmiechem.
- A, to jasne. Czyli spokojnie i powoli gdy jedziemy z zapasem czasu i na wariata, gdy jesteśmy spóźnieni. Hm jeszcze jedno pytanie. Czy mam być uzbrojony podczas pracy? Niektórzy życzą sobie tego. Raz musiałem wziąć udział w strzelaninie nie mając pistoletu, bo na pojazd napadli tubylcy - machnął ręką. - Mam po tym incydencie szramę po przekątnej na plecach i wzdłuż całego prawego ramienia... - westchnął.
Uzbrojony... Argena zmarszczyła lekko, a gdy elf dokończył wypowiedzi wymsknęło jej się natychmiast:
- Mogę zobaczyć? - powiedziała i obeszła biurko dookoła, aby zajść rozmówcę z flanki.
Mężczyzna mrugnął oczami nieco zaskoczony, ale po chwili znów się uśmiechnął. - Którą? - zapytał.
- No obie. - powiedziała stojąc tuż przy nim.
Wzrok mężczyzny przez moment padł na jej duże piersi, który miał teraz tak blisko siebie. W jakiś dziwny sposób, słowo obie nie skojarzyło mu się z jego bliznami.
Mężczyzna skinął głową i zdjął wpierw marynarkę a potem koszulę. Faktycznie miał dość rozległą bliznę na ramieniu, ta na plecach zgoiła się nieco lepiej, ale i tak była dobrze widoczna. Witać ta na ramieniu została zadana innym rodzajem broni. Elf nie był jakiś doskonale umięśniony, ale wygląda nawet-nawet.
Argena przyjrzała się jego bliznom. Gładka, lekko błyszcząca się skóra nieznacznie wyróżniała się na tle reszty ciała. Argena wiedziała, że to nie ich sprawka, ale zrobiło jej się jeszcze bardziej gorąco niż wcześniej... była wręcz rozpalona. Przygryzła na chwilę dolną wargę i dotknęła dłońmi jego ciała, sprawdzając jak w dotyku czuć jego blizny.
Mężczyzna drgnął, połaskotała go. Były nieco gładsze niż reszta skóry, ale poza tym nic więcej.
Wiedząc już czego chce, mocno podniecona Argena zaczęła błądzić dłońmi po ciele mężczyzny. Początkowo dookoła blizn, niby porównując je z normalną skórą. Potem, nadal stojąc za nim, zaczęła gładzić jego tors.
- Trochę tu gorąco, nie sądzisz? - powiedziała łagodnie.
- I jest cieplej z każdą sekundą - dodał mężczyzna po paru sekundach milczenia.
Na tym etapie Argena zapomniała o rozmowie i tym, że miała znaleźć przede wszystkim szofera. Przybliżyła się do mężczyzny, tak że jego głowa wygodnie opierała się tyłem o jej duży biust. Obejmując go obiema dłońmi, delikatnie gładziła jego klatę.
Potem pochyliła się i wyszeptała mu do ucha:
- Mój szofer, mieszkałby w jednym z moich pokoi. Musi być pod ręką, gdybym nagle chciała gdzieś pojechać... albo był mi potrzebny do czegoś innego.
- Hmm... podobam i się takiej rozwiązanie... - bąknął. Mężczyzna przesunął dłonią po jej udzie.
- Chodź, zobaczysz ten pokój. - powiedziała wyciągając rękę, aby mógł ją chwycić i dać się poprowadzić. - Mamy jeszcze... taki jeden test, do przeprowadzenia. - dodała.
Mężczyzna lekko otumaniony obrotem sytuacji poszedł za nią bez szemrania.
Szybko udali się do wspomnianego pokoju.
- To twój pokój. - zaczęła spokojnie, ale poniewasz wszystko prawie w niej wrzało - a to jest łóżko - rzekła i popchnęła go lekko, tak że na nim usiadł. Nie zwracając uwagi na reakcję elfa, zaczęła szybko zdejmować z siebie suknię.
[... ... ...]

Rozległ się dzwonek do drzwi. Było już po południu. Około trzynastej. Dowódcy przyszli rozmówić się z Argeną jak było zaplanowane.
Ona jednak nie przywitała ich w głównym pokoju, leżała obecnie nago obok swojego przyszłego szofera.
- Mam spotkanie. - powiedziała natychmiast. Powinna była założyć zbroję, ale obecnie miała pod ręką tylko tą czarną suknię. Zakładając ją w lekkim pośpiechu powiedziała szybko - Jesteś przyjęty. Bransoletę dostaniesz potem. To Twój pokój, możesz tu zaczekać?
- Jasne - mężczyzna się zaśmiał i padł na łóżko.
Argena rozejrzała się dookoła. - Znajdź jeszcze mój drugi but. - dodała, zakładając pierwszy. Drugi znajdował się gdzieś poza zasięgiem jej wzroku.
Używając kolczyków nasłuchiwała tego co dzieje się w holu i jak chochliki radzą sobie z zabawianiem jej gości.
Całą trójka weszła do głównej sali. Dostała herbatę. Elf wytężył umysł, sięgnął za łózko i podał Argenie drugiego buta. - Proszę - powiedział.
Argena złapała go i zaczęła zakładać. Potem wstała, gotowa dołączyć do swoich gości na dole. - Zostań tu. Później przyjdę, albo przyśle służbę to Cię odprowadzą.

Argana znalazła lustro w przedpokoju. Wygładziła włosy i poprawiła suknię. Dowódcy czekali w pokoju. Na szczęście nie mieli na sobie pancerzy, a zwykłe, dość eleganckie ubrania. Argenan nie odstawała od reszty strojem, może tylko jego śmiałością.
- Witam, jestem Argena Purgatori Farghay. - powiedziała na powitanie. Nie chciała przyznawać się, że była nieprzygotowana na ich przybycie. Istotnie nie spodziewała się, że rozmowy z kandydatami na szoferów zajmą jej tyle czasu, a już na pewno, że przyjmą taki obrót.
Edmund, którego Argena już znała miał na sobie garnitur i krawat. Niewielka wypukłość na jego prawej piersi informowała Argenę, ze ma ze sobą rewolwer. Chyba nie rozstawał się z nim nigdy.
Reva... Reva wyglądała na 20 lat, ale po jej oczach było widać dwie rzeczy - chłód i doświadczenie. Miała na sobie pełną suknię błękitnego koloru, takież same, acz koronkowe rękawiczki, na palcach kilka pierścieni, kolię i kolczyki - wszystko było srebrne z szafirami. Już po postawie było można stwierdzić, ze jest to dumna kobieta.
Saev był jedynym niegalowo ubranym mężczyzną. Miał wielkie mechaniczne łapy i nogi od kolan w dół, mierzył 2,3 metra, miał nieco rozbawiony wyraz twarzy. na prawym oku i prawej części czoła oraz policzku miał metalowa płytę. Oko z tej strony miało zieloną barwę. Mężczyzna był łysy i poorany bliznami. Miał an sobie tylko rodzaj metalowych spodni i rozpięta kurtkę z czarnej skóry z puszystym polarem od środka.
- Witaj, Argeno, niezła herbatka - powiedział Edmund. Jako jedyny siedział. - Witaj - powiedziała krótko Reva. - Jestem Reva i od wczoraj twoje wsparcie w dowodzeniu Hordą -
Saev się uśmiechnął, słysząc jej uwagę. - Wybacz naszej przyjaciółce sztywność, jest bardzo obowiązkowa. Jestem Saevelsinnah, ale możesz mi, Argeno, mówić Saev lub Sael wedle uznania - skłonił się lekko. Założył ręce na piersi. - Niestety nie widziałem tu czegoś co wytrzymało by mój ciężar, wiec stoję... cieszę się, że wytrzymuje go podłoga - zaśmiał się cicho.

Argena uprzejmie przywitała się ze wszystkimi. Jej dowódcy podobali jej się i uznała, że się dogadają - takie było jej pierwsze wrażenie. Nie chciała sugerować Saevelsinnah'owi aby usiadł na podłodze, gdyż to nie wypadało. Przy takiej budowie musiał być przyzwyczajony do stania.
- Dobrze jest Was poznać - powiedziała Argena. - Opowiedzcie mi o Sobie. - dodała spokojnym głosem.
- Kto najpierw? - zapytał Edmund, nim ktokolwiek inny zdołał zabrać głos.
- Może Ty. - odpowiedziała mu. Skoro zabrał głos, oznaczało, że czuł się komfortowo, a jego nastrój powinien udzielić się niektórym zgromadzonym.
- Tak na rozluźnienie. - dodała cicho spoglądając na kobietę, która pozostawała nad wyraz oficjalna.
- Hm. No już się poznaliśmy. Znają mnie z tego, że jestem twardym skurczybykiem i mam rewolwer, którego lubię i, nie chwaląc się, umiem używać. Przybyłem tu wraz z pierwszymi osadnikami nie będącymi budowniczymi lub gwardzistami. Dostałem od razu pozycję komendanta policji, gdy tylko sprowadzili się tu cywile... i od tego czasu niewiele się zmieniło, łącznie z tym, że czasem też chcę brać udział w akcji - powiedział. - Masz jakieś konkretne pytanie? Wiesz, nie pisałem autobiografii i nie zastanawiam się nad sobą, wiec trochę ciężko się mi opowiada o samym sobie... -
- Rozumiem. - powiedziała spokojnie Argena. Istotnie mówienie o samym sobie jest zwykle najtrudniejsze.
- Powiedz mi tej straży, którą dowodziłeś, o swoich podwładnych i waszych relacjach. Rozumiem, że teraz zasilają Oni nasze szeregi?
- Nie. My będziemy przewodzić Hordzie. Straż miejska to dobre chłopaki, nie każę im przecież iść miedzy tę dzicz - mruknął Edmund. - Straż miejska mnie słucha już z poczucia szacunku na szczęście. Na początku sprawiłem, że trzęśli przede mną portkami, ale teraz już daję rade bez tego. Nawet mi się zdarza po służbie pójść z nimi na piwo, czy coś.
Koniec jego wypowiedzi zdziwił nieco Demonicę, ale niczego nie skomentowała.
- Rozumiem. To jakimi metodami dowodzenia się teraz posługujesz ? - spytała.
- Spokój. Nieważne czy podczas dowodzenia, czy "reprymendy". Nie ma takiej rzeczy, która by spowodowała zmianę wyrazu mojej twarzy podczas wydawania rozkazów. - odparł Edmund.
- Jeśli to skutkuje. - powiedziała. Nie była w pełni przekonana, co do skuteczności metody spokoju, gdyż do niej by taka metoda nie pasowała, ale nie wyraziła swoich wątpliwości.
Zastanowiła się jeszcze, czy nie chce o coś spytać. Ciekawiło ją w jakim jest wieku, ale uznała, że to mało istotny szczegół i spyta go innym razem.
- Może teraz Pani Reva. Proszę mi o sobie opowiedzieć. - powiedziała spokojnie.
Reva skinęła głową. - Byłam w oddziałach szturmowych najpierw jako żołnierz, a potem jako dowódca, już nieraz koordynowałam większe i mniejsze akcje z oddziałami o różnej liczebności. Jako najważniejsze wartości cenię sumienność i obowiązkowość. Wymagam obu od siebie i od wszystkich wokół - powiedziała. - Dlatego nie ma za wielu znajomych - uzupełnił Edmund. - Siedź cicho - zaśmiał Się Saev. Edmund parsknął śmiechem, mało nie opluwając się herbatą.
Reva westchnęła. - Więcej, Argeno, wywnioskujesz już z mojego zachowania, jak mniemam - zakończyła.
- Znakomicie. Później będziesz mogła zdradzić mi swój wiek, chyba masz więcej niż na to wyglądasz, nieprawdaż? - uśmiechnęła się lekko. - Domyślam się, że z demonami już walczyłaś.?
- Mam 67 lat - odparła elfka. - Walczyłam parę razy, jednak nigdy na wojnie.
- Ci z którymi walczyłaś, stanowią teraz część naszego wojska? - spytała.
- Owszem - odparła kobieta. - Zabawne koleje losu.
- Czy szkoliłaś ich też? Jakieś elfie taktyki, style walki?
- Jestem dowódczynią, nie instruktorem walki - powiedziała kobieta. - Poza tym taktyka to kwestia kreatywności i strategii - stwierdziła kobieta. - I praktyki - dodał Edmund. - Czasami, w bardziej tępych przypadkach - powiedziała Reva. - Szkoliłam się na dowódczynie tu. Do oddziałów szturmowych należałam już na kontynencie. Nie mam dobrego zdania o moim byłym dowódcy.
- Dlaczego nie? - zaciekawiła się Argena.
Reva westchnęła. - Mogę mówić "własnymi słowami"? - zapytała. Edmund uniósł brwi i aż obrócił siew jej stronę na fotelu.
- Jak najbardziej. - odpowiedziała zaintrygowana tym, co ciekawego elfka zaraz im powie.
- Był pozbawionym wyobraźni, zadufanym w sobie idiotą bez poczucia odpowiedzialności - powiedziała kobieta. Edmun uniósł brwi wyżej. - Dooobra - mruknął Saev. - Reva nigdy nikim nie mówiła źle, nawet jeśli sobie an to zasłużył - powiedział Edmund. - Jeśli tak pięknie opisała swojego byłego dowódcę to nie chcę wiedzieć jak opisałaby mnie - powiedział. - Ty jeszcze żyjesz, nie lękaj się - mruknęła Reva. - Nie chcesz chyba ode mnie listy rzeczy do poprawienia w swoim zachowaniu? - zapytała. - Nie, za stary na to jestem, zawału bym dostał... poza tym i tak się już raczej nie zmienię, chyba ze stanę się o wiele bardziej małomówny i ruchliwy - stwierdził. - Znaczy umrzesz? - zapytał Saev. Edmund się uśmiechnął w odpowiedzi. - No więc nie będę ci nic mówić, tylko ci ciśnienie podniosę, a żadna dobra rzecz z tego nie wyniknie - skwitowała Reva. - Słusznie - mruknął Edmund i popił herbaty.
- Widzę, że znacie się już od jakiegoś czasu. Jak to dotychczas wyglądało z Wami, a jak z dowództwem?
Edmund, Reva i Saev spojrzeli pytająco na Argene. - Znaczy nasze relacje dowództwem? - zapytał Edgar.
- Niezupełnie, to były dwa różne pytania. W pierwszym, chodziło mi o Was jako grupę. Od dawna się znacie? - powiedziała spokojnie.
- Ja i Saev od początku. Revę poznaliśmy niecały rok po lądowaniu tu - wyjaśnił Edmund.
- A kto wówczas dowodził armią? - spytała.
- Chyba Psycholog... - mruknął Saev. - Nieee... - Edmund zaprzeczył. - Ktoś z kontynentu. Później się zwinął.
- Zwinął? No dobra, jeszcze wrócimy do tego tematu. Saev, twoja kolej. Opowiedz mi o sobie.
- Hmm.. byłem rzez najdłuższy czas z tu obecnych żołnierzem. Potem jak uratowałem Białego Mechanika podczas dość niefortunnego incydentu dostałem nowe kończyny w miejsce zniszczonych i odkryto, ze mam pewien talent w dowodzeniu grupami uderzeniowymi. W tej postaci słowami potrafię oddziaływać na wole walki i wiarę w siebie innych żołnierzy. Poduczyłem się trochę od psychologa - zaśmiał się. - A tak to w sumie niewiele. Dalej jestem żołnierzem, tylko korzystam ze swoich talentów w szerszy niż dotychczas sposób - powiedział. - Saev to prawdziwy koszmar na polu bitwy, tego nie dodał - mruknął Edmund. - Ci o słabszym sercu od razu spieprzają jak widzą, gdy szarżuje. Poza tym potrafi świetnie odgrywać "maszynę", gdy zachodzi potrzeba. Niektórzy tylko na takie coś reagują.
- Odgrywać maszynę? - Spytała lekko zdziwiona.
Saev stanął sztywno. Spojrzał an Argenę obojętnym spojrzeniem. - Stawiam się na rozkaz. - rzucił. Jego głos nawet brzmiał metalicznie. Edmund spojrzał na niego. - Robocie, zrób mi herbaty - rozkazał. - Moje protokoły nie zezwalają na takie czynności. Weź se pan tę herbatę wsadź - powiedział Saev znów metalicznym głosem, a Edmund zaczął się rechotać.
Saev znów stanął normalnie. - Niektórzy myślą, że jakieś... wybitne jednostki zostają zachowane w ten sposób, by Technicy dalej mogli korzystać z ich pomocy.
Argena jeszcze przez moment wpatrywała się w Saev'a. Nie spotkała jeszcze tak dziwnego osobnika - człowiek wyraźnie miał coś z golema.
- No dobrze. - powiedziała po chwili. - Chciałabym teraz, abyście oswoili się z moją naturalną postacią. Opuszczę was na chwilkę, aby się przebrać, bo rozerwałabym tą sukienkę na kawałki, a póki co mam naprawdę niewiele strojów. - spojrzała na nich badawczo.
Edmund się zaśmiał. Reva uniosła brew. Saev się tylko uśmiechał dalej po odrzuceniu golemowego tonu.
- Poczęstujcie się herbatą. - zaproponowała, aby dać im coś żeby się nie zanudzili.
Następnie Argena udała się do pomieszczenia obok. Przebierając się w zbroję nasłuchiwała co mówią jej dowódcy... a jednocześnie podsłuchiwała co porabia teraz jej szofer.
Jej nowy szofer, nie robił niczego głośnego. Dowódcy zaś poczęstowali się herbatą i spekulowali odnośnie nadchodzącej wojny z demonami.
Argena przebrała się w swoją zbroję i zmieniła postać na naturalną. Teraz czuła się nieco lepiej, ale z tego co się zorientowała jej poprzedni strój niczego nie wywołał.
Gdy już była wyszykowana, wróciła do swych dowódców, aby się zaprezentować.

Wszyscy byli nieco zdziwieni gdy weszła. - Za stary jestem na takie widoki - zaśmiał się Edmund.
Argena nie była pewna, co chciał przez to powiedzieć, więc nie skomentowała jego reakcji.
- Myślicie, że żołnierze będą pod... "odpowiednim wrażeniem". - powiedziała, mocno akcentując dwa ostatnie słowa.
- Taaak, tylko będziesz musiała założyć jeszcze pancerz, który dla ciebie wykuli, teraz wiem, czemu taki duży - mruknął Edmund.
- Nie wiedziałam, ze jakiś dostanę. Oby był praktyczny. A co Wy myślicie? - spytała pozostałą parę.
- Noo, robi wrażenie, jesteś mojego wzrostu - powiedział Saev i się zaśmiał.
- Zbyt prowokacyjne.. ale może podziała na hordaziaków - stwierdziła Reva.
Argena zareagowała szerokim demonicznym uśmiechem.
- Więc. Mam dostać zbroję?
- Taaak, pojedziesz sobie po nią, pojutrze zapewne. Powinna już być gotowa - powiedział Edmund.
- Nie brali ode mnie miary, ale chyba są dobrzy w swoim fachu. - powiedziała.
- Wróćmy do tego byłego dowódcy, który się zwinął. Kto to był i dlaczego zrezygnował ?
- A ja wiem? - mruknął Edmund. - Był tu tylko tymczasowo. ta wyspa stanowiła pewnego rodzaju... miejsce na zsyłkę - powiedziała Reva. - Dla niektórych -
Argena zmarszczyła brwi.
- No już mniejsza o niego. Oby tylko się nie okazało, że był szpiegiem naszych wrogów.
- Nie, odpada... - mruknął Edmund. - To był jakiś paladyn -
Argena mruknęła cicho na znak zrozumienia.
- Powiedzcie mi jeszcze coś o samej armii. Jakie mamy formacje, przegrupowanie na oddziały, czy mamy jakieś akta pomniejszych dowódców.?
- Będziemy dowodzić wyłącznie hordą. Formacje i tym podobne możemy wprowadzić na manewrach za trzy dni - powiedziała Reva. - Dokładny spis czego ile mamy w tym motłochu dostaniesz przy okazji jutrzejszego spotkania odnośnie strategii - dodał Edmund.
- Dobrze. - podsumowała Argena. Zastanowiła się chwilę, czy chce o coś jeszcze spytać i już tylko jedna rzecz przyszła jej do głowy.
- Reva, czy władasz magią? bojową.
Reva się zaśmiała. - Bronią palną. Karabinami - powiedziała. - Ciężkimi - dodał Saev. - Dwadzieścia ornów jeden - dodał Edmund, co w bardziej znanej mierze, oznaczało wagę około 40kg.
Argena mruknęła cicho.
- Właśnie. Opowiedzcie mi o tych karabinach, wydaje się skuteczne w walce. Nie znam się na technicznej broni, a wypada wiedzieć jak działa i do czego jest zdolna.
- No to mogę ci pokazać na przykładzie na Strzelnicy - powiedziała Reva. - Choćby za godzinę... pojadę do domu przebiorę się, zjem coś i mogę się stawić, by zademonstrować ci co trzeba.
- Oddanie i lojalność. Podoba mi się Twoje podejście. - pochwaliła ją. - Nie musimy się jednak tak spieszyć, załatwimy to dzisiaj, ale niekoniecznie za godzinę.
Reva skinęła głową, uśmiechając się półgębkiem.
- Powiedz mi o sobie. - powiedziała spoglądając na Saeva. O nim jeszcze niewiele wiedziała, a był tu jedną z intrygujących osób.
Saev zrobił bezradny gest rękoma. - Prowadzę oddziały, nie armie. Albo inaczej - nie jestem strategiem, a dowódca. Osobą nie bojącą się śmierci i lubiąca walkę. Możesz mnie porównać do jakiegoś wielkiego tępego demona, który z pianą na ustach rzuci się naprzód.. na pewno macie tam takie egzemplarze... jak to się zwało? Tiamat? - Saev się zaśmiał. - Tyle stanowię na polu bitwy. Jak to ładnie określił psycholog - inspiracja dla towarzyszy i zagrożenie dla wrogów. W najgorszym wypadku przykład dla towarzyszy i źródło niepokoju dla wrogów. Tak mnie sklasyfikowano - westchnął. - A w życiu prywatnym... w sumie nie mam takiego - wzruszył ramionami. - Jeśli chodzi o wartości wyznawane przeze mnie to chyba historia jak dostałem sztuczne kończyny mówi sama za siebie prawda?
Argena uśmiechnęła się niezauważalnie. Istotnie za kimś takim ludzie pójdą do walki, a jej strategia będzie musiała zadbać o to, aby ta wola walki nie została poświęcona w jakiś głupi sposób.
- Znakomicie. - skomentowała i upiła łyk gorącej herbaty.
- Dobra, teraz ja mam pytanie - powiedziała Reva. - Zwiad to jedno, ale... dowodziłaś już armiami demonów przeciwko armiom demonów. jak tam wygląda sprawa morale i tak dalej? Sądzę, że jest to inne od dowodzenia ludźmi przeciwko ludziom... - zapytała.
Poruszona kwestia była dość dobra. Argena opowiedziała im o paru swoich bitwach, aby usłyszeli pewne rzeczy jak to naprawdę było, a nie tylko jej opinię na dany temat.
Z grubsza, wyglądało to bardzo podobnie jak u ludzi, ale były pewne znaczące różnice. Gdy demony ruszają do boju nakręcają w sobie rodzaj szału bojowego. Żądzy krwi. Tylko bardzo mocny bodziec może tę żądzę wyłączyć. Np jeśli rozpędzony, szarżujący demon dostanie pięścią w pysk od jakiegoś człowieczka i poleci na plecy - "On jest taki mały i tak łatwo mnie zatrzymał?" - zaświta mu w głowie.
- Tu zaczynają się schodki dla prowadzącego armie demonów. Tylko bardzo mocny bodziec potrafi zatrzymać ów szał bitewny. Jednak, gdy zostanie zatrzymany, demon wpada w panikę. I tę panikę też może przełamać tylko bardzo mocny bodziec. Ja sama już kiedyś musiałam brać udział w bitwie która wyglądała jak... gra w ping-ponga dwoma piłeczkami na raz. Demoniczne armie całe rozpędzone żądzą krwi nagle traciły szał i zaczęły uciekać. Dowódca wrogiej armii "odbijał ich" z powrotem. Nacierająca armia powodowała efekt paniki u mojej armii i to Ja musiałam ich "odbić" i tak w kółko. Demony też często wykorzystują okazję by poznęcać się nad powalonym lub rannym przeciwnikiem, zamiast ruszać dalej i walczyć. Reszta wyglądała raczej tak samo.

Argena umówiła z Revą na strzelnicy za 2 godziny, na pokaz broni palnej.
W międzyczasie postanowiła odwiedzić swojego szofera. Gość dalej siedział u siebie w pokoju. Pozbierał ubranie do kupy i nawet się ubrał. Zapewne miał w głowie niezły mętlik.
Argena zmieniła postać na ludzką i weszła do pokoju.
Mężczyzna spojrzał na nią. Stanął na baczność. Coś strzeliło cicho w jego plecach i odruchowo wzięła głęboki wdech. Za długo leżał.
- Co to było?! - spytała słysząc dziwny trzask. - Dobrze się czujesz?
- Strzeliło mi w plecach. Trochę za długo leżałem. - powiedział mężczyzna. Poruszał trochę barkami. - Już w porządku, dziękuje za troskę - skłonił się lekko. - Więc... jakieś plany, Pani? - zapytał. Ostatnie słowo brzmiało nieco niepewnie, Argena nie powiedziała mu jak się ma do niej zwracać.
- Pani Argeno. - powiedziała spokojnie. - W planach mamy wyjazd na strzelnicę. Za godzinę. Zjedz coś jak chcesz. - powiedziała.
Nie była pewna, czy chce rozmawiać o tym co zrobiła, ale wiedziała, że powinna powiedzieć mu jedną rzecz o sobie.
Mężczyzna skinął głową. - mam u kuchenkę, ale nie mam nic w spiżarce, wiec sobie odpuszczę za pozwoleniem. Gdy dostane godzinę wolnego to skoczę do swojego mieszkania po rzeczy.
- Dobrze. - powiedziała krótko. Taki plan nawet bardziej jej odpowiadał.
- A jak tam z Tobą? Nie podrapałam Cię za bardzo? - spytała posyłając mu badawcze spojrzenie i lekki uśmiech rozbawienia. Miała swoje specyficzne, łóżkowe przyzwyczajenia.
- Och, proszę się nie martwić, szybko dojdę do siebie. - powiedział spokojnie.
Argena posłała mu uśmiech rozbawienia i zadowolenia. Po chwili milczenia, dość obojętnym tonem spytała
- Mówiłam Ci, że jestem demonem? - dodała obojętnym tonem po chwili milczenia.
Mężczyzna uniósł wysoko brew. Przez moment wyglądał na wręcz zszokowanego. - Nie. - powiedział po chwili.
Argena uśmiechnęła się do niego, jak do niewinnego dziecka.
- Teraz już wiesz. - powiedziała spokojnie. Uznała, że z jego podejściem do innych ras i demonów nie powinien mieć z tym problemu. Choć zapewne go zaskoczyła.
Mężczyzna uśmiechnął się i wzruszył ramionami. - Ano wiem, dziękuję. - uśmiechnął się szerzej.
Argena popatrzyła na niego przez moment. Był nawet przystojny i jakoś nie miała wyrzutów sumienia, że wcześniej tak na nią podziałał.
- Zatem jedź do siebie po swoje rzeczy, za niecałą godzinę chcę wyjechać.
- Tak jest - mężczyzna stuknął obcasami i ruszył do pojazdu.

Podczas drogi na strzelnicę, Argena spytała szofera:
- Jak Ci się siedzi? - spytała, odnosząc się zapewne do jego mocno podrapanych pośladków.
- Nie narzekam - odparł szofer z uśmiechem.
Argena również się uśmiechnęła. Cała podróż odbyła się zgodnie z planem.

Strzelnica była sporą połacią terenu odgrodzona od reszty wysokim murem i jakimś dziwnym polem. Było tam ciepło jak we wnętrzu budynków. Reva stała przy początku miejsc dla strzelających. Miała na sobie lekki metalowy pancerz i ubranie żołnierza składające się z biało-czarnego moro.
Argena podeszła do niej, przyglądając się broni, którą miała kobieta.
- Witaj. - powiedziała, gdy już była dostatecznie blisko.
- Witaj - odparła Reva. Koło nie jest stolik na którym leżała broń. - Zaprezentuję ci, Argeno, po kolei jak co działa, hm? - zaproponowała.
- Znakomicie. - powiedziała zadowolona. Nie sądziła, że tak łatwo pozna tajemnicę broni palnej. Daikonsstran coś jej niby powiedział, ale były to raczej strzępy informacji, a nie pełny instruktarz.
- Chcesz posłuchać o mechanizmie działania, czy zobaczyć praktykę? - zapytała Reva.
- Oba. Spokojnie i po kolei. - odparła Argena.
- Dobra, wiec sprawa przedstawia się tak... - wzięła jakąś bron, wyglądającą na bardzo starą. - Najłatwiej będzie mi pokazać ci to na przykładzie ewolucji broni palnej. Na początku sprawa wyglądała tak - miała w dłoni rewolwer. Podobny jak miał Edmund, ale mniejszy. To chyba był właściwy rozmiar tej broni, to rewolwer Edemunda był jakimś kolosem w gatunku. Reva pokazała Argenie nabój, na jakiej zasadzie spłonka powoduje małą eksplozję i jak z braku możliwości całą siła impetu wypycha pocisk prze metalową rurę, co nada jej jej kierunek. - Chcesz spróbować strzelić? - zapytała.
- Tak. - powiedziała zaintrygowana. Coś już słyszała o tej eksplozji i o ile dobrze sobie przypominała, było to w pełni pod kontrolą.
Dostała rewolwer w dłoń. Reva ustawiła cel 10 metrów od pozycji strzeleckiej. Wskazała Argenie gdzie stanąć i dała ochraniacze na uszy. - To stara broń, strasznie głośno strzela - wyjaśniła.
Ta pokiwała głową na znak zrozumienia. System celowania z broni przypominał nieco kuszę - skierowała ją w kierunku celu i w miarę spokojnie nacisnęła na spust.
Odrzut był nieco mocniejszy niż w kuszy, a przecież to był taki mały przedmiocik.... W celu - grubej drewnianej tarczy w kształcie człowieka, pojawiał się niewielka dziura na wylot. Argena trafiła go w prawe ramię, choć celowała w korpus.
Efekty nieco zdziwiły Demonicę. Huk istotnie był głośny, odrzut stanowczo zbyt mocny, a efekt niszczący niespodziewanie silny. Argenie się spodobało aż się lekko uśmiechnęła. Wycelowała ponownie, tym razem mocniej trzymając broń i nacisnęła spust.
Zrobiła jeszcze dwie dziury. Jedna w torsie i jedna w prawym udzie. Reszta chybiła. potem bron robiła tylko "klik, klik".
- Skończyły się naboje. Rewolwery są mało poręczne przy przeładowywaniu... mam prezentować dalej? - zapytała Reva.
- Tak. - odpowiedziała spokojnie Argena. - Powiedz mi skąd się bierze ten wybuch, który wyrzuca pocisk.? - powiedziała spokojnie. Z tego co wiedziała broń nie miała magicznego źródła swojej mocy.
Reva wzięła z małego pudełeczka coś co przypominało glinę. Delikatnie wzięła kawałek i cisnęła nim o ziemię. Wybuchło. - To daje tak na prawdę mały wybuch, a który dopiero powoduje eksplozje potężniejszego środka, który nie wybucha pod wpływem uderzenia - wyjaśniła.
- Aha. - mruknęła Argena, choć nie miała pewności o jakie uderzenie chodzi, ani czym jest ta glina i ten silniejszy środek. Wyglądało na to, że całość jest bardzo skomplikowana i Reva mówi to co najistotniejsze, bez wdawania się w zbędne szczegóły techników. Może to i lepiej.
- No. Przy każdym strzale widziałaś, że poruszała się ta część - wskazała mechanizm spustowy. - To w pudełeczku to spłonka. Jest jej troszkę w każdym pocisku, to po prostu uderza w tył pocisku powodując mały wybuch. mały wybuch wywołuje większy, który wypycha pocisk przez lufę. Później mechanizm ten zastąpiono innymi, ale tu już nie jest tak prosto. Powiedzmy, ze po prostu bazuje to na szybkim sprężaniu i rozprężaniu gazów, efekcie magnetycznym i innych... - wskazała stolik. Leżał na nim karabin szturmowy, pistolet ręczny, działko przeciwpancerne, ciężki karabin maszynowy, działo Reilera, Murdem i Zellmen. Każda z broni była podpisana.
Argena zamrugała kilka razy oczami, trochę to było za szybko.
- Może po kolei. - powiedziała.
Kobieta wzięła karabin szturmowy i pociągnęła krótką serią po celu odległym o 30 metrów. Dwie dziury w brzuchu, dwie w klatce piersiowej i jedna w głowie. - karabiny maja duży odrzut, trzeba wprawy by trafić długą serią w dany cel, z reguły od szóstego strzału celność robi się beznadziejna - powiedziała. Ta druga broń wydawała się Argenie bardziej skuteczna.
- Skoro tak, to po co aż tyle strzałów? - zdziwiła się kobieta.
- Jeśli cel stoi bliżej... - Wystrzelała cały magazynek w cel odległy o 5 metrów, dziurawiąc go jak sito w parę sekund.
- Imponujące. - powiedziała. Korciło ją aby spróbować, gdyż lepiej było chybić teraz niż na polu walki.
- Mogę? - powiedziała wyciągając rękę po broń.
Reva skinęła głową po chwili namysłu. Przeładowała. - Ale odrzut tu jest o wiele większy. Będę stać za tobą, żeby w razie czego Cię przytrzymać - powiedziała. Podała karabin Argenie i pokazała jak go trzymać.
Demonica starała się przygotować na odrzut broni. Złapała ją mocno, obiema rękami tak jak pokazała to Reva wycelowała i nacisnęła spust.
Argena wystrzeliła siedem pocisków. Trafiła tylko pierwszym. Potem poczuła, że traci panowanie nad bronią i przerwała ostrzał.
- Ładnie... z reguły za pierwszym razem uczniowie robią wachlarz - zaśmiała się. - Znaczy odrzuca ich i strzelają wpierw w górę a potem za siebie... chcesz spróbować jeszcze raz, czy idziemy dalej?
- Lepiej dalej. - powiedziała. Jeśli miałaby używać, albo posiadać jakąś taką broń, to z pewnością nie tą.
- Pistolet ręczny to w sumie taki rewolwer, tylko ma większy magazynek, mniejszy odrzut i większą siłę rażenia. Są też silniejsze modele, które maja też większy odrzut - powiedziała Reva i odłożyła pistolet. - Działo przeciwpancerne to już zupełnie inna rzecz. Porównałabym go raczej do katapulty, niż do kuszy... - zgarnęła je i rozstawiła sprawnie stelaż. Pojawił się bardzo odległy cel. - Pe-Panc leciiii! - krzyknęła Rea, po czym strzeliła. Niewielka rakieta pomknęła wprost do oddalonego o 100m celu i eksplodowała tuż po przebiciu go. Hałas był straszny.
- Trafiony! - powiedziała zadowolona Argena. Efekt działania tej broni bardzo jej się spodobał.
Reva złożyła działo. - Nie pozwolę ci z tego strzelać, bo złe wycelowanie mogłoby się skończyć remontem bariery - powiedziała. Wzięła ciężki karabin maszynowy. - To jest działo Cravena. Jeden z ciężkich karabinów maszynowych - powiedziała. Argena pamiętła jak dwóch żołnierzy rozstawiło pozycję strzelecką dla tego działa. Reva chwyciła je porządnie i skosiła parę celów sprawnym ruchem. - No... tego już raczej nie utrzymasz - powiedziała. - jakieś pytania, czy idziemy dalej?
Argena zaśmiała się cicho.
- Pokaż. - powiedziała, chciała sprawdzić, czy faktycznie nie utrzyma tego karabinu. - Jak to działa? - spytała.
Kobieta skrzywiła się lekko. - Dobra - mruknęła. Był cholernie ciężki. Była w stanie go utrzymać, ale Revie chodziło chyba o utrzymanie go w trakcie strzelania. - Gdyby wszystkie pociski szły jedna lufą, to ta rozgrzała by się bardzo szybko. Te lufy "wymieniają się" by żadna nie nagrzała się zanadto. Oczywiście podczas prowadzenia ciągłego ognia i tak się nagrzeją, ale o wiele wolniej.
- Widziałam raz jak to działa. - powiedziała, a teraz już wiedziała dlaczego "lufy" się obracały, choć nie wiedziała jak dokładnie to działa.
Po chwili odstawiła broń na jej miejsce.
- Dużo osób potrafi to obsługiwać? - spytała.
- Tak, każdy żołnierz... ale większość potrzebuje stanowiska ogniowego - powiedziała kobieta. - Ja też za długo bym tak strzelać nie mogła - dodała, przechodząc do kolejnej "pozycji" na stole. Podniosła działo Reilera. Wyglądało dziwacznie w porównaniu do reszty broni. Lufa była kwadratowa, a konstrukcja wyglądał na rachityczna. - To prototyp - powiedziała Reva. - Już maja prawie gotowe ostateczne wersje, ale niektórzy dostali prototypy do wypróbowania - powiedziała kobieta. Wzięła karabin i przycelowała do najodleglejszego celu na strzelnicy. Argena nie widziała pocisku ale kobieta niewątpliwie trafiła cel, który po prostu rozpadł się w drobiazgi. Strzałowi towarzyszył tylko odrzut, ruch przedniej części lufy wstecz, emisja dużej ilości pary z paru rur u dołu broni i wysoki dźwięk
Argena była pod wrażeniem celności i "cichości" broni. - Jak to działa? - spytała w pełni zaciekawiona.
Reva westchnęła. Obawiała się tego pytania. - Powiedzmy po prostu, że uderza pewnym rodzajem energii, który pozbawia cel wody. Suszy go na wiór. - odparła po chwili namysłu.
Argena zdziwiła się jeszcze bardziej. - I nie ma w tym magii??
- Nie - odparła krótko Reva.
- Niesamowite. - skomentowała. - Wypróbowano je już w praktyce? Działa też na demony? - dopytała się.
- Na wszystko co żywe i na większość tego co martwe - powiedziała Reva. - Kłopot polega na tym, że na kolejny strzał poczekać trzeba jakaś godzinę. Jeszcze nie wiedzą jak przyspieszyć chłodzenie rdzenia - mruknęła.
- Wiem, że broń ma być niezależna, ale jeśli problemem jest schłodzenie, to można to zrobić zaklęciem. Połączyć ich w pary strzelec i mag. - zauważyła.
- Mag byłby tylko od chłodzenia? To lepiej niech rzuca zaklęcia - powiedziała kobieta. - Poza tym jeśli dadzą radę załatwić to mechanicznie to możemy mieć broń, w którą wyposażymy naszych snajperów... nieważne... idziemy dalej? -
- Dalej. - odpowiedziała krótko, nie komentując już jej komentarza.
Kobieta założyła przedmiot zwany Murdemem na ramię. Kilka metalowych płyt objęło ją w talii i na plecach. Założyło też jej hełm z jednym zasłoniętym okiem. - Tu już działa magia - powiedziała kobieta. - Nawet jeśli cel się porusza możemy ustalić trajektorię... - wcisnęła przycisk na maszynie z prawej strony. Z luftu w ścianie wyleciał dysk służący do ćwiczeń na poruszających się obiektach. Kobieta sięgnęła ręką. Zamontowane na jej ramieniu coś wystrzeliło paręnaście kulek, które wysadziły dysk. - To już zabawka dla zaawansowanych.... no i teraz... - odstawiła Murdema na bok. - Jakieś pytania, jak nie to wołam ludzi na demonstrację działa Zellmana, to wszyscy chętnie zobaczą - uśmiechnęła się.
- Ten Murdemem będzie przydatny przeciwko latającym demonom. To strzelający kieruje pociskami? Dzięki hełmowi? - spytała.
- Kieruje ręką, Dzięki hełmowi widzi się tor lotu i parę innych rzeczy - powiedziała Reva.
- Dobrze. - powiedziała zadowolona. - Ale zanim pokarzesz, powiedz mi coś o tym dziale Zellmana. Rozumiem, ze to wyjątkowe dzieło. - powiedziała przyglądając mu się uważnie.
- Hmm.. działo Zellmana to nasza duma. Powstało tu i nazywa się tak po człowieku, który dał pomysł na mechanizm jego działania. Po prostu pokażę, dobra? - zapytała.
- Dobra. - powiedziała Argena i z lekkim uśmiechem czekała na pokaz.
Tym razem rozstawianie platformy trochę trwało. - Będę strzelać z Zellmana! - krzyknęła Reva. - Zellman miniaturowy - powiedziała Argenie. - Na Garni stoją pełnowymiarowe działa Zellmana. Dlatego atak na granicę wydaje się być samobójstwem - wyjaśniła. Zeszło się trochę ludzi. Reva chwyciła za jakiś drążek i wycelowała w duży cel z pancernego metalu. - Pełnowymiarowe również szybciej strzelają - dodała. Lufa działa rozszczepiła się na cztery części, które zaczęły się coraz szybciej obracać. W pewnym momencie Reva wcisnęła przycisk na końcu drążka. Przez sekundę wszystkie dźwięki po prostu zniknęły. Był tylko snop bardzo jasnego i skondensowanego światła, który po prostu pojaiwił się miedzy lufą a celem. Potem był potężny podmuch wiatru, a cel został zdmuchnięty, jakby był kupką popiołu.
- Pojedynczym strzałem możemy położyć na przykład... - reva zamyśliła się na moment. - Powiedzmy Molocha. A pełnowymiarowe ma efekt łańcuchowy wiec trafia do dwudziestu celi za jednym strzałem -
- Imponujące. - skomentowała Argena. Wyglądało na to, ze ich szanse w tej wojnie nieco się poprawiły i może nawet uda im się utrzymać do jej zakończenia.
- No to wszystko. nie proś bym tłumaczyła jak działa to działo.. nie uda mi się - powiedziała kobieta.
- W porządku. Grunt to umieć je obsługiwać. - powiedziała Argena. Szczegóły techniczne można było sobie darować.
Reva skinęła głową Argenie. Zaczęła zbierać stół i broń na nim leżącą.
Argena dostała się do domu bez przeszkód. Jej szofer prowadził pewnie i spokojnie.
Napisała i wysłała jeszcze list do drugiego kandydata na jej szofera, że ta posada jest już zajęta, ale może go zatrudnić na innym stanowisku. Jeśli się zgodzi miał zgłosić się do jej domu o wyznaczonej porze.
Potem postanowiła wziąć dłuuugą gorącą kąpiel. Następnego dnia czekała ją rozmowa na temat strategii...

Argena dotarła pod okazały budynek Rady - miało się tam odbyć spotkanie i omówienie strategii. Okazało się po chwili, że jest to część gmachu głównego, gdzie mieszczą się wszystkie oddziały. Gdy wysiadła z pojazdu kątem oka dojrzała Yanga Lou wychodzącego z budynku naprzeciw. Zobaczył ją.
Kobieta wyszczerzyła do niego swoje demoniczne ząbki w geście, który można by było nazwać uśmiechem. Nie miała jednak okazji zobaczyć jak zareaguje Yang. Drzwi się otworzyły i weszła do przyjemnie ciepłego wnętrza.
Zaprowadzono ja do sali obrad. Technicy już się zgromadzili, było tam kilku, może kilkunastu strategów i trójwymiarowa mapa wyspy. Model. Duży model. Argena otrzymała wskaźnik optyczny, który stanowiła rękawica ze specjalną latareczką w palcu wskazującym i została poinstruowana jak to działa. Otrzymała też spis armii i oddziałów.
Spotkanie ogólnie potoczyło się po myśli Argeny. Miała okazję "doedukować" co po niektórych na oczach dowództwa. Wreszcie opracowano końcową strategie w wypadku ataku i obrony. Zebranie skończyło się późnym wieczorem. Na szczęście były przerwy i poczęstunek.
Ustalono, że jeśli zostaną zaatakowani to planowane jest oszczędzanie środków mobilnych. Tylko jednostki latające i bardzo ciężkie mają wyjechać, gdy siły wroga zostaną już rozproszone przez działa i rakiety. Jest parę podziemnych przejść z których też zaatakują. Oczywiście pojawiło się kilka różnych założeń i scenariuszy.

Po powrocie ze spotkania, Argena zastała u siebie list. Było to zawiadomienie, że jej nowa zbroja czeka na odebranie, co zadowoliło i zaintrygowało Demonicę.

Następnego dnia około południa Adam dotarł do jej domu. Najwyraźniej dalej był zainteresowany pracą u Argeny. Ubrany był bardzo podobnie jak ostatnio, tylko zmienił kolor krawata i koszuli.
Argena przyjęła go również w innym stroju. Czarna mocno obcisła suknia, nie licząc dłoni, pokrywała całe jej ciało od stóp po szyję.
Gdy Zagu otworzył drzwi przywitała Adama lekkim uśmiechem. Była w swojej ludzkiej postaci.
- Witam - Adam skłonił się lekko po czym wszedł i odłożył wierzchnie odzienie na wieszak.
- Siadaj. - powiedziała spokojnie i wskazała mu krzesło. To samo, na którym siedział parę dni wcześniej, podczas identycznej rozmowy.
Mężczyzna usiadł i czekał na ciąg dalszy.
- Więc jak już wiesz, posadę szofera otrzymał kto inny. Ale mam jeszcze inne miejsce, ogrodnika i ... osoby od napraw technicznych.
- Napraw technicznych? - zapytał mężczyzna.
- Kontrolowania urządzeń technicznych w domu. - wyjaśniła, choć tak naprawdę nie wiedziała do końca jakie ma urządzenia.
- A, drobne naprawy... - Adam uśmiechnął się i skinął głową. - Jestem jak najbardziej zainteresowany.
- Dobrze. Właściwie wszystko jest jak mówiliśmy poprzednim razem, no może mogę dodać jeszcze pewną informację. Czy masz jakieś pytania?
- Tak, czy mogę się rozejrzeć i zobaczyć z czym będę miał do czynienia? - zapytał mężczyzna.
Argena zmarszczyła lekko brwi. Tego się nie spodziewała.
- Możesz. - powiedziała spokojnie i oboje udali się na mały obchód po domu i ogrodzie.
Mężczyzna obejrzał parę sprzętów domowych. Stwierdził, ze sobie poradzi, ale jeszcze na wszelki wypadek poczyta na temat jakichś instalacji. Argena nie zrozumiała co mówi, ale brzmiał na przekonanego do swej racji.
- Oprócz tego mogą być jeszcze pewne dodatkowe rzeczy do zrobienia, takie jak umycie okien albo przestawienie szafy. - powiedziała, gdy ponownie usiedli przy biurku.
- O Jasne - powiedział mężczyzna.
- Aha i jeszcze jedno... - Argena zatrzymała głos budując małe napięcie - będziesz pracował dla Demona. - powiedziała.
- Hm? - mężczyzna uniósł brew, nie rozumiejąc.
- Taka mała informacja, aby potem nie było niespodzianek. - powiedziała przyglądając mu się uważnie. - Czy to coś zmienia? W twoim podejściu do pracy.
- Hm.. byłoby miło poznać tergo demona wpierw - mruknął mężczyzna. - Myślałem, że pracuję tylko dla pani.. - powiedział spokojnie.
- Dobrze myślałeś. - powiedziała spokojnie - wspomniany Demon siedzi naprzeciwko Ciebie. - dodała i uśmiechnęła się szeroko.
- Aaa... no jasne - powiedział zaskoczony mężczyzna. - Nie, rasa pracodawcy to kwestia podrzędna - mężczyzna zaśmiał się nieco nerwowo. Widać jednak potrzebował chwili, aby przyswoić nowa informację.
Zaraz potem Argena podsunęła mu umowę. Mężczyzna podpisał natychmiast i skinął głową.

Następnie zawołała szofera i ten zawiózł ją do sporej zbrojowni. Miała w liście kwit na zbroję. Gdy weszła do pierwszego pomieszczenia stwierdziła, ze jest ono sześcienne i surowe. Jest w nim gorąco a poza wielkimi drzwiami z lewej jest spore prostokątne biurko z prawej. Siedzi za nim krasnolud w koszuli. Skinął Argenie głową na powitanie.
Argena była bardzo zadowolona z temperatury panującej w pomieszczeniu - od razu poczuła się lepiej. Podeszła do biurka i położyła na nim dokument na odebranie zbroi. Uznała, ze jeśli jest ona dziełem krasnoluda to będzie ona dostatecznie dobrej jakości.
Krasnolud zgarnął karteczkę. Skinął głową. - Proszę sobie usiąść - wskazał krzesła w prawej części pomieszczenia. Wziął w dłoń rodzaj trąbki i powiedział do niej "Zamówienie 52Z - odbiór", po czym ją odłożył.
Argena zajęła dwa krzesła. Z uwagi na panującą tu temperaturę nie miała nic przeciwko czekaniu.
Wkrótce wielkie wrota z lewej otworzyły się i ze środka buchnęło ciepło. Wrota otworzyły się nie typowo. Dolna i górna połowa po prostu wsunęły się w odpowiadającą im część ściany. Do pokoju wjechał wózek pchany przez demona w kultu roboczym i z młotem u pasa.
- No - warknął. - Wreszcie. Cholernie ciężkie to-to - kopnął wózek.
- Było wziąć lżejszy - odparł krasnolud. Demon odszedł bez słowa i zamknęły się za nim drzwi.
- Proszę - powiedział krasnolud. - Pani pancerz - wskazał zawartość wózka. - Jeśli życzy pani sobie go zabrać jako bagaż zaraz dostanie pani nań walizkę.
- Wezmę jako bagaż. - powiedziała Argena. Nie miała zamiaru przebierać się w tym miejscu.
Wkrótce dostała wielką metalową walizkę. - Pomóc pani to przenieść do środka transportu? - zapytał krasnolud.
"Pomóc mnie? Sam byś ją tam zaniósł." - przemknęło jej przez myśli.
Argena złapała walizę w dwie ręce i podniosła do góry. - Nie trzeba. - odpowiedziała i ruszyła do wyjścia. Miała nadzieję, że nie pożałuje decyzji w połowie drogi do samochodu.
- Wedle życzenia- powiedział krasnolud, siadając z powrotem.
Argena dotaszczyła to do samochodu. Jej szofer otworzył bagażnik i zgarnął bagaż. - O rany - mruknął, gdy włożył to do pojazdu i zamknął bagażnik. - Wracamy do posiadłości, Pani Argeno? - zapytał.
- Tak. - odpowiedziała krótko i wsiadła do środka.
Kierowca pojechał spokojnym tempem do domu. Trwałą śnieżyca, szybsza jazda była by nierozważnym czynem.
Po powrocie do domu mężczyzna wniósł walizkę do domu na spółkę z Adamem i jej chochlikami.
Odesłała służbę i przymierzyła zbroję. Pasowała ona dość dobrze. Większość części miała jakiegoś rodzaju zaciski regulowane, więc po dziesięciu minutach pasowała idealnie.
Jeśli chodziło zaś o skrzydła, to miała parę płytek do nałożenia na nie.
Zwątpiwszy, że będzie mogła w niej latać, poszła do ogrodu aby natychmiast to sprawdzić. Okazało się, że Wznoszenie sie szło jej bardzo opornie, więc pomyślała, że może wystarczy jak trochę poćwiczy. Polatała trochę nad ogrodem, ale nie wznosiła się zbyt wysoko, co by nie mieć bolesnego upadku.
Właściwie nie miała jak się wznieść wyżej niż na 2m, bo za bardzo się przy tym męczyła.
Zdenerwowana nieco tym faktem wróciła do domu i przebrała się w coś lekkiego.

Niezbyt zadowolona z tego faktu Argena kazała chochlikom zapakować zbroję do pojazdu, zaś szoferowi odwieść ją ponownie do kuźni.
- Hm.. co mam powiedzieć kowalowi? - zapytał Lares Devon, jej szofer.
- Powiedz mu, że zbroja leży dobrze, ale jest za ciężka, abym mogła w niej latać. - wyjaśniła.
- Liczę na to, że zmniejszenie jej ciężaru nie pozostawi uszczerbku na jej wytrzymałości. - dodała od siebie.
- Jasne - Lares stuknął obcasami i odszedł ze zbroją.
Wrócił za niecałą godzinę. - Hm, wychodzi na to, że ta zbroja jest po to, by chronić. Nie mogą jej uczynić lżejszą. Ma Pani być po drugiej stronie swojej armii i detalicznie owa zbroja ma bronic przed zbłąkanymi pociskami na przykład, wysoce wątpliwe jest, by dowódca osobiście maił brać udział w bitwie.
Argena przybrała zrezygnowany wyraz twarzy.
- No dobra, niech będzie. - powiedziała. - Na dziś nie planuję więcej kursów. Rozpakuj tylko zbroję. - dodała.
Mężczyzna skinął głową i przyniósł zbroję. - Hm... walizka nie chce się otworzyć.. - mruknął.
Argena westchnęła i bez trudu otworzyła walizkę. Nie była zachwycona, że takim drobiazgiem nie umiał się zająć.
- Hm... dziwne - mruknął mężczyzna. Spojrzał do wnętrz i pstryknął palcami. - Zamek kodowany. Nikt inny tej walizki nie otworzy. Obawiam się, że jeśli jest tu schowana to przed... na przykład poleceniem wyczyszczenia jej, będzie Pani musiała osobiście otwierać walizkę - wyjaśnił. Patrzył chwile na mechanizm, po czym zaczął ostrożnie układać elementy zbroi obok walizki.
Argena spojrzała na mechanizm. Wyglądał bardzo tajemniczo, ale słowa Lares'a zdawały się być prawdą. Zrozumiała, że niepotrzebnie się zdegustowała.
- Dobrze. - odpowiedziała.


Kolejne dwa dni minęły spokojnie, na niewiele znaczących spotkaniach i dalszemu omawianiu strategii... nagle(!) Argena została wezwana do głównego gmachu przez gońca.
Natychmiast wezwała szofera i udała się na spotkanie.
Okazało się, ze jest to spotkanie awaryjne. Demony obsadziły pozycję i... czekają. Nagromadziły się w parunastu miejscach na wyspie. Tylko Czarny Psycholog był zaniepokojony takim obrotem sprawy, nie podobało mu się to, dlatego wszystkich wezwał.
- Wezwałem was tu, bo coś nie daje mi spokoju - powiedział Czarny Psycholog. - Demony obsadziły kilka pozycji - wskazał je na mapie. Były oznaczone czerwonymi plamami. - I tam siedzą. Nie ruszają się już drugi dzień, nie było żadnych ataków na oddziały zwiadowcze, żadnych wrogich patroli, niczego... - reszta techników nie była pewna co do celowości tego zamartwiania się na zapas. - Nasze siły i tak wkrótce będą gotowe, możemy zaatakować w przeciągu paru dni, ale to by wymagało drobnych zmian w strategii - stwierdził Biały Mechanik.
- Nie możemy czekać paru dni! - powiedziała stanowczo Argena. I zamyśliła się dłuższą chwilę.
- Rozłożenie tych nagromadzeń na świadczy o tym, że Demony planują otworzyć portal. Tylko, że takie wrota mają zwykle nie więcej jak 100 metrów średnicy, a te szacować możemy na 100 kilometrów. - powiedziała głośno i stanowczo. - Całą wyspę chcą zamienić w portal, przez który błyskawicznie przybędzie cała armia demonów.
Oczy wszystkich zwróciły się na Argene. - Chcesz nam powiedzieć, że zamienią to miejsce w punkt przerzutowy? - zapytał czarny Psycholog
- Na pełną skalę! - odpowiedziała z pełną powagą.
Technicy popatrzeli po sobie. Nie byli pewni czy mogą ufać osądowi Argeny... ale chyba nie mogli sobie pozwolić na wahanie w takim momencie.
- Pełna mobilizacja. Niech dowódcy stawią się jutro o świcie na odprawę - mruknął Czarny Psycholog. Reszta techników potwierdziła skinieniem głowy. Odprawa miała odbyć się w tym samym miejscu co narada.
Argena przyjrzała się mapie i zaznaczonym na niej punktom. Czekało ich kilka niełatwych bitew przeciwko Demonom, co nie było specjalnie zadowalające. Wiedziała jaka jest stawka i trochę Ją to przerażało, ale nie dała tego po sobie poznać.
Wszyscy opuścili pomieszczenie. Nad mapą zostali tylko Biały Mechanik i czarny Psycholog. Spojrzeli an siebie porozumiewawczo, patrzyli chwilę na mapę i wymieniali jakieś krótkie uwagi.
W końcu Biały Mechanik powiedział, że to na tyle na dziś.

Mieli wyruszyć na wielką bitwę. Bitwę podczas której Ona będzie dowodzić największą jak dotąd armią...
Pół godziny przed czasem, Argena przyjechała na miejsce spotkania. Miała na sobie swoją nową ciężką zbroję... A potem ruszyli do bitwy...


Argena przestała rozmyślać i wróciła do rzeczywistości. Zaczęła powoli marznąć, więc udała się do swojej kajuty, aby tam posiedzieć w cieple i napić się czegoś mocnego na rozgrzewkę.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: BlindKitty »

Yang Lou i Shreth

Krwawa i okrutna walka ze zmutowanym pseudodemonem niemal pozbawiła Yanga życia. Rannego i średnio przytomnego odstawiono do miasta, gdzie zajęli się nim lekarze - na szczęście, bardzo skutecznie. Wkrótce szermierz wrócił do życia i działania, świętując wraz z innymi.

W zasadzie większa część okresu imprezowania upłynęła mu z Iseris. Siadywali gdzieś na uboczu głównych obchodów, i obserwowali ludzi, dużo rozmawiając. Yang pił dużo, nawet bardzo dużo, w zasadzie tyle ile tylko zdołał zmieścić; czarodziejkę na początku to szokowało, ale wytłumaczył jej że jego krwioobieg znakomicie przetwarza alkohol, i że czasem potrzebuje po prostu czegoś takiego. Patrzyła nań co najmniej dziwnie, ale kiedy stwierdziła że nie wykazuje żadnych oznak upicia się, stwierdziła chyba że na razie nie będzie więcej pytać.
Przynajmniej nie na ten temat, bo ogólnie miała całkiem dużo pytań. Szermierz wiele jej opowiedział, mieli w końcu czas. Snuł opowieść o tym co działo się, kiedy nie tak dawno - choć, wydawałoby się, całą wieczność temu - trafił do czegoś, co było w jego odczuciu całkiem dobrym odpowiednikiem piekła. Jak zdobył tam dziwną, krwawą katanę która okazała się demonem, jak ją znalazł, gdzieś pośród tego smrodu i zniszczenia. I jakim cudem sam uszedł z życiem.
Starał się też tańczyć; okazało się że ona to lubi, więc próbował, ale bez większych sukcesów. Nie miał do tego talentu, choć raczej nie zdarzało mu się deptać partnerki po stopach.

Gdy świętowanie się zakończyło, zaczął z Iseris spędzać mniej czasu; oboje zajęli się ćwiczeniami, wiedząc, że wkrótce ich umiejętności mogą być konieczne. Szermierz poszukał kogoś, kto umiałby nauczyć go czegoś więcej o posługiwaniu się katanami. Wprawdzie był w tej kwestii dobry, ale nie ulegało wątpliwości że jest jeszcze wiele przed nim.

***

Żółtoskóry szermierz stał na pokładzie. Nie jadł wiele od wyruszenia z portu - niespecjalnie lubił podróże morskie i do każdej musiał się przez kilka dni przyzwyczajać. Płynął w nieznane, ciekaw, co może się jeszcze wydarzyć, zwłaszcza w czasie tej niekrótkiej przecież, bo przewidzianej na ponad dwadzieścia dni, podróży.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Plomiennoluski »

Daikonsstran


Można się było tego spodziewać, plan drakona nie do końca wypalił, owszem trafił stwora w oko, ale nie zrobiło to na nim większego wrażenia, dopiero ostatnia kula którą wpakował w głowę demona poczyniła jakieś większe szkody, co nie miało aż tak wielkiego znaczenia biorąc pod uwagę ilość ołowiu jaką został naszpikowany oraz jak bardzo poszatkowały go ostrza. Cała końcówka w której demon który się rzucił na ich oddziałek wyzionął ducha, o ile można było powiedzieć że takiego posiadał, a gargantoid ruszył spacerkiem do domu była malownicza i wystarczająco epicka jak dla niego, najchętniej wróciłby do warsztatu i zaczął budować coś z wystarczająco wielkim działem żeby mogło rozwalić na kawałeczki nawet to wielkie bydle które wyszło prosto z piekła. Gdy gigant znikł w portalu i zamknął za sobą wrota, konstruktor wskoczył ponownie do pojazdu i ruszyli w kierunku Mehizeck. Nieco zdziwiła go kurtuazja piekielnego pomiotu, ale doszedł do wniosku że albo nie lubił przeciągów albo nie chciał żadnych nieproszonych gości, efekty takich gołym okiem można było zaobserwować na pęczki na całej wyspie.

Po powrocie czekała ich krótka ceremonia gdzie zostali odznaczeni za zasługi albo coś takiego. Nie widział w tym większego sensu bo tak naprawdę każdy przyłożył się do tego zwycięstwa w mniejszym bądź większym stopniu, niektórzy po prostu byli w złym miejscu o złym czasie, nic jednak nie mówił na głos i dość szybko dołączył do uczty która miała uczcić zarówno zwycięstwo jak i poległych. Daikonsstran zajął sobie miejsce koło jednego z palenisk niedaleko sporej misy z jadłem a po drodze udało mu się porwać wielki dzban czegoś co pachniało procentami. Nie wiedział co dokładnie tam było i nie miał zamiaru wnikać, chciał to po prostu wypić. W ciągu ostatniego miesiąca a szczególnie dzisiaj wydarzyło się dla niego zdecydowanie za dużo żeby móc to dalej przyjmować na trzeźwo. Upił spory łyk mikstury i przegryzł solidnym kawałkiem mięsa. Kiedy tylko ktoś podchodził próbując zagaić rozmowę, z ust drakona wydobywała się krótki cienki płomień połączony z sykiem. Nawet najbardziej podpici biesiadnicy dochodzili szybko do wniosku że konstruktor nie jest chyba w nastroju do pogaduszek. Nigdy nie zagłębiał się zbytnio w sprawy spirytystyczne ale dzisiaj wręcz czuło się obecność dusz poległych i nie bardzo wiedział co z tym zrobić, doszła mu kolejna sprawa do rozwiązania, czuł się niemalże jakby ktoś zaglądał mu przez ramię. Wysączył ten i połowę kolejnego dzbana do końca zanim zwinął się w kulkę koło ognia i usnął. Następnego dnia obudził się o dziwo bez zbytniego kaca ale o wiele spokojniejszy i z jakby nową determinacją do działania. Odświeżył się na szybko i poszedł za głosem rozsądku do hal konstrukcyjnych. Poprzedniego dnia niewiele do niego docierało więc nie wiedział co dokładnie zamierzają mieszkańcy Mehizeck, a nie zapowiadało się na to żeby miał jakąś inną opcję obecnie niż podłączyć się do ich planu dopóki nie namyśli się co ma ze sobą zrobić.

Następny miesiąc minął mu szybko, rzucił się w wir pracy i szalał przy budowie łodzi. Do pokoju wracał tak zmordowany że prawie nie miał siły żeby coś zjeść a zasypiał gdy tylko przyłożył głowę do poduszki. Prace nad statkami szły pełną parą, zarówno budowa nowych jak i przerabianie materiałów z części zniszczonych machin wojennych na błyszczące łodzie. Pewnego dnia wprost zapytał Białego Mechanika
- Jakie są plany miasta na przyszłość, te wszystkie łodzie jasno wskazują na przenosiny ale gdzie?
- Na stały ląd, założyć nowe Mehizeck, trzeba będzie wszystko zbudować od nowa, od samych podstaw.
- odparł treściwie mechanik.
Drakon pracował od świtu do zmierzchu przenosząc się od jednego projektu do drugiego, w ciągu tych kilku miesięcy musiał zapamiętać więcej niż mógłby się sam do tego zmusić, pewnie by mu się nie udało gdyby nie okoliczności i to że zawsze znalazł się ktoś kto by mu pomógł lub wytłumaczył kiedy nie rozumiał czemu tu powinno się zastosować taki a nie inny spaw. W czasie swoich przymusowych dni wolnych zwyczajnie spał, odsypiał wszystkie te dni kiedy pracował za dwóch na spółkę z Pimpusiem. Po miesiącu wszystko zostało już praktycznie ukończone, tempo w jakim udało się wszystko zbudować było niesamowite, gdyby nie załoga która się tym zajmowała zajęło by to prawdopodobnie dziesięć razy więcej czasu.

Jeszcze przed wypłynięciem zajrzał do składziku z materiałami i pokazał siedzącemu tam człowiekowi listę materiałów.
- Dałoby radę dostać te części? Zdaje się że mam co nieco z niewykorzystanego przydziału.
- Chwila, to trochę zajmie, kilka rzeczy tu jest ale powinno Ci nawet zostać co nieco, tylko na co Ci to wszystko?
- Drobny projekt na zabicie nudy.
- odmruknął drakon i oparł się o ścianę czekając na części. Kiedy zostały przyniesione, zapakował wszystko na Pimpusia i przeniósł się razem z wszystkimi rzeczami do kajuty na Armageddonie. Na miejscu zaczął konstrukcję czegoś co planował od dawna. Po tygodniu na morzu udało mu się skończyć projekt. W niedużej kasetce, niezbyt wysokiej, ale dość długiej i szerokiej połyskiwali mechaniczni tancerze. W czarnej kasetce dwie małe armie odtwarzały ciągle śmiertelny taniec.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Pavciooo
Kok
Kok
Posty: 1245
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
Lokalizacja: Legionowo
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Pavciooo »

Velius:

Miesiąc. Tyle już minęło, odkąd rozegrała się tamta bitwa. Obecnie Velius stał przy burcie okrętu "Armageddon" wpatrując się w morskie fale rozcinane przez potężną flotę techników. Cały czas rozmyślał o ostatnich wydarzeniach. Ciągle nie mógł sobie wybaczyć, że jego udział w ostatecznym pojedynku był tak znikomy - przynajmniej jego zdaniem. Gdy walczyli z ostatnim przeciwnikiem, jedynie pierwszy atak - na nogę - był skuteczny. Kolejne nie wychodziły magowi zbyt dobrze, demon zdawał się w ogóle nie zwracać uwagi na jego uderzenia. Gdy skończyła się mana, Velius był zbyt daleko żeby walczyć wręcz i mógł pomóc jedynie modlitwą. Na szczęście, większość towarzyszy przetrwała, dzięki czemu nie musiał się tym aż tak bardzo przejmować.

Nadal pamiętał jednak, że i w poprzedniej wielkiej bitwie był nieprzydatny - wtedy ową bitwę po prostu przegapił... Zamierzał zabrać się za trening, by następnym razem to nadrobić. Mieli teraz dużo czasu, więc pracował ile tylko mógł. Świat się zmieniał, Velius nie wiedział, co będzie ich czekać na kontynencie - musieli być gotowi na wszystko.

*Dosyć rozmyślania* - pomyślał, po czym wrócił do swojego apartamentu kontynuować swój trening.
I tak nikt tego nie czyta...
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mr.Zeth »

Wszyscy:

Po długim rejsie który upłynął pod znakiem luksusów i spokoju wreszcie miało miejsce lądowanie.
Krajobraz przedstawiał się dość ponuro. Popielne pustynie i ruiny jak okiem sięgnąć, ale co dziwne – nigdzie nie było ani śladu demonów. Kilku ludzi obserwowało teren przez lunety. Ktoś wreszcie krzyknął. – Co to do diabła jest?
Wszystkie lunety zwróciły się we wskazywaną przez mężczyznę stronę.
Oczom obserwatorów ukazała się powykręcana istot o czerwonej skórze, długich kończynach i nabrzmiałych stawach. Z jej pyska sterczały kolce, uniemożliwiając jej pożarcie czegokolwiek. Brzuch był zapadnięty, a żebra można było policzyć. Z łokci i ramion sterczały powykręcane rogi. Istota kuśtykała przez pustkowie, wydychając jakiś czerwony gaz...
Nikt nie wiedział co to jest.
Były jednak bardziej optymistyczne wieści. Spod popiołów wystawały gdzieniegdzie... pędy. Rośliny zaczęły juz powracać na niegdyś utracone tereny. Świat zdawał się powoli odradzać po tych koszmarnych przejściach.
Przystąpiono do budowy nowego Mehizeck. Wszyscy, nawet sami konstruktorzy byli pod wrażeniem prędkości, z jaka powstawało nowe miasto, niemal identyczne z tym, które stało na Wyspie Wygnańców. Nawet częste burze pyłowe nie spowolniły budowy.
Biały Mechanik wezwał Zabójców Eltharonda miesiąc po lądowaniu.
- Słuchajcie, będę się streszczał – powiedział z uśmiechem. – Zostaliście jednogłośnie wytypowani jako ekipa rekonesansowa. Nie możemy wysłać sił lotniczych, a większość z oddziałów została oddelegowana do prac lub obrony. Reszta patroluje wody i tereny wokół Mehizeck. Otrzymacie pojazd i wyposażenie, nawet paru ludzi do pomocy. Będziecie musieli po prostu zrobić mały rajd rekonesansowy. Dowódczynią będzie Argena, Argeno, twoją bezpośrednią doradczynią i w sumie współdowódczynią będzie Arilyn. Ruszylibyście za dwa dni. Jutro dowiecie się kogo wam dołączymy do ekipy – zrobił pauzę i spojrzał po wszystkich. – Najwyższy czas przetestować nowy sprzęt, co? – zapytał.

Każdy z obecnych na sali otrzymał jakąś specjalną nagrodę. Wyglądało to zabawnie, gdyż trzyz obecnych osób miały ciekawie wyglądające rękawice. Jakby poszli we trójkę do sklepu z rękawicami i zdecydowali się wydać tam oszczędności całego życia.
Yang miał na rękach dwie potężne rękawice, które zdawały sie ciągle zmieniać kształt. Wyglądały jak połączenie kości i jakichś krwawych ścięgien. A na wierzchu każdej dłoni było oko. Nieludzkie, upiornie białe oko z poprzeczną źrenicą. Yang potrafił teraz przy odrobinie wysiłku zadać trzy ciosy w czasie jednego, lub wydłużyć swą szablę na kształt bicza... ale który bicz odgryzał kawał trafionej materii? Shreth stał sie potężniejszy. Poza byciem bronią był też dodatkową parą oczu i ochroną rąk Yanga.
Argena miała z kolei rękawice z czarnego metalu. Gdzieniegdzie co jakiś czas jarzyły się jakieś znaki. Na prawej – czerwone, a na lewej – pomarańczowe. Wyglądały co najmniej groźnie, powietrze wokół nich drżało, jakby były bardzo gorące, jednak w dotyku były zaledwie ciepłe. Koło łokcia rękawice były wieńczone jakimś złowrogim znakiem. Argena została poinformowana o ich znaczeniu.
Na prawej było małe białe kółko, z którego wystawały cztery haki, okrążone jakimiś demonicznymi znakami. Znak Czystej Nienawiści. Ta dłoń przywoływała Ostrze Ślepego Szału, które było w stanie spowodować nagły napływ szału i spowodować, że Argena zada cios o zdwukrotnionej sile dwakroć, przy okazji żerując na zadawanym cierpieniu.
Na lewej była czarna pęknięta kula na białym tle. Na każdej części kuli była inna demoniczna runa. Był to znak Czarnej Rozpaczy. Ta rękawica przywoływała. Miecz Złamanej Nadziei. Nieco silniejszy, a z każdym zadanym ciosem wraz z ciałem łamał ducha walki trafionej istoty.
Velius otrzymał tylko jedną rękawicę. Masywna, wykonana z janobłękitnej stali, ze znakiem Thirel na zewnętrznej części ramienia. Delikatne fale na jej powierzchni przypominały wzory na stali damasceńskiej.
Ułatwiała ona kanałowanie mocy podczas wykonywania gestów, tym samym zmniejszając wysiłek, który mag musiał włożyć w każde zaklęcie. Każdy zadany nią cios wywoływał uderzenie mocą wody. Ponad to Jeśli Velius włożył w nią dość mocy, to uderzała strumieniem wody tak mocnym, ze trafiona istota musiałaby wykazać się wielką siłą, by oprzeć się powaleniu... a nawet jeśli, to musiałaby wykazać się wielką odpornością, by w takim wypadku przeżyć.
Pancerz Arilyn nie zmienił się z zewnątrz w ogóle, ale Velius czuł, ze elfka ma wokół siebie pole ochronne generowane przez jej pancerz. Delikatne wibracje energii pomagały w rozpraszaniu wszelkich zaklęć, które ktoś mógłby nałożyć na Arilyn. Zwykłe zaklęcia również zostałyby znacznie osłabione, nim uderzyłyby elfkę.
Daikonsstran nie wyglądał inaczej, za to jego golem... jedyne co było takie samo to postura. Miał nowy pancerz, inne nogi, zmienioną głowę... potrafił nawet mówić. Daikonsstran przyjechał na nim do budynku Rady.
Golem był znacznie szybszy, potrafił nosić większy ładunek. Na ramionach miał też dwa wielkie ostrza.
Iseris miała na głowie ciekawą obręcz przypominającą zastygły płomień. Wyglądała w niej jeszcze zadziorniej niż zwykle. Światło odbijało się od kryształopodobnej powierzchni, rzucając „zajączki” wszędzie wokół. Obręcz ta wzmacniała wszelkie rzucane przez nią zaklęcia ognia.

- Ojej... – bąknął Biały Mechanik. – Muszę lecieć, ale będę za jakieś dwie godziny. Jutr będę cały dzień na hali konstrukcyjnej, wiec możecie tam wpaść i zadać mi ewentualne pytania. No. A teraz muszę was niestety wyprosić. Lećcie do siebie, odpocznijcie przed akcją.
Nie było wyboru. Wszyscy musieli wyjść. Los znów połączył ich w jeden zespół...
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: WinterWolf »

Wszyscy

Cała drużyna miała jeden dzień i kawałek następnego dla siebie - na psychiczne przygotowanie się do akcji.
Iseris spojrzała po wszystkich. - No to może pójdziemy do Awangardy? - zaproponowała. Awangarda była porządną restauracją, gdzie poza wybornym jedzeniem można było również dostać przedni alkohol. Miejsce z klasą, acz strój wieczorowy nie był obowiązkowy.
- Jeśli rzeczywiście nie trzeba się przebierać jak banda pajaców, to można iść - mruknęła Arilyn.
- Zupelnie nie wiem co masz przeciwko wykwintnym ubraniom, ja nic przeciwko nim nie mam, o ile wiszą w szafie oczywiście. Poza tym, niektóre lokale maja czasami pewne zastrzeżenia kiedy próbuje wprowadzic Pimpusia do srodka, zupelnie nie wiem czemu. - powiedzial konstruktor z wyraźnie zdumionym głosem.
- Może ze względu na jego wcale niemały gabaryt - mruknęła. - Niektórzy boją się, że może im się coś potłuc. Zresztą... Nie lubię szkła właśnie ze względu na tendencję do tłuczenia się - mruknęła.
- No tak, ale przeciez nie jest jeszcze taki wielki, poza tym, mi metalowe kubki czy talerze wcale nie przeszkadzaja. Co do Pimpusia to jest akurat delikatniejszy niz polowa okolicznych mieszkanców, wiec to jak zwykle tylko uprzedzenia. To co idziemy cos zjesc? Bo cos zglodnialem. - rzucil lobuzerkso Daikonsstran
- Mi też metal nie przeszkadza. Jasne. Chodźmy. Też bym coś zjadła. Nie dzieje się tu ostatnio nic ciekawego - mruknęła pod nosem.
Przebywająca pod swoją naturalną postacią Argena, przystała na pomysł restauracji i potwierdziła to lekkim przytaknięciem. Przez całą pogadankę była gotowa do drogi, ale nie ukróciła rozmowy pozostałych. Wszak nie do końca byli podwładnymi jej żołnierzami, a na pewno nie jej służbą. Ruszyła razem z nimi, zadowolona że wszyscy szybko doszli do zgody - wszak było to ważne jeśli wspólnie mieli udać się na zwiad i być może wspólnie walczyć.
Reakcja Yanga nie była raczej dla nikogo zaskoczeniem, biorąc pod uwagę osobę od której wyszła propozycja; wziął Iseris za rękę i uśmiechnął się.
- Metalowe naczynia są chyba po prostu droższe - spytał, wtrącając się do rozmowy. W zasadzie jemu też odpowiadało to że nie musi przebierać się w strój wieczorowy, głównie jednak dlatego, że po prostu żadnego nie miał. Zerknął jeszcze na pozostałych i nie widząc dalszych sprzeciwów, uśmiechnął się do Iseris, gestem prosząc żeby poprowadziła. Kobieta skinęła głową z uśmiechem i wtulając się w ramię szermierza niemal pociągnęła go za sobą.
Po paru minutach marszu dotarli do restauracji. Każdy na wejściu okazał bransoletę i wkrótce cała ekipa znalazła się wewnątrz. Drzwi okazały się nieco za małe, a podłoga za delikatna dla Pimpusia, ważącego teraz ponad dwie tony i mierzącego 2.8m. Argena nie miała już takich problemów ze swoim 2.5m wzrostu i około jedną dziesiątą wagi golema. Z jednej strony była zadowolona, z drugiej zaś... zazwyczaj wolała być największa w towarzystwie.
W menu były zarówno wykwintniejsze dania jak i prostsze, można by rzec "mniej udziwnione". Była kuchnia tradycyjna ludzka, elficka i krasnoludzka, owoce morza, kuchnia tasalańska, która była znana z dodatku alkoholu i ostrych przypraw. Ostatnie na liście były potrawy z wysp Nattry, a wiec dania w kórych rzadko pojawiało się mięso, a jeśli już to drób lub ryba. Ponad to był tu bogaty wybór soków, wód, win i piw, oraz desery i przsytawki.
Milczący dotychczas Velius ożywił się na widok ogromnego wyboru smakowitego jedzenia. - Wspaniale! Trzeba korzystać z pysznego jadła póki można, na naszej wyprawie zwiadowczej o tak dobre jedzenie będzie ciężko - powiedział po czym złożył swoje zamówienie.
Arilyn zdecydowała się na coś z kuchni tasalańskiej. Miała ochotę spróbować. Poza tym do tego zamówiła jakieś dobre piwo.
Szermierz zamówił butelkę jakiegoś przyzwoitego wina - sam pewnie piłby tanią wódkę, co było największą radością Shretha, ale przecież nie w takim miejscu, i nie przy Iseris - i jakąś rybę z Nattry, zapiekaną w czymś co z nazwy przypominało mu krzak rosnący w jego rodzinnych stronach. Zresztą niewykluczone że były to liście tego właśnie krzewu, ponoć jadalne. Złożywszy zamówienie, objął ramieniem czarodziejkę i uśmiechnął się lekko.
- To co? Przy stole wypadałoby zapewne porozmawiać o czymś.
- Tylko nie o sensie życia, bo każdego kto zacznie taką dysputę wystawię za drzwi - mruknęła elfka z szerokim, łobuzerskim uśmiechem na ustach.
- Może o tym, jak zmienił się świat... - bąknęła Iseris, przeglądając menu. - Wszędzie jest pełno popiołów i ruin, ale ani śladu którejkolwiek z armii...
Argena przeglądała menu, szukając czegoś co ją zainteresuje. W pewnym momencie natrafiła na proponowany przez gospodarzy posiłek, składający się z ważącego pół kilo steku wołowego pieczonego z cebulą, oraz duszonych warzyw - również w ilości połowy kilograma. Spodobało jej się to, ale zmieniła nieco przepis zamawiając dla siebie podwójne warzywa i aż sześć steków. Do tego dużą, litrową butelkę jednego z lepszych czerwonych win wytrawnych.
- Tylko, żeby mi w warzywach nie było kalafiora, ani brokułów - zastrzegła, kończąc tym składanie zamówienia. Teraz mogła wziąć udział w rozmowie.
- Najwidoczniej armie demonów musiały się wycofać. Tak bywa, kiedy ponosi się duże straty. Ale zostawmy ten temat i pomówmy o sobie. Chcę wiedzieć kto w czym się specjalizuje i co potrafi - rzekła ogarniając wszystkich wzrokiem, po czym zwróciła się do Arilyn - Podobał mi się sposób, w jaki zaatakowałaś tamtą kościaną modlichę. Bardzo efektywny - pochwaliła elfkę. Oprócz niej widziała w akcji golema i swojego ochroniarza z pola bitwy... ale to wszystko było mało.
Drakon zamówił coś z solidną porcją mięsa, warzywa mu nie przeszkadzały, ale zdecydowanie wolał dobrze przygotowane mięsko.
- Jeszcze dwa dni wolnego a już o mocnych stronach i wyprawie? To może pokrótce, ja zajmuję się wszystkim co chodzi i nie ma swojego organicznego życia. - inżynier zamyślił się chwilę.- No może poza nekromancją, powiedzmy że metale i mechanizmy to moja działka.
- Ts... - Elfkę ubawiły słowa Argeny. - Ten sposób, który ci się tak podobał ma więcej wad niż jesteś sobie w stanie wyobrazić. Ale nie zostawia się dobrego konia tylko dlatego, że czasem gryzie i kopie - powiedziała.
- Zapewne. - podsumowała Argena. Choć sam manewr był interesujący, nie był to odpowiedni temat na dany moment. Demonica spojrzała po wszystkich czekając aż się zaprezentują.
- Ja się param magia ognia... i trochę magią lodu. Głównie zaklęcia wyrządzające bezpośrednią krzywdę - odpowiedziała Iseris krótko na pytanie Argeny. - A o Pan Konstruktor był tak precyzyjny w swych wyjaśnieniach, że dalej nie wiem co potrafi. Walisz przeciwników metalową rurką po głowie? - zapytała. Widziała dobrze, jak strzelał w walce z Eltharondem, ale chyba zirytował ją sposób wypowiadania się drakona.
Veliusa wyraźnie rozbawiła uwaga Iseris, a widząc, że Drakon zastanawia się co odpowiedzieć, postanowił opowiedzieć o swoich specjalnościach.
- Ja jestem zaś magiem Thirel, czyli specjalizuję się głównie w ofensywnej magii wody, ale znam się również na leczeniu. - powiedział dumnie mag - W razie potrzeby potrafię też nieźle pięścią przyłożyć, a z moją nową rękawicą powinno to być wyjątkowo skuteczne. - dodał.
- Można powiedzieć i tak, ale to by raczej można powiedzieć o jakimś rycerzu, który wali innych po głowie morgenszternem, ja jeśli już to strzelam, choć żaden ze mnie wojownik. Już bardziej zajmuję się mechanizmami, takimi jak zegarki, robienie prochu, golemy, nic specjalnego naprawdę, moja przydatność w walce jako takiej jest dość niska. - Drakon uśmiechnął się lekko.
- Ja jestem Mistycznym Wojownikiem. Moją specjalnością jest ogień - powiedziała z uśmiechem Arilyn, demonstrując w dłoniach niewielki płomień. Był na tyle słaby, że raczej nie zdołałby niczego przypiec, a tym bardziej kogokolwiek poparzyć. Jak to mówią lepiej nie igrać z ogniem - elfka nie chciała spalić restauracji tylko w niej zjeść i się napić.
- A ja, jako szermierz, po prostu macham mieczem - stwierdził Yang. - No, a poza tym odrobinkę umiem wspomagać się magią krwi, ale nie liczcie na jakieś spektakularne cuda. Po prostu jestem odrobinkę skuteczniejszy w walce kataną.
- Dobrze. Wszyscy się przydadzą. - powiedziała Argena, spoglądając na zgromadzonych łącznie z Drakonem, który chyba nie wierzył w swoją przydatność. - Nie wiem kogo nam jeszcze dadzą. Będę się domagać jakiegoś tropiciela, gdyż naszym zadaniem będzie zwiad i zebranie informacji, a walczyć będziemy w ostateczności.
- Słusznie - mruknęła Iseris. Chyba nie podobała jej się perspektywa walki z demonami w mniejszym gronie.
- Potrafisz leczyć za pomocą magii? - Argena spytała Iseris.
- Nie ten adres. To nasz Thirelita jest od leczenia między innymi. Magia ognia i lodu to magie destruktywne - odparła Iseris, kręcąc głową i oglądając zdobienia na widelcu.
Demonica w odpowiedzi kiwnęła tylko głową i spoglądając na Veliusa zwróciła się do niego - Powiedz coś więcej o swojej magii. Magia bojowa wody, czyli co na przykład? Jak z tym leczeniem? Dasz sobie radę sam?
Jeżeli chodzi o bojową magię wody - zaczął Velius - to potrafię posyłać w przeciwników różne strumienie bądź też całe fale wody, które zadają obrażenia i mogą odpychać czy przewracać wrogów. Jeżeli zaś mówimy o mojej magii leczącej - kontynuował - to użycie mojego czaru trwa niestety aż około 9 sekund, ale leczy dosyć przyzwoicie. Ochrony na polu bitwy raczej nie potrzebuję, mam masywny pancerz, dobrze również walczę wręcz.
Argena kiwnęła nieznacznie głową na znak przyjęcia wiadomości.
- Powiedz nam coś o swoim golemie. Będzie jechał z nami, więc warto wiedzieć jak działa. - powiedziała Argena, spoglądając na Daikonsstranina.
Drakon spojrzał nieco niepewnie na Argene, rzadko zdarzało się żeby ktoś poza innymi konstruktorami pytał o takie rzeczy. Przemyślał chwile i zaczął.
- Trzeba przyznać ze to dość skomplikowana sprawa, same mechanizmy i przekładnie to polowa problemu, do tego trzeba dobrać odpowiednie materiały i tak dalej. W skrócie można powiedzieć ze to po prostu duża zabawka, która może pomieścić inne źródła energii niż nakręcana sprężyna. - wyciągnął z jednej z kieszeni małą zabawkę nakręcaną i ustawił na stole. - Jak widzisz jeśli nakręcę ją tutaj, to będzie szla do przodu, więc wyobraź sobie ze golem to taka duża zabawka, tylko ze ma inny rodzaj sprezyny i ma o wiele wiecej mozliwosci niz to malenstwo. - podrapal zabaweczke po korpusie i schowal do kieszeni. - Tak mniej wiecej dziala jesli o to pytałaś.
Zamówienia dotarły na stół. Jedzenie wyglądało i pachniało ciekawie, wręcz aż prosząc się o skosztowanie.
Arilyn dostała swoje jedzenie jako pierwsza. Na okazałym półmisku spoczywała siekana wołowina. Pachniała winem i ziołami. Jej smak okazał się wyrazisty, a potrawa byłą dość ostra. Sałatka z pomidorów też była jakoś przyprawiona. Okazało się, że zioła, którymi była przyprawiona były dobrane tak, by neutralizować ostry posmak, który mógł przeszkadzać w dalszym jedzeniu.
Kolejną obsłużoną osobą była Argena. Wylądował przed nią duży talerz przyniesiony przez dwójkę kelnerów. Najwyraźniej nie była pierwszą osobą która lubiła zjeść dobrze i dużo i przyszła w tym celu do tej restauracji. Głównym jej daniem było mięso, ale uwagę przykuwały otrzymane warzywa, które były bardzo rozmaite. Faszerowane pomidory, ziemniaki, jakieś ciekawie wygladajace kiełki, groszek, fasola, por i seler, szparagi i inne warzywa, których Argena jeszcze nie miała okazji ani widzieć, ani tym bardziej jeść. Co do mięsa nie mogła mieć zastrzeżeń. Jednolicie wypieczone mięso z cebulką na wierzchu prezentowało się dobrze i tak też smakowało. Jednocześnie podano jej dużą butelkę wina zwanego "Karmazynowa Lilia".
Iseris była następna. Dostała rybę panierowaną i do tego pieczywo czosnkowe z serem i jakaś surówkę na śmietanie. Zaczęła jeść od razu po życzeniu wszystkim smacznego i chyba jej smakowało.
Następna osoba która dostałą jedzenie był Daikonsstran. Wielki kawał pieczystego pachniał wspaniale. Mięso wręcz rozpływało się w paszczy...
Potem przed nos Yanga trafiła ryba, lub raczej filet, na "posłaniu" ze znajomych szermierzowi liści. Liście te jednak wyglądały nieco inaczej niż mężczyzna pamiętał. Wydawały się jaśniejsze i były znacznie bardziej miękkie. Chyba je ugotowano. Okazało się, że ryba jest tymi liśćmi nafaszerowana. Nie tylko z resztą liśćmi, były tam też warzywa, których Yang nie znał. Miał podobnie jak ryba, bardzo delikatny smak.
Velius otrzymał kociołek gęstej zupy. Mógł sobie przelać chochlą na talerz lub jeść bezpośrednio z kociołka. Zupa miała bardzo słaby zapach, ale smak był czymś niesamowitym. Mag nie miał pojęcia z czego jest ta zupa, zidentyfikował jakieś mięso i warzywa, ale całość komponowała się wspaniale.
Zadowolona elfka wzięła się za swój posiłek. Ostatnio jej gust zmienił się tak jak wtedy, gdy wchodziła w dorosłość... Zapewne był to wynik "kradzieży" demonicznej duszy. Zabawne jak niewiele potrafi zmienić tak wiele. Silbern zapewne padłaby na miejscu gdyby zobaczyła ją teraz. Nieprzewidziane konsekwencje... Elfka szybko uwinęła się ze swoim posiłkiem. Teraz popijała go zamówionym wcześniej alkoholem.
Velius uznał, że w takim miejscu absolutnie nie wypada jeść bezpośrednio z kociołka, więc nalał sobie zupy chochlą na talerz, po czym przystąpił do posiłku. Jak się okazało, jedzenie w talerzu było słusznym wyborem, gdyż tak pysznej zupy po prostu nie wypadało jeść w inny sposób.
Drakon szybko dobrał się do swojego mięska, porządne pieczyste to jednak była sztuka. Nie zwracał zbytnio uwagi jak jadła reszta, tylko szybko przeżuwał i łykał, był wściekle głodny i mimo doskonałego smaku nie chciało mu się delektować posiłkiem.
- To co chyba dość pogaduszek, będzie jeszcze pełno czasu w trakcie drogi i tego całego zafajdanego zwiadu.
Argena bardzo sprawnie posługiwała się sztyletem i widelcem, co nie do końca pasowało do demona. Prędkość z jaką jadła już bardziej do niej pasowała.
- Co do jedzenia - zagadała podczas posiłku - to zwiad nie będzie przewidziany na tak długo, abyśmy brali duże zapasy. Głodni nie będziemy, ale o takie dania będziemy tylko wspominać, przynajmniej do powrotu.
Powoli i nie spiesząc się szermierz jadł rybę, rozkoszując się znajomym smakiem, którego od tak dawna nie czuł. Zastanawiało go, jakie to nieznane mu warzywa trafiły do wnętrza biednego stworzenia, ale nie miał zamiaru nadmiernie zaprzątać sobie tym głowy przy jedzeniu - ważne, że smakowało wspaniale, a z czego było zrobione, to już nieco mniej istotne.

Dzień minął ekipie na rozmowach, zapoznaniu się i ogólnemu zbijaniu bąków. Na robotę jeszcze będzie czas...
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mr.Zeth »

Argena i Arilyn:

Nadszedł kolejny dzień. Argena i Arilyn stawiły się w południe na odbiór informacji... spotkały tam drobnego mężczyznę koło 25 lat o jasnej cerze, błękitnych oczach i czarnych krótkich włosach. Na sobie miał błękitne odzienie wyglądającym na dość twardy materiał. Uśmiechnął się i przywitał, gdy tylko elfka i demonica się zbliżyły. – Pani Arilyn i Pani Argena, jak mniemam? – skłonił się nieznacznie. – Jestem Lim i będę waszym zaopatrzeniowcem oraz kontaktem. Mam tu wykaz miejsc do sprawdzenia i zbadania, mam też listę rzeczy, które warto mieć na pokładzie - wraz z dodatkowym personelem... ale chyba nie będziemy rozmawiać na stojąco, prawda? – zapytał, wskazując zapraszającym gestem pobliską kawiarnię. – Mamy nieco do przedyskutowania. Proponuję usiąść tam, zamówić jakiś napój i podebatować w spokoju.
Z uwagi na porę dnia i bezchmurne niebo przeniesienie się do zadaszonego, chłodnego miejsca w którym poza kawą i herbatą zamówić można było rozmaite napoje alkoholowe i bezalkoholowe wydawał się niezły.
- Więc tak. Na początku zaznaczę, ze jestem otwarty na ewentualne pytania... - spojrzał na swoje rozmówczynie, po czym przeszedł do rzeczy. - Udało mi się podzielić pojazd rekonesansowy na sekjce i wypada, ze mamy jako tako 20 jednostek miejsca po odjęciu miejsc do spania dla załogi. Zapas jedzenia na tydzień dla 10 osób zajmie jedną jednostkę. Dodatkowe miejsce do spania – dwie. Jakiś schowek na sprzęt dla ewentualnych dodatkowych członów personelu – jedną jednostkę. Jakiś cięższy sprzęt – trzy lub cztery. Jeśli zechcecie zamontować jakieś działo zewnętrzne to trzeba będzie poświęcić siedem jednostek. Na punkt obserwacyjny na szczycie – trzy – wskazywał co miał wypunktowane na kartce.
- Docelowo do personelu przydzielono dwójkę żołnierzy i snajpera – ciągnął Lim. – Zajmą osiem jednostek miejsca wraz ze sprzętem, nie uwzględniwszy jeszcze żadnych racji żywnościowych. Jeśli panie mają jakieś inne pomysły na zagospodarowanie miejsca lub zmiany w personelu to wszystko powinno być elastyczne w zadawalającym stopniu... – spojrzał na obie kobiety.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mekow »

Argena Farghay i Arilyn Faerith

Demonica nie była w pełni zachwycona z tych wszystkich jednostek. Czyjeś wyliczenia, choć zapewne bardzo dokładne, ograniczały jej możliwości wyboru. Wolała sama uznać ile osób, czy sprzętu mogą, a ile nie mogą zabrać. Zamówiła kielich grzańca i szybko przeszła do rzeczy.
- Potrzebny nam będzie jakiś dobry tropiciel, może jednocześnie znać się na roślinach, albo czymś innym. Ważne jest też, aby był to kogoś sprawny fizycznie, a i znajomość magii będzie plusem. - powiedziała na wstępie swoim demonicznym głosem. - Wspominasz o tygodniu. Na tyle jest przewidziany zwiad? Jest już ustalona trasa, albo teren do sprawdzenia? - dodała zaraz potem.
Arilyn westchnęła ciężko, niezadowolona z roli, która na nią spadła. Szczerze nienawidziła dowodzić. A ostatnio jeszcze bardziej nie lubiła, gdy jej ktoś coś kazał. Koniec bezradności i posłuszeństwa! To nie Darkkeep. Odcięta Dłoń robi co chce. A teraz ma ochotę na to... - Coś co jest do wszystkiego jest do dupy, więc się kobieto zdecyduj - burknęła Arilyn do Argeny. - Magów już mamy. Jak tropiciel to tropiciel, bez robienia z siebie idioty - powiedziała. Miała w swoim życiu już do czynienia z zarimami, więc Argena nie miała szans zrobić na dziewczynie wrażenia. - Pytanie dnia brzmi: co to za pojazd nam dajecie, że może ze sobą zabrać tyle osób, zapewnić im nocleg i bogowie jedni wiedzą co jeszcze? Zaczynam mieć wrażenie, że jadąc nim będziemy na kilkadziesiąt kilometrów trąbić całemu światu: "Hop, hop! Tu jesteśmy! Ktokolwiek przetrwał wojnę i nas nie lubi niech strzela tutaj!" - rzuciła. Arilyn miała przeczucie, że zna już częściowo odpowiedź na to pytanie. Zastanawiała się, jeśli jej przypuszczenia się sprawdzą, czy to draństwo się czasem po drodze nie zepsuje... To by dopiero było zabawne.
Lim czekał aż obie kobiety dojdą do porozumienia.
Argena z oznakiem rezygnacji i zdołowania opuściła lekko głowę i pokręciła nią nieznacznie, przymykając jednocześnie oczy. Jej zastępcza dowódczyni, nie była najlepszą "prawą ręką", z jakimi Argena miała do czynienia. Uznała jednak, że mogło to być chwilowe nieporozumienie i puściła bez komentarza. Nie wypadało im się kłócić publicznie. W razie czego, podejmie kwestie później. Przez moment panującej ciszy wpatrywała się w Lim'a, a ponieważ ten na coś czekał, zniecierpliwiona powtórzyła ich słowa.
- Chcemy tropiciela. I pytamy na jak długo, gdzie i czym będziemy jechać. - rzekła swym demonicznym głosem, który zabrzmiał dość groźnie, mimo iż Argena ani trochę nie podniosła głosu.
- Może w takim układzie pójdziemy na halę i zobaczycie pojazd na własne oczy... potrafię go odpalić i pilotować, wiec mogę też zrobić krótka demonstrację... - bąknął Lim.
- Jeśli mowa o tej hali po drugiej stronie ulicy, to nie widzę przeszkód. - odpowiedziała Argena. Na dalsze wycieczki nie za bardzo miała ochotę, zwłaszcza, że nawet nie otrzymała jeszcze zamówionego wina.
Lim skinął głową. Poszli do hali naprzeciwko. W środku trwała jeszcze krzątanina. Kilku mechaników stało przy wielkim, ciężkim pojeździe...
Bydlę miało jakieś 8 metrów wysokości i miało kształt półokrągły. Po bokach było osiem kół na ruchomych wysięgnikach. Obecnie złożonych do boku. Z frontowej części wystawała kabina.
- Oto Podróżnik. Spora innowacja, ale wymagana do sytuacji. Wasza misja rekonesansowa będzie trwała może nawet i dwa tygodnie i nie wiadomo na co wpadniecie. Już tłumaczę, czemu obiekt jest tak duży - powiedział Lim. Boczna klapa się otworzyła i mężczyzna wprowadził Arilyn i Argenę do środka. Wskazał jakiś dziwny generator stojący pośrodku. - To jest pierwszy powód. Moduł teleportacyjny. W dowolnej chwili możecie się przenieść z powrotem do Mehizeck. Obwody w podłodze i dachu to umożliwiają. Pojazd nie mógłby być mniejszy.. jeśli by był ktoś musiałby rozłożyć punkty podłączone do generatora we właściwy sposób, na co nie ma czasu na przykład, gdy zza skał wypada nagle grupa tiamatów. Drugi powód to napęd...- wyszli na zewnątrz i podeszli do pojazdu od tyłu. Były tam zamontowane dwie kule z jakimiś znakami. - To jest magiczny przyspieszacz. Umożliwi wam rozpędzić się do bardzo dużej prędkości w bardzo krótkim czasie... no i trzeci powód - wskazał górną część pojazdu, która obecnie była otwarta i jakiś mechanik coś przy niej grzebał. - Trzy moduły maskujące. Jeden wyciszy dźwięk, drugi włączy tryb kameleona, a trzeci powłokę energetyczną. Pierwsza bariera, jak mniemam jest zrozumiała. Kamaleon powoduje że pojazd jest praktycznie przezroczysty. Sprawdziliśmy efekt na każdej rasie dostępnej w Mehizeck. Dopóki ktoś nie przywalił weń nogą podczas łażenia po hangarze nie wiedział gdzie stoi. Drugi tryb tego modułu umożliwia kamuflaż. Może wyglądać jak kamień, kupa żużlu, ruina... zależy od osoby która prowadzi pojazd. Ostatnia bariera odpowiada za dwie rzeczy - po pierwsze eliminuje spaliny i koleiny. Po drugie ukrywa energię, byście nie zostali wykryci przez jakichś Widzących. Jakieś pytania?
Arilyn skomentowała to krótko - Osoba, która zaprojektowała to bydle miała naprawdę cholerne kompleksy. Założę się, że jest eunuchem - wymamrotała te słowa pod nosem, ale nie przejmowała się czy ktoś to usłyszy. - Chcesz więc powiedzieć, że jeśli na tym nieszczęsnym lądzie zdarzy nam się wjechać w jakieś rośliny albo natrafić na zwierzęta, które nie zdążą uciec przed tym barakiem na kółkach to ten wyprostuje wszystkie źdźbła, kwiatki i wskrzesi rozjechane gryzonie? - spytała.
- Widziałaś świat za oknem? Jedno źdźbło na kilometr kwadratowy, a drzew nie widać. Popielna pustynia, skały i ruiny. Nim będą tam jakieś zwierzęta do rozjechania to trochę potrwa. Zapewne kryją się po pozostałościach lasów lub jaskiniach. - mruknął Lim. - Jak dobrze pójdzie to okaże się, że będziemy musieli wskrzeszać całe populacje zwierząt, bo nie zostało już nic... a twój komentarz przekażę gdzie trzeba. Jeśli ci się nie podoba możecie wziąć standardowy pojazd zwiadowczy, a testowaniem tego bydlaka zajmie się inna ekipa... A co do pojazdu zwiadowczego, to niby hangar jest kawałek stąd, ale mogę nim podjechać pod kawiarenkę i sobie porównacie i wybierzecie co wolicie - wzruszył ramionami.
- Testowaniem, co? Ktokolwiek sprawdzał czy to działa czy jedziemy jako króliki doświadczalne - elfka nie przejęła się słowami mężczyzny. - Nie do mnie należy wybór pojazdu. Nie mam zamiaru niczym tutaj dowodzić. Mój komentarz to wyłącznie moje zdanie, innym wara od niego - dodała. - Co do źdźbeł i zwierząt, to pamiętaj, że jeśli wystepują tak rzadko to łatwo rzucają się w oczy. Szczególnie, gdy leżą rozjechane ciężkim pojazdem - mruknęła.
Lim potarł brwi. - Jak innym wara od niego to zachowuj go dla siebie - mruknął. Spojrzał pytająco na Argenę. Arilyn zaczęła go najwyraźniej męczyć. - Pojazd zwiadowczy rozjeżdża trawę i gryzonie równie efektywnie. Jeśli masz lepsze pomysły to mi takowe przekaż, a ja zobaczę co da się zrobić - rzucił jeszcze do elfki.
- Jak wprowadzicie oficjalny zakaz wyrażania własnego zdania to się zastanowię - mruknęła. - I odpowiedz mi czy ktokolwiek to testował. Nie mam ochoty ginąć po raz drugi - mruknęła.
Lim westchnął. - To było pytanie retoryczne, prawda? - zapytał. - Do was miał należeć test w praktyce. Od zdania Argeny zależy czy pojedziecie tym czy zechcecie oglądnąć zwykły pojazd zwiadowczy i rozważyć wybór -
- Nie, nie było - mruknęła. - Sam powiedziałeś: "A testowaniem tego bydlaka zajmie się inna ekipa" - dodała. Te gość był chyba przygłupi.
- Termin "test w praktyce" oznacza, ze pojazd był już sprawdzany w warunkach tutejszego poligonu - wyjaśnił Lim, w myślach żałując, że nie ma jakiegoś kryterium, które pozwalałoby eliminować takie "okazy" z gałęzi oficerskiej.
- Nie jestem technikiem, nigdy nie miałam z techniką nic wspólnego i szczerze mówiąc nie chce tego zmieniać. Z tego powodu nie wiem co dla was znaczy test w praktyce. Odczytałam to dosłownie, ale dzięki, że wreszcie wyjaśniłeś - mruknęła. - Nieporozumienia rodzą się z niezrozumienia. Może ktoś wreszcie uwzględni, że nie wszyscy w tym mieście mają dyplom z montowania golemów - dodała.
- Proszę - Lim wzruszył ramionami, nie odpowiadając na drugą cześć wypowiedzi Arilyn.
Podczas gdy elfka kłóciła się z Limem, Argena oglądała pojazd. Wydawał się on jej czymś niezwykłym - nieomal dziełem sztuki... oczywiście dziedziny sztuki najbardziej cenionej przez kobietę - sztuki wojennej. Oczywiście demonica nie znała się na technicznych sprawach związanych z konstrukcją pojazdu, ale nie oznaczało to, że nie będzie potrafiła obsługiwać pewnych rzeczy jeśli zajdzie tak potrzeba. W końcu zabrała głos.
- Podoba mi się ten pojazd! Bierzemy go! Ma już nazwę? - rzekła z uśmiechem, gdyż nigdzie na nim nie zauważyła jej wygrawerowanej, a sama miała już parę pomysłów.
Lim skinął głową. - Maszynę "przedstawiłem" na początku wypowiedzi, pani Argeno. Zwie się Podróżnikiem.
Demonica skrzywiła się lekko - Słaba ta nazwa. Trzeba by zmienić na coś lepszego. Mocniejszego. - powiedziała, ale nie była co do tego przekonana. W końcu to twórca nadaje imię swemu dziełu, ostatecznie właściciel, a nie osoba która ma go przez jakiś czas używać.
- To już nie od nas zależy. Naczelną cecha tego bydlaka jest mobilność, więc według Białego Mechanika nazwa pasuje - stwierdził Lim. - Ale to chyba mało istotne, nie?
- No już niech będzie. - Argena zakończyła temat nazwy i natychmiast podjęła nowy. - Z tego co tu widzę, potrzebny nam będzie jeszcze specjalista od tych urządzeń. Chyba, że dacie radę przeszkolić naszego mechanika, choć z tego co rozumiem mamy tu połączenie mechaniki i magii. Kto Go zbudował? - powiedziała demonica i zastanowiła się chwilę. Miała już kilka pytań technicznych, ale uznała, że nie będzie tak od razu o wszystko zagadywać biednego człowieka i da mu dojść do słowa.
Lim zaśmiał się cicho. - Daikonsstran powinien dać radę obsłużyć tę maszynę. A jeśli nie to może łatwo się nauczyć. Budowało go paru mechaników pod katedrą Białego Mechanika. Nie podobało mu się to, że podczas zwiadu zwiadowcy tak często nie wracali. Zamiast komunikacji telepatycznej, którą stosunkowo łatwo namierzyć jest moduł teleportacyjny. W sumie uruchomić go może każdy. Jest taki spory przycisk w kokpicie i wewnątrz pojazdu.
- Z obsługą na pewno sobie poradzi, ale Mnie chodziło o naprawę w razie uszkodzenia. - powiedziała głośno, ale nie podnosząc głosu. Zastanawiała się, czy ten człowiek śmiał się z niej, czy tylko coś o Dsikonsstranie go rozbawiło. - Mam parę pytań, ale póki co możemy chyba wrócić do restauracji. - zaproponowała.
- Jasne - cała trójka ruszyła do kawiarni, gdzie już podano zamówione napoje. - To nie jest takie trudne. Nawet moduły są zrobione dość łopatologicznie. Jeśli coś je wyrwie i zabierze, to raczej nie da rady, ale pancerz, którym dysponuje Podróżnik nie powinny dopuścić do żadnych głębszych uszkodzeń, wiec to będą raczej proste naprawy - stwierdził Lim. Zaczął mówić po drodze, a skończył gdy już zasiedli przy ich wspólnym stoliku - naprawdę mieli blisko.
Argena upiła nieco zamówionego wina. - Ciekawi mnie co się stanie z niewidzialnoscią pojazdu, jeśli ten zmoknie na deszczu. Albo raczej jeśli zostanie ochlapany z zewnątrz krwią, lub czymś przysypany... Popiołem, śniegiem. - zagadała na początek.
- Pole maskujące działa wokół pojazdu. Znaczy nie tylko na sam pojazd, ale też na obiekty wokół. Otoczenie zostaje analizowane i każdej obserwującej jednostce wydaje się, że tak na prawdę nic się nie zmienia - odparł Lim. - Wiec jeśli włączymy pole maskujące to osobie patrzącej bezie się wydawało, ze deszcz dalej pada tam normalnie.
- Mhmm. - Mruknęła zadowolona Argena. Gdy kiedyś zetknęła się z niewidzialnością była łatwa do zdemaskowania, ale takie rozwiązanie problemu było bardzo dobre. - Gdzie dokładnie przeniesie nas teleporter? Czy pojazd można ustawić na jakieś efektowne samozniszczenie? Było by to wskazane, gdy cała załoga już go opuści, a ten będzie przepełniony wrogami. - Demonica podjęła kolejną kwestię.
- Teleportujecie się razem z pojazdem... - bąknął Lim.
- Hmm. - mruknęła Argena. Spotkała się już z teleportacją, ale żeby pojazd wielkości budynku się tak przemieszczał, to było dla niej całkowitą nowością.
- A jest możliwe zmienić to trochę, aby teleportować się gdzieś idziej niż tylko do Mehizeck? - zagadała. Gdyby przemieszczali się nim głównie za pomocą teleportacji, ich zwiad byłby znacznie szybszy i obejmował by nieporównywalnie większy teren.
- O ile się orientuję teleportacji dokonać można na znanym terenie. W przypadku takiego obiektu trzeba by zostawić znaczniki w miejscu, do którego się chcesz teleportować. Mówiąc inaczej żeby teleportować tę fortecę, którą jedziemy na zwiad musimy wpierw wysłać zwiad by wystawił znaczniki we właściwym miejscu. A to jest skrajnie bez sensu, bo to naszym zadaniem jest zwiad - powiedziała Arilyn. - Łopatologicznie, dla idiotów: teleportować można się tylko do Mehizeck i tych miejsc, w których zwiad był przeprowadzony i znaczniki ustawione - powiedziała tonem jakby właśnie rozprawiała o sadzeniu pomidorów. W duchu bawiła się świetnie. Nigdy nie przypuszczała, że taką frajdę może przynieść dogryzienie komuś albo wytknięcie głupoty i brutalne sprowadzenie z chmur na ziemię. I pomyśleć jak wiele potrafi zmienić jedna duszyczka...
Lim westchnął i pokiwał twierdząco głową. - Tak jest w istocie - powiedział krótko.
- Skoro tak, to rozumiem, że jeśli się da zabieramy takie znaczniki. Jak duże to jest? - rzekła Argena. Taka kolej rzeczy zdawała się jej być całkiem logiczna, choć nie wiedziała czy dadzą radę zabrać i zamontować owe znaczniki.
Lim wskazał długość mniej więcej 60 cm. - Każdy technik będzie potrafił dobrać grunt właściwy do "zasadzenia" takich znaczników - powiedział.
- Czy one wchodzą już w skład naszego wyposażenia, czy dopiero mamy przeznaczyć na nie miejsce? - spytała jeszcze Arilyn. Nie lubiła techniki... Zdecydowanie bliższa jej była magia.
- I ile takich znaczników trzeba, aby się tam swobodnie przenieść? - dodała Argena. Ciekawiło ją jakiż to jest "właściwy grunt", ale jeśli każdy technik to wie, to ich też będzie wiedział.
- Macie ich 20 w schowku w kabinie kierowcy. Wystarczy jeden - odparł Lim, uśmiechając się lekko.
- Całe szczęście - mruknęła. - Co my mamy w trakcie tego zwiadu dokładnie zrobić? Nie chcę by się okazało, że wypełnimy pojazd całą masą niepotrzebnego złomu - mruknęła. Nawet jeśli miejsca było dużo to wpierw trzeba myśleć o najpotrzebniejszych rzeczach, a potem starać się zrobić sobie życie wygodnym...
Argena spojżała oczekująco na chłopca i upiła trochę wina. Pytanie, które zadała elfka było dość dobre.
- Macie do sprawdzenia dwa spore miasta i parę mniejszych przy okazji. Macie też przeszukać okolicę pod kątem wrót do piekła i tym podobnych "atrakcji" z którymi trzeba coś zrobić. Przy odrobinie szczęścia w trzy tygodnie armie Mehizeck będą gotowe do szeroko zakrojonych operacji. Od waszego raportu będzie zależeć kolejność i rodzaj działań które zostaną wtedy podjęte - odparł Lim, zaglądając w swoje notatki.

Dalsza rozmowa toczyła się już bez większych niespodzianek i pytań, których ciężko się było spodziewać. Omówiono dokładnie trasę i parę jej awaryjnych wariantów, rozważono wstępnie kilka procedur postępowania oraz zastanowiono się nad punktami, w których dobrze by było zostawić znaczniki teleportacyjne.
Czas szybko mijał, ale został dobrze spożytkowany i sporo ważnych rzeczy zostało postanowionych.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mr.Zeth »

Wszyscy:

Nastał dzień wyjazdu.
Poza Argeną, Arilyn, Daikonsstanem, Veliusem i Yangiem na miejsce stawił się również leśny elf i dwóch ludzi. Alric i Bart byli bliźniakami. Obaj byli postawnymi zielonookimi blondynami, których twarze można było odróżnić tylko dzięki rozbieżności blizn je szpecących. Leśny elf miał na imię Sayvin i był tropicielem. Przez jego ramię przewieszona była strzelba snajperska. W przeciwieństwie do Barta i Alrica elf był na swój sposób przystojny, o ile komuś nie przeszkadzała zielona skóra, fioletowe włosy i czerwone oczy, nie wspominając o groźnym wyrazie twarzy, który ów jegomość najwyraźniej nosił na co dzień. Po przedstawieniu się wszyscy wsiedli na pokład.
Daikonsstran siadł za sterem pojazdu i odpalił silnik. Maszyna zawarczała cicho, zatrzęsła się i uniosła na kołach. Natychmiast włączył się moduł dźwiękochłony. O ile wewnątrz słychać było cichy niski warkot silnika o tyle wszystkim na zewnątrz zdawało się, ze maszyna zamilkła.
Od góry wnętrze wyglądało tak.
Argena miała miejsce pośrodku centralnego pomieszczenia. Widziała stąd kokpit i wszystkich członków załogi (o ile nie rozłożyli parawanu) jak również okolicę przez spory ekran pancernego szkła biegnący wokół. Arilyn miała dość wygodne miejsce z którego miała widok na wejście. Yang i Iseris mieli łóżka naprzeciw siebie w sekcji po przeciwnej stronie do drzwi. Po prawej i lewej stronie drzwi łóżka mieli Alric i Bart – obu żołnierzy. Bart znał się nieco na maszynach i potrafił w razie potrzeby prowadzić Podróżnika, co umożliwiało jazdę w dzień i w nocy. Velius miał miejsce na lewo od środka pojazdu i tuż obok toalety, która an szczęście dla maga byłą wyposażona w wentylację przez podwozie i izolacją od reszty pojazdu, podobnie jak łazienka. Daikonsstran miał swoje miejsce koło wejścia do kokpitu. Na jego „terenie” stał również Pimpuś.
Na biurku Argeny leżała mapa okolicy, na której zaznaczono miasta, które maja sprawdzić.
W Ebez-Shal było spore laboratorium chemiczne. Velius miał sprawdzić, czy okoliczne tereny nie zostały skażone. Jeśli nie to cała ekipa miała się udać i sprawdzić ruiny. Podróżnik był wyposażony w sensory zewnętrzne. Jeśli wyjście miałoby być niebezpieczne przez wzgląd na skład powietrza, to czerwona dioda koło kontroli drzwi się zapali, a same drzwi otworzą się przy szybkim dwukrotnym wciśnięciu przycisku otwierania.
W Ragga były kopalnie ciągnące się na dużej powierzchni pod ziemią. Jeśli chociaż część z nich się zawaliła, oznacza to, ze reszta może również się zawalić. Podróżnik rozkładał ciężar na dużej powierzchni, ale i tak zalecana byłą obserwacja z dachu za pomocą lunety.
W Lucce był natomiast schron, który miał spore szanse przetrwania ataku. Zadaniem ekipy rekonesansowej było sprawdzenie, czy nadal jest zamknięty i czy ludzie wewnątrz są żywi... i bezpieczni. Jeśli nie będzie to konieczne to nie sprowadzać ze sobą ocalałych.
Ostatnią lokacja było Phobos, gdzie stała potężna świątynia połączona z gildią magów. Jeśli po mieście został tylko wielki lej, to wiadomo, że ładunek energii przechowywany w podziemiu został gwałtownie wyzwolony. Jeśli nie należy udać się do podziemia i zregenerować pieczęci. Powinny trzymać energie jeszcze parę ładnych lat, ale nigdy nic nie wiadomo. Zalecane było by ekipa sprawdzała poziom mocy. Jeśli zacznie gwałtownie wzrastać powinni się wycofać do Podróżnika. Jego pancerz wytrzymałby wybuch nawet dwakroć większego ładunku energii.
Pozostało zadecydować jaką trasą się udać.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mekow »

Wszyscy

Obrazek Argena zdawała sobie sprawę, że wyprawa zajmie im sporo czasu. Mieli ogólnie zbadać teren, a dokładnie sprawdzić cztery konkretne lokalizacje. Wszystko wydawało się być jasne, choć należało jeszcze ustalić trasę przejazdu. Rozłożyła na stole mapę i przyjrzała jej się przez chwilę.
Obrazek - Wyminiemy te góry od wschodu - zaczęła, pokazując zgromadzonym wokoło, odpowiedni punkt na mapie, a mówiąc dalej pokazywała na niej kolejne lokacje. - Rzekę przekroczymy tylko raz i podjedziemy do Ebez-Shal od wschodu... Rzeka mogła przyciągnąć ocalałych, więc jeśli w Ebez-Shal, będzie spokojnie, sprawdzimy to jadąc jej brzegiem aż do Ottara. Stamtąd łukiem przebijemy się szybko przez góry, do Olza. Przy odrobinie szczęścia w górach nie będzie aż tak zimno. Stamtąd już linią prostą do Ragga. Nie powinniśmy mieć kłopotów z przekroczeniem rzeki, ale w razie czego w Tilos może znajdziemy jakiś most. Miniemy je, tak czy inaczej, jadąc z Ragga do Lukka... Z Lukka do Phobos łukiem, aby wyminąć góry. Stamtąd możemy się już teleportować do Mehizeck, albo objechać to jezioro i wrócić tradycyjną metodą. - oznajmiła.
Argena zastanowiła się chwilę, rozważając opcję teleportacji, którą posiadał ich pojazd. - Plan awaryjny, zakłada, że po sprawdzeniu Ebez-Shal teleportujemy się do Mehizeck i następnie sprawdzimy lokacje w odwrotnej kolejności: Phobos, Lukka i na koniec Ragga, skąd ponownie teleportujemy się do stolicy. Lokacja nadal będą sprawdzone i zaoszczędzimy nieco czasu, ale nie sprawdzimy aż takiego terenu. A chcę, aby zwiad był solidny. - oznajmiła.
- Jakieś pytania? - rzekła spoglądając na wszystkich wookoło.

Daikonsstran rozsiadł się wygodnie na swoim miejscu, tuż koło Pimpusia, materiały miał już dawno poukładane a podręcznik dotyczący pojazdu miał pod ręką. Przysłuchiwał się Argenie, nie miał zamiaru wbijać się w trasę zwiadu, w końcu znał się na maszynach a nie na terenie.
- Jak dla mnie może być, zdecydujcie gdzie mam was zawieźć i myślę że możemy ruszać, sprawdźcie tylko czy macie najpotrzebniejsze rzeczy.

Mag przyglądał się mapie starając się nadążyć za objaśnieniami Argeny.
- Jak dla mnie całkiem dobry plan - powiedział na koniec. Zastanawiało go, co może ich czekać w tych wszystkich lokacjach, z jedenej strony był zaniepokojony, ale z drugiej strony jednak zadowolony, że zaspokojona zostanie jego niezmierna ciekawość.

- Również i ja nie mam zastrzeżeń - kiwnął głową szermierz, przyglądając się mapie. W zasadzie raczej z ciekawości niż prawdziwej potrzeby, jako że i tak nie miał zamiaru zgłaszać zastrzeżeń do planu. Nigdy nie był wybitnym strategiem, ani nawet taktykiem; o wiele lepiej wychodziło mu mielenie kataną.
*Shreth? Masz coś do dodania?* - spytał swojego demonicznego symbionta, ten jednak parsknął tylko w odpowiedzi. Na mapie i tak nie mógł wyczuć żadnego niebezpieczeństwa, a do geniuszy taktyki też się nie zaliczał...

Elfka wzruszyła tylko ramionami słysząc słowa Argeny.
- Nie znam tych okolic, mapa niewiele mi mówi o tym jaki jest stan faktyczny. W razie potrzeby jeśli się da zawsze mogę wzlecieć w powietrze i rozejrzeć się z wysoka. Wystarczy mi luneta czy lornetka. Sądzę, że w ten sposób może nam się udać dostrzec potencjalne niebezpieczeństwo zanim cokolwiek i ktokolwiek się skapnie, że jedziemy. Mogę wzlecieć wysoko ponad możliwości wieżyczki tego czegoś - powiedziała spokojnie, znacząco kopiąc jakiś stały, nieruchawy element wewnętrznego wystroju pojazdu. Jakoś... Jakoś tak miała to w nosie w sumie. Zdumiewające jak zmiana duszy zmienia nastawienie. Rozejrzała się po twarzach towarzyszy. Westchnęła. Ciekawe co to był za demon, którego duszę sobie wzięła? Westchnęła po raz drugi, znacznie ciężej niż poprzednio. Miała dziką ochotę się czegoś napić. Przez chwilę wyraz jej oczu się zmienił. Przez tę krótką chwilkę patrzyła na swoich towarzyszy jak na towary na wystawie sklepowej... Szermierz - Arilyn zmarszczyła nos do swoich myśli. Iseris... Hmm... Taaak... Zielony elfik - to naturalny kolor czy miał jakiś wypadek? Lustrzane odbicia - jeśli będą gadać chórkiem sprzeda im bombę! Daik... Jego imię brzmi troszkę jak czkawka. Argena - no póki co daje radę... Może jak przestanie szorować nosem po suficie? Velius... Mag... Skrzywiła się i zaczęła udawać, że poprawia buta. Szlag by to trafił! Gdy imprezowała w ostatnim czasie jakoś tak łatwiej szło radzenie sobie z nową duszą...

Argena była zadowolona z postawy jej załogi. Propozycja Arilyn bardzo jej odpowiadała. Dzięki temu, że elfka się zgłosiła, Argena nie musiała już tego sugerować. Wiedziała, że w swej nowej zbroi niespecjalnie może latać, więc osoba z taką możliwością bardzo im się przyda.
Tymczasem byli już gotowi do wyjazdu... więc:
- To pakować się na pokład i ruszamy! Kierunek południe! - rozkazała zwijając mapę.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
ODPOWIEDZ