[Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

To jest miejsce, w którym przeprowadza się wcześniej umówione sesje.
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mekow »

Argena i Velius

Velius spojrzał na wieżę w zadumie. Ciekawiło go, co tu się mogło stać. Miał nadzieję, że zbadanie jej wnętrza przyniesie odpowiedzi.
Uznał, że należy iść po Argenę i w razie czego obudzić ją jeśli jeszcze śpi. Na razie tyle snu powinno jej wystarczyć, a zwiad czekał.
Argena istotnie spała głośno chrapiąc, ale obudziła się, gdy czarodziej odsłonił zasłonę robiącą za baldachim. Spojrzała na niego, mrużąc oczy.
- Co się dzieje? - spytała, szybko podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Melduję, że podczas Pani snu dojechaliśmy do następnego punktu na trasie naszego zwiadu i oczekujemy na rozkazy - odpowiedział mag starając się brzmieć jak najuprzejmiej, gdyż nie wiedział w jakim nastroju będzie dowódczyni po pierwszej nocy z symbiotem w środku, a nie chciał jej w żaden sposób zezłościć.
- Dobrze - odpowiedziała Argena wstając. Miała na sobie zwykłe ubranie, choć niespecjalnie się jej w takim spało, to ostatnimi dniami nie miała innego wyjścia. Przez krótki moment zastanawiała się czy nie powinna przebrać się w zbroję, ale szybko uznała, że będzie chwila na przygotowania, zaś decyzje nad tym co robić nie powinny czekać.

Demonica wstała i podeszła do miejsca z którego pozostali obserwowali ich znalezisko. Przyjrzała się pochyłej wieży i wysłuchała tego co kto miał do powiedzenia...
Typowi nieumarli nie powinni stanowić dla nich kłopotu, ale energia ożywieńca, którą ciężko było zidentyfikować, stawiała przy tej kwestii pewien znak zapytania. Argena rozmówiła się krótko z Velshazar'em, po czym oznajmiła:
- No dobra, to idziemy ją sprawdzić. Arilyn, Nehro, Velius, Berthan i Celefarn, proszę o gotowość do wymarszu za dziesięć minut. Reszta zostaje na pokładzie - powiedziała Argena. Dziesięć minut było odpowiednią ilością czasu, sama musiała wejść do łazienki, przywdziać zbroję i napić się czegoś... wszak dopiero wstała po kilkunastu godzinach snu.

- A jak udało się wznowienie miasta? - spytała Argena zanim ruszyli.
- Było w porządku. Pani burmistrz powiedziała, że jeśli jest gdzieś tam jakiś inny cywilizowany kraj, to z chęcią zawrą jakiś sojusz, by odtworzyć ten świat - odparł Velshazar.
- Bardzo dobrze - odpowiedziała zadowolona Argena. - Ustawiliście tam przekaźnik do teleportacji? - spytała jeszcze.
Bart, który siedział w swojej części Podróżnika podniósł głowę. - Rozstawiliśmy poza miastem, pani Argeno - odparł, po czym powrócił do swych obowiązków.
- Znakomicie - odpowiedziała demonica szykując się do wymarszu.

*A co u ciebie? Odzyskałeś energię?* spytała Argena wchodząc do łazienki.
*Jestem gotów i żądny krwi* odparł symbiont.
Argena zaśmiała się cicho.
*Bardzo dobrze* odpowiedziała.

Po krótkiej wizycie w toalecie, demonica ubrała się szybko w zbroję. Jeden rzut oka na jej wspaniały zegar i o czasie stawiła się przed podróżnikiem, gdzie miała nadzieję zastać wyznaczony zwiad gotów do wymarszu.
Ostatnio zmieniony wtorek, 12 kwietnia 2011, 17:33 przez Mekow, łącznie zmieniany 1 raz.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mr.Zeth »

Wszyscy:

Kość poległego demona cicho chrupnęła pod butem Argeny, gdy demonica zbliżyła się do rozprutych wrót. Arilyn i Velius idący parę kroków za nią stwierdzili, ze demonica zatrzymała się na chwilę, by po sekundzie ruszyć dalej naprzód. Po chwili poczuli to samo co ona i też na chwilę się zatrzymali. Teraz, gdy stali dwadzieścia kroków od budowli zaczęli postrzegać ją z goła w inny sposób. Dalej była to ta sama potężna konstrukcja, pokryta popiołem i kurzem, ale zdawała się jakby... upiorniejsza?
Każda szczelina w murze, każda dziura w szybie nagle zaczęła przypominać oko, które wgapiało się w nowoprzybyłych, czekając na jakiś nieostrożny ruch.
Bliżej budynku było też zimniej. Zdecydowanie zimniej.
Z tej odległości mag Thirel dostrzegł małe zielone iskry co jakiś czas przebiegające przez dwa potężne, pionowe rowy w przedniej ścianie budynku.
Cała trójka zatrzymała się przed wejściem i poczuli wiatr, który wiał... do wnętrza budowli.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Plomiennoluski »

Daikonsstran

To miejsce było jakieś dziwne, nie podobało się drakonowi, ale jednocześnie ciągnęło go do środka. Pewnie że demonica powiedziała żeby poczekał w środku razem z Pimpusiem, ale nie sądził żeby coś wielkiego się stało jeśli się trochę rozejrzy i wycofa zanim Argena się zorientuje. Kiedy tylko przekroczył jakiś punkt między Podróżnikiem a ruinami, otoczenie zmieniło się prawie nie do poznania, owszem ruiny ciągle były ruinami, ale wszystko było o wiele posępniejsze, okna wyglądały jak oczy a cała konstrukcja wydawała się żyć, albo może nie żyć, ciężko mu było spekulować, zawsze zajmował się zabawkami, skąd miał wiedzieć czy cały budynek może być nieumarłym?
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Pavciooo
Kok
Kok
Posty: 1245
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
Lokalizacja: Legionowo
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Pavciooo »

Miałem rozkazy czekać w Podróżniku, ale skoro już jestem umieszczony w upie to chyba łatwiej będzie przyjąć, że tego rozkazu nie było :P

Velius:

Im bliżej tych upiornych wież się znajdowali, tym większy niepokój budziły one w magu Thirel.
-Mam wrażenie, że czai się tam coś na prawdę złego, coś, z czym być może nawet jeszcze się nie spotkaliśmy- mruknął -Dlatego tym bardziej musimy to dokładnie zbadać... Bądźmy jednak ostrożni - dodał.
Co prawda czuł się bezpiecznie w tak dużej i świetnie wyszkolonej ekipie, ale instynkt mu podpowiadał, żeby zachował najwyższą czujność.
I tak nikt tego nie czyta...
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: WinterWolf »

Argena, Arilyn, Daik, Velius, nefalem, którego imienia wciąż nie pamiętam

Argena była niezadowolona zarówno z panującego zimna, jak i zagadki całego budynku. Kto i po co zaznaczył to miejsce na mapie? A może było to niedawno i miało na celu zwabienie ich tutaj. No cóż, obecnie byli znacznie silniejszą grupą niż wcześniej, więc można było śmiało wchodzić do środka.
- Dobra - Argena zaczęła szeptem, zwracając się do wszystkich. - Zaczynamy cicho, a jak się wyda, rozwalamy - rzekła szeptem, unosząc lewą rękę i zaciskając pięść. Język gestów był często stosowany, gdy należało zaoszczędzić słów.
- To nekromaton. Szef ma takie u siebie w zamku. Żeby to rozwalić to trzeba jednak większego pierdo... - Nehro umilkł, odchrząknął i wzruszył ramionami. Albo nie poczuł aury tego budynku, albo dobrze to maskował. W sumie Argena dostrzegła, że demon dołączył się do nich dopiero teraz. Widać wyszedł z Podróżnika za nią.
Daikonstrann z Pimpusiem się nieco za bardzo rozpędzili, zamiast pozostawać niezauważeni, prawie wpadli na główną grupę.
Argena spojrzała na Daikona i jego golema. Ten drugi z pewnością będzie miał problem z zachowywaniem się cicho, zaś pierwszy… najwidoczniej miał problem z wykonywaniem jej poleceń. Obie te rzeczy nie wróżyły nic dobrego.
- On zostaje tutaj - rzekła szeptem scenicznym wskazując na Pimpusia - ty trzymasz się z tyłu - dodała tym samym głosem. Nie chciała aby jej załogant dał się zabić, tylko dlatego, że złamał jej rozkazy... a o samym łamaniu rozkazów jeszcze sobie porozmawiają.
Tymczasem Arilyn zagadnęła Nehro.
- Nehro, to nasz Nekromaton? Symbol Dar-Hai by na to wskazywał... Tylko średnio na jeża mi okolica pasuje... - spytała. - Chociaż w sumie nigdy mnie nie interesowały mapy i nie przyglądałam się co na nich Dark oznaczał - zamruczała już pod nosem. Nie bawiła się nigdy w takie rzeczy. Nie była nawet do końca pewna do czego to służy. Nie wiedziała też jak powinno działać by uznać, że nie jest zepsute. O ile to mogło się zepsuć. - No i chyba nigdy nie podchodziłam do żadnych nekromatonów... Nie przypominam sobie bym wcześniej czuła to co teraz - bąknęła na koniec. Nie podobało jej się to.
Demon podrapał się po potylicy i westchnął. - System obronny, by zwierzęta nie podłaziły... gdyby tu jakieś były. Z tego co szef mówił już parę razy zdarzało się, że jakiś element Darkkeep był teleportowany na miejsce akcji w charakterze “wsparcia”. Nekromaton to struktura produkująca dodatkowe jednostki, a zarazem posiadająca charakter ofensywny - mruknął. - A przynajmniej tak twierdzi Velshazar.
Argena jako pierwsza weszła do budowli, ostrożnie przekraczając próg. Arilyn udowodniła, że jak na jej standardy demonica nie potrafi się dostatecznie cicho przemieszczać, aczkolwiek cokolwiek się tutaj znajdowało nie musiało mieć aż tak wyczulonego słuchu, czy innych zmysłów. Tak czy inaczej Argena szła powoli i cicho, zarówno dokładnie rozglądając się dookoła, jak i zerkając pod nogi.
- Skoro musi, Pimpuś, zostań tutaj, gdyby ktoś cię atakował, daj znać i broń się wycofując w stronę pojazdu. - Drakon poklepał cicho golema po plecach i ruszył za resztą ze swoją strzelbą przewieszoną przez ramię. Ruszył za resztą starając się być jak najciszej, było coś pociągającego w tej budowli, mimo posępności, nie mógł tylko rozgryźć jeszcze co to takiego.
Wkroczyli do sporej sali mającej mniej więcej 20 metrów szerokości i 10 długości. Sufit ginął w gęstniejącym wraz z wysokością mroku. Z prawej strony stało coś przypominającego pancerna szafę na stałe wkomponowana w posadzkę, miała jednak potężne drzwi i wyglądała na wzmocnioną. Z przodu sali były potężne pancerne wrota o szerokości około sześciu metrów i wysokości dziesięciu. Walały się tu też jakieś spalone kwasem kości.
Rozległ się dźwięk metalu trącego o metal.
- Arilyn Faerith. Witamy w Nekromatonie 056. Nie jesteś przydzielona do obsługi instancji, ale w zaistniałych okolicznościach otrzymujesz możliwość otwarcia instancji. Wejdź samotnie do kabiny sterowniczej - polecił głos, który rozległ się gdzieś z góry.
Kabina sterownicza była klitką, jej pancerne drzwi właśnie otworzyły się.
- To się nazywa ciekawostka, trzeba było mówić od razu że macie w okolicy takie zabawki. - rzucił Daik nieco oszołomiony, zastanawiał się czy to magia, czy technologia, nie wiedzieć czemu zdawało mu się że raczej to drugie. Chwilę później jego podejrzenia się potwierdziły, przez dziurę w jednej ze ścian, dostrzegł kawałek maszynerii, coś w rodzaju tłoka. W jednej chwili poczuł się jak niedouczony bałwan, który patrzy na mechanizm zegara i nie ma pojęcia na jakiej zasadzie może to w ogóle działać. Jego oczy zaszkliły się lekko, kiedy podszedł do niej by przyjrzeć się bliżej. Dobrze że stał plecami do reszty i nie widzieli jego lekko wystawionego języka.
Tłok był elementem jakiegoś silnika, ale metal tutaj nie przypominał niczego co Daikonnstran widział do tej pory. Sądząc po stanie metalowych elementów złomu pozostawionych koło wejścia tłoki są niewrażliwe na korozję i rdza się ich nie ima.
Drakon przyglądał się tłokowi przez dłuższą chwile cicho wzdychając, może to i lepiej że Pimpuś został na zewnątrz, mógłby dostać kompleksów. W tym momencie tylko konstruktor miał rozterki egzystencjalne.
- Hoho... To jak? Chciecie bym spróbowała? - spytała Nehro. - Nie jestem pewna czy to co stąd wylezie będzie mnie słuchało, ale... Mogę upewnić się co do poziomów energii i dam ewentualnie znać co z tego wyjdzie - mruknęła. To byłby któryś z kolei raz w jej życiu, gdy wytrzaskuje skądś nieumarłego.
- A ja wiem? Brzmi nieźle - mruknął Nehro i wzruszył ramionami. Chyba nigdy nie był w środku nekromatonu i ciekawił się co jest w środku. Średnio potrafił to zamaskować.
- Mnie to wygląda na pułapkę. Ale nie wiem skąd ten głos może znać twoje imię - powiedziała Argena wpatrując się w górę, skąd dobiegał tajemniczy głos.
- Jeśli czujesz się na siłach... decyzje pozostawiam tobie - dodała spoglądając na Arilyn. Poznała już elfkę na tyle, aby wiedzieć, że w razie czego ta sobie poradzi.
Arilyn postanowiła więc wejść do kabiny sterowniczej i zobaczyć co się da wykombinować. Nie przejmowała się obecnie niczyim zdaniem czy uwagami...
Drzwi zamknęły się za Arilyn i usłyszałą głos, który słyszała już wcześniej w sali.
- Chcesz otworzyć ten Nekromaton z własnej nieprzymuszonej woli? - zapytał głos.
- No chcę go użyć, więc jak sądzę tak - mruknęła.
Rozległ się cichy świst, gdy otworzyły się wrota w głównej sali. Arilyn została wypuszczona z tej “klitki” i stanęła wraz z innymi przed gigantyczna salą konstrukcyjną. Olbrzymia ilość maszyn, pieców, rur i kabli była połączona w jedna linię produkcyjną. Po prawej i lewej były dwa wielkie energotrony podłączony do tych “szklarni” na zewnątrz. Pośrodku tego wszystkiego był panel sterowniczy. Parę dźwigni i płyta, nad którą unosił się półmaterialny nieumarły.
Drakon rozglądał się po ogromnej sali, w tym momencie Daik zacząłby wierzyć nawet we wróżkę zębuszkę, omijając nieżywego z daleka, zaczął iść w stronę urządzeń, które ewidentnie produkowały lub przechowywały energię.
Drakon dosć szybko stwierdził, że maszyny są podłączone do pieców, a magikalizery do energotronów, tak więc nie ma tu fuzji magii z techniką. Raczej jedno na zmianę z drugim. Analiza wszystkiego tutaj powinna mu potrwać z parę dni, ale konstruktor raczej nie miał tyle czasu...
Wszystko wyglądało wybornie, ale cała ta eskapada raczej nie miała zamiaru trwać wieki, ani tym bardziej ich zwiad, skierował swoje kroki w stronę czegoś co nazwałby prasą, gdyby nie to, że zamiast stałych i twardych elementów, wszystko było napełniane płynnym metalem i zamieniane w trwałe elementy. Drakon przyglądał się jak potężne ramiona taśmy montażowej swobodnie tworzyły nowe elementy. Wyglądały na bardziej niż solidne.
Argena z uśmiechem przyglądała się maszynerii. Cokolwiek to było, ona osobiście nie była tym zainteresowana, ale od razu wiedziała, że będzie to niezła gratka dla techników z Mehizeck.
Arilyn podeszła do konsoli i przyjrzała jej się uważnie. Przez chwilę się namyślała. - Mogę zrobić z tego 90 szkieletów-wojowników, 18 kościelców, 6 koszmarów, 3 lisze albo jednego desolatora. Brakuje nieco materiałów na koszmary, lisze i desolatora, ale sądzę, że mamy do nich łatwy dostęp. Wybierać! Co mam wytworzyć, czy w ogóle mam się w to bawić - rzuciła.
Tworzenie nieumarłych było tym, czego Argena nie przewidziała. Ilości 90 i 18 odpadały natychmiast, z uwagi na pojemność Podróżnika, a pozostałe warianty... Jak zareaguje nienawidzący nieumarłych Archon, gdy wprowadzą takiego na pokład?
- Czy na pewno będziemy to kontrolować? - spytała Argena, aby się upewnić.
Nie pasowało jej też to, że wcześniej wykryli tu jakieś istoty, zaś teraz bez kłopotów urzędowali sobie w tej fabryce.
- Zanim coś zrobimy, wolałabym sprawdzić to co wcześniej wykryliśmy - oznajmiła rozglądając się dookoła. Schodów tam nie było, a chyba tylko ona i Arilyn potrafiły tutaj latać.
Całe wnętrze sali było jedna wielką salą produkcyjną. W dolnej części chyba składowane były materiały. Były też schody na dół.
Upiór unoszący się nad konsolą spojrzał na Arilyn. - Twoja koleżanka chyba nigdy nie była w jakimkolwiek budynku bojowym Darkantropii, prawda? - mruknął.
- O ile się orientuję nigdy nie odwiedzała takowych. Jest... no cóż, spoza Darkantropii - Arilyn odpowiedziała uprzejmie bez szczególnego przejmowania się faktem, że nieumarły się odezwał. Elfka przywykła do ich obecności. Torosar był nawet dowodem na to, że do nieumarłych można się przywiązać.
- Nie byłam - odpowiedziała Argena zupełnie normalnym głosem. - Scharakteryzuj koszmary i desolatorów - dodała, od razu przechodząc do konkretów.
- Koszmary to oddziały desantowe Darkantropii. Są w naszym świecie tylko w 10% i nie mają stabilnej wizualizacji. Jednostki szybkie o dużej sile przebicia, acz mało odporne. Posiadają pewne niewielkie zdolności magiczne polegające na teleportacji i wydłużaniu ostrzy.
Desolator to ciężka jednostka do walki dystansowej przygotowana na ewentualność walki w zwarciu. Specjalna struktura ciała i pancerza czyni z desolatora odporną na czynniki fizyczne, magiczne i chemiczne, acz stosunkowo lekką, jak na siłę opancerzenia i broni, jednostkę. Na dystans desolator może porazić cele jednym z pięciu zaklęć mocy śmierci: kwaśna Mgła, Promień Zarazy, Trupi Pocisk, Czarna Śmierć lub Toksyczna Bomba. Wewnętrzne naładowanie mocą umożliwia tez zastosowanie mocy śmierci w walce wręcz. Desolator używa dwuręcznego miecza albo długiego miecza w zależności od potrzeby.
Argena od razu miała swój typ. Koszmar nadawał się może na szpiega, ale tego nie potrzebowała. Coś do walki, było znacznie bardziej pożądane, a tym czymś okazywał się być Desolator.
- Czy ci nieumarli posiadają własną wolę i doświadczenie bojowe, czy komuś dana będzie kontrola nad nimi?
- Desolator będzie spełniał polecenia przywódcy. Na duszę sterujacą wybierzemy najlepiej nadajacą się w tym celu. Po to magazynujemy na przykład dusze magów... w tym wypadku wykorzystamy duszę mistycznego wojownika... mamy na podręczu.... - odparł upiór.
- Dobrze - podsumowała Argena. - Co z niedoborem materiałów? - spytała jeszcze. Wolała się upewnić, że nie odbije się to na jakości nieumarłego.
- By ukończyć Desolatora potrzebujemy więcej popiołu - odparł upiór.
Argena zastanowiła się chwilę. Na zewnątrz było mnóstwo popiołu i dostarczenie go nie powinno być problemem. Ile mogło być potrzebne, może wystarczy na więcej niż jednego?
- O jakiej, brakującej ilości mowa? Jakie są potrzebne składniki na Desolatora? - dopytywała się.
- Około tony. Spokojnie, desolator nie waży tony, po prostu pozyskujemy z popiołu pewne składniki... - odparł upiór.
- Tony brakuje, czy jest to cały składnik? - spytała demonica.
- Mieliśmy pod spodem piwnicę... było tam miejsce na około 500 ton popiołu - odparł upiór. - Niestety z powodu powolnego niszczenia terenu straciliśmy ten zapas. Trzeba dawać ten popiół bezpośrednio do podajnika, wiec należałoby usypać stos koło podajnika i wsypywać ręcznie do środka.
Argena zmrużyła oczy, nie uzyskała odpowiedzi na zadane pytanie i nie spodobało jej się to, ale nie zamierzała pytać ponownie. W sprawie zwożenia, miała kogoś do takiej roboty.
- Daik - Argena zwróciła się do Daikonsstrana spoglądając w jego stronę - Niech Pimpuś zacznie znosić popiół. Potem mu trochę pomożemy - powiedziała, zdając się na nich uznała, że nie musi wspominać o odpowiednim sprzęcie, jak łopata, czy pojemnik pełniący funkcję taczki.
Następnie Argena spojrzała na Nehro - Velshazar chyba nie będzie zbyt zachwycony? - powiedziała.
- Już pracował z nieumarłymi... - mruknął Nehro i machnął ręką.
Argena uśmiechnęła się połowicznie.
- Znakomicie - powiedziała, a jej obawy całkiem już zniknęły.
Wszystko wydawało się być w porządku... a wchodząc do budowli spodziewała się niezłej rozpierduchy.
- Ile potrwa stworzenie desolatora, jak już będzie popiół? - zwróciła się ponownie do upiora.
- Pięć minut - odparł upiór.
- Znakomicie - zakończyła Argena.
Następnie podeszła do elfki - Arilyn - zaczęła dość cicho - Jak zwykle masz doświadczenie. Co o tym sądzisz?
- Desolatorzy to porządne jednostki. Zawsze strzegły porządku w Darkkeep. Jak dla mnie to wystarczająca rekomendacja. Wiesz, jeśli coś uciekłoby z laboratorium, albo ktoś chciał namieszać w twierdzy desolatorzy usuwali problem nim ten podlegał eskalacji - mruknęła. - Energii na tworzenie jednostek starczy tylko na jednego desolatora. Niestety nic więcej nie da się potem prawdopodobnie wytworzyć - mruknęła na koniec.
- Dobrze, widzę, że desolator jak najbardziej się przyda - powiedziała Argena i skrzywiła się nieznacznie. - Ale powiedz mi coś o tej energii, skąd się bierze? Chodzi mi o to, czy Mehizeck da radę ją uzupełnić. Chciałam tu ustawić przekaźnik do teleportacji.
Drakon wzruszył ramionami i ruszył do Pimpusia, na szczęście miał chwytne kończyny, co znacznie ułatwiało sprawę.
- Pimpus, przynieś z pojazdu jeden arkusz blachy, będziesz go używać jako łopaty, musimy przenieść tonę popiołu do wnętrza tego budynku, pokażę ci konkretnie gdzie. Teraz ruszaj i zacznij zagarniać popiół. - rzucił Daikonsstran do golema i wrócił do środka, nie miał czasu się tym zajmować, rozpracowywanie układu było dla niego o wiele ważniejsze.
Arilyn westchnęła słysząc pytanie Argeny - Nie mamy materiałów na naprawę kolektorów. Poza tym obawiam się, że jestem w tej chwili jedyną osobą tutaj, która jest w stanie to obsłużyć - bąknęła. - O ile dobrze pamiętam konstrukcje Darkantropii zawsze są obwarowane całą masą protokołów bezpieczeństwa. Nie wiem czy Nehro i jego ekipa dostaliby zezwolenie na użycie nekromatonu - powiedziała.
- Nie dostaliby - upiór pospieszył z odpowiedzią. - Zanim przystąpicie do tworzenia desolatora musicie wiedzieć o dwóch rzeczach. Po pierwsze jest spora szansa, że ten budynek rozleci się po procesie tworzenia. Po drugie kawałek czasu temu wpadł tu nefalem, szukając schronienia przed demonami. Udzieliłem mu schronienia i jest teraz w niższym pokładzie. Bawi się złomem i kowadłem. Proponuję go wypuścić przed rozpoczęciem procesu tworzenia, by przypadkowo go nie pogrzebać - powiedział, po czym zwrócił się do Arilyn. - Inną kwestią jest to, ze po usunięciu resztki energii z Nekromatonu moje istnienie będzie zagrożone. Proszę, byś zabrała mnie stąd w formie perły dusz i odstawiła do Darkantropii przy sposobności -
- W porządku. Zaraz się wszystkim zajmiemy. Postaram się ciebie odstawić wedle twojego życzenia. Obawiam się tylko, że może to potrwać... Od bardzo dawna już nie mam kontaktu z Darkantropią - bąknęła. I szczerze jej tego trochę brakowało... Ale nie płakała nad rozlanym mlekiem. Jak będzie, tak będzie. - Mój ostatni kontakt z Darkantropią w sumie ograniczył się do snu. Ale znajdzie się jakiś sposób - mruknęła.
Argena spojrzała przez chwilę na Arilyn. Ta elfka wydawała się mieć doświadczenie we wszystkim, nawet w sprawach związanych z nekromancją, co u elfów było zwykle potępianą dziedziną. Zastanowiła się chwilę rozglądając się po wszystkich zgromadzonych. Nie wiedziała kim może być owy nefalem, ale dość szybko wybrała osoby odpowiednie do kontaktu z nim.
- Calefarn, Velius, Nehro. Zejdźcie na niższe poziomy i pogadajcie z tym nefalem. Powiedzcie, że budynek zmieni się w ruiny i że zapewne będzie mógł dołączyć do nas - powiedziała.
Majstrować zbroję, czy cokolwiek robił, będzie mógł ewentualnie dokończyć na pokładzie, choć to się jeszcze zobaczy. Walenie młotem nie należało do ulubionych dźwięków... chyba wszystkich, oprócz kowali.
*A co ty o tym myślisz?*
*E? Ja? Nefalemowie to całkiem nieźli wojownicy i magowie jeśli mnie pamięć nie myli. Kowalstwo to raczej rodzaj tradycji rasowej. Każdy nefalem chce tworzyć w ten czy inny sposób, co nie oznacza, że robią to cały czas...* mruknął Shreth.
- Zrozumiano - odparł Velius po czym spojrzał na dwóch towarzyszy przydzielonych razem z nim do tego zadania - Ciekawe, czy nie będzie marudził - powiedział.
- Jak chce stąd się wydostać to nie ma specjalnie wiele do gadania - mruknął Nehro.
Zaraz potem cała trójka zniknęła na schodach prowadzących na dół.

- Mówiłeś, że masz na podręczu duszę mistycznego wojownika. - Argena zwróciła się do gospodarza. - Czy masz jakieś inne? Jeśli budynek ma się zawalić, to możemy je stąd zabrać. Jest tu coś jeszcze wartego uratowania? - spytała spokojnie, rozglądając się dookoła.
- Będą potrzebne w procesie tworzenia desolatora. Elementy tego budynku stanowią elementy technologii Darkantropii. W momencie mojego przejścia w stan perły obiekty w tej sali rozsypia się w pył - poinformował upiór.

Calefarn, Velius i Nehro zeszli w dół i dotarli do sporych wrót, które właśnie się otwierały. Za wrotami było pomieszczenie przypominającej magazyn, ale było tam pełno złomu, rur i kabli. Pośrodku złomu stało kowadło, a z prawej spory prowizoryczny piec. Nefalem palił w nim jakimiś resztkami drewna.
- Witaj, nefalemie - powiedział spokojnie i w miarę możliwości przyjaźnie Velius - przyszliśmy tutaj ostrzec cię, że temu budynkowi będzie niedługo grozić zawalenie się, przez co możesz zostać pogrzebany żywcem jeśli tu zostaniesz - dodał czekając na reakcję nieznajomego.
Popatrzył na nich, taksując ich wzrokiem z góry na dół; następnie zarzucił sobie młot na ramię i uśmiechnął się szeroko.
- Czyli mówicie, że jest szansa stąd wyjść? W zasadzie muszę przyznać, że jest to możliwość na którą czekałem - wsunął młot za pas, schował pancerz nad którym pracował do plecaka i zarzucił sobie kowadło na ramię.
- Jestem Shar’eth, miło mi poznać kogoś nowego. Zakładam oczywiście, że nie jesteście demonami? - wyszczerzył zęby w jeszcze szerszym uśmiechu.
Łowca dusz skinął głową. - Jestem Calefarn. Jestem łowcą dusz. Demonobójcą. Ten tu - klepnął Nehro w ramię. - To demon, ale jest po naszej stronie - powiedział. Nehro wzruszył ramionami. - Nasza dowódczyni też jest demonem, ale podlega jakimś ludziom, którzy przybyli na ten lad celem odbicia go z rąk tutejszych demonów - dodał. - Chodź z nami na górę, na pewno zechce z tobą porozmawiać.
- Ja zaś, nazywam się Velius i jestem erynianinem, magiem Thirel - przedstawił się Velius - Jeżeli więc nic już Cię tu nie trzyma, faktycznie chodźmy czym prędzej na górę - dodał.
- Prowadźcie więc - stwierdził nefalem i ruszył za nowo poznanymi. Spojrzał jeszcze na Nehro. - Demon, ale po tej dobrej stronie, to w sumie prawie jak ja. Demonobójca brzmi jeszcze lepiej. Jak wam się udało tu wejść? Kiedy ja tu raz wlazłem, to ten budynek nie chciał mnie już wypuścić.
- Mamy osobę która posiada uprawnienia - odparł Nehro.
Wkrótce dotarli na parter, gdzie Pimpuś właśnie kończył zwożenie popiołu.
- Możemy zaczynać - upiór zwrócił się do Arilyn stojącej przy panelu. Wtedy do sali wkroczył Velius, za nim Shar’eth, a na końcu Calefarn i Nehro.
Argena spojrzała na powracającą część załogi. Nefalem, który im towarzyszył wyglądał Argenie jak łagodniejsza wersja demona ognia.
Demony ognia, które Argena znała, miały czerwoną skórę, żółte i pozbawione jakichkolwiek urozmaiceń oczy, budowę kości budzącą u niektórych grozę, od dwóch do sześciu rogów na głowie, oraz kolce na łokciach, ramionach i wzdłuż kręgosłupa.
Nefalem miał mniej rogów i kolców, a wszystkie zwrócone były wstecz i przylegały do ciała. Nie miał też takiego agresywnego spojrzenia, posiadał za to tęczówki i źrenice.
Jego obecność i spokojne, jak dotąd nastawienie dobrze wróżyło ich współpracy.
- Witam. Z kim mam przyjemność? - spytała Argena donośnym głosem.
- Shar’eth - przedstawił się nefalem, skłoniwszy głowę o dwóch, przylegających dość ściśle do czaszki rogach. - Miło, że ktoś mnie postanowił wypuścić, siedzenie tutaj zaczynało się powolutku robić nudne. Ale wolałem nie brać się za wyburzanie - dodał jeszcze, przyglądając się z zainteresowaniem Pimpusiowi.
- Możemy zabrać cię z nami, ale dokładne warunki omówimy później - demonica poinformowała Shar’etha. Zaraz potem zwróciła się do upiora i Arilyn zarazem:
- Zdążycie z tą formą perły dusz, zanim budynek się rozleci?
- Bez trudu - odparł upiór.
- Psst, zanim to wszystko rozsypie sie na kawałki, możesz mi powiedzieć cos więcej o tej prasie, czy będę musiał cały schemat z tego co widzę próbować wykoncypować, chyba wiesz ze skutki mogą być opłakane jak mi nie pójdzie, a zdaje się że możemy tego później potrzebować. Wiesz, jeśli pani Arylin podróżuje z nami a wykorzystam to do zapewnienia jej bezpieczeństwa, to można śmiało uznać ze przysłużyło sie to tej całej waszej Darkantropii. - rzucił drakon do pól materialnego bytu najwyraźniej zarządzającego całym kompleksem.
- Nie mam zezwolenia na dzielenie się danymi technicznymi. Tylko przez obecność Arilyn zezwalam na to, ze ktoś niezwiązany z organizacją grzebie w trzewiach nekromatonu - odparł upiór.
Drakon wzruszył tylko ramionami i wrócił do badania prasy, nie spodziewał sie za bardzo innej odpowiedzi, a czasu miał już niewiele.
- Dobra. Nie będziemy zwlekać. Ja i Arilyn zostajemy, reszta wychodzi. Jeśli budynek ma się zawalić, to nie ma potrzeby tu siedzieć - powiedziała Argena i gestem ręki zaprosiła wszystkich do wyjścia na dwór.
Daik oderwał się od maszyny po chwili od wydania polecenia, ale na jego paszczy wykwitł szeroki uśmiech. Widać osiągnął to co chciał. Całą reszta ewakuowała się natychmiast.
- Heh... desolator w ekipie... heh - mamrotał Nehro, uśmiechając się półgębkiem.
Tymczasem wewnątrz Arilyn rozpoczęła proces produkcji.
Machina zgrzytnęła i zachrobotała. Pimpuś zaczął szuflować popiół do pieca. Starymi zniszczonymi rurami popłynęła zielona energia. Gwałtowne wyładowania energii, które wydostały się przez dziury po pociskach wybiły wszystkie szyby w kolektorach, zraszając teren wokół nekromatonu polerowanym obsydianem. Wszystko zadrżało, a pajęczynki pęknięć na ścianach zaczęły niebezpiecznie się rozrastać. Z krat wydechowych buchnął wpierw smolisty dym, by potem ustąpić miejsca parze. Budynek zaczął drżeć, a z poszczególnych pras zaczęły wysuwać się elementy pancerza, które sunęły do centralnego pieca. Piec zawył głośno. Coś pękło koło dachu i kawał płyty dachowej odpadł i spadł gdzieś do wnętrza budynku, rozbijając którąś prasę do pancerzy. Centralny piec otworzył się, buchając na boki zielonym dymem. Z machiny wyszła istota o szarej skórze opancerzona czarnym metalem. Zamiast jednej ręki miał działo, na jego plecach spoczywał miecz dwuręczny, Koło pasa wisiała katana i wakizashi.
Desolator uderzył pięścią w klatkę piersiową i zamachnął się nią naprzód w stronę Arilyn.
- No to najwyższy czas się ewakuować - stwierdził upiór, po czym zamienił się w błękitną kulkę, która wylądowała w dłoni Arilyn.
- Jestem zmuszony się zgodzić - zagrzmiał desolator celując działem w górę. Runy na jego broni zabłysły zielonym światłem i działo wypluło z siebie zielony strumień energii, rozwalając działem kawał sufitu spadający na konsolę.
Cała trójka wkrótce znalazła się na zewnątrz. Budynek pękał i jego fragmenty powoli zamieniały się w popiół. Czarna energia wibrowała między pęknięciami. - Jesteśmy za blisko - mruknął desolator swoim nienaturalnie niskim głosem. - Sugeruję zwiększenie dystansu do nekromatonu.
Wszyscy wpakowali się do Podróżnika i maszyna wkrótce mknęła już po pustkowiu. Wtedy z ruin nekromatonu strzelił słup czarnej energii, a fala uderzeniowa omiotła pustynię w zasięgu połowy kilometra. Po nekromatonie Darkantropii pozostał tylko wielki lej...
- I to by było na tyle - skomentowała krótko Arilyn z dziwną miną. Spojrzała na desolatora. - Jesteś jak wspomnienie domu, przyjacielu - mruknęła w zadumie. - Wypadałoby jakoś cię zwać, by uniknąć nieporozumień - dodała. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że wciąż trzyma w dłoni kulkę z duszą nieumarłego, który obsługiwał nekromaton. Schowała ją ostrożnie do kieszeni, owijając wcześniej pieczołowicie chusteczką.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Pavciooo
Kok
Kok
Posty: 1245
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
Lokalizacja: Legionowo
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Pavciooo »

Wszyscy:

Argena była lekko zaskoczona rozmiarem explozji, aczkolwiek nie miało to dla niej większego znaczenia. Widać nieumarli nie lubili zostawiać po sobie ruin, które mogły by wpaść w niepowołane ręce. To rozwiązywało kwestię pozostawienia tu znacznika do teleportacji.
Jechali dalej, w kierunku Kłów Ishtaar, a tymczasem Argena uznała, że warto było powitać nowych na pokładzie i wprowadzić ich do załogi.
- Witamy na pokładzie podróżnika, rozgośćcie się - powiedziała słowem wstępu, spoglądając na nowych. Za moment ich pozna i dogada szczegóły ich pobytu na pokładzie, ale najpierw jednak miała jedną małą sprawę do załatwienia.
- Velshazar, proszę do mnie, na dwa słowa - powiedziała spokojnie, spoglądając na archona i udała się do swego pokoju. Mężczyzna poszedł tam za nią.
Desolator obejrzał się na Arilyn. - Areus - odparł. - Na resztę wypowiedzi nie mam jak zareagować - stuknął metalową maskę zakrywającą jego twarz od nosa po brodę. - Nie mam jak się uśmiechać.
- Miło Cię poznać. Swoją drogą, gdyby pojawiła się taka możliwość chciałbyś dostać się do Darkkeep? - spytała. - Upiór z nekromatonu o to właśnie prosił, o odstawienie do twierdzy, gdy tylko pojawi się taka możliwość - dodała.
- Moim celem jest służba. Nie podzielam woli osoby, której dusza u mnie dominuje - stwierdził desolator. - Daj mi cel, a będę szczęśliwy podążając scieżką doń.
- Niektórym tak niewiele do szczęścia potrzeba - uśmiechnęła się Arilyn wzdychając przy tym. Klepnęła desolatora w ramię - Jak znam życie znajdziemy niejeden cel, do którego będziemy dążyć. Póki co nasze zadanie to przeżyć i zdobyć informacje. Mam dziwne przeczucie, że raportu i tak nikt nam nie wysłucha, ale może znajdę wyjście stąd - mruknęła.
Desolator tylko skinął głową i zaczął gapić się bezwiednie w okno.
Drakon nie mówil za wiele i nie wtracal sie póki co do rozmowy Arylin, skupial sie na jak najszybszym oddaleniu od miejsca wybuchu, nie wiedzial co mógl zawierac pyl z tego ustrojstwa. Energii bylo tam o wiele za duzo a skladniki, zwlaszcza magiczne pewnie mogly niejedno cudo zniszczyc lub zmutowac. Wolal tego uniknac i nie wyhodowac sobie dodatkowej pary skrzydel. Prowadzil wiec szybko i zdecydowanie, ale na tyle zeby uniknac rozbicia Podróznika na nierównej drodze.
W lusterku Drakon widział jeszcze ścianę pyłu, zostającą powoli w tyle, a z przodu widział powoli zbliżający się Siekacz Radnotty. Gdzieś tam miał znajdować się most, którym będą mogli przekroczyć toskyczny Warkocz Tyris. Nie wiedzieć czemu wynalazca miał złe przeczucia związane z ta drogą...
I tak nikt tego nie czyta...
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Plomiennoluski »

Daikonsstran

Spokojnie prowadził pojazd większość uwagi poświęcając drodze, ale cząstką roztrząsając mechanizm prasy, był niewątpliwie dość skomplikowany, ale mógł mieć zastosowanie w połączeniu z innymi elementami dostępnej technologii. Nie wiedzieć czemu trapiło go coś jeszcze, dopiero po dłuższej chwili był w stanie nazwać to uczucie.
- Nie chcę wyjść na pesymistę, ale za dobrze nam idzie, na waszym miejscu przygotował bym się na niemiłe niespodzianki. - rzucił konstruktor do swoich pasażerów. Może to natłok wydarzeń ostatnich dni tak na niego działały, ale wątpił. Spojrzał jeszcze raz we wsteczne lusterko *- Tak, zdecydowanie wisi tu coś więcej niż pył.*
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Post autor: Mekow »

Argena i inni


Argena i Velshazaar udali się do jej gabinetu.
- Usiądź sobie - powiedziała Argena wskazując wolne krzesło, a sama usiadła za biurkiem
- Słucham? - powiedział mężczyzna, gdy już zajął miejsce siedzące. Jednocześnie uniósł lekko brwi i skinął głową.
- Jak zauważyłeś mamy truposza na pokładzie. Chciałam się upewnić, że nie będzie to dla ciebie problemem - Argena walnęła prosto z mostu, choć jej głos był dość spokojny. Uśmiechnęła się uwodzicielsko do swego rozmówcy, przyglądając się uważnie mimice jego twarzy.
- Już byłem zmuszony do pracy z nieumarłymi. Nie korzystam z pełni moich zdolności, ale nie będę z tego tytułu sprawiał problemów - zapewnił archon z miną pokerzysty.
- Bardzo dobrze. Wolę uniknąć konfliktów na pokładzie - wyjaśniła Argena przyglądając się swemu rozmówcy.
Velshazaar skinął głową i uśmiechnął się lekko. - To wszystko? - zapytał.
Argena zastanowiła się chwilę. - Myślałam o waszym zadaniu. Sądzę, że władze Mechizeck będą mogły zapewnić wam szybki latający statek, nie jakąś tam łódź. Przynajmniej ja, z pewnością się o to postaram.
Velshazaar skinął głową. - Możliwe, że uda się wynegocjować ot lub owo - westchnął cicho. - Mogę zadać pytanie osobiste?
- Pytaj śmiało - powiedziała Argena z lekkim uśmiechem.
- Ponieważ podejrzewam ze w piekle teraz jest totalny chaos... zastanawiałem się: w jakim celu udałaś się tu, do świata materialnego?
Uśmiech zniknął z twarzy kobiety i zastąpił go typowy wyraz jej twarzy.
- Przybyłam tu wiele lat temu, jeszcze zanim tamto się zaczęło... A może już się zaczynało.
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie - odparł Archon.
- Owszem - Argena powiedziała po chwili namysłu. - Tam zawsze panował pewien chaos, oczywiście nie tak jak teraz, ale wzajemne podboje były często spotykanym zjawiskiem... Podbito twierdzę mojej rodziny. I dlatego tu przybyłam - powiedziała. Mówiąc to patrzyła na swego rozmówcę, ale potem nieświadomie spojrzała na biurko, a jej myśli błądziły wokół tamtych wydarzeń.
- U mnie nieco podobnie. Moi rodzice byli władcami sporego kawałka ziemi... mały konflikt i zostałem sirotą... - archon pokręcił głową. - Łatwo nie było, bo maiłem pięć lat - podrapał się po potylicy. - Ale z drugiej strony nie musiałem uciekać z wymiaru, tylko z sektora...
- Życie bywa trudne, wystawia nas na ciężkie próby - zaczęła Argena, ale nie była filozofem, więc szybko zmieniła temat na bardziej konkretny. - Ale skończyłeś dobrze, jesteś znakomitym wojownikiem - powiedziała z uśmiechem.
Archon rozłożył ręce. - Tego jeszcze nie pokazałem - zaśmiał się cicho.
- I tak wiem, że jesteś - powiedziała cicho i uśmiechnęła się do rozmówcy. Przez chwilę oboje milczeli.
- Powiesz mi coś o swoim życiu i szkoleniu? - spytała delikatnie demonica.
Archon się zaśmiał. - Trzy różne. Jestem może Mistycznym Wojownikiem i mam zbroję kanałową... hm... wiesz czym jest zbroja kanałowa, Argeno?
- Nie, nie wiem - przyznała się spokojnie i z zaciekawieniem przyjrzała się mężczyźnie, czekając aż o niej opowie.
Archon przywołał kawałek pancerza, a gdy rękawica zmaterializowała się w jego dłoni podał ją Argenie. - Chwyć oburącz - polecił.
Argena nie zadawała głupich pytań. Zaciekawiona chwyciła jedną dłonią za palce kryształowej rękawicy, a drugą za jej przegub.
Kryształ był.. ciężki. Gdyby Argena nie używała obu rąk pewnie przywaliłaby nimi w biurko. Gdy Archon to prezentował trzymał to jednorącz i podał to Argenie jak kartkę papieru.
Wtedy Velshzazaar dotknął rękawicy. Natychmiast straciła na wadze.
- Wypełniam kanaliki wewnątrz pancerza energią, co powoduje, że są lżejsze - wyjaśnił Archon. - Pancerz dla maga. Odporny i lekki.. ale tylko dla niego. Bo normalnie wpuszczam w kanał o wiele mniej energii i waga jest subiektywna. Znaczy dalej ważą ile trzeba, ale ja tego nie czuję.
Argena wyglądała na zaciekawioną i zadowoloną z zetknięcia się z taką możliwością.
- Bardzo praktyczne - odparła kiwając nieznacznie głową i oddała rozmówcy jego własność. Spojrzała na niego czekając aż zacznie dalej opowiadać.
- Mam też broń kanałową, która dodatkowo służy mi do rzucania zaklęć... no i tu sprawa się zmienia. Ona mi głównie służy do rzucania zaklęć, a nie do walki. Potrafię z niej korzystać jak z broni, ale z reguły preferuję rozwiązywać sprawy jak mag. Taka zmiana zaszła po moim niespełna miesięcznym treningu w Darkantropii. Poprzednie dwa szkolenia.. pierwsze w moim rodzinnym mieście i drugie w tymczasowej akademii trwały łącznie ponad dziesięć lat.
- Mhm... - mruknęła cicho Argena. - Czyli to miesięczne szkolenie pokazało w jakiego rodzaju walce czujesz się lepiej? - spytała. - Wybacz, czy dobrze rozumiem, że w aż tak znacznym stopniu uzupełniło ono dziesięć lat szkoleń? - spytała zaciekawiona.
- Nie tyle uzupełniło co zmodyfikowało. Szkolenia trwały dwadzieścia dwie godziny na dobę. Zapytali mnie ile odpoczynku dziennie potrzebuję... odparłem, ze dwie godziny starczą... no to miałem 22 godziny szkolenia dziennie. Instruktor i uczeń. Szkolenie skierowane wyłącznie do jednej osoby i pod nią ustawiane.
Argena uniosła nieco brwi - To brzmi naprawdę... - zaczęła, ale brakowało jej odpowiedniego słowa. Musiał to być trening niezwykle ciężki, ale i równie owocny. Iście na skalę wspominaną przez niegdyś przez Arilyn.
- Mogę spytać kto cię szkolił? - powiedziała zaciekawiona.
- Trzy osoby. Nie pamiętam imion - odparł archon. - I pozostali w Darkkeep wiec raczej wątpię, byś miała okazję ich spotkać... chociaż kto wie - Velshazaar uśmiechnął się.
- Rozumiem - odparła Argena uśmiechając się nieznacznie.
- Tak czy inaczej nacisk był położony na rzucanie zaklęć i przy okazji walkę... a nie na odwrót - powiedział Velshazaar.
- No wyszło na to, że oni mieli rację - powiedział Velshazaar. Złożył ręce i oparł się łokciami o stół. Rękawica którą przywołał rozpłynęła się w powietrzu.
- A co możesz mi powiedzieć o szkoleniu w piekle?
- Dobrze opanowane zaklęcia są faktycznie skuteczniejsze, niż dobrze opanowane władanie ostrzem - zauważyła kobieta.
- Moje szkolenie nie było aż tak intensywne. Obejmowało różne rzeczy, też miałam wielu nauczycieli, no i mojego ojca na czele... Na pierwszym miejscu była strategia wojenna: taktyka bitewna, kierowanie wojskami na polu walki, zdobywanie twierdzy, odpowiednie wykorzystywanie potencjału wojska i tego tupu sprawy... Magia bitewna i walka bronią była dopiero druga w kolejności, ale dość złożona. Moja magia opiera się o dziedzinę ognia, w zasadzie tylko nią władam - wyjaśniła krótko. - Walka ostrzem dzieliła się na naziemną, powietrzno-naziemną i powietrzną... Choć tej ostatniej nie ukończyłam - wtrąciła nieco innym głosem. Po czym mówiła dalej - trzeba było umieć wykorzystywać swoje możliwości - wskazała kciukiem skrzydła, które rozłożyła nieznacznie dla krótkiej prezentacji. - Oprócz tego cała inna nauka, jak pisanie w kilku językach - Argena skrzywiła się nieznacznie. Nie miała przykrych wspomnień z tym związanych, ale dała znać do zrozumienia, że nie warto o tym opowiadać. - Zresztą pewnie wiesz, że co innego szkolenie dziecka, a co innego dorosłego - powiedziała spokojnie i machnęła nieznacznie ręką.
- Niestety trwało to wszystko zaledwie dwadzieścia lat. Wtedy to... musiałam wszystko zakończyć. A potem opuścić dom - powiedziała, a pod koniec wypowiedzi słowa wypowiadała jakby odrobinę wolniej, choć tym samym głosem.
- Ja wiałem pod ostrzałem - mruknął Velshazaar. - Miałem fart, że nie straciłem ręki albo nogi... albo głowy - westchnął. Najwyraźniej widział znajomych, którzy takowe części tracili podczas ucieczki.
- Podczas treningu? - dopytała się Argena. Nie była zdziwiona, wszak coś już o tym szkoleniu słyszała, ale chciała się upewnić.
- Nie, jak wialiśmy podczas ataku... - mruknął Velshazaar i się zaśmiał.
- Aaa, o to chodzi - powiedziała Argena i dała znak głową, że rozumie. Mężczyzna odnosił się do momentu, w którym był zmuszony opuścić dom. Uśmiechnęła się, jakby odwzajemniając jego śmiech.
- Mnie, po trzech dniach walk ojciec schował w schronie. Tam, wraz z jednymi z najwierniejszych doczekałam końca. Gdy wyszłam ze schronu, zamiast domowej twierdzy, zastałam ruiny - powiedziała, a z każdym zdaniem uśmiech stopniowo znikał z jej twarzy.
- Ja nie widziałem ruin mojego miejsca zamieszkania. Może to i lepiej - stwierdził Archon. - Nie chciał bym patrzeć na miejsca, gdzie kiedyś żyłem w stanie po bombardzie meteorami...
Argena westchnęła. - Tak, to było... ciężkie, przeżycie - powiedziała spokojnie, spoglądając na blat biurka.
- Ot życie... - archon wzruszył ramionami. - Nigdy nie wiesz z czym wyskoczy na ciebie jutro.
Argena pokiwała powoli głową. - Istotnie, nie ma nic pewnego... co zresztą widać za oknami - mruknęła, po czym zastanowiła się krótką chwilę.
- Może zmieńmy temat, na jakiś weselszy - zaproponowała spokojnie.
- Jestem otwarty na sugestie - zaśmiał się Archon. - Może coś o magii?
- Chętnie - powiedziała Argena uśmiechając się nieznacznie. - Opowiedz mi proszę jak nauczyłeś się... aż tyle - dodała spoglądając na rozmówcę.
- Lubię magię - mruknął Archon, opierając się o oparcie krzesła na którym siedział.
- Taka mała fascynacja, która zamieniła się w zawód - westchnął. - Ty tez potrafisz czarować, prawda?
- Tak trochę - powiedziała skromnie Argena - W zasadzie chyba tylko magia z dziedziny ognia. Miałam się uczyć otwierać portal, ale nie zdążyliśmy - skrzywiła się nieznacznie. Nie chciała wracać do poprzedniego tematu. - W zawód powiadasz? - dopytała się z lekkim uśmiechem.
- W takim wypadku możemy cie nauczyć otwierać portal korzystając z mocy chaosu - zaproponował Velshazaar, wracając do tematu magii.
Argena spojrzała na niego z wyraźnym uśmiechem na twarzy.
- Bardzo chętnie - odpowiedziała z entuzjazmem. - Naprawdę chętnie się czegoś nauczę - powiedziała i po chwili... skrzywiła się lekko, jakby była z czegoś niezadowolona - ale, mam parę pilnych spraw. Wiesz, muszę powitać nowych na pokładzie i takie tam. To nie powinno czekać - wyjaśniła spokojnie, a widać było, że zależało jej na zaklęciach.
- Oczywiście, rozumiem sytuację. Możemy wrócić do tego potem, mamy czas. Daj znać jak będziesz już mogła - powiedział i kiwnął głową.
- Dam znać, jak najbardziej. Jesteśmy umówieni - powiedziała z uśmiechem. - Zatem... dziękuję za rozmowę - powiedziała przyglądając się mężczyźnie, który nie miał już nic do dodania.
Argena i Velshazaar razem opuścili gabinet demonicy i wrócili na pokład. Mężczyzna zajął się medytacją, zaś Argena rozejrzała się dookoła.


Shar’teh nie znalazł się jednak w zasięgu jej wzroku. Podeszła więc bliżej Alrica, który szybko wstał na baczność. Taka reakcja wywołała lekki uśmiech na twarzy Argeny.
- Szukam Shar’teha, naszego nowego Nefalemańskiego kolegi - powiedziała spokojnie.
- Prawie od razu spytał, gdzie może się położyć spać. Wskazaliśmy mu klitkę po Yangu i teraz tam śpi - odpowiedział Alric, nadal stojąc na baczność.
Argena bardzo dobrze rozumiała zapotrzebowanie na sen. Nawet sama niedawno wręcz padła, po połączeniu z Shreth'em.
- Dobrze. Proszę mnie zawiadomić, albo wysłać go do mnie gdy wstanie - powiedziała spokojnie. Nie udało jej się porozmawiać z Shar’tehem, ale sam fakt, że czuł się u nich na pokładzie dostatecznie bezpiecznie aby iść spać, sprawiał wrażenie, że mężczyzna będzie skłonny zapisać się zarówno do załogi, jak i listy obywatelów Mehizeck... Przynajmniej taką nadzieję miała Argena.
- Tak jest - powiedział Alric i zasalutował w odpowiedzi.
Argena kiwnęła głową na zakończenie rozmowy, a gdy odeszła mężczyzna wrócił do swojego zajęcia.
Sprawa z Shar’tehem musiała poczekać, a póki co Argena gotowa była wpisać do rejestru załogi kolejną osobę...


Podeszła do desolatora, poprosiła go do siebie i oboje udali się do jej gabinetu.
Argena weszła pierwsza i zajęła miejsce za biurkiem. - Usiądź - powiedziała wskazując krzesło na przeciwko niej, gdy desolator pojawił się w drzwiach pokoju.
Desolator spojrzał na krzesło. - Pęknie. Postoję - powiedział. Argena miała wrażenie, że gdyby desolator mówił nieco głośniej to kałamarzyk stojący na jej biurku zacząłby drżeć. Skala głosu tego nieumarłego była cholerycznie niska.
Argena kiwnęła tylko głową. Starała się nie dawać znaków, że głos jej podwładnego przyprawiał ją o... dreszcze?
- Powiedz mi coś o sobie - powiedziała spokojnie.
Desolator milczał chwilę. - Powstałem paręnaście minut wstecz. Jestem maszyną do zabijania. Moja moc bazuje na Zarazie. Preferuje walkę na dystans, ale nie stronie od walki wręcz w razie potrzeby - odparł beznamiętnie.
- Znakomicie - powiedziała zadowolona Argena, gdyż o taką, konkretną odpowiedź jej chodziło. - Jakimi pociskami strzelasz? Rodzaj trucizny, czy coś bardziej związane z magią?
- Moc zarazy. Wypala wszelkie życie, redukuje materię do popiołu - odparł deoslator. - Promień Zepsucia, Toksyczna Bomba lub Kwaśny Grad. Ewentualnie Płomień Zgnilizny, ale przyznam, że z bliska preferuję używać broni białej, a Płomień ma mały zasięg.
Argena wiedziała tylko, że były to zaklęcia śmierci z poddziedziny Zarazy. Dokładniej zaś... wiedziała tylko tyle co sugerowały nazwy.
- Powiedz mi coś o działaniach tych zaklęć - rzekła demonica.
Desolator pokręcił głową. - Zapraszam na tak zwane świeże powietrze - powiedział, wskazując ruchem dłoni schody.
Zadowolona kobieta wstała z miejsca i oboje ruszyli na dół po schodach.

Kiedy byli już na dole, desolator skinął Bartowi głową na klapę na tyłach podróżnika, a ten szybko ją otworzył. Nieumarły stojący koło Argeny miał dar przekonywania.
Desolator wycelował działo na zewnątrz, a potem strzelił. Huk nie był głośny, eksplozja jednak nadrobiła. Pojedynczy pocisk zielonej energii wysadził zdrowo ponad 30 metrów kwadratowych terenu.
- To była bomba - powiedział desolator, po czym jego broń wypluła równy strumień zielonej energii. - Promień - mruknął.
Następnie jego bron splunęła serią zielonych kropel wielkości głowy Argeny. - Deszcz - podsumował desoaltor.
- I ostatni, płomień - zakończył, a jego działo zadziałało jak miotacz ognia, ale płomienie były zgniłozielonej barwy.
- Możesz zamknąć - rzucił nieumarły do Barta.
- Proszę? - mruknął Alric, unosząc brwi.
- Nie mi będzie przeszkadzać przeciąg - zauważył desolator. - To jest dla wygody twojej dowódczyni by mogła przekonać się jak moje zdolności wyglądają w praktyce.
Alric westchnął. Bart wzruszył ramionami i zamknął wyjście z pojazdu.
Zostawianie po sobie śladów, w postaci lejów w ziemi nie powinno nikogo zainteresować - obecnie raczej nikt nie przemierzał pustkowi.
Po tej niewątpliwie zadowalającej prezentacji, demonica i desolator udali się do pokoiku Argeny.

Gdy byli już na górze, kobieta usiadła przy biurku, tak jak siedziała poprzednio.
- To mi się podobało - pochwaliła siłę jego zaklęć. - A czy masz jakieś słabe strony? - spytała spokojnie.
- Ciężar - odparł desoaltor.
Argena uśmiechnęła się połowicznie. Istotnie nie uniesie go w powietrze, nawet na wzmocnionych przez symbionta skrzydłach.
- Powiedz mi jeszcze tylko, jak się do ciebie zwracać? - spytała na koniec.
- Dusza, którą otrzymałem miała na imię Areus. Może być tak - mruknął nieumarły.
- Dobrze - odpowiedziała Argena. Uważała, że zwracanie się per desolator, było by trochę nie na miejscu. - Ach, jeszcze jedno. Każdy z załogi ma swoje miejsce na pokładzie. Do spania i na rzeczy osobiste. Tobie też się należy - powiedziała i spojrzała na niego pytająco - jeśli chcesz, bo chyba nie wymagasz snu, prawda?
- Pod tym względem traktuj mnie jak mebel - mruknął nieumarły.
- Skoro tak - powiedziała zadowolona Argena. Istotnie zaczynało brakować miejsca na pokładzie, choć liczna i silna załoga wcale jej nie przeszkadzała... wręcz przeciwnie.
- Z mojej strony to na razie wszystko, ale może ty masz jakieś pytania? - powiedziała spokojnie.
- Do ciebie? Nie - mruknął nieumarły i wzruszył ramionami. Ton jego głosu był trudny do odgadnięcia, ale użyty zwrot i gest wyrażały... coś czego Argena wolała by nie widzieć. Uznała, że powinna interweniować.
- Jestem Argena Farghay, Areusie - przedstawiła się, co być może powinna była zrobić wcześniej. - Zwracaj się do mnie Pani Argeno, albo Pani Kapitan - sprostowała zdecydowanym, ale nie ani trochę nie podniesionym głosem.
- Czyżbyś miał pytania do kogoś innego na pokładzie? - dodała odrobinę zaintrygowana, gdy kwestia nazewnictwa została już skorygowana. Przez moment nie miała pewności, czy relacje Archoni-nieumarli nie były czasami obustronne.
Desolator spojrzał na Argenę i wzruszył ramionami. - Ta, mam - mruknął desolator, obrócił się i ruszył po schodach w dół.
Zanim Argena zorientowała się o co chodzi była już sama w pomieszczeniu. Mimo wszystko, miała niebywałe szczęście... że nikt nie widział wyrazu jej twarzy. Nie była w szoku, ale uniosła lekko brwi, a jej usta przez dłuższą chwilę pozostawały nieznacznie otwarte.


*Wiesz, że ten nieumarły gość ma cię dokumentnie gdzieś, prawda?* zapytał Shreth.
*No... na to wygląda* przekazała. *Do prezentacji włącznie było dobrze, potem też, ale na koniec zachował się... nie tak jak powinien!* Argena była wyraźnie niezadowolona z tego faktu. Liczyła że dostanie wsparcie zachowujące się wzorowo, jak Alric, przed chwilą.
*Czy to normalne u nieumarłych?* spytała.
*To normalne u istot nie uznających osoby z którą rozmawiają za dowódcę. On tu przyszedł bo się nudził. Nie miał nic lepszego do roboty. Nie znasz się na nieumarłych, ale w jego sposobie mówienia była informacja, że gdyby miał coś na przykład książkę do poczytania to powiedziałby, że pójdzie jak skończy rozdział...*
Potok przekleństw w języku demonów przez dłuższą chwilę przemykał przez myśli Argeny.
*No dokładnie* mruknął symbiont.
*Powiedz mi coś o tych nieumarłych. Da mu się wyjaśnić, kto tu dowodzi? Przyjmie to do swojej martwej mózgownicy? Miał mnie słuchać, tak było wyraźnie powiedziane!*
*A ja wiem... z nim gadaj nie ze mną*
*Tak jasne, jak tylko skończy rozdział* przekazała ironicznie Argena i dodała kilka przekleństw.
*Jak tam chcesz...* mruknłą Shreth.
*Wiem, że tak tego nie można zostawić* mruknęła biorąc kilka głębszych oddechów i szybko się uspokoiła. *Sądzę, że uznał Arilyn za dowódcę. Pamiętasz ten gest? Myślałam, że to znak, że jego "wskrzeszenie" się udało, taka podzięka... ale to chyba było coś więcej*
*O to, co to za gest też mnie nie pytaj... przypominało mi gest na kształt salutu czy coś*
*Teraz też tak myślę... Pogadam z Arilyn, co sądzisz?*
*Nie zaszkodzi, ale sądzę, że lepiej pogadać z głównym zainteresowanym... lub raczej niezainteresowanym* odparł Shreth.
*Tak, masz rację, trzeba samemu załatwiać swoje problemy... Nieumarli służący w armii Mehizeck byli zupełnie normalni pod względem służby wojskowej, to i z tym powinno się udać*
*Mmmhm* mruknął Shreth. *Wołaj tego trupa, to sobie z nim pogadamy* zachichotał.


Desolator nie powinien się był tak zachowywać. Argena wstała i raźnie ruszyła na dół. Musi pokazać truposzowi kto tu dowodzi, a nie pozwalać mu na samowolkę. Musi być silnym dowódcą, a nie paniusią jak niegdyś wyzwała ją Arilyn. Bycie dobrym wojownikiem, nie oznacza bycia dobrym żołnierzem i musiała wyjaśnić mu to... oczywiście najlepiej na spokojnie.
Gdy zeszła na dół stwierdziła, ze Delsolator stał oparty o ścianę i gapił się w okno. Faktycznie - mebel...
Podeszła nieco bliżej tej "szafy".
- Areus. Proszę do mojego gabinetu - powiedziała zdecydowanym głosem.
Desolator oderwał się od ściany i skinął głowa, ruszając za Argeną.
Gniew demonicy już wcześniej ustąpił, ale nadal nie była ona zadowolona... będzie dopiero wtedy jak pomyślnie przemówi temu czemuś do rozsądku. Wszak nie po to został stworzony.
Weszli do gabinetu.
- Zamknij drzwi - powiedziała Argena, gdy desolator przekroczył próg. Sama zaś usiadła za biurkiem.
Desolator zamknął drzwi nogą i westchnął cicho. - No? - powiedział.
- Mamy tu poważny problem - zaczęła natychmiast, starając się, aby jej głos brzmiał tak spokojnie, co chyba jej się udawało. - Widzisz. Kazałam cię wskrzesić, gdyż zapewniano mnie, że będziesz słuchał i wykonywał moje polecenia. Niestety nie robisz tego zbyt dobrze i choć póki co były to błahostki, to musimy sobie wyjaśnić parę spraw, zanim zawiedziesz nas na polu walki. Dysponujesz znaczną siłą rażenia, ale jeśli będziemy na nią w danej chwili liczyć, a jej nie dostaniemy skończy się to gorzej niż gdybyśmy jej wcale nie mieli. Jesteś dobrym wojownikiem, ale wojownik a żołnierz to co innego. I aby załatwić sprawę od razu, chcę abyś zachowywał się bardziej jak żołnierz. Nie musisz stawać na baczność i takie tam, ale nie życzę sobie wychodzenia w połowie rozmowy, odzywek w stylu "no?" i podobnego zachowania - Argena mówiła głośno i zdecydowanie, ale nie okazywała gniewu i nie krzyczała. Była zdania, że to wszystko co powiedziała ma sens i że teraz Areus, widząc że jest silna i nie daje sobie dmuchać w kaszę. Oczekiwała, że podporządkuje się on jej wytycznym, które aż tak rygorystyczne nie były, a bazowały na okazaniu jej posłuszeństwa i szacunku.
Nieumarły pokręcił głową i potarł brwi.
- Dobra, a teraz ty słuchaj, demonico. Niewiele mnie interesuje twoje zdanie. Nie posiadasz dostatecznej mocy by nade mną zapanować. Mogę służyć tylko istocie będącej członkiem Darkantropii. Bezpośrednio. Jeśli jesteś w jakiś sposób zwierzchniczką Arilyn to możesz przekazywać rozkazy przez nią. Wtedy usłucham. Twoje preferencje obchodzą mnie mniej niż zeszłoroczny śnieg. Sugeruje nie nadużywać mojej cierpliwości. Wszystko jasne i zrozumiałe? - powiedział desolator spoglądając na Argenę.
Argena myślała, że za chwilę krew ją zaleje i w zasadzie to ją zalała. Miała pokazać truposzowi kto tu rządzi, udowodnić mu i oczywiście także sobie (a sama nie wiedziała które było dla niej ważniejsze), że to ona jest tutaj dowódcą. Że jest dowódcą silnym i zdecydowanym, który zna i rozumie swoją załogę, który wie co robi i potrafi dobrze zarządzać, nie obawiając się przy tym huknąć kiedy jest taka potrzeba... Tymczasem nie dość, że nic jej z tego nie wyszło, nie okazała się dostatecznie silna, to jeszcze doznała kolejnych, niszczących jej pewność siebie upokorzeń i poniżeń ze strony truposza... pół biedy, że bez świadków, bo jeszcze by się całkiem załamała. Owszem nie dała sobie dmuchać w kaszę, ale desolator właśnie zabrał jej porcję sprzed nosa, łącznie z tym co miała już nałożone na łyżce.
- Wezwij do mnie Arilyn! - warknęła przez zaciśnięte zęby.
- Wyglądam ci na lokaja? - mruknął nieumarły, ale wykonał polecenie. Przyłożył dwa palce do czoła i wezwał elfkę telepatycznie. - Zaraz pewnie będzie - mruknął.

Tymczasem na pokładzie podróżnika Arilyn odebrała przekaz telepatyczny, po czym westchnęła i ruszyła w stronę gabinetu Argeny.

*A niech to...* zaczęła Argena, po czym potok demonicznych przekleństw pomknął w stronę Shreth'a.
*Mówiłem* odparł symbiont. *Raczej nie próbowałbym mu jakoś swego zwierzchnictwa narzucić... zaryzykował bym stwierdzeniem, że ten nieumarły złamałby Nehro jak zapałkę gdyby mieli się tłuc...*
*Nie zamierzam niczego narzucać! Nie jestem głupia! Przecież widzę, że mam przeje#@$#ne! I nie, nie mówiłeś! I to wszystko jest twoja wina!* Argena okazała nieco gniewu. Lepiej było powrzeszczeć na symbionta, niż tłamsić to w sobie... a z desolatorem wolała już nigdy więcej nie rozmawiać.
*Mówiłem, ze ma cie gdzieś. Zgadza się, jak widzisz. A co do winy to nie moja, nie twoja, ani nawet nie jego, a typa, który go wymyślił* stwierdził symbiont. *Ładuję moc na twojej wściekłości, powinnaś się szybciej uspokoić*
*Daruj sobie, jestem spokojna. A jak na okoliczności, to nawet bardzo spokojna. Przecież siedzę na tej swojej wielkiej tłustej dupie* przekazała, już spokojniej. *A kto mi zasugerował drugą rozmowę, jak nie ty?*
*Uważasz, ze lepiej by było, gdybyś wydała mu polecenie podczas walki, a on by je olał i przez to ktoś by zginął? Na przykład ty* zauważył symbiont. *A co do spokoju to możesz oszukiwać innych, ale nie mnie. Opiekuję się twoim organizmem, będę kontrował wszelkie obrażenia i trucizny, ale to oznacza, że orientuję się też jak funkcjonuje twój organizm. Uspokój się przed rozmową z Arilyn...*
*Jestem spokojna! Nawrzeszczenie na ciebie już mi pomogło... i chyba tylko to miało ono na celu. Czyli też nie wiedziałeś, że on jest pod jej rozkazami?* spytała.
*Nie miałem na ten temat zielonego pojęcia, tylko widziałem, jak odnosi się do ciebie i wydedukowałem że ciebie raczej nie posłucha. Nieco lepiej znam się na ludzkiej psyche, w końcu zmieszałem się z jednym...* mruknął Shreth. *A nieumarły to człowiek... po porządnych przejściach...*
*Człowiek?* Argena spojrzała na desolatora, nie wyglądał jej na takiego. *Dobra wrócimy do tego potem. Arilyn idzie*


Gdy Arilyn weszla do srodka, zastala demonice siedzącą za biurkiem i desolatora stojacego na przeciwko. Argena wygladala na niezadowoloną, ale spokojną.
- Musimy pogadac - powiedziala Argena gdy zobaczyla ze Arilyn otrzymala przekaz. - ale najpierw kaz mu wyjsc.
Desolator zasmial sie cicho. - Taa.... - mruknal i ruszył w stronę drzwi.
- To nieumarly. Nie rozumiem twojej potrzeby odeslania go. Oni nie funkcjonuja jak zywi - mruknela.
Desolator zatrzymal sie wpol ruchu.
- Bo mam do pomowienia z toba - odpowiedziala Argena silac sie na spokoj.
- Slucham wiec - powiedziala. Miala wrazenie ze wie o co chodzi, ale chciala to uslyszec z ust Argeny.
- Chce rozmawiac z tobą. Na osobnosci - wyjasnila krotko demonica.
- Argeno, to wbrew pozorom jest na osobnosci. Areus jest desolatorem, sztucznie stworzonym nieumarlym ktorego jedynym celem jest sluzenie - powiedziala. - Powiedzialam ze jego nie dotycza normalne zasady. W Darkkeep desolatorzy sa niemal jak powietrze. Sa wszedzie i nikomu to nie przeszkadza. Wrecz przeciwnie - powiedziala spokojnie.
Desolator zaczal grzebac cos przy swoim dziale.
Argena potarla czolo zrezygnowana. Czyżby był to kolejny dowód na to, że to nie ona tutaj dowodzi? Kłucenie się z Arilyn o tak drobną rzecz jak czyjaś obecność w pokoju, była pozbawiona sensu. Argena miała nikłe szanse na jej wygranie, ale przede wszystkim mogło to wywołać niepotrzebne sceny... a tak naprawdę nie warto było sie przy tym upierać.
- Dobrze, niech i tak bedzie - mruknęła. Im wcześniej tym lepiej. A gdyby przystała na to od razu wcale nie miałaby kolejnej porażki ciążącej jej na sumieniu. - Sluzenie powiadasz. To samo mowil upior w nekromantonie. To dosc dziwne, bo sluzy tylko tobie, a o ile dobrze pamietam slowa upiora mial sluchac dowodcy, czyli jesli sie nie myle to mnie. Bo chyba nadal jestem tu dowodca, prawda Arilyn? - powiedziała Argena... o dziwo spokojnym głosem.
- Jestes dowodca misji zwiadowczej, ale nie masz zadnej rangi w Darkantropii. Upior mowil o przywodcy ale zwroc uwage ze bylam jedyna osoba dopuszczona do obslugi nekromatonu. Mam cos w rodzaju stopnia oficerskiego w Darkantropii. Jako najwyzszy ranga przedstawiciel tej organizacji w tym miejscu jestem osoba ktora przez Areusa postrzegana jest jako rzeczony przywodca - westchnela. - Gdyby byl tu ktos wyzszy stopniem podejrzewam ze to on sprawowalby wladze nad desolatorem - dodala.
Argena zmruzyla oczy. - Czyli nie chodzilo o faktycznego dowodce, tylko o najwyzszego stopniem wedlug Dekantropii. Wiedzialas o tym? - powiedziała szybko Argena. Choc mozna bylo zauwazyc jej zdenerwowanie, palce same z siebie ukladajace sie w piesc i rozluzniane co chwile, przyspieszony oddech, rozszerzone zrenice, to jednak mowila nadzwyczaj spokojnie jak na taki stan umyslu.
- Myslalam ze wiesz o tym. Bylo mowione, ze to budynek Darkantropii, upior tylko mnie dal dostep do urzadzen. Nikt tez bezposrednio ci nie mowil ze to ty bedziesz przewodzic nieumarlym z nekromatonu, uprzedzalam tez, ze nie wiem czy bede miala kontrole nad stworzonym nieumarlym. No i wspominalam o licznych protokolach zabezpieczen w konstrukcjach Darkantropii. Niedarkantropianie generalnie nie moga nic zrobic ze sprzetem Darkantropii bez wyraznego rozkazu ze strony Mistrza Darkninga. Chyba, ze cos sie zepsulo, ale wtedy nie podjelabym ryzyka obslugi takiego urzadzenia. Zbyt niebezpieczne - powiedziala.
- Co innego obsluga i ... - zaczela Argena opierając sie lokciem o blat biórka. Szybko jednak uznala, ze dalsze wyjasnianie, czy raczej klócenie sie, nie ma sensu. Machnela reka, kladac ja na blacie, liczylo sie to co mieli tu i teraz. - No dobra, to nie twoja... sprawka, wina. Niewazne, juz skonczmy z tym - powiedziala niezbyt glosno. Zaczynala sie już calkiem uspokajac, ale to wszystko nie dawalo jej jeszcze spokoju psychicznego.
- Moge zapomniec zakrawe na niesubordynacje i potraktowac go jak gadajacego Pimpusia. Ale zapewnij mnie. Powiedz, ze bedziesz mu przekazywac wszyskie moje polecenia. Jesli mam na nim polegac musze byc przekonana o jego lojalnosci, chocby posredniej - powiedziała zdecydowanie.
Desolator spojrzał przelotnie na Argenę. Na razie milczał dalej.
- Tak wlasnie podchodzimy do desolatorow w Darkkeep. Jak do golemow. Wyjatkowo inteligentnych ze wzgledu na ozywiajace ich dusze, ale golemow. Areus nie ma wlasnych celow i dazen. Odziedziczyl tylko nieco cyniczny charakter po poprzednim wlascicielu duszy. Ale sadze ze to bardzo niska cena za jego olbrzymia uzytecznosc. Poki co slucha mnie i sadze ze bedzie sluchal az do chwili gdy pojawi sie ktos wyzszy ode mnie stopniem. Podejrzewam ze ktorys z zarimow jesli juz - mruknela
Desolator skinal glowa. - Jestem po to by wykonywac polecenia Arilyn, ale tu wypada sprostowac. Zostalem przypisany jej pod komende w momencie powstania. Nie przechdoze pod komende kolejnej osoby poki Arilyn na to nie zezwoli. Kolejny moj dowodca czy dowodczyni w dalszym ciagu musi przynalezec do Darkantropii.
- Czyli wszystko jasne. W Darkkep desolatorzy sa na kazdej ulicy, strzega waznych miejsc, trzeba sie liczyc z ich sila i liczebnoscia. Nie raz mieszkancy Darkkeep i Darkantropianie zawierzali im swoje zycia - dodala.
- A lekkomyslni durnie, śmierć - uzupelnil nieumarly.
- Fakt... Ale naslanego na mnie zabojce nie udalo wam sie schwytac. Musiala go pochwycic Silbern korzystajac z mojego ciala - powiedziala rozbawiona Arilyn.
Argena wziela gleboki oddech. Nie bylo tak, jak mialo to wygladac i przekonala sie o tym w bardzo... niefajny sposob, ale rozmowa zaczynala wyjasniac nieporozumienia.
- Czyli starszy Dekentropianin, że tak powiem, nie przejmie nad nim władzy dopoki sama mu go nie oddasz? Bez wyjatkow w stylu kontroli ciala, albo umyslu?
- Wracajac do tematu, czyli starszy Dekentropianin, że tak powiem, nie przejmie nad nim władzy dopoki sama mu go nie oddasz? Bez wyjatkow w stylu kontroli ciala, albo umyslu?
- Desolator to nieumarly. Areus, skoryguj jesli sie myle, ale chyba nie mozna przejac kontroli nad umyslem nieumarlego? - rzucila. - A co do Darkantropian, ani ja ani zadne z nich nie mamy interesow w przeszkadzaniu sobie nawzajem. Jesli pojawi sie ktos ode wyzszy ranga z Darkantropii to jakby na to nie patrzec to ja bede mu winna posluszenstwo - powiedziala.
- Teoretycznie jakis nekromanta moze sprobowac przejac nade mna kontrole.. ale po to mam wlasna przytwierdzona dusze by moc to skontrowac. Ewentualnym chetnym do takich dzialan wypruje dusze - mruknal nieumarly.
- A gdyby ktoś przejął nad tobą kontrolę? Albo cię udawał za pomocą jakiejś iluzji czy przemiany? Telepatia zadziała? - powiedziała Argena, ale w zasadzie tylko po to, aby rozwiać wszelkie wątpliwości zanim przejdą do kolejnego tematu.
- Nade mną? Cóż... O ile moje przejęcie duszy demona nie zmieniło niczego to owszem, można przejąć mój umysł albo rzucić na mnie iluzję. Sądzę, że tak samo jak każdego członka tej załogi. Podejrzewam, że obecnie jestem na to znacznie odporniejsza. No i jeśli zdam sobie sprawę z tego, że ktoś podjął takie próby to zapewne wypruję mu flaki... W każdym razie zdarzyło mi się już... zabić bliską mi osobę z powodu rzucenia na mnie silnej iluzji - powiedziała szczerze.
- Nie wiedziałam - przyznała Argena, a jej głos był dość typowy. - Chętnie dowiem się więcej o tobie i o Dekantropii, ale to niekoniecznie teraz, bo jak się doomyślam długo by gadać.
- Cóż, nie wszystko ci będę mogła powiedzieć. Nie wszystko też wiem. Nawet Silbern nie wiedziała wszystkiego. Generalnie jeśli chcesz wiedzieć wszystko, to musiałabyś chyba wstąpić do organizacji i zostać zarimem - elfka wzruszyła ramionami.
- Rozumiem, że desolatorzy nie potrzebują odpoczynku więc przydzielam go nocnej wachty, do wszystkich wacht. Jego zadaniem będzie dopilnować, aby druga osoba nie zasnęła - oznajmiła Argena. Pimpuś się do tego nie nadawał, ale desolator powinien... jeśli nie będzie kopał jej członków załogi dla pewności, aby nie zaspali.
- Wydaje mi się, że sam Areus i Pimpuś na warcie wystarczą... Inni się w tym czasie wyśpią. Areus posiada zdolność samodzielnego myślenia. Pewnie zauważyłaś też, że potrafi być złośliwy, a to wymaga inteligencji. Zresztą... Nad tym możemy się zastanowić wspólnie w większym gronie. Mamy tu jeszcze trzech darkantropian na pokładzie i resztę załogi Podróżnika - powiedziała.
- Fakt, choć dla mnie ta złośliwość to zakrawa na niesubordynację, ale nie wracajmy już do tego. Najlepiej nigdy - powiedziała Argena siląc się na spokój i wróciła do tematu jak by nigdy nic.
- W zasadzie to noce bywają spokojne, tylko się pilnuje utrzymywania kursu - rzekła spokojnie. Pamiętała dobrze, że gdyby nie książka, to jej nocna warta była by straszną nudą.
- Warto spróbować, jeśli uważasz, że nie będzie z tym problemów.
- Cóż, ta złośliwość to miedzy innymi przejawy czarnego humoru Darkantropian. Przywykniesz albo zwariujesz... Ja przywykłam po bardzo długim czasie podróżowania z nieumarłym Torosarem - powiedziała uśmiechając się na to wspomnienie.
Argena zmarszczyła nieco brwi, chyba nie mówiły dokładnie o tym samym.
- Podaj mi jakis przykład - powiedziała spokojnie.
- Przykłady czarnego humoru Darkantropian? Czy przykłady tego jak mi się podróżowało z Torosarem? - spytała.
- Czarnego humoru. O Torosarze też się chętnie dowiem, ale może nie teraz - odpowiedziała spokojnie.
- Na przykład któryś zarim, już nie pamiętam który... po wygranej bitwie z nudów zaczął wybebeszać ciała zabitych po to, by zrobić sobie z nich coś na kształt pomnika... Znaczy z wybebeszonych flaków - mruknęła.
- Hmm to ciekawe - mruknęła Argena. - Rozumiem z kości, ale z flaków... uzywał magii aby to wszystko się trzymało? - powiedziała Argena. Osobiście też miała poczucie humoru, zapewne złośliwe, tylko nie zawsze się jej trzymało i aż sama się zdziwiła, że tak jakos powróciło.
- Nie... Zakrwawione flaki się nieźle kleją - bąknęła. - Poza tym da się je razem ze sobą wiązać - dodała.
- No tak, ale taki pomnik długo nie postoi, wyschnie albo zgnije - zauważyła Argena. - Ale to i tak zabawnie musiało wygladać. Zabawnie i zapewne nieco makabrycznie - przyznała.
- To nie ma długo stać. To miało mu zapewnić rozrywkę na czas gdy nie miał nic innego do roboty... I pewnie obrzydzić życie każdemu kto przechodził obok - bąknęła.
- Rozumiem, że walka do ostatniego i nie było rannych wrogów do rozrywki? - powiedziała, - czyli do torturowania - sprecyzowała.
- Cóż.. Zarimowie są dokładni. A nawet jeśli ktokolwiek przeżył to trafił raczej na stół eksperymentalny Mistrza niż do tortur - wzruszyła ramionami. - I zapamiętaj jedną rzecz... Darkantropianie są przeciwni marnotrastwu. Wszystko co może się w jakikolwiek sposób przydać i zostanie zniszczone... Cóż, to marnotrastwo. Dlatego nie ma czegoś takiego jak tortury dla zabawy - skomentowała. - A już najbardziej marnotrastwa nie znosi Mistrz. Czasem któregoś zarima albo Darkantropianina ponosi i potem za karę musi uprzątnąć bajzel, który narobił - wzruszyła ramionami.
- Więc te wnętrzności też zaraz potem zebrali i zepsuli mu pomnik - rzekła uśmiechnięta Argena, jednak bardzo szybko spoważniała.
- Niezadowolenie z marnotrawstwa jest jasne, u nas też tak było. Zresztą widziałyśmy przy okazji zniszczenia nekromantonu, jak to działa. Lepiej zniszczyć niż ma wpaść w czyjeś ręce. To działa w obie strony: nam jak najwięcej a wrogom niczego.
- Ten nekromaton był zbyt zniszczony by dało się go naprawić. Rozpadł się gdy upiór go opuścił - mruknęła Arilyn. - Przyznaj, że w ogóle nie słuchałaś tej części jego wypowiedzi - Arilyn nie pytała. Ona stwierdziła. - I nikt by żadnych wnętrzności nikomu nie zabrał... Bo i po co komu gnijace flaki. Podam ci przykład marnotrastwa o które mi chodzi. Wyobraź sobie, że jesteś istotą o niesamowitej potędze. Takiej, że ci sie w głowie to nie mieści... I wyobraź sobie, że niszczysz wielki las by komuś pokazać swoją potęgę i go zastraszyć. Mistrz mówi - marnotrastwo. No i za karę musisz przywrócić cały ten las do stanu sprzed zniszczenia. Każde źdźbło trawy musi wrócić na swoje miejsce, kazdy najmniejszy robaczek wrócić do życia. O tym mówię - powiedziała.
- Słuchałam, ale co innego się rozpaść, a co innego wybuchnąć zostawiając po sobie wielki lej. Po co więc było strzelać do sufitu? - zagadała, choć własciwie nie oczekiwała odpowiedzi.
- Z tym lasem to dobry przykład. Nie myslałam, że ktoś może tak głupio używać swojej potęgi. Żeby spalić las dla prezentacji, naprawdę - zadrwiła i porkęciła głową, gdyby chodziło o armię się w nim kryjącą to ostatecznie, ale tak... ten pomysł wydawał jej się co najmniej dziwny. - A o wnętrznościach... u nas to było jedzenie dla armii, choć rozumiem, że nieumarli nie jedzą.
- Gdyby Areus nie strzelił wielki kawał sufitu spadłby nam na głowy i by nas zmiażdżył - powiedziała krótko.
- Co do głupiego użycia potęgi. Zastanów się czego ty pragniesz i do jakich celów. Przypomnij sobie jak bardzo byłaś zła, że Areus nie słucha właśnie ciebie. I zastanów się co byś zrobiła z tą władzą, bo nie zawsze tę którą masz wykorzystujesz właściwie - powiedziała Arilyn. - A gnijące wnętrzności ludzi i nieludzi to raczej kiepski posiłek dla innych ludzi - skomentowała na koniec.
- Zaraz, poczekaj, o czym my mówimy? - zdziwiła się Argena, aczkolwiek jej słowa były spokojne. - Z tymi wnętrznościami, to tak się robiło u nas, w jakby to nazwać... piekle - powiedziała. Mowa wspólna nie miała lepszego słowa na określenie miejsca z którego pochodziła demonica. - Nie mam najmniejszego zamiaru tego stosować. Co do desolatora, to byłam zła i może nadal jestem - przyznała Argena - ale zachowywałam się prawidłowo i tak jak na dowódcę przystało. Arilyn, co innego nie słuchać i zachować obojętność, a co innego... zresztą nie wracajmy proszę do tego. Ja z pewnością nie nadużyła bym władzy nad desolatorem i nie użyła bym go do własnych celów... Nie znasz mnie Arilyn, nawet nie wiesz jak... - Argena zastanowiła się przez chwilę, czy może powiedzieć elfce o... tym.
Arilyn weszła jej w słowo - Nie znam cię tak dobrze jakbym chciała, ale twoje czyny i zachowanie świadczą o tobie całkiem wyraźnie. Bardzo łatwo wpadasz w gniew, gdy władza wymyka ci się z rąk. Zachowujesz panowanie na szczęście. Cokolwiek, byle bzdurę bierzesz do siebie i traktujesz jako niesubordynację nadużywając niemalże tego słowa. Starasz się rozciągać swoje dowodzenie nawet na istoty, które ci nie podlegają i nigdy podlegać nie będą. Pojęcie partnerskiej współpracy wydaje się być obce twojej osobie. Jeśli coś idzie nie po twojej myśli w pierwszej chwili robisz przesłuchanie osobie, którą podejrzewasz o ową niesubordynację - powiedziała Arilyn. Mówiła ze spokojem. - Może to tylko paranoja z twojej strony, a może przejaw megalomanii, której objawy jak najszybciej zwalcz. Bo potem będzie już tylko trudniej - powiedziała.
Argena uważnie przyglądała się rozmówczyni, gdy ta do niej mówiła. Fakt, że elfka zachowała spokój i treść jej słów, w przeciwieństwie do tych które wypowiedział wcześniej desolator, nie uraziły jej osobiście, sprawiły, że Argena przyjęła opnię Arilyn z nieomal świętym spokojem.
- To nie jest tak jak uważasz - powiedziała po chwili, nadwyraz spokojnym głosem. - Łowcy dusz, Nehro, Velshazaar i Berenthe, przecież nic im nie mówię, nie rozkazuję. Nawet naszym przydziałem nie rozporządzam wedle woli, bo mi się coś zachce - zauważyła spokojnie. - Czy naprawdę wygląda to inaczej? - zdziwiła się nieco, ale w jej głosie wyraźnie dało się wyczuć troskę. - Owszem spodziewałam się, że Areus będzie podlegał mnie i gdybym od razu wiedziała... no cóż, z pewnością nie doszło by do pewnych przykrych scen - powiedziała spokojnie Argena i zastanowiła się przez chwilę spoglądając na blat biurka.
- Jeśli o mnie chodzi... - zaczęła ale przerwała aby się chwilę zastanowić - Możemy o mnie pomówić jeśli chcesz. Mam jeszcze trochę roboty na dziś, ale najwidoczniej masz o mnie źle wyrobione zdanie, a wolałabym aby tak nie było - powiedziała spokojnie przyglądając się elfce.
- Ludzie będą cię postrzegać po twoim postępowaniu. Wszyscy członkowie załogi doskonale wiedzą, że misja jest ważna i starają się nie być lekkomyślni. Mimo to wydałaś zarządzenie, które mówi, że nie wolno im pić dużo mocnego alkoholu. Tym zarządzeniem okazałaś im brak zaufania. Że traktujesz ich jak nieodpowiedzialne dzieci. To nie jest najlepszy sposób moim zdaniem. Wystarczyło im przypomnieć by zachowali zdrowy rozsądek. Nie trzeba myśleć za nich. To raz. Druga sprawa, to to, że wzywasz ludzi tutaj do siebie jakbyś wołała ich na ścięcie. - "Velshazaar, do mnie"... On tobie nie podlega, a mimo to brzmiało to jakbyś zawołała psa by trzymał sie przy nodze. Nie tędy droga. Ludzie oceniają to co widzą i mają nieprzyjemny zwyczaj dodawania czegoś od siebie - powiedziała.
Argena zastanowiła się przez krótką chwilę.
- Z alkoholem masz po części rację, faktycznie nie zaufałam załodze, że sami zachowają umiar. Ale w ten sposób nikt nie będzie miał nikomu za złe, że "ktoś wypił za trzech", no i wystarczy nam na całą drogę... choć to też jest kwestią zaufania i może wcale nie miało by miejsca - powiedziała spokojnie i zastanowiła się chwilę.
- Jednak jeśli bym odwołała ten rozkaz, wyjdę na osobę, która odwołuje swoje własne decyzje. Najgorszy dowódca, to nie ten który podejmuje złe decyzje, najgorszy to taki który wcale ich nie podejmuje - zauważyła spokojnie. - Nie uściśliłam ile będą wynosiły racje alkoholu, więc postaram się, aby nie było rygoru pod tym względem. To chyba najlepsze rozwiązanie? - zakończyła z lekkim uśmiechem.
- Co do Valshazaara, to wiem, że archoni mają na pieńku z nieumarłymi i musiałam się upewnić, że dla Valshazaara nie ma sprawy - powiedziała spokojnie wskazując kciukiem stojącego w pokoju desolatora. - Nie zwróciłam uwagi, że mogło to być... nieuprzejme. Ale rozmawialiśmy sobie normalnie i spokojnie, poznaliśmy sie przy okazji i potem jeszcze z nim pogadam. Wszystko było w porządku i raczej nie miał mi nic za złe - wyjaśniła spokojnie.
- Czy naprawdę ktoś to odebrał na zasadzie "Velshazaar, do mnie"? Tak to wyglądało? - spytała... zaniepokojona!
- Cóż, zakazy mają to do siebie, że nawet rozsądnych ludzi kuszą by je łamać. Szczególnie jeśli wynikają z braku zaufania. Teraz nic już z tym nie zrobisz, ale na przyszłość pamiętaj, że każdy zakaz wywoła opór, więc nie zdziw się jeśli ktoś ci się tutaj spije pod nosem... Archoni owszem, miewają problemy z nieumarłymi. Ale Velshazaar jest archonem, który pracuje dla Darkantropii. W twierdzy Darkkeep jest pełno desolatorów i archoni, którzy tam mieszkają wiedzą o tym. Obywa się bez przemocy. Bywa, że stają ramię w ramię w chwilach zagrożenia. Ba, w Darkkeep na każdym kroku da się spotkać nieumarłych. Dajmy na to Phil, który zajmuje się papierkową robotą jest liszem - mruknęła.
- Jak ktoś się spije to... nie muszę tego zauważyć - powiedziała spokojnie i uśmiechnęła się delikatnie, co miało oznaczać, aby raczej zachować w tajemnicy przed nią takie zdarzenie.
- Tak, powiedział mi o tym. Ale tego dowiedziałam się dopiero podczas rozmowy, na którą go poprosiłam - powiedziała spokojnie. Była zadowolona, że doszły do porozumienia.
- Powiedz mi proszę coś więcej o Darkantropii. Ci Zimeranie, to właściwie rasa, czy raczej wysokie stanowisko?
Arilyn przez chwilę się zastanawiała nad pytaniem Argeny. Potem przyszło oświecenie - Zarimowie - skorygowała. - Powiem szczerze, że nie analizowałam nigdy za bardzo czym są. Ani mnie, ani Władczyni Silbern nigdy to jakoś nie interesowało. Ale... Zarimowie to bardziej coś niż ktoś. Są przede wszystkim cholernie skuteczni. Zawsze tam gdzie robota ma być wykonana jak chcial tego Mistrz. Zarima nie przestraszysz, nie otrujesz, zabicie go... Coz... Z poprzedniego zycia pamietam kobiete ktora usilnie starala sie zabic Darkninga i za kazdym razem ponosila porazke - mruknela. - Zarim to nie funkcja, to istota. Mistrz zmienia na zarimow tych przedstawicieli Darkantropii ktorzy maja dla niej najwieksza wartosc. Sa potezni, maja jakies przydatne umiejetnosci, bezwzglednie lojalni - mruknela.
- Mhmm - mruknęła Argena. Istotnie warto się było o tym wszystkim dowiedzieć. Ona sama doszła do wniosku, że została dowódcą armii z uwagi na wiedzę o strategi przeciwnika, a dopiero w drugiej kolejności na zdolności dowodzenia. Warto więc było poszeżać swoją wiedzę.
- Mało wiem na ten temat. Powiedziałabym, że nawet za mało - przyznała. - A opowiedz mi proszę o Władczyni Silbern i Darkningu - powiedziała spokojnie.
- O Władczyni mogę co nieco powiedzieć. To wiedza powszechna w sumie. O Mistrzu Darkningu wiem jednak nieco mniej niż Silbern. Silbern była Władczynią bogini Gai za czasów Pradawnych Władców. Władała kontynentem Korteeos. Stoczyła bitwę z Władcą Mrozu... czy jak się tam ten dziad nazywał... On w każdym razie zamroził kontynent, a ona dziada ubiła i przywróciła na lądzie naturalny ład. To dlatego przez tak długi czas Korteeos było tak wspaniałym i żywym lądem. Poza tym Silbern mimo wielkiej, niemal boskiej potęgi... Była niezgułą - uśmiechnęła się. - Gdy trzeba było coś załatwić na poważnie można było na niej polegać, ale na co dzień szkoda gadać - dodała. - Darkning... Cóż, wpierw był jej pomocnikiem i doradcą, a później także kochankiem - mruknęła. - Jest zarimem, ale jego ludzka strona jest naprawdę w porządku - dodała. - Jeśli można coś o nim powiedzieć na pewno, to to, że bogowie mają wiele powodów by się go obawiać i mieć go na oku - mruknęła.
- To dość dziwne połączenie. Osoba o niemal boskiej potędze i niezguła - powiedziała Argena, ale dość szybko zmieniła temat. - "Ludzka strona zarimema" powiadasz, to daje do myślenia... Więc Darkning zagraża bogom? To ciekawe - powiedziała, najwyraźniej zdumiona nieco, że rozmawiają o aż tak potężnej istocie. - Czy to on utworzył Darkantropię?
- O, potęga jeszcze nie świadczy w żaden sposób o człowieku. Ale Silbern i bogini Gaia dobrały się idealnie. Obie niepoprawne altruistki - uśmiechnęła się, a Argena odwzajemniła uśmiech. Z takimi, czy raczej pod takimi istotami ciekawie by się ezystowało... chyba, że by skłaniały do takiego samego altruistycznego podejścia, na myśl o czym Argenę przeszły ciarki po plecach. Arilyn zaś mówiła dalej.
- On stworzył i Darkantropię i samych zarimów. Zarimowie mają wiele form. I każda jest właściwa. Są demonami, nieumarłymi, ludźmi i czymś tam jeszcze w jednym. No i zarimami... To tak jakby 6 istot było w jednym ciele - mruknęła. - Ludzka forma normalnie ma uczucia i funkcjonuje jak człowiek - wzruszyła ramionami.
- Rozumiem... chyba - powiedziała Argena marszcząc nieco brwi. - Ale nie są zmiennokształtni? To chodzi o to, kto zostaje zarimem, człowiek, demon, czy nieumarły? Po... przeobrażeniu zachowuje też "starego" siebie?
- Nie widziałam nigdy przemiany na oczy. Ale sądzę, że tak własnie jest. Ale słyszałam też niestety, że przemiana w zarima sprawia ze taki przemieniony przez dlugi czas jest duzo slabszy niz byl wczesniej. Jego sila wzrasta pozniej - odpowiedziała.
Argena zamyśliła się przez chwilę. - Inwestycja - podsumowała Argena. - Może musi się dostosować do nowego siebie? - zgadywała i wyprostowała się opierając się o oparcie siedzenia.
- Nie wiem. Jestem żywą istotą, a nie zarimem - zaśmiała się Arilyn. - Wiem, że nowo stworzony zarim uczy się wszystkiego od zera - powiedziała.
Argena przytaknęła uśmiechając się nieznacznie.
- Arilyn, chętnie dowiem się więcej o Darkantropii. Jak tam się żyło, jak wyglądał trening i jakiego typu zadania powierzają. Zdaje sobie jednak sprawę, że to bardzo obszerny temat, mam rację? - powiedziała spokojnie i przyjrzała się rozmówczyni, aby z jej twarzy odczytać odpowiedź.
- Odpowiedź jest prosta: żyło mi się tam fantastycznie. Bezpiecznie, wsparcie z każdej możliwej strony... No i miałam tam bliskie mi istoty - westchnęła. - A zadania dają różne... Zaczynając od roboty w stylu: wyczyść piwnicę wuja Toma ze szczurów, poprzez zabij tego arcydemona - wzruszyła ramionami. - Generalnie nie umiałabym powiedzieć czegoś więcej ponad to, bo to miejsce jak każde... Tylko, że dom zawsze jest bliższy ludzkiemu sercu niż dowolne inne miejsce - skwitowała.
Argena pokiwała nieznacznie głową - Tak - mruknęła cicho spoglądając na swoje biurko. Westchnęła i zgarnęła włosy zachodzące jej na twarz.
- Cieszę się, że porozmawiałyśmy i wyjaśniłyśmy kilka kwesti - powiedziała po chwili. - Chętnie bym gadała jeszcze godzinami, ale mam naprawdę dużo roboty... Ale jest jeszcze jedna rzecz. Powiedz mi proszę jeszcze, jeśli przypadkiem nie będzie cię na pokładzie, albo będziesz nieprzytomna. Bo może się tak zdarzyć. Któryś z Darkantropian na pokładzie przejmuje po tobie Areusa? Czy będzie on wówczas działał samodzielnie?
- A to już Areusa trzeba spytać. Wiesz... Generalnie to on ma własny intelekt. To dlatego potrafi być złośliwy - powiedziała.
Desolator wzruszył ramionami. - Nie wpadne w losowy berserk, o to się nie martw - mruknął.
- Sądzę, że zwyczajnie podejmie działania zgodne z logiką - dodała Arilyn patrząc przy tym na Areusa.
Argena uśmiechnęła się niemrawo.
- No dobrze... To ja już nie mam nic do dodania - powiedziała Argena. - Na dzisiaj - dodała szybko. - Czy może, jak już tu jesteśmy masz do mnie jakąś sprawę? - spytała spokojnie.
- Tha... Jedną. Z każdą chwilą nabieram przekonania, że nasza obecna praca troszkę... Nie ma sensu - mruknęła.
- Dlaczego? - spytała Argena. Obawy jej rozmówczyni wydały jej się dość nietypowe. - Musimy wiedzieć co ocalało po najeździe demonów. Zbieramy ocalałych i nawiązujemy sojusze. To dość ważne... - Argena starała się zmotywować Arilyn, przekonać ją, że wykonują poważną robotę... Choć zdała sobie sprawę z pewnej rzeczy. - Rozumiem, że dla kogoś z twoimi umiejętnościami i doświadczeniem... to trochę jak czyszczenie piwnicy ze szczurów... tak to odczuwasz? - spytała spokojnie, przyglądając się rozmówczyni.
- Nie, nie o to chodzi. Chodzi mi o to do czego my wrócimy - mruknęła. - Działamy w imieniu Mehizeck. Czy więc sojusze dotycza nas czy tylko Mehizeck? - spytala.
Argena zastanowiła się chwilę.
- Chyba rozumiem. Jesteś bardziej związana z Darkantropią i to ją uważasz za swój dom. Może gdyby to Darkning nas wysłał na taki zwiad... o to chodzi?
- Nie... Całkiem możliwe, że już nigdy nie uda mi się wrócić do Darkkeep. Jestem zaledwie kopią istoty, którą byłam... Ta oryginalna Arilyn żyje dalej swoim życiem w Darkkeep, ze swoim mężczyzną i psem... Może nawet założyła już rodzinę - westchnęła. - Nie liczę na to, że kiedykolwiek uda mi się do tego wrócić. Chodzi o to z czym my zostaniemy jeśli całe Mehizeck szlag jasny trafi? To tylko jedno miasto - powiedziała.
Argena zmarszczyła nieco brwi słysząc o kopi i oryginalnej Arilyn.
- Chyba nie rozumiem tego o kopii... Ale nie martw sie Arilyn. Mehizeck ma naprawdę solidną obronę, nieprawdopodobne wręcz działa silniejsze niż niejedna magia z którą się zetknęłam. Brałam udział w rozmowach o obronie miasta, naprawdę uważam że jest się w stanie obronić... A że jest tylko to jedno miasto, to już nasza w tym głowa, aby nawiązać kontakt z innymi. Demony zniszczyły poważny kawał świata, a my będziemy go teraz odbudowywać - powiedziała chcąc dodać Arilyn otuchy i pewności.
- A jeśli nadal uważasz, że padnie... raz to już przeżyłam, gdy wroga armia demonów zabrała mi dom... znalazłam nowy, właśnie w Mehizeck... choć był to raczej przypadek. W każdym bądź razie, nasza w tym głowa, aby takie rzeczy się już nikomu nie przytrafiały. Jeśli pytasz o sens życia, to dla każdego jest on inny. Zawsze możesz mieć męża, na pewno kogoś znajdziesz. O psa też nie będzie trudno - powiedziała spokojnie uśmiechając się do Arylin.
Arilyn westchnęła - Na tym świecie są istoty zdolne zdmuchnąć całe Mehizeck tak o - mruknęła strzelając palcami. - I nie bój się, nie szukam sensu istnienia, bo niczego takiego nie straciłam. Tęsknię za domem, ale po czasie mi przejdzie - mruknęła. Była tego pewna. W końcu nawet duszę musiała sobie nową znaleźć. A sądząc po tym, że nie starano się sprowadzić jej do Darkkeep, albo Mistrz Darkning miał dla niej inny pomysł na życie, albo zwyczajnie w świecie miała do wykonania jakieś zadanie. Darkantropianie nie marnowali zasobów, gdy nie było to konieczne. - Jedyne o co mi chodzi to fakt, że nie zabezpieczamy sobie tyłów. My się przemieszczamy, ale miasto w tej chwili jest stacjonarne - mruknęła.
Argena zastanowiła się chwilę. - Chodzi ci o to, że miasto jest narażone na ataki i jeśli zostanie ono zniszczone to nie będziemy mieli się gdzie podziać? - spytała, aby się upewnić, że rozumieją się dobrze podczas tej rozmowy. Arilyn kiwnęła potwierdzająco głową.
- Co prawda zawieramy sojusze w imieniu miasta a nie swoim, ale jesteśmy jego częścią i one także nas dotyczą. Widzieliśmy już dwa miasta, oba zaprzyjaźnione. Nie zostaniemy sami na pustkowiach. Nie martw się - powiedziała z uśmiechem. - I nie martwmy się tak o Mehizeck, ono jest obecnie chyba najsilniejsze - powiedziała i zastanowiła się przez chwilę - Widzisz, jeśli chodzi o najazd demonów... wojna już zasadniczo dobiegła końca. Co miało być zrabowane, to zostało zrabowane. Teraz wszelkie armie wycofują się już do piekła, zabierając wszelkiego rodzaju łupy. Podbili ten świat i wracają do siebie, tu nie ma już nic do robienia... Ale to tylko moje zdanie - dodała spokojnie, przyglądając się uważnie rozmówczyni.
- Och, każda armia zostawia za sobą jeszcze całe hordy maruderów. Ci tak prędko sobie stąd nie pójdą - westchnęła Arilyn. - Nawet bez wojen z demonami świat nie jest bezpieczny... Szczególnie jeśli nagina się jego zasady - westchnęła, ale nie rozwinęła już tego tematu. Machnęła dłonią przed swoją twarzą jakby odpedzała się od jakiejś uporczywej myśli. - Cóż, jakby miało nie być ciekawa jestem co nas czeka później, po zwiadzie - mruknęła.
- Te hordy nie będą aż tak groźne dla miasta, jeśli nie mają aż tak silnego przywódcy - zauważyła Argena.
- Po zwiadzie - mruknęłą i zastanowiła się chwilę. - Mamy swobodę - podsumowała krótko. - Możemy zostać w Mehizeck, ciepła woda i te wszystkie maszyny, nie wiem jak one działają, ale takich wygód dawno nie miałam i mnie się tam podoba, nawet moje chochliki tak się cieszyły, że... Sądzę, że mogłabyś szkolić wojowników, wiesz z twoimi umiejętnościami. Chyba, że wolisz konkretne działanie to zawsze się jakiś zwiad znajdzie - powiedziała spokojnie, nadal uśmiechając się, aby dodać elfce otuchy.
- A myślałaś o dołączeniu do Velshazaara, Nehro i Berenthe? Czy oni nie pracują dla twoich dawnych pracodawców? - spytała spokojnie.
- Pracują dla tej samej osoby - uśmiechnęła się elfka. Argena skutecznie nie przyjmowała do wiadomości zagrożeń. Cóż, może taki skrajny optymizm ma jakieś uzasadnienie. Arilyn widziała już co potrafi jeden jedyny zarim, więc niewiele rzeczy ją zdziwi. Westchnęła i stuknęła kostką palca w pancerz Areusa.
- Pogadaj z nimi, może znajdziesz nowy cel. Zakładając, że dobrze ci się pracowało z... Kim jest ta osoba? - zaineresowała się.
- Argeno, ja nie szukam celu - zaśmiała się Arilyn. - Ten znajdzie się sam. A o pracy dla Darkninga już ci opowiadałam - powiedziała.
- To oni pracują dla Darkninga? To mi umknęło - powiedziała zaglądając do dziennika pokładowego. Przewróciła kilka stron. - Później znajdę. Zresztą nieważne - powiedziała odkładając książkę na bok.
- Ja osobiście chciałabym abyś mnie trochę potrenowała w walce. Podczas zwiadu może nie być czasu na takie postoje, więc pomyślałam, że może właśnie potem... Ale póki co, najlepiej się skupić na tym co robimy teraz, na naszym zwiadzie. Zajmijmy sie tym i postarajmy wykonać jak najlepiej, a jak skończymy, wtedy postanowimy co dalej i też postaramy się wykonać to jak najlepiej - powiedziała z uśmiechem.
- Ktokolwiek pracuje dla Darkantropii pracuje też dla Darkninga - powiedziała elfka. - W porządku. Możemy nieco poćwiczyć walkę później - dodała wzruszając ramionami.
Argena uśmiechnęła się lekko do Arilyn, przyglądając jej się przez chwilę.
- Pomogłam trochę? - spytała spokojnie. - Rozwiać wątpliwości i... - sama nie była pewna jak to określić - wiary, w sens zwiadu - dokończyła.
- Nie, bo nie potrzebuję w tej materii pomocy - powiedziała Arilyn z łagodnym uśmiechem. - Miło wiedzieć, że troszczysz się o to, ale niech nie zajmuje to niepotrzebnie twoich myśli. Ja się tym nie przejmuję. Wyraziłam wątpliwości i tyle - powiedziała spokojnie.
Argena uśmiechnęła się szerzej. - To dobrze - powiedziała spokojnie - Jakby co, to z każdymi wątpliwościami, pomysłami i innymi sprawami, zawsze możesz się do mnie zwrócić - powiedziała spokojnie.
- Jeśli odczuję taką potrzebę... - Arilyn skinęła głową.
Argena odwzajemniła się tym samym gestem. - Dobrze - powiedziała, najwidoczniej ich rozmowa dobiegała końca i wszystko było w porządku.
- To ja jeszcze mam dla ciebie zadanie. Shar’teh, ten nefalem. Miałam z nim pomówić, ale zasnął nam jak śpiąca królewna. Zerknij, czy wszystko tam z nim w porządku i czy nie jest ranny - powiedziała spokojnie, a następnie przyciszyła głos - czy wniósł na pokład czegoś. Nie grzeb mu w rzeczach, ale miej go na oku. Dobrze? Wiesz o co mi chodzi?
- Był w nekromatonie. Nie sądzę by wniósł cokolwiek niebezpiecznego. W takim wypadku upiór by go nam raczej nie oddał pod opiekę - mruknęła. - No i na jego miejscu ja też bym się w śpiącą królewnę zmieniła - zaśmiała się. - Wiesz, może i kiedyś ganiałam po lochach z nieumarłym Torosarem, ale kiepsko się śpi w pobliżu chodzących trupów - rzuciła.
- Tak, też dobrze to rozumiem. Cóż, jeśli on się czuje bezpieczny na pokładzie, to i my możemy się czuć bezpiecznie z nim. Bezpieczeństwo załogi i pasażerów to moja powinność, ale w tym przypadku, chyba niepotrzebnie się martwiłam - zauważyła uśmiechając się.
- Dobra, ja też się pójdę zdrzemnąć. Odkąd Berenthe potraktowala mnie jak przytulankę nie udało mi się przyłożyć głowy do poduszki - bąknęła z głupią miną.
Argena uniosła brwi i uśmiechnęła się nadal rozbawiona, widać stało się cos ciekawego o czym nie wiedziała. - Dobra, o nic nie pytam - rzekła z uśmiechem.
- Dzięki za rozmowę, śpij dobrze - dodała.
- Dzięki. Do następnego - rzuciła Arilyn swobodnie i skinęła głową na Areusa. - Idziemy. Muszę odpocząć - powiedziała do desolatora.

Argena posiedziała przez chwilę, zastanawiając się nad podjętymi w rozmowie kwestiami. Arilyn dostała niezwykle silnego wojownika na rozkazy, zaś Argenę zostawili bez kaszy, z pustym brzuchem i łyżką w dłoni... nie wpłynęło to zbyt pozytywnie na jej pewność siebie. Miała wrażenie nie osiągnięcia zamierzonego na początku celu, ale musiała przyznać, że nie mogła go osiągnąć bez względu na to jak bardzo by się starała. Była jednak zadowolona iż obgadali pewne sprawy, nawet jeśli miała wrażenie, że Arilyn momentami prawiła jej kazanie. Choć pogadały też na sprawy osobiste, co bardzo dobrze wróżyło na przyszłość.
Argena westchnęła, za dużo było tych wszystkich "za" i "przeciw". Teraz jeszcze jedna sprawa do załatwienia i będzie mogła się zająć nauką zaklęć. Wstała i zeszła na pokład pojazdu.


Argena podeszła do Sayvinna, który siedział spokojnie w swojej klitce, skłądajac strzały. Podniósł się i zasalutował, gdy zoabczył, że podeszła bliżej.
Argena uśmiechnęła się do niego zadowolona. Takie podejście jej się podobało. Po poprzedniej rozmowie jasne już było kto jest jej podkomendnym, a kto nigdy nim nie będzie.
- Spocznij - powiedziała spokojnie. - Poproszę cię do mnie na kilka słów, wcześniej nie mieliśmy okazji - powiedziała spokojnie.
- Oczywiscie - powiedizał elf, ruszajac za Argeną.
Razem weszli po schodach do jej pokoju. Argena weszła pierwsza i ruszyła w kierunku krzesła.
Elf wszedł, zmaykajac drzwi za sobą i stanął przy biurku.
- Usiądź sobie - powiedziała spokojnie. - Jak się czujesz? - spytała. Elf był przez kilka ładnych dni zamieniony w kamień, aczkolwiek wyglądał na w pełni zdrowego. Warto było się upewnić.
- Pozytywnie, pani Argeno - odparł elf, uśmiechajac się lekko.
- Koledzy powiedzieli ci już co się stało? - spytała. Nie miała pewnosci jakie relacje panują miedzy nimi, choć całkowity brak kłutni jaki zanotowała, bardzo dobrze o tym świadczył.
- Taa, mamy nieumarłego w drużynie.. oddziale - poprawił się elf. - Nigdy nie widziałem podobnego, wiec oczekuję z niecierpliwoscią jak sprawdzi sie w boju...
- Tak, on i nefalem są z tych najnowszych "wieści". Jak zapewne zauważyłeś mamy też parę łowców dusz, oraz troje specjalnych wojowników - powiedziała spokojnie. Obecnie wolała pominąć brak dwóch osób, które straciły życie z powodu zmiennokształtnego demona-szpiega. Zrobiła dłuższą przewę na wzięcie większego oddechu.
Elf skinał głową. - Gdy je sie posiłki razem to trudno się nie znać. Oni nie jedzą, ale dotrzymują nam towarzystwa - odaprł elf.
- Miło z ich strony - napomknęła Argena. - Więc było tak - zaczęła poważnym, ale miłym głosem - zostałeś na parę dni zamieniony w kamień przez jednego z wrogich demonów i wczoraj cię odczarowano - wyjaśniła Argena. - Cieszę się, że jesteś cały i zdrowy - napomknęła przy okazji. - Przyswajałam symbionta i dlatego przespałam pół dnia, potem trzeba się było zająć nekromantonem i powitać nowych na pokładzie. Ale wreszcie możemy porozmawiać. Zatem, powiedz mi proszę, co się stało zanim demon zamienił cię w kamień.? - spytała spokojnie. - Nie spiesz się, powiedz co pamiętasz. - dodała spokojnie widząc pewnien niepokój, czy nawet zdenerowoanie na twarzy rozmówcy.
- Dostałem w brzuch ładunkeim energii. Teleportował sie przede mnie i spojrzał mi w oczy odginajac głowę wstecz. Potem było tylko zimno - elf wzdrygnął się. - Zimno które ustało gdy mnie przywrócono...
Argena wzdrygnęła się na samą myśl o tak silnie dokuczającym przez kilka dni zimnie. Bardzo(!) nie lubiła zimna. Przełknęła ślinę.
- Wyobrażam sobie, musiało to być naprawdę straszne przeżycie - powiedziała szczerze i przysięgła sobie nigdy nie zostać zamienioną w kamień. Oczywiście nadal to samo tyczyło się myszy... i innych wielu rzeczy.
- No cóż, dziękuję za raport. To co się stało, nie jest niczyją winą. Ważniejsze jest, że nic ci nie jest - dodała spokojnie, aby dodać żołnierzowi nieco otuchy i sparcia psychicznego... choć zdawała sobie sprawę, że nie jest w tym mistrzynią.
Demon zaskoczył Sayvinna atakiem z dystansu i teleportacją. Zwiadowca nie mógł być na to przygotowany... na atak zwykłych zbójców owszem, ale nie takiego demona jakiego wówczas spotkali. Ona zaś też nie mogła przewidzieć takiej zasadzki.
Elf pokiwał głową. - Teleportacja to forma ataku przed którą trudno się obronić. Nie mogę powiedzieć, że nie byłem przygotowany. Ta istota po prostu była szybsza - westchnął cicho.
- Nie martw się tym, naprawdę. Wiem, że postąpiłeś jak należy - powiedziała Argena. Nie chciała aby sądził, że straciła wiarę w jego umiejętności. Wiedziała, że jej zdanie o nim jest dla niego ważne. A prawda była taka, że mimo tej jednej porażki i ceny za nią, uważała go za dobrego żołnierza, a obecnie potrzebowała dobrych żołnierzy.
- Będziesz jeszcze nie raz miał okazję się wykazać. Jestem pewna, że spiszesz się wówczas na medal - powiedziała i uśmiechnęła się delikatnie.
Elf zaśmiał sie cicho. - Mam nadzieję, ze nie zawiodę oczekiwań - powieidział. Argena odniosłą wrażenie, ze mniemanie elfa o niej podniosło się.
- Na pewno - powiedziała Argena i jednocześnie usmiechnęła się w odpowiedzi.
- Z mojej strony to wszystko. Czy chciałbyś coś dodać, albo masz może do mnie jakąś sprawę? - powiedziała spokojnie przyglądając się Sayvinnowi.
- Obecnie nie, ale moze coś wymyślę następnym razem - powiedziałelf i uśmiechnął się.
- Oczywiście i nie krępuj się w razie czego. Zawsze możesz zapukać do moich drzwi, albo poprosić na rozmowę na osobności - zapewniła demonica i uśmiechnęła się przyjaźnie. Tak przeprowadzone rozmowy bardzo jej się podobały i podbudowywały jej pewność siebie.
- Zatem dziękuję za rozmowę, na dziś to wszystko - powiedziała Argena i kiwnęła nieznacznie głową.
Elf skinał głową, zasalutował i wyszedł, zamykajac za sobą drzwi.


Argena zapisała kilka rzeczy na pergaminie, aby nie zapomnieć. Potem dokona odpowiednich wpisów do dziennika pokładowego.

Załatwiwszy wszystkie pilne sprawy, mogła zająć się treningiem magii pod okiem Velshazaara. Nie zwlekając poprosiła go do siebie. Na szczęście zakończył już medytacje i nie przerwała mu w niczym.
- Chyba damy radę zająć sie tym po drodze, bez potrzeby zatrzymywania się - zastanowiła się na głos, gdy oboje znajdywali sie już w jej gabinecie.
- Mozemy uczyc sie tu, tylko musisz zdjać pancerz. Muszę stwierdzić jak wyglada przewodzenie energii w twoim ciele, a przez pancerz jest ciężej - stwierdził Archon.
- Um, jasne - mruknęła kobieta. Nie wiedziała o tego rodzaju percepcji. Wstała z miejsca i zajęła się za zdejmowanie zbroji, choć to musiało chwilę potrwać. - Powiedz mi coś o tym - poprosiła.
- Każde rzucenie zaklecia powoduje, że energia skupia siew pewien sposób wciele. Muszę widzieć, czy twoje ciało jest przystosowane do ksupiania energii we właściwy sposób. Jeśli nie muszę je... "nauczyć" - wyjaśnił Archon.
Argena zdjęła już górną część zbroi, pod nią miała na sobie tylko obcisłą czarną koszulkę, która nie zakrywała jej brzucha. Uniosła brew, słysząc słowa Velshazaara i odłożyła jednocześnie zbroję na stojak.
- Oprócz magii z dziedziny ognia, która jest raczej bojowa, potrafię też zmieniać postać. Z naturalnej - rozłożyła ręce prezenutując się, po czym dokończyła zdanie - w ludzką.
Zabrała się za zdejmowanie dolnej części swej zbroi... Pod tymi względami wolała swój stary pancerz... aczkolwiek to nie przebieranie się, a obrona przed ciosami miało być jego funkcją.
Argena widziała, ze Archon odchrząknął widząc co nosi pod zbroją. - Nie obciera cię twój pancerz gdy nosisz tak mało pod spodem? - bąknął. Czy demonica widziała przelotny rumienic? Może... ale nie była pewna.
Argena, zwłaszcza w swej postaci demonicznej, miała się czym pochwalić.
- Nie, ta zbroja jest do tego przystosowana - powiedziała z uśmiechem. - Była robiona na miarę i jest jakby to powiedzieć "wyściełana od środka" - wyjaśniła.
Zdjęła dolną część zbroi, a tutaj okazało się, że pod spodem miała tylko czarne jedwabne majtki, nieco obcisłe klasycznego kroju. Odłożyła pancerz na bok i u uśmiechem zadowolenia spojrzała na Velshazaara. Przeniosła ciężar ciała na prawą nogę i wychyliła lekko lewe biodro. Jednocześnie zginając w łokciu lewą rękę położyła dłoń na biodrze.
- I jak? Widzisz to co trzeba? - spytała uśmiechając się szczerze i dokładnie przyglądając się mężczyźnie. Cała sytuacja, sama z siebie zrobiła się dość ciekawa i Argena miała z niej nie tylko niezły ubaw. A jak by nie patrzeć, ona wcześniej widziała go całkiem gołego, więc... nadal miała nad nim przewagę, której jednak nie zamierzała wyrównywać.
Oby tylko nikt niespodziewanie nie wszedł teraz do jej gabinetu.
- O wiele więcej - Velshazaar westchnął trąc powieki. - Twój obecny ubiór bardzo utrudni mi nauczenie cię czegokolwike, ale... cóż.. - odjął rękę od twarzy i sporjzał demonicy w oczy. - Ale chociaż w ten sposób jest to wyzwaniem.
- Spokojnie, zaraz coś założę - powiedziała śmiejąc się cicho. - Ledwo się obudziłam, już lecieliśmy zbadać nakromanton i ubierałam się w pośpiechu. Ale tak właśnie zakładał projekt zbroji, nie potrzebuję do niej właściwie niczego - wyjaśniła Argena.
Z jednej z szafek wyciągnęła dolną część swojej starej zbroji, która stanowiła sięgająca nieomal do kolan czarna spódnica z grubej skóry pochodzenia piekielnego. Argena założyła ją szybko i nadal będąc boso podeszła o dwa kroki do Velshazaara.
Ten wstał i stanął krok za demoncią. - Zacznij rzucać jakieś zaklecie ale nie kończ go. Rozprosz energie zamiast nadać jej kształt.
Argena przygotowała się do rzucenia zaklęcia. Powoli zabrała energię przygotowując zaklęcie ognistej kuli, gdy kula ta miała się już formować w jej dłoni, rozproszyła energię zaklęcia.
Odwróciła głowę, spoglądając na mężczyznę.
- I jak? - spytała.
- Hmm... - Archon myslał. - Rzucaj to zaklecie jeszcze raz, ale powoli - polecił. Westchnął. - Muszę cię dotknać w okolicy łopatki i na ramieniu... nie chcesz niczego założyć? - zapytał.
- Mogę, jeśli coś cię zbytnio rozprasza - powiedziała z uśmiechem i uważnie przyglądała się swemu rozmówcy.
- Zdzierżę - Archon się zasmiał, a Argena poszła w jego ślady.
- Z pewnością - powiedziała.
- Ale nie o to chodzi... - archon westchnął, uśmiechajac się. - Materiał przewodzi energię, skóra też, ale powietrze słabo. Muszę pobudzić pewne ścieżki energetyczne w towim ciele. Bez dotyku nie da rady - wyjaśnił.
- Rozumiem - powiedziała spokojnie, nadal szczerze uśmiechnięta. - Jestem gotowa - dodała.
- Zaczynaj rzucać - polecił archon. Miał spokojny ton głosu, powiedział to wręcz miękko. Poprowadził energie w ciele demonicy inną ścieżką, przesuwajac dowma palcami po jje łopatce na ramię i po ramieniu w stronę łokcia. Toważyszyło temu delikatne łaskotanie.
Argena aż z wrażenia nie rozproszyła kuli chaosu. Velshazaar szybko wytłumił ją nim siegnęła ściany. Pocisk tym razem był nieco wiekszy... i rzucało się go jakos łatwiej.
- Ups - Argena podsumowała fakt, że nie wygasiła w porę zaklęcia. - To było... inne, łatwiejsze - przyznała z entuzjazmem. - Powiedz mi, co dokładnie zrobiłeś? - spytała uprzejmie, z wyraźną ciekawością w głosie.
- Pokierowałem twoją energią w nieco inny sposób. Poprowadziłem ją drogą zarezerwowanadla transmutacji mocy w moc hcaosu. To typowe dla demonów, nie wiem, czemu tego nie potrafisz. Wzmacnia to zaklecia ognia... zrobimy to samo z innymi aklęciami.. co jeszcze potrafisz?
- Niewiele - przyznała z lekkim zawodem w głosie. - Ognisty poblask i podlapaljacy pocisk - wyjaśniła dokładniej. - Pokierujesz, energią? - spytała uśmiechając się lekko.
- Poblask... hmm.. tak - mruknął archon. - Ale z pociskiem bedzie kłopot - zaczął się śmiać.
- Dlatego, że pocisk nie czerpie mocy z chaosu? - spytała spokojnie. Właściwie to najczęściej używała kuli, więc to się dla niej najbardziej liczyło.
- Nie. Patrz na mnie. Moc zaczyna tu - wskazał swój brzuch obiema rękoma. - Potem przechodzi tędy - przesunął w górę skosem do zewnatrz i przejchał dłońmi przez środek swojej klatki piersiowej. - To by już zakrawało na... - archon westchnął. - Poza tym nie wiem czy dałbym radę przesunać dłońmi jak trzeba - machnął ręką. - Może sama dasz radę.
Argena wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Istotnie w zademonstrowanym miejscu miała takie "nierówności", że mężczyźnie było by bardzo trudno - zarówno dostać się tam dłonią, jak i skupić się przy tym odpowiednio.
- To faktycznie może ja sprubuję - powiedziała uśmiechnięta, nieznacznie kiwając jednocześnie głową. - Po prostu przejechać dłonią po ciele? Bez żadnego... "zaklęcia kierowania"? - spytała. Nie sądziła, aby było to tak proste... choć oczywiście wymagało specjalistycznej wiedzy, wyczuwania magii i zapewne nie tylko.
- ... musisz zmusic energie by szła tamtędy. Sam dotyk nic nie da - powiedzial Archon. - Spróbujmy z poblaskiem...
- Faktycznie za proste mi się to wydawało - powiedziała spokojnie. - Spróbujmy poblask - dodała i odwróciła się, tak jak przy kuli.
Tym razem Velshazaar przesunął dłońmi wzdłuż jej kręgosłupa, a potem po ramionach. Znów przyjemnie łąskotało. TYm razem Argena dała radę rozproszyc zaklęcie. - No - powiedział Archon. - Ja chyba muszę iść wziąć zimny prysznic. Miło się rozmawaiało, Argeno -
Argena wydała sie nieco zdziwiona... choć mogła zrozumieć, że mężczyzna kierował sie obecnie zdrowym rozsądkiem.
- Chyba rozumiem - powiedziała rozbawiona. - Ale powiedz mi jeszcze proszę, jak kierować energią. Sprubuję z pociskiem.
Argena wydała sie nieco zdziwiona... choć mogła zrozumieć, że mężczyzna kierował sie obecnie zdrowym rozsądkiem.
- Chyba rozumiem - powiedziała rozbawiona. - Ale nie masz mi nic za złe? - dodała szybko uprzejmym głosem. - Powiedz mi jeszcze proszę, jak kierować energią. Sprubuję z pociskiem.
- Nie mam - zaśmiał sie archon. - Wiesz co? Za chwilę wrócę i nad tym popracujemy, przy okazji nauczę cię tego zaklecia otwarcia portalu, dobra? - zaproponował.
- Dobra. Przygotuje się - odpowiedziała z uśmiechem.

Velshazaar wrócił po chwili. Był nieco spokojniejszy, jakby przygotowany na lekcję.
- Dobra... otwarcie portalu miedzy dwoma lokacjami nie jest strasznie trudne, ale będzie wymagało dosć ścisłej kotnroli energii by byc przecyzyjne - zaczłą Velshazaar, siadając. - Zapewne nauczysz sie otwierać portal dziś i zamykać już następnym razem. na przykład jutro.
Argena w międzyczasie założyła buty, pod którymi zapene miała też jakieś skarpety. Był to jednak jej jedyny strój, który się u niej dodatkowo pojawił.
- Znakomicie... nie wiem dlaczego mnie tego nie nauczyli, jesli to takie proste - zmarszczyła brwi. - Ale jak otworzę to mi go wygasisz, co by nie świecił mi przez całą noc? - spytała z uśmiechem.
- Spokojnie... Otwarciem portalu nazywamy stworzenie wejscia... trzeba jeszcze stworzyc wyjscie, czyli zamknać porcedurę. By usunać portal wystarczy przestać go podrzymywać - powiedział archon.
- Rozumiem... chyba - Argena zdziwiła się nieco. - wejście jest jak kamienny okrąg portalu, ale dopiero gdy zbuduje się dwa i je połączy, mamy działający portal. Zgadza się?
- Inaczej... - Velsahzaar uniósł dłonie. Na jednej z nich pojawił sie malutki portal. Archon wsadził weń palec i palec wyszedł z drugiej strony. - Nic... jak powietrze.. ale jeśli stworzysz drugi - na jego dłoni pojawił się kolejny portal jakieś 2 cm do pierwszego. Teraz palec wsuwajacy siedo jednego portalu wysunął siez drugiego. - Rozumiesz? - zapytał archon. - To jest portal dystansowy. Są też międzywymiarowe... te drugie są sporo trudniejsze i warto najpierw opanować dystansowe -
- Wszystko jasne - odpowiedziała Argena z uśmiechem i pokiwała lekko głową na znak potwierdzenia. - Ładna prezentacja - dodała jeszcze.
- To jak się otwiera portal? - spytała spokojnie.
- Dobra... hmm, mozesz wrócic do naszego rozmiaru? - zapytał. Obecnie demonica była prawie pół metra wyższa od niego. - Byłoby wygodniej...
- Do postaci ludzkiej? - spytała Argena.
- Owszem - doaprł archon.
Argena kiwnęła tylko głową. Zaraz potem zaczęła się kurczyć. Jej skrzydła schowały się całkiem za plecami, włosy zaczęły ciemnieć, zaś skóra robiła się coraz jaśniejsza. Jej rogi się kurczyły. Całe jej ubranie, miało najwidoczniej pewną magiczną właściwość i dopasowywało się rozmiarami do swojej właścicielki. Co ciekawe koszulka przy okazji zmieniała kolor i robiła się coraz jaśniejsza.
Przemiana nie trwała długo, ot kilka sekund.
W swej ludzkiej postaci, Argena była niższa od stojącego obok, na oko dwumetrowego, mężczyzny o kilka centymetrów i sięgała mu mniej więcej na wysokość oczu. Miała czarne włosy i jasną (jak dla porównania z jej naturalną postacią) cerę, obdarzoną jednak lekką opalenizną. Oczywiście jej rogi i skrzydła całkiem zniknęły. Jej ubranie leżało na niej idealnie, a koszulka którą miała na sobie przybrała czerwony kolor. Była piękną, ludzką kobietą... tylko jej oczy, gdy im się lepiej przyjrzeć, zdradzały demoniczne pochodzenie.
- Gotowe - oznajmiła z uśmiechem.
- Świetnie. Wyprostuj rękę i załąduj energię w ramię - polecił archon, stajac za nią. Przyłożył dłoń do jej łopatki.
Argena uśmiechnęła się zadowolona. Najwidoczniej cały ten trenig i fakt, że nauczy się czegoś nowego wprawiły ją w bardzo dobry nastrój... a może był to jej instruktor? Tak czy inaczej czuła się znakomicie, a uśmiech zadowolenia nie znikał z jej twarzy.
Wyprostowała rękę i zgodnie z zalecniami skupiła w niej energię.
Archon przeprowadził energię dotykajac palcami kilku meisjc jej ramienia i przesuwajac po całej długości. Opuszki palców Argeny zalśniły.
- Zataczasz krąg będący kształtem portalu, wyzwalaj powli energię - powiedział archon,trzymajac ją za dłoń. Powiódł jej ręką zarysowujac kształt owalu. Ujął ją za drugą rękę.
- Zageneruj energie w środku dłoni - polecił. - I oznacz punkt w środku - powiódł jej ręką. - Wyzwól energię by rozeszła sie promieniście po całej pwoirrzchni portalu - polecił, wspomagajać ja. Wreszcie ja puścił. Przed Argena falowała tafla energii przypominajacej płyn.
- Stworzyłaś protal - powiedział Archon.
- Udało się - powiedziała zadowolona i uśmiechnięta Argena. Wtedy też zdała sobie sprawę, że podczas kierowania jej dłońmi, stojący tuż za nią mężczyzna, nieomal przytulił ją do siebie. Nie miała nic przeciwko temu, a właściwie to jej się to podobało. W jakiś dziwny sposób poczuła się w jego ramionach bezpiecznie, spokojnie i tak... wyjątkowo.
Kobieta odwróciła głowę i spojrzała mężczyźnie w oczy. Ich twarze były zaledwie kilkanaście centymetrów od siebie. Chiała mu coś powiedzieć, ale nie była pewna czy powinna. Uśmiechnęła się do niego delikatnie. Jeszcze nie teraz.
- Może jeszcze raz? - zaproponowała. - Bo mam pewności, czy skupiłam się dostatecznie dobrze - dodała cicho.
Archon skinął głową z uśmiechem. - Ale zostaw ten portal.. zrobimy potal wyjsciowy - zaproponował.
Uroczy uśmiech nie znikał z twarzy Argeny.
- Wspaniale - powiedziała uradowana. - Może przesuńmy się kawałek? - zaproponowała, chcąc aby odległość między wejściem a wyjściem, była naprawdę widoczna.
Archon ujął ją w talii i "przestawił" o parę metrów. - Pasuje? -
Argena poczuła przyjemny dreszcz i zarumieniła się odrobinę. Jej demoniczna postać miała to do siebie, że takich rzeczy nie było widać... ale teraz przebywała pod swoją ludzką postacią. Tak przyjemną, a wręcz ekscytującą lekcję magii, jeszcze długo będzie pamiętać.
- Jak najbardziej - odparła ze szczerym uśmiechem. Cały czas była tuż przed mężczyzną, a gdy zajeli miejsce na utworzenie portalu wyjściowego przysynęła się jeszcze bliżej, choć cały czas była odwrócona tyłem do niego.
- Co teraz? - spytała cicho, gotowa na otrzymanie instrukcji.
- Powtarzamy to samo mniej-wiecej, ale bedzie nieco trudniejsze - mężczyna ujął ją za ręce i złożył je ze sobą, prawie jak modlący się mnich w dwu-palczastych rękawicach.
- Zageneruj moc w ciele i pozostaw resztę mi - polecił.
Gdy demonica wykonałą poelcenie archon przesunął obiema dłońmi po jej łopatkach an ramiona i do rąk. Rozdzielił jej ręce, prawą odsunął i doporwadził energie do pieści, lewą sięgnął na lewo w strone portalu. - Sięgnij mocą aż do portalu - polecił. - I tryzmja ją - dodał. Gdy Argena to zrobiła ten zaczął przesuwać jej dłonią w prawo. Zatrzymał jaw pewnym punkcie i przyłożył prawą rękę do lewej.
- Znow zaznaczamy kształt portalu - powiedział. Portal jednak powstawał dalej od demonicy, w takiej samej odległosci co pierwszy portal. - wypusć energie z rpawej ręki w wyrysowany kształt - polecił, gdy "narysowali" portal.
- Gotowe - powiedział Archon, gdy kształt pokrył się falującą energią.
- Łał... - podsumowała Argena. Była pod wrażeniem zarówno efektu jej zaklęcia, jak i swoich umiejętności magicznych, a także oczywiscie i uiejętności nauczania Velshazaara... i nie tylko nauczania.
- Przetestujmy go - zaproponowała zaintrygowana i zadowolona, że udało im się osiągnąć zamierzony efekt. Sukces bardzo dobrze na nią wpłynął i wprawił w naprawdę wspaniały nastrój... Velshazaar zresztą też.
Velshazaar włożył rekęw portal i pomachał nią - wyszła z drugiego portalu.
Argena wyszczerzyła się w uśmiechu. Osobiście miała na myśli wrzucenie tam kartki papieru, ale najwidoczniej Velshazaar wiedział co robi.
- Ale nie wiem, czy dam radę sama. Może sprubujemy? Zobaczysz i podpowiesz jak zrobię coś źle - zaproponowała uśmiechając się uwodzicielsko do mężczyzny.
Velshazaar wyciagnał rękę i rozproszył protale. - Rób to bardzo powoli - powiedział. - W razie czego bedę cie korygował - znów stanął za nią i się skupił.
Argena postarała się nie myśleć o niczym, łącznie z Velshazaar'em co było dość trudnym zadaniem. Skupiła się na tym, na czym powinna. Wzięła głęboki oddech.
Zebrała energię i poprowadziła ją wzdłuż ramion aż do dłoni, jej opuszki palców zalśniły tak jak poprzenio. Prawą ręką powoli zatoczyła krąg, jeszcze wolniej wyzwalając przy tym energię.
W międzyczasie Velsahzaar zareagowal dwa razy, przywracajac energię an właściwy kurs.
- Masz w rmaionach pietnaście kanałów na moc, trzeba je odpowiednio zmieniać - wyjaśnił. Argena stworzyła portal... i poczuła się dosć słabo.
- Nie wiedziałam - powiedziała spokojnie. Obraz zrobił się lekko mętny, a wszystko zdawało się jej ciężko przyswoić. Kobieta złapała Velshazaara za ramię, aby nie ryzykować zachwiania albo co gorsza przewrócenia się... a może wykorzystała to jako pretekst. Tak czy inaczej ustała na nogach o własnych siłach, choć śmiech na jej twarzy nieco przygasł.
- Ja chyba... - zaczęła cicho, ale nie chciała sie poddawać - teraz portal wyjściowy. Dam radę - powiedziała, spoglądając na mężczyznę. Ten oczywiście nie czytał w jej myślach, ale miała nadzieję, że zozumie.
- Nie... - Velshazaar rozproszył portal i wziłą demonicę na ręce. - Musisz odpocząć - stwierdził.
Argena początkowo nie oponowała. Już bardzo dawno nikt nie wziął jej na ręce w tak przyjemny sposób. Tak jak wcześniej trzymała prawą dłoń na ramieniu mężczyzny, tak teraz objęła go całą ręką za szyję. Oprócz tego wyszczerzyła zęby w szczerym uśmiechu. Naprawdę spodobało jej się zachowanie Velshazaara, najpierw ją uczył przydatnych rzeczy, a teraz okazał jej niemałą troskę... do tego był naprawdę silny, zwłaszcza jak na maga.
- W porządku, nic mi nie jest - powiedziała z uśmiechem. - Tylko przez chwilę... ale już mi przeszło - dodała i dwukrotnie klepnęła go przyjacielsko lewą dłonią w klatę. Następnie zostawiła tam już swoją dłoń.
- Musisz się zregenerować do konca. Jeśli zasłabłabyś podczas tworzenia portalu mogłoby się to źle skończyć - zaznaczył Velshazaar, kłądąc ją na łóżku.
- Dobrze, nie będę dziś więcej próbować - powiedziała szybko Argena. Nie wiedziała dlaczego, ale mimo iż mężczyzna położył ją już na łóżku, ona nadal obejmowała go za szyję.
- To dlatego, że nie znałam wcześniej tych zaklęć i czasem będzie lepiej? Przecierz nie jestem taka słaba... prawda? - podpytała się patrząc mężczyźnie w oczy i uśmiechając się do niego delikatnie.
- Jesteś wojownikiem, nie magiem, jeśli dobrze pamiętam - odparł Velshazaar. - Masz moc przez wzgląd na swoją rasę. Nie musisz dziś już nie próbować, zaraz przekaże ci część swojej energii - powiedział Velshazaar. - Ja się szybciej regeneruję, ćwiczyłem to długo - wyjaśnił, i przyłożył dłon do czoła Argeny. Po ciele demonicy rozeszło sę przyjemne ciepło. Poczułą się lepiej juz po paru sekundach. - No - podsumował archon. - Ciało się przyzwyczai w parę minut.- Dzięki, od razu mi lepiej - powiedziała Argena uśmiechając się przyjaźnie.
Mężczyzna dość mocno pochylał się nad nią przez cały ten czas i nagle w głowie Argeny zaświtał pewien demoniczny plan na zrobienie czegoś spontanicznego, wesołego i może trochę szalonego. Chcąc wykorzystać tę okazję postanowiła natychmiast go zrealizować.
- Obyś tylko teraz to ty nie stracił równowagi - powiedziała z uśmiechem i zalotnie puściwszy do niego oczko, pociągnęła go za szyję do siebie.
Archon przechylił sie na przód i upadł na Argenę, ladując twarzą między jej piersiami.
Argena nie wiedziała czy mężczyzna specjalnie upadł twarzą akurat tam, czy wyszło to przypadkiem. Osobiście lada moment uśmiała by się rozbawiona całym zajściem, gdyż zamiast zrobić mu niewinnego psikusa, sama niechcący sprezentowała mu tak niezwykłe lądowanie. On jednak zareagował szybciej... i to jak!
Mężczyna drgnął, przesunął sie wyżej i pocałował demonicę w usta.
Argena była tym nieco zaskoczona, ale nie broniła sie przed niczym. Jakby nie patrzeć nadal, z jej własnej decyzji obejmowała go rękoma za szyję.
Przyglądała mu się przez chwilę z lekko otwartymi ustami, w kształcie których bez większego trudu dawało się zauważyć uśmiech. Pociągnęła mężczyznę bliżej siebie, tym razem zrobiła to jednak zupełnie inaczej: powoli i delikatnie.
Przymknęła oczy oczekując namiętnego pocałunku i doczekała sie go nieomal natychmiast. Velsahzaar objął Argenę i przycisnłą delikatnie do siebie, całując. Odetchnął cicho i przymknął oczy...
I tak od jednej rzeczy do drugiej, Argena i Velsahzaar posuwali sie coraz dalej... Mężczyzna został już u niej na całą noc... Było wręcz wspaniale, im obojgu, cztery razy... A przy okazji Velsahzaar dowiedział się, że Argena ma zwyczaj rządzić nie tylko na polu walki i na co dzień, ale także w łóżku, czemu się wcale nie sprzeciwiał.


Następnego dnia, Argena obudziła się w doskonałym humorze. Velsahzaar był przy niej i porozmawiali trochę o... tym i owym.
Kiedy już zakończyli tematy zwizane z seksem, nadszedł czas na śniadanie. Velsahzaar towarzyszył jej wówczas, aczkolwiek byli tam w większym gronie więc, nie rzucało się to tak w oczy.
Argena dostrzegła także, że Shar’teh wstał. Po przespaniu połowy dnia i całej nocy wygladał na naprawdę wypoczętego. Porozmawiała z nim w swoim gabinecie i wszystko przebiegło dobrze, bez żadnych "desolatorowych niespodzianek".

Argena chciała wznowić trening magii i ogólnie spędzić nieco więcej czasu z Velsahzaarem. Wczoraj dała się ponieść emocjom, a nie chciała jednorazowych przygód... czy raczej kilku-razowych w jeden wieczór.
Tym razem Velsahzaar nie miał już aż takich problemów z poprowadzeniem jej energii przy zaklęciu ognistego pocisku. Wyszło to nawet bardzo zabawnie, gdy prowadził energię między jej dużymi piersiami, ale udało im się to i mogła znacznie lżej rzucać zaklęcie ognistego pocisku. Oczywiście ćwiczyli także otwieranie portali.

Zaraz po treningu, przy okazji spotkania z Velsahzaarem, Argena mogła załatwić sprawę przy której definitywnie potrzebowała pomocy.
- Pomóż mi proszę zrobić pranie - powiedziała uśmiechając się do niego delikatnie. Była z Velsahzaarem sam na sam w jej gabinecie, więc mogła sobie pozwolić na okazanie pewnej słabości i niewiedzy w jednej z podstawowych, zdawało by się, kwestiach.
Mężczyzna się zgodził i już kilkanaście minut później, oboje zamknęli się w łazience.
- To znam, to się robi na koniec - powiedziała Argena wskazując czyjeś rozwieszone na sznurkach pranie.
- ak, ale róbmy lepiej po kolei - zasugerował Velsahzaar i uśmiechnął się lekko. Zaczęli szykować pranie. Ubrania Argeny zostały już wrzucone do dużej miski i zalane ciepłą wodą. Dodali proszek w dość dużej ilości, przynajmniej wg Argeny.
- Teraz trzeba spienić i myć w tej wodzie ubranie aż nie puści brudu - wyjaśnił spokojnie.
- Spienić to wiem jak - powiedziała i zaczeła chlupotać dłonią w misce z praniem. Miała doświadczenie w kąpielach z pianą i znała się na tym... ale co do reszty. - A jak to się myje? - spytała.
- Trzeba pocierać materiałem o materiał - powiedział, a widząc zmarszczone brwii Argeny dodał szybko - może zademonstruję.
Wyjął spod piany jedną rzecz i już miał zamiar pokazowo zacząć ją prać, gdy zawahał się na chwilę. Argena podobnie jak on przez chwilę zamarła w bezruchu i zarumieniła się lekko.
- Może te części garderoby sama wypiorę - powiedziała i odebrała swoje, trzymane przez mężczyznę, ociekające wodą majtki. - Pokażesz mi na koszulce? - spytała.
Zrobili pranie, a Velsahzaar pod koniec poinformował ją jeszcze, ze można to robić za pomocą energii, ale tylko jak jest się magiem. Zalecił jej nie próbować, chyba, ze chce mieć ubraniowego golema... A tego Argena nie chciała.
Potem już śmiali się z tego wszystkiego i naprawdę miło spędzili dzień. A Argena nie zapomniała także o obowiązku dokonania odpowiednich wpisów do dziennika pokładowego.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mr.Zeth »

Wszyscy:

Podróż upływała spokojnie. W pewnym momencie Podróżnik wjechał miedzy teren poryty kraterami. Widać miało tu miejsce jakieś większe starcie.
Pojazd lawirował pomiędzy głazami i krawędziami kraterów. Co jakiś czas miedzy przeszkodami terenowymi dało się zobaczyć Siekacz Radnotty - dawno wygasły wulkan podobny teraz do potężnej góry. Jego zbocze było niesamowicie strome. Skały przypominały stępione kły poukładane w stos wokół centrum wulkanu, nadając górze toporny wizerunek wyciosanej przez olbrzymy świątyni. Stare skały magmowe nie poddawały się łatwo dłuto i kilofom, dlatego Siekacz nigdy nie został ostatecznie zdobyty. Zatwardziali amatorzy wspinaczki zapewniali, że im wyżej zechciało się wspinać, tym twardsze były skały, jakby góra nie życzyła sobie, by ktokolwiek ją zdobył. Krater można jednak było zobaczyć z lotu i każdy kto go widział choć przez chwilę zastanawiał się jak musiałby wyglądać wybuch Siekacza Radnotty w czasie jego aktywności... otrzymałby odpowiedź teraz. Wulkan wydawał z siebie jednostajny niski warkot. Chmury zasnuwające niebo były w większości emitowane z wnętrza krateru. Od pewnego czasu podróżni słyszeli dźwięk, jakby na dworze padał deszcz. To kamienie i pył wypluwane przez wulkan spadały w dół i obijały się o pancerz pojazdu.
Podróżnik wyjechał na wzgórze wulkanicznego popiołu zalegającego wokół Siekacza i pasażerowie ujrzeli Warkocz Tyris... Niegdyś piękna rzeka o czystych wodach, będąca domem niezliczonej ilości ryb teraz przypominała strugę zanieczyszczonego śluzu. Ciecz w korycie rzeki fosforyzowała na fioletowo, niosąc jakieś dziwne szczątki. Pas ziemi dziesięć metrów od rzeki był czarny jak noc. Ta rzeka nie była zanieczyszczona... ona nie była skażona. Ona była po prostu przeklęta.
Dalej na zboczu Siekacza wreszcie dało się zobaczyć most. Potężna krasnoludzka konstrukcja niemal nienaruszona przez czynniki zewnętrzne. Gdzieniegdzie spod wulkanicznego pyłu wystawał kawałek białego marmuru. Większość mostu jednak została wycięta w skale Siekacza.
Daikonnstran pokierował Podróżnika w stronę drogi na most. Na ramię konstruktora opadła ręka maga wody. Miał zaciśnięte powieki, a oczy poruszały się niespokojnie pod ich powierzchnią. - Przyspiesz... - wyrzucił z siebie mag. Gdy Daikonnstran spojrzał na niego pytająco mag zacisnął palce na ramieniu drakona. - Szybciej! - ponaglił. Chcąc nie chcąc Daikonnstran przyspieszył. - Jeszcze szybciej! - krzyknął Velius.
Nagle wszystko zaczęło się trząść. Daikonnstran przesunął gałkę kontroli prędkości do końca i pojazd wydał z siebie przeciągły warkot, przyspieszając gwałtownie do maksymalnej prędkości.
Gdy przekraczali most ziemia trzęsła się już tak mocno, że drakon z trudem utrzymywał pojazd na trasie. Wtedy z góry zaczęła sunąć fala ognia i rozgrzanej materii, a wulkanem wstrząsnęła eksplozja. Siekacz Radnotty obudził się i zaczął pokrywać całą okolicę rozgrzaną materią i ogniem. Hałas był niesamowity. Wszystkie szyby w Pdróżniku drżały. Wszyscy podróżni czuli jak serce podchodzi im do gardła, gdy patrzyli przez nieliczne okna na pędzącą ze Podróżnikiem falę ognistej śmierci.
Magma jednak powoli traciła pęd i dystans miedzy nią, a Podróżnikiem zwiększał się ku uldze pasażerów. Velius ocknął się jakby z głębokiego snu i odetchnął głęboko, po czum poszedł się położyć.
Wiedział co to było. Proroctwo... musiał poukładać sobie w głowie niektóre rzeczy.

Ragga wyglądała... dziwnie. Na murach nie było żadnych śladów walki, ale miasto było puste... i pokryte grubą warstwą pyłu wulkanicznego. Podróżnik zatrzymał się przed paroma zwaliskami... jechanie dalej było średnio bezpieczne. Teren pod Raggą był zryty siecią kopalni. Biorąc pod uwagę czas w jakim nie zostały tam prowadzone żadne prace konserwacyjne i potężne wstrząsy po erupcji wulkanu wjeżdżanie tam ciężkim pojazdem było głupotą.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Plomiennoluski »

Wszyscy


- Szlag by to! - Arilyn nie spodziewała się takiego szaleńczego tempa i zwrotów po ich pojeździe. Szczególnie nie wtedy, gdy sobie w najlepsze spała. Ledwo uchroniła się przed upadkiem ze swojego posłania. Wylazła ze swojej klitki by zorientować się co i komu odbiło. Na szczęście mieli powód... Wulkan. Arilyn z westchnieniem poszła się znów położyć by dospać swoje. Do miasta jeszcze nieco drogi ich czeka.
Daik otrząsnął się nieco po dość burzliwej jeździe i był w stanie skupić się na widoku jaki prezentowało sobą miasto. Z takimi przeczuciami i ich dokładnością jak ostatnio, równie dobrze mógłby zacząć uprawiać hazard i zbić fortunę. *Tylko na co by mi była teraz fortuna?* Poklepał się po kieszeni wypchanej malutkim bogactwem, trzeba było tylko czekać aż wszystko się uspokoi i cywilizacja wróci na powierzchnię. Cały dzień w tych warunkach prawie go wykończył, aż do momentu otępienia, kolejne spadające fragmenty i popioły przestały prawie robić wrażenie. Musiał chyba zrzucić więcej czasu za sterami podróżnika na innych i wrócić do robienia zabawek czy innych mechanizmów, to koiło jego skołatane ostatnio myśli. Były też książki, które udało im się zabrać po drodze a należało jeszcze przejrzeć lub porządnie przestudiować, było tam chyba coś ciekawego, może mógłby wykorzystać wulkan jako gigantyczny piec. W głowie miał jeden wielki wir, nieogarnięty chaos myśli, którego podstawą było zasypane popiołem miasto.
- No to już wiemy jakie złe przeczucia miałem, możemy pod nie podciągnąć aktywny, plujący lawą, kamieniami i popiołem wulkan i zasypane miasto. - rzucił do swoich pasażerów.
- To ciekawe jak będzie wyglądało twoje bardzo złe przeczucie - rzucił Alric do drakona. - Upadek meteorytu?
Drakon spojrzał w górę przez wizjery, na zachmurzone niebo i masy pyłu, mlasnął lekko i chwile udawał wzmożoną koncentracje.
- Meteoryt? Przynajmniej nie dzisiaj. - rzucił z grobowa powaga i puścił Alricowi oko.

Gdy demonica obudziła się ponownie docierali wreszcie w jakieś konkretne miejsce. Arilyn miała czas zjeść i odpocząć po jedzeniu nim Argena wydała swoje polecenia.
Argena miała do czynienia z niejednym wulkanem, tam skąd pochodziła były one dość często spotykane. Aczkolwiek wielkość TEGO wulkanu sprawiała, że ciarki przeszły jej po plecach. Wulkan był tu od dawna, podobnie jak miasto Ragga do którego właśnie przyjechali. Obecna sytuacja w mieście świadczyła najwidoczniej o tym, że Siekacz został ostatnio pobudzony, a Argena miała już kilka hipotez kto i dlaczego mógł to zrobić... choć oczywiście powód był łatwiejszy do odgadnięcia niż sprawca.
- Spokojnie, nie będziemy poddawać się panice - odpowiedziała Daikowi w miarę spokojnym głosem. - Czas ruszyć na zwiad, zaczniemy w dwóch drużynach - oznajmiła zaraz potem i rozejrzała się po zgromadzonych, aby dobrać ich jakoś sensownie.
Velshazaar, Nehro i Berenthe, podobnie jak Berthan i Celefarn byli zgranymi ekipami, których nie musiała już rozdzielać, aby zachować równowagę sił. Shar’teh powinien być odporny na ogień, więc przydzieli go do drugiej drużyny, tak aby każda miała taką osobę. Dla Sayvinna miała już specjalne zadanie, co kierowało go do drugiej drużyny. Skład obu sam już się jej nasuwał na myśl.
Czujniki jasno wskazały możliwość zawału, więc desolator musiał zostać na pokładzie i ewentualnie wspierać innych ostrzałem. Cała reszta mogła iść bez przeszkód.
- Velshazaar - łagodnie zwróciła się do stojącego obok niej mężczyzny - wzięła bym ciebie, Nehro i Berenthe do pierwszej drużyny, jeśli nie macie nic przeciwko małemu wypadowi na miasto. - zaproponowała.
- Może być. - rzucił Nehro za całą trójkę.
- Velius, Bart i Alric, ze mną. Ruszamy za dziesięć minut.- ciągnęła demonica. Żołnierze zasalutowali i wzięli się za zbieranie sprzętu.
- Daik, objedziesz miasto i na południe od niego zatrzymasz Podróżnika. Ustawicie tam przekaźnik do teleportacji, w jakimś dobrym miejscu, ale nie dalej jak dwa kilometry od miasta. Stamtąd ruszy druga drużyna: Arilyn, Shar’teh, Sayvinn, Daik i Pimpuś. Prowadzi Arilyn - powiedziała do wszystkich i spojrzała na Berthan, jednego z łowców dusz, który stał bliżej. - Berthan, chciałabym abyś ty i Celefarn, ruszyli z drugą drużyną - zaproponowała uprzejmie.
Łowcy dusz skłonili się lekko w odpowiedzi.
- Z faktu na moją bezużyteczność na niepewnym terenie popilnuję pojazdu. - mruknął desolator ni to do Arilyn, ni to do Argeny. Otworzył właz i stanął koło wyjścia na zewnątrz pojazdu, by oprzeć się o pancerz
- Taki był mój plan, bo pod takim ciężarem jeszcze ziemia by się zawaliła. - mruknęła Argena.

Tym razem elfka spokojnie wysłuchała wszystkich rozkazów. Brzmiało nieźle.
Arilyn skinęła tylko krótko głową. Będzie okazja do poznania możliwości nefalema. Prawdopodobnie... Choć wolałaby mieć raczej spokojny zwiad. Choć zważywszy na okoliczności taki spokojny to on może nie być. Szczególnie jeśli ten wulkan zapragnie bawić się na poważnie. Elfka się wzdrygnęła. Spojrzała na Areusa i skinęła mu głową. Areus zaś pokazał ostrzegajacym gestem, by Arilyn jeszcze nigdzie nie szła. Czekał aż wszyscy wyjdą z pojazdu. Arilyn uniosła brew, ale czekała aż wszyscy zainteresowani opuszczą pojazd. Nie była pewna dlaczego Areus wyszedł na zewnątrz. Jednego była pewna - opłaca się słuchać tego co maja do przekazania twory Darkantropii.
Argena nie miała dużo do szykowania się, te kilka minut czasu przeznaczone było dla reszty. W międzyczasie sama podeszła do Sayvinna.
- Mieszkańcy Ragga, przed wulkanem uciekali by na południe. Jak tam będziecie, zerknij na ślady. Ciekawi mnie czy było tu coś jeszcze, czy to... “tylko” Siakacz.

Pierwsza drużyna była gotowa do wymarszu.
- Spotkamy się na głównym placu, w centrum miasta. - powiedziała Argena i nałożywszy na głowę hełm, opuściła Podróżnika chcąc prowadzić swoją drużynę na zasypane popiołem miasto.
- Nie sądzę - mruknął desolator, zatrzymując Argene. - To raczej kiepski pomysł po prostu sobie tak ot pójść naprzód w stronę miasta.
- A jak chciałbyś, byśmy sprawdzili co dokładnie tam jest? I co się tu stało? - spytała zatrzymując się w miejscu i spojrzała w jego stronę.
- O patrz, zademonstruję... - desolator ruszył naprzód. W pewnym momencie ziemia zatrzęsła się. Desolator załadował energię do działa i strzelił przed siebie trafiając wybijającą się właśnie spod popiołu maszkarę o sześciu rękach zaopatrzonych w długie ostrza. Argena nie zdołała zidentyfikować przeciwnika nim ten spalił się zielonym płomieniem.
- Teren jest zamieszkały przez Kopaczy. Patrzcie jak chodzicie. - zasugerował desolator. - Zawsze wybijają się na pół do metra przed wyczutymi wibracjami. Poruszajcie się szybko to zmusicie je do wybicia się dokładnie przed pierwszą osobą. Sugeruję by najpotężniejsza osoba szła pierwsza za każdym razem, by była w stanie zablokować atak lub zabić Kopacza nim się “rozkręci”.
Argena nie musiała się nad tym długo zastanawiać. Widać gadająca wersja Pimpusia, oprócz potęgi dysponowała całkiem pokaźnymi zasobami wiedzy.
- Tak zrobimy. - oznajmiła i spojrzała na swoją drużynę, która zebrała się pod Podróżnikiem. - U nas najsilniejsi są Velshazaar, Nehro i Berenthe. Możecie się zmieniać, to żadne się nie zmęczy.- powiedziała spokojnie, uśmiechając się, co jednak całkowicie zamaskował jej hełm. - Ja sama też chętnie spróbuję swych sił, jak zobaczymy z jaką ilością tych przerośniętych robaków mamy do czynienia. - dodała.

- U was tak jak powiedziałam wcześniej, prowadzi Arilyn. - powtórzyła, choć teraz określenie to nabrało nowego znaczenia. - Ale sądzę, że łowcy mogą cię zmienić w razie czego. - rzekła. - Znacznik proponuję ustawić gdzieś na skałach. - dodała na koniec.
Velius wyszedł z pojazdu, był jeszcze odrobinę skołowany po tej dziwnej wizji, która okazała się niezwykle pomocna. Natychmiast po wyjściu z pojazdu, udał się w stronę swojej grupy dowodzonej przez Argenę. Spojrzał jeszcze kątem oka na spalone pozostałości stwora, którego przed chwilą załatwił Desolator. Fakt, że potwór został zamieniony w kupkę popiołu zanim był w stanie cokolwiek zrobić był bardzo podnoszący na duchu, ale Velius zdawał sobie sprawę, że była to przede wszystkim kwestia ogromnej siły ognia Desolatora i bez niego muszą pozostać jak najbardziej czujni.

Desolator wrócił do wnętrza pojazdu, zamknięto właz i Daik skierował Podróżnika na południe, aby wedle zaleceń pozostali na pokładzie ruszyli z południowego krańca miasta. Nie trwało długo zanim dojechali na miejsce. Konstruktor zebrał swoje najpotrzebniejsze rzeczy, Pimpusia i wyszedł na pyliste powietrze. Golem z każdym krokiem wzbijał małe obłoczki popiołu. Wyglądało to jakby się sypał.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mr.Zeth »

Drużyna Argeny:

Przodem szedł Nehro, trzymając miecz w górze, a tuż za nim szła Berenthe. Dalej szli Alric i Bart, a tuż za nimi kroczyła Argena. Velius i Velshazaar zamykali pochód. Obaj magowie mieli przygotowane w dłoniach pociski na wszelki wypadek.
Wszyscy szli naprzód spokojnie, miarowo, bez pośpiechu. Trzeba było być gotowym do walki w każdym momencie.W pewnym momencie Velius rozproszył pocisk i szarpnął Argenę wstecz. Spod popiołów wysunęła się pojedyncza kończyna z długim ostrzem i przecięła powietrze w moejscu, gdzie niedawno znajdowała się twarz Argeny. Bart chwycił kończynę, a Alric wystrzelił krótką serię w zagrzebana istotę. Wystawiona na wierzch kończyna szarpnęła się parę razy, więc żołnierz poprawił kolejną serią. Tym razem ze skutkiem śmiertelnym. - Poruszamy się zbyt powoli - stwierdził Velshazaar. - Dajemy im możliwość oceny gdzie się kto znajduje -
Wszyscy ruszyli dalej, tym razem szybciej. Ataki zdarzyły się jeszcze trzy razy, ale Nehro stanął an wysokości zadania, rozcinając pojawiające się istoty. Tuż koło bram uwagę Velshazaara zwróciło jakieś "nietypowe zawirowanie mocy". Zaczął grzebać w popiele i wyciągnął... demoniczne jajo. Gdy archon je uniósł ze środka zaczął się wykluwać Kopacz. Mistycznby wojownik przepuścił między dłońmi ładunek energii, który upiekł demona nim ten się wykluł.
- Więc gdzieś tu jest samica... - mruknął, otrzepując dłonie.

Plac za bramą , jak całą okolicę, zaściełał popiół. Około półtorametrowa warstwa. Tutaj już kopaczy dawało się zauważyć gołym okiem. Wybrzuszenia przesuwające się po powierzchni warstwy popiołu informowały o dokładnej lokacji demonów.
Główna ulica prowadziła aż do ratusza. Wyglądała na bardzo długą. Z prawej było skupisko kamienic i sklepów. Z lewej chyba jakieś warsztaty i budynek jakiejś gildii. Dalej były inne budynki, których przeznaczenia nie dało się stwierdzić z tej odległości.
- Prawie jak zima... tylko z czarnym śniegiem... - mruknął Alric, biorąc trochę pyłu do ręki i przepuszczając go między palcami.
Argena tymczasem wzniosła się nieco i obejrzała miasto z lotu ptaka. A przynajmniej planowała. Gdy wzniosła się dostatecznie wysoko zobaczyła, że główna ulica biegnie przez całe miasto i dzieli je na wschodnią i zachodnia część... i wtedy parę latających demonów, które najwyraźniej widząc Argenę wyleciały z budynków dotarły do niej. Velshazaar strącił jednego w locie nim sięgnął celu. Drugiego przebił ciśnięty miecz Nehro, zabijając na miejscu. Ostatnie dwa dopadły demonicy, Jeden z nich otrzymał cios mieczem w przedramię i zaskrzeczał, obniżając gwałtownie lot. Drugi skorzystał z okazji i chwycił zębami i pazurami pancerz na ramieniu Argeny.
Demonica nie wytrzymała takiego ciężaru i spadła w dół wraz z przeciwnikiem, lądując plecami na popiele. Berenthe doskoczyła do Argeny i wydłużyła rękę na kształt długiego kolca, by przebić latającego demona. Spod piasku tymczasem wyskoczyły kopacze. Co najmniej siedem. Skrzeczenie niosące się przez ulice ostrzegło oddział o kolejnych latających demonach.


Drużyna Arilyn:

Elfka szła przodem, eliminując kolejne wystrzelające spod popiołu istoty. Naliczyła sześć nim dotarli do połowy drogi. Potem zmieniła się z Calefarnem.. ale ataku ustały. Jakby Kopacze uznały, że mają jakiś lepszy cel...
Cała drużyna dotarła do północnej bramy, była ona jednak zamknięta. Łowcy dusz stworzyli lodową drabinę, po której można było wejść na górę, ale Shar, Daik i Pimpuś byli za ciężcy by z niej skorzystać. Baszta z prawej była zamknięta, ale Arilyn powinna dać radę przecisnąć się przez okno.. ewentualnie mógł to zrobić któryś z Łowców.
Koło Południowej bramy było kilka tawern i jakiś plac. Zapewne niegdyś pełniący funkcję targu. Pośrodku targu stał piedestał, zapewne dla herolda, a po przeciwnej jego stronie był jakiś budynek o małych, zakratowanych okienkach i grubych ścianach. na prawo od budynku byłą szeroka ulica prowadząca aż do ratusza.
Arilyn zauważyła też parę popielnych muld. Gdy podeszła bliżej muldy uciekały od niej, sunąć przez popiół. Kopacze chyba nie rozumiały, że gdy są zbyt blisko powierzchni popiołu są widoczne.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: WinterWolf »

Drużyna Arylin (Arilyn, Daik, Pimpuś, Shar’teh, Sayvinn, Berthan, Celefarn):

- Niech ktoś sprawdzi tą basztę, czy nie ma tam mechanizmu otwierania bramy, jeśli nie, to przeciągnijcie mnie na drugą stronę, może będę w stanie otworzyć lub zniszczyć mechanizm na tyle żeby otworzyć bramę dla Pimpusia, w ostateczności możemy go zostawić tutaj, ale wolałbym nie, w ostateczności to twoja decyzja Arylin. - rzucił, może przynajmniej w ten sposób się przyda, bo chwilowo cała robota spadała na barki łowców. No i w dodatku to golem chwilowo niósł znacznik teleportacji.
Arilyn oceniła na oko czy da radę się przecisnąć się przez okno baszty - da radę.
- Dobra, ja się tam spróbuję wcisnąć i może uda mi się opuścić wam bramę. W razie czego zachowajcie ostrożność. Te kopiące bestyjki mogą się zrobić bezczelne i przestać umykać - mruknęła po czym podjęła próbę przejścia przez okienko, uprzednio sprawdzając czy czasem nie czeka tam na nią żadne niebezpieczeństwo.
Pomieszczenie sprawiało wrażenie pustego. Arilyn dostała się do środka bez trudu i stwierdziła, ze tu na posadzce też jest popiół. Coś przestało się zgadzać. Gdyby wiatr wdmuchnął tu popiół to przez to małe okienko nie dałby rady nadmuchać go aż tyle.
Kołowrót był nienaruszony i dalej sprawny. Arilyn dała rade otworzyć wrota bez większego trudu... ale jazgot był straszny. Zawiasy brzmiały jakby nie były oliwione od czasu Pradawnych Władców.
Elfka się skrzywiła słuchając tego dźwięku. W czasie gdy wrota się otwierały dziewczyna zastanawiała się nad tym nieszczęsnym popiołem. Albo coś tu spłonęło... Albo działo się tu coś naprawdę dziwnego. Gdy wrota się otworzyły elfka rozejrzała się po pomieszczeniu sprawdzając, czy jest stąd jakieś rozsądne wyjście. Najlepiej drzwi. Elfka chciała się rozejrzeć nieco po całej baszcie. Może znajdzie odpowiedź na swoje pytanie o nawiane lub właśnie nienawiane popioły...
- Dzieki! - rzucił drakon do elfki i przeszedł z golemem przez wrota, hałas na pewno przyciągnął czyjąś uwagę, o ile było tu cokolwiek co miało uszy.
Cała ekipa znalazła się na sporym placyku. Wokół placu były różnego rodzaju sklepy. Kuźnia, szewc, kartograf i piekarz. Najwyraźniej na placu kiedyś stały różnego rodzaju kramy.
Arilyn sprawdziła drzwi. Nie dały się wyważyć normalnie, więc odsunęła się od nich i walnęła w nie kulą ognia.
Poza usunięciem drzwi kula ognia rozwiała również popioły. Arilyn zobaczyła, że spomiędzy popiołów wystaje kawałek jakiegoś białego przedmiotu.
Elfka podeszła bliżej przedmiotu zachowując najdalej posuniętą czujność. Odgarnęła nieco więcej popiołu chcąc się zorientować co to takiego.
Stwierdziła niemal natychmiast, że to kość palca ręki. Dokładniejsze oględziny umożliwiły jej odkrycie reszty dłoni. O ile palec wskazujący, serdeczny i kciuk na pewno były ludzkie o tyle reszta sprawiała wrażenie nienaturalnie rozrośniętej... Dłoń dalej trzymała się reszty szkieletu dalej zagrzebanego pod popiołem.
Elfka osłoniła sobie twarz i rozwinęła skrzydła by wywiać jak najwięcej popiołu przez otwarte drzwi. Chciała sobie zobaczyć ten szkielet... Może to przyniesie jakieś odpowiedzi.
Był to wypaczony mocą chaosu ludzki szkielet. Elfka po kościach poznała, że istota zmarła na skutek nadmiernego rozrostu tkanek mięśniowych. Zapewne udusiła się gdy mięśnie rozrosły się wgniatając żebra do środka. Niektóre kości były też bardzo nadwyrężone.
Arilyn się skrzywiła. Zostawiła więc szkielet w spokoju, rozejrzała się ostatni raz po pomieszczeniu i jeśli nic nie znalazła co mogłoby przykuć jeszcze jej uwagę, skierowała się w stronę niedawno otwartych kulą ognia drzwi chcąc w sposób w miarę cywilizowany opuścić to miejsce. Zachowywała czujność nie chcąc by ktoś ją zaskoczył. Bo a nuż ktoś tam siedzi jeszcze żywy...
Ostrożność okazała się jednak zbędna. Elfce nikt nie przeszkadzał, nie znalazła też niczego interesującego.
Drakonowi wręcz zaświeciły się oczy na widok kuźni, w końcu jakieś porządne miejsce, gdzie można by porządnie popracować. Chociaż wątpliwe było żeby mieli na to czas a i przestrzeń w Podróżniku zaczynała się zmniejszać.
- Jakie rozkazy szefowo?
- Musimy się tu rozejrzeć. Nie rozdzielać się bo może być gorąco. W baszcie znalazłam szkielet zmutowanego jegomościa. Zabiła go sama mutacja. Ale możemy tu natrafić na bardziej fortunnych delikwentów. Widzę Daik, że już wypatrzyłeś kuźnię. Zajrzyjmy tam w pierwszej kolejności, ale starajcie się nie sprowadzić na nas kłopotów - popatrzyła na drakona. - Możemy tam znaleźć albo pułapki, albo niemilca jakiegoś - dodała jeszcze pod nosem.
Konstruktor przytaknął i ruszył w stronę kuźni. Poinstruował przy okazji golema, żeby sprawdził stronę drzwi przeciwną do tej, którą miał zlustrować sam Daik. Zaczynał zastanawiać się nad lustrem, właśnie na takie sytuacje.
- Osłaniajcie nas, sprawdzimy kuźnie. - Naparł na drzwi, a właściwie wrota, jak to miały kuźnie mieć w zwyczaju, gdy tylko zaczęły się ruszać, cofnął się za framugę i po skosie przepatrywał wnętrze, dokładnie to samo robił Pimpuś.
Nefalem, ostatnio jakby nieco zdezorientowany zmianami, które zaszły wokół niego, w zniszczonym mieście zaczął się jakby ożywiać. Zwłaszcza kuźnia przyciągnęła jego uwagę - wprawdzie nie było to może coś, czego niezbędnie by potrzebował, jako że większość sprzętu miał ze sobą, ale jednak co warsztat z prawdziwego zdarzenia... Stanął ostrożnie dwa kroki za Pimpusiem i jego panem, gotów w razie potrzeby pomóc im w opanowaniu wnętrza kuźni, rozbrojeniu pułapek czy choćby w poszukiwaniach czegoś ciekawego, jeśli wnętrze okaże się bezpieczne.
Wnętrze okazało się być nie tylko bezpieczne, ale i nieźle wyposażone. Większość narzędzi była nieco zardzewiała, ale Daikonnstran znalazł sporo materiałów, a Shar’teh - wyrobów. Głównie elementy pancerza i miecze jednoręczne.
Dzień się robił coraz lepszy, nie dość że kuźnia wyglądała po prostu na zaniedbaną i miała całkiem ciekawe wyposażenie, to jeszcze nic więcej na nich nie wyskoczyło. Daik aż gwizdnął z wrażenia.
- Arilyn, jeśli nie masz nic przeciwko, spróbuję na szybko nieco granatów dorobić, mogą się przydać później. - czekał tylko krótką chwilę elfki zanim zabrał się do roboty.
Elfka wyraziła zgodę. Granaty zawsze się przydadzą, a nie wiadomo co ich jeszcze mogło czekać w tym miejscu.
Niedługo dookoła zaczęły rozbrzmiewać odgłosy krzątania się, skwierczącego węgla i walenia młotem. Ręce konstruktora szybko zamieniały kawałki blachy na puszki, mniejsze fragmenty zapalnika preparował osobno. Co jakiś czas z paszczy drakona buchały płomienie, kiedy uważał że coś jest niedostatecznie rozgrzane, lub chciał łatwiej zaginać blachę. Po niedługim czasie stał przed nim rządek kształtnych granatów. Prawie, brakowało im tylko wypełnienia środkami wybuchowymi i wkręcenia zapalników. W tym miejscu coś wybuchowego stanowiło minimalny problem, pod ręką miał kuźnię i sklep alchemiczny, przynajmniej powinien się tu jakiś znajdować, trzeba było się tylko do niego przejść. Chcąc nie chcąc, zapakował się z powrotem w pancerz i ruszył ostrożnie do miejsca, gdzie mógł znaleźć coś faktycznie wybuchowego. Wraz z Pimpusiem zaczęli rozglądać się dookoła w poszukiwaniu stosownego szyldu, ale starając się mieć resztę na oku. Po całkiem niedługim czasie udało się znaleźć zakład tutejszego alchemika, lub miejsce gdzie kiedyś owy urzędował. Łatwo dawało się rozpoznać po kolbach i retortach zostawionych na wierzchu. Krótkie poszukiwania zaowocowały. Daik znalazł coś, nieco kwasu i Pirotechu. Drugi udawał się do normalnego użycia, ale co do kwasu, musiał mocno pokombinować żeby dać radę spokojnie z niego korzystać. Zapowiadały się poprawki, chwilę jeszcze przeglądał co ciekawego dało się tam znaleźć, co nagrodziło go dziesięcioma gramami dakeru i trzema tyrenu. Tym razem z łupem, którym na pewno nie będzie musiał się z nikim dzielić, powrócił do kuźni, po drodze łapiąc jakieś szklane naczynia. Przeróbki na kwasowe nie trwały aż tak długo, ale jednak założenie podwójnej warstwy, gdzie fiolka w środku mogła się porządnie trząść bez roztrzaskiwania a dopiero przy wybuchu opryskać przeciwnika, trochę zajęło. Miał swoje zabawki, mógł znowu spokojnie zmierzyć się z niegościnnym światem.
Arilyn czuwała by drakon nie dał się wciągnąć w żadną pułapkę tutejszych mieszkańców. Pilnowała czasu by nie okazało się, że tworzenie granatów trwa zbyt długo. Daik miał swój czas, ale nie miał go w nieskończoność.
- Ruszamy dalej - zarządziła wreszcie elfka.


Drużyna Argeny (Argena, Velius, Velshazaar, Nehro, Berenthe, Bart, Alric):

Argena dość szybko podniosła się na równe nogi, w czym pomogła jej Berenthe.
- Dzięki - powiedziała zerkając na nią i w prawo, gdzie stali Velshazaar i Nehro. Był to zaledwie krótki moment i symboliczny można by powiedzieć gest, gdyż zwyczajnie nie było czasu na nic więcej. Znajdowali się obecnie na polu walki.
Argena musiała podjąć szybką decyzję i zarządzić jakąś strategię. Rozejrzała się szybko dookoła i natychmiast zorientowała się w sytuacji.
- Nie dajmy się okrążyć, wszyscy do budynku. Tam! - powiedziała zdecydowanie, wskazując dłonią i mieczem jedną z blisko stojących budowli. Spodobało jej się, że okno było tam zakratowane, co pozwoli im strzelać do latających i zatrzyma je przed wleceniem do środka... przynajmniej tą drogą.
- Pomogę oczyścić drogę - powiedział Velius przygotowując się do rzucenia strumienia bądź fali w kopaczy stojących im na drodze do wskazanego przez Argenę budynku.
Fala odepchnęła paru kopaczy. Całą drużyna natychmiast wykorzystała zyskany czas by wpakować się do wskazanego przez Argene budynku. Nehro chwycił stojący wewnątrz metalowy stół i zastawił nim drzwi. Velius i Velshazaar zaczęli rzucać zaklęcia przez okno i stopniowo wybijali Kopaczy. Tymczasem coś zaczęło skrobać w sufit...
Argena też chętnie by się przydała na stanowisku strzeleckim jakie utworzyło się przy oknie, aczkolwiek ilość miejsc była tam ograniczona... zresztą ci, którzy je zajęli radzili sobie znakomicie.
- Ognia na zewnątrz, jak wejdą to my pierwsi - Argena zwróciła się do “duetu V&V”. Krótko i konkretnie. - Walczymy z tym co widzimy. Ja w pierwszej linii - powiedziała i podleciała bliżej sufitu. Gdy tylko piekliptaki się przebiją przez sufit, przywita ich już od progu. Było to lepsze rozwiązanie niż spokojnie pozwolić im opanować przestrzeń powietrzną w pomieszczeniu.
Na szczęście piekliptaki jednak zrezygnowały z ataku. Nehro nie dał sforsować drzwi, aczkolwiek stół, który był wykorzystywany jako barykada został wykrzywiony na tyle, ze ostatni kopacz dał radę sięgnąć do środka budynku dwoma kończynami... które zostały przez Nehro natychmiast wyrwane.
Zapanowała głucha cisza. Tak głucha, że nawet Argena dzięki swym kolczykom nic nie słyszała. Mogła natomiast wyciągnąć z tego pewne wnioski.
- Gdyby uciekały to bym ja słyszała. Czają się, czekają aż stąd wyjdziemy - poinformowała innych i zastanowiła się przez chwilę.
- Posłuchajcie - powiedziała cicho i spokojnie, zwołując naradę. - Wyskoczę przez drzwi i podlecę na drugą stronę ulicy. W powietrzu będę bezpieczna przed kopaczami. Kiedy piekliptaki na mnie ruszą, wystrzelamy je jak kaczki - zaproponowała. Jakoś musieli stamtąd wyjść, a ten sposób wydawał się najlepszy.
- Co wy na to? - spytała ogólnie, spoglądając jednak głównie na Velshazaara, Nehro i Berenthe. Warto było poznać zdanie innych, zwłaszcza gdy byli tak doświadczeni.
- Lepiej po prostu wyjść, ale ty tu decydujesz - powiedział Nehro i wzruszył ramionami.
- Ogólnie zrezygnowały. Są tam na zewnątrz, ale czekają na lepszą okazję. Nie wiem czy chcemy “informować” całe miasto o naszej obecności... - powiedział Velshazaar. - A to zrobisz jeśli wzbijesz się w powietrze. Nie sadzę by Piekliptaki były wielkim problemem, ale diabli wiedzą co jeszcze może spać w tym mieście. Wolę nie robić zawieruchy póki nie będziemy mieć pewności, że nie odgryzamy więcej niż jesteśmy w stanie przełknąć.
- Spokojnie, polecę nisko, właściwie to ledwo oderwę się od ziemi. Tak aby nie informować kopaczy o moim położeniu - wyjaśniła Argena.
- Jeśli mnie zaatakują to je wystrzelamy, jeśli nie to ruszamy szybkim krokiem jedno za drugim... Chyba, że ktoś ma jakiś inne sugestie - powiedziała demonica przyglądając sie uważnie wszystkim zgromadzonym.
- Moim zdaniem powinniśmy kontynuować zwiad, a w razie czego znów się gdzieś zabunkrujemy - stwierdził Nehro. - A jeśli nie unosisz się wyżej niż poziom ulicy to nie masz po co lecieć. Jeśli coś cię zaatakuje to nawet nie zdążymy ci w razie czego pomóc.
Argena skrzywiła się nieznacznie, jej plan nie wydawał jej się wcześniej taki zły. Wyszli by z budynku nie informując natychmiast kopaczy, które mogły zastawić pułapkę. No i w razie czego najwięcej ryzykowała ona sama... może faktycznie ryzyko było zbyt duże.
Mimo wszystko, Argena zdawała sobie sprawę, że Nehro nie jest nowicjuszem i wzięła jego opinię pod uwagę.
- No dobrze, szkoda by było gdyby mi się coś stało - powiedziała spokojnie, wzdychając przy tym nieznacznie. - Wobec tego wyjdziemy i pójdziemy dalej szybkim krokiem - powiedziała spokojnie.
- Druga drużyna pewnie już dojeżdża do miasta, wypada abyśmy to my zaczekali na nich na placu, a nie odwrotnie - dodała obojętnym głosem.
- Nie wiem po co było się rozdzielać skoro i tak planujemy połączyć się w jedna drużynę - mruknął Nehro drapiąc się po potylicy. - Możemy “pozwiedzać” skoro już tu jesteśmy - zaproponował.
- Tak, sprawdzamy ciekawsze lokacje, zbieramy informacje o tym co tu się stało i wybijamy to co nas atakuje, powoli zmierzając w stronę placu - odpowiedziała spokojnie Argena.
Coś jej mówiło, że ponownie została źle zrozumiana, ale miała nadzieję, że jej decyzje okażą się trafne, a przynajmniej nikt ich nie skrytykuje, podważając jej autorytet... Arilyn tam nie było, co znacznie zwiększało szanse.
- Zanim wyjdziemy na zewnątrz, uleczę jeszcze rany od ataku Piekliptaków - zwrócił się do Argeny Velius - to potrwa tylko chwilę, ale potem może nie być na to czasu. Nie ma co ryzykować, nawet jeśli to tylko drobne obrażenia - powiedział spokojnie i zabrał się za leczenie dowódczyni.
- Dzięki - powiedziała spokojnie Argena. - Piekliptak nie przebił się przez zbroję, ale trochę nadwyrężyłam skrzydła przy upadku. Popiołu nie było aż tyle ile bym chciała i nie zamortyzował aż tak uderzenia - wyjaśniła gdzie ją boli i odwróciła się do czarodzieja tyłem, aby miał lepszy dostęp do jej skrzydeł.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mr.Zeth »

Drużyna Arilyn:

Podczas sprawdzania miasta drużyna natrafiła na walające się w popiele kawałki drewna w pobliżu jednego z domów. W środku było też mniej popiołu, jakby nawiało tam małą warstwę. Po dokładniejszych oględzinach udało się ustalić, że w domu zabarykadowała się dwójka osób. Na podłodze leżały dwa szkielety, a w ścianie ktoś wydrapał napis po elficku, który Arilyn odczytała jako "strzeżcie się szumu".
W domu nie dało się znaleźć innych wskazówek, więc drużyna podjęła dalszą drogę w stronę ratusza pośrodku miasta.
Gdy dotarli do ratusza Calefarn drgnął. - Energia chaosu... - mruknął. - Coś się budzi! - spojrzał na Arilyn. Elfka zaś zaczęła słyszeć narastający szum... jakby zza ratusza... Elfka wyjrzała zza jednej z kolumn ratusza i zobaczyła ekipę Argeny i... tańczący wokół niej popiół.

Drużyna Argeny:

Wkrótce Argena była już w pełni sprawna. Gdy wyszli na zewnątrz Nehro był w stanie stwierdzić, że wokół okien pojawiły się ślady po szponach piekliptaków. Jakby demony schowały się na wyższym piętrze. Całe miasto ucichło zupełnie. Przedtem dało rade dosłyszeć jakieś odległe dźwięki czy szuranie, a teraz wszystko było upiornie ciche...
Drużyna zbliżała się powoli do ratusza. Po drodze znaleźli tylko popiół. Bliżej ratusza jednak dało sie znaleźć resztki drewna i innych tworzyw, których nie uświadczyli bliżej murów obronnych. Ciszę przerwała Berenthe.
- Słyszycie to? - zapytała. Wszyscy zatrzymali się i zaczęli nasłuchiwać. Argena też słyszała ten dziwny dźwięk, ale to brzmiało trochę jak trzask z megafonu na sali produkcyjnej.
- Coś jakby szum? - driada zmarszczyła brwi. - Dziwny szum... - skwitowała Argena.
Velshazaar pokręcił głową dobył miecza i tarczy. Nehro natychmiast przywołał miecz widząc to.
- Czuję fluktuacje energii... - mruknął mistyczny wojownik. Argena zaś obejrzała się wstecz i uniosła brew. Popiół mimo braku wiatru zaczął się podnosić na kształt małych tornad... szumiał... lub raczej trzeszczał?
Nagle ziemia zatrzęsła się... a popiół zaczął unosić się w górę jakby grawitacja przestała na niego działać. Towarzyszył temu narastający szum...
- Coś nas zamyka- warknął Nehro. Fale popiołu ułożyły się wokół nich na kształt dzwona. Velshazaar uniósł kostur, który zamienił się w miecz i wypuścił ładunek energii, rozpraszając popielną barierę wokół nich.
Tymczasem w zachodniej części miasta zaczęła rosnąć popielna góra. Popiół unosił się z ulic i wnętrz domów i leciał w stronę powstającego wzniesienia...

Obrzeża miasta:

Desloator założył ręce na napierśniku, widząc powoli unoszące się wzgórze z popiołu. Z dalszej perspektywy widać było formujące się powoli kolce i skrzydła oraz psią sylwetkę.
- Kortax? - mruknął, obserwując zjawisko. - Trzeba zameldować szefowej... - stwierdził i uruchomił łącze mentalne.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: WinterWolf »

Cała ekipa

Więc piekliptaki i kopacze ucichły, gdy na arenie zaczął się pojawiać ktoś większy. Argena miała już kilka opcji, co do tego z czym będą mieć do czynienia, ale nie mogła mieć pewności. Zresztą w tym momencie nie miało to znaczenia, cokolwiek ich powita, będzie cholernie potężne i wrogie. Mieli mało czasu, zanim istota się uformuje i należało go dobrze wykorzystać, przygotowując się na niezwykle ciężką walkę.

Desolator odezwał się mentalnie do Arilyn:
"To co tam się formuje to dość potężny demon zwany Kortax. Bydle potrafi latać i tworzyć niewielkie nietoperzopodobne istoty. Ogólnie nie posiadamy odpowiedniej siły ognia by go położyć trupem, wierzchnia warstwa jego skóry jest cholernie odporna, a istota jest pozbawiona oczu. Ma za to trzy paszcze, z dwóch wypuszcza te "nietoperze", a ostatnia zieje gazem. Podpalenie gazu lub atak od wewnątrz poprzez wniknięcie do którejś z dwóch bocznych paszcz spowoduje tymczasowy wstrząs. Gdy cholerstwo zatrzyma się w miejscu będę w stanie wymierzyć Bombę... Przyrżnę mu tym parę razy to się skończy dzień dobroci dla zwierząt... usunę mu wierzchnią warstwę skóry i będziecie w stanie wykończyć go konwencjonalnie. Oczywiście jeśli znów dacie rady go zatrzymać to znów wyłapie Bombę... no w sumie tyle, powodzenia"
Elfka odpowiedziała natychmiast: "Łatwopalny gaz mówisz? Postaram się podlecieć do niego na tyle by wsadzić mu Kulę ognia w tę paszczę." Arilyn wydarła się do Argeny i jej ekipy najgłośniej jak umiała by natychmiast się stamtąd wynosili, swojej ekipie nakazała by uważali na siebie i w razie czego ją osłaniali z dystansu.
- Spróbuję podpalić jego gaz z głównej paszczy, Areus ostrzela go z dystansu. Jeśli mi się nie uda, można jeszcze spróbować wejść jedną z dwóch bocznych paszcz i szkodzić mu od środka - dodała i rozwinęła płonące skrzydła by wznieść się w powietrze mając nadzieję, że uda jej się coś z tym draństwem zrobić...
Tymczasowo jednak istota nie uformowała się do końca, Arilyn wiec miała czas na przygotowanie się psychiczne... ewentualnie mogła poprosić o jakieś zaklęcia ochronne Velshazaara.
- Velshazaar, nie wiem co masz w swoim arsenale zaklęć, ale przyda nam się osłona przed atakami Kortaxa! - rzuciła do archona.
- To musisz być bliżej! - krzyknął w odpowiedzi velshazaar. - Dostaniesz barierę chroniącą przed ogniem - zaproponował.
- Musimy się pospieszyć - rzuciła podlatując na odległość, z której archon był w stanie rzucić na nią zaklęcie.
Mistczny wojownik rzucił zaklęcie masowo, wiec wszyscy w grupie Argeny oraz Arilyn otrzymali tarczę antyogniową.
- No, to przynajmniej już wiem na co pójdą pewnie wszystkie granaty. Jak gaz jest łatwopalny, to mogę mu dmuchnąć prosto w nos ogniem, ale w tym pancerzu nie polatam, a wolałbym nie zrzucać z siebie całości. Strzelba przeładowana czekała na użycie, granaty wybuchowe też już tylko czekały porządnej okazji, chociaż Daik rozglądał się za jakąś strategiczną pozycją, gdzie mógłby stać nieco wyżej lub za zasłoną. Maił wrażenie że bestia będzie duża.

- Wycofujemy się - powiedziała zdecydowanie Argena. Byli stanowczo za blisko i lada moment stali by tuż pod stopami wroga, od którego lepiej się było trzymać z daleka. Wtedy to usłyszała zawołanie Arilyn i odwróciła głowę w jej kierunku. Była z całą swoją drużyną, jakieś czterdzieści metrów od nich. Była to zdecydowanie dobra wiadomość, znacznie podnosząca ich szanse.
Demonica miała kilka opcji do wyboru. Mogła starać się dołączyć do drugiej drużyny, oddalić się w przeciwnym kierunku aby potem atakować przeciwnika z dwóch stron, albo wybrać jedną z opcji pośrednich.
- Tam! - dodała natychmiast i wskazała ręką odpowiedni kierunek. Zdecydowała się na skrycie za metrowej wysokości murkiem na końcu placu. Jeden jego kraniec łączył się z jakimś budynkiem, więc będą mogli przedostać się niezauważenie w jedną z uliczek, tudzież dostać do owego budynku przynajmniej w teorii. Ważniejsze było też to, że jeśli zdążą, to wraz z drugą drużyną będą mogli zaatakować przeciwnika z jego dwunastej i trzeciej. Argena i zapewne także Berenthe, były w stanie bez większego trudu usłyszeć Arilyn i jej ekipę, co znacznie powinno poprawić koordynacje działań, a nie zdawać się tylko na obserwację poczynań innych. Rzecz w tym, że ich komunikacja pozostawała raczej jednostronna.
- Słyszycie nas?! - spytała głośno Argena, gdy jej drużyna biegła w nieco bezpieczniejsze miejsce. Oczywiście Argena musiała się upewnić, że nikt nie zostanie w tyle, więc biegła tuz obok ostatniej osoby, którą był Velius.
- Słyszę! Nie mamy siły ognia wystarczającej by przebić się przez jego skórę! Jak uformuje się w pełni trzeba go brać sposobem! Osoby zdolne do latania mogą spróbować rzucać bomby Daika we właściwe paszcze! - rzuciła elfka.
- Właściwe paszcze? - mruknęła Berenthe, patrząc na powoli nabierające kształtu wzgórze. Popielna góra miała już spokojnie z 50 metrów w najwyższym punkcie i dalej rosła.
Velius westchnął. - Obawiam się, że z moją mobilnością i przy konieczności zachowywania dystansu od tego czegoś, póki co mogę się jedynie przydać do odwrócenia uwagi lub po prostu leczyć ewentualnych rannych - powiedział niezadowolony.
Daik splunął na posadzkę domu, w którym rozlokował się na pozycji strzeleckiej, zdegustowany rozmiarami potwora i wzrokiem szukając gdzie formują się te paszcze albo jakieś oczy, w które można by strzelać.
- To by było na tyle odnośnie złych przeczuć. - rzucił pod nosem i zaczął na szybko zrzucać pancerz. - Pimpuś, mam dla Ciebie zadanie, będziesz mnie podrzucał tam gdzie Ci wskażę. Może uda mi się w ten sposób dosięgnąć co trzeba granatami. - Przeciągnął od jakiegoś czasu nie używane skrzydła i machnął nimi na próbę.

Argena była z pewnością jedną z osób potrafiących latać. Aczkolwiek była za daleko, aby zaopatrywać się teraz w granaty. Mogłaby użyć portalu, ale nadal ją to męczyło, a wolała nie wykorzystywać swoich zasobów magii bez wyraźnej potrzeby. Inni będą rzucać granatami, a ona będzie ciskać kulami ognia.
- Nie stójmy w grupie, rozproszmy się trochę - zasugerowała Argena do swojej drużyny.

Rozległ się upiorny ryk. Przed ekipą stał olbrzymi pies o trzech głowach i błoniastych nietoperzych skrzydłach. Po prawej i lewej stronie klatki piersiowej były też dwie paskudne paszcze. Alric i Bart wycelowali wyrzutnie granatów. Velshazaar rzucił jeszcze jakąś wzmocniona tarczę na Arilyn, Argene i siebie, po czym wzbił się do lotu.
Każda z głów Kortaxa zionęła ogniem z paszczy, osmalając wszystkie okoliczne budynki. Drużyna ukryta za murkiem schowała się i uniknęła płomieni. Druga drużyna jeszcze nie została zauważona... Calefarn i Berthan zaczęli wspinać się na budynek ratusza.
Pimpuś wychylił się zza muru i spojrzał na swojego właściciela. Jeśli miał nim rzucać, to chyba w tym momencie - póki wielki demon zbierał siły na kolejne tchnienie.
Daik skinął głową Pimpusiowi, ciężko bylo powiedzieć żeby był gotów, ale to była jedna z tych rzeczy na które zwyczajnie nie dało sie przygotować. Więc zamiast krzyknąć dżeronimo, skoncentrował się na celowaniu w otwartą paszczę granatem a chwile później na tym, żeby udało się odszybować z powrotem w okolice golema. Było zdecydowanie gorąco.
- Starajcie się nie wychylac za bardzo, przemieszczać się w ukryciu i atakować z różnych miejsc. Bezpieczeństwo własne jest ważniejsze niż szkodzenie - powiedziała spokojnie Argena, spoglądając na swych żołnierzy. Owszem, wiedzieli na czym sprawa polega, ale naprawdę nie chciała ich tu teraz stracić.
Zaraz potem demonica dobyła miecza i wzbiła się do lotu wraz z innymi. Nie leciała zbyt długo w jednej linii, często zmieniając kierunek lotu. Po krótkiej obserwacji przeciwnika, z którym przyszło im się zmierzyć, cisnęła z powietrza szybką serię trzech kul ognia.
Velius natomiast nie mając zbytniej możliwości przeprowadzenia samodzielnego ataku na istotę, skupiał się na asekurowaniu towarzyszy.
Elfka wzbiła się w powietrze nieco bliżej buchającej łatwopalnym gazem paszczy po to by w razie czego wrzucić weń Kulę ognia. Takie działanie powinno wywołać wstrząs, o którym wspominał desolator. Starała się uniknąć bezpośredniego zionięcia ogniem tego stwora. To, że Velshazaar rzucił na nią zaklęcie ochronne wcale nie gwarantowało jej nietykalności.
Nefalem z młotem w garści ruszył w stronę potwora, tak, żeby wystawić się na widok. W lewej ręce miał jakiś kawałek kamienia, podniesiony przed chwilą z ziemi. Kiedy uznał, że jest już wystarczająco blisko, zamachnął się z całej siły i rzucił kamieniem w pysk potwora. Nie liczył na wyrządzenie mu krzywdy, tylko na zwrócenie na siebie uwagi - dlatego starał się trzymać poza zasięgiem bezpośredniego ciosu. Jako nefalem był niewrażliwy na ogień i chciał ściągnąć na siebie uwagę ziejącej ogniem paszczy, żeby płomienie nie zaszkodziły pozostałym, więc jak tylko kamień poleciał w stronę paskudnego pyska, Shar'teh zaczął rozglądać się za kolejnym, jednak Kortax zareagował natychmiast. Podniósł łapę i tupnął tam, gdzie jeszcze przed chwilą stał nefalem. Zawarczał i podniósł łapę ponownie, otwierając boczne paszcze... i dostał w zęby kulą ognia od Argeny. Widać stężenie gazu było za małe, by spowodować eksplozję, lub - co mniej prawdopodobne - zęby przylegały za ściśle do siebie.
Na swe nieszczęście jednak Kortax nie zauważył lecącego bokiem drakona, którzy cisnął granatem prosto w otwartą mordę. Zaraz potem obsiadły go nietoperze, które z owej mordy wyleciały i Daikonnstran runął w dół niezdolny do utrzymania się w powietrzu.
Na szczęście Berenthe czuwała. Spomiędzy płyt chodnikowych wyrósł olbrzymi słonecznik, który zamortyzował upadek wynalazcy. Wtedy granat eksplodował i Kortax zawył głośno. Z jego paszczy wydostały się opary i Arilyn momentalnie cisnęła kulą magmy, “poprawiając” po Daikonnstranie. Wtedy z góry spadł spory pocisk zielonej energii, trafiając centralnie w grzbiet istoty. Na skórze demona pojawiła się sieć pęknięć.
Tymczasem Darikonnstran oganiał się od nietoperzy, uciekając przy okazji na bezpieczny dystans. Shar’teh i Velius po drodze pomogli mu pozbyć się tych “nietoperzy”. Mag z dystansu-strumieniem, a Shar-rękoma, przez co nie uniknął dość dotkliwego podrapania małymi pazurkami.
Z góry poleciał kolejny pocisk desolatora, ale Kortax zdołał się usunąć i eksplozja obróciła trafiony dom w ruinę. Psisko rozpięło skrzydła i zamachnęło się nimi na próbę.
Velius zatrzymał się na chwilę. Istota planowała udać się poza miasto do Areusa... a do głowy maga wpadł nagle dość dziwny pomysł.
Nehro wspiął się na jeden z budynków i po chwili skoczył na ogon psiska, by chwycić się go i zacząć po nim wspinać. Velshazaar rzucił zaklęcie spowolnienia na demona, by dać innym więcej czasu na zrobienie “swojego”.
Bart i Alric rozbiegli się na boki od głównej drużyny, celując z granatników, czekając na odpowiedni moment, zaś Calefarna i Berthana nie było nigdzie widać. Raczej wątpliwe, że ukryli się wraz z Berenthe, widać coś planowali.
Velius zdawał sobie sprawę, że trzeba zatrzymać tutaj potwora za wszelką cenę, inaczej ich pojazd mógłby ucierpieć. Zdecydował się wypróbować pomysł, który przed chwilą przyszedł mu do głowy - postanowił wykorzystać wodę z kanałów do stworzenia czegoś w rodzaju kajdan, które mogłyby unieruchomić na jakiś czas tą kreaturę.
Mag uniósł dłonie do góry i ziemia zaczęła drżeć...
Drakon pozbierał się po ataku nietoperzy, tego nie wziął pod uwagę, całkiem nieźle go podrapały te bestie, no i na szczęście driada czuwała, trzeba było przyznać ze całkiem milo się odwdzięczyła za niedawne rozerwanie jej na kawałki i wyrwanie serca. Pozbierał się tak szybko jak tylko mógł, chciał powtórzyć manewr z Pimpusiem, tylko tym razem miał zamiar wziąć ze sobą strzelbę i wypalić ładunek prosto w oko demona zaraz po tym jak granat go ogłuszy, ziemia nie wydawała się wcale dużo pewniejszym miejscem niż powietrze i okolice paszczy demona wypluwajacej nietoperze.
Zataczająca koła nad polem walki Argena dostrzegła, że ich przeciwnik chce uciec, lub raczej “wykonać posunięcie strategiczne”. Nie wiedziała co Nehro planował wskakując na bestię, ale wiedziała, że nawet jeśli ten się przez nią przewróci, to mężczyzna da sobie radę. Bez wahania zaczęła ciskać kulami ognia w prawe skrzydło potwora, celując w miejsce zaraz obok tułowia. Z jednym skrzydłem niesprawnym daleko nie zaleci.
Arilyn zmieniła postać na demoniczną - miała teraz prawie 3 metry wzrostu, wielkie płonące białym ogniem pierzaste skrzydła, białą skórę, jasnobłękitne włosy, płonące srebrne oczy i rogi. Miotnęła raz jeszcze Kulą ognia w jedną z paszcz stwora. Przy użyciu Spojrzenia Drapieżcy poszukiwała wszelkich ewentualnych słabych punktów istoty by wykorzystać je na własny użytek i powstrzymać istotę przed dalszym wznoszeniem się. Przy okazji wysłała mentalny przekaz Areusowi: “Drań chce do ciebie podlecieć. Jeśli masz możliwość uszkodzenia mu skrzydła to byłoby miło. Mogę ewentualnie spróbować Mrocznej Masakry, ale nie wiem czy mnie czasem nie ogłuszy” rzuciła. Po przejęciu duszy arcydemona nie sprawdzała swojej odporności na ten atak. Możliwe, że już obyłoby się bez rozkojarzenia po ataku... ale i tak nie miała teraz jak sprawdzić.
Nefalem tymczasem, szybko porównawszy swoją siłę i zręczność, stwierdził że zdecydowanie rozsądniejsze będzie, jeśli spróbuje wykorzystać siłę. Bo takiego tupnięcia, gdyby weń trafiło, nie zniósłby na pewno... Ruszył biegiem w stronę stwora, starając się unikać teraz jego wzroku - był atakowany z tak wielu stron, że Shar’teh miał całkiem spore szanse, że mu się uda. Jego zamiarem było wskoczyć na nogę Kortaxa i wleźć po niej na jego łeb - a tam zrobić już użytek z młota.
“Rób jak uważasz... jak zacznie się ruszać w moją stronę to będę w stanie go trafić” stwierdził Areus.
Tymczasem Kortax zamachnął się skrzydłami parę razy i powoli wzniósł się w powietrze, nie dostrzegając, że futra na jego łapach chwycił się jakiś nefalem.
Wtedy spod ziemi trysnęła woda. Dwie spore pętle oplotły Kortaxa za tylne łapy i pociągnęły z powrotem w dół. Demon wylądował, obejrzał się na tylne łapy i sięgnął paszczą do założonych “wodnych kajdan”, chcąc je przegryźć. Gdy tylko rozwarł szczęki Argena wykorzystała moment i cisnęła kulą ognia, podpalając opary wokół paszczy demona.
Z góry poleciał pocisk desolatora, trafiając bez pudła. Kortax rzucił się, próbując zerwać kajdany. Velius poczuł ból... jakby ktoś próbował mu wyszarpnąć ręce. Krew pociekła z nosa maga. Gdy demon szarpnął się ponownie Velius już nie dał rady ustać na nogach. Siła kajdan przekładała się na jego zapas mocy. Nagle jednak woda zupełnie zamarzła i Velius stracił nad nią kontrolę. Całe szczęście, nie wytrzymałby kolejnego szarpnięcia. Calefarn i Berthan przejęli od niego trzymanie “smyczy”.
Kolejny pocisk trafił Kortaxa w środkowy łeb i sprowadził do ziemi. Skóra istoty stwardniała i pękła, a demon wyrwał się z poszarzałych łupin niczym pisklę ze skorupy.
Shar’teh będący już na jego karku ledwo się utrzymał. Nehro zaś uniósł miecz i wbił go w plecy demona. Ostrze osunęło się po kościach kręgosłupa, a Kortax wyrwał się naprzód skowycząc, zaś na Nehro buchnął strumień wrzącej krwi, parząc mężczyznę niemiłosiernie.
“Skorupa pękła... spróbujcie go ubić nim zrówna całe miasto z ziemią” mruknął Areus.
Daikonnstran zdołał właśnie dopaść do Pimpusia. Ziemia trzęsła się pod wpływem tupania rozszalałego demona, ustanie na nogach było trudne...
Widząc co się dzieje Argena ruszyła do ataku. Była co najmniej zadowolona, że udało im się pozbawić przeciwnika jego “zbroi”. Kobieta wykonała manewr i rozpoczęła lot nurkowy. Jej koledzy obsiedli bestię - pierwszy na plecach i drugi na jednym z karków, więc biorąc to pod uwagę Agena ostrożnie posłała w przeciwnika dwie kule ognia. Zaraz potem znalazła się za prawą głową stwora, zamierzając się mieczem w jego kark, który przy prędkości jej lotu powinien wyrządzić znaczną szkodę.
Punkt dla nich, o ile można tak było powiedzieć, może pozbawili psisko pancerza, ale dalej wyglądał groźnie. 50 metrów to wcale nie takie hop siup, ale przynajmniej było łatwo celować.
- Pimpus, celuj w nogi, ale uważaj żeby cię kwas nie polał. - widział niestety co się stało z Nero, kiedy polała się demoniczna krew. Wolał uniknąć wypadku, kiedy Pimpus nagle by się zwyczajnie rozpuścił. Sam zajął się przycelowaniem i wypalił w łeb najbliżej siebie.
Arilyn w swojej demonicznej postaci podfrunęła do kundla zanim ten zdążył się opamiętać i cokolwiek zrobić i użyła Glifu Podatności. Zamierzała uwrażliwić draństwo na działanie ognia.
- Walcie w niego całym ogniem jaki macie do dyspozycji! - rzuciła i wpierw podpaliła przeciwnika, a potem odfrunąwszy kawałek miotnęła w niego Kulę ognia. Nieosłonięty już twardą skórą powinien właściwie reagować na jej działania.
Velius chciał dalej walczyć, ale jego stan na to nie pozwalał. Wiedział, że teraz musi pozostawić resztę swoim towarzyszom. Nie zamierzał jednak jedynie siedzieć i patrzeć. Postanowił schować się za jakąś osłoną i spróbować zregenerować swoje siły za pomocą medytacji.
Nefalem kurczowo trzymał się futra na karku potwora. Przedzierał się powoli, próbując dostać się do oka Kortaxa i wbić mu w nie... Właściwie cokolwiek. Jego broń nie nadawała się zbytnio do tego celu, ale oko i tak pozostawało na pewno najwrażliwsze. Jedyne, czego się obawiał, to że psiak postanowi się podrapać - ale to nie było zbyt wielkie ryzyko.
Arilyn wykonała piruet, unikając paszczy i nałożyła Glif Podatności w okolicy kłębu, odleciała wyżej, po drodze podpalając Kortaxa i cisnęła weń kulą ognia. Najwyraźniej glify mają większą moc, gdy elfka nakłada je w demonicznej postaci, bo znak zajarzył się znacznie mocniej niż zwykle. Z lewej nadleciały dwie kule ognia od Argeny, trafiając w jeden z łbów i podpalając gaz ulatniający się z otwartej paszczy. Bestia potknęła się, padając na bok i sunąc po ziemi, burząc po drodze domy, po drodze obrywając jeszcze z granatnika. Podpalona skóra na prawym boku Kortaxa zaczęła odłazić od ciała, ujawniając mięśnie.
Berenthe przywołała pnącza, które przycisnęły demona do ziemi, zaś Calefarn i Berthan skakali po dachach jeszcze stojących domów by znaleźć się bliżej przeciwnika. Mieli już zebraną energię na coś solidnego.
Pimpuś i jego pan ruszyli w stronę podnoszącego się z ziemi demona, ale mieli doń “kawałek”. Ze cztery eks-przecznice dzieliły ich od przeciwnika. Tymczasem Kortax znów zionął gazem i tym razem nikt nie zdołał go podpalić w porę. Kortax zamknął paszczę sam i podpalił obłok płomieniem z nozdrzy, wysadzając wszystko wokół paszczy... a zaraz potem ryknął, podrywając się w górę. Shar’teh przywalił młotem w oko demona... nefalem jako niewrażliwy na ogień poczuł eksplozje gazu zaledwie jako ciepły podmuch. Siła podmuchu za to zdmuchnęła lecącą koło Kortaxa Argenę, zrzucając ją na jeden ze zrujnowanych domów. Arilyn zdmuchnęło w górę i poza lekkim poparzeniem nie stało się jej nic.
Kilka pocisków energetycznych ominęło cielsko i trafiło ciało w miejscu, gdzie skóra odpadła. Demon zaczął się miotać znów, ale widać było, że słabł. Za to Nehro trzymający się kurczowo miecza wyglądał jak powiewająca na zmiennym wietrze przypalona flaga. Przekleństwa demona było słychać w całej okolicy.
Za to boczne paszcze powoli zaczęły się otwierać i wypuściły kolejną chmarę nietoperzy...
Wyglądało na to, że żeby dopaść pola walki, Daik musiał sobie przypomnieć nieco jak się biega. Ze swoimi krótkimi, w porównaniu do Pimpusia nóżkami, zwyczajnie wskoczył na golema i popędzili w stronę demona. Ucieszył się że jest daleko w momencie gdy kolejna chmara nietoperzy wyskoczyła z paszcz. Próbował się przymierzyć do strzału w któryś z łbów, co nie było takie łatwe, zwłaszcza że trochę trzęsło.
Nefalem stwierdził, że jego taktyka wydaje się być dość skuteczna, więc nie widział powodu, żeby ją zmieniać - ruszył po prostu na drugą stronę głowy potwora, licząc na to że przy drugim oku uda mu się ta sama sztuczka... I że po drodze nie spadnie z tej niemałej przecież wysokości.
Arilyn wykorzystała fakt, że paszcza stwora była otwarta, gdy wypuszczał nietoperze i miotnęła do środka Kulę ognia. Potem planowała oblecieć go i dopaść z Glifem bólu w czasie, gdy stwór musiał jakoś się uporać z Kulą ognia w paszczy. Następne plany na przyszłość w jej wykonaniu to ponowne Podpalenie bestii, oddalenie się na w miarę bezpieczny dystans i przywołanie Płonącego ostrza, którym cięłaby kundla po obdartych ze skóry mięśniach. Wszystko to przy zachowaniu priorytetu: “nie dać się trafić”. Jeśli da się zabić to Glif bólu będący najprawdopodobniej najwredniejszą niespodzianką straci działanie... A miał szansę zabić bestię poprzez przetrzymanie go - jeśli jej szacunki były trafione to przeciwnik tych rozmiarów powinien paść od Glifu bólu w godzinę bez udziału żadnych innych sił zewnętrznych.
Niestety elfka przekroczyła już połowę swoich zdolności magicznych. Jeszcze tylko kilka zaklęć i stanie się niezdolna do walki. Do końca tego boju wystarczyć jej teraz musiały nałożone na bestię glify i Płonące ostrze.
“Areusie, jakie warunki musimy spełnić byś rąbnął go swoim pociskiem raz jeszcze?” rzuciła przy okazji wykonywania wszystkich tych czynności po kolei. Desolator generalnie zadawał mu największe obrażenia, a teraz demoniczne psisko miało ograniczony zakres ruchu. Wypadałoby mu przyrąbać czymś mocniejszym.
- Walcie w niego ognistymi zaklęciami obszarowymi! Zadadzą mu najwięcej obrażeń! - rzuciła na głos do towarzyszy.
“Na razie na głowie Kortaxa siedzi ten nefalem, a na plecach - demon, więc nie mam jak mu przywalić, by nie zaszkodzić naszej ekipie. Ponad to ty i Argena latacie blisko, wiec istnieje ryzyko, że i wam się oberwie” odparł Areus.
Po wylądowaniu Argena zjechała na pupie jakieś dwa metry po ukośnym dachu, zrzucając przy okazji parę dachówek na ziemię, po czym stanęła na nogi i dzięki wsparciu skrzydeł mimo stromego podłoża ustała w pozycji pionowej. Jej zbroja nie chroniła skrzydeł, gdyż projekt nie przewidywał używania skrzydeł. Uznano to za zbędne dla dowódcy armii. Teraz jednak sytuacja przedstawiała się nieco inaczej, a dzięki połączeniu demonicy z symbiontem latanie było możliwe... Choć ponosiło za sobą ryzyko.
Póki co, widząc co się dzieje cisnęła parę kul ognia w eskadrę nietoperzy, licząc, że wybuchowe działanie zaklęcia zmiecie większą ilość przeciwników, zanim te zmienią szyk na bardziej rozproszony.
Argena była ogólnie zadowolona z przebiegu walki, choć nie obejmowało to ostatniego manewru besti, na który nie zamierzała mu pozwolić.Ona musiała dopilnować, aby się to nie powtórzyło. Nie do końca spodobało jej się też, że to Arilyn wydaje polecenia, zamiast niej. Wcześniej rozkazy zdawały się Argenie zbędne, gdyż wszyscy wiedzieli co mają robić, a dotychczasowa współpraca szła im dobrze i przynosiła efekty. Demonica wiedziała, że musi się jednak wykazać inicjatywą i skoordynować działania walczących towarzyszy.
- Walimy w odsłonięte miejsce! - krzyknęła i na pokaz posłała kulę ognia w odsłonięte mięśnie potwora. - Ja pilnuję zionięć! - dodała.
Nie była pewna kto ją słyszy i kto jest w stanie wykonać jej zalecenia. Istotne było coś jeszcze - przeciwnik chciał się przemieścić, a nie wszyscy z ich załogi byli aż tak moblini, aby za nim nadążyć.
- Załatwcie mu te lodowe buty gdyby chciał uciec! - krzyknęła. Betonowe buty były by oczywiscie lepsze, ale na takie liczyć nie mogła. Zatrzymanie przeciwnika w miejscu miało kluczowe znaczenie, aby wszyscy mogli dalej toczyć walkę.
Tymczasem demonica dobyła miecza i wzbiła się w powietrze. Pilnując paszczy, pozostawała w gotowości, aby w odpowiednim momencie cisnąć swe kule ognia, a póki co zamierzała rozprawić się z nietoperzami, z którymi innym mogło by pójść gorzej, jako nie przyzwyczajonym do walki z latającymi przeciwnikami.
Kolejne dwa pociski granatników uderzyły w nogi Kortaxa niemal jednocześnie z kulą ognia wysłana do bocznej paszczy, powodując, że demon się potknął, ale zdołał utrzymać w pionie. Shar’tehem szarpnęło tak mocno, że w pewnym momencie zawisł, trzymając się kudłów bestii, co zostało natychmiast wykorzystane.
Kortax uderzył łbem prawym i środkowym o siebie. Pancerz nefalema zgrzytnął głośno, a w oczach pojawiły się mu świeczki. Jakimś cudem zdołał podciągnąć się nim demon powtórzył manewr, unikając tym samym utraty przytomności i prawdopodobnie śmierci.
W tym czasie Daikonnstran zdołał oddać już dwa strzały do Kortaxa, z których oba trafiły w przednią łapę.
Arilyn zbliżyła się na tyle, by nałożyć na Kortaxa glif bólu, ale wtedy opadła ja chmara nietoperzy z drugiej z paszcz. Elfka odbiła się skrzydłami wstecz nie mogąc opędzić się od natrętów rozpraszających i blokujących widoczność zarazem.
Velshazaar rzucił na elfkę jakieś zaklęcie, które spowodowało eksplozję wokół niej, usuwając przeszkodę. Arilyn skorzystała z okazji i podpaliła Kortaxa po raz kolejny.
Druga chmara nietoperzy została rozproszona przez Argenę, która upiekła lub przypaliła prawie wszystkie istoty. Pojedyncze okazy padły przy okazji ataku Żarem od Velshazaara.
Kortax rzucił się na bok, a Nehro wreszcie wyciagnął miecz z ciała... co spowodowało kolejny rozbryzg gorącej demonicznej krwi. Nehro nie zdzierżył i spadł w dół, lądując gdzieś w ruinach. Przed utratą przytomności chyba wykonał jakiś obraźliwy gest w stronę Kortaxa... Z rany zadanej przez demona płynęła obficie ciemnoczerwona krew...
Wtedy zza budynków wyleciała spora lodowa bomba, która zamroziła na kość lewy łeb Kortaxa i jego środkowy kark. Demon zionął gwałtownie gazem w wolnych paszczy, Argena podpaliła gaz momentalnie, ale najwyraźniej tym razem Kortax wypluł go więcej, bo zarówno Argena jak i Arilyn zostały literalnie zdmuchnięte.
Arilyn przebiła dach niewielkiego budynku i wyladowała w środku. Argena odleciała dalej i kilkukrotnie odbijając się od ziemi potoczyła się po bruku, mijając dwie przecznice.
Jedyną osobą, która znalazła się w obrębie eksplozji i miała to absolutnie gdzieś był Shar’teh, który zebrał się w sobie i przywalił w drugie oko środkowej głowy.
Lód z lewej głowy pękł... i odpadł wraz z sierścią i skórą. Wtedy Daikonnstran trafił centralnie w oko, wybijając je. Kortax miał na sobie już Glif Bólu, został podpalony i krwawił obficie z trzech oczu i dziury w plecach... istota słabła.
Arilyn dojrzała wszystkie gwiazdy... Gdy doszła do siebie po upadku na tyle by się podnieść ostrożnie rozwinęła skrzydła by wznieść się w powietrze ponownie. Rozejrzała się pospiesznie orientując się w sytuacji. Na powierzchni ciała stwora został już tylko nefalem. Arilyn podfrunęła do Argeny chcąc sprawdzić co z nią. Sama była ranna, ale Argenie wyraźnie dostało się dość mocno...
- Jesteś w stanie latać? - spytała demonicę. - Musimy wspólnymi siłami ściągnąć z góry Shar’Teha. Areus będzie wtedy mógł wystrzelić swój pocisk bez ryzyka zabicia kogoś z nas. Jest szansa, że w ten sposób położy trupem tę bestię - powiedziała.
Argena leżała na ziemi, tam gdzie spadła. Ból promieniował z całego ciała, ale najbardziej demonica odczuwała połamane kości skrzydeł, które jako jedyna część ciała nie były chronione przez zbroję. Leżała tak i cierpiała przez dłuższą chwilę. Chciała odpocząć i przerwać ból, uciec od tego wszystkiego. Ktoś zaczął coś do niej mówić i choć nie do końca zrozumiała co, to wydało jej się, że wymagać od niej więcej, w takiej sytuacji, może tylko jedna osoba.
- Tak mój ojcze! Już wstaję! - powiedziała głośno, choć jej słowa brzmiały jakby mówiła jakby przez sen, albo po pijaku. Podpierając się rękoma, z trudem podniosła się do góry stając na nogach. Skrzywiła się przy tym znacznie oraz wydała z siebie przeciągły i dość głośny jęk bólu. Zaraz potem zachwiała się, jakby miała się zaraz przewrócić, ale jakoś udało jej się utrzymać równowagę. Spojrzała na osobę stojącą tuż obok, zadzierając głowę do góry i zbliżając się bliżej, jak typowy krótkowidz, zapijaczony oprych, albo ktoś kto właśnie spadł z wysokości czterdziestu metrów wielokrotnie odbijając się od ziemi.
- To ty Arilyn? Jakoś dziwnie wyglądasz - rzekła zapijaczonym, półprzytomnym głosem.
Ostrożnie zwinęła poranione skrzydła. Nie chciała żaby jeszcze bardziej ucierpiały, bo mogła by je stracić. Błąd! Jęknęła głośno, wyraźnie krzywiąc się z bólu. Być może ból był sprzymierzeńcem i oznaczał, że Argena nadal żyje, ale pojawiając się w takiej ilości znacznie przesadzał.
- A poproś swojego Areusolatora aby dalej strzelał, tak nas biją, a on coś nie bardzo - powiedziała, nadal nie do końca trzeźwym głosem. Nie wiedziała kiedy i jak taka myśl pojawiła się w jej głowie.
- Ale ja latać nie mogę, na pewno nie z obciążeniem - rzekła, choć nie wiedziała do końca dlaczego. Mówiąc znacznie kręciła głową na boki i natychmiast tego pożałowała, gdyż zakręciło się jej w głowie i ponownie zachwiała się na nogach cudem utrzymując pozycję stojącą.
- A gdzie reszta? Co z Berenthe i chłopakami? - wymamrotała i uważnie przyjrzała się swej towarzyszce. - A ty Arilyn coś dziwnie wyglądasz, wiesz? - wybełkotała.

Tymczasem Velius, który zregenerował już wystarczająco sił podniósł się i krzyknął do towarzyszy:
- Jeśli ktoś wymaga leczenia przynieście mi go. Z tą bestią nie ma żartów!
Sam ruszył w kierunku centrum potyczki, po drodze samemu rozglądając się w poszukiwaniu osób potrzebujących jego pomocy. Wolał skupić się na chronieniu towarzyszy niż na ranieniu bestii, tym bardziej, że ta zbliżała się już najwyraźniej do końca swojego żywota. Jego magia wody mogłaby zresztą przez przypadek “ugasić” jakiś atak...
- Velius! Argena wymaga leczenia! - rzuciła głośno Arilyn. Zerknęła w stronę Kortaxa. Glif Bólu działał i będzie działał albo do śmierci demona, albo do jej, Arilyn, zgonu. Chyba że drań umie to rozproszyć. Jeśli tak jak Glif Podatności miał silniejsze działanie, to przy odrobinie szczęścia za kilka minut walka powinna się rozstrzygnąć. Ale elfka nie chciała liczyć na szczęście. Podparła Argenę i podprowadziła ją do Veliusa.
Argena szła noga za nogą. Jakaś tajemnicza siła pomagała jej iść i dopiero po chwili zrozumiała, że to Arylin prowadzi ją w jakimś kierunku.
- Wracamy do walki? - spytała, nie kontaktując do końca. - A ja zgubiłam gdzieś miecz - pożaliła się, gdy tak szły i noga za nogą idąc tam gdzie prowadziła ją Arilyn zaczęła się rozglądać dookoła. Mając przewodnika nie musiała patrzeć gdzie idzie, zresztą i tak nie kontaktowała najlepiej i nie wiedziała co się dzieje. Dodatkowo widok ograniczała jej jakaś ciecz, a Argena nie wiedziała, czy były to łzy, pot, krew, czy może wszystko na raz.
Arilyn tymczasem, podpierając Argenę szła raźnie, zachęcając wszystkich do większego wysiłku.
- Jak ściągniemy stamtąd Shar’Teha wydam Areusowi polecenie, by strzelał. Kortax nie ma już ani swojej pancernej skóry, ani nie jest już tak silny jak na początku i słabnie - mruknęła. Jeszcze tylko kilka chwil... Jeszcze odrobina wysiłku...
- To wspaniale! Dobrze nam idzie! - wymamrotała głośno Argena, swym pijackim głosem.
- Ale ty Arilyn jakoś dziwnie wyglądasz... A gdzie są wszyscy? - demonica zaczęła się powtarzać, a jej głos zdradzał brak pełnego kontaktu z rzeczywistością, cały czas brzmiąc tak, jakby kobieta była dość mocno pijana.
- Dobrze, teraz ja już się nią zajmę - powiedział Velius do Arilyn odbierając od niej Argenę i kładąc ją w jakimś w miarę bezpiecznym miejscu. - Leczenie chwilę potrwa, leć pomóc innym - dodał.
- Ja cię znam, jesteś czarodziej Velius - zauważyła Argena. Cieszyła się, że inni tak jej pomagają. W obecnej sytuacji, gdyby stanęła sam na sam, raczej przegrała by walkę z ogromną siłą, znaną potocznie jako grawitacja i padła jak długa na ziemię.
Kortax miał obecnie ważniejsze zajęcia niż pościg za rannymi. Bart i Alric znów trafili go granatnikami więc demon zaczął podążać za nimi. Velius mógł więc spokojnie zająć się leczeniem Agreny.
- Bez jej pomocy mogę nie unieść nefalema. To kawał mięcha - mruknęła. - Bart i Alric powinni sobie przez jakiś czas dać z nim radę, muszą tylko nie dać mu się trafić i odwracać jego uwagę. Cały czas działają na niego moje glify, więc nawet w tej chwili obrywa - mruknęła Arilyn. - Zrób co możesz by Argena odzyskała kontakt z rzeczywistością i mogła latać. Później zajmiemy się resztą ran wszystkich z ekipy - skrzywiła się. Sama przecież już całkiem nieźle dostała od tego kundlowatego jegomościa - właśnie przeleciała przez jakiś dach i z pełną siłą rąbnęła o posadzkę w środku jakiegoś budynku. To nie było przyjemne i nie pozostało obojętne dla jej zdrowia. No i kończyły jej się siły magiczne. Naprawdę niewiele więcej zdoła teraz zrobić. Co nie zmieniało tego, że poza Valiusem i Daikiem była w tej ekipie w najlepszym stanie... Jak najszybciej potrzebowali ostrzału Areusa.
Daikonsstran razem z Pimpusiem podbiegli bliżej, na tyle żeby celowanie nie było aż tak uciążliwe. Po drodze czekał go cały pokaz magicznych i chemicznych fajerwerków, ogólnie temperatura dookoła nieco się podniosła.
- Pimpus, rzucaj w niego gruzem, większymi kawałami jeśli możesz. - Nie miał zamiaru dopuścić do rozpuszczenia golema. Sam zaś przycelował i słał kolejne pociski w kierunku oczu demona. Jednego już się udało pozbyć, zostawało jeszcze pięć, może przynajmniej na ślepo będzie łatwiej go dobić.
Kolejne dwa pociski trafiły Kortaxa w momencie gdy Nefalem wybił mu drugie oko. Bestia zionęła gazem na oślep, a Daikonnstran przestał celować, by chwycić za granat. Okazało się, że zrobił to nieco za wolno i spory kłąb łatwopalnego gazu został podpalony przez demona. Eksplozja była jeszcze mocniejsza niż wcześniej i konstruktor w porę schował się do luku bagażowego Pimpusia, a i tak poczuł jak ogień muska go po plecach.
Demon tymczasem rzucił się na tyle mocno, że Shar w końcu się nie utrzymał, szczególnie, że płat skóry z sierścią, której się trzymał, po prostu wreszcie odpadł od spalonego ciała i zleciał na dół, wpadając przez dach do niewielkiego budynku. Berthan i Calefarn wtedy przymrozili przedni łapy istoty do bruku, a Areus dostrzegł możliwość i wystrzelił pocisk, który dość precyzyjnie trafił w plecy Kortaxa. Demon zaskomlał głośno i zaczął wyć, padając na ziemię.
Velius w tym czasie zdołał doprowadzić Argenę do “stanu używalności” i Demonica stwierdziła, że czuje się już całkiem nieźle. Odetchnęła z wyraźną ulgą i dla odmiany spojrzała na towarzyszy trzeźwym wzrokiem.
- Dziękuję - rzekła do czarodzieja, który uleczył jej połamane kości. Miała nadzieję, że żadna z ran nie zasklepiła się wraz z ciałem obcym, ale nie martwiła się tym, gdyż Velius zapewne wiedział co robi, a i projekt zbroi na pewno przewidywał taką możliwość. Gorzej będzie z wyczyszczeniem jej z krwi.
- Niech pan zostanie tutaj zanim nie skończy się walka, teraz będą się liczyć pańskie zaklęcia uzdrawiające, a nie bojowe. Może pan ewentualnie przemknąć do rannych, ale proszę się nie narażać - zwróciła się do czarodzieja.

Następnie spojrzała na Arilyn, która w swej demonicznej postaci zdecydowanie jej kogoś przypominała... choć nie wiedziała kogo.
- Obejdę się bez miecza, jestem gotowa. Idziemy? - powiedziała ruszając w kierunku wyjścia z budynku, w którym byli. Z powrotem na pole walki.
- Przeciwnik mocno oberwał i wyraźnie słabnie. Możesz załatwić ostrzał od Areusa? - zagadała po drodze.
- Areus właśnie wystrzelił swój pocisk. To dlatego Kortax się przewrócił. Naszym zadaniem jest już w sumie tylko dobicie go... Jeśli zmusisz go jakoś do otwarcia którejś z paszcz będę w stanie walnąć go tym co mam najpotężniejsze prosto w gardło. Tylko podejrzewam, że będziesz mnie musiała potem łapać - bąknęła. Arilyn przygotowała rapier Mrocznej Masakry. Był gotowy do użycia, potrzebowała tylko sposobności na walnięcie w paszczę.
Przez krótka chwile zatęsknił za arktycznym powiewem, który towarzyszył im w starym Mehizeck. Tylko chwile chował się w golemie zanim wysunął się znowu na powierzchnie, trzeba było działać, widać było ze demon był w kiepskim stanie. Przynajmniej tak mu się zdawało od początku nie wyglądał za pięknie, ale jeśli coś wyglądało tak jak to psisko, to musiało już prawie zdychać. Nie myśląc wiele sięgnął z powrotem po strzelbę i wycelował w najbliższy łeb.
- Złapać cię mogę. Ale jeśli masz ryzykować samo-uszkodzenie, to może nie bierz tego najsilniejszego? - zasugerowała. Wtedy to wyszły na zewnątrz i zobaczyły Kortaxa, czekającego na dobicie. - Zwłaszcza, że może uda się obyć bez tego - dodała.
Argena rozłożyła skrzydła i nic ją nie zabolało. Piękne to było uczucie.
- Zmuś go do otwarcia paszczy po prostu, nic mi nie będzie, a w każdym razie nic gorszego niż to co działo się do tej pory - westchnęła. - Nie sprawdzałam jeszcze tego w tej postaci - dodała rozkładając białe, płonące skrzydła.
- Dobra. Co najmniej jedną otwartą mogę obiecać - rzekła Argena i wzbiła się do lotu. Będąc w powietrzu rozejrzała się przy okazji za pozostałymi towarzyszami. Dostrzegła Pimpusia i łowców, oraz kogoś jeszcze kogo nie rozpoznała. Wolała jednak skupić się na swoim zadaniu i zaczęła zataczać koła dookoła leżącego na ziemi potwora. Jednocześnie ciskała kule ognia, aby mu dokuczyć, czy raczej dopiec.
- Powiedz "aaa" - mruknęła.
Jak na zawołanie, bestia otworzyła paszczę chcąc dokonać kontrataku.
Arilyn szykowała w tym czasie Mroczną Masakrę. Wzniosła się w powietrze tak by znaleźć się nad jakimś dachem i jednocześnie być w zasięgu skutecznej szarży z Mroczną Masakrą. Nie chciała ewentualnie spaść z dużej wysokości... Naładowała maksymalnie broń i jak na zawołanie demoniczne psisko otworzyło paszczę.
- Argena! Na lewo! - rzuciła głośno Arilyn nie chcąc staranować demonicy podczas szarży z Mroczną Masakrą.
Argena wykonała zwrot i przyspieszyła odlatując w bok. Mimo iż zataczała koła, doskonale kojarzyła skąd przyleciały i gdzie mniej więcej znajdowała się Arilyn, więc nie miała problemu ze zrozumieniem o czyje lewo chodzi i co to oznacza z jej punktu widzenia. Odleciała i miała nadzieję, że nikomu innemu z ich ekipy nie oberwie się przypadkiem.
Arilyn użyła Przyspieszenia i skoczyła w stronę demona tnąc załadowanym maksymalnie rapierem. Przyspieszenie zużyło prawie cały zapas jej energii magicznej. Teraz zdołałaby co najwyżej użyć jednej najprostszej zdolności, nic więcej. Czarny płomień znaczył ślad Mrocznej Masakry. Arilyn zakręciło się w głowie, gdy demon dostał po otwartej paszczy, machnęła mocniej skrzydłami by wydostać się poza jego zasięg. Złapanie równowagi w powietrzu z takimi zawrotami głowy było trudne, lot przypominał niezręczne próby pijanego demona, ale Arilyn zależało już tylko na tym by wydostać się poza zasięg umierającej demonicznej bestii, wyjącej potępieńczo pozostałymi dwoma paszczami.
Argena tymczasem zatoczyła niewielkie kółko i zgodnie z ich wcześniejszą umową ruszyła z lewej flanki, aby wspomóc Arilyn się wycofać.
Tymczasem na dole rozległ się nieprzyjemny syk. Mroczna Masakra zupełnie zmiażdżyła środkowy łeb... przy okazji niszcząc zbiornik z cieczą, która powodowała podpalenie... i najwyraźniej zapalała się w zetknięciu z powietrzem, tak samo jak w przypadku Zielonych Smoków...
Eksplozja pochłonęła najbliższe domy. Velshazaar rozpostarł barierę ochronną, która osłoniła i tak już nieźle naruszone ciało Barta, oraz pozostałych przy życiu członków wyprawy nie licząc Calefarna i Berthana, którzy na szczęście byli dość daleko, by nie oberwać śmiertelnie. Gdy huk ucichł, a dym się rozproszył Velius dostrzegł dwa dymiące obiekty lecące z góry i spadające gdzieś na ulice miasta...
- Mówiłeś, że masz możliwość wskrzeszania poległych? - mruknęła Berenthe, spoglądając na maga wody. - Leć po tę dwójkę...
Daikonnstranowi pozostało jedynie odłożyć strzelbę i gwizdnąć, widząc efekt tej eksplozji...
- Widzisz Pimpus, to jest zaleta bycia mniejszym, ciężej nas trafić niż takie coś. - Rozejrzał się nieco po pobojowisku, chwilowo dzwoniło mu w uszach .
- Jest ktoś jeszcze na nogach?! - wydarl się na cale gardło i ruszył z golemem na poszukiwania reszty.
Po chwili poszukiwań w gruzach odnalazł ciało Shar’teha. Nie zniosło dobrze eksplozji...
Zza ruin wychyliła się Berenthe. - Daik! - krzyknęła, machając mu ręką.
- Berenthe! - odmachał energicznie driadzie. - Pomożesz mi z Shar’tehem? Położymy go na Pimpusia i przetransportujemy w spokojniejsze miejsce, może ktoś będzie w stanie coś pomóc. - Zeskoczył z golema i rozejrzał się za czymś z czego można by zrobić nosze, choćby jakieś wyważone drzwi. To że wyglądał na martwego, a jego ciało bardziej przypomniało pieczyste niż powłokę żyjącej istoty jeszcze nic nie znaczyło, jak się zresztą przekonał w ciągu ostatnich kilku dni.
Berenthe podbiegła i skrzywiła się lekko. - Czekaj... - mruknęła. Spowodowała, ze spod popiołu wyrosły pnącza, które ułożyły się w coś na kształt kokonu, oplatającego ciało Shara.
- Mamy go tutaj zostawić, czy przenieść w jakieś inne miejsce? Na magii się nie znam,. a dla mnie te roślinki bardzo magicznie wyglądają. - puścił driadzie oko i wyciągnął skądś kawałek w miarę czystej szmatki, próbujac sie nieco wytrzec z sadzy.
- Bierzmy go stad - Berenthe machnęła ręką. - Trzeba go odstawić w jakieś płaskie miejsce, zeby Velius mógł wskrzesić biedaka...
- Pimpuś, weź go, tylko ostrożnie, pomogę Ci. - Razem z golemem załadowali kokon i ruszyli do Veliusa. - Trzeba chyba odliczyć stan osobowy i się znaleźć, jeśli Shar’teh jest w takim stanie, to boje się pomyśleć co z resztą.
- Gdzie ja ją położyłem, ah gdzie ona jest?! - zaczął mamrotać Velius gorączkowo przeszukując zakamarki pancerza. W tym stresie wywołanym wielką eksplozją nie pamiętał, gdzie miał włożoną Łzę Thirel, której do tej pory nie miał jak użyć. Po chwili w końcu ją znalazł i natychmiast zerwał się na równe nogi i pobiegł w kierunku miejsca w którym spadły Argena i Arilyn. Gdy tylko je odnalazł, zaczął wpuszczać moc w Łzę by móc je wskrzesić.
- Przynieście mi tu resztę potrzebujących! - krzyknął do reszty towarzyszy.
Po krótkim czasie do Arilyn i Argeny dołączył Nehro, Shar’teh i Bart. Velius do wieczora dał radę wskrzesić wszystkich... i miał zupełnie dość. Teren, na którym eksplodował Kortax zapadł się pod ziemię, ujawniając zniszczone tunele kopalni. Velshazaar zajął się sprawdzaniem korytarzy i wrócił z raportem o ich stanie technicznym niewiele po tym jak Argena została wskrzeszona.
Do północy całą drużyna powróciła wreszcie do Podróżnika na zasłużony odpoczynek i posiłek...
Velius spojrzał na pozbawioną mocy Łzę Thirel i westchnął, po czym rzucił do towarzyszy:
- Niestety, to cudo nie pomoże nam przez jakiś... miesiąc. Ale i tak spełniła swoje zadanie - powiedział chowając przedmiot ponownie w zakamarek swojego pancerza.
- Byłoby milo, gdybyśmy nie potrzebowali tego cacuszka znacznie dłużej, ani nie napotkali czegoś równie potężnego, jak na jeden dzień i tak mam dość wrażeń chyba.
- Było warto odwiedzić krainę umarłych dla takiej eksplozji - bąknęła Arilyn. Humor jej dopisywał, mimo że nie czuła się jakoś szczególnie genialnie.
- Ale fakt, dość wrażeń jak na jeden raz. Starczy mi na najbliższe lata mojego życia... Albo nawet i na całe - parsknęła śmiechem.
- Velius, wiszę ci potężny baniak najlepszego wina. Świetnie się spisałeś - powiedziała. - A całą resztę jak dotrzemy do Mehizeck mam nadzieję, że uda mi się zaprosić na coś mocniejszego - westchnęła.
- Na przyszłość będę wiedzieć w co nie uderzać - bąknęła już pod nosem.
- Dobrze celowalyscie, tylko po co z bliska? No ale nieważne, grunt że się piesek posypał. - rzucił czyszczący swoją broń drakon.
- Nikt mnie nie uprzedził, że ten dzidek tam ma tak samo jak niektóre smoki - bąknęła Arilyn.
- Zdychało to dobiłam - zaśmiała się ponownie. - Więcej szczęścia niż rozumu jak to mówią - westchnęła.
- No mozliwe, ale ja proponuje chwilowo odpoczac, potem na spokojnie jeszcze raz zwiedzic miasto zanim ruszymy dalej. Tym razem nie powinno sie skonczyc az tak tragicznie i widowiskowo, co wy na to? - Oparl sie wygodnie i zalozyl rece za glowe.
- Jestem za - rzuciła Arilyn.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mr.Zeth »

Wszyscy:

Po solidnym wypoczynku wszyscy już na spokojnie sprawdzili miasto - Kortax najwyraźniej odpędził wszystkie pomniejsze istoty. Badanie miasta nie wykazało niczego ciekawego. Popiół za to niemal zniknął. Pozostało tylko tyle ile faktycznie mogło pochodzić z erupcji wulkanu.
natomiast badanie podziemia okazało się nieco ciekawsze. W pewnym miejscu Velius natrafił na pancerne drzwi. Daikonnstran z kolie znalazł coś w rodzaju włazu do schronu. Argena, Arilyn i Shar'teh dość szybko się męczyli z faktu niedawnego wskrzeszenia, wiec pozostali na pokładzie Podróżnika.

Tymczasem Savin powrócił ze zwiadu, by zameldować, ze ślady ucieczki urywają się w szczerym polu. Jakby coś po kolei "upolowało" ludzi i porwało ciała w powietrze. Berthan i Calefar, którzy spędzili trochę czasu na badaniu popiołu z Kortaxa poinformowali, że istota została stworzona w mieście z popiołu powstałego po paleniu żywych istot... tak wiec mieszkańcy miasta posłużyli za "budulec" dla tego olbrzymiego demona.

Daikonnstran z braku zajęcia był w stanie wraz z Velshazaarem sprawdzić teren i okazało się, że można wjechać Podróżnikiem do miasta. Areus mógł też poruszać się po korytarzach bez obaw.
- Dobra, co wiec dalej? - zapytał Nehro podczas wspólnej wieczerzy. - Grzebiemy w tych podziemiach, czy ruszymy się wreszcie gdzieś? - burknął. Był wściekły, ze nie zdołał zadać żadnych solidnych obrażeń podczas walki z Kortaxem i do tego jeszcze dał się zabić.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Plomiennoluski »

Przyjemnie bylo w koncu rozprostowac skrzydla, nawet jesli tylko na krótko i przy okazji calkiem niezle przy tym oberwal. Co prawda moze nie az tak mocno jak chocby Arilyn czy Argena, ale tez solidnie. Wieczór spedzil leniuchujac w Podrózniku, przegladajac jedna z ksiazek, które wczesniej znalaz Velius, istniala szansa ze znajdzie cos poztecznego, a od dawna nie czytal, wiec relaks mu sie nalezal. W dodatku ubili bestie, wiec przynajmniej na chwile jego wewnetrzne poczucie zagrozenia sie uspokoilo. Nawet usnal w fotelu, z ksiazka na piersiach, cicho pochrapujac, snilo mu sie ze jest wielka pszczola, która zbiera nektar z kolosalnego slonecznika.

Nastepny dzien niestety byl powrotem do szarej rzeczywistosci, juz zaraz po sniadaniu wyruszyli w miasto, po drodze mijajac zasypane domy, ruiny, zmasakrowane demonicznym cielskiem ulice. Szyby kopalniane ziejace jak wyrwane na wierzch trzewia martwego miasta. Ogólnie okolica nastrajala bardzo optymistycznie i tylko sloneznik driady odbijal sie tu nieco innym akcentem. Po dluzszym grzebaniu w gruzach i tunelach udalo mu sie nawet znalezc jakis wlaz, wygladal jak wejscie do schronu, wlasciwie byl nawet nienaruszony, co moglo oznaczac ze w srodku bylo cos wartosciowego, albo nawet lepiej, jacys zywi. Ciezko bylo powiedziec czy to ostatnie to dobra czy zla opcja, ale zawsze bylo to cos.

Gdy wprowadzili w koncu caly pojazd do miasta, polaczone wiesci Savina i Berthana nieco go zmrozily. Mialy sporo implikacji jakby nie bylo.
- Nie wiem jak dlugo czekal tutaj ten stwór, ale jesli jego twórcy sa gdzies tu w okolicy, to nie bardzo mi sie to podoba. Tyle ze podziemia wydaja sie obiecujace, znalazlem cos na ksztalt wejscia do schronu, cos lub ktos tam moze byc. - rzucil drakon zajadajac sie kolacja.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mekow »

Wszyscy

Decyzja o tym co zrobić dalej należała do dowódcy, a tak się składało, że była nim Argena. Swojej załodze, swoim podwładnym nie musiała się tłumaczyć ze swych postanowień, ale na pokładzie było więcej osób, uznała więc, że warto uargumentować dalsze działania.
- Nie mamy czasu sprawdzać całe podziemia, nie będziemy się błąkać po tunelach. Ale otworzymy ten właz i sprawdzimy schron - oznajmiła Argena. Widywała takie, bardzo podobne, w Mehizeck, nigdy wcześniej zaś nie wpadły jej w oko, więc mogła śmiało przypuszczać, że nie były one dziełem demonów.
Następnie spoglądając na tę część zgromadzonych, która nie była jej podkomendnymi.
- Ktoś mógł się tam skryć przed tymi, którzy najechali miasto i tworzyli Kortaxa, a potem przed nim samym. Jeśli ktoś tam będzie, żywy lub uśpiony, to warto ich uwolnić i powiedzieć, że te zagrożenia minęły. Jak wtedy co przywróciliśmy mieszkańców i miasto do życia - powiedziała spokojnie tłumacząc swoją decyzję. - A jeśli będzie tam nie ktoś, a coś. Za tę ciężką walkę wszyscy zasłużyliśmy na nagrodę - dodała.
Osobiście nie była aż tak pazerna na łupy. Oczywiście od przybytku głowa nie boli, ale tym razem Argena myślała tu o tych, którzy mieli w tej kwestii mniej szczęścia.
Arilyn się lekko skrzywiła. Przez chwilę siedziała cicho, by potem się odezwać.
- A co jeśli właz został zamknięty nie po to by coś tam ukryć, a by chronić wszystko to co zostało na zewnątrz? Coś w rodzaju więzienia... Nigdy nie wiesz co jest w środku. A ja swój limit szczęśliwych otwarć grobowców, włazów i więzień już wyczerpałam - mruknęła.
- Wątpię by los był tak łaskawy by tym razem naszą ciekawość wynagrodzić czymś przydatnym - mruknęła. Może gdyby nie była tak długo z daleka od domu miałaby więcej entuzjazmu i ciekawości w sobie. Niestety kolejna w jej krótkim życiu śmierć, ta całkiem świeża, z której “wyleczył” ją Velius, nieco ostudziła jej zapał eksploratorski. Odkąd trafiła do Mehizeck materializując się pewnego dnia w dziwnej maszynerii, nie miała prawdziwego odpoczynku. Po wchłonięciu duszy demona nie była sobą, więc noce spędzone na tańcu i opijaniu się alkoholem nie były odpoczynkiem. Dopiero teraz, gdy Łowcy Dusz udostępnili jej duszę arcydemona była znów sobą i czuła się po prostu zmęczona całym tym bajzlem i wojną z demonami.
Potarła brwi z westchnieniem.
- Według mnie powinniśmy sobie oznaczyć to miejsce, uzupełnić siły i zapasy i dopiero wtedy wtykać nos między framugę i drzwi - powiedziała. - Za włazem może być góra złota, przeklęty przedmiot, pojedyncze puste pomieszczenie, albo niegościnny labirynt wypełniony po brzegi wszystkim tym czego wolelibyśmy nie widzieć. Tego nie wiemy... - dodała.
Argena na bieżąco rozważała słowa Arilyn. Zdążyła się przekonać, że kobieta ta będzie jej wchodzić na głowę, podważać decyzje, wyśmiewać, oceniać i prawić kazania, a co najgorsze, że często będzie mieć rację.
- Istotnie za włazem może być coś czego nie chcemy zobaczyć... Najpierw przeszukamy miasto, może znajdziemy jakieś informacje i lepiej przyjrzymy się temu wejściu - oznajmiła Argena. - Zwykle gdy zamyka się kogoś lub coś potężnego i złego, daje się jakieś ostrzeżenie - wyjaśniła.
- Chyba, ze nie ma się czasu - zauważył Areus. - Poza tym, jeśli zabezpieczenia powstały, gdy miasto funkcjonowało, to umieszczanie znaków może być zbędne. Przekaz ustny często starczał. Nie wszystko co niebezpieczne musi być opatrzone inskrypcją - desolator wzruszył ramionami.
- Powinno, jeśli na przykład jest tak potężne jak Kortax - odparła Argena.
- Em.. pani Argeno - zaczął Bart niepewnie, lecz potem odchrząknął i mówił dalej. - Miasto już zostało przeszukane. Znaleźliśmy tylko metalowe sprzęty i masę popiołu. Wszelkie drewno i papier zniknęły.
Velius jak zwykle siedział spokojnie i przysłuchiwał się dyskusji. Nie był pewien, czego się spodziewać w zamkniętym pomieszczeniu, ale nie sądził, żeby mogło tam być coś gorszego od Kortaxa. Ciekawiło go, co może być w środku, ale decyzja co zrobić należała do Argeny.
- No dobrze, deliberujcie sobie jak tam chcecie i powiedzcie mi na koniec co ustaliliscie, ale okolica faktycznie wyglada dziwnie i do tej pory nie wiemy kto stworzyl Kortaxa. - Daik spokojnie wrócil do czytania, nie mial za wiele do dodania w tej dyskusji, na taktyce znal sie raczej kiepsko, zazwyczaj zajmowal sie zabawkami, choc moze czasem niebezpiecznymi, ale ciagle zabawkami, a to sie z taktyka nijak mialo.
- Nie musiał być czyimś dziełem, to przypuszczenie - odparła spokojnie Argena, uznając je za mało prawdopodobne. Rozumiała, że konstruktor mógł tak pomyśleć, ale potwory takie jak ten którego udało im się powalić, miały bliżej demona energi, niż zbudowanego przez kogoś golema.
- Wysoce prawdopodobne, ze Kortax stworzył się sam z wolnej demonicznej energii - odparł Calefarn. - Teraz takie rzeczy sie zdarzają, energia po prostu wycieka przez różne Wrota i szuka ujścia. Czasem powstaja zupelnie losowe rzeczy. Kortax to jak na razie najgorsze co do tej pory widziałem...
Areus pokręcił głową.
- Faktycznie mógł stworzyć się sam, ale nie sądzę, by to tak działało... nie jestem magiem, ale trzeba by prześledzić bilans energetyczny koło wrót i tworzącej się istoty.
- No wlasnie, a jesli cos jednak to psisko stworzylo, to demon raczej stwórcy nie rozerwal na strzepy?
- Też opcja - stwierdził Berthan.
- Mniej prawdopodobna... - uzupełnił Calefarn.
- Jeśli ktos by stworzył Kortaxa to musiałby albo mieć moc arcydemona, albo całe cholerne laboratorium alchemiczne. W obu przypadkach miałby możliwość przejęcia kontroli nad tworem - Areus wzruszył ramionami.
- Dość gadania o tym cholernym kundlu - mruknął Nehro. - Nie jesteśmy z Vistany, by gadać o psach pół roku...
- No to zarzuccie jakis temat, chocby gdzie dalej. Tak przy okazji, jakies laboratorium alchemiczne w miescie bylo, cos tam nawet by daloby tam rade cos wiekszego stworzyc moim zdaniem. - dodal wychylajac nos z nad ksiazki.
- Po ostatniej wizycie w krainie zmarłych po prostu weszłam w tryb paranoidalny. Jestem nieco zmęczona i chciałabym odpocząć porządnie nim znów tam wrócę na krótką wizytę - westchnęła. - I nie mówię, że wsadzenie temu bydlakowi Mrocznej Masakry w paszczę nie było fajne. Rozpękł się jak żaba... Ale raz mi wystarczy - uśmiechnęła się nieco blado. - Wiele osób tutaj ma pewnie podobne zdanie, bo razem ze mną wybrały się na tę wycieczkę w zaświaty. Mamy jeszcze chyba jedno miejsce do zwiedzenia, z którego musimy zebrać dane. Zróbmy to w jednym kawałku - mruknęła.
- Dwa, Lukka i Phobos - sprostowała Argena. Cieszyła się, że jej załoga i towarzysze podróży wypowiadają się śmiało, ważne było, aby między nią a nimi istniała solidna nić porozumienia.
- Nie będziemy niepotrzebnie ryzykować, ale musimy sprawdzić wszystko co jesteśmy w stanie. Chciałabym na trzeźwo obejrzeć ten właz, może znajdziemy coś, zanim wtargniemy do środka - powiedziała Argena. Miała już pewne plany związane w wejściem do środka, oczywiście takie które przystoiło reprezentantom ich pokroju.
- Czyli, jest labolatorium chemiczne które możemy sprawdzić, - powiedziała wskazując ręką na Daika, który to zasugerował - jego resztki - sprostowała balansując, czy też machając dłonią wokół własnej osi.
- Czy jest coś jeszcze? Może jakaś zbrojownia? Proszę o sugestie - zakończyła z uśmiechem.
- Spokojnie, nie nazywajmy tego laboratorium, raczej mala pracownia alchemika, która zreszta nieco zwiedzilismy, wiadomo ze nie mielismy czasu jej ograbic do reszty, zwlaszcza ze zajalem sie robieniem granatów, ale wielkie to nie bylo, czegos takiego jak ten demon nie dalo sie tam stworzyc, chyba ze sie zwyczajnie myle, ale sprawdzic mozna. - Daik wzruszyl ramionami, przynajmniej udalo mu sie wyciagnac z tamtad cos bardziej pacyfistycznego.
- Sprawdzić panie Daik, nie ograbić tylko sprawdzić - Argena poprawiła go delikatnie. Nie byli złodziejami, ani szabrownikami, byli wysłannikami i badaczami. Argena nie chciała, aby ktoś o tym zapomniał.
Nefalem podniósł głowę i odezwał się.
- Nie jestem co prawda ekspertem od spraw militarnych, ale myślę, że moglibyśmy przez te drzwi przejść. Wprawdzie może tam być coś niebezpiecznego, ale z niebezpieczeństwami można sobie poradzić, a może też znaleźć się tam coś cennego albo choć interesującego. Przede wszystkim, coś co mogłoby nam podsunąć jakieś informacje na temat tego, co się tu stało, kto jest odpowiedzialny za powstanie Kortaxa... W końcu podziemia zapewne są zniszczone o wiele mniej niż powierzchnia. Zwłaszcza po tym co stało się na tejże powierzchni.
Argena rozejrzała się po twarzach zgromadzonych. Wyglądało na to, że nikt nie miał już nic do dodania i czekali na decyzję jaką ona podejmie.
- Sprawdzimy ten właz - zadecydowała. - Zachowamy środki ostrożności, a najpierw sprawdzimy czy nie ma tam żadnych inskrypcji, znaków, czy śladów magi. Nawet zapukamy, zanim go otworzymy, ktoś tam może być - dodała kilka wytycznych. Owszem mogła powiedzieć to kiedy znajdą się już na miejscu, ale wolała aby zgromadzeni byli nieco bardziej poinformowani i zdawali sobie sprawę, że ich dowódca nie rzuca się na wszystko jak leci, tylko nie przepuszcza okazji poznania nieznanego.
Argena zdawała sobie sprawę, że Mehizeck może przysłać dwieście osób do sprawdzenia włazu, które mogą sobie nie poradzić i przypłacić swym życiem. Podobnie wyglądała by regularna armia w starciu z Kortaxem. Oni mieli elitę, Arilyn i desolatora, troje “wskrzeszonych” sprzymierzeńców, łowców, nelafema i silną załogę.
Argena zdawała sobie też sprawę, że oprócz podjęcia decyzji i wydania poleceń, warto także dodać kilka słów zachęty.
- Nie wiemy co tam będzie, ale jesteśmy tu po to, aby to sprawdzić. Jesteśmy silni i przygotowani. Właśnie pokonaliśmy wielką i potężną bestię - Kortaxa i nie boimy się otworzyć włazu. Cokolwiek nas tam czeka, sprostamy wyzwaniu - powiedziała Argena, głośno i zdecydowanie. Przy ostatnich słowach prawą dłoń zacisnęła w pięść i uniosła rękę do góry.
Odpowiedziały jej raczej pojedyncze wyrazy entuzjazmu i gotowości bojowej.
Argena uśmiechnęła się zadowolona.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
ODPOWIEDZ